Jak uczyć?
Od podstawówki do uniwersytetu polskie placówki edukacyjne uczą źle. Nie całkiem źle, bo przecież może być gorzej, ale powodów do zadowolenia nie ma nikt. Wiemy sporo o grzechach podstawówek, gimnazjów i liceów, teraz przyszła pora na zapoznanie się z wadami uczelni. Jak wynika z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych, studentom za dużo wbija się do głowy wiedzy odtwórczej, a za mało ćwiczy młode umysły w nieszablonowym rozwiązywaniu problemów (zob. info).
Innowacji i samodzielności tyle, co kot napłakał. Czyli na Einsteina nie ma co liczyć. Szewca Dratewki też nie będzie. Musi wystarczyć przemądrzały inteligent i jego dwie lewe ręce.
Bardzo chciałbym uczyć młodzież innowacji, praktycznych umiejętności i nie obarczać nikogo balastem odtwórczej wiedzy. Chcę i to robię, ale w ramach działań partyzanckich, wbrew podstawom programowym. Gdy więc zagląda mi strach do tyłka, że nie zrealizuję podstawy, wracam do wbijania uczniom tego, co odtwórcze i niepraktyczne. Wtedy wilk syty i owca cała.
Nie znam nauczyciela, który chciałby uczyć niepotrzebnych rzeczy. Każdy chciałby rozwijać kreatywne myślenie. Jeśli tego nie robi, jeśli powiela szablony, to widocznie nie może inaczej. W końcu szkoła to nie jest prywatny folwark nauczyciela, a uczniowie to nie jego własne dzieci. Dlatego w szkołach innowacji nie będzie, dopóki nie zmienią się podstawy programowe. Podobno pracownicy uczelni mają większą swobodę, chociaż jak wynika z badań, też muszą realizować programy. A te są, jakie są.
Komentarze
Ostatnio na wywiadówce pani ściszonym głosem sugerowała rodzicom, żeby starali się uczyć swoje dzieci sami, bo oni-nauczyciele muszą w podstawówce zaspokajać przede wszystkim potrzeby silnie znerwicowanej dyrekcji, a także organów prowadzących i nadzorujących. Dzieci w szkołach to tak w zasadzie potrzebne są jak kwiatek na kożuchu …
Niestety, podstawowym problemem szkoły jest zatrudnianie nauczycieli niezdolnych do zrozumienia podstaw programowych ani celów, jakie one wskazują i metod, jakie wynikają z tych celów jasno.
Wymaga to bowiem motywacji, zaangażowania, kreatywności i kompetencji nauczyciela.
Czyli – w naszym kraju – pełnej innowacyjności w jego postawie wobec obowiązków zawodowych.
Co, jak już wiemy jest w wykonaniu nauczycieli niemożliwe, gdyż ukończyli oni szkoły, w tym wyższe, w kraju, gdzie szewczyk Dratewka i pomysłowy Dobromir są niedościgłymi patronami edukacji.
Belfer tak ukształtowany nie jest w stanie odróżnić zawartości informacyjnej zakresu podstawy programowej od metodyki realizacji celów tej podstawy, za czego dokonanie jest zresztą opłacany.
Ten deficyt nadwiślańsko definiowanej ‚innowacyjności’, będący po prostu w cywilizacji brakiem podstawowych kompetencji zawodowych, wynika z ignorancji metodycznej lub demotywacji systemowej – a najczęściej z obu tych powodów naraz.
Żaden los, kariera czy płaca i dobrobyt belfra publicznego nie zależy bowiem od tego, czy umie robić to, za co się zabiera, oraz, czy wykazuje do tego chęć.
I to właśnie lekcja, jaką publiczna oświata implementuje postawami i czynami swoich funkcjonariuszy oświatowych, do tego stopnia nieświadomych swej niekompetencji, że przedstawiających ją publicznie, jako żale na swój zawodowy los.
Dla nas, w naszym kraju, lekcją innowacyjności byłoby wzięcie się do roboty, którą umie się wykonywać i w dodatku wykonanie jej.
Najlepiej, abyś,my za pieniądze UniiE wybudowali jakiś Kurhan Narodowy Ku Pamięci tego zbożnego celu.
Na razie musi wystarczyć choćby pomnik żałobny innowacyjności belferskiej, w internecie 🙂
„Nie znam nauczyciela, który chciałby uczyć niepotrzebnych rzeczy.”
Czyżby?
A to ustalmy najpierw co potrzebne, co nie potrzebne.
Nauczyciele za potrzebne zazwyczaj uznają to co sami pamiętają i to czego sami zostali nauczeni.
To normalne, w końcu tak wiedza ludowa była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Takie przekazywanie wiedzy mamy jakby wkodowane. Metody też są powielane.
Jak ma uczyć kreatywności te, kto sam jej nie został nauczony?
Trzeba uczyć nauczycieli jak uczyć. A nie, uczą się w szkole, potem na studiach a jak się nauczą, wydaje im się, że skoro się nauczyli, to swoja wiedzę mogą przekazywać dalej, kolejnym pokoleniom.
Tylko jak ja wtedy przekazują? Tak samo jak ich uczyli bo to dobra, sprawdzona metoda.
Podnosiłem na tym blogu kwestię uczenia gramatyki w szkole. Nie znam nic bardziej niepotrzebnego niż gramatyka. I jak była reakcja Grona?
Jak to bez gramatyki, to maturzysta ma nie wiedzieć co to dopełniacz albo przysłówek czy zaimek? Ma nie wiedzieć co to zdanie podrzędnie złożone a co nadrzędnie?
Przecież to większości dorosłych i wykształconych się w głowie nie mieści mimo, że jak ich zapytać po co im ta wiedza nie potrafią odpowiedzieć.
Do nauki języków czasem pada odpowiedź, tyle że nikt już tak języków nie uczy dzisiaj poza szkołą, dlatego ma takie rezultaty w tej dziedzinie.
Podnosiłem kwestie uczenia się wzorów na pamięć.
Nie mówię o ich zapamiętywaniu, to normalne, jak coś robimy, używamy do rozwiązywania zadań to zapamiętujemy, potem zapominamy, jak są nam potrzebne w życiu to zaglądamy gdzie trzeba i sobie przypominamy, potem znów zapominamy. Każdy ma inaczej, jedni lepszą drudzy gorszą pamięć, jedni abstrakcyjną drudzy figuratywną.
Ale nie, nie wolno na matematyce ze wzorów korzystać z pamięci zewnętrznej.
Nie może nauczycielka na sprawdzianie potrzebnych wzorów na tablicy napisać, żeby z nich skorzystać jakby ktoś zapomniał lub nie zapamiętał, nic to że jak zapisze to ci co nie pamiętają może zapamiętają dzięki temu jeżeli już jaj na tym zależy.
Wzór trzeba umieć, bo zawsze tak było.
Że się przy okazji kreatywność zabija, nie ma o tym pojęcia, sama nie jest kreatywna, tak została nauczona.
Rozmowa z nią jak ze ślepym o kolorach.
A Pan profesor co myśli?
Powinno się gramatyki w szkole uczyć?
A pan od matematyki jak uważa, trzeba się wzorów na pamięć uczyć?
Warto byloby tez postawic pytanie nie tylko jak uczyc i ile wkladac do glow, ale dla jakiej przyszlosci uczyc, w jakim spoleczenstwie znajda sie za pare lat mlodzi Polacy? Nie chodzi mi o to, ze zmienia sie technologia, ale o to, ze zmienia sie Polska i otaczajacy nas swiat idei. Chcialbym aby wiecej w polskich szkolach nauczano jak byc dobrym sasiadem, obywatelem, europeejczykiem, demokrata. Nie mam zadnego kontaktu z polskim szkolnictwem, ale zdarza mi sie rozmawiac z mlodymi ludzmi i czytac ich portale. I kiedy czytam, ze np. wolnosc slowa ma prymat nad mowa nienawisci, to robi mi sie smutno, ze nikt im niczego nie wytlumaczyl i nie nauczyl.
Stach
29 lutego o godz. 20:31
„…jak byc dobrym sasiadem, obywatelem, europeejczykiem, demokrata.”
– – –
Szkoła i nauczyciele myślą, pardon: są przekonani, że takich rzeczy nie uczą, bo nie ma takiego przedmiotu.
My jesteśmy doświadczeni, że takich rzeczy młodzi ludzie NIE UMIEJĄ, bo się nie nauczyli, bo ich nie uczono…
Tymczasem, jest dokładnie odwrotnie.
To, co w zachowaniach widać, to nie brak nauki a przeciwnie, postawa, dokładnie odwrotna niż ta, konieczna, aby zachowania obywatelskie zaistniały.
Ponieważ szkoła i nauczyciele, a jakże – tego uczą!
Uczą tym, jakimi sami są, jak się zachowują i odnoszą do świata, innych osób i obowiązków w miejscu swej pracy.
Uczą własną postawą, wyrażaną zachowaniami.
Bo tak właśnie UCZĄ SIĘ ludzie, zwłaszcza młodzi.
A jaka to postawa nauczycielska, którą widzą uczniowie, jakie zachowania, jak dalekie od cywilizowanych norm demokratycznych, obywatelskich i moralnych – to, niestety widać aż zanadto, nawet i niestety również na blogu.
Panie Parkerze!
Pisze Pan o sposobach nauki matematyki, o zapamiętywaniu wzorów na pamięć, że zmuszają do ich nauki na pamięć – tak Pan zapamiętał swoje czasy szkolne, ale to już minęło.
Maturzystę nie zmusza się już do nauki wzorów na pamięć, na maturze, na pracy klasowej, na kartkówkach, w czasie pracy na lekcji dostaje zestaw wzorów (17 stron, format A4) i może z niego korzystać (http://www.cke.edu.pl/images/stories/Tablice/tablice_matematyczne.pdf).
Problem jest w tym, że kartkówka trwa krótko i uczeń nie potrafi znaleźć odpowiedniego wzoru na tych 17 stronach (nauczyciel na lekcji może podpowiedzieć, która to jest strona, na maturze już nie, WIĘC WYPISANIE KONKRETNYCH WZORÓW NA TABLICY PODCZAS SPRAWDZIANU JEST NIEWŁAŚCIWE, UCZEŃ WÓWCZAS NIE POTRAFI SAMODZIELNIE ZNALEŹĆ ODPOWIEDNIEGO WZORU – NIE NABYWA TAKIEJ POTRZEBNEJ DZIŚ UMIEJĘTNOŚCI).
