Uczniowie na zakupach
Wybrałem się przed lekcjami na szybkie zakupy do galerii handlowej. Czułem się tam niczym w liceum podczas przerwy. Mnóstwo uczniów przechadzało się po galerii jak po szkolnych korytarzach. Spacerowały wręcz całe klasy. Brakowało tam tylko nauczyciela i byłaby wycieczka szkolna. Podejrzewam, że połowa nastolatków zamiast do szkoły chodzi do galerii.
Zauważyłem, że uczniowie dźwigają ciężkie plecaki. Prawdopodobnie dla zmylenia rodziców. Starzy domyśliliby się, że coś jest nie tak, gdyby dziecko wychodziło do szkoły bez niczego. Gdy zabiera pełny plecak, znaczy to, że idzie się uczyć. Nauka bez dźwigania cegieł jest przecież niemożliwa.
Dawniej na widok nauczyciela uczniowie robili w tył zwrot i szybko uciekali. Wiedzieli, że takie spotkanie oznacza natychmiastowy powrót na lekcje. Nauczyciel brał za frak uciekinierów i sprowadzał do szkoły. Teraz jest inaczej. Mówią „dzień dobry”, a nawet zagadują. Uczniowie dobrze wiedzą, że w razie konfliktu z belfrem rodzice staną murem po ich stronie. Zresztą to rodzice oduczyli mnie interwencji. Zawsze bowiem okazywało się, że dziecko (z ciężkim plecakiem pełnym książek i zeszytów) za ich zgodą poszło do galerii załatwiać ważne sprawy rodzinne, więc nauczycielowi nic do tego.
Mógłbym tak dalej zrzędzić, ale przypomniało mi się, że kiedyś sam napisałem zwolnienie dla siostrzeńca, iż nie może być na lekcji z powodu ważnych spraw rodzinnych (czytaj: szuka prezentów, bo wujowi się nie chce). Chłopak wziął ze sobą plecak z książkami, aby koledzy widzieli, że wagaruje, a tylko przy okazji robi zakupy. Trzeba więc okazać trochę zrozumienia dla rodziców i innych krewnych ucznia. Szkoła nie zając, nie ucieknie, a zakupy przed świętami trzeba zrobić. Młodzi zaś są po to, aby pomagać rodzinie.
PS: Gdyby ktoś zauważył sprzeczność w tym tekście, to wyjaśniam, że pierwszą część pisałem jako belfer, a drugą jako rodzic.
Komentarze
To się nazywa dualizm korpuskularno-falowy. Nie rozumiem takiego postępowania i chyba już nie zrozumiem.
Cóż, stary jestem.
Proszę tylko nie wrzucać wszystkich rodziców do jednego worka. Są rodzice i Rodzice.
Szczerze mówiąc nigdy nie rozumiałam rodziców, którzy tak beztrosko zwalniali i zwalniają swoje pociechy ze szkoły pod pozorem „ważnych spraw rodzinnych”, pozwalając jednocześnie na buszowanie po galeriach handlowych lub inne tego typu rozrywki. Swoją postawą uczą w ten sposób swoje pociechy cwaniactwa i kłamstwa. Taka wyuczona postawa wobec obowiązków szkolnych, przekłada się bardzo często na późniejsze postawy wobec obowiązków zawodowych.
Jako wychowawca próbuję to uświadomić rodzicom, ale oni bardzo często wiedzą lepiej jak wychowywać swoje dzieci.
I słusznie – to w końcu oni – rodzice oraz ich nauczone leserstwa i cwaniactwa dzieci zbiorą kiedyś żniwo swojego postępowania.
Ja mam kontakt z ich dziećmi tylko przez malutką chwilkę w ich życiu i w zasadzie znikomy wpływ na kształtowanie prawidłowych postaw, zwłaszcza gdy rodzice postanowią, że kłamstwo popłaca, a uczciwość jest domeną naiwniaków i nieudaczników i takie przekonanie będą wpajać swoim dzieciom. Cóż – to w końcu oni – rodzice zostaną z problemami…
Też jestem rodzicem i nigdy nie przyszło mi do głowy zwalniać moje dzieci z zajęć szkolnych bez ważnego powodu w postaci poważnej choroby. Co więcej – moim dzieciom nie przyszło nawet do głowy prosić mnie o takie „lewe usprawiedliwienia”, bo np. jakiś trudny sprawdzian lub po prostu nie chce się iść do szkoły lub trzeba załatwić inną niesłychanie ważną sprawę – np. kurs na prawo jazdy ( oczywiście jazdy muszą koniecznie odbywać się w czasie lekcji – nie ma po prostu żadnej innej możliwości).
