Gimnazjalisto, wybierz zawodówkę
Absolwenci gimnazjów zniechęcani są do wyboru ogólniaków. Licea ogólnokształcące cieszą się nieuzasadnioną renomą, a produkują przecież kandydatów na bezrobotnych. Co innego zawodówki. Te szkoły dają największe dobro, czyli zawód.
Tyle propaganda, a teraz przejdźmy do faktów. Nie chodzi o zawodówki w dawnym stylu (np. dwuletnią krawiecką czy rolniczą), bo takich nikt nie chce, tylko o szkoły średnie uprawniające do zdawania matury, czyli technika. Nauka w nich trwa dłużej niż w ogólniaku, tj. cztery lata, i jest trudniejsza. Na koniec nauki trzeba zdawać nieomal w tym samym czasie egzaminy zawodowe i maturę – taką samą jak w ogólniakach. Uczniowie techników mają więcej nauki niż młodzież w ogólniakach.
Przekonywanie gimnazjalistów, że dzięki nauce w technikach zyskają zawód, jest oparte na kłamstwie. Zyskają najwyżej ćwierć zawodu. Bez studiów nie zrobią żadnej kariery w zawodzie, mogą być najwyżej popychadłem. Karol Okrasa wprawdzie chodził do technikum gastronomiczno-hotelarskiego, ale na tym nauki nie zakończył. Przed nazwiskiem ma mgr jak każdy.
Ponieważ studia są koniecznością, należy zadać pytanie, które szkoły lepiej przygotowują do studiów: ogólniaki czy technika? Podejrzewam, że dobrze nie przygotowują żadne, ale ogólniaki jednak lepiej niż zawodówki. Dopóki to się nie zmieni, zachęcanie gimnazjalistów do wyboru szkół zawodowych opiera się na mydleniu oczu. Zawodu żadnego dziecko nie zdobędzie, najwyżej pozory jakiejś profesji, a maturę zda gorzej niż po ogólniaku. Jak przyjdzie do rekrutacji na studia, absolwenci zawodówek przegrają z kolegami z ogólniaków. Poza wyjątkami, ma się rozumieć. Ale nie każdy jest Karolem Okrasą.
Komentarze
„Ponieważ studia są koniecznością, należy zadać pytanie, które szkoły lepiej przygotowują do studiów: ogólniaki czy technika? Podejrzewam, że dobrze nie przygotowują żadne, ale ogólniaki jednak lepiej niż zawodówki. Dopóki to się nie zmieni, zachęcanie gimnazjalistów do wyboru szkół zawodowych opiera się na mydleniu oczu. Zawodu żadnego dziecko nie zdobędzie, najwyżej pozory jakiejś profesji, a maturę zda gorzej niż po ogólniaku”
Jestem PRZERAZONY. I to mowi PEDAGOG!!!
Nei dziwota ze mamy tylu kurturoznacow, filozofow, socjologow, psychologow i innych ..logow. Jezeli takie wiesci propaguje sie w szkolach….
Otoz, prosze Pana: 1. Istnieje wiele zajec, calkiem trudnych, ktore STUDIOW WYZSZYCH nei wymagaja. Na przykald operator obrabiarek sterowanych komputerowo. Owszem, to trudne zajecie. Bardzo poszukiwani sa ludzie ktorzy to umieja, wysokie pensje. DUZO wieksze niz nauczycieli. Technicy elektronicy, technicy elektrycy, mechanicy samochodowi. Dzisiejszy samochod to nie samochod Panskiego dziadka ktory mozna bylo naprawic klapcazkami i mlotkiem. Dzisiejszy samochod ma w sobie cos z 10 komputerow
2. Zadaniem tecnnikum NIE JEST przygotowanie na studia. Jest nauczenie zawodu. a PRZY OKAZJI zrobienie matury. Wiec pytanie „jaka szkola lepiej przygotowuje do studiow” jest bez sensu i jest swiadectwem kompletnej nieznajomosci problemu. Az strach ze owa neiznajomosc wykazuje NAUCZYCIEL
Problemem polskiej gospodarki (i nie tylko polskiej, amerykanskiej tez) jest nadmiar „dobrze wyedukowanych” – wyedukowanych wcale nie tak dobrze i w dziedzinach KOMPLETNIE niepotrzebnych gospodarce. A brak wlasnie takich bez rozmaitych tytulow a potrafiacych cos KONKRETNIE zrobic. Ci wyksztalceni uwazaja ze NALEZY in sie etat i sa sfrustrowani ze go nei maja. Ci gorzej wyksztalceni moga zarabiac pieniadze o ktorych Panowie Magistrzy moga tylko marzyc.
A.L., nie rozmwaiajmy na poziomie, co jest dobre dla narodu i co powinien mówić pedagog. Porozmawiajmy, jak należy pokierować własnym dzieckiem. Proszę, odpowiedz, z ręką na sercu, czy zachęcałbyś swoje własne potomstwo, aby nie szło na studia, tylko do zawodówki? Cudze dzieci możemy kierować do zawodówek, ale czy tak samo postąpimy z własnym potomstwem. Czy krew z krwi mojej zachęcę, aby nie studiowała, tylko zakończyła edukację na zawodówce? Wszyscy mówią, że lepsza jest szkoła zawodowa, ale przykładu nikt nie daje. Pokaż mi autorytety w tym kraju, które posyłają dzieci nie na studia, ale do budowlanki czy mechanika.
Pozdrawiam
DCH
Od z grubsza trzydziestu lat wszystkie naprawy i remonty w moim domu robi Pan Andrzej – po technikum budowlanym. Jesli w tych technikach uczono tak, jak sie nauczyl Pan Andrzej, to pewnie wlasne dziecko oddalabym do takiego technikum aby mial – jak mowiono w moim domu – fach w reku.
Pan Andrzej konczyl to technikum gdzies pod Warszawa, bodaj w Milanowku. Jego wiedza z przedmiotow „ogolnych” – historii, geografii, fizyki czy chemii jest imponujaca. Ale tez Pan Andrzej, mlodszy ode mnie o dekade lub wiecej, zawsze podkresla, ze jego nauyczycielami nie tylko przedmiotow z budownictwa, ale i ogolnych byli nauczyciele przedwojenni, zas ci, ktorzy uczyli go przedmiotow ogolnych stawiali wymnagania takie jakie strawiane byly w liceach.
Przyjezdza do Anglii co roku na cale lato i zarabia tu na utrzymanie w Polsce przez reszte roku. Jego corka konczy juz trzeci wydzial na uniwersytecie. Wlada piecioma jezykami. . Stawki Pana Andrzeja sa wyzsze niz przecietnego rzemieslnika angielskiego, tym niemniej do niego ustawia sie kolejka rok wczesniej i nikomu nie powierzylabym swego domu tak jak powierzam jemu. Podajemy go sobie nawzajem z rak do rak i trzesiemy sie aby nam nie umarl albo co….
Gospodarz w odpowiedzi na moj post: „aby nie szło na studia, tylko do zawodówki”. Gospodarz, post na blogu: „tylko o szkoły średnie uprawniające do zdawania matury, czyli technika”
No wiec chodzi o zawodowki czy technika? To sa dwie zupelnie inne rzeczy, ksztalcace zupelnie inaczej, wedle zupelnie innego poziomu, i specjalistow lokujacych sie w zupelnie innych miejscach hierarchii zawodowej.
Do zawodowki – pewnie bym raczej nie chcal gdybym nie musial. Ale do technikum? Czemu nie? Gdyby dziecko chcialo studiowac „korlturoznawstwo Czech i Moraw” na uniwersytecie czy tez Elektronike Biomedyczna w technikum – zdecydowanie bym polecal technikum. Bo po kulturoznawstwie bedzie nikim – osoba byc moze z wykastalceniem ale KOMPLETNIE bez umiejetnosci. Bedzie sie petac miedzy Biedronka i Tesco i zaraboac 1500 miesiecznie i modlic sie o etat gryzipiorka. Po technikum (tym biomedycznym – mniej wiecej wiem) bedzie poszukiwanym specjalista z calkiem porzadna placa. Czy Pan widzial kiedys sale intensywnej terapii w szpitalu albo tomograf komputerowy? Ktos te elektronike musi obslugiwac i konserwowac. A skonczenie technikum nei wyklucza studiow. Moje doswiadczenie na Politechnice pokazuje ze absolwenci technikow daja sobie duzo lepiej rade niz maturzysci – maja lepsze przygotowanie poczatkowe i lepsza motywacje.
