Łapówka dla nauczyciela
Żadne środowisko nie jest skłonne, aby rozliczyć się z grzechów. O wiele lepiej, gdy ktoś z grona tak wpadnie, że nic już się nie da zrobić. Można wtedy napiętnować, wyciąć chory organ, a samemu zachować czyste ręce.
Ze zdumieniem przyjąłem informację, że pewna nauczycielka szkoły średniej wymuszała na uczniach zapłaty za oceny oraz w inny sposób zarabiała na dzieciach. Musiała chyba upaść na głowę – pomyślałem. Dyrekcja poinformowała prokuraturę, o reakcji innych nauczycieli nie ma ani słowa (zob. materiał).
Kiedy coś się dzieje w szkole, np. nauczyciel dostaje kawę od ucznia albo bombonierkę od rodziców, to wiedzą o tym wszyscy. Nic nie ujdzie uwadze koleżanek i kolegów. Ja też wiem, kto bierze koniak, a kto czystą. Także dyrekcja dowiaduje się, zanim człowiek zdąży otworzyć czekoladę, zaparzyć kawę czy nalać sobie koniaku.
Koleżanka od dłuższego czasu wymuszała na uczniach pieniądze. Załatwiała za łapówki promocję i podwyższała oceny. Musiała, powtórzę, upaść na głowę. To się zdarza, w końcu ludzie chorują, dostają w pracy paraliżu szarych komórek, demoralizują się, a niektórym totalnie odbija. Jak się w szkole pracuje 20 lat z tymi samymi ludźmi, to naprawdę wiele można zobaczyć. Zanim jednak patologia się rozwinie, widać jej symptomy. Najpierw widzą najbliższe osoby, potem dalsze, a w końcu cała szkoła. Zastanawiam się, dlaczego nikt tej nauczycielce nie dał po koleżeńsku w łeb, zanim było za późno.
Teraz możemy tylko napiętnować, przepędzić czarną owcę z grona, a sami przywdziać się w szaty świętych. Świętych, bo obojętnych.
Komentarze
A może nie widzą w tym nic złego?
Po dyskusji na temat bicia dzieci zwanego eufemistycznie klapsami na Pana blogu w której żaden nauczyciel nie zaprotestował, nic mnie już nie zdziwi
zabawne, całe miasto wie, który lekarz ile bierze i jakoś nikt nic z tym nic nie robi, czy wszyscy uznali to za normę?
a nauczyciela biorącego łapówki pieniężne jeszcze nie spotkałem
A mnie normalnie zatkało.
Czy ja dobrze widzę, że Gospodarz zna przypadki przestępstw i je kryje?
„Ja też wiem, kto bierze koniak, a kto czystą…Jak się w szkole pracuje 20 lat z tymi samymi ludźmi, to naprawdę wiele można zobaczyć”.
Ponieważ:
„Żadne środowisko nie jest skłonne, aby rozliczyć się z grzechów.”
To ja pytam, jakie: żadne?
Jaki to obywatel, czy środowisko wyjęty jest spod prawa, nakazującego przestępstwa znane sobie ujawniać?
Podkreślam: wyjęte (f.bierna) a nie samozwańczo wyjmujące się.
Jaka to norma moralna zastępuje prawo, pozwalając:
„…tylko napiętnować, przepędzić czarną owcę z grona…”.
Jaka to postawa, co świętość myli z piłactwem?
O Boże i Policjo!
Katechety i kajdanek!!! (albo odwrotnie).
Panie Profesorze, w jakiej szkole tego uczą z podręczników przykładu osobistego?
Wnoszę sprzeciw na tę uzurpację umorzenia swych win doczesnych kosztem pokuty, zadawanej czytelnikom takiego credo 😉
Parker napisał: „w której żaden nauczyciel nie zaprotestował”
Czyżby?
Parker: „A może nie widzą w tym nic złego?”
Widzą. Dla mnie to niepojęte i nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Oczywiście spotkałam się z inną patologią (przestępstwem) niestety.
„Ja też wiem, kto bierze koniak, a kto czystą. Także dyrekcja dowiaduje się, zanim człowiek zdąży otworzyć czekoladę, zaparzyć kawę czy nalać sobie koniaku.”
Już widzę oczyma wyobraźni, jak to sobie gospodarz wraz z gronem pedagogicznym na przerwach czystą z koniakiem popija 😀
Żarty sobie gospodarz stroi.
Ale radzę uważać, bo ludziska „łykną” wszystko – co widać po komentarzu parkera chociażby…
I rozgorzeje dyskusja na temat powszechnego łapówkarstwa i bezkarnego pijaństwa nauczycieli w pracy…
Zaraz w tej sprawie wypowie się tłum wzburzonych rodziców, zmuszanych przez rzesze skorumpowanych nauczycieli do płacenia za dobre stopnie i takich co to na własne oczy widzieli, jak to nauczyciele przyjmowali od uczniów kwiaty i bombonierki na zakończenie roku.
Fe, łapówkarstwo i pijaństwo wręcz kwitnie w tym zgniłym i skorumpowanym ciele pedagogicznym….
Gekko
27 lutego o godz. 17:10
„A mnie normalnie zatkało.
Czy ja dobrze widzę, że Gospodarz zna przypadki przestępstw i je kryje?”