W czasach gdy moje dzieci uczęszczały do szkoły podstawowej, gimnazjum, liceum miały zawsze prawie 100% frekwencję – na szczęście rzadko zdarzało się im chorować. Kurs na prawo jazdy i sam egzamin też jakoś bez problemu zrobiły poza lekcjami – przy odrobinie dobrej woli można to było bez problemu zorganizować tak, by nie kolidowało z lekcjami.
Zawsze zdawałam sobie jednak sprawę, że tak naprawdę to głównie rodzice są odpowiedzialni za to, jakim człowiekiem stanie się ich dziecko w dorosłym życiu.
Dlatego, gdy teraz widzę wagarującą młodzież, która później przynosi mi usprawiedliwienie napisane przez rodzica, a powodem zwolnienia jest choroba lub inne „ważne sprawy rodzinne” – to po prostu żal mi tych rodziców głównie.
Rozwiązanie jest proste, za każdą godzinę nieobecności rodzice powinni płacić karę. W końcu na to idą podatki wszystkich aby te dzieci uczestniczyły w zajęciach w szkole a nie szukały rozrywki w galeriach handlowych.
Każdy dzień nieobecności to zaległości, których odrobienie jest trudne. I albo zwalnia cała klasa bo trzeba powtarzać materiał albo tamci mają problem i rodzice i tak płaca karę ale w postaci korepetycji. Które byłby niepotrzebne przy 100% frekwencji i uważaniu na lekcji.
Tylko kary finansowe zmotywowałyby rodziców do wzięcia się poważnie za edukacje dzieci.
@Autor
Po części rozumiem postępowanie owych uczniów. Zamiast po raz 3-ci uczyć się historii starożytnego Rzymu (ileż można?!) wolą zrobić coś innego. Na ich miejscu też preferowałbym n.p. poczytać jakąś ciekawą książkę zamiast kolejny raz uczyć się tego samego materiału czy też przepisywać podręcznik do zeszytu (gdzie tu sens, gdzie tu logika?).
Jeśli do powyższego dodać nauczyciela bez jakichkolwiek chęci do uczenia…
„Gdyby ktoś zauważył sprzeczność w tym tekście, to wyjaśniam, że pierwszą część pisałem jako belfer, a drugą jako rodzic.”
– – –
Pora na część trzecią, obywatelską.
Jako oczywisty prostak i żarłok, często bywam w pobliskich fastfoodach (są w okolicy 2) w celach spożywczych.
Po kilku latach udało mi się, dzięki znajomościom z personelem zarządzającym, ustalić prawdopodobieństwo zjedzenia czegoś, bez czekania i tłoku spowodowanego szkolnymi wycieczkami.
Te bezwycieczkowe happy hours zdarzają się 1-2 razy w tygodniu.
Pozostałe godziny wypełnia gwarny tłumek mniejszych lub większych dzieciaków, prowadzonych w godzinach lekcyjnych na wyżerkę, przez równie spragniony personel oświatowy.
Jako pierwszy stający w kolejce i zamawiający sobie adekwatne zestawy. Potem pora na dzieciarnię i wreszcie płacący za grupę komitet rodzicielski. To jest kolejność i rytuał rutynowy! Budowa autorytetu i edukacja ekonomiczna w jednym, nie mówiąc o lekcji życia w swobodnym, nie tak zatłoczonym jak szkoła, otoczeniu.
Ponieważ te lekcje wyjazdowe odbywają się ustawicznie, przypuszczałem że po prostu przybywają do nas liczne wycieczki z prowincji. Tak jest, ale w mniejszości. Teraz, wysysając kolejne skrzydełka, umiem już rozpoznać dominujące lokalne szkoły i rozkłady zajęć. Nie ukrywam także że i wśród personelu dostrzegam znajome (potencjalnie, na co liczę) atrakcyjne figury i persony pań od wuefu, chemii czy, osobliwie, nauczania początkowego.
Koszmar dnia świstaka w szkole fastfoodu zaczyna dla mnie znaczyć więcej atrakcji, niż portale randkowe – i to wyłącznie zasługą profesji belferskiej (i hojności komitetu).
