Lepsza czy gorsza połowa?
Piątek w moim liceum był dniem bez lekcji. Zamiast tego nauczyciele przygotowali dla uczniów masę konkursów z nieomal wszystkich przedmiotów oraz zawody sportowe. Cała szkoła miała pokazać waleczność, uczyć się wygrywać i przegrywać, a przede wszystkim dobrze się bawić. Cała szkoła?
Okazało się, że jednak nie cała. Wielu uczniów uznało, że jak nie ma lekcji, to nie warto przychodzić. Frekwencja była na poziomie 50 procent. Nauczyciele, którzy edukację utożsamiają z pracą przy tablicy, zacierali ręce. Nie ma to jak wykład, kartkówka i sprawdzian, a za nieobecność jedynka. To się nazywa szkoła!
W pokoju nauczycielskim przy kawie dyskutowano, czy w domu została gorsza połowa młodzieży, czy raczej ta lepsza. Inaczej mówiąc, kto jest frajerem? Czy ten, kto brał udział w zabawie, czy raczej ten, kto takie rzeczy ma w nosie?
Mnie najbardziej ciekawi, co nieobecni uczniowie powiedzieli rodzicom. Dlaczego nie idą do szkoły? Bo nauczycielom odbiło?
Komentarze
Sprawa jest, moim zdaniem, prosta. Uczniowie się nie utozsamiają ze szkołą. Ani nie jesteśmy dla nich wzorami. Chyba nie potrafimy im zaproponować tego, czego od nas oczekują: optymizmu, poczucia humoru, autentycznej, nieskrępowanej wymiany pogladów. I może za dużo było lekcji wychowawczych zamienionych w zajęcia przygotowujace nie do pokonywania zyciowych problemów, lecz do matury?
Chodziłam do XXI i nie lubiłam wszystkich tych imprez szkolnych, bo ta szkoła miała mnie przygotować do matury. Szybko, konkretnie i efektywnie. A nie zabawowo. Takie mam wydajne podejście do czasu. A mama nigdy nie kręciła nosem, gdy zostawałam w domu w takie dni i się uczyłam, np. przedmiotów maturalnych. Moje wagary zawsze były w domu na rozwijaniu siebie albo kuciu do zaliczeń. Z drugiej strony, rozumiem że zadanie szkoły to też wychowywanie, ale dziś już to się zmieniło, szkoła ma uczyć, a nie organizować apele i zabawy. Konkretnie. Za miesiąc kończę studia. Żyję. Mimo, że na dni sportu i prusejadę nie chodziłam 🙂
@Absolwentka XXI
Droga absolwentko! A jak w Twoim „wydajnym podejściu do czasu” z przyjaźniami, kolegami/koleżankami, kontaktami z ludźmi, umiejętnością organizowania etc.? Znasz angielskie przysłowie o tym co zrobiło z Jacka wiele pracy i brak zabawy? ” A lot of work and no joy maked Jack a dull boy” 😉 Gdybym miał być Twoim pracodawcą, to poza archiwum bądź pracę z komputerem (i tylko z nim!) byś nie wyszła… 😉
@belferxxx
Przykro mi, ale wg mnie Absolwentka ma absolutną rację. To nie czasy (czy zresztą kiedykolwiek były takie czasy?), że można się bawić, chodzić na prywatki (chyba nawet jest taka przedpotopowa piosenka o prywatkach?) i bóg wie, co tam jeszcze. Kiedy czasem słyszę w rodzinie o tym, jak się np. moi rodzice/ciotki/wujowie uczyli, to się autentycznie zastanawiam jak oni w ogóle zdali. Poważnie. Ja sama też siedziałam dosłownie zasypana książkami i kserówkami, a i tak ciągle miałam wrażenie, że to i tak za mało, bo przecież do nowej matury (i nowszej matury) trzeba wiedzieć /wszystko/ i jeszcze więcej. Obecnie wybawić to się można nawet do upadłego, ale to w gimnazjum, bowiem to trzy lata nieprzerwanej zabawy. A, nie, przepraszam! Jeszcze studia, tak, na studiach też można zawiązać wiele kontaktów interpersonalnych i przyjaźni, i w ogóle.
I niestety, przyjaciele za nas do matury się nie nauczą ani jej za nas nie napiszą, co więcej, oni sami kują, więc nawet by nie było z kim wyjść do kina czy np. na kawę. Nie wiem, ile pan belferxxx ma lat ani kiedy skończył szkołę, ale tak to teraz wszystko wygląda, taka jest rzeczywistość.
A same ?Dni? są najgorsze, bo kompletnie bezużyteczne i zajmujące czas nie tylko uczniów, ale i i kadry nauczycielskiej. Dzień Sportu, Dzień Europejski, Dzień Zdrowego Odżywiania, Dni Nauki, Dni Otwarte? Czego tylko dusza zapragnie!
?Znasz angielskie przysłowie o tym co (?)?
To Polska, a nie Anglia. Czy zbiór naszych ojczystych przysłów i powiedzeń jest aż tak ubogi, by nie można było czegoś znaleźć? I co do brytyjskiego systemu oświaty: oni nie mają masy nielogicznych egzaminów, na które trzeba kuć nocami, my – tak.
?Gdybym miał być Twoim pracodawcą, to poza archiwum bądź pracę z komputerem (i tylko z nim!) byś nie wyszła??
Więc niech bogowie mają Absolwentkę (i innych potencjalnych pracowników) w opiece, żeby na takiego pracodawcę nie trafiła.
Pozdrawiam i z wyrazami najwyższego szacunku,
N.
bleferxxx!
Nie będę szukać pracodawców, bo to ja sama mam zamiar nim być – dla siebie i być może, w niedalekiej przyszłości, dla innych 🙂 Sztuczne organizowanie zabawy przez szkołę, tym bardziej średnią, uważam za stratę czasu. Nie brak mi przyjaciół, co więcej – od początku studiów pracuję z ludźmi jako korepetytor, więc kontakty międzyludzkie stoją dobrze. Co do organizacji, zawsze dziwnym trafem wychodzi tak, że to ja się wszystkim zajmuję i załatwiam sprawy, np. na studiach, bo wkoło niestety bierni ludzie, którzy zrobią ślepo co im się każe, na co dziekan ma ochotę i co wykładowca plecie. A ja taka posłuszna nie jestem i potrafię o swoje zawalczyć 🙂 Te zabawy się do tego nie przyczyniły, przyczyniły się jednak kontakty własne oraz to, co wyniosłam z domu. Wychowawca w liceum nie miał żadnego wpływu na mój rozwój. A tym bardziej nie te imprezy.
@belferxxx
Nic dodać nic ująć – najbardziej mi żal tego faceta i ich dzieci. Natomiast co do Pańskiej wypowiedzi z poprzedniego wątku – najbardziej przygnębiające są dla mnie tak rozliczne i jednoznacznie negatywne odczucia uczniów, ich rodziców i nauczycieli. Źle wykonana praca bywa często bardziej brzemienna tragicznymi konsekwencjami niż gdyby nie wykonano jej wcale (standaryzowanie testów maturalnych). Upowszechnienie wyższego poziomu edukacji osiąga się podnosząc poziom edukacji wczesnoszkolnej. Przy wszystkich swoich brakach dowodzą tego chociażby badania prof.Gruszczyk-Kolczyńskiej. To z kolei kwestionuje sensowność reform zogniskowanych na wyrównywaniu szans edukacyjnych 7-8 lat później, czyli w gimnazjum, a praktyka dobitnie to potwierdza. 6-latki edukowane w przedszkolu i w szkole to dwie różne filozofie celów. Wyjdzie jak zawsze: „nic się nie stało…”
@N.
Ja się obracam wśród zdolnych (trzeba przyznać!) polskich (!) licealistów (często z ogólnopolskimi, a i światowymi sukcesami) i oni i umieją się razem (również w szkole!) bawić i znajdują na to czas. Maturę też, mówiąc oględnie, nienajgorzej zdają. „Za moich czasów”, choć uczniowie po liceum zdecydowanie więcej umieli z przedmiotów ścisłych (są jeszcze zbiory zadań, matury i egzaminy na studia!) to jakoś to nie przeszkadzało w zabawie w szkole i poza nią, również w klasie maturalnej … 😉
Więc to bardziej kwestia nastawienia …
Ogromna przyjemność bawić się z nauczycielami. Nie dziwię się uczniom, że nie chcą przychodzić na te pożal się Boże rozrywki
@xxx
Są różni uczniowie i różni nauczyciele … 😉
Niesamowicie ciekawe zjawisko dzisiejszych czasów gdy uczniowie stają w obronie ‚kucia.’ Mi się wydaję, ze nasi rodzice paradoksalnie pamiętają więcej wiadomości i umieją więcej, bo nie uczyli się tylko dla zdanej matury i robienia hajsu tylko dla czegoś więcej. Ale kujmy kujmy może dokujemy się do srebra czy złota…albo do g. 🙂
Liceum skończyłam ledwo dwa lata temu i wspominam takie szopki z obrzydzeniem. Już od podstawówki nie pojawiałam się na dniach wiosny, grzybiarza, liczb, ornitologa czy czego sobie nie wymyślili.
Podobnie jak AbsolwentkaXXI zostawałam przy takich okazjach w domu, czasem się uczyłam, a czasem obijałam.
Odpuszczałam sobie też takie przedmioty jak obrona cywilna, wiedza o kulturze (lepiej obcować z kulturą niż kuć się z podręcznika!), przedsiębiorczość.
Z czasem zaczęłam opuszczać też inne przedmioty, których nie zdawałam na maturze. A później wszystkie. W trzeciej klasie pojawiłam się (i to przy bardzo kreatywnym liczeniu), góra na 40 procent zajęć. A warto wspomnieć, że liceum uchodzi za najlepsze w jednym z większych z polskich miast.
Zdawałam sześć matur na poziomie rozszerzonym, wszystkie wyszły na więcej niż 90% . Choć rodzice wówczas odnosili się do moich wagarów raczej negatywnie, a z czasem przestali je kontrolować, teraz przyznają, że wiedziałam co robię.
Liceum w obecnej formie jest skrajnie bezsensowną instytucją, która próbuje nauczyć wszystkiego. W efekcie kilka lat po jego ukończeniu nie pamięta się prawie nic. Ignoruje się za to umiejętności, które mogłyby przydać się każdemu- autoprezentacja, retoryka, tworzenie projektów, krytyczne myślenie, szukanie, przetwarzanie i analizowanie danych (a niekoniecznie ich zapamiętywanie).
W dodatku plan na siłę wypełnia się tak, że uczniom nie starcza czasu na samorozwój. Zupełnie jakby z góry zakładano, że cały czas, którego nie przeznaczą na naukę, zostanie przez nich zmarnowany.
Kolejny problem: Zupełny brak zaufania do niemal dorosłych ludzi. Nauczyciele biegają za uczniami i błagają, żeby zaliczyli zaległe kartkówki, przynieśli zadania domowe i straszą nie zdaną maturą. A na zdanej maturze powinno zależeń samym uczniom.
Obecna struktura edukacji licealnej została stworzona przy zupełnym braku poszanowania, tak ucznia jak i nauczyciela. Niestety, stawia się na ilość godzin zamiast na ich jakość.
Hm, wszystko jest kwestią punktu widzenia. Też 5 lat temu odebrałam świadectwo maturalne XXI LO, studia niebawem będą dla mnie historią.
Ale ja brałam udział w konkursach, zawodach i dniach wszelakich. I zdążyłam się nauczyć do matury. Mam wiedzę, wykształcenie i coś jeszcze, wspomnienia. Nigdy nie zapomnę, jak w konkursie kolęd i pastorałek CAŁA moja klasa zaśpiewała „Z kopyta kulig rwie”. To była kolęda na miarę naszych umiejętności – ani nie kolęda, ani nie umiejętności. Dziś jednak mnie i prawie trzydzieści osób łączy to samo wspomnienie. Chyba jednak warto było.