A nie mówiłam? Zaczyna się – hi hi hi….
ienia, wypyszczono po roku albo i nie po roku, zniszczono mu życie zawodowe i rodzinne, przy okazji zniszczono transplantologie, a winowajca opływa w luksusy
ten komentarz powyżej nie miał tak brzmieć, tylko nie ienia TYLKO lekarza nie wypyszczono, tylko zniszczono, gratuluję cenzorowi ‚Polityki’
Drogi Gospodarzu, myślę, że szanowny obywatel Gekko zgłosi do prokuratury popełnienie przestępstwa… za popełnienie dzisiejszego wpisu na blogu…
Dil-Se
Na początku były głosy sprzeciwu wobec książki. Natomiast potem na mądrości rozróżniające klapsy od bicia i sławiące zbawienny wpływ bicia na bezpieczństwo dzieci nikt już się nie zająknął.
Gdyby zarabiała więcej, nie musiałaby brać łapówek, bo gdy się zarabia grosze, to pokusa jest większa – w ten sposób tłumaczono wysokość zarobków prawników utrzymywanych z budżetówki. W rzeczywistości, np. taki zaczynający pracę sędzia w Sądzie Rejonowym bierze 6500 złotych + premie i dodatki.
cvb
27 lutego o godz. 16:58
– – –
Taki cytacik zasłyszany (od prokuratora):
„Zabawne, cała Polska wie, że informatycy to pazerni idioci i notoryczni złodzieje; znane są stawki za wynoszenie każdych danych z bazy każdego pracodawcy…sprzętu ze szkół…”.
Zabawa się kończy, gdy ten, co wie i/lub gada o złodziejstwie wszędzie poza prokuraturą, staje przed sądem albo za oszczerstwo albo za współudział.
Dodam, że skazanie, w tym wypadku – pewne, wyklucza możliwość belferstwa, no, może jedynie na blogu…
A może Państwo ani w złodziejstwie, ani w oszczerstwie nie widzicie nic złego?
Tak tu cicho o zmierzchu… 😉
Dil-Se
27 lutego o godz. 17:39
– – –
Nie widzę i nie słyszę, to i nie protestuję…
O tym właśnie pisał parker.
Tylko, droga Dil-se, skąd to Twoje: czyżby?
Czyżbyś nie czytała, co sama piszesz?
Chochlik…
Jakiś chochlik wkleił mi do czerwonego nicka Gekko link – przepraszam, nie mam nic wspólnego z linkowaną stroną, pomyłka.
rafał
27 lutego o godz. 18:35
– – –
Trochę się pośpieszyłeś z tą szlachetną autopromocją słowem: „myślę”, bo trudno to połączyć z nierozróżnianiem pisania na blogu od przestępstwa współudziału (czyli wiedzy o przestępstwie i nie poinformowania o tym władz).
A jeśli się czymś chwali publicznie (np myśleniem, czy tym, że się widziało (!) przestępstwo) a nie jest to prawda, to w tym drugim przypadku popełnia się przestępstwo oszczerstwa.
To przemyśl sobie świat, w którym chcąc nie chcąc żyjesz i nie chwal się zanadto, aby nie podpaść pod paragraf.
A niektórzy myślą nawet bez groźby prawnej, kierowani zasadami, ale to już wyższa szkoła.
U nas – elitarna, hehe.
Życzę więc wyższej promocji zamiast autopromocji, jak obywatel – bratu obywatelowi.
Wiesz, drogi Gospodarzu, czasami dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie widzieć i nie słyszeć. Może się okazać, że to ten uczciwy wyleci. Co ja będę dalej wyłuszczać, każdy wie o co chodzi…
Gekko pisze: „Tylko, droga Dil-se, skąd to Twoje: czyżby?
Czyżbyś nie czytała, co sama piszesz?”
Moje „czyżby” było oznaką braku zgody na słowa Parkera.
Wydaje mi się, że wklejenie fragmentu omawianej książki wyraźnie oddaje moje poglądy w sprawie klapsów, które uważam za niedopuszczalne i tyle.
Gekko,
proszę wziąć pod uwagę, że może chodzić także o mnie i o wziątki alkoholowe dla mnie. Nie będę przecież donosił na samego siebie. Wystarczy, że się tu spowiadam. W każdym razie, gdy rodzic przyniósł kiedyś dla mnie „Pana Tadeusza” w płynie, to byłoby mi lżej odmówić, gdyby koledzy czuwali i doradzili nie przyjmować lub przynajmniej napiętnowali oczami. A tak, gdy nikogo to nie obchodzi, jest ciężko. Z koniakiem było lżej, bo zupełnie nie w mój gust. Piszę o tym, aby po koleżeńsku ludzi w pracy obchodziło, gdy ktoś się zaczyna staczać, a nie o tym, aby lecieć z donosem. Na początku sprawa wygląda zwykle tak, że tylko przyjaciel dostrzeże problem. To dopiero zaczątek przestępstwa, a nie przestępstwo. Żadnej władzy to nawet nie zainteresuje, ale kolegę, przyjaciela może i powinno. Piszę tu o skłonności do poprawiania jeden drugiego, czyli o koleżeńskości, a nie o czyhaniu na czyjś błąd.
Pozdrawiam po golonce
DCH
Gospodarzu,
rozumiem Pana intencje, jakkolwiek nie odniosłem wrażenia z kontekstu, że Pana wpis to auto da fe.