I jakże tu małostkowo dodawać uszczypliwości o wyobcowaniu szkoły z realiów, ciasnocie szkolnej (choćby tylko lokalowej) czy braku kreatywności w dydaktyce.
Czy ktoś inaczej mnie, obywatela, wpuściłby, z twisterem w dłoni, do ponętnych rezydentek pokoi nauczycielskich w ich szkolnych pieleszach?
A tak, ma Profesor Chętkowski swoich posłańców – Galerników, mam i ja, obywatel, swoje powabne delicje spod znaku skrzydełek albo czy też nóżek. I to podane loco zamówienie.
I jak tu nie kochać szkoły i jej młodych, zaangażowanych opiekunów? Gdyby nie oni, uczniowie, jak za komuny, musieliby chodzić im do kolejek po zakupy. A tak przynajmniej zamiast męczyć się w szkole, mogą skosztować realnego świata oświaty.
No, dopóki ich Profesor nie przydybie dajmy na to w galerii, bez stosownej, belferskiej opieki.
🙂
hilda
20 grudnia o godz. 23:35
„…Zawsze zdawałam sobie jednak sprawę, że tak naprawdę to głównie rodzice są odpowiedzialni za to, jakim człowiekiem stanie się ich dziecko…po prostu żal mi tych rodziców głównie.”
– – –
Serdeczne pozdrowienia i wyrazy dla Twoich rodziców. Zapewne nieustannie łączą się z Tobą w tak oświatowo szlachetnym, choć spóźnionym żalu 😉
Powiedzmy sobie prawdę, „chodzenie” po galerii jest lepszą zapewne lekcją podstaw ekonomii niż owe podstawy w szkole. I nikt nic na to nie poradzi, no chyba, że ministerstwo wyda ostry ukaz, od którego uczniom popękają zajady, tak się przejmą …
@CVB
Rodzic bierze odpowiedzialność finansową i prawną za swoje dzieci. Wychowuje je, żywi, przygotowuje do życia. W związku z tą odpowiedzialnością słusznym jest, by dowolnie wybierał zajęcia na jakie uczęszcza dziecko. Karanie rodzica za to, że pozwoli dziecku robić coś ciekawszego od „kolejny raz uczyć się tego samego materiału czy też przepisywać podręcznik do zeszytu” (Somebody) jest po prostu złe. Tak jak cały przymusowy system oświaty.
Są w życiu ważniejsze rzeczy niż chodzenie do szkoły. Po co udawać, ukrywać, po co nawet nosić ten tornister pełen książek na wagary? Nie chce, niech nie idzie. Ale skoro już nie idzie to niech zajmie się czymś pożytecznym w tym czasie.
@hilda
100% albo bliska temu frekwencja w dzisiejszej publicznej szkole to oznaka niedorozwoju, albo dziecka albo rodziców. Szkoła ma przekazywać wiedzę, a nie przygotowywać do pracy w fabryce od 8 do 15 na taśmie. Pozwalając dzieciom na olewanie idiotycznie zorganizowanej szkoły uczy się je, że w życiu trzeba mieć przede wszystkim swój rozum i że Państwo należy okradać i oszukiwać na każdym kroku, tak samo jak to Państwo kradnie i oszukuje własnych obywateli. Moje dzieci nie muszą nawet prosić o „lewe usprawiedliwienie”, zwyczajnie informują kiedy nie idą. Powód na świstku do szkoły jest mało ważny.
Nie przekłada się to nijak na późniejsze podejście do obowiązków zawodowych, bo szkoła z późniejszą pracą ma niewiele wspólnego. Ani nie uczy spotykanych w prawdziwym świecie zachowań, ani nie przekazuje istotnej wykorzystywanej w praktyce wiedzy. Szkoła realizuje program oderwany od rzeczywistości. Zmuszanie dzieci do uczestniczenia w tej szopce w 100% to barbarzyństwo.
Z wagarowaniem jest tak ze jest dobre dla niezlych a zle dla zwyklych. Ja mialem opuszczonych jednego roku prawie 400 godzin. I zajalem drugie miejsce. I co na koniec.
Na studia poszli wszyscy oprocz ucznia ktory dostal nagrody ze 100% obecnosci. Powiem wiecej magisterium to byl tylko poczatek.