Mam sporo rodziny ktorych dzieci pokonczyly rozne „…znawstwa”. I od ukonczenia studiow sa na garnuszku rodzicow.
A tak jak idzie o „pryncypia” – malo mnie interesuje co robia „autorytety”. Zreszta „autorytetow” to ja nie widze. Natomiast studiowanie nie jest celem samym w sobie, a ambicja systemu edukacyjnego – fundowanego pzreciez z kieszeni podatnika – nei powinny byc studia dla studiow. Ambicja systemu edukacujnego powinno byc wyksztalcenie specjalistow ktorych potzrebuje gospodarka. A gospodarka jest tak jak wojsko – wojsko nie moze sie skladac z samych oficerow. Natomiast polski system edukacyjny postawil sobie takie zadanie – wszyscy maja byc oficerami. Tyle ze wiekszosc tych oficerow nie umie nawet strzelac
Na szczescie od czasu do czasu w prasie czy Sejmie (to rzadziej) odzywaja sie glosy rozsadku. Ale do normalnosci jeszcze daleko. Ale jezeli SYSTEM edukacyjny odradza uczniom technika, pokazujac ze tylko studia WYSZSZE sa godne szacunku – to do normalnosci jeszcz daleko.
P.S. Nie zgadam sie z opinia Gospodarza na temat tego ze, cytuje: „Przekonywanie gimnazjalistów, że dzięki nauce w technikach zyskają zawód, jest oparte na kłamstwie. Zyskają najwyżej ćwierć zawodu. Bez studiów nie zrobią żadnej kariery w zawodzie…”
Ciekawe skad Pan doszedl do takiego zniosku? Co Pan wie o zawodach i ksztalceniu zawodowym? Ja przypadkiem wiem – jako nauczyciel akademicki na Politechnice pisalem pare razy podreczniki dla Technikow. I moi uczeni Koledzy tez. I moga Pana zapewnic, ze w niektorych Technikach ktore znalem, poziom nauczania byl lepszy niz na niektorych prowincjonalnych uczelniach
A.L.,
dziękuję za odpowiedź. Szanuję i cenię pracę wszystkich ludzi, którzy nie ukończyli studiów i są świetnymi fachowcami. Ich praca jest jak najbardziej potrzebna. Powinno być jak najwięcej ludzi z wykształceniem średnim zawodowym, powiedzmy makismum technik z maturą. To wszyscy wiemy. Mam jednak wrażenie, że popieranie kształcenia zawodowego nie jest szczere. Wrócę do tego, co napisałem wcześniej. Otóż bardzo bym chciał, aby wszystkie dzieci moich sąsiadów zdecydowały się na wybór zawodowej szkoły pogimnazjalnej (niech to będzie technikum bądź zasadnicza zawodowa i potem uzupełnienie w celu zdobycia matury). Ale czy tak samo chciałbym, aby moje dziecko zakończyło naukę na zdobyciu tytułu technika i na studia się już nie wybrało? Czy zrobiłbym wszystko, aby przekonać moje dziecko, że studia to zły wybór, bo potrzebujemy jak najwięcej fachowców tylko ze średnim wykształceniem. Czy jeśli chcemy zakończyć ten pęd do kształcenia akademickiego, damy przykład i pokierujemy tak losem naszych własnych dzieci, aby na studia nie poszły, tylko zadowoliły się pracą operatora koparki? Wydaje mi się, że rozumowanie jest inne: niech cudze dzieci nie idą na studia, ale moje dziecko jak najbardziej niech idzie. Mniej osób wybierze studia, wtedy mojemu dziecku będzie łatwiej. Niech wszystkie dzieci sąsiadów na studia nie idą, ale moje koniecznie. Tak rozumuje większość Polaków. Chwalę i podziwiam kształcenie zawodowe średnie, ale czy szczerze> Czy dla mojej najbliższej rodziny to też jest dobra droga życia? Kim powinno być moje dziecko? Technikiem bez studiów czy magistrem, a może nawet doktorem? Znajdźcie mi ludzi, którzy chcą dla swojego dziecka wykształcenia na poziomie tylko technikum, to uwierzę, że to dobry wybór.
Pozdrawiam
Gospodarz
PS: Politechnika to jest wspaniała uczelnia. Całe klasy z mojego ogólniaka idą na politechnikę. Ale czy o to chodzi w polityce popierania kształcenia zawodowego? Może ogólniaki trzeba nastawić, aby przygotowywały więcej klas matematyczno-fizycznych na studia politechniczne. Nadal jednak chodzi o bycie magistrem. Nie uciekniemy od tendencji, że tytuł magistra będzie w XXI wieku tak powszechny jak świadectwo ukończenia szkoły podstawowej w latach 70. XX wieku.
Gospodarz: „tylko zadowoliły się pracą operatora koparki?”
Prosze Pana, operator koparki to nawet nei szkola zawodowa. To 6 miesieczny kurs. TECHNIK to czlowiek o okreslonych, calkiem wysokich umiejetnosciach. Ja, jako inzynier, potrafie zaprojektowac uklad elektroniczny. Na papierze, albo poslugujac sie komputerem. Ale ZROBIC go w metalu – to ja bardzo przepraszam, ale ja nie potrafie. Przynajmniej tak nie potrafie jak dobry technik. Z kolei technik nie zaprojektuje tego ukladu. Ja nie isntnieje bez technika, technik beze mnie.mamy zupelnie inny zakres umiejetnosci. Jj – matematyke. Technik – umiejetnosc obrobki metalu, na przyklad. Co wiecej,. trudniej o dobrego technika niz dobrego inzyniera.
„Technikiem bez studiów czy magistrem, a może nawet doktorem?” I bez zawodu? Nie ma sie co oszukiwac, wiekszoc „magistrow” konczacych dzisiaj studia, oprocz dosyc fragmentarycznej wiedzy encyklopedyczniej nie ma ZADNYCH umiejetnosci praktycznychw jakiejkowlwiek dziedzinie. Sa na rynku pracy w takiej sytuacji jak maturzysci. Czy o to chodzi w calej tej „edukacji”?… Gdy kuzynce, „…znawcy” proponowalem aby udal sie na kurs „Zaawansowanego EXCELA” motywujac to tym ze w ten sposob zwiekszy swoje szanse na parce biurowa, odpowiedz byla: „Przeciez ja jestem …znawca! Mam magisterium!” I jak sie gospodarka ma z takimi rozwijac?.. Acha, to nei o gospodarke chodzi…
„Nie uciekniemy od tendencji, że tytuł magistra będzie w XXI wieku tak powszechny jak świadectwo ukończenia szkoły podstawowej w latach 70. XX wieku.”
No i o to chodzi. TYTUL, tytul sie liczy. Tytul ktory zastapil tytul hrabiego, barona czy jakiegos tam. A ZAWOD? Przeciez od dawna wiadomo ze osoby zarabiajace praca na zycie sa godne najwyzszaej pogardy.
A nawet jak wszyscy pojda na Politechnike…. Gdy wszyscy beda magistrami elektronikami, kazdy bedzie umial zaprojektowac wzmacnacz na 100 GHz. Ale nie bedzie nikogo kto bedzie umial go zbudowac i pomierzyc.
I jaka jest spoleczna korzysc z magistra, absolwenta „…znawstwa” sfrustrowanego siedzeniem w kasie w Biedronce? Czy o to chodzi?… Czy naprawde trzeba byc magistrem zeby siedziec w kasie? I czy to naprawde recepta na szczesliwe zycie?