Dzisiaj trzeba wiedzieć, że jakiś wzór istnieje i można go znaleźć.
@parker
Co do gramatyki masz rację – ludzie mówiąc i pisząc, nie myślą gramatyką, tylko wzorami jakie zapamiętali. Więc języka najlepiej uczy się przez kontakt z nim i stosowanie-im częściej tym lepiej.
Z matematyką jest trochę inaczej – po pierwsze jest ona znacznie bardziej wewnętrznie powiązana. I zastosowania i zadania często zawierają treści z różnych działów, więc podstawowe wyniki trzeba mieć opanowane. Nie mam nic przeciw posiadaniu na egzaminie i sprawdzianach zestawu dozwolonych wzorów (tak jest w programie Międzynarodowej Matury IB, podobnie na naszej). Można w nich sprawdzić szczegóły pamiętanego wzoru. Ale, po drugie, żeby dostrzec możliwość wykorzystania jakiegoś związku, trzeba wiedzieć, że on istnieje(!) i wielokrotnie go zastosować w różnych formach i wersjach. Trzeba, innymi słowy, mieć taką wyobraźnię matematyczną pozwalającą przewidzieć skutki zastosowania danego wzoru lub ich kombinacji w danej sytuacji… Trzeba też znać granice ich stosowalności. Dla mnie matematykę naprawdę(!)rozumie dopiero ktoś, kto nie tyle zna wzory, ale potrafi samodzielnie do nich dojść! Matematyka to nie jest, jak ci się wydaje, podstawianie do znanych wzorów…;-)
Emi
Z wzorami skoro tak Pani pisze, pewnie tak jest. Ale to że tak jest, nie znaczy że nauczyciele uważają, że tak być powinno, to po pierwsze.
Nie pytam Gospodarza, czy uczy gramatyki, bo wiem że uczy, podstawa mu nakazuje.
Ja pytam, czy uważa że się uczyć powinno.
A teraz wrócę do Pani komentarza.
Jeżeli uczniowi wolno korzystać z tablic matematycznych, to myśli Pani, że dlaczego?
Bo współczesna pedagogika uznała, że nie warto się wzorów uczyć na pamięć.
To jeżeli tak, to czemu mu tego wzoru na tablicy nie napisać?
A bo wtedy nie nauczy się korzystać z tablic, jak to Pani ujęła „NIE NABYWA TAKIEJ POTRZEBNEJ DZIŚ UMIEJĘTNOŚCI”
A gdzie ta umiejętność jest mu potrzebna?
Na maturze. A do czego służy matura.
Do sprawdzenia umiejętności.
Z tego wniosek, że umiejętność korzystania z tablic jest potrzebną dziś umiejętnością.
Dostrzega Pani absurdalność takiego rozumowania?
Uczeń już potrafi korzystać z tablic, potrafi obsługiwać komórkę.
Ale się Pani wstrzeliła nieświadomie w temat blogu:):):).
PS. O tym czego się uczyć na pamięć a czego nie na pamięć tylko na rozum, decyduje nauczyciel w większości przypadków, nie podstawa programowa(z wyjątkami typu gramatyka) bo to on zadaje prace domowe, on odpytuje i on napisze wzór na tablicy albo nie.
Podczas moich studiów ciągle jestem zdziwony.
Czym? Ano metodami nauczania, które poznaję i (o, zgrozo!), które pierwszy raz na oczy widzę.
Dzisiaj dowiedziałem się o cyklu Kolba – chyba idealnej metodzie nauczania. Szkoda, że żaden z moich nauczycieli wcześniej tego nie stosował.
Ale nie tylko o tym cyklu mowa. Nauczyciele w ogóle nie wykorzystują żadnych metod nauczania, po prostu uczą, a nie nauczają. Różnicy między tymi dwoma słowami tłumaczyć chyba nie trzeba.
Dlaczego tak się dzieje? Na efektowne i mądre nauczanie potrzeba czasu? A skąd go wziąć, skoro trzeba przerobić podstawę programową?
Zauważyłem, że wykładowcy mają naprawdę o wiele większą swobodę. Niby podstawa jest, a każdy z 5 prowadzących jeden przedmiot (historia literatury) omawia inne lektury, w inny sposób, często zupełnie spoza kanonu lektur, wybiera najciekawsze pozycje. Kanon trzeba zrobić samemu, przygotowanie do egzaminu to własny interes, własny czas. Ale to pewna zaleta. Wykładowca naucza tego, co lubi, nie ma wmawiania, że „Słowacki wielkim poetą był”.
Ale czy nauczyciele (raczej „uczyciele” robią coś, żeby to zmienić? Pokazują jakieś ciemawe metody nauczania? Mnie od samej szkoły podstawowej nie udało się tego zauważyć. A szkoda.
S-21
Z wyjątkiem ostatniego zdania zgadzam się z tym co napisałeś.
Nie, nie wydaje mi się,że matematyka to podstawienie do właściwego wzoru.
Tak samo jak fizyka. I nie mam nic przeciwko zapamiętywaniu wzorów, siłą rzeczy to robimy rozwiązując zadania.
Pisząc ten komentarz tylko się posłużyłem wzorami i gramatyką jako egzemplifikacją szerszego zjawiska, uczenia na pamięć nie na rozum w naszej szkole. To zabija kreatywność.
Parkerze,
„Do nauki języków czasem pada odpowiedź, tyle że nikt już tak języków nie uczy dzisiaj poza szkołą, dlatego ma takie rezultaty w tej dziedzinie.”
Języka można uczyć w bardzo różny sposób.
Gramatyka jest nieodzownym elementem języka i nieważne jak tego języka uczysz, i tak uczysz gramatyki (nawet jak o tym nie mówisz, nawet jak uczeni tego nie wiedzą)
Poza tym nie ma czegos takiego jak jedna, cudowna metoda nauki języka.
Szkoła nie odnosi sukcesów w nauczaniu języka z prostego względu, nie da się nauczyć żadnego języka, jesli ma sie do dyspozycją 1,2 godziny w tygodniu (a tak jest z drugim językiem najczęściej).
jest to więc najczęściej strata czasu.
Minimum do nauczania języka to 3-4 godziny lekcyjne w tygodniu.
To raz, gdy tego nie masz, możesz uczyć najlepiej jak się da, a efektów wielkich nie będzie.
(Chyba że uczeń codziennie będzie
a) miał możliwość rozmawiania w tym języku z native’ami
b) otaczał się tekstami w tym języku (czytał, słuchał, pisał i mówił)
Nauka języka jest to jedna z najbardziej nużących, pracochłonnych prac, jaką znam.
W dodatku jest to proces nigdy się niekończący,im więcej umiesz,, tym więcej odkrywasz rzeczy, których nie umiesz.
P.S. Wskaż mi różnicę i udowodnij mi, że np. szkoły językowe uczą języka lepiej.
Student polonistyki
29 lutego o godz. 23:16
„Dzisiaj dowiedziałem się o cyklu Kolba”
No i jesteśmy w domu (co prawda z zeszłej epoki).
„…chyba idealnej metodzie nauczania. ”
Ale w domu wariatów…
„Nauczyciele w ogóle nie wykorzystują żadnych metod nauczania, po prostu uczą, a nie nauczają. Różnicy między tymi dwoma słowami tłumaczyć chyba nie trzeba.”
Nie trzeba. Zwłaszcza uczniom, których nie nauczać ani uczyć ma nauczyciel, tylko pomagać im UCZYĆ SIĘ.
Co wiedzieć można dzięki wnioskowaniu z np. cyklu Kolba.
„Na efektowne i mądre nauczanie potrzeba czasu?”
Nie. Potrzeba rozumu i właściwej postawy zawodowej.
Generalnie to wypowiedź p. Studenta jest sympatyczna.
Reprezentuje błogosławiony w naszej oświacie stan częściowo uświadomionej niekompetencji.
A to już wysoce innowacyjna postawa, wyjściowa do szans na kompetencje, niestety, jak się zdaje – egzotyczna i efemeryczna, gdy Student wejdzie już do bunkra systemu.
Czego Mu nie życzę i z sympatią pozdrawiam.
@parker
gramatykę trzeba kojarzyć, a nie umieć na pamięc… i tyle w temacie
grześ
Rów można kopać też na różne sposoby. Kiedyś się kopało łopatą ale się okazało, że koparką szybciej.
Ilość godzin to jedno, metoda to drugie.
Piszesz: „i tak uczysz gramatyki (nawet jak o tym nie mówisz, nawet jak uczeni tego nie wiedzą)”
No właśnie nie, jak o tym nie mówię i uczniowie tego nie wiedzą, nie uczę gramatyki.
Różnicę wskazać łatwo, w szkołach językowych nie uczy się gramatyki.
A czy szkoły językowe uczą lepiej nie mogę udowodnić, bo różne są szkoły, jedne uczą lepiej, drugie gorzej ale nie spotkałem szkoły językowej która by się posługiwała metodami stosowanymi w naszej szkole publicznej, choć i w szkole publicznej wyjątki pewnie można znaleźć.
To zależy od nauczyciela.
parker
29 lutego o godz. 23:23
– – –
Tak w ogóle, to w dyskusji zachodzi ustawiczne nieporozumienie, wynikające z mylenia pamięci z wiedzą a wiedzy z umiejętnością.
Dlatego amnestyczny organik jest w stanie nauczyć się posługiwać matematyką w obcym języku.
Gramatyka nie jest informacją do zapamiętania ale świadomością wykonawczą zasad, pozwalającą na inteligentne posługiwanie się umiejętnościami językowymi.
Uczenie się gramatyki jest faktem, wynikającym z procesu poznawczego a nie procedurą interpersonalną wtłaczania informacji niezrozumiałych.
Takie wtłaczanie z zewnątrz jest archaicznym nonsensem w każdym uczeniu się.
Pzdr.
grześ
29 lutego o godz. 23:26
„Nauka języka jest to jedna z najbardziej nużących, pracochłonnych prac, jaką znam.”
– – –
Przyznam, że to jedna z najbardziej wartościowych wypowiedzi na tym blogu.
Zwłaszcza, w ustach nauczyciela języka (prawda, grzesiu?)
Szkoda, że opłacanego za to z publicznych pieniędzy z tytułu przymusu podatkowego.
Tak oto raz zadany przymus wraca do podatnika bumerangiem, karząc go podwójnie.
Ale, czegóż to ludzie nie robią dla pieniędzy…cudzych.