Tak, odwieczny temat nauczycieli, jak zmusić uczniów żeby zakuwali.
Jak się temat na blogu o ucznia zahacza, to albo jak go trzeba użyć albo zdyscyplinować, czasem do dyscyplinowania rodziców trzeba się uciec.
Bo wiadomo, bez dyscyplinującej roli rodziców dyscyplinowanie ucznia się niema szans powieść.
Pisząc „ucznia użyć” mam na myśli użycie go jako oręża w walce o utrzymanie miejsc pracy na koszt nas wszystkich (pod poprzednim blogiem na przykład) i mniej pracy pod postacią małej klasy.
Ideałem byłaby klasa jednoosobowa, wtedy to indywidualnie do każdego ucznia można podejść. Bo jak jest dwu uczniów to jak jeden kuma a drugi nie, to jak się temu co nie kuma tłumaczy, to ten co kuma traci czas i nie zapieprza z materiałem, a wiadomo, poza egzaminem to chodzi o materiał przecież w nauczaniu.
Wszyscy wiedzą, że w małej klasie i dużej lekcja tak samo wygląda, bo nauczyciel tylko jedna lekcję prowadzić umie, tak jak się akurat nauczył i zazwyczaj tak jak jego uczono, bo skoro takiego mądrego że nauczycielem został nauczono, znaczy metoda dobra.
Żadnego indywidualnego podejścia nie ma, nawet jak nikt nic nie rozumie, to nie ma zbiorowo-indywidualnego, bo trzeba przecież z materiałem, podręcznik. Klasa nie rozumie, niech w domu zrozumie, tu nie chodzi o rozumienie, tu chodzi o to żeby test napisać. Można dziecku o odzyskaniu niepodległości opowiadać nie wspominając o jej utracie, po co, w książce nie ma.
Lekcja o Chopinie, bez utworów odtwarzania. Co Jasiu wiesz o Chopinie? Że był Polakiem, że był chory na gruźlice która była wtedy nieuleczalna,że mieszkał w Paryżu, pewnie dlatego tak dziwnie się jego nazwisko pisze, że pisał listy bo wtedy się pisało.
Teraz też się pisze, odpowiadam.
E, teraz to maile a jak o listach mówiliśmy, to pani o mailu nie wspominała, tylko ze są lotnicze, zwykłe i polecone. Email to nie list.
To tyle z lekcji o Chopinie i listach w jednej korespondencji z życia szkoły.
A gruźlica czemu była nieuleczalna pytam?
A nie mówiła pani.
Pewnie, przecież to nie biologia, dopiero trzecia klasa, najpierw trzeba informacje wtłoczyć chaotycznie, żeby trudniej było zapamiętać. Dla dorosłego umysłu to jak najbardziej w sposób uporządkowany. Bo świat dzieli się na literaturę muzykę biologie i fizykę i mieszanie tych rzeczy robi dziecku mętlik w głowie, chodzi o to żeby miało porządek, taki jak w głowie nauczyciela. Czyli wszystko od wszystkiego oderwane.
Byłoby dobrze, gdyby czasami
galerie kojarzyć także z obrazami…
Biegnąc w poniedziałek na konferencję klasyfikacyjną spotkałam pod drzwiami naszego ogólniaka jedną z „gwiazd” (drugi rok w pierwszej klasie). Dziewczyna do mnie nieśmiało: „Pani profesor, ma pani jakieś fajki?” A ja, zaskoczona, śmiejąc się niepedagogicznie, odparłam, że nie palę. Co za czasy…
Czy nauczyciel może nie być erudytą?
time
21 grudnia o godz. 9:23
Byłoby dobrze, gdyby czasami
galerie kojarzyć także z obrazami?
—
A że obraz mu żałosny,
belfer skarży się wokoło –
uczeń w sklepie, wniosek prosty:
ogrodzenie zróbmy szkołom!
Tak w ten sposób obraz-burczy
szkołą będzie obóz…twórczy!
Pedagog, kolczastym drutem
nas oświeci, niby knutem.
Bo kto w ciemię bywał bity
takie same szerzy chwyty.
Warto takich belfrów w ramy
wziąć, zawiesić w wykonaniu
obowiązków, prawną mocą.
Niech w galerach się szamocą.