Raczej – szlachetna próba wzięcia współodpowiedzialności za zbiorowe milczenie środowiska.
Ja chciałby też zwrócić uwagę, że nie chodzi mi w polemice o polowanie na czarownice i atmosferę nieufności, kpię raczej z robienia z igły wideł.
Ponieważ łapówka, to konkretny termin prawny; nie każdy koniak czy prezent przyjęty od, powiedzmy, klienta, jest właśnie łapówką.
Toteż, nie ma powodów do roz- czy zdzierania szat na wyrost, to czyni właśnie ze spraw błahych, atmosferę nagonki.
To też sprawia, że tego typu reductio ad absurdum kwestii prezentów, przesłania rzeczywisty problem nie tylko środowiska nauczycielskiego: brak znajomości prawa, norm i autorytetów branżowych, czyniąc rzeczywiste łapownictwo i konieczność reakcji prawnej świadków konfliktem z lojalnością i przyjaźnią osobistą.
Dylemat fałszywy i blokujący strachem normalne, ludzkie działania naprawcze.
Bardzo dziękuję, w imieniu dobra dyskusji, za Pana wyjaśnienia.
W żalu za niedostępną mi golonką, ślę pozdrowienia znad kompatybilnej szklanicy piwa 😉
Drogi Gospodarzu, jak ładnie zrewidował swój komentarz z godziny 17.30 SZ.P. Gekko w późniejszym wpisie… Musiał chyba sam się przestraszyć tego, co napisał uprzednio… a może przemyślał sobie świat, w którym chcąc nie chcąc żyje… i już wie, że jednak nie zjadł wszystkich rozumów.
Belfer dobry musi pić. Inaczej w szkole można zgłupieć. Ale, żeby pić i nie okradać własnej rodziny, trzeba brać łapówki w postaci gorzały najlepiej>
tylko gorycym żelazem tępić
dawniej ordynatorzy brali na prawo i lewo ale nikogo to nie dziwiło
Dziesięć lat pracuję w szkole i nigdy nie widziałam, by ktokolwiek brał łapówki od rodziców czy uczniów. Powiem więcej – urodzinowe czekoladki z głośnym podziękowaniem trafiają do pokoju nauczycielskiego z pozdrowieniami od ucznia. Alkoholu nie widziałam na oczy prócz spotkania „po pracy” świętującego ważny egzamin lampką szampana. Niewyobrażalne dla mnie jest by wziąć łapówkę, ale i podobnie – wiedzieć, że ktoś bierze i nie zareagować. Przecież to nie jest sprawa prywatna, a środowiskowa. Jeśli każdy z osobna nie będzie moralny, to jak uczyć moralności? Zatem – nie rozumiem dlaczego mam czuć wyrzuty za to, że ktoś został za to ukarany.
„Drogi Gospodarzu, jak ładnie zrewidował swój komentarz z godziny 17.30 SZ.P. Gekko w późniejszym wpisie?”
szkoda, że nie ma wpisu z 17:30, ocenzurowano? A z tym SZ.P. to bym nie przesadzał. W końcu to tylko nowe wcielenie Eltoro
Ludziska kochane… jeśli i ja się pogubiłem w tym humorze, to co czytelnik-nienauczyciel? Jakie łapówki? Kto widział, kto słyszał? Za co łapówki? Toż nie zdać może tylko ktoś, kto stanowczo CHCE nie zdać…. Jakie prezenty???????
Łapówki czyli wziątki są pod różną postacią. Pamiętam z okresu studiów, jak pani profesor,bardzo dobry dydaktyk, bez skrępowania wzięła podarunek od naszego roku, a za tydzień miała nas egzaminować.Myślałem, iż nie weźmie. Również podarek dawaliśmy profesorowi, który miał nas egzaminować z materiału z dwóch lat opisówki. On nie wziął, a mój szacunek dla niego objawił się tym, że przyszedłem ten egzamin „obryty”. Mój emerytowany kolega mawiał do dorosłych słuchaczy w wieczorówce:”Kwiatów nie piję”
Ino
28 lutego o godz. 17:12
„Łapówki czyli wziątki są pod różną postacią. Pamiętam z okresu studiów, jak pani profesor,bardzo dobry dydaktyk, bez skrępowania wzięła podarunek od naszego roku, a za tydzień miała nas egzaminować..”
Może ja żyję w jakimś innym państwie, bo nigdy o takich łapówkach tym bardziej „alkoholowych” w tym sfeminizowanym środowisku nauczycielskim nie słyszałam. No chyba, że nieliczni koledzy owe wódeczki i koniaczki popijają w skrytości kantorków i schowków na szczotki 😀
Raz w czasie studiów usiłowano wręczyć łapówkę w postaci butelki koniaku przed egzaminem jednemu z profesorów, o którym krążyły pogłoski, że lubi wypić. Okropnie się zdenerwował, wyrzucił z hukiem i z owym koniaczkiem studenta próbującego wręczyć mu tę „łapówkę” w imieniu zdającej egzamin grupy. Na szczęście nie odbiło się to na wyniku egzaminu i większość zdała.
Opowieści gospodarza nie mieszczą się zatem w ogóle w mojej świadomości i doświadczeniach prowincjonalnej nauczycielki…
Być może w „wielkim świecie” renomowanych szkół jest inaczej?