Trudno, ale szczerość na wagę złota i godna szacunku (z czego p.grześ jak widać nie zdaje sobie sprawy i może dlatego jeszcze chce mu się tu języka używać).
🙂
@Mni
niestety tak jest, właściwie nikogo nie obchodzi jak uczysz i czego uczysz, jedynie czy na czas i dobrze wypełniasz wszystkie papiery, bo w razie kontroli jedynie to będzie sprawdzane, a tym co najważniejsze nikt się nie interesuje. No może abyś za dużo jedynek nie stawiał i na egzaminach poprawkowych przynajmniej 2 postawił.
Parker – gramatyka jest w podstawach programowych. Jako nauczyciel jestem zobligowany nauczać podstawy programowej. Koniec, kropka.
@Student polonistyki
ale cykl kolba ma chyba zastosowanie do nauki dorosłych, u dzieci działa to trochę inaczej
Skoro NAUCZYCIELE nie chcą uczyć niepotrzebnych rzeczy to czemu NAUCZYCIELE w ministerstwie edukacji układają taki program? Komu to na rękę?
@ Ateńczyk
” Jako nauczyciel jestem zobligowany nauczać podstawy programowej. Koniec, kropka”
@ nauczyciel_pl
„…właściwie nikogo nie obchodzi jak uczysz i czego uczysz, jedynie czy na czas i dobrze wypełniasz wszystkie papiery, bo w razie kontroli …”
– – –
Też tak twierdzę, że nasze nauczyciele publiczne pochodzą z Grecji.
Strugają Greka i szykują nam jej los.
Uczeń i społeczeństwo to dla nich NIKT.
Przeszkadzają NAM w UCZENIU SIĘ i prowadzą do katastrofy.
A kontrola… Greki-Ateńczycy uczą, że zjeść unijne pieniądze to mieć prawo odrzucać unijną kontrole siłom i godnościom.
Nic dodać nic ująć, no może jeszcze – Budapeszt, haha.
Tego uczy nas szkoła_pl.
Jak?
Bezwstydnym przykładem osobistym ateńskich belfrów znad Wisły.
@Medivh
>Skoro NAUCZYCIELE nie chcą uczyć niepotrzebnych rzeczy to czemu NAUCZYCIELE w ministerstwie edukacji układają taki program? <
1.W III RP zawsze decydujący głos przy układaniu programów mają politycy i różne akademickie koterie kierujące się swoimi bardzo przyziemnymi interesami, choć często ładnie ubieranymi w słowa o tożsamości narodowej, kulturze, patriotyzmie itp.itd.
2.W MEN nie(!!!) pracują na ogół nauczyciele, tylko urzędnicy, którzy nauczycielami najczęściej nie byli, a jak byli to krótko i stamtąd do urzędów uciekli…
Np. Kluczową jednostką programowo-metodyczną MEN zwaną ORE kieruje facet, który,jak z googla wynika, jeszcze rok temu był wójtem jakiejś nikomu nie znanej gminy. Nauczycielem, zdaje się, nie był nigdy!!!
@Gekko
możesz sobie pisać co chcesz o nauczycielach, twoje prawo, tylko zauważ, że nie napisałem, że nauczyciele źle uczą ale to, że nikogo nie interesuje jak uczą. Czytaj uważnie!
Mój wpis dotyczył władz oświatowych, od ministerstwa, poprzez kuratoria na organach prowadzących kończąc. Oni wymyślają coraz to nowe reformy a za ich niepowodzenie, nieważne jak bzdurne by nie były, ZAWSZE obwinia się nauczycieli.
A kontrole wyglądają mniej więcej tak jak opisał pewien przedsiębiorca:
„Od lat prowadzę firmę.
Specyfika mojej działalności jest bardzo złozona.Tak się składa,że kontrole w mojej fimie prowadzą różne komórki Sanepidu Działalność prowadzę od ponad 30 lat i mam możliwość porównania tego,jak wyglądały kontrole tego organu w czasach komuny i teraz.
W tym złym okresie osoby kontrolujące przychodziły z odpowiednimi aparatami,pobierały próbki a moje papiery które również musiałem przedstawić(w nieporównywalnie mniejszej ilości) były tylko dodatkiem do tej kontroli.Kontrole były przeprowadzane regularnie bez ich zapowiadania.
Jak to wygląda dziś?
Otóż muszę zaprosić sam kontrolerów,zapłacić za to i jedyną rzeczą która interesuje Sanepid jest to jak prowadzę biurokrację.Papiery są w porządku,kontrola wypadła pomyślnie.
Sprawdzanie papierów trwa godzinam,a jedynymi urządzeniami w jakie są wyposażone kontrolerki są laptopy.
Głupota i biurokracja nade wszystko. „
@Medivh
bo może „nauczyciele” w ministerstwie nigdy nie mieli do czynienia ze szkołą. Może to są teoretycy co to na wszystkim się znają. Nie wiem, nie znam nikogo kto układa podstawę programową. Wiem tylko, że niektóre nowe wyglądają jak pisane na kolanie za pięć dwunasta.
Problem tkwi także w jakości umysłów nauczycielskich. Niestety na studia pedagogiczne nie idą najzdolniejsi. Każdy wie, że najlepsze metody dydaktyczne nie zrobią słowika z wróbla. Na szczęście rozwój uczniów nie zależy tylko (i na szczęście) od oddziaływań pedagogicznych.
Mysle, ze gramnatyki nalezy uczyc i mam wrazenie, ze robi sie to w tej dobie gorzej niz za, przeproszeniem, komuny (konczylem szkole gdy co najmniej czesc nauczycieli, a raczej nauczycielek otrzymala wyksztalcenie przed wojna). Dzis na blogu, na ktorym czesto bywam, czytam wypowiedz profesora polonistyki (tak, profesora!) : Ilosc osob potrzebna do…. Z tad ….
Tak nie mowi ani nie pisze nawet moj robotnik remontowy po technikum budowlanym w Milanowku, wywodzacy sie z biednej i niewyksztalconej rodziny. Ale, jak podkresla, mial dobrych nauczycieli w tym Milanowku, w tym technikum. Takze nauczycieli jezyka polskiego. Wiec odruchowo i bez zastanowienia powie: Liczba osob, napisze „stad”.
Za kazdym razem wstrzasam sie jak slysze polszczyzne Jaroslawa Kaczynskiego. „Patryjotys”, „tom ksionszke” , „ja rozumie, ze…” Kurka wodna! Moja pani od polskiego w szkole podstawowej nie przepuscilaby go z szostej klasy do siodmej!
@ S-21
Tak się dzieje. Pozostaje pytanie, dlaczego? Niezłej odpowiedzi może chyba dostarczyć szerszy ogląd rzeczy, gdyż efektem takiej obserwacji musi być wniosek, iż na czele instytucji edukacyjnych świata zachodniego, także Polski, ulokowana została V Kolumna, nacjonalistyczna mafia, wroga wolności oraz demokracji.
Model hurtowego kształcenia magistrów obowiązuje dziś w całym świecie Zachodnim, ewidentnie stanowić więc musi jakiś wspólny program, aczkolwiek całkowicie sprzeczny z naturalnym porządkiem świata, albowiem jeśli wszyscy będą chcieli zarządzać, świadomie lub nieświadomie pompować bańki spekulacyjne derywatów, Facebooków, Apple’ów na giełdach, albo być żołnierzami armii urzędników-darmozjadów na utrzymaniu społeczeństwa, tudzież sługami korporacji, to kto będzie tak na prawdę pracował, aby zaspakajać realne potrzeby kraju, kto będzie produkował, handlował oraz świadczył usługi? Skutki realizacji wspomnianego programu obserwujemy obecnie nie tylko w Grecji, Hiszpanii, we Włoszech, w Portugalii, ale także we wszystkich innych krajach Europy, łącznie z Polską, a także w USA – dla ogromnej większości ludzi wykształconych na poziomie uniwersyteckim (nominalnie), czy średnim ogólnokształcącym, nie ma dzisiaj pracy, bo być nie może, gdyż społeczeństwa nie mają takich potrzeb, co w sposób naturalny rodzi frustrację oraz niezadowolenie, a te prowadzą do anarchii, która z kolei prowadzi do rewolucji, w której przedsionku właśnie stoimy. I nie jest to przypadek.
Brzmi nieprawdopodobnie? Być może. Jednak już to w historii kilkakrotnie przerabialiśmy i za każdym razem był osiągany jakiś cel cząstkowy, prowadzący do celu głównego.
Jak uczyć? Dobrze!
Nie czochrać się o ściany swoich nawyków i omnipotencji.
Czytać, uciekać od rutyny, mieć dystans do różnych administracyjnych bzdur, ale poważnie traktować metodykę, która się (jednak!) zmienia ze względu i na nowe jakości cywilizacyjne, i na inny cywilizacyjny sposób nabywania i wykorzystywania wiedzy oraz umiejętności. O fizjologii mózgu nie wspomnę, bo się nie znam, aliści czytam, że i tam dzieje się dużo ciekawego.
Jak uczyć(?) – ze smakiem. Jeśli coś nam smakuje, przekonamy do tego innych.
Jak uczyć(?) – z miłą sercu dezynwolturą, bo młodzi wtedy czują, że Stary też czuje. Blusa.
Przepis mam, udwalo mi się go nawet czasem nie popsuć…
Bo to jednak ciężki zawód jest…
@Łukasz
>Model hurtowego kształcenia magistrów obowiązuje dziś w całym świecie Zachodnim,…<
Nie masz racji – w "świecie Zachodnim" uczelnie (i szanse po nich) są zróżnicowane, co tam jest oczywiste. Na uczelniach z najwyższej półki(czyli prawdziwych;-)] naprawdę się studiuje na poziomie, o jakim naszym uniwersytetom się nie śniło. I pracuje za przyzwoite pieniądze, raczej nie trafiając na bezrobocie…;-)
To tylko u nas przemianowane na uniwersytety WSP mają równe prawa ( i finansowanie) z UJ czy UW…
Parkerze,
Ilość godzin, to podstawa, metoda to rzecz mniej istotna.
(nie da się uczyć języka skutecznie przy jednej godzinie w tygodniu)
Dalej piszesz:
„Różnicę wskazać łatwo, w szkołach językowych nie uczy się gramatyki.”