~~
Oj, nie warto kąsać karmiącej ręki dzieci i rodziców,
wyżywać się na bezbronnym społeczeństwie a konto przymusu oświatowego.
Pokory, skromności i horyzontów, w ten czas refleksji życzyć nauczycielstwu wypada. 😉
Manifestant
21 grudnia o godz. 7:10
– – –
Dobre 🙂 Nick też niezły.
Do szanownych zwolenników prowadzenia ucznia za kołnierz do klasy a rodziców do cyrkułu w celu pouczenia, skazania i osadzenia.
Zwracam się z uprzejmą prośbą o pomoc, jakich argumentów używać wobec istot myślących, jakimi, niestety, są dzieci, aby skłonić je do uczęszczania w sytuacjach niezrozumiałych a nagminnych.
Np. [przypadek wczoraj] dwie lekcje wf-u, na pierwszej dzieci siedziały na korytarzu, pan się oddalił, na drugiej pan się pojawił i dzieci zamiatały śnieg na boisku. Nie było go wiele, ale padał i było go na tyle, że dał się zamiatać, mioteł zabrakło dla wszystkich, więc jedni zamiatali, inni towarzyszyli.
W połowie lekcji śnieg przestał padać i nie było co zamiatać.
Dzieci chciały ulepić bałwana, ale pan się sprzeciwił i miał rację; któż to widział, bałwan w szkole? Więc wróciły na korytarz, na korytarzu dzieci nie chciały się cicho zachowywać i pan się bardzo denerwował.
Np. [poniedziałek, 19 grudnia] dwie lekcje angielskiego; pani jest od września na macierzyńskim, więc lekcji albo nie ma, albo jest okienko i dzieci się snują po szkole, albo jest zastępstwo. Zastępstwo z panią nr 1 polega na tym, że grupa bezpańska (zaawansowana) jest połączona z grupą pani (początkującą) i przerabiają materiał, który przerabiała rok temu, to bardzo ciekawe i rozwijające zajęcie; zastępstwo z panią nr 2 polega na tym, że grupy siedzą razem, grupa właściwa korzysta z innego podręcznika i temat lekcji brzmi „zajmijcie się czymś i nie przeszkadzajcie”, zastępstwo z panią nr 3 jest najrzadziej, bo pani normalnie uczy polskiego – też język i też europejski. Tym razem był z pania nr 2, więc dzieci bardzo dużo skorzystały. Syn czasem się martwi i mówi: „Tato, mówiłeś, że nauka języków obcych jest bardzo ważna, to jak ja mam się uczyć?”
Np. [czartek, 15 grudnia] historia, pani z klasą opuściła szkołę u udała się na pieszą wycieczkę historyczną. Po pospiesznym marszu przez centrum zorganizowana kolumna dotarła do budynku starostwa powiatowego. Tam pani pozostawiła klasę w holu na parterze i oddaliła się na parę minut, po powrocie kolumna ruszyła z powrotem do szkoły. I to koniec historii historii.
Np. [dzisiaj] w klasie szóstej nie odbędą się dwie pierwsze lekcje, na czwartej będzie zastępstwo, reszta nie wiadomo, okaże się na miejscu.
Kolejne przykłady pominę, by nie zanudzać.
Proszę o parę wskazówek odnośnie, jak w sentencji podania.
Uprzejmie zaznaczam, że wyciepnięcie za drzwi poparte „do szkoły mi marsz, gówniarzu!” przy obecnym prawodawstwie mogłoby być interpretowane jako przemoc fizyczna i psychiczna, co skutkowałoby również osadzeniem, co najmniej w zawiasach a może i bezwzględnie.
P.S. Jeżeli między godziną 8 a 16 uczeń przebywa np. w galerii, nie musi to oznaczać, że jest na wagarach. No, chyba, że to projekcja.
Witam
Trochę z innej beczki o wagarowaniu i odpowiedzialności.