Choć raczej, znając naszą siermiężną oświatową rzeczywistość, przypuszczam, że gospodarz żarty sobie stroi podpuszczając ową wódeczką, koniaczkiem i goloneczką co niektórych uczestników dyskusji znających szkołę jedynie z sensacyjnych doniesień różnego rodzaju brukowców …. 🙂
Wpis gospodarza nie u łapówkach.
O braku reakcji na patologię.
Jeżeli nie ma reakcji nawet na łapówki to co mówić o gnębieniu uczniów czy prostym braku profesjonalizmu?
A łapówki są częścią systemu, tyle że nie dotyczą zdania czy nie zdania, lepszej czy gorszej oceny jak to próbują przedstawić wypowiadający się.
Łapówki jak klapsy, eufemistycznie zwane czekoladkami, kwiatkami nie muszą mieć żadnej wartości materialnej.
Mają za zadanie zyskanie sobie przychylności nauczyciela. Bo uczeń będzie lepiej traktowany, bo mu nauczyciel bezinteresownie pomoże, życzliwie podpowie, naprowadzi na właściwy tok rozumowania jak ucznia przez łapówkę polubi.
Po 24 latach pracy,załapałam się na faworki,które usmażyła Babcia dziecka.Po raz pierwszy w karierze zawodowej kopnął mnie ten zaszczyt..płynął on naprawdę z serca tej starszej kobiety.Ten gest wzruszył nas wszystkich.
parker
28 lutego o godz. 21:08
– – –
parker, tym razem ja się podpisuję obiema rękami pod tym, co napisałeś.
Tak, to jedno z przesłań wpisu Gospodarza.
Tak jakby mimochodem i półgębkiem wysłane; wie On, do kogo pisze.
Mnie już załamuje wręcz kondycja tu występujących belfrów – i moralna i obywatelska i zawodowa i w ogóle.
Nie chce mi się nawet, jak Ty to robisz, komentować niuansów, jasnych dla każdego i zrozumiałych każdemu, nieskażonemu ciągłą deprawacją groszem publicznym.
Żeby nie było – tak, to dotyczy nie tylko belfrów (a wszystkich funkcjonariuszy systemu).
O prostactwie i obskurantyźmie nie wspomnę, dość sami tego tu sieją.
Ale Ci ludzie swymi postawami zatruwają kolejne pokolenia Polaków.
Cieszę się tylko, że moje dzieci udało mi się przed tym losem edukacyjnym uchronić a przed takimi pracownikami sporo pracodawców.
A co z resztą, tymi młodymi po takiej życiowo-szkolnej ‚edukacji’?
Będą nam wypłacać emerytury, hahaha, hihihi :-///
„płynął on naprawdę z serca tej starszej kobiety.”
A skąd wiesz, że nie z troski o wnusia?
Przez wiele lat pracowalem w Toronto, pozniej na Dalekim Wschodzie. Szczegolnie tam, ale i w Toronto, nie moglo obyc sie bez prezentow (wino albo slodycze, rzadko cos innego). Jednak przede wszystkim prezenty byly zawsze wreczane na zakonczenie roku, PO EGZAMINACH. Po drugie wszystkie szkoly mialy dosyc szczegolowe zalecenia co do – nazwijmy to umownie – przyjmowania wartosciowych prezentow.
To co mi zostalo (wino dawno wypite, czekoladki zjedzone), to sa przemile listy nieodlacznie towarzyszace prezentom. Z perspektywy czasu widze, ze to byla najlepsza czesc prezentow 🙂
PS To samo odnosi sie do korepetycji. We wszystkich szkolach w ktorych uczylem, bylo nie do pomyslenia aby udzielac korepetycji – nie mowie swoim uczniom – ale w ogole uczniom swojej szkoly. Ostatnio w Kanadzie nauczyciele nie moga nawet polecic korepetytora. Od tego jest osoba odpowiedzialna w szkole za dydaktyke, postepy akademickie itd.
@Parker
Dlaczego posadzasz ludzi o tak niskie pobudki? Z postu wynika, ze babcia poczestowala cale grono, a nie tylko wychowawce. Myslisz, ze babcia taka glupia i mysli, ze faworkami przekabaci wszystkich nauczycieli by lepiej traktowali wnusia? Albo, ze nauczyciele tacy glupi i sie dadza przekabacic faworkami?
Nie dales nigdy nikomu zadnego malego, niezobowiazujacego prezentu? To nie zrozumiesz jakie emocje sie za tym kryja. A jesli dales to sobie przypomnij, po co to zrobiles?
tsubaki
29 lutego o godz. 16:18
– – –
tsubaki, niestety, ale nie ma niezobowiązujących międzyludzkich prezentów, chyba, że otrzymuje je psychopata.
Po prostu ludzka psychologia ma swoje prawa, podobnie – zachowania społeczne.
Nie zawsze sobie z tego zdajemy sprawę i nie zawsze, zdając nawet, używamy tej psychologii ze złymi intencjami, nic podobnego.
Ale przyznasz chyba, że nawet jeśli to odruch, obdarowanie belfra czy grona ma na celu (świadomie czy też nie) wzbudzenie sympatii czy wzajemności we wdzięczności.