W szkołach językowych w wiekszości uczy się tak samo jak w szkołach publicznych, często nawet gorzej.
sukcesy uczniów biorą się, bo
a) uczniowie są zmotywowani
b) uczniowie uczęszczający do szkół językowych zazwyczaj są zdolniejsi, chodzę prywatnie na angielski od lat, uczyłem niemieckiego, nie spotkałem się, by np. na kurs chodził uczeń dwójkowy lub ze szkoły zawodowej (nawet uczniowie z technikum to rzadkość wielka na kursach językowych)
c) mniejsze grupy
d) brak przekonania uczniów, że nauczyciel to wróg ich, brak dzwonków, problemu z frekwencją, spóźnianiem się itd
e) ludzie zazwyczaj szanują swoje pieniądze i dlatego raczej (acz oczywiście nie zawsze) na płatnych dodatkowych zajęciach nie przeszkadzają jakoś radykalnie, nie krzyczą, przeklinają, olewają temat i nauczyciela (tu powraca kwestia motywacji, chodzą ci zmotywowani zazwyczaj),
„A czy szkoły językowe uczą lepiej nie mogę udowodnić, bo różne są szkoły, jedne uczą lepiej, drugie gorzej ale nie spotkałem szkoły językowej która by się posługiwała metodami stosowanymi w naszej szkole publicznej, choć i w szkole publicznej wyjątki pewnie można znaleźć.”
Szkoły językowe uczą tymi samymi metodami, z pomocą tych samych podręczników, przy pomocy tych samych mediów, często nawet uczą ci sami nauczyciele.
„To zależy od nauczyciela.”
To akurat prawda, dlatego nie ma sensu porównywać szkól, trzeba porównywać nauczycieli (acz i tak w nauce języka bez motywacji ucznia najlepszy nauczyciel nie jest w stanie nic zrobić)
nauczyciel_pl
1 marca o godz. 11:36
– – –
Przeczytałem bardzo uważnie co napisałeś – do tego stopnia, że komentowałem dosłowny i jakże smaczny cytat z Twojej wypowiedzi.
Nie zmieniam ani na jotę tego, co piszę i myślę o motywacjach belferstwa (bo przecież nie administracji!), jakie wyraziłeś. Czy to też Twoje motywacje?
Dalszy przebieg dyskusji to potwierdza.
Nie zdajesz sobie jak widać sprawy z tego, że strach przed kontrolą nie jest ani motywacją ani tytułem do użalań nad brakiem motywacji.
No, chyba że ktoś ma aż tak brudne i lepkie rączki, że boi się …sanepidu.
Skądinąd, w szkołach publicznych też przydałoby się mydło i papier (ale nie ten dydaktyczny); i metaforycznie i dosłownie.
Szczepan
1 marca o godz. 15:25
„Jak uczyć? Dobrze!”
– – –
Wcale nie. „Dobrze” to np. dla niekompetentnego belfra coś zupełnie innego, niż dla leniwego i zdemotywowanego ucznia. Ale obaj wiedzą, co im robi ‚dobrze’.
Tymczasem, na posadzie belferskiej, zwłaszcza publicznej (!!!), trzeba uczyć SKUTECZNIE.
A co to znaczy to już można przeczytać w podstawach, syllabusach etc.
Jednak, jak widać z wypowiedzi belfrów publicznych, wiedzieć o tych dokumentach to nie znaczy przeczytać je, przeczytać to nie znaczy zrozumieć, zrozumieć to nie znaczy umieć wykonać, wykonać to nie znaczy skutecznie.
Fizjologia.
Pozostałe Twoje postulaty są moim zdaniem jak najbardziej wspaniałe i słuszne, pod warunkiem, że mają zawodowy cel i prowadzą do jego osiągnięcia.
Pozdrawiam 🙂
Gekko,
niestety zdaję sobie sprawę i wiem, jaqki jest tego wydźwięk.
Otóż, powtórzę jeszcze raz, uczenie języka w liczbie 1-2 godzin w tygodniu jest bezsensem i marnowaniem publicznych pieniędzy.
Nawet jeśli nauczyciel jest genialny, dalej jest to marnowanie kasy.
Uczenie języka obcego wszystkich jest bezsensem kolejnym.
Uczenie języka w grupach, gdzie nie ma podziału na poziomy jest bezsensem jeszcze jednym.
Niestety, te bezsensy w dodatku występują razem.
Co do publicznych pieniędzy, to nie jest akurat klucz.
Uczę też w NKJO i to już ma (nawet na lektoracie) sensu więcej.
Uczę z kolei na uczelni prywatnej (sensu nie ma w ogóle).
Bo 60 godzin w roku, zjazdy co 2, 3 tygodnie, 4 godziny pod rząd.
Tak języka nikogo się nie da nauczyć.
Kolejny bezsens: nauczanie indywidualne, samorząd albo dyrekcja ustala liczbę godzin, z niemieckiego ustala 0,25 na tydzień, w miesięcu jedna.
9 godzin w roku, od września do czerwca.
Obojętne, co ja na tych lekcjach zrobię, nie ma to nic wspólnego z nauką języka.
kasę za to biorę (niewielką, bo ile można za 9 godzin)
Ale jest to marnowanie kasy.
Czy to moja wina?
Gdybym się nie zgodził na „uczenie” tego chłopaka, wziąłby inny nauczyciel niemieckiego, sukces miałby taki sam czyli żaden.
P.S. Dlatego (i z kilku innych powodów) raczej trza się przekwalifikować i ze szkołą za kilka miesięcy pożegnać.
Łukasz
1 marca o godz. 14:55
– – –
Spróbuj zauważyć, że bańki stawiają duże cwaniaki a pompują – małe cwaniaczki.
Jedyne co różni jednych od drugich to format i liczebność.
Nie ma natomiast różnicy pomiędzy bezrobotnym menelem i magistrem, obaj nie posiadają czegoś, co, wbrew modnym bańkom, nie przychodzi na papierku.
Poziom intelektualny mas ludowych w dobie globalnego dostępu do dóbr i komunikacji powrócił do epoki Marksa i Lenina, czyli toksyczna nadbudowa trawi dmuchane fundamenty bazy 🙂
Ateńczyk,
„Parker ? gramatyka jest w podstawach programowych. Jako nauczyciel jestem zobligowany nauczać podstawy programowej. ”
jeśli uczeń umie się przedstawić, opowiedzieć kilka zdań o sobie itd, on zna już odmianę czasownika (nie musi o tym wiedzieć)
Jeśli umie opisać co robił wczoraj, zna czasy przeszłe, wie jakich czasowników posiłkowych używać. Czy on wie, co to jest Partizip (w niemieckim), nie ma znaczenia żadnego.Ważne, by umiał mówić w Perfekcie.
Gramatyka to nie teoria, to praktyczna umiejętność.
Nie da się tego nie uczyć, acz niekoniecznie to trzeba robić klasycznie: od regułki do przykładów i tzw. Drillubungen cały czas.
(Acz zastanawiam się, czy np. Parker wie, że szkoły językowe chwalące się metodą Callana i reklamujące to jako jakieś osiągnięcie, stosują de facto tradycyjną metodę sprzed lat wielu, nieraz krytykowaną zresztą)
To samo z metodą komunikatywną (też częściowo krytykowaną, polecam książki i artykuły dr Marzeny Żylińskiej)
a
Ryszard314
1 marca o godz. 12:24
„Problem tkwi także w jakości umysłów nauczycielskich. Niestety na studia pedagogiczne nie idą najzdolniejsi.”
– – –
Pewnie prawda. Tylko dlaczego na „studia” wystarczy „przyjść” – i już magister?
Bo przyszedł?
Nie – bo takie normy społeczne i ekonomiczne kształtuje edukacja zepsuta powszechną publicznością.
Brak selekcji, a nawet ta negatywna do zawodu, to przyczyna systemowa kondycji szkoły publicznej.
Za brak zdolności, cynizm i oportunizm trudno ‚przychodzących’ winić; wystarczy ich odrzucić a to tych przyjmujących i ciągnących głąba aż do papierka – karać, bo to oni winni wysługiwaniu się systemowi kosztem społeczeństwa.
grześ
1 marca o godz. 17:43
„Obojętne, co ja na tych lekcjach zrobię, nie ma to nic wspólnego z nauką języka…Gdybym się nie zgodził na ?uczenie? tego chłopaka, wziąłby inny nauczyciel…”
– – –
Grześ, serdecznie Ci współczuję, ale sam odpowiadasz sobie na pytanie, w czym leży brak sensu, o którym piszesz tak otwarcie i szczerze.
Po prostu dokonałeś niewłaściwego wyboru zatrudnienia
(bo nie ma tu chyba mowy o zawodzie).
Argumentacja pt. „gdybym nie ja” to z kolei jeszcze jeden dowód, że nie każdy musi mieć moralność, ale nauczycielowi to nie przeszkadza, mówiąc oględnie 🙂
Dopóki taka postawa, aksjologia i kompetencje będą dopuszczalne w roli …nauczyciela, łańcuch nieszczęśliwych i skrzywdzonych oświatą będzie się wydłużał.
Trudno powstrzymać mi się przed poradą zawodową, wskazującą miejsce kariery, przy takim podejściu – juma!
Podobno do jumania Aldików w Berlinie biorą się już inne nacje, jak się pośpieszysz ich wyręczyć to zapobiegniesz katastrofie! 😉
A tak poważnie – może jakiś impresariat?
Pozdrawiam.
Być moze zaciekawi dyskutantów moje spostrzeżenie… Uczę języka obcego już długo, i przechodziłem stopniowo przez kolejne etapy eliminowania gramatyki z programów nauczania. Zasadniczo jestem za obecnym podejściem, w myśl którego struktury gramatyczne uczeń opanować ma „niepostrzeżenie”. A jednak uczniowie kochają SYSTEMY („rzeczywistość lubuje się w symetriach”), i sami proszą, aby tę gramatykę im jakoś po całości wyłożyć, ponazywać, i usystematyzować, bo wówczas lepiej im się wszystko układa… no więc robię to, i rzeczywiście mówią potem i piszą lepiej.
Gekko,
okej, uświadom mnie jak można kogoś nauczyć czegokolwiek w wymiarze 9 godzin w ciągu 9 miesięcy.
A i uświadom mi, kto jest za to odpowiedzialny, że wyznacza się taką liczbę godzin uczniowi, bo nie jestem to ja.
Jak to zrobisz, to pogadamy dalej.
Grześ pisze: „Ilość godzin, to podstawa, metoda to rzecz mniej istotna.”
To jakby się spierać czy herbata jest słodka od słodzenia czy od mieszania.
Szkoda mi czasu.
