Pojedynek belfra z uczniem
Kilka dni temu na moją lekcję wszedł kurier i przekazał mi dziwną przesyłkę. List był w kształcie rękawiczki. W środku znajdowało się wyzwanie na pojedynek. Kurier czekał na odpowiedź. Klasa patrzyła, cóż więc miałem robić, przyjąłem wyzwanie.
Pojedynek odbył się dzisiaj. Gdy dotarłem na miejsce przeznaczenia, okazało się, że nie tylko mnie wyzwano. Wielu nauczycieli stanęło na ubitej ziemi przeciwko uczniom. Nie na miecze jednak walczyliśmy, tylko na słowa. Dzisiaj w mojej szkole odbył się turniej w scrabble. Uczniowie walczyli przeciwko nauczycielom. Mnie przyszło zmierzyć się ze śmiałkiem z klasy maturalnej.
Honor nie pozwala mi obwieszczać wyniku, zdradzę tylko, że było ciężko, walka okazała się wyrównana, a szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę. Spociłem się jak mysz.
Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz nauczyciele mojej szkoły pojedynkują się z uczniami. Najczęściej ścieramy się w dyscyplinach intelektualnych (pamiętam np., jak matematycy wzięli udział w dyktandzie, a poloniści w rozwiązywaniu zadań matematycznych), rzadziej wysilamy się fizycznie. Gdy pracowałem w innym liceum, przychodziło mi walczyć przeciwko uczniom w turniejach sportowych Rada pedagogiczna grała tam w piłkę nożną, w siatkówkę, w kosza itd.), w XXI LO natomiast częściej główkujemy. Zresztą nie tylko podczas pojedynków, na lekcjach też trzeba się wysilać. Chwila nieuwagi i młodzież górą.
Komentarze
Mam pytanie do szanownego grona czytającego. Otóż niezbyt mądry samorząd w celu rzekomej oszczędności pragnie stworzyć zespół szkół (podstawówka + gimnazjum) nie za bardzo chęć poparcia idei można zauważyć wśród pracujących (wiadomo godziny). Jak sensowniewybić z głowy władzy, kiedy gimnazjum jest najlepsze, a podstawówka najsłabsza… Czy ktoś w swoim gronie pedagogicznym opiniował do kuratora oświaty zgodnie z 58art uoso? Jaki był rezultat?
Odpisze za jednym zamachem na dwa watki – porzedni i obecny.
Poprzedni: w pierwszej szkole w Toronto (meska, bardzo mocno oparta na brytyjskiej tradycji) co jakis czas uczniowie pokazywali skecz z zycia szkoly. Czasami o sobie, czasami o nauczycielach – roznie to bywalo. Na pierwszym skeczu w czasie mojego pierwszego roku akurat padlo na nauczycieli. No i trafil sie lakomy kasek w mojej postaci. Coz, poza slowianska dusza zachowalem tez mocny slowianski akcent. Podczas skeczu dyrektor i kilku nauczycieli zaczelo sie niwspokojnie wiercic. Po skeczu dyrektor podszedl do mnie i zaczal sie strasznie sumitowac – wlasnie o ten wykoslawiony do granic farsy akcent. Pytam go sie – o co ci chodzi? Musze powiedziec, ze przed skeczem troche sie niepokoilem – ale nie o to jak mnie pokaza, ale o to czy mnie pokaza! Uwazam, ze byloby tylko cos nie w porzadku ze mna gdybym nie trafil do tych skeczow, a nie to jak mnie tam pokaza. Aczkolwiek, dyrektor raz skecz przerwal i zawiesil je na jakis czas, kiedy uczniowie przekroczyli miarke w stosunku do jednej z nauczycielek.
Pojedynki. W brytyjskiej szkole to byly pojedynki tylko sportowe. Pierwszy mecz jaki mi sie trafil to byl baseball, w ktorego oczywiscie nigdy nie gralem. Dali mi kij objasnili pokrotce co robic. Nie bede wchodzil w szczegoly tej, jak sie okazalo, zenujacej afery. Uczniowie wychodzili ze skory, zebym odbil pilke i pozniej zebym dobiegl do bazy. Udalo mi sie zrehabilitowac na meczu pilki noznej – ale wystepowalem przeciwko zespolowi U16, czyli glownie dziewiecioklasistom. Wykazalem sie tez w biegach przelajowych (Terry Fox Run).
Fajne wspomnienia.
„Najlepsze” i tak są pojedynki fizyczne typu mecz piłki nożnej, gdzie kadrę rady pedagogicznej reprezentują nauczyciele przedmiotów ścisłych i humanistycznych, a nauczyciela wychowania fizycznego tam się nie zobaczy. W końcu on ma tylko „uczyć”, a nie się kompromitować w czasie prawdziwego meczu i pokazywać, że tak naprawdę nie potrafi sam grać.
Czesc Adamie,
Akurat w naszej szkole jeden z wuefistow byl bylym czlonkiem reprezentacji Kanady w pilke nozna. Wchodzil na boisko w sytuacji rozpaczliwej dla nauczycieli 🙂 . A tak w druzynie pedagogow to grali raczej nauczyciele (i nauczycielki!) raczej po wieku, niz po wykladanym przedmiocie.
W szkolnym Kodeksie Boziewicza (zwanym dawniej regulaminem), powinno się dopuszczać wyłącznie te pojedynki, w których uczniowie nie mogą uniknąć kary za swą bezczelność.
Jak bowiem wynika z wpisu Gospodarza (poprzedniego!), obecne warunki bytowania w pudle (pardą, szzzkooole) „gwarantują dziatwie bezkarność”.
A co to za pojedynek, gdzie przegrywający nie może zabić zwycięzcy, jeśli ten jest słabszy?
No albo chociaż przyp…ć mu na maturze?
Niewyrównana to i krzywdząca niesprawiedliwość społeczna, zgniły owoc zapewne reform.
PS: LoteRyjka
Czy ktoś z Państwa Nauczycieli odważyłby się przyjąć od uczniów wyzwanie na pojedynek (choćby w loteryjkę), GDY NIKT NIE PATRZY?
Oj, działoby się wtedy, niejedna pańciowa piąstka wylądowałaby swym lotem w ryjka?
Ale, niestety, skubańce – patrzą, więc nie wypada…hihi 🙂
xbelfer, tylko że u nas w Polsze rzeczywistość jest trochę inna 🙂 Uświadczysz wuefistę z powołania, ale więcej jest tych czarnych baranów, bo już nawet nie owiec, które na dzieciakach wyżywają się za własne niespełnione ambicje sportowe. Mnie się akurat fajnie trafiło, bo trenując siatkówkę trafiłem na nauczyciela z powołania, który zarażał do tego sportu nawet chłopców o kompletnym braku predyspozycji – ale przynajmniej dzieciak miał zabawę, że ktoś go „widzi” w zespole sportowym.