Bywa jednak i tak, że niskie pobudki wiążą się z miłymi czynami, powodując z góry zaplanowane zachowania, prowadzące do jednostronnych korzyści jednej strony ze startą dla drugiej, z których poddany wpływowi nie zdaje sobie sprawy.
Mądre i dojrzałe społeczeństwa wiedząc to, tworzą normy i kodeksy oraz prawo, chroniące przed taką nieświadomością obie strony potencjalnej manipulacji.
Skutki tego społeczne w cywilizacji wyraził xbelfer.
Ludzkie to sprawy, ale po co mitologizować nieoznaczonością rzeczy oczywiste i zbadane.
tsubaki
W zasadzie Gekko odpowiedział za mnie.
Za co Babcia wyrażała wdzięczność?
Czy by ją wyrażała jakby wnuczek był źle traktowany przez Grono?
Czy by ja wyrażała jakby nie liczyła na jakiś rodzaj rewanżu?
To są oczywiście tylko dywagacje, nikt w głowie babci nie siedzi, ani ja ani nauczyciel opowiadający tę historię. Stąd było moje pytanie skąd wie, że przyczyna nie leżała w trosce o wnusia?
Bo że ze szczerego serca nie mam wątpliwości, tylko że to serce miała raczej do wnuczka niż do nauczyciela moim zdaniem nawet jak sobie tego nie uświadamiała.
Ze szczerego serca, to ja prezenty daję swoim najbliższym, jak je daje obcym, to po to żeby mieć z tego jakieś korzyści.
Tą korzyścią mogą być również miłe wspomnienia o mnie, zyskanie sobie sympatii, ale to też są egoistyczne pobudki.
@Gekko z parkerem
Są dwie opcje
1.Szkoła to urząd w którym urzędnik-nauczyciel spotyka się z petentami-uczniami i nauczycielami. I obie strony się, bez włączania uczuć ludzkich, traktują „profesjonalnie” procedurami. W tej szkole, a taką namiętnie tu propagujecie(!!!), nie ma miejsca na żadne etosy-srosy, żadne tam wzorce osobowe, autorytety, postawy czy nawet proste zaangażowanie itp.itd. Dlatego amerykański uczeń jest może świetnym pracownikiem korporacji, ale marnym człowiekiem, którego nie można ani na chwilę uwolnić spod kontroli, bo wtedy… Bardzo ładnie pokazują to np.amerykańscy żołnierze w Iraku i Afganistanie;-)
2.Szkoła to miejsce spotkania człowieka z człowiekiem, gdzie jest miejsce na ludzkie uczucia, również uczucie wdzięczności, zaangażowanie emocjonalne w pracę i naukę, autorytet itp.itd. Azjaci z kręgów kultury bliskiej chińskiej mają to dobrze rozpracowane. Dlatego to oni wygrywają wyścig o przyszłość z Amerykanami i UE…;-)
c.d.
W Europie to chyba najlepiej Niemcy rozumieją i dlatego…;-)
S-21
29 lutego o godz. 22:11
– – –
Trudno mi się przemóc, aby coś na Pana komentarze odpowiedzieć, ale zapodaje Pan skondensowane do niemożliwości wieści na wagę.
Wedle ludowej mądrości: tyle wie, ile zje.
Życzę zmiany diety.
S-21
Odpowiem ci stereotypem na stereotyp.
Na bezludnej wyspie wolałbym z absolwentem college wylądować niż z naszym rodakiem.
W ogóle uogólnianie, że Amerykanie tacy a Chińczycy tacy zawsze prowadzi do Żydów i czarnoskórych.
Nie idź tą drogą.
„Szkoła to miejsce spotkania człowieka z człowiekiem, gdzie jest miejsce na ludzkie uczucia, również uczucie wdzięczności”
My nie o uczuciu wdzięczności mówimy, każdy ma prawo do uczuć.
To zrozumiałe, że uczeń darzy uczuciami tych od których zależy ( różnymi, przyznasz:), ale babcia?
Zżyła się z nauczycielem na wywiadówkach?
@Gekko
1.Tobie nawet jedzenie nie pomoże, nawet kuchnia chińska bardzo skądinąd obfita i różnorodna…;-)
2.Korekta mojego:>”…spotyka się z petentami-uczniami i nauczycielami….”…spotyka się z petentami-uczniami i rodzicami(!!!).”…<
@parker
>To zrozumiałe, że uczeń darzy uczuciami tych od których zależy ( różnymi, przyznasz:), ale babcia?
Zżyła się z nauczycielem na wywiadówkach?<
Mam w domu książkę dość znanego polskiego pisarza (poczytnego skądinąd) z dedykacją zawierającą m.in. "za wszystko co Pan zrobił dla mojej wnuczki…" Akurat dziewczyna jest na pograniczu geniuszu(w mojej ścisłej branży) i kończy studia na topowej uczelni w USA, nie miała problemów z drugorocznością itp., dedykacja pochodzi z czasów szkolnych…
Dziadkowie kochają swoje wnuki, a uczucie wdzięczności jakoś chcą wyrazić i każdy robi to jak potrafi…Podobnie rodzice…
Matka mojej byłej uczennicy i babcia byłego ucznia, który w mojej dziedzinie osiągnął znaczący międzynarodowy sukces, jest ordynatorem w jednym z wiodących szpitali.Jak myślisz. jak mi się korzysta z możliwości tego szpitala…
Mam w gronie byłych uczniów Wietnamczyków (kultura okołochińska) – Harvard, Caltech,Oxford, LSE, UCLA itd. I jakoś rodzice (dzieci też pamiętają o naszych (!) świętach, zapraszają na przyjęcia w stylu wietnamskim…;-) Zapraszali również, jak dzieci chodziły do szkoły.