Pewna uczennica klasy III w gimnazjum wraz z koleżanką „poszły w długą” w piątek po szkole i wróciły do domu w środę nad ranem. W tym czasie imprezowały, upijały się, jeździły stopem – tyle „zeznała”. Mama, której próbuję pomóc w postawieniu granic i egzekwowaniu zasad, zapytała czy ma usprawiedliwić nieobecność córki w szkole. Doszłyśmy do wniosku, że nie bo młoda kolejny raz przekona się, że mama wybroni ją z każdej głupoty, będzie dla niej kłamać itp. Wychowawczyni doceniła, że mama nie usprawiedliwia tej nieobecności „bo i tak cała szkoła wie, dziewczyny zdążyły się pochwalić”. Powiedziała,że spróbuje pomóc mamie i zwróci większą uwagę na córkę w szkole, porozmawia z uczennicą itp. Po tygodniu przyszło do mamy upomnienie, że szkoła przypomina, że 50% nieobecności w miesiącu może skutkować karą administracyjną (pieniężną) – dziewczyna w listopadzie opuściła 18 godzin (2dni plus 3h pojedynczych wagarów) i listopad się skończył, upomnienie przyszło w grudniu. Druga uczennica,z którą razem balowały została przez mamę usprawiedliwiona i nie dostała mama upomnienia. Wychowawczyni przyjęła usprawiedliwienie, chociaż wiedziała, że mama kłamie, pisząc o chorobie córki, która uniemożliwiła przyjście do szkoły.
Moja podopieczna mama jest pełna żalu i poczucia niesprawiedliwości.
Powiedziała mi, że nie warto w szkole mówić prawdy, bo tylko córce i sobie zaszkodziła.
Jaki sens miało to upomnienie po czasie? Czego miało nauczyć mamę?
Czy takie upomnienia są zgodne z prawem oświatowym?
Jak Państwo myślicie?
P.s. Dlaczego często po „przepisaniu tekstu z obrazka” pojawia się komunikat o błędzie? Muszę kombinować z kopiowaniem i ponownie wysyłać komentarz, to jest wkurzające. Co robię nie tak?
Już drugi rok jestem uczniem liceum w USA. Jest to liceum publiczne w małej ale dość zamożnej miejscowości. Bogu dziękuję, że tu trafiłem.Polskie szkoły to bolesne nieporozumienie. Niedouczenie nauczyciele, rozczarowani i zdemotywowani uczniowie, fatalna baza materialna.
A najśmieszniejsze jest to, że w Polsce pokutuje przeświadczenie, że polskie szkoły w porównaniu z amerykańskimi są świetne. Jest dokładnie odwrotnie (pomijam tu szkoły w gettach w centrach wielkich miast). Programy ułożone są sensownie. Na początku semestru każdy otrzymuje na piśmie syllabus – „rozpiskę” wszystkich zajęć w semestrze plus kryteria oceny i zadania do wykonania z obowiązującymi datami itd. Jest spora oferta zajęć, kursów itp. Uczniowie są różni, ale głąby nie nadają tonu (z wyjątkiem paru sportowców, którzy w tym kraju traktowani są z boską czcią 🙂 )
Na wagary nikt nie chodzi. Po co? W szkole jest tak ciekawie.
Margola
21 grudnia o godz. 11:44
„…Wychowawczyni przyjęła usprawiedliwienie, chociaż wiedziała, że mama kłamie…”
– – –
Gdybyś trafnie zdiagnozowała problem, odnalazłabyś odpowiedź we własnym tekście.
Tak a propos: co to znaczy obecnie w szkole: ‚wychowawczyni’ ?
Czyżby wzorzec osobowy postaw, na który przymusem eksponuje się młodzież?
Czy w ramach kwalifikacji zawodowych ktoś, kto pobiera publiczne pieniądze za pracę z dziećmi, ma okazję zetknąć się z choćby tymi pojęciami: ‚psychologia rozwojowa’, ‚komunikacja interpersonalna’, ‚etyka’, ‚regulamin pracy’? Czy wystarczy, że na studiach skleił cóś z wikipedii na zaliczeniu?
Nb. bardzo pouczającą historię opisałaś, więcej takich postów, serio.
Pozdrawiam.
PS Jeśli zbyt długo piszesz tekst, kod do wpisania dezaktualizuje się. Trzeba, przed wpisaniem kodu captcha, odświeżyć okienko z tym kodem za pomocą przycisku z dwiema strzałkami, znajdującego się w górnym rogu obrazka – i ten nowy tekst kodu wpisać. 🙂
Jasiek
21 grudnia o godz. 12:21
– – –
Chopie, co ty wypisujesz. W ameryce biją murzynów a Ty pewnie podważasz ałtorytet Polskiej Szkoły, bo jesteś z konkurencji.