P.S.
Oczywiście drogi Gekko nie umiesz się powstrzymać przed insynuacjami, chamstwem i manipulacjami wobec osób, których nie znasz.
Ja ci piszę o systemie wadliwym, który ktoś
a) uchwalił
b) nakazuje pracownikom.
Ty zupełnie tego nie widzisz, przerzucasz winę na nauczycieli, którzy akurat w tym wypadku nie są w stanie zmienić/naprawić tego systemu.
Jak się da, to to robimy, osławiona KN nakazuję mi pół godziny lekcyjnej tygodniowo (bo na pół etatu pracuję w szkole publicznej) przeznaczać dla chętnych uczniów.
Ja przeznaczam 2 co tydzien, bo są chętni, robię to za darmo i z przyjemnością.
gdyby byli uczniowie, siedziałbym i do wieczora z nimi za darmo.
Bo mam całkiem dużo entuzjazmu mimo różnych absurdów i trochę umiejętności.
Ale co to obchodzi wszechwiedzącego Gekko, on wie wszystko.
Szanowni Państwo
Szanowny Gekko
Skrót skrótem (tak się starałem!), a fakty szczerzą zęby i się bezlitośnie nawzajem obszczekują. Pokazuje to nasza rozmowa. Bo fakt – to każdy z nas. Większość to belfrzy. Mniejszość to belfrzy in spe lub ex post, ale wątroba boli ich tak samo.
Sam już nie wiem, co myśleć o tej zadymce. Nawet najgłupsze i najbardziej tępe narzędzie administracyjne lub inne można podrasować. Nie da się tego robić skutecznie, gdy środowisko skupia się na animozjach, a nie merytoryce.
Kłóćmy się dalej – na zdrowie – tylko co z tego wynika dla pracy na niwie? Nic.
Skuteczne uczenie ma zawsze charakter autorski, po trochu mistrzowski, aliści…
Liczy się równie pewnie ustalenie elementariów niebudzących wątpliwości zainteresowanych. Pięciu? Dziesięciu? Dwudziestu?
A tu jak widzę – Dzikie Pola.
Kłóćmy się więc dalej. Na zdrowie. Prosit!
Parkerze, zapoznaj się z literaturą naukową na temat procesu zapamiętywania, pracy mózgu, neurodydaktyki itd
To tedy pogadamy, na razie wnioskuję po twoich komentarzach, że wiesz niewiele a gadasz.
@Grześ
Coś Gekko zamilkł. Długo myśli…
S-21
Nie masz racji, ten model obowiązuje dziś wszędzie na Zachodzie, a najlepiej o tym świadczą bezrobotni Oburzeni ze wszystkich krajów. Można także przeanalizować stopień bezrobocia w grupie do ca. 26 lat na przykład – ludzie kwitną (więdną) na zasiłkach, albo i bez, w całej Europie, a jak który dostanie robotę, to najpewniej w kurniku i musi z siebie robić szmatę. W USA nie jest wcale lepiej – dobre uczelnie to przeszłość, pozostała ich zaledwie garść, jak MIT oraz kilka innych, na palcach jednej ręki można policzyć. Uczelnie niegdyś prestiżowe, sztandarowe kształcą teraz durniów, o wiedzy ogólnej notorycznie wagarującego gimnazjalisty, a najzdolniejszych z nich wiążą kredytami na edukację, których ci nie są w stanie spłacić przez dziesięciolecia; potem najzdolniejsi matematycy, fizycy, trafiają do Goldmana i s-ki, aby tworzyć im kolejne absurdy, zwane instrumentami finansowymi, ewentualnie robią za oszustów, wciskających ludziom lichwiarsko oprocentowane kredyty, nicnieubezpieczające ubezpieczenia. Uczelniani wykładowcy zarabiają tam nieźle, ale co z tego, skoro absolwenci są bezrobotni?
Gekko
Z bańkami zgoda, choć pompują je solidarnie mali z dużymi, z tą drobną różnicą, że duzi wiedzą co robią oraz dlaczego i to oni te bańki na samym szczycie przekłuwają, a następnie liczą chciwie horrendalną kasę, zdartą z naiwniaków zwanych kiedyś „inwestorami”, a dziś już oficjalnie „graczami” (historia nazwie ich „durniami”), podczas gdy mali zielonego pojęcia nie mają co, jak i dlaczego – dla nich liczy się opinia maklera, propaganda gadającego łba w mediach, albo wykres na ekranie komputera oraz informacja z giełdowego software’u „teraz kupuj!”, „teraz sprzedaj!, chociaż software ma także opcje dokonywania transakcji całkowicie automatycznie i tak się w praktyce coraz częściej dzieje; na giełdach grają maszyny, a grube ryby, ci „duzi” sterują nimi już od etapu kodu źródłowego, tłumacząc potem orżniętym do samej kości „graczom”, że trend się zmienił, to na giełdzie normalne, trzeba poczekać, w długim terminie będą na kasie spali. Keynes na to mawiał tak: „w długim terminie, to wszyscy będziemy martwi”.
@ Łukasz
No właśnie piszę – fachowców wypuszczają Harvard, MIT, Caltech, Yale, Princeton, Stanford, Berkley, Cambridge,Oxford,Imperial College i jeszcze jakieś kilkanaście uczelni na świecie oraz jakaś setka uczelni stricte zawodowych. Reszta to przechowalnie dla bezrobotnych…;-)
O czym tam wszyscy wiedzą, a u nas są mamieni równością dyplomów…;-)
@Gekko
Bądź łaskaw nie wkładać mi w usta słów, których nie powiedziałem. A nawet jeśli mnie nie zrozumiałeś w pierwszym wpisie to w kolejnym wyjaśniłem dokładniej. Reszta to są twoje chore urojenia. I piszesz nie na temat do tego.
S-21
To też nie tak do końca, gdyż ci fachowcy nie pracują w zawodzie, a dla Goldmana, czy innego Rotszylda, niszcząc nieświadomie ludzkość, za możliwość spłaty rat wieloletniego kredytu. Inni konstruują działa magnetyczne, mikrofalowe, elektroniczne obroże na nogi, na szyje, HAARP, układają formuły na taki biały fosfor, który będzie najdłużej palił ciało, piszą software inwigilacyjny, budują drony, mini-nuki itd., a jeszcze inni zasilają MENy świata, tworząc takie programy edukacyjne, żeby ze szkół wypuszczać ubezwłasnowolnionych, kompletnie niesamodzielnych kretynów, wytresowanych na schematach pod klucz, odartych z indywidualności oraz samodzielnego osądu – zamiast dla rozwoju ludzkości, pracują na jej upadek, natomiast cała reszta, czyli znakomita większość, siedzi na bezrobociu i powoli wychodzi wkurzona na ulice, gdyż zna swoją wartość (albo o niej mniemanie) i słusznie czuje się wyślizgana. Lecz to nie jest przypadek.
Dyplomy są wszędzie takie same, a absolwenci uczelni mniej znanych często reprezentują wyższy poziom, niż ci z uczelnianego świecznika, jeśli tylko mają autentyczny zapał do pracy oraz pragnienie wiedzy, ale to programowa polityka decyduje dziś, kto dostaje robotę i gdzie, a kto idzie na bruk.
grześ
1 marca o godz. 20:55
„…Oczywiście drogi Gekko nie umiesz się powstrzymać przed insynuacjami, chamstwem i manipulacjami wobec osób, których nie znasz.”
– – –
Oczywiście że odnoszę się do czynów poglądów i kompetencji, ujawnianych publicznie, z własnej woli, przez osoby uważające się za nauczycieli.
Są to osoby, niemające pojęcia, że to, co robią i piszą świadczy o nich.
Niezdolne do przyjęcia odpowiedzialności za czyny i słowa.
Zdolne jedynie do tchórzliwych, obraźliwych i kłamliwych ripostek personalnych.
Takich jak to, co piszesz, Grzesiu, bez związku z tym co przeczytałeś u mnie, ale za to świadczącym krzykliwie i ponownie o tym, czym jesteś.
Łukasz
1 marca o godz. 22:17
– – –
Łukasz, głupców, co myślą że są cwaniakami – nie sieją.
Jeśli marna urzędniczka w Warszawie z pensją brutto 3kPLN brała (a nie: dostawała!) w banku mieszkaniowy kredyt 30 letni na 1000kPLN, podobnie rzesze subprimów w USA, na skutek państwowej deregulacji rynku, to chcesz wierzyć, bez ośmieszenia się, że nie mieli ci biorący świadomości co robią i za co biorą odpowiedzialność?
Przecież okradali w ten sposób współobywateli, a gdy bania pękła, płaczą, że zgwałceni korporacjami!
Hahaha, hihihi.
To jest żenująca kontynuacja taniej cwaniackiej metody „na litość” i nic więcej.
Reszta jest nieistotna.
Z dedykacją:
„…Kto dmie w banię, niech nie płacze
kiedy pulę zgarną gracze…” 🙂
nauczyciel_pl
1 marca o godz. 22:51
– – –
Czyżby, doktorku?
Uważasz, że jeśli nie podoba ci się co inni piszą to masz prawo bezpodstawnie ich obrażać?
A co konkretnie jest chore w tym, co komentuję a Ty napisałeś?
Może to tylko tak chorobliwie wygląda w lustrze publicznej konfrontacji wizerunek, jaki sobie sprawiasz?
I to na konto belferskiego fachu, pod jaki się podszywasz?
No dobra, ratuję cię oksymoron: nauczyciel vs. pl.
W ‚pl’ wierzę, bo widzę w tekście, reszty – nie.
Szczepan
1 marca o godz. 21:57
– – –
W chorym (profesjonalnie), zepsutym, niekompetentnym, wypalonym i systemowo zdeprawowanym środowisku branż opłacanych w tym państwie z podatków, każda dyskusja merytoryczna, każdy standard jakości pracy jest zagrożeniem ujawnienia tożsamości beneficjentów.
Dlatego zawsze i z reguły, pańcie z pokoju nauczycielskiego, sprowadzają to do magielnej pyskówki personalnej.
To forma wyparcia i samoobrony (nieprzypadkowo ten termin zrobił karierę).
Nie jestem, nie byłem i nie będę nauczycielem zależnym od tego systemu i środowiska.
Jestem rodzicem i uratowałem moje dzieci przed kontaktem z tymi ludźmi.