Według Ciebie i Gekko to ja jestem łapówkarzem, a jak jeszcze nie jestem, to trzeba takie prawo stworzyć żebym był. I na tym Wasza głupota polega – mnie stać na obiad i kolację, ale zobaczyć ich zwyczaje, pogadać w fajnej atmosferze to inna sprawa. I tak kulturalni ludzie budują relacje… Nikt mnie nigdy o żadne "korekty ocen" nie prosił – oni wiedzą, że te znaczki na papierze nie mają znaczenia. Ważne jest co ja mam do powiedzenia w kwestii rozwoju ich dzieci i ich dalszych perspektyw, ew. kontaktów ze starszymi studentami i absolwentami, których ja uczyłem…
Oczywiście psioczy się tu na nauczycieli szkół publicznych,
a mnie raz zdarzyło się, że studenci uczelni (oczywiście prywatnej) chcieli mi przed testem wręczyć prezent (jakiś alkohol)
Nie przyjąłem, wyglądali na obrażonych.
Teraz pewnie nawet po egzaminie nie dostanę nic z wdzięczności i bardzo dobrze:)
Zastanawiam się tylko, jak można narzekać na system, nauczycieli, skorumpowanych policjantów/lekarzy/nauczycieli, jeśli samemu się ich tego uczy i bez żadnej inicjatywy ze strony tej osoby chce jej się coś wręczać.
No cóż, mam nadzieję, że ci moi studenci zmądrzeją i nie będą takich sposóbów na innych praktykować.
S-21
1 marca o godz. 13:26
– – –
Według mnie, S-21, to jesteś co najmniej Kołodką belferstwa (jak tenże w lans-ekonomii) albo bratem bliźniakiem.
Przynajmniej w mniemanologii o-sobistej i pasji do zamieniania tego w litery 🙂
Niestety, treść nie odbiega od Kołodki, widoczna jedynie czytelnikom darzącym ją atramentem sympatycznym 😉
Dla niektórych jednak, to barwne popisy.
Gekko
1 marca o godz. 18:18
„Według mnie, S-21, to jesteś co najmniej Kołodką belferstwa (jak tenże w lans-ekonomii) albo bratem bliźniakiem.
Przynajmniej w mniemanologii o-sobistej i pasji do zamieniania tego w litery 🙂
Niestety, treść nie odbiega od Kołodki, widoczna jedynie czytelnikom darzącym ją atramentem sympatycznym ;)”
Ty zaś Gekko jesteś mistrzem w obrażaniu i szydzeniu z innych. I to bynajmniej nie „w mniemanologii o-sobistej”, lecz już jak najbardziej „w pasji zamieniania w litery” gekkowej żółci i frustracji spowodowanej brakiem odwzajemnionej miłości, akceptacji i zrozumienia ze strony interlokutorów.
Wszak w twojej osobistej mniemanologii nazwanie kogoś ?Kołodką belferstwa (jak tenże w lans-ekonomii)? to wirtuozja dowcipu, elokwencji i ironii, nie zaś zwykła podłość, jak w przypadku innych ośmielających się w jakikolwiek sposoób z tobą polemizować.
Ta twoja jedynie słuszna, oczywista i wybiórcza ?gekkowa? moralność obowiązuje jednak tylko ciebie i tylko tobie pozwala w rewanżu za nazwanie ?urzędasem? odwdzięczyć się epitetem ?psychol?.
Wszak ?obrażany? ma do tego prawo jedynie wtedy, gdy sam jest Gekkiem?
I tak przeglądając się w lusterku swej pokrętnej moralności, zatruwając po drodze jadem każdego, kto ośmieli się ?gekkać? inaczej niż sam Gekko, coraz bardziej nam tu Gekko rozkwita w swoim samozachwycie – niczym samotny narcyz pośród „zgniłych chwastów i badyli”, którymi są w jego o-sobistej mniemanologii wszystkie belfry (może za wyjątkiem tych niepublicznych).
Jak ten narcyz swoim natrętnym i niechcianym zapachem, tak nas i tu na każdym kroku epatuje Gekko swoją moralnościa i rzetelnością ?. Na opak.
Brrr?. I fuj 🙁
@Gekko
Akurat prof.Kołodko jest wybitnym ekonomistą choć nie z miłej Twoim interesom szkoły hiperliberalnej. I był nim w swoim pokoleniu zawsze!!!
Tak, że swoim porównaniem, z punktu widzenia swojego celu obrażenia mnie, trafiłeś jak kulą w płot…;-) Porównanie z prof.Kołodką to raczej zaszczyt, mały zakompleksiony ludziku wypełniony żółcią… Uważaj, żółć zabija!!!
S-21
1 marca o godz. 22:59
*) „Akurat prof.Kołodko jest wybitnym ekonomistą…”
– – –
A ja jestem wybitnym prorokiem: wiedziałem, że jest was dwóch na świecie, co o tym* wiedzą, gemines ludentes 🙂
No, może jeszcze świstak, co zawija Kołodce obwoluty na publikacjach…
PS Czy Ty też odkryłeś mechanizm wszechświata? Bo są przecież światy równoległe, s-21, nie zapominaj! 🙂
Nie ma to jak samoośmieszający pyszałek.
