Szkoły do wygaszenia
Władze Łodzi chcą zlikwidować wiele liceów. Aby jednak nie brzmiało to zbyt strasznie, posługują się terminem „wygaszanie”. Licea będą więc wygaszane, a nie likwidowane. Widocznie dopóki szkoły płoną, tj. funkcjonują, zagrażają miastu. Trzeba więc je dla dobra mieszkańców ugasić, tj. wydusić jak młode kurczaki.
Nowomowa godna systemów totalitarnych. Podczas debaty na temat „wygaszania szkół” padły jeszcze inne słowa, które mają zohydzić likwidowane szkoły w oczach mieszkańców. Jak czytamy w „Gazecie Wyborczej”, placówki do likwidacji przyrównano do suchych gałęzi, które trzeba uciąć, aby drzewo żyło (zob. tekst). Jeszcze parę takich określeń, a wszyscy zaczniemy nienawidzić te placówki. Kochamy przecież drzewa, a nie gałęzie, szczególnie suche.
W szkołach, którym władze dają prawo do życia, przekonuje się nauczycieli, aby zaakceptowali uśmiercanie innych placówek. Mamy siedzieć cicho i cieszyć się, że żyjemy i pracujemy. Zaprotestujemy, to sami pójdziemy pod nóż. Atmosfera zamykania gęby i odwracania wzroku kwitnie w wielu szkołach. Kogoś władza musi zarżnąć, więc jeśli nie ich, to nas. Podobno solidarność już była. Teraz przyszła pora na cichą radość z cudzych kłopotów?
Komentarze
Przecież szlag by urzędników trafił, jeśliby klasy liczyły mniej niż 25 uczniów! (U nas, w Białej Podlaskiej robią wszystko, żeby było 30, choć klas jest coraz mniej)
W naszej gminie „wygasili” już wszystkie wiejskie szkoły. Stworzyli jednego molocha przedszkolno – podstawówkowo – gimnazjalnego. gdzie nawet 5-latki przywozi się do szkoły na 6.15. Dzieci czekają do 7.00 pod szkołą, albo jak woźna przyjdzie wcześniej, to siedzą pod schodami. Później cisną się w 30-osobowych klasach, po lekcjach czekają do godz. 16 na autokar, by zmęczone i głodne zjawić się w domu na 17.00. Obiadów w szkole nie ma, bo stołówka nie jest przystosowana do obsługi tak dużej ilości dzieci. Jest tylko herbata, którą w młodszych klasach przynosi się do klasy i jakieś bułki i jogurty, które najczęściej lądują w koszu na śmieci. A wszystko , oczywiście, zgodnie z prawem (chyba kaduka?) i dla dobra przyszłości narodu. Moje, jakże szczęśliwe dzieciństwo przypadło na wstrętne komunistyczne czasy, kiedy to budowano 1000 szkół na tysiąclecie. Nie wiedziałam, że dożyję czasów, kiedy te słynne „tysiąclatki” zamienią się w wiejskie sale weselne lub w domy pogrzebowe.
Czy obecna działalność likwidatorska (pardon, gaśnicza) ma na celu zlikwidowanie szkolnictwa w ogóle?
Czy można sobie wyobrazić lekarza, który nie chodził do szkoły?
Wiem, jak ja studiowałem na polibudzie 10 lat temu, to były zajęcia typu „Podstawy matematyki dla debili” (dla tych co nie zdawali jej na maturze, ale chcieli iść na politechnikę), ale połowa z nich nie skończyła drugiego roku, a niektórzy z tych inżynierów to nie umieją zmierzyć centymetrem jakiej wielkości meble trzeba kupić.
a co z hasłem Tuska:
„Nie róbmy polityki, budujmy szkoły”?
Przecież Łódź była plakatami z tym hasłem cala obwieszona? Czy władze Łodzi nie pamiętają co im szef nakazywał?