Jedyne rozwiazanie tu uczynienie – NA POWROT – studiow wyzszych studiami elitarnymi. Nie, nie finansowo. Intelektualnie. Tak aby 20% chetnych moglo sie dostac.
Niestety, jak na dzis, lobby edukacyjne czyni krzywde. Dziecim, mlodziezy i gospodarce
W firmie, w której pracuję mgr hotelarstwa montuje płyty gipsowo-kartonowe i uczy się tego fachu od absolwenta zawodówki, chłopak z licencjatem z prawa administracyjnego sprząta toalety i jest to jego najlepsza praca po ukończeniu studiów. Mgr europeistyki i stosunków międzynarodowych obsługuje programy fakturujące i przygotowuje przelewy bankowe. Robotę ciągną absolwenci techników i szkół zawodowych sprzed 30-40 laty. Młody ślusarz po szkole zawodowej nie potrafił posługiwać się podstawowymi narzędziami ślusarskimi.
od 35 lat pracuję w przemyśle i podzielam pogląd A.L.
System oświaty, szczególnie ten finansowany całkowicie lub częściowo z budżetu państwa ma służyć przygotowywaniu kadry fachowców potrzebnych gospodarce a nie spełnianiu ambicji rodziców. Ma kształcić tylu fachowców w określonej dziedzinie ilu jest potrzebnych a nie tylu, ilu jest chętnych.
Kształcenie specjalistów , na których nie ma zapotrzebowania jest zwykłym marnotrastwem.
To co Pan Gospodarzu prezentuje przypomina postawę ogrodnika, który mając ograniczone zasoby wody zamiast zagonów z warzywami podlewa nią kwiatki na rabatkach ” bo ładnie wygladają”.
Kwiatkami się Pan nie naje .
„Absolwenci gimnazjów zniechęcani są do wyboru ogólniaków.”
Pozwalam sobie zwrócić Gospodarzowi uwagę, że już w tym stwierdzeniu jest zawarta część problemu. Nie wszyscy tatusiowie i nie wszystkie mamusie mają fisia na punkcie kierownia życiem swoich dziatek. Nie wszyscy też uważają za koniec świata wybór tej czy innej szkoły. Być może tumiwisizm. Być może wolność od nauczycielozy.
To straszna choroba i z mojego skromnego doświadczenia życzenie „obyś cudze dzieci uczył” to jest pikuś w porównaniu do przekleństwa „obyś nauczycielskie dzieci uczył”.
Proszę się zastanowić, kto i jak te nauczycielskie dzieci pozarażał nauczycielozą.
Wtedy łatwiej będzie Panu przetłumaczyć „są zachęcani” na ludzki język.
I nie, nie wszyscy rodzice tak jak nauczyciele „pchają” dzieci na studia czy ogólnie dyktują gdzie iść. Np. ja z żoną, choć przyznaję, że było w tym 90% jej uporu a nie mojej woli, daliśmy naszym dzieciom kompletnie wolną wolę zarówno przy wyborze szkoły średniej jak i studiów. Ja W KAŻDYM PRZYPADKU odgrywałem rolę adwokata diabła i zniechęcałem do każdego wyboru ZMUSZAJĄC młodego człowieka do samodzielnej walki o swój wybór. „Zwalczałem” tak samo w przypadku wyboru technikum czy liceum. W wypadku, gdy wybierana szkoła była publiczna czy katolicka. Koedukacyjna czy nie. Położona blisko domu czy na końcu miasta.
Wybór musiał być dobrze uzasadniony i „bo tak” by nie przeszło. Tzn. dzieci pewnie wiedziały, że i tak i tak stanie na ich zdaniu bo „mama tu rządzi” ale ryzykowały konflikt ze mną. Całkiem olać mnie nie mogły.
Na podstawie tego twierdzę, że WERBALNE ZACHĘCANIE CZY ZNIECHĘCANIE rodziców nie ma żadnego znaczenia. To, co się liczy to WŁASNY PRZYKŁAD.
Nie da się dziecka wychować ani nim pokierować metodą „rób tak jak ci mówię a nie tak jak robię”.
I dlatego pracownik umysłowy, o ile jest w widoczny dla swojego dziecka sposób zadowolony ze swojej pracy małe ma szanse na nakłonieniu tegoż dziecka do podjecia zawodu pracownika fizycznego. Gdy siedzi na bezrobociu i ogólnie jest nieszczęśliwy szanse te wzrastają.
Generalnie skłaniam się do tezy, że zawody, z których rodzice są zadowoleni w rodzinach są dziedziczone.
Zmiana zawodu w nastepnym pokoleniu jest możliwa w przeciwnym przypadku.
A.L. 13 kwietnia o godz. 19:19
„Na przykald operator obrabiarek sterowanych komputerowo.”
Może pan sobie darować. Gospodarz ani 99% aktualnych mieszkańców Polski nie wie o czym pan mówi. Tutaj nie zarabia się PRODUKCJĄ czegokolwiek. Tutaj zarabia się GADANIEM, PISANIEM, NAUCZANIEM, SPRZEDAWANIEM, itd.
Jedyne polskie zakłady produkujące obrabiarki CNC wkładają do nich niemieckie mózgi, czyli sterowniki Siemensa. Polak potrafi odlać łoże i je – na niemieckiej obrabiarce – obrobić.
A.L. 13 kwietnia o godz. 21:34
„Elektronike Biomedyczna (…) Po technikum (tym biomedycznym ? mniej wiecej wiem) bedzie poszukiwanym specjalista z calkiem porzadna placa. Czy Pan widzial kiedys sale intensywnej terapii w szpitalu albo tomograf komputerowy? Ktos te elektronike musi obslugiwac i konserwowac.”
Hi, hi, hi.
Koleżanka z roku (elka, politechnika) jest właśnie w Polsce regionalnym przedstawicielem producenta tomografów. Z czasem dorobiła się doktoratu. Na tejże samej politechnice. Teraz mamy doktora elektroniki serwisującego tomografy. To tak tytułem komentarza na temat celowości studiowania.
Z przykrością zauważam, że staje się Pan coraz bardziej odrealniony.
w czym problem: „?Na przykald operator obrabiarek sterowanych komputerowo.?
Może pan sobie darować. Gospodarz ani 99% aktualnych mieszkańców Polski nie wie o czym pan mówi.”
A jednak… Znam przypadek ze facio poszukiwal operatorow CNC. W Polsce
„Koleżanka z roku (elka, politechnika) jest właśnie w Polsce regionalnym przedstawicielem producenta tomografów. Z czasem dorobiła się doktoratu.”
Moze ma takie hobby? Nic zdroznego
Powiem krótko: przez lata nie mogłem wybaczyć ojcu, że wysłał mnie do ogólniaka, a nie do technikum samochodowego, o którym marzyłem.
Nieważne jest liceum czy technikum. Ważne aby młody człowiek czymś się interesował.
W czasie wakacji należy zadbać aby potomek pracował.
Dzieci znajomych studiują i pracują. Student politechniki jako dekarz, maturzysta zatrudnia się w firmie remontowo-budowlanej, studentka filologii polskiej jest recepcjonistką. Poznają stosunki panujące w pracy, znają wartość pieniądza. Wiedzą, że w życiu dadzą sobie radę. Jak nie znajdą pracy w kraju, to wyjadą na zachód. .
Renomowane liceum zapewnia stres i wyścig szczurów. Na studia każdy chętny się dostanie.
Chciałem aby moje dzieci studiowały. Zadbałem też o to, aby miały tyle pieniędzy, że musiały sobie dorabiać. Czy dobrze z żoną robiliśmy? Czas pokaże.
Autor dokonał dziwacznej psychomanipulacji. Wskrzesił popularne mity z lat minionych i niekiedy obecnych, sugerujące, że do zawodówek idzie wyłącznie niekumaty (niewyuczalny) ludzki odrzut. Połączył go z coraz silniejszymi głosami nawołującymi, primo, do redukcji edukacyjnej fikcji polegającej na nadprodukcji fałszywych humanistów (będących synonimem życiowej niezaradności); secundo, do przywrócenia homeostazy poprzez promocję szkół praktycznych, kształcących zręby (podstawy, a nie gotowe produkty) inteligencji technicznej.
