Nauczyciele się nie chwalą
Z internetu można się dowiedzieć wszystkiego, nawet tego, co robi kolega w pracy. Zajrzałem dzisiaj na stronę „Gazety Edukacyjnej” (dla refleksyjnych pedagogów) i zapoznałem się z sukcesem Anny Bator, anglistki z mojego liceum, oraz jej uczniów. Otóż grupa zwyciężyła w konkursie „Młodzież w budowaniu tożsamości europejskiej” i w nagrodę pojedzie do Brukseli (zob. info).
Jakiś czas temu proponowałem dyrekcji, aby w szkole powstała specjalna tablica, na której wywieszano by informacje o sukcesach pracowników. Inaczej człowiek nic nie wie. Czasem wie, ale za mało, gdyż wyróżniony nauczyciel wspomniał o sukcesie, ale tak go pomniejszył, że nie warto było zapamiętywać. Pytają mnie później ludzie spoza szkoły o szczegóły sukcesu kolegi czy koleżanki, a ja robię wielkie oczy, bo nic nie wiem. Plotki o intymnych sprawach znam wszystkie, do tego w najdrobniejszych szczegółach, bo o tym w szkole huczy każdego dnia, natomiast osiągnięcia zawodowe otacza ściana milczenia.
Przez pewien czas jakaś niewidzialna ręka (może dyrekcja?) wieszała informacje o sukcesach pracowników, ale jak się oni tylko dowiedzieli, zaraz zrywali kartki i wymazywali wszelkie dane. Nawet kiedyś zwróciłem uwagę koleżance, dlaczego usunęła informację o sobie. Odpowiedziała, że nie chce nikogo kłuć w oczy i wywoływać zawiści. Im mniej osób wie o jej sukcesie, tym lepiej. Oto cała szkoła nasza. Skromność przede wszystkim.
Komentarze
http://www.youtube.com/watch?v=tc4RxrmmrQ0&feature=related
ja się nie dziwię, u mnie w szkole gdy ktoś otrzyma nagrodę są osoby, które nie będą się do takiego „szczęśliwca” odzywać miesiącami. Więc po co się chwalić. Zawistne jest to nasze środowisko bardzo.
Chwalą się licencjatem, a inni po obronie doktoratu milczą, bo chwalą się jedynie Ci, którzy osiągnęli coś dla samej czynności chwalenia się, a że to nie sprzyja większym osiągnięciom dlatego też nic się o nich nie słyszy. Coraz częściej właśnie te większe osiągnięcia są zdobywane przecież tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji, która chwila po chwalebnym zwycięstwie i tak zostaje niezaspokojona, a sama praca przez jej wykonawce niedoceniona.
I czemu tu się dziwić?
Wśród wielu ludzi cały czas panuje przekonanie, że ten kto ma lepiej to wróg. Zawiść i zazdrość to uczucia często spotykane. To takie dziwne, by zwyczajnie cieszyć się cudzym szczęściem, a nie nieszczęściem. I pomyślałby kto, że to kraj ludzi wierzących i wyznających filozofię Chrystusa. Jak to podsumował niegdyś Gandi: „Lubię Waszego Chrystusa, ale nie lubię Waszych chrześcijan. Tak bardzo nie przypominają oni Waszego Chrystusa”.
Pewnego razu na pewnym portalu opublikowano tekst o moich sukcesach w pewnej dyscyplinie, który miał za zadanie walkę ze stereotypami dotyczącymi mojego zawodu. Jedni gratulowali – owszem, ale byli i tacy, którym to było bardzo nie w smak. Pouczające było doświadczenie takiej zawiści. I nieprzyjemne.