Dobre określenie ~~ MOLOCHA Naszej szkole również grozi likwidacja ,Jesteśmy Wszyscy przerażeni , choć walczymy z tym od paru lat ! szkoła im. Konspiracyjnego Wojska Polskiego w Bąkowej Górze dla Wszystkich którzy pamiętają historie związaną z naszym rejonem jest pomnikiem uczczenia pamięci poległych żołnierzy ~~Mamy duże wsparcie od ochotniczej straży pożarnej która wspiera naszą szkole ~~Nasza rada rodziców prężnie działająca wspiera szkołę finansowo, organizując bale sylwestrowe ,karnawałowe itd. ~~Cala nasza społeczność wiejska jest zaangażowana Ale czy wygramy z zimnymi i bezdusznymi urzędnikami któż tylko potrafią przedstawiać nam liczby !!!!
Nie ma rady.
W podupadającej rodzinie szlacheckiej też się relegowało jakieś niedojdy…
Sprawa jest wielkiego formatu: kim jesteśmy i czy stać nas na wyobrażenie o tym, kim jesteśmy.
Wygaszanie – to po prostu – wymieranie. Z tym, że słowo: „wygaszanie” niemiło się kojarzy.
Najłatwiej jest wszystko sprzedać, zniszczyć , zabić w ludziach nadzieje na lepsze jutro i działać jak robot
I teraz pytanie: ilu z tych nauczycieli ze szkół do odstrzału zagłosowało na Jego Tuskowatość i radośnie wybrało panią prezydent miasta z PO na szefową miasta????
Gdy doda się do tego – komentowane swego czasu w prasie i w necie- bizantyjskie zakupy łódzkiego ratusza- cóż….
Niż demograficzny jest okazją do, piszmy bez eufemizmów, likwidacji szkół i przenoszenia ich uczniów do dużych molochów, poszerzania granic obwodów w wielkich miastach. W moim mieście wojewódzkim liczono niewykorzystane sale lekcyjne, koszty jakie ponosi miasto, utrzymując małe szkoły, w których jednakże tętni życie. Siedzący w ratuszu wymachują wynikami EWD, a nie zdają sobie sprawy, że tą wartością nie można mierzyć w pełni morderczą niekiedy pracę z uczniami mniej skorymi do nauki.
I druga, ważna strona medalu: zredukowani nauczyciele, często z długoletnim stażem, olbrzymim doświadczeniem, którzy nie załapali się na świadczenia kompensacyjne i mają, jak np. w Poznaniu bardzo mizerne, czytaj: zerowe,. szanse na realizację swojej misji.
No tak, lekarze potrafili zaprotestować, a nauczycielom się mówi: siedźcie cicho, bo będziecie mieli tak jak ci z likwidowanych szkół i siedzą więc cicho, żeby nie mieć jak ci, którzy mają gorzej. Więc po co zaprotestować przed „wygaszaniem” innej (cudzej) placówki skoro to mnie bezpośrednio nie dotyczy? Posiedzę cicho, schowam się w koncie, czasem coś sobie mruknę, że „tak być nie powinno”, ale najważniejsze, ze zadbam o siebie. Solidarnie już było.
o jeju! jakim”koncie”? Miałem napisać „kącie”! Słowo. Nie no, jednak polikwidować te placówki oświatowe, bo niedouczeni belfrzy tam pracują. (Taaa, pracują! Obijają się i siedzą spokojnie w kącie odkładając miliony na koncie). Niemniej tej solidarności lekarzy i aptekarzy brakuje mi w naszym belferskim gronie.
Mniej, niż 25 uczniów? U mnie nie ma przyzwolenia na klasy poniżej 30-tu. Spośród klas pierwszych w tym roku mam na przykład dwie liczące po 36 osób i u nas to jest norma!
Ciekawe, że wszystkie te cięcia dotycza tylko szkół i uczniów, a nie urzedników. A przecież logiczne jest, że z każdą zlikwidowaną szkołą powinno ubywać co najmniej jedno biurko z urzędu odpowiedzialnego za edukację. Upychamy uczniów po 30-40? No to upchnijmy też urzędasów po 20 w jednym pokoju. Tniemy kasę szkołom? Zabierzmy urzędnikom ich narzedzia pracy. Niech przynosza do pracy swoje komputery, ołówki i papier toaletowy. Przecież jak ciąć, to od góry do dołu. A na pewno nie od dołu.