Wyjątkowo nieprzemyślany wpis, no, chyba, że rzeczywistym jego adresatem ma być bohater z tytułowej, szyderczej antyfony.
ps. Chyba powinniśmy już zacząć współczuć córeczce pana Dariusza.
@stary
>Renomowane liceum zapewnia stres i wyścig szczurów. Na studia każdy chętny się dostanie.<
1.Nie każde renomowane liceum to wyścig szczurów i stres!!! Bywa zresztą stres większy od "szkolnego" – jak przeżyć 3 lata w towarzystwie blokersów, dilerów, złodzieji, ćpunów i pijaczków bez szkody dla ciała i głowy …;-)
2.Na "studia" każdy się dostanie – fakt. Ale dyplom dyplomowi dziś nierówny, a umiejetności wyniesione ze studiów też. Zdolny i ambitny,nawet niezamożny młody czlowiek z Polski może dziś studiować nie tylko na siermięznych polskich uczelniach z UJ, UW, SGH, PW i AGH na czele, ale również na Harvardzie, Caltech, Yale, Columbii, Princeton, Stanford, Cambridge, Oxfordzie, Imperial College oraz innych uczelniach z pierwszej(!!!) swiatowej setki. Warto – na pewno! Tyle, że to jest perspektywa dla baaardzo zdolnych i baaardzo zmotywowanych żeby coś pożytecznego (dla siebie i innych) zrobić. Przeciętniakowi studia, szczególnie w polskim wydaniu, się nie opłacają. Dyplom to zwykły swistek papieru, wart tyle ile papier, na którym go wydrukowano! Uczelnie polskie i ich kadra w minionym 20-leciu wyprzedały wartość dyplomu uczelnianego…:-(((
@A.L.
>Jedyne rozwiazanie tu uczynienie ? NA POWROT ? studiow wyzszych studiami elitarnymi. Nie, nie finansowo. Intelektualnie. Tak aby 20% chetnych moglo sie dostac.
Niestety, jak na dzis, lobby edukacyjne czyni krzywde. Dziecim, mlodziezy i gospodarce<
Pełna zgoda!!! Warto jeszcze mieć na uwadze koszty (!!!) studiowania dla dyplomu. To w praktyce czyni niemozliwym rzetelne przygotowanie naprawdę potrzebnych fachowców, bo środki na to zostały rozproszone po to żeby niższy personel różnych TESCO czy Mc Donaldsów mógł sobie powiesić na scianie toalety oprawiony w ramki dyplom magistra, na którego "zdobycie" stracił 4 lata w najlepszym okresie życia … :-(((
Coraz mniej w Polsce umysłów Religi,
bo edukacja to głównie lekcje religii.
Droga krzyżowa w szkole wyznacza
– módl się i pracuj bo ważna taca.
Połowa nagród Nobla na świecie przypada ludziom pochodzenia żydowskiego, bo ich rodzice inwestowali w naukę swych dzieci. Biedny i mądry ma dużą szansę. Biedny i głupi zostanie niewolnikiem. Obojętnie w jakim systemie i jak będzie nazywany. W Polsce zestresowani biedą, zieją chrześcijańską miłością by wytłumaczyć samemu sobie że to nie oni winni są temu położeniu . Ale na papierosy, kawę, nowy telewizor i byle jaki samochód zapożyczą się, bo trzeba się pokazać. Obserwuję, tu gdzie mieszkam, w niedzielę – 100 metrów do kościoła. Całe rodziny samochodami.
Coraz mniej patentów rejestruje się w Polsce. Wyścigu cywilizacyjnego nie wygramy. A ustawa o in vitro i tak w najbliższej dziesięciolatce nie będzie uchwalona. I to by było na tyle – nieustające i głośne Szczęść Boże bo Kloch i Oko czuwają…..
belferxxx 14 kwietnia o godz. 13:40
„bo środki na to zostały rozproszone po to żeby niższy personel różnych TESCO czy Mc Donaldsów mógł sobie powiesić na scianie toalety oprawiony w ramki dyplom magistra,”
I to w sytuacji, gdy mają oni swoje własne, prywatne uniwersytety:
http://www.aboutmcdonalds.com/mcd/corporate_careers/training_and_development/hamburger_university.html
😉
@ w czym problem
Uniwersytet Hamburgera jest dla średniej kadry tej firmy z aspiracjami – oni nie są tacy głupi żeby wydawać kasę na (nawet swoje!) kasjerki i sprzątaczki … 😉
Odsyłam do Mni 11.46
Wg gospodarza np. utalentowany fryzjer o międzynarodowej sławie nie sięga do pięt pierwszemu lepszemu absolwentowi byle jakiej szkoły wyższej. No cóż, tak wyglada oblicze współczesnej lewicy, co mnie akurat cieszy.
Żeby mieć zawód trzeba znaleźć kogoś, kto nas tego zawodu nauczy, albo nauczyć się samemu (jak ktoś potrafi). I to tyle.
Szkoły służą głównie temu, aby dzieci nie siedziały niepilnowane w domu, gdy rodzice są w pracy i przy okazji przekazaniu jakiejś wiedzy.
Autor bloga poruszył w tym wpisie dwie kwestie. Pierwsza to: aspiracje rodzica a rzeczywiste uzdolnienia jego dziecka. Zjawisko to stało się przyczynkiem do powstania wielu prywatnych uczelni o różnym poziomie edukacji. Wcześniej, kiedy przyjęcie na studia państwowe(tylko takie były w minionym systemie) poprzedzał egzamin wstępny, jakoś zawodówki i technika dobrze się miały. Teraz rodzice, szczególnie ci z aspiracjami, mogą sfinansować swoje marzenia i wysłać swoje dziecko na płatne studia prywatne. Nawet, jeżeli wyniki w nauce i ogólne predyspozycje wskazują, że lepiej byłoby mu pomóc w znalezieniu szkoły przygotowującej do ciekawego zawodu.
Drugi problem, to brak specjalistów do nauki zawodu w zawodówkach i technikach. Kiedyś młodzież nauczali fachowcy-praktycy, dziś teoretycy. I to jest powód, że dawne technika wypuszczały prawdziwych fachowców, a obecne, niestety nie. Kto namówi dobrego fachowca, żeby chciał „użerać się” z gromadą energicznej młodzieży, do tego nie zawsze kulturalnej za 2 tysiące. Taki fachowiec zarabia kilka tysięcy w spokoju, bez nerwów. Dopóki szkoła nie zapewni atrakcyjnych stawek, o fachowcach i dobrze wyedukowanych absolwentach techników możemy zapomnieć.
Z ręką na sercu – dziecka na studia siłą pchać nie będę. Postaram się postąpić jak moi rodzice, którzy – po ogólniaku – swoich dzieci siłą tam nie pchali, mimo że sami mają wyższe wykształcenie. A może właśnie dlatego? Myślę, że gdybym wcześniej wyraził wolę pójścia do technikum to pewnie nie mieli by nic przeciwko.
W każdym razie po maturze zdecydowanie odmówiłem kucia do egzaminów na studia, więc zasugerowali tylko, żebym – prócz pójścia do pracy – pokształcił się w jakiś mniej wyczerpujący sposób. Poszedłem pracować i, jednocześnie, do studium policealnego
Na studiowanie zdecydowałem się dopiero po sześciu latach – gdy miałem już solidne umiejętności zawodowe – i jeśli chodzi o kształcenie, to była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. W pełni doceniłem swoją wstrzemięźliwość, gdy na wykładzie z matematyki dyskretnej dwóch kolegów z roku marudziło „co on tu …, po cholerę nam te grafy, jesteśmy na inżynierii oprogramowania, a programowania w C# mamy mniej niż matmy, to jakaś kpina!” a ja siedziałem pełen zachwytu, bo metody, które wykładowca omawiał idealnie dało się zastosować do rozwiązania problemu wyszukania i wyizolowania grup powiązanych ze sobą tabel w bazie danych, którą właśnie miałem „na warsztacie”. Tyle, że ja to wiedziałem bo już wielokrotnie musiałem wbijać przysłowiowe gwoździe – a koledzy musieli na słowo uwierzyć, ze ten młotek do czegoś się przyda. I nie, nie sądzę że wykładowca byłby w stanie wytłumaczyć, ze „to się przydaje do tego i tamtego”. Po pierwsze zastosowań jest za dużo żeby je wymieniać a po drugie to jeśli się z problemem nie spotkaliśmy, to nadal będzie to abstrakcja, zwłaszcza dla młodego człowieka. Coś jak ten rak od palenia tytoniu. Niby można dostać, ale jakoś się w to nie wierzy, kto umiera od fajek w wieku 20 lat?