Rozmawiam tu o sprawach, będących częścią mojej kompetencji zawodowej, co nie było możliwe (ze względu na niezdolności poznawcze i kondycję moralno-etyczną belfrów) na wywiadówkach w szkołach, do których chwilami trafiały dzieci moje i znajomych.
Liczę, że merytoryczne treści, jakie pojawiają się, choćby okazjonalnie, w tej dyskusji, pozwolą choć jednej osobie uratować siebie albo godność nauczyciela.
Komu pisane, skorzysta; reszcie zaprzeczy, że „nikogo nie obchodzi” ich proceder i że dokonują go w czapkach-niewidkach.
Pozdrawiam 🙂
http://www.tok.fm/TOKFM/0,89511.html
Może to kogoś zainteresuje, rozmowa z Wojciechem Mikołuszko zatytułowana „Tato a co to?” dziennikarzem naukowym o uczeniu. Polecam zwłaszcza druga część rozmowy kiedy mówi o swoich doświadczeniach a raczej swoich dzieci z pobytu w szkole w Ameryce.
http://www.tok.fm/TOKFM/0,89515.html
Pod tym drugim linkiem zainteresowani znajdą rozmowę z profesorem Czapińskim zatytułowaną Diagnoza społeczna 2011″ z 01.03 .2012 też o edukacji.
parker
2 marca o godz. 0:24
– – –
Tak w ogóle, to pytanie „JAK UCZYĆ” jest w zdrowym, logicznym systemie wtórne, wobec pytania „KTO”.
Komu systemowo powierzamy na lata swoje dzieci.
Jakie te osoby MUSZĄ mieć postawy i kompetencje, aby móc skorzystać z etatu publicznego, w roli pomocnika i przewodnika dzieci i młodzieży w uczeniu SIĘ.
Jeśli KTO znaczy w systemie KTOKOLWIEK, to wszelkie dalsze dyskusje o metodzie, programie, płacach i zasadach procesu są bezpłodne i bezprzedmiotowe.
Podałeś ciekawe linki, moim zdaniem, najciekawsze jest porównanie programów i wytycznych ministerialnych z tym, co z tego rozumieją i potrafią z tym zrobić ‚nauczyciele’.
I jak sabotują wszelkie cywilizowane standardy zawodowe.
To oczywiście nie jest spisek, ale wynik choroby systemowej, konfrontującej ustawicznie chwalebne zadania z niewłaściwymi ludźmi, a przypadkowych właściwych – deprawując (zresztą, z pełną cyniczną premedytacją).
Ten system tworzymy my, społeczeństwo, w wyborach samorządowych i parlamentarnych, w postawach obywatelskich (np. w tolerowaniu takich praktyk szkolnych przez rodziców).
Porażające.
Taka jest nasza diagnoza społeczna i tak wyglądamy na tle świata cywilizowanego, o czym mówią Twoje linki.
@Gekko
„Uważasz, że jeśli nie podoba ci się co inni piszą to masz prawo bezpodstawnie ich obrażać?”
Nie no, oczywiście, tylko ty masz to prawo.
Nie odpowiadałem tobie a na to:
„nauczyciele muszą w podstawówce zaspokajać przede wszystkim potrzeby silnie znerwicowanej dyrekcji, a także organów prowadzących i nadzorujących.”
a ty się uczepiłeś jak rzep psiego ogona. I piszesz nie w temacie mojej wypowiedzi.
Jeszcze raz napiszę może wreszcie dotrze: organów nadzorujących nie interesuje jakość nauczania w szkole. W czasie kontroli nikt na to nie zwraca uwagi. Jedynym dowodem są dobrze wypełnione papiery.
cała reszta to są twoje insynuacje i dopisywanie mi czegoś czego nie napisałem.
EOT
Gekko
A cóż to się dzieje na blogu: tańce, hulanki swawola? Hi, hi, ha, ha? Hejże! Hola!
Gekko, urzędniczka z pensją brutto 3kPLN to jakaś zwykła miernota – na urzędach obowiązują dziś stawki znacznie wyższe i to netto, a mówię o średniej, nie o pensjach dla urzędniczych kapo, pilnujących tam status quo ze szpicrutą w ręce – u p. Zdrojewskiego na przykład (to ten specjalista od ACTA, a poprzednio od „Porozumienia o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym”, utrąconego przez Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, jako twór inwigilacyjno-szpiegowski) średnia pensja, którą okradają społeczeństwo wynosi ponad 7000,00PLN brutto bez premii oraz dodatków, a jakie premie są obecnie na urzędach pokazuje casus tego frajera od stadionu.
http://serwisy.gazetaprawna.pl/praca-i-kariera/artykuly/594021,pensje_urzednikow_od_lat_wciaz_rosna.html
Ale nie o tym chciałem, tylko słowo o kredytach hipotecznych subprime, wciskanych z premedytacją ludziom, którym bankierzy wmówili potężną akcją propagandową, z zastosowaniem wszystkich dostępnych technik psychologicznej manipulacji tłumem oraz socjotechniki, że te kredyty, szczególnie we Frankach Szwajcarskich, to rewelacyjne rozwiązanie dla kredytobiorcy, umożliwiające nabycie upragnionego, własnego mieszkania, czy wybudowanie domu, albo pozyskanie taniej gotówki pod hipotekę na rozwój własnej działalności gospodarczej, albowiem kredyty konsumpcyjne, czy karty kredytowe niewolące ludzi są obecnie dostępne wszędzie, w przeciwieństwie do kredytów inwestycyjnych, na które nie ma szans przewie nikt, zresztą programowo, aby polska przedsiębiorczość się nie rozwijała. Ludzie omamieni tą propagandą dali się zwieść, jak już nieraz w historii bywało i nie należy mieć do nich o to pretensji, a do tych, którzy ich edukują, do ich nauczycieli niestety…
Pracuję z ludźmi w różnym wieku. Niestety im młodsi tym coraz bardziej żądni swobody i wysokich zarobków, a coraz mniej umiejętności prezentują. O organizacji pracy i zapale do pracy nie wspomnę. Ani jednego ani drugiego nie widać nawet na szarym końcu. Wystarczy, że szef jest trochę bardziej pobłażliwy i z grupy pracowników robi się totalna błazenada, która najchętniej cały dzień siedziałaby na fejsie albo youtube. Szef nie widzie, to można nic nie robić, a później się zobaczy. Do wykonania zadań, do których zostali zatrudnieni, muszą mieć dokładne instrukcje niemal krok po kroku… bo nie wiedzą jak sobie radzić z czynnościami, których uczyli się na studiach. Nie potrafią prowadzić rozmów telefonicznych (kwestia kultury rozmowy) i odpowiadać na najprostsze pytania klienta dotyczące produktu, którego byli współtwórcami. Jednym słowem – młody człowiek opuszczający mury szkoły i uczelni jest obecnie bardzo źle przystosowany do pracy, w szczególności do rozwiązywania nieszablonowych problemów, brak logicznego myślenia kłania się na każdym kroku.
Gekko 2 marca 0:24
Tak w ogóle, to pytanie ?JAK UCZYĆ? jest w zdrowym, logicznym systemie wtórne, wobec pytania ?KTO?.
Komu systemowo powierzamy na lata swoje dzieci.
Jakie te osoby MUSZĄ mieć postawy i kompetencje, aby móc skorzystać z etatu publicznego, w roli pomocnika i przewodnika dzieci i młodzieży w uczeniu SIĘ.
Jeśli KTO znaczy w systemie KTOKOLWIEK, to wszelkie dalsze dyskusje o metodzie, programie, płacach i zasadach procesu są bezpłodne i bezprzedmiotowe. 0:24
Niby we własne gniazdo się nie sra, ale SZ.P. Gekko ma rację… moim zdaniem ta wypowiedź powinna zakończyć dyskusję na temat. Nie zawsze zgadzam się z tym, co pisze Gekko, ale nie tym razem…
Ps. Gekko, nie wiem, kim jesteś, ani czym się zajmujesz, ale masz łeb na karku. Pozdrawiam.
Łukasz
2 marca o godz. 12:47
– – –
Zamiast swawolić, zapoznaj się trochę z tematem.
Odróżnij średnią od składnika, prezesa spółki z udziałem SP od urzędnika na etacie.
Jeśli nie pojmujesz, że BRANIE kredytu jest w dorosłym życiu odpowiedzialnością za BRANIE a nie tytułem do skarg na WCISKANIE, to masz przed sobą, Łukaszu, całą adolescencję.
Polecam też zapoznanie mechanizmów, jakimi rząd US rozregulował wolnorynkowe (!sic!) mechanizmy finansów komercyjnych i nieruchomości tak, że wykreował nieznany przedtem rynek subprimów.
Zawsze warto pohulać na arenie wiedzy, to dopiero są emocje i fun, tym bardziej w oświacie, haha.
Gekko
Zgadzam się, ale po co to powtarzać, jak chcesz choć trochę zmienić świat, to tą metodą go nie zmienisz.
Tłumacz, nie wytłumaczysz głupiemu nic, jak mu będziesz powtarzał, że głupi.
Ba, z takim nastawieniem gadanie wydaje mi się czczym gadaniem.
Chyba, że ty po prostu lubisz naparzanki, ale to takie trochę chuligaństwo sieciowe, ja tak to odbieram.
Bo chuligaństwo, to takie naganne zachowanie w przestrzeni publicznej, a internet chyba taką przestrzenią jest?
Zastanów się, masz jakąś wiedzę, chwal się, pokazuj swoje kompetencje.
Masz polot, potrafisz to ubrać w żartobliwa formę, wysubtelniej:):):)
parker
2 marca o godz. 17:22
– – –
Ach, parkerze – święte słowa, do wzięcia na wiarę.
Widzę, że wracasz do czasów, gdy fakty były Ci materią polemicznie hm… dowolnie plastyczną.
Do czego więc konkretnie w tym co ja piszę odnosisz eleganckie sugestie o naparzankach i chuligaństwie?
Na przykład, gdzie i kto powtarzany rzekomo przeze mnie: głupkiem? Fakty, please.
Bo takie prawdy samouzasadniające się, rzadko ostają się w świetle faktów.
Będę wdzięczny za uzasadnienie, świadczące, że sam stosujesz mądrość głoszoną tak pokornie i ewangelicznie…innym.
🙂
Gekko
Jeśli jesteś uprzejmy twierdzić, że przede mną adolescencja, to ja Ci powiem, że przed Tobą luminescencja (jarzenie), bo na razie marnie w tej materii, niestety. Wyszszekany i owszem dość jesteś, jednak z merytoryczną argumentacją, opartą o realia twoje tu gadanie wiele ma wspólnego.