Najbardziej wkurza krótkowzroczność: w latach 90-tych w moim mieście polikwidowali mnóstwo przedszkoli. Potem było kilka lat horroru, kiedy zdobycie miejsca w przedszkolu graniczyło z cudem, czyli patrz: szukamy wszelkich możliwości i znajomości. Teraz od 2 lat zaczęły powstawać przedszkola prywatne, znacznie droższe.Szkołę zlikwidować pewnie łatwo, jak przedszkole, tylko drożej, trudniej- odtworzyć.
Witam,
Zastanawiam się, analizując powyższe wpisy, czy my nauczyciele oczekujemy szczególnego traktowania jako ludzie wykonujący zawód „z misją” wśród innych ludzi wykonujących „zwykłe” zawody?
Dlaczego mielibyśmy mieć do tego prawo? W czym jesteśmy lepsi od np: drukarzy, którzy są zwalniani ponieważ drukarnia, w której pracują ma coraz mniej zamówień?
Nie czuję się od nich ważniejsza, nie uważam, że należy mi się szczególna ochrona ponieważ moja firma się reorganizuje i może wkrótce okazać się, że zostanę zwolniona – jestem jedynym socjologiem w poradni psychologiczno – pedagogicznej, która w połowie roku będzie łączona z ODN w Centrum Rozwoju Edukacji.
Nie mam szans na emeryturę pomostową bo poradnie wyłączono z tych przepisów. Mam 50 lat i córkę na I roku studiów.
W moim środowisku nigdy nie było łatwo o pracę dla socjologa, jestem przyzwyczajona do zmian. Teraz też mam przygotowane różne rozwiązania – i związane z zawodem ale także zupełnie nie – np: praca opiekunki w domu dla staruszków w Anglii (cały czas doskonalę j. angielski).
Nie cierpię się użalać. Studia wybrałam świadomie, mam bardzo ciekawy zawód i interesującą pracę. Ale mogę wykonywać też inne zajęcia. Sama za siebie odpowiadam.
Przed nami kilkanaście lat posuchy, szczególnie w szkołach ponadgimnazjalnych. Będzie mniej uczniów, mniej pieniędzy w budżetach gmin i powiatów. Zróbmy bilans naszych umiejętności i kwalifikacji poza uczeniem. Odwagi! Skoro nie urodziliśmy się nauczycielami, nie musimy być nimi do śmierci (zawodowej).
Margola, jeśli chodzi o sposób zachowania konkretnego nauczyciela, to w 100% zgadzam się z Tobą. Jednak edukacja nie jest tylko kolejną, podobną do innych, gałęzią „gospodarki”. Jest podstawą prawidłowego funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa i sposób reorganizacji tej firmy, jak piszesz, nie może być spowodowany tylko względami finansowymi.
Witam,
Dil-Se,
Dziękuję za zauważenie mojego wpisu.
Piszesz (…) edukacja nie jest tylko kolejną, podobną do innych, gałęzią ?gospodarki?. Jest podstawą prawidłowego funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa (…).
Zgadzam się i jednocześnie uważam, że stoimy przed wielką niewiadomą, jak uczyć, by konieczność reagowania na zmiany w przyszłości nie była tak paraliżująca dla naszych uczniów jak jest dla wielu z nas. Pracując z „trudnymi” uczniami często zauważam, że dotychczas stosowane metody nauczania i reagowania na prowokacje uczniów są coraz mniej skuteczne.
Korzystanie z podręczników w zasadzie wychodzi z „mody” uczniowskiej. Po wszystko sięga się do internetu itp. Psycholodzy mówią o „multitaskowości” (min: równoczesne korzystanie z komórki, komputera, TV). Mam wrażenie, że coraz więcej uczniów patrzy na naszą pracę z politowaniem i zastanawiam się do czego będą zdolni, gdy stracą cierpliwość. Już dziś frekwencja w wielu klasach jest niepokojąco niska…