Podsumowując: wcale nie uważam, że studia są istotne. W moim przypadku były tylko dodatkiem (całkiem sympatycznym, przyznaję) a i znam wiele osób, które doskonale radzą sobie w życiu i w pracy bez tego doświadczenia.
Ciekawy i na temat artykul w Onecie. Dwa fragmenty:
„Nnauczanie wyższe, przynajmniej na nie-ścisłych, już dawno temu stało się swoją własną parodią. Nie przygotowuje cię w jakimkolwiek stopniu do realiów rynku pracy. Wykładowcy dostrajają się do poziomu studentów. Do twojego poziomu, drogi maturzysto. Twoja wiedza ogólna, oczytanie, znajomość kultury jest na poziomie szkoły podstawowej. Nie gniewaj się. Jestem tego pewien. Ale nie tylko ty jesteś winien, ponieważ gimnazjum i liceum zrobiły z ciebie wypełniającą testy według klucza małpkę. Przed tobą studia, a większość kierunków studiów uczy rzeczy zupełnie nieprzydatnych. Praktyki na studiach to w większości czysty żart. ..”
„PS. Drogi gimnazjalisto. Jeśli na bakier ci z książkami, jeśli zdobywanie wiedzy nie jest twoim konikiem, idź do szkoły zawodowej. Za kilka lat może staniesz się tym bohaterem internetowego obrazka, właścicielem małej i nieźle działającej firmy, do której przyjdą po pracę twoi koledzy z podstawówki, niewykwalifkowani magistrowie. Posłuchaj starszego wujka i nie słuchaj rodziców, którym wciąż wydaje się, że studia są najważniejsze na świecie. ..”
Rekomenduje calosc:
http://m.onet.pl/styl-zycia/facet,dyqdh
Tytul:
Maturzysto, zostałeś oszukany
aniou: „W pełni doceniłem swoją wstrzemięźliwość, gdy na wykładzie z matematyki dyskretnej dwóch kolegów z roku marudziło ?co on tu ?, po cholerę nam te grafy, jesteśmy na inżynierii oprogramowania, a programowania w C# mamy mniej niż matmy, to jakaś kpina!? a ja siedziałem pełen zachwytu, bo metody, które wykładowca omawiał idealnie dało się zastosować do rozwiązania problemu wyszukania…”
I dlatego wlasnie abslowenci technikum lepiej sobie radza na studiach – bo wiedza PO CO studiuja
Krzysztof Mazur:”Szkoły służą głównie temu, aby dzieci nie siedziały niepilnowane w domu, gdy rodzice są w pracy i przy okazji przekazaniu jakiejś wiedzy.”
A szkoly wyzsze sluza jeszce jednemu: odroczeniu w czasie wejscia na rynek pracy mlodziezy po szkolach a bez kwalifikacji. Co prawda to odroczenie tylko na 4 lata, i po tym odroczeniu kwalifikacji nie przybywa… Ale zawsze – lepiej pozniej niz dzisiaj…
belferxxx: „Zdolny i ambitny,nawet niezamożny młody czlowiek z Polski może dziś studiować nie tylko na siermięznych polskich uczelniach z UJ, UW, SGH, PW i AGH na czele, ale również na Harvardzie, Caltech, Yale, Columbii, Princeton, Stanford, Cambridge, Oxfordzie, Imperial College oraz inne”..
Proponuje wykreslic z tej listy uniwersytety amerykanskie: Harvard, Caltech, Yale, Columbie, Princeton, Stanford.
Owszem, mlody czlowiek z zagranicy moze tam studiowac, ale 1. Musi byc bardzo, BARDZO bogaty, 2, Musi byc bardzo, BARDZO zdolny.
Natomisat studiowanie na uczelnaich w krajach UE jest jak najbardziej w zasiego zdolnego Polaka
@A.L.
>Proponuje wykreslic z tej listy uniwersytety amerykanskie: Harvard, Caltech, Yale, Columbie, Princeton, Stanford.<
Nie ma Pan racji!!! Wiem co piszę – w sumie mam i miałem na tych uczelniach ponad 10 byłych uczniów [ w tym 3 Wietnamczyków;-)].
Zamożni na pewno nie byli – na tych uczelniach jest "ślepa rekruracja"(dopiero po przyjęciu patrza czy delkwent potrzebuje stypendium!). Bardzo zdolni – tak,ale bez przesady.Uczyłem zdolniejszych! Natomiast rzeczywiście bardzo im się, "chciało chcieć" jak mawiał fizyk prof. Janusz Zakrzewski …;-)
Sprzeciwiam się temu gadaniu, że dawna matura to był cud świata a dzisiaj nikt się niczego nie uczy. Zresztą wydaje mi się, że matura w ogólności nie ma za bardzo sensu.
Bardziej boli to, że nie mamy pomysłów, patentów u nas na lekarstwo i w tej dziedzinie Niemcy, co to ponoć są tępi jak tabaka w rogu biją nas totalnie na głowę.
Bardzo bym chciała robić z moimi dzieciakami niecodzienne rzeczy ale nie, trzeba odrabiać papierologię a nic bardziej nie tłamsi…
Jestem fanką zawodówek, oczywiście nie dla wszystkich. Dzieciaki różnią się od siebie poziomem inteligencji i zdolnościami. Po co tych, którzy już pod koniec podstawówki nie radzą sobie na lekcjach, męczyć w liceum, czy na studiach?
Idą do tych liceów, męczą się, stresują, kończą z nerwicą, matury nie zdają, o co wszyscy mają do nich pretensję. Po co???
Nie lepiej, żeby mieli jakiś zawód, satysfakcję z bycia użytecznym niż poczucie bycia wiecznie w tyle.
Mnie tylko zdumiewa, że pan Gospodarz już WIE, że jego dziecko pójdzie na studia. Jakie, nie wie. Zapewne nawet nie wie, czym będzie jego dziecko zainteresowane, jakie będzie miało pasje za te lat kilka, kim będzie chciało zostać. Ale wie, że pójdzie na jakieś studia. Oby nie były to jakieś studia, byle nie iść do zawodówki. Gdyby moje dziecko było zainteresowane pójściem do dobrego technikum, wcale bym nie stawała mu na drodze. Ale moje dzieci mają akurat zainteresowania bardziej akademickie i tu zdają sobie sprawę, że liceum będzie jedynym rozsądnym wyborem. Natomiast bardzo zdolny syn znajomych świadomie wybrał technikum i bardzo je sobie chwali, po pierwsze dlatego, że już zarabia, a przy tym wbrew pozorom może skupić się na tym, co go interesuje. I z pewnością nawet jeśli zdecyduje się na studia (politechniczne), to będzie o wiele lepiej przygotowany do nich niż uczeń po liceum. Tak jak ja pamiętam ze swoich studiów chemicznych, że koledzy po technikum bili nas na głowę i mieli po prostu z górki.
belferxxx: „Nie ma Pan racji!!! Wiem co piszę ? w sumie mam i miałem na tych uczelniach ponad 10 byłych uczniów [ w tym 3 Wietnamczyków;-)].”
Gratulacje, ale miedzy bajki wloze. Owe „latwo dostepne stypendia” to urban legends. Loco Polska.