Zamiast się mądrzyć, czytaj proszę ze zrozumieniem.
„Również w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ciągu ostatniego roku średnie płace urzędników poszły w górę o 200 zł (do ponad 7 tys. zł)” To jest średnia płaca, tak jak średnia płaca w Polsce, która ogłaszana bywa w mediach od czasu do czasu.
Gekko, jesteś albo naiwny, albo niekoniecznie, w każdym razie zupełnie nie pojmujesz, że kredyty hipoteczne oraz konsumpcyjne ludziom się wciska przemocą, wkładając w to maksimum złej woli, używając zwykłego, ordynarnego kłamstwa, manipulacji, socjotechniki, a także źle wykorzystanej wiedzy psychologicznej. Ci, którzy to robią, osiągają swój niecny sukces, gdyż za przeciwników mają ignorantów typu Gekko, albo ich uczniów.
Gekko, gdzie Ty widziałeś te „wolnorynkowe mechanizmy finansów komercyjnych i nieruchomości”? Pewnie w podręczniku Miltona Friedmana. Skąd żeś Ty się urwał z takim poziomem abstrakcji, z terminu u Picassa? Na dodatek sam sobie przeczysz – jeśli coś było regulowane, to znaczy, że nie było wolnorynkowe, a jeśli było wolnorynkowe, to nie było regulowane, bo było wolnorynkowe, rozumiesz? Częściowo rację masz, ale znowu nie jarzysz niestety (brak luminescencji), że rynek subprime, był jedynie wehikułem, koniecznym do budowania na nim piętrowych derywatów, napompowanych potem z premedytacją w gigantyczną bańkę, którą w zenicie programowo przekłuto, powodując gigantyczny kryzys, trwający do dziś, a właściwie dopiero się rozkręcający.
Dlaczego to wszystko jest możliwe? Ponieważ w programach edukacyjnych zdeprecjonowano nauki scisłe, szczególnie matematykę, wmawiając wszystkim wkoło, że jest za trudna oraz zbyteczna – skutkiem tego jest bezkarność Goldmana i s-ki, gdyż niewiele osób potrafi zrozumieć konstrukcję derywatów i stwierdzić, że to bezczelny szwindel, który nie ma prawa funkcjonować we współczesnych finansach.
Drogi Gekko,
zaiste trudna jest pomoc w uczeni, ale prawdziwy współczesny ewangelista przyjdzie ci z pomocą.
Oni Ciebie werbalnie głupkiem, za Twojego niewerbalnego, z siły Twej poezji blogowej płynącego.
I ostrza ciętej satyry, mój Drogi.
parker
2 marca o godz. 22:09
– – –
Tak sądziłem, że zarzucasz jedynie przewrotną sieć swych uczuć, wzmocnionych ziołem, o miły parkerze.
Szkoda, żeś nie parkerzyca 🙁
Fuck facts, yu’ll get the same, liebe freunde 🙂
Łukasz
2 marca o godz. 20:35
„…zupełnie nie pojmujesz, że kredyty hipoteczne oraz konsumpcyjne ludziom się wciska przemocą…”
– – –
Łukasz.
Sałacisz na potęgę, ot co 😉
Rozbrajające… 🙂 🙂 🙂
Pozdrawiam, śpij dobrze.
Oj Gekko, Gekko, ja naprawdę cie lubię. Ludzie nie chcą ciągłej naparzanki. Ja przez to przechodziłem w młodości, realnej i wirtualnej, ale potem człowiekowi się nudzi.
Mnie się znudziły naparzanki z S-21, czasem coś mu napiszę, bo nie miałbym przyjemności jakbym jakiegoś absurdu nie obnażył, ale unikam konfrontacji.
I rozumiem, że „druga” strona coś mi napisze, nawet mnie obrazi, co mi tam, nie jestem obrażalski. Nękania nie lubię, ale ustało jakoś.
Może dla tego, że się na ciebie przerzucili?
Prawdę to ja znam, mnie nie trzeba tłumaczyć.
Nie chce mi się o tym gadać.
Ci od Smoleńska też o prawdę walczą.
Jaki jest twój stosunek do katastrofy smoleńskiej?
A co do zioła, to wiesz jak skończyła Doda za posądzenie o używanie innego znacznie bardziej popularnego ode mnie proroka?
Otarła się o więzienie.
parker
3 marca o godz. 8:37
„Jaki jest twój stosunek do katastrofy smoleńskiej?…”
– – –
Parker, czy to Twoje wywiane o poranku zioło to na skutek jakiegoś subprimu? 😉
Nie uprawiam stosunków z katastrofami, to nieestetyczne i niepedagogiczne.
Także z tych względów nie śledzę ocieractwa i końcówek Dód, tym bardziej że w celebryźmie ważne jest, jak kończy facet, isn’t it?
A w ogóle, to wolę na temat bloga, tu jeszcze mam szanse na wzbogacenie poglądów przez wymianę.
Na innych polach ta wymiana przynosi mi jedynie straty, haha 🙂
Pozdrawiam.
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2012/03/czy-warto-pisac-wasny-program.html
Zazu
4 marca o godz. 22:40
Ja bym jeszcze dorzuciła to :
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2012/02/jak-wadze-odwracaja-kota-ogonem.html
Zazu
4 marca o godz. 22:40
– – –
Tak, to bardzo ciekawe.
Zakładam, że wskazujesz na linka aby wziąć udział w dyskusji, no to:
1/ Zazu, jak Ty zrozumiałaś istotę problemu, jaki stara się rozwiązać swym komentarzem prof. Śliwerski?
Jakie wnioski wynikają z zamieszczonego listu autorki programu?
2/ W jaki sposób różni się zawarta w podstawie treść od zacytowanych „infantylnych” (?) celów kształcenia?
Jak ministerstwo określa oczekiwania co do kompetencji i postawy nauczyciela w podejściu metodycznym do realizacji podstawy?
3/ Czy głosy, uważające że realizacja podstawy programowej jest oceniana (przez wizytatorów) pod kątem zawartości ‚treści’, a te, postrzegane jako informacje do wtłoczenia i wykazania w metodyce, są uprawnione w świetle… rzeczywistych treści i warunków realizacji podstawy?
Mnie na przykład, końcowy akapit wpisu prof. Śliwerskiego wydaje się nietrafny (bo niespójny z tym, co sam napisał powyżej).
Ciekawe, co sądzą również inni.
@Gekko
Już Pana prosiłam, żeby powstrzymał się Pan swoich belferskich zapędów i przestał wywoływać do tablicy. Jakoś to mało innowacyjne i zupełnie nieciekawe.
Wpis prof. ma związek z wypowiedzią Gospodarza i moim zdaniem jest potwierdzeniem tezy o „nauczaniu partyzanckim”. Jest też polemiką z reprezentowanym przez Pana kultem papierów. I nie chodzi o to, że zamierzam krytykować np. koncepcje prof. Żurka, którego uważam za przemiłego człowieka. Po prostu czasem mam wrażenie, że MEN myśli, że jego rozporządzenia i uchwały mają charakter performatywów. Napisze i ma się stać. Najlepiej cud.
mała poprawka:
„żeby powstrzymał Pan swoje belferskie zapędy”
PS
Mam nadzieję, że stali dyskutanci uważnie przeczytali wpis piętnujący nierozróżnianie liczby i ilości…
Zazu
5 marca o godz. 10:48
– – –
Proszę Pani, nawet najlepszy drukowany tekst nie powstrzyma zawodowego analfabety przed wykorzystaniem papieru w jedynym mu dostępnym intelektualnie zastosowaniu.
Taki też los spotyka kierowane przez pracodawcę do rzeszy nauczycielstwa wytyczne, za których realizację biorą pieniądze.
Brak utopionego tym sposobem papieru kompensują sobie Ci ‚nauczyciele’ klikając komentarze pod blogami, jak to widać z Pani twórczości radosnej.
@Gekko
No właśnie, „kierują wytyczne”.
A tak na marginesie. Nie wiem, jakie ma Pan wyobrażenie o zawodzie nauczyciela, ale to chyba coś więcej niż „realizacja wytycznych”.
Co do klikania, to rzeczywiście bardzo radosne. I jakże kompensujące. Ciekawe, co kompensuje u Pana?
Zazu
5 marca o godz. 21:26
– – –
Proszę Pani, przyjmując jakąkolwiek posadę, zobowiązuje się na piśmie realizować zadania na stanowisku, czyli – wytyczne.
Czasy, kiedy losy instytucji powstawały w komitetach (zakładowych lub regionalnych) a pracownicy brali pieniądze, ale już nie odpowiedzialność za wywiązanie się z umowy – minęły dość dawno.
Wystarczy otworzyć zapyziałe z nieużywania okno pokoju nauczycielskiego i … po opuszczeniu miejsca kaźni, samemu sobie wytyczać oraz odmawiać wykonania w ramach działalności gospodarczej.
Co wielu nauczycieli czyni z pożytkiem i satysfakcją ogólną i osobistą.
Jak już wspominałem, moje klikanie kompensuje mi niemożność porozumienia się w sensie ekonomicznym, intelektualnym, leksykalnym i kulturowym z funkcjonariuszami szkół publicznych na wywiadówkach, jak w filmie Jurassic Park biologowi z kohortą stegozaurów w konfrontacji oko do oka.
Tym bardziej, że mieli moje dzieci w szachu.
Klikając, mam nadzieję, że obserwacja biotopu zza szyby pozwoli mi zrozumieć, jak ten świat zaginiony zasila się i gdzie jest wyłącznik.
Rzadko bywa to radosne, ale ile uciechy, jak dochodzi do przebicia (pancerza) i kontaktu neuralnego z ontognetycznie ‚gadzim mózgiem’ wykopaliska…
Tak, i smieszno i straszno bywa, ale dziękuję za udział.
PS Czy weźmie Pani udział w konkursie na zrozumienie podstawy, poziom klas I-III (lub wyższy)?
Pozdrawiam.
@Gekko
Jak widać, późna pora wpływa na percepcję, więc wytłumaczę inaczej.
1. Przekonanie, że papier stwarza rzeczywistość jest naiwne. Dlatego reforma nie może sprowadzać się do kierowanie wytycznych.