Fedora 🙂 faktycznie, babcie tak mają, jakieś 6 lat temu też otrzymałam korupcjogenny dowód wdzięczności od babci ucznia, którą zresztą wtedy po raz pierwszy widziałam. Wtedy, to znaczy w czerwcu w trakcie zakończenia roku, a jej wnuczek (dwumetrowy 19latek zajmujący się głównie graniem w zespole rapowym) szczęśliwie zdał maturę dwa miesiące wcześniej.
A jeśli chodzi o różnice między szkołami publicznymi a niepublicznymi w kwestii kryminogennej korupcji, to nie ma żadnej 🙂
Dil-Se
2 marca o godz. 6:24
„A jeśli chodzi o różnice między szkołami publicznymi a niepublicznymi w kwestii kryminogennej korupcji, to nie ma żadnej”
– – –
To zabawne, że za korupcję nauczyciele uważają… postawy uczniów i rodziców a nie swoje na to reakcje, haha.
Tymczasem, chęć wręczenia dowodu wdzięczności to nie jest to, co postawa wobec takiego faktu urzędnika państwowego realizującego usługę opłacaną podatkami przymusową.
To nie jest to, co stwarzanie przez urzędnika swym działaniem lub zaniechaniem presji na obywatela, celem wykorzystania tak powstałego konfliktu interesów dla własnej korzyści, kosztem obowiązków.
Reguluje to prawo, już o tym pisaliśmy, można poczytać KK.
Sytuacja nauczyciela w szkole niepublicznej, wobec prezentów czy korepetycji, to zupełnie inny świat prawny i etyczny, bo i zupełnie inny rodzaj umowy oraz umocowania prawnego.
Ale nadal, nawet wobec jawnego i ośmieszającego absurdu takiego stawiania sprawy, wielu nauczycieli na publicznych etatach próbuje postawić siebie mentalnie w roli sklepowej z mięsnego z PRLu, której klienci przeszkadzają w pracy i… korumpują.
Niestety, mylenie głowy z …no, wiecie czym, wychodzi im baardzo naturalnie.
Przy takiej postawie i kondycji moralno-etycznej oraz świadomości obywatelskiej, tacy nauczyciele nie znaleźliby zatrudnienia nawet w spożywczaku.
I wiedzą to dobrze.
Dil-se, please, zastanów się nad tym, bo szkoda, że Ty właśnie piszesz takie kompromitacje (nie wierzę, że świadomie).
W.A.M. pisze:Jak wiekszosc lcnazycieui akademickich, pani dr Cato jest nieco sfrustrowana, powiedzmy to lagodnie. Was there, seen that.Moze problemy wziely sie z tego, ze wymusilismy na mlodziezy pogon za papierkami a nie za wiedza? Swiat pracodawcow, zarzadcow szkolnictwa wyzszego, rzady i roznego rodzaju osrodki opiniotworcze przekazaly wiadomosc, ze 21 wiek jest wiekiem wiedzy, i bez niej nie mozna egzystowac . Prawda, ale czy 40%-60% populacji jest zdolne aktywnie przejsc i satysfakcjonujaco wg standardow lat 70-80 skonczyc uniwersytet? Obawiam sie, ze nie. W zwiazku z tym obnizanie wymagan, az do momentu postawienia lcnazycieui pod sciana nasi absolwenci musza wykazac sie pewnym minimum . Nie da sie. Aktywne studiowanie, dyskusje, ciekawosc, wymagaja pewnego minimalnego poziomu intelektualnego. Studia prawdziwe, a nie dla papierka sa wysilkiem i intelektualnym, i szkola wytrwalosci, samozaparcia, walki z oporem materii :). Gdyby 40%-60% mlodziezy mialo te cechy na poziomie oczekiwanym przez dr Cato, to wyniki testow gimnazjalnych czy matur bylyby WYSOKIE.[Male pytanko: dlaczego nasze uniwersytety medyczne, tak oblegane, nie zadaja matury na rozszerzonym poziomie nie tylko z biologii i chemii, ale takze z polskiego, jezyka obcego, fizyki, matematyki…]Mam swoja teorie spoleczna na ten temat ( upowszechnienie edukacji wyzszej ). Ze strony rzadow (i UE) jest lepiej, jak 40-60% mlodych samcow siedzi na uczelniach do czasu az ukoncza 23-25 lat. Po tym okresie ich agresja spada, a dodatkowo delikwenci maja dlugi do splacenia. Rzady unikaja rewolucji mlodziezy, ktora nie widzi siebie w spoleczenstwie, ktora byc moze nie chce sobie budowac miejsc pracy.Ale, jest cos jeszcze, co p. Cato opisala. Niezly zarobek na studentach. Po prostu studiowanie czy organizowanie studiowania stalo sie doskonalym biznesem dla ludzi prowadzacych uczelnie (czy korepetycje). Mamy sprzezenie profesoroie podkreslaja koniecznosc i walory edukacji, rzadzacy im przyklaskuja, student placi.Dowod Proces Bolonski minimalna zawartsc programow studiow, byle te masy przepchac (i zabrac z ulic w najbardziej goracym okresie dojrzewania).A co do oplat. Zdaje sie, ze pojecie czesnego (tutition) egzystowalo od zarania uniwersytetow. Byly to elitarne instytucje, dostepne dla dzieci elit.Na szczescie, wprowadzono dofinansowanie z podatkow. Uwazam, ze slusznie. Byc moze model dunski dofinansowania szkolnictwa (studentow) jest OK jakies 6-8 lat finansowania studiow, na cale zycie :), akademiki, jakies bezzwrotne stypendia. Jestem zdecydowanie przeciw wiecznym studentom .A p. dr Cato chyba przesadza z rownaniem uniwersytetu do kolebki rewolucji. Nigdy takim miejscem nie byl, wylaczajac koniec lat 60.Natomiast to studenci sami powinni byc krytyczni, probowac wielu sciezek zycia w czasie studiow (no, tylko czesc z nich to zrobi). Mysle, ze studenci cenia profesjonalizm wykladowcy, nie obrazaja sie za sprawiedliwie ocenione prace czy projekty, cenia wymagajacego od siebie i od nich nauczyciela.W szkolach technicznych (moi, moi) raczej dyskutuje sie o projektach, i czasem, nieco oblique wychodza zagadnienia etyczne. Wiem, ze politechniki to nie miejsca na propagande polityczna i spoleczna.A konformizm moze byc i u p. dr Cato na zajeciach. Zastanawiam sie, jak zareagowalaby, gdyby ktorys z jej studentow powiedzial jej, ze dba o dobro ludzi na ziemi, o ich zdrowie i o ich rozwoj, a nie o Gaje. Gdyby powiedzial, ze jesli uwaza, ze uniwersytet nie powinien przyjmowac Chinczykow, bo produkuja 5 ton CO2, to jest nieludzka, bo uwaza tych ludzi za przedmioty.Ladny tytul dala swojej ksiazce (doktorat?) o pracy (7 myths) Arbeit Macht Frei . Prawdopodobnie zamierzony brytyjski humor, mysle, ze nieco obrzydliwa wersja. Pare banialuk juz tam wyczytalem o szczesliwych Buszmenach be my guest, one way ticket to Africa
@S-21
29 lutego o godz. 22:11
<<Są dwie opcje
1.Szkoła to urząd w którym urzędnik-nauczyciel spotyka się z petentami-uczniami (…) 2.Szkoła to miejsce spotkania człowieka z człowiekiem (…)
Jedna i druga opcja jest narzędziem usprawiedliwiania postaw nauczycielstwa
socjalistycznego.
1. Urzędnik podlega aparatowi państwowemu i działa w jego interesie, petent praktycznie w sposób nieograniczony jest od niego zależny, łańcuch zależności zwrotnej jest bardzo odległy i czasowo, i organizacyjnie – całkowicie nieskuteczny w kwestii jednostkowej. I o to chodzi.
2. Ograniczenie jedynie do relacji osobowych sprawdza się może przy kuflu. Tam można sobie wedle fantazji bajurzyć, albo kiwać się w zadumie. I w każdej chwili odwrócić się i wyjść. I o to chodzi.
Ale jest jeszcze trzecia opcja.
Szkoła jako instytucja świadcząca określoną usługę. Wtedy uczeń nie jest petentem, ale klientem. (Różnica zasadnicza) Jest podmiotem i celem działań i rozwiązań organizacyjnych. (W tym celu dawno, dawno temu społeczeństwo wynalazło szkołę) Nauczyciel w tej opcji jest pracownikiem najemnym, fachowcem, który ma ów główny cel realizować, a wszelkie inne czynności mają rolę pomocniczą i wtórną i powinny być weryfikowane pod względem tej użyteczności. Jego praca (w sensie ekonomicznym) musi być oceniana i wartościowana.
Nie wyklucza to rzecz jasna relacji osobowych, wszak nauczanie wiąże się ze wspólnym przebywaniem przez znaczący okres czasu. Takie relacje, nawet przyjaźnie istnieją w relacjach klient – usługodawca w przypadku nawet usług nie wymagających tak częstych kontaktów – np. w przypadku manicurzystki czy mechanika samochodowego – ale nie wyklucza to możliwości wymagania jakości usługi przez klienta.
W nauczaniu jest to temat tabu. Zawiera się gdzieś pomiędzy socjalistyczną teorią równości (wszyscy są wyszkoleni ustawicznie, więc doskonali) a beztroskim: "cóż z tego, że X. sobie nie radzi, a Y. olewa całą otaczającą rzeczywistość, za to Z. jest fajny a N. lubiany przez młodzież – więc nie jest źle."
@corleone
To popatrz na relacje nauczyciel-uczeń w liczącej wiele tysiącleci i zmierzającej teraz do dominacji w świecie kulturze chińsko-azjatyckiej(Chiny,Japonia, Wietnam, Korea, Singapur itd.). Myślę, że ani kupiecka relacja klient-usługodawca(zwłaszcza, że nie wiadomo kto jest klientem – (uczeń, rodzic, samorząd, państwo?)), ani biurokratyczna urzędnik-petent, jaką obecnie wprowadza polskie grono urzędasów z MEN i okołomenowskich instytucji, efektywna (również ekonomicznie!) być nie może!!!