Mowa zas oryginalnie byla o tym ze maturzysta z POLSKI moze sobie, ot tak, pojsc na Harvard, MIT, Yale czy cost tam, nawet malo zamozny, i od razu dostanie stypendium. Otoz, NONSENS, prosze Pana.
Nie bede tematu rozwijal, bo to nie na temat blogu Gospodarza
@ A.L.13 kwietnia o godz. 19:19
„operator obrabiarek sterowanych komputerowo. Owszem, to trudne zajecie”.
Dlaczego pan pisze bzdury? Juź 20 lat temu, operator wprowadzał dane z rysunku technicznego (tylko dla nowego przedmiotu) a maszyna robiła cały program. Praktycznie obsługa jest na poziomie „push the button”.
Podobnie jest z reszta pańskiego listu
Szanowni komentujący – wśród Waszych komentarzy przewija się jeden, zasmucający pogląd, który najlepiej odda cytat:
„Po co tych, którzy już pod koniec podstawówki nie radzą sobie na lekcjach, męczyć w liceum, czy na studiach?”
Dopóki powszechne będzie podejście, ze „jak ktoś głupszy to nie musi iść na studia”, będące częścią szerszej – i zupełnie dla mnie niezrozumiałej – pogardy dla rzemieślników i ludzi robiących coś własnymi rękami, dopóty młodzi będą pchać się do bezwartościowych szkół wyższych i przyczepiać dumnie swoje dyplomy obok plakietki „McDonald’s: sprzedawca miesiąca”. Tylko najwięksi pasjonaci świadomie pójdą uczyć się w miejsca „dla tych co sobie nie radzili”.
@A.L.
Tym razem to Panu się wydaje, a ja wiem. Z doswiadczenia, świeżego!!!;-) To zadna miejska legenda.
Słyszał Pan o „blind admission”??? Czołowe uczelnie chcą mieć najlepszych studentów. Najpierw w długiej rekrutacji przyjmują, a potem sprawdzają dochody. Wg standardów USA przeciętnie zarabiający Polak to dziad, więc …
SAT-y nie są drogie, koszty wszystkich aplikacji na 5 uczelni nie przekraczają 1000 zł, na interview nie trzeba jeździć do USA bo je w Polsce przeprowadzją członkowie stowarzyszenia absolwentów danej uczelni.
Trzeba być owszem zdolnym i zdetermimowanym. Najłatwiej dostać sie na kierunki matematyczno-fizyczno-technicze bo, tu na tle Amerykanów, jesteśmy jak Etiopczycy i Somalijczycy w bieganiu. Pewne zacofanie (jeszcze!) procentuje… 😉
…. no cóż…. jako że zdarzenia nie istnieją w oderwaniu za wyjątkiem abstraktów co „pedagog” winien wiedzieć i jako że zdarzenia występują w wielo przyczynowo wielo skutkowym związku to w kontekście zdarzeń kilka mających znamiona niepodważalnego faktu wtrącę.
Z pokolenia autora, do którego należę, na kierunki związane z pedagogiką i ogólnie nauczaniem jakiegokolwiek przedmiotu przyjmowani zostawali ludzie którzy generalnie nigdzie szans na przyjęcie nie mieli, marni trójkowicze, z umiejętnościami analitycznymi na poziomie ameby. Pomijając ich doświadczenie związane z postępem czasu ale tylko czasu i głównie w utrzymywaniu posady zabezpieczonej prawnym terrorem pod nazwą „Karta Nauczyciela” to ich wkład w nauczanie, bycie przewodnikiem dla młodych pozostawiał i pozostawia wiele do życzenia (to już praktyczna obserwacja). Zdarzenie numer dwa jest nieco szerzej opisane i udokumentowane. Zdarzenie to nosi dumną nazwę czterech reform z czego jedna, ta nas interesująca przyczyniła się w szczególności do pogrążenia nie tylko czego co nazywamy ogólnie edukacją ale w dalszych skutkach położyła na łopatki Naukę (przez duże N), innowację, inżynierię. Te wszystkie wnioski-skutki można uogólnić do jednej zgrabnej nazwy: Ta reforma położyła Nas z Naszym krajem. Cytując hetmana Zamoyskiego „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie… Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli”, taką właśnie mamy Rzeczpospolitą. Niedouczoną, ksenofobiczną, chciwą, zawistną, gdzie innowacja ogranicza się do fantazyjnego wylewania betonu a nie daj boszsz znajdzie się taki co prawdziwą innowację zaprezentuje to go zaszczekają, zaciukają niczym rodzimi politycy.
Jedyne co nam pozostaje to dla wszystkich niepoprawnych idealistów jak ja, polecam pracę u podstaw i dużo cierpliwości. By odwrócić kilkanaście lat, potrzeba nam… kilkunastu lat. Co najmniej kilkunastu i bez ograniczonych w analizie dostarczanych w mediach artykułach kogoś kto jakby nie patrzeć pluje na samego siebie i jeszcze z tego się cieszy. No tak widzę ten artykuł.
@A.L.
Akurat wiem, że belferxxx prawdę rzecze (pozdrowienia dla Pana Profesora, z życzeniami kolejnych harwardczyków (mimo że) w nowej szkole) i mówi z własnego belferskiego doświadczenia, o swoich własnych uczniach. I z tego co Pan pisze, o procesie rekrutacji wie więcej niż Pan.
Adam 2222:”Juź 20 lat temu, operator wprowadzał dane z rysunku technicznego (tylko dla nowego przedmiotu) a maszyna robiła cały program. Praktycznie obsługa jest na poziomie ?push the button?.
Moze to i latwe. Ale z pewnoscia nie ma Pan o tym pojecia
„Podobnie jest z reszta pańskiego listu”
Podobnie jest z reszta Panskiego listu
belferxxx: „Tym razem to Panu się wydaje, a ja wiem. Z doswiadczenia, świeżego!!!;-) To zadna miejska legenda.”
Nie wiem jakie Pan ma doswiadczenie, ale ja spedzilem w USA prawie 30 lat, z czego kilkanascie odpracowalem jako profesor uniwersytecki, a w tym czasie bylem przez 2 lata doradca dla studentow zagranicznych.
Jak rowniez mam garstke dzieci krewnych i znajomych ktorzy na amerykanskich uniwersytetach studiowali badz studioja wiec wiem jak z owymi stypendiami jest.
Wiec Pansiei opowieci pozwole sobei potraktowac z rezerwa. Jak pisalem poprzednio, nie bede tematu rozwijal aby nei zasmiecac bloga
adam 2222: Dla Panskiego komfortu przytaczam fragment postu mlodego adepta sztuki CNC z Community College w ktorym mam znajomosci:
A CNC Programmer is a vague term. In some situations they use computer software to generate the programs used by the machines. In other situations they must use trigonometry and coordinate geometry to calculate tool paths which can sometimes be extremely complex. They must then manually enter programs into the machines.
I’ll agree that G code isn’t so much programming and more machine instruction. On the other hand, Macro programming is very much programming. Anytime you need a CNC machine to be more intelligent and make decisions depending on the state of the machine or the state of the material/part you’ll need to write macro programs. They’re also useful for similar family of parts programs. That is very much programming.
It’s a high level language with terrible abstraction. It has data manipulation, variables, dynamic parameters, etc. Look at the Renishaw probe macros to get an idea of how complex they can get.
In all cases, a programmer requires vast knowledge beyond simply creating programs for machines if they hope to be successful in the field. The best CNC programmers possess all of the knowledge of a machinist, and a machinist never stops learning.
The machining industry is never ending and ever changing, ehich is why the top machinists/programmers in the industry can easily earn six figures per year.
„Six figures a year” znaczy powyzey 100 tysiecy dolarow rocznie
szary: „tylko czego co nazywamy ogólnie edukacją ale w dalszych skutkach położyła na łopatki Naukę (przez duże N), innowację, inżynieriie”
Niech Pan nie narzeka. IEEE Spectrum, czasopismo wydawane pzrez Miedzynarodowa Organizacje Inzynierow Elektrykow i Elektronikow, w zeszlym miesiacu pisalo o innowacyjnosci w Europie. Polska zostala sklasyfikowana na pozycji 30, na 31 mozliwych. Wyprzedzilismy Rumunie! A pzreciez moglibysmy byc ostatni! A nie jestesmy!