Jak wiadomo, Polska Szkoła i Nauczyciele ustawicznie muszą chronić się przed headhunterami z całego świata, zwykle – siłą (wyobraźni).
🙂 🙂 🙂
Coraz głupsze są wpisy Pana Dariusza. Nudne, takie o niczym, ot , aby coś naskrobać. Często o wiele ciekawsze są komentarze.
„Dawniej na widok nauczyciela uczniowie robili w tył zwrot i szybko uciekali. Wiedzieli, że takie spotkanie oznacza natychmiastowy powrót na lekcje. Nauczyciel brał za frak uciekinierów i sprowadzał do szkoły. Teraz jest inaczej. Mówią ?dzień dobry?, a nawet zagadują.”
I nie widzi Pan związku między swoją postawą, swoim podejściem do zagadnienia – upublicznianym na dodatek – a zachowaniem uczniów?
Pierwszą część pisał Pan jako nauczyciel lekceważący swoją misję, drugą – jako nieodpowiedzialny rodzic. Pierwsza postawa jest skutkiem drugiej.
„Wychowawczyni przyjęła usprawiedliwienie, chociaż wiedziała, że mama kłamie, pisząc o chorobie córki”
Takie będą Rzeczypospolite, jakie nauczycieli postawy.
do @ studentka. Czy zawsze blog musi zawierać „prawdy objawione” jego autora? Często wystarczy by treść była jedynie „zaczynem” do dyskusji. I tak się dzieje, widać to po liczbie wpisów. A frekwencja w szkole i podejście do tego zjawiska, włącznie z przyczynami bezradności nauczycielskiej, to dobry powód do dyskusji.
Marudzenie jest tu przykładem takiego podejścia do tematu jakie miał lis do winogron w bajce La Fontaine’a.
studentka
21 grudnia o godz. 14:08
– – –
Protestuję. Wpisy Gospodarza są i zręczne i inspirujące. Ja się zazwyczaj z ich przesłaniem nie zgadzam, ale szanuję bardzo Jego odwagę i determinację publicystyczną w pozycjonowaniu się na firmamencie.
Inaczej w ogóle nie ma o czym i po co rozmawiać.
Trudno inaczej odczytać Twój komentarz, związany z głupotą, studentko, niż jako dość niską piłkę-prowokacyjkę.
Też ciekawy (dzisiejszy poziom studiów!), ale niesmaczny i niewdzięczny – w gościnie.
Nie służy dyskusji.
@michal l
powyżej gimnazjum nie ma już przymusu, jest wolny wybór
wcześniej też nikt nie zmusza do posyłania dziecka do szkoły
„W związku z tą odpowiedzialnością słusznym jest, by dowolnie wybierał zajęcia na jakie uczęszcza dziecko. ”
masz prawo sam uczyć swoje dziecko w domu, twój wybór czy skorzystasz z tego prawa
” Podejrzewam, że połowa nastolatków zamiast do szkoły chodzi do galerii.”
Podejzrewam ze 90% pracujacych Polakow chodzi do galerii w godzinach pracy. Sadzac po tloku w tejrze.
Dzisiaj wzialem pol dnie urlopu zeby zrobic zakupy. W „shopping mall” – odpowiedniku polskiej „galerii” pusto az echo sie rozchodzi. Zaparkowac mozna bez problemu. I to bynajmniej nie skutki kryzysu – w weekend byl normalny „kociol”. Wydaje mi sie ze w Polsce jest inne podejscei do pracy – w rodzaju czy sie stoi… No i dzieci sie ucza. Wiec sie prosze nie dziwic.
Overdrive: „Nie przekłada się to nijak na późniejsze podejście do obowiązków zawodowych, bo szkoła z późniejszą pracą ma niewiele wspólnego. Ani nie uczy spotykanych w prawdziwym świecie zachowań, ani nie przekazuje istotnej wykorzystywanej w praktyce wiedzy”
Przekazuje, przekazuje. Uczy ze mozna miec wszystko w d…. Co przeklada sie na zachowania w pracy. Wjasnie jestem w kontakcie z pewna spora firma w Polsce. Gdyby w USA tak zalatwiali sprawy jak w Polsce – w takim tempie, zaangazowaniem i solidnoscia – dawno byliby z trzaskiem wyrzuceni z pracy. W Polsce to widac normalka. Nauczyli sie w szkole. I od rodzicow.
Jestem za – zniesