W nagrodę książka
Na zakończenie nauki szkoły kupują masę książek dla uczniów. W skali kraju to są miliony dzieł rocznie. Najczęściej za grosze i w tanich księgarniach, gdyż na nic lepszego szkół nie stać. Co nie sprzeda się przed wakacjami, pójdzie na przemiał.
Nagrody dla uczniów nie są finansowane z budżetu placówki, lecz z pieniędzy wyszarpanych od sponsorów, czyli najczęściej rodziców. Czasem nawet nauczyciele dorzucają się do nagród albo kupują książki za swoje, bo inaczej nie wypada. Jak nie dać dziecku nagrody, gdy tak się starało?
W jednych szkołach nagradza się wszystkich (za wysiłek, dobre chęci, za postępy, za to, że się jest dzieckiem itd.), a w innych tylko najlepszych. Moim zdaniem, książką powinno się nagradzać wszystkich. Budżet szkoły powinien mieć punkt: „Książka dla każdego”.
Im więcej uczniów do obdarowania, tym książki skromniejsze. Trudno namówić rodziców do hojności na rzecz obcych dzieci. Wolą już kupić coś ekstra dla swojego dziecka. Warto jednak pamiętać, że dla wielu osób skromna książka od wychowawcy jest jedyną nagrodą. Nic innego nie dostaną, bo w rodzinie bieda. W niejednym domu innych książek nie ma, tylko te, które dzieci dostały w nagrodę.
Komentarze
…a gdyby tak kupować w antykwariatach? 😛
Ja bardzo przepraszam, ale taki wpis powinien pojawić się 1 września. Wtedy, gdy nauczyciele zaczynają kontaktować się z rodzicami.
Dlaczego moja żona – a nieco później i moje dzieci – dostawały szału jak chciałem planować wakacje w lipcu? Na przyszły rok, oczywiście.
Dzieci chociaż zmieni twarda rzeczywistość rynku, już mają pierwsze efekty, gdy je wyśmiano jak starały się w maju o praktyki wakacyjne w firmie. Naiwnym nie wpadło do główki, że mając na myśli bieżący rok tylko się kompromitują.
No ale dzieci małe są i wolą autostopem do Amsterdamu pojechać. Jak się ich potem zapytać co widziały to fasady budynków, asfalt, wodę w kanale, opary benzyny i trzeba było już wracać.
Rijkscośtamu nie widziały i się irytują na pytanie ile i jakich mieczy ma tradycyjna holenderska barka.
Planować z wyprzedzeniem? A bo my jesteźwa durne jakie czy co?
U mnie w szkole książki dzieciom kupowali rodzice i przekazywali nauczycielowi do wpisania dedykacji. Dałem kasę, samo dziecko sobie kupiło. Ale przeczytać, trzeba będzie gonić, samo nie przeczyta.
A po co te książki? Na szczęście skończyłam w tym roku średni szczebel edukacji i cieszę się, że już więcej nie dostanę ze szkoły słowników języka polskiego, wszelkiej maści atlasów i książek, co to sprzedać się nie umieją, a nikt do nich nie zagląda. Jestem molem książkowym, ale bez przesady, na co mi atlas krajobrazów Polski, cudów Polski, gór Polski? Chyba już lepiej dać dzieciom spokój, albo porządną literaturę zamawianą prosto u wydawnictwa ze sporym rabatem.
„Ale przeczytać, trzeba będzie gonić, samo nie przeczyta.”
Oczom nie wierzę. Gonić!?
Ja sądzę, że gdyby ojciec na drucie nad ulicą zatańczył, z jamnikiem na smyczy, grając koncert Wieniawskiego jedną ręką, bez oddechu, w czasie deszczu, pod parasolem, gotując obiad z ośmiornicy i odpowiadając na pytania o sens życia na wesoło to by się dziecko samo zachęciło.
Przymus to metoda degeneratów i karcianych zbrodniarzy.
A ganiał to kapo więźniów po obozach.
Nasz belfer ma racje,
to świetna i nie droga sprawa, odpowiednia książka z dedykacja dla każdego ucznia.
Na dwór hr. Komorowskiego z żoną wydaje się ~200 mln rocznie,
na nekrofilów z IPN tyle samo, na Rzeczników Spraw Zbędnych, Senat, zbyt duży Sejm, pól miliona urzędasów, Samorządy, urzędników Watykanu ….. czyli forsy jest aż nadto
Gonić, to nie to samo co przymuszać, gonić to zachęcać.
Ciężko idzie to gonienie, ale jakoś się udaje, jak nie podstępem to przekupstwem, sposobami dziadek z pieca złaził, osiągnięcie celu się liczy, celem jest czytanie i udaje mi się.
Po dobroci trzeba, przemocą można tylko odwrotny skutek od zamierzonego osiągnąć.
Do „w czym problem?” O takich rzeczach mówi się 1 września. Gdy ustala się, a właściwie gdy Rada Rodziców ustala, składki na komitet. To te słynne składki, które z taką zajadłością atakują różnej maści pismaki bez pomysłu na życie i wierszówkę. To z tego komitetu kupuje się nagrody. W mojej szkole ściągalność zadeklarowanych przez rodziców składek, niejednokrotnie niższych niż te zaplanowanych przez RR to góra 50%. Gmina na nagrody dla dzieci, sponsorzy coraz mniej chętni, coraz więcej radośnie poszczekuje, że skoro komitet nie jest obowiązkowy, to nie zapłaci, tak więc chociażby tych nagród nie będzie.
ja 29 czerwca o godz. 16:05
Właśnie skończyła się zbiórka pieniędzy na radio publiczne. Mówię o publicznym radio za kałużą. Muszę się dokształcić, ale chyba usłyszałem, że połowę swojego rocznego budżetu muszą wyżebrać od słuchaczy. I żebrzą. Przez tydzień, co piętnaście minut chyba, wchodzą na pięć minut. W roku mają cztery takie tygodnie, po jednym na kwartał.
Siedzą w studio i żebrzą – dajcie, bo znikniemy z anteny.
Za to reklam żadnych nie nadają i ich tematyka jest o 3 rzędy wielkości mądrzejsza i ciekawsza od każdego radia komercyjnego.
Identycznie robi jedyna pozostała w okolicy stacja nadająca muzykę poważną. Oni żebranie uzupełniają reklamami, ale bardzo niewiele i z „pewną nieśmiałością”.
Jedna z polonijnych parafii od lat się wyróżnia tym, że ileś razy w roku (chyba raz na miesiąc, ale głowy nie dam) korzysta z darmowych paru minut na antenie polonijnego radia i czyta swój budżet. Facet wyczytuje ile zadeklarowano, ile zebrali, na co poszło, ilu ludzi dało, ile średnio dano na głowę, na rodzinę, jakie parafia zaciągnęła pożyczki, jak zainwestowano pieniądze, kto nadzorował, kto sprawdzał dokumenty na uczciwość kto na przepisy podatkowe kto na kościelne kto na zdrowy rozsądek.
Jak im się zbiera lepiej niż plan przewiduje facet rozpływa się w podziękowaniach. Jak mają zaległości opierdala równo z góry tak, że ja tylko czekam, kiedy zacznie walić po nazwiskach.
Świecki. Nie kleryk, nie zakonnik, nie siostra, nie ksiądz.
Wybierany. I zwykle jakoś wybierają takiego, którego bez przykrości człowiek może słuchać. Mówi rzeczowo, krótko, wyczerpująco, po męsku.
Czyli można. Tutaj w wiekszości rzeszowskie, tarnowskie, podlaskie siedzi. Warszawiaków czy wrocławiaków na lekarstwo. Raczej lud pracujący aniżeli intelektualiści. PiS zapiekły. Matecznik Rydzyka.
A zorganizować się potrafią. Dumę z tego czerpią.
Że nie są ostatnie imigracyjne śmieci. Na codzień tyłki miejscowym emerytom nad grobem podcierają, w fabryce od piątej rano śruby toczą, domy malują, deski piłują i auta komuś klepią.
To się chociaż przy parafii zorganizują aby móc na siebie z satysfakcją popatrzeć.
Gdyby ten sam duch i tą samą motywację zaprząc do współdziałania ze szkołą w Kraju. Głowa mała co by można zrobić.
Ksiądz umiał przekonać, że parafia jest ich.
Albo oszukać, mnie tam wszystko jedno, dla mnie skutek się liczy.
Jakby tak nauczyciel umiał oszukać…kończę, bo zawrotu głowy dostaję.
„gonić to zachęcać”
Wpadaj częściej, z przyjemnością lepiej poznam twoje poglądy.