A i wzgledem patentow tez jest nei najgorzej. Mamy 70 patenotow na milion ludnosci. 300 rocznie. To nie jest tak zle. To prawie tyle co srednia amerykanska korpooracja!
Precz z czarnowidztwem!
@A.L.
Dla mojej rodziny, podobniejak dla Pana, w Stanach Harvard to inny swiat … 😉
Ma Pan googla – proszę wczytać i sprawdzić hasło „blind admission” i te uczelnie …;-)
Napiszę więcej – Harvard szuka przy pomocy swoich absolwentów kandydatów na studia w Polsce. Nazywa się to „Droga na Harvard” i też jest w necie. Są nagrody…
Pana oczywiście nie przekonam, bo Pan wie …;-) No to życzę pogłębiania wiary …
A.L.”Mamy 70 patentow na milion ludnosci. 300 rocznie”
Oczuwiscie, zapomnialem dodac 0
kot w butach: „Akurat wiem, że belferxxx prawdę rzecze (pozdrowienia dla Pana Profesora, z życzeniami kolejnych ”
Prosze pana, na wiare to ja przyjmuje tylko istnienie diablow. Poza tym, opieram sie na percepcji wlasnych zmyslow. Wiec bez podanie dodatkowych szczegolow, pozwole sobie te historie miedzy bajki wlozyc. Albowiem, maturzysta z obcego kraju, aby zaczac studiowac w USA musi:
1. Nostryfikowac mature. To robia specjalne organizacje. Akurat w to bylem zaangazowany, bo dziecko rodzinne, urodzony Amerykanin z polskim rodzicem, ze wzgledow rodzinnych robilo mature w Polsce
2. Na ogol matura polska nie odpowiada amerykanskiej, wiec trzeba ordobic roznice i zdac tak zwany GED
3. Kandydat musi zdac egzamin jezykowy zwany TOEFL o ile nie pochodzi z kraju angielskojezycznego
4. Proces przyjmowanai na studia jest bardziej skomplikwoany niz SAT, i tym bardziej skomplikowany czym lepszy uniwersytet. Wymaga sie pisania eseju i roznych zaswiadczen o dzialanosci pozaszkolnej
5. Do tego aby dostac wize F-1 nalezy przedstawic zrodla finansowania pierwszego roku studiow. Konkretnie, zaplacic czesne za pierwszy semestr i przedstawic zaswiadczenie o dostepnosci srodkow na nastepny
6. Ilosc stypendiow dla zagranicznych jest minimalna i nei pokrywaja one kosztow czesnego. Nie mozna sie o nie ubiegac przed dostaniem wizy F-1
Koszta sa wysokie, nawet na uniwersytetach stanowych, bo zagraniczni placa wedlug innych stawek. Dla przykladu, tam gdzie uczylem, jeden kurs dla state resident kosztowal 350 dolarow, dla non-resident 750 dolarow a dla zagrnicznego 1500 dolarow. Na innych uniwersytetach roznice potrafia byc wieksze
Jezei idzie o stypendia w ogole – ani jedno z dzieci rodziny i znajomych nie mialo stypendiow, mimo ze pochodza z niezbyt bogatych „blue collar” rodzin. Panienka ktora dostala sie do MIT po z dwoma patentami i kilkoma publikacjami i niezbyt bogatymi rodzicami musiala placic pelna stawke, ktora w MIT wynosi 60 tysiecy rocznie. Kuzynek studiujacy w Cornell z ojcem emerytem, bylym urzednikem miejskim, tez musial placic. Stad wielki problem Ameryki, miedzy innymi motywacja „oburzonych” na Wall Street – studenci koncza studia z niesplaconymi pozyczkami rzedu 100 tysiecy dolarow w gore. Wysoko oprocentowanymi. Za tyle to mozna kupic pierwszy dom. Na gorszych uniwersytetach stanowych o stypendium latwiej, ale sa one glownie pzreznaczone dla rezydentow stanu i tez o nei trudno
Wiec o ie nei wykluczam ze ten i ow z Europy mogl sie dostac na undergraduate program, posiadajac troche szczescia i bogatego wujka w Ameryce, to sugestia belferxxx ze to jest „proste”, cala operacja kosztuje 1000 dolarow i jest dostepna dla kazdego bo wszystkich oczekuje stypendium i luksusy, jest czystym zawracaniem glowy
A.L.
Znam liczby. Proponowałbym jeszcze zastosować kryterium jakościowe w miejsce ilościowego 😉
Na to (kryterium jakościowe) jednak w obszarze żadnej dziedziny w Naszym (a więc i moim) kraju nie tak łatwo o zgodę.
I tak, zgadzam się. Precz z czarnowidztwem co nie zmienia że obecną wartość chwilową należy opisać rzetelnie zgodnie ze stanem nie zaś pomalować fasadę czegoś co jest ruiną i na wątpliwych fundamentach zostało zbudowane (o ile w ogóle na fundamentach nie na pisaku). Wszak mimo terminu „świadectwo dojrzałości”, matura nie czyni człowieka dojrzałym, podobnie jak dyplom czy certyfikat nie zaświadcza o kompetencjach w dziedzinie.
belferxxx: „Ma Pan googla ? proszę wczytać i sprawdzić hasło ?blind admission? i te uczelnie ?;-)”
Prosze Pana, Pan opowiada co sie Panu wydaje. Moja znajmoa panienka, ta z dwoma patentami i paru publikacjami zostala „blind” przyjeta na MIT, po czym otrzymala propozycje: a’bo zaplaci 60 tysiecy albo pojdzie studiowac na University of Paparazzo.
Owszem, admission jest blind, bo NAJPIERW egzaminuja, a POTEM przyjmuja. A przyjmuja jak sie ma pieneizki. Z wyjatkiem nielicznych minorities i kilkorga dzieci z rodzin o szczegolnie niskim dochodzie.
Roznica miedzy nami jest taka, ze (jak mi sie wydaje) Pan zna realia od strony Polski a ja od strony realnosci amerykanskiego systemu edukacyjnego. Wiec apel o poglebianie wiary raczej sie odnosi do Pana niz do mnie.
Jeszcze raz: nie o to idzie czy ktos tam sie dostal na Harvard czy nie. Ja protestowalem pzreciko Panskiej wyliczance uniwesytetow amerykanskich jako latwej opcji, dostepnej bez problemu pzrecietniakowi z Polski. Zwlaszcza wymienianie w kontekscie uniwersytetow z krajow Unii Europejskiej, gdzie dostac sie latwiej chociazby z tego powodu ze nie potzreba wizy, i nie potzreba udowadniac Konsulowi ze ma sie „dostatecznie silne powiazania z krajem” gwarantujace ze mlocy czlowiek nie „wybierze wolnosci”
@A.L.