2. Wytyczne są często publikowane za późno, wbrew logice i dobrym praktykom, a bywa też, że w sposób niezgodny z prawem. Ale wytyczne rzecz święta…
3. Bywają wytyczne kafkowskie – np. czy wie Pan, że ktoś bierze Pańskie pieniądze za to, żeby kierować wytyczne, jakim kolorem atramentu Zazu ma wpisywać do dziennika oceny proponowane, jakim poprawki, a jakim zwykłe oceny? Zielonym, czerwonym, czarnym lub niebieskim. Wytyczne. A jakże. Pan każe, Zazu kupuje kolorowe długopisy.
4. Rola pracodawcy nie sprowadza się do wytycznych. Wypadałoby jeszcze zadbać o ich wdrożenie. Ale w edukacji wytyczne kierują się same.
5. Skoro są wytyczne, to powinny być narzędzia do ich realizacji. Ale kto by się tam drobiazgami przejmował.
6. Ja ponoszę prawną odpowiedzialność za realizację wytycznych. Ten kto kieruje do mnie reformę-bubla już nie.
7. Skąd przekonanie, że nie „realizuję wytycznych”?
W konkursie udziału nie wezmę – jury mnie onieśmiela. Ale może niech Pan zapyta tych z ORE czy MEN. Jest cień szansy, że ci, co kierują i teoretycznie wdrażają wytyczne, rozumieją. Jak Pan myśli, rozumieją czy tylko kierują?
PS
Stegozaur zwierz niegroźny, roślinożerny i na wymarciu. To powinno właśnie Panu pasować, bo chyba tego Pan belfrom życzy…
Zazu
6 marca o godz. 10:41
– – –
Cieszy mnie, że okresowo otwiera Pani się na percepcję, choćby jak kwiat paproci 🙂
1/ Czyje to przekonanie? Ja piszę, że papier niepiśmiennym nie pomaga, a więc zgoda, przed papierem powinien iść sekator a za nim gilotyna, co też ustawicznie postuluję (wężykiem) 🙂
2/ Nie święta, ale uzgodniona w umowie i opłacona. Nie mam złudzeń co do trybu działania urzędników państwowych, ale jeśli się danie zamówiło (przyjęło posadę) trzeba rachunek zapłacić (wywiązać się z umowy), albo gotować sobie w domu (zmienić lokal).
3/ Czy ma Pani problem z rozróżnianiem kolorów? Takie wytyczne kolorystyczne obowiązują w wielu dziedzinach, np. księgowości czy finansach. A sprzęt musi zapewnić pracodawca, to jego część umowy, rola związków zawodowych w egzekwowaniu. Lekceważenia umowy o pracę nie da się usprawiedliwić wymówkami o takiej wadze.
4/ Nie sprowadza się. Pracodawca nie wdraża swoich wytycznych, do tego zatrudnia się pracowników. Tyle, że muszą być do tego zdolni, chcieć i potrafić, wiedząc przecież, na jaką posadę idą, bo są dorośli. Błąd pierworodny pracodawcy to wybór złych pracowników. Dlatego sfera publiczna w cywilizacji jest oddzielona od polityki, u nas jest jedynie częścią polityki kumoterskiego wsparcia socjalnego. Stąd problem z kompetencją wdrożenia przez pracowników.
5/ Tak, powinny, a tymi narzędziami są w edukacji pracownicy, bo przecież nie łopaty czy buldożery.
Ani tablice multimedialne. Co jest potrzebne, aby dziecko nauczyć czytać czy odróżniać prawdę od kłamstwa (to elementy podstawy kl I-III) ? Robi się to na misjach w Afryce, można i u nas. Jakich konkretnie narzędzi brak uniemożliwia Pani, dajmy na to, realizację podstawy?
6/ Tak. Taki jest podział ról i zadań w umowie o pracę. Pracodawca odpowiada za to, aby dobrać odpowiednich ludzi. Również takich, którzy zawalczą o potrzebne do wykonania środki, ale nie z klientem, lecz z… umową!
7/ Z dowodów na brak ich zrozumienia oraz postawy umożliwiającej wywiązanie się ze swej roli zawodowej, zawartych we wpisach. Oczywiście, percepcja może być myląca, ale za treść komunikatu odpowiada nadawca.
– Wobec Jury nie należy okazywać nieśmiałości, inaczej można stać się spożytym daniem jurajskim. A jak już nieśmiałość w posługiwaniu się kompetencjami, to może w trybie amatorskim a nie płatnej posady?
– Sądzi Pani, że lepszym przykładem dla braku wspólnego języka, niż Stegozaur byłby ktoś z teropodów? Ja celowo nie pisałem o kulinariach, ale o barierach w dialogu 🙂
Całkiem fajny z Pani kwiat paproci, szkoda że tak rzadko.
Pozdrawiam.
@Gekko
Walczenia o środki do realizacji wytycznych nie mam w umowie. Zawsze myślałam, że nauczyciel ma uczyć. Ale widać zakres obowiązków się rozszerza. Tylko po co, skoro rzekomo „sprzęt musi [sic!] zapewnić pracodawca”.
Uczyć można nawet na glinianych tabliczkach. Pytanie jak skutecznie. Obraz uczniom opiszę, zamiast prezentacji zrobię wykład, utwór muzyczny zaśpiewam z uczniami a cappella, Kurosawę niech sobie dzieciaki w domu obejrzą. Na co mi tablice multimedialne, skserowane karty pracy i inne wymysły do realizacji podstawy w zakresie nauki analizy i interpretacji tekstów kultury? Ćwiczenia z poetyki wymyślę i opracuję sama, wszak polski nauczyciel ma na to mnóstwo czasu.
Właściwe wykonywanie obowiązków przez pracownika jest pochodną rzetelności pracodawcy. Jeśli ten wykazuje lekceważącą postawę wobec swoich klientów, przekłada się to na jakość obsługi wykonywanej przez pracownika.
Czy uczeń na pewno skorzysta na tym, że nauczyciel pokręci nosem na wytyczne i np. pójdzie do biura wystawiać zamówienia i FV? A może skorzysta tylko szkoła prywatna? I kto tu jest ważniejszy – klient czy bezpośredni pracodawca? A jeśli pracodawca daje pracę, to może nie ma zastrzeżeń co do sposobu realizacji wytycznych lub tak naprawdę traktuje je jako sprawę drugorzędną. I wtedy nie ma co grzmieć o wytyczne.
Podziwiam Pana fascynację baśniami i wizją świata w nich zawartą. Ktoś coś powinien, ktoś nie powinien. Dobrzy i źli. Bardzo to wzruszające. Trochę mnie jednak niepokoi porównanie do kwiatu paproci – to mimo wszystko diabelska roślina.
Pani Zazu.
To Pani żyje w błogim świecie baśni, finansowanej przymusowo z podatków, czego nie umie Pani (d)ocenić.
Ja piszę ze świata realnego, w którym obowiązuje zarówno prawo jak i wolnorynkowa selekcja do zawodu.
Nie ma to nic wspólnego ze szkołą prywatną.
Państwo widzicie, z zasady, swoje problemy jako zawinione przez innych, wyrażane przez za/nienawiść wobec innych.
Tylko że ci ‚inni’ sami ponoszą odpowiedzialność za wybory ekonomiczne i życiowe, tak jak ich klienci.
Państwo, będący na publicznych etatach – żadnej.
Ani odpowiedzialności, ani szacunku dla siebie i własnych świadomych wyborów.
Stąd też agresja wobec świata finansowanego ‚niepaństwowo’ równa tej, wobec własnego, państwowego pracodawcy.
Kompletne wyobcowanie i odrzucenie obywatelstwa.
Niestety, wszystko, o czym Pani pisze jest tego dobitną ilustracją (może tylko agresja wyraża się raczej oporem i wypieraniem faktów).
Pani postawa, wyrażana argumentacją w dyskusji, reprezentuje typowe niestety objawy psychopatologii wypalenia zawodowego i dysonansu kompetencyjno-stanowiskowego.
Tak się niestety składa, że jest to uboczny przedmiot mojej pracy zawodowej, więc detaliczne komentarze do Pani wypowiedzi chętnie prześlę na privat, nie byłoby eleganckie moje fachowe (a nie publicystyczne) odniesienie się do powtarzanych przez Panią argumentów.
Zauważę jedynie, że dorosły osobnik podejmuje umowę o zatrudnieniu świadomie (a uważa, że jest mu ona „dana” z rozdzielnika), i nie może poważnie (i praworządnie) uzależniać stopnia wywiązania się z umowy wobec powierzonego mu klienta, w jej trakcie, od własnej oceny pracodawcy.
Te wątpliwości stanowią przedmiot sporu pracowniczego z pracodawcą a publiczne deprecjonowanie pracodawcy przez urzędnika jest w krajach cywilizowanych (a także w Polsce, de iure) prawnym powodem zwolnienia dyscyplinarnego.
Publiczna praktyka urzędnicza w PL, którym to urzędnikiem Pani jest, sprzeczna z tą zasadą, stanowi jawne pogwałcenie sensu jakiejkolwiek edukacji w tym wykonaniu.
Proszę przyjąć wyrazy sympatii dla osoby polemistki i współczucia dla sytuacji zawodowej pracodawcy.
@Gekko
Czy Ty w ogóle wiesz, co piszesz? Mam wrażenie, że odpowiadasz na posty Zazu, nie przeczytawszy ich.
@Gekko
Dziękuję za „psychoanalizę”, obawiam się jednak, że z podobnym skutkiem mógłby Pan wróżyć mi z dłoni. Dlatego za dodatkowe komentarze podziękuję.
Myślę, że mimo wszystko mam prawo do własnej opinii na temat jakości aktów prawnych wydawanych w naszym kraju. I do innej koncepcji „obywatelstwa”. A moja ocena pracodawcy motywuje mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy na rzecz dzieciaków i dla własnej satysfakcji. Jakoś trzeba się motywować kiedy pracodawca niedomaga.
Zazu
6 marca o godz. 22:36
– – –
Absolutna zgoda.
Pani ma prawo rozumieć swoje zobowiązania zawodowe w dowolny od rzeczywistości sposób, ja mam prawo płacić za edukację dzieci komu innemu.
Oczywiście, ta symetria pod warunkiem, że Pani uczy prywatnie, przyjmuję to za dobrą monetę, dla zgody.
Pozdrawiam.
PS Nie jestem zwolennikiem psychoanalizy, stosuję ewaluację behawioralną. W każdym razie, fachowe wsparcie bywa skutecznym uwolnieniem od zawodowych frustracji, nie ma się czego, broń Boże, wstydzić. Ja tam lubię superwizje. 🙂