Pozwoli Pan, że oddam głos studentowi:
Absolutnie nie zgadzam sie z tym co Pan napisal O ILE mowil Pan wszystko na temat undergraduate studies.
ad.1 – Nie trzeba nostryfikowac matury, aby byc przyjetym na studia, bedac z obcego kraju. Tak naprawde takiej matury w ogole nie trzeba zdawac – to, co jest wymagane, to sa SATy, ktore bedac w Polsce mozna zdawac w American School of Warsaw (jak nie SATy, to mozna zdawac ACT, ale SATy sa bardziej popularne). Tylko tak uczelnie amerykanskie moga w obiektywny sposob porownac kandydatow pochodzacych z roznych krajow. Jako ciekawostka powiem, ze znam amerykanskich uczniow, ktorzy studiowali na najlepszych uczelniach, nie ukonczywszy liceum.
ad. 2 – GED nie jest wymagane.
ad. 3 – TOEFL nie jest wymagany dla uczniow, ktorzy mieli zajecia w liceum po angielsku (np. bedac w liceum dwujezycznym/robiac program matury miedzynarodowej IB) – chociaz to moze zalezec od konkretnej uczelni. (np. na Harvardzie „Students are not required to take the Test of English as a Foreign Language (TOEFL) or the International English Language Test (IELTS) but we welcome the submission of your score if you have taken either.” z http://www.admissions.college.harvard.edu/apply/international/tests.html)
ad. 4 – Oczywiscie, ze proces jest skomplikowany – jest on tak samo skomplikowany dla studentow zagranicznych jak i amerykanskich. Trzeba pisac duzo esejow, brac rekomendacje od nauczycieli, zazwyczaj pisac kilka SATow, i to wszystko na poczatku ostatniej klasy liceum. Poza bardzo dobrymi wynikami w nauce, bardzo wazne sa rowniez zajecia pozalekcyjne (‚extra-curricular activities’) – np. wolontariaty, zajecia rozwijajace zdolnosci przywodcze itp.
ad. 5 Owszem, zeby dostac wize, trzeba przedstawic zrodla finansowania. Natomiast jesli aplikuje sie ‚need-blind’ to od razu z wiadomoscia, ze sie zostalo przyjetym dostaje sie informacje o dostaniu stypendium (ktore czesto wymaga minimalnego wkladu studenta $1500 na rok, ktore mozna zarobic pracujac w wakacje) – to wystarcza do otrzymania wizy. I owszem, czesto jakas czescia tych stypendiow sa pozyczki. Natomiast aplikacje need-blind for international students sa zazwyczaj tylko na kilku najlepszych uczelniach – nie mowimy tutaj o uczelniach stanowych.
ad. 6 Ilosc stypendiow zalezy od uniwerstytetu – zazwyczaj jesli student jest przyjety jako ‚need-blind’ to takowe stypendium otrzyma przez 4 lata studiow.
(wiecej np. mozna poczytac tutaj http://www.fao.fas.harvard.edu/icb/icb.do?keyword=k51861&pageid=icb.page246751)
Pisze Pan dalej:
„Roznica miedzy nami jest taka, ze (jak mi sie wydaje) Pan zna realia od strony Polski a ja od strony realnosci amerykanskiego systemu edukacyjnego. ”
Tak, belferxxx właśnie pisał o tym, jak te realia wyglądają od strony Polski, bo właśnie je zna – w przeciwieństwie do Pana.
„Ja protestowalem pzreciko Panskiej wyliczance uniwesytetow amerykanskich jako latwej opcji, dostepnej bez problemu pzrecietniakowi z Polski.”
Ależ bałamutne stwierdzenie. Można by powiedzieć, patrząc na statystyki rekrutacyjne international/US student admissions, że ci ‚przeciętniacy z Polski’ są dużo lepsi niż ‚przeciętniacy z USA”, no bo przecież tylko przeciętniacy startują na uczelnie rangi HYPS, prawda?
belferxxx: ?Ma Pan googla ? proszę wczytać i sprawdzić hasło ?blind admission? i te uczelnie ?;-)?
Jeszcze zeby dokladniej Panu wytlumaczyc na czym polegaPanska ulubiona „blid admission”: na tym ze przy decyzji przyjecia na studia nie bada sie glebokosci kieszeni kandydata. Nie ma to jednak nic wspolnego z oplatami za studia: kandydat dostaje list ze zostal przyjety na studia, a potem dostaje drugi list na temat kiedy ma wplacic czek i w jakiej wysokowci. Przyjecia na studia – blind czy nei blind – nie oznacza ze kandydat moze studiowac ZA DARMO. Nie moze. Musi sobie zalatwic pomoc finansowa albo wylozyc kase.
Niech Pan sobie popatzry jak to wyglada na Harvardzie – sa bardzo dumni z tego ze mozna rozlowyc oplaty na miesieczne raty. Takjak placil tatus mojego kuzynka w Cornell. To podstawowa forma pomocy finansowej na undergraduate program
@A.L.
No tośmy sobie pogadali … 🙁
Nigdzie nie pisałem, że to dla przeciętniaków. Przeciętniakom wogóle studia nie są potrzebne, tyle że nasze środowiska akademckie w imię swojego interesu promują teorię „autotelicznej wartości wykształcenia”.
Nie pisałem też o MIT – tam akurat (jeszcze) nie mam byłych uczniów… 😉 Piszę o tym, co znam z autopsji uczącego i piszącego referencje!!!
@ A.L. 15 kwietnia o godz. 14:32
„…Moze to i latwe. Ale z pewnoscia nie ma Pan o tym pojecia…”
z kart czy z fusów Pan to wywróżył?
To potwierdza tylko moją opinie o Panu, ze Pan sobie coś ubzdura i to staje się Pana opinia. Przeczytałem kilka Pańskich listów, ktore to potwierdziły i szkoda mi czasu na resztę czy na polemikę
Moj profesor mówił, ze najbardziej niebezpieczni są straight A students. Tłumacząc na polski, wykształceni idioci są najbardziej niebezpieczni
Adam 2222: gratuluje argumentow personalnych. Zawsze sa lepsze od merytorycznych. Gdy sie merytorycznych nie ma
„Na koniec nauki trzeba zdawać nieomal w tym samym czasie egzaminy zawodowe i maturę – taką samą jak w ogólniakach. ”
A dlaczego miała by być inna? Gardzi pan uczniami techników? Uważa ich za gorszych?
Poza tym proszę się zapoznać z nowa podstawa programową, która kolejny rok obowiązuje już w technikach, nie będzie egzaminów zawodowych prawie w tym samym czasie co matura. A były miesiąc po niej. Do egzaminów tych się nie zakuwało, po prostu się umiało co się robiło, to do matury trzeba było zakuwać. Zresztą po co komu taki polski na maturze 🙂 Co komu daje 5 zamiast 2 na świadectwie?
Obecnie zdaje się egzaminy potwierdzające zawodowe w trakcie całej nauki w technikum, ile to zależy od zawodu, np. technik informatyk ma ich 3.
„Przekonywanie gimnazjalistów, że dzięki nauce w technikach zyskają zawód, jest oparte na kłamstwie. Zyskają najwyżej ćwierć zawodu.”
Na jakiej podstawie pan tak uważa? Wie pan, że to co pan napisał jest bzdurą?
Kucharz musi skończyć studia?
Elektryk, elektronik musi skończyć studia?
Mechanik musi skończyć studia?
Jak widać nie miał pan zbyt wiele wiadomości w tym temacie.
Absolwenci łódzkich techników bez problemu dostają się i kończą politechnikę. Kończą i są magistrami inżynierami, w czasie studiów pracując już w zawodzie. Studiują i zdobywają często na nich kolejny zawód. A absolwenci liceów? Zasilają stado ekonomistów i managerow nie wiadomo czego. Potem płaczą, że mają studia a nie mają pracy.
I proszę przestać z uporem maniaka pisać o technikach jako o zawodówkach. Zawodówka to Zasadnicza Szkoła Zawodowa. Technikum to szkoła średnia.
Wiem, że odebranie klasy temu super liceum zabolało i trzeba pognębić konkurencję, ale te głupoty co pan tu wypisuje to są ciosy poniżej pasa.
nn: A dlaczego miała by być inna? Gardzi pan uczniami techników? Uważa ich za gorszych?”
Wlasnie slucham „Tredowatej” Mniszkowny. Audiobook. Tam „sfera arystokratyczna” pogardza wszystkimi zajmujacymi sie praktyczna praca.
Dzisiaj „sfera” to „yntylygencja”. Po studiach. Tak, ma Pan racje. SFERA gardzi tymi ktory nie maja STUDIOW WYZSZYCH. Sferze nie przeszkadza ze ci po studiach wyzszych niczego nie umieja i nie maja zawodu. Wystarczy ze maja HERB… ech… chcialem powiedizec… DYPLOM. Ale dyplomu do garnka sie nie wlozy. I dyplomami Polski sie nie zbuduje. Ktos musi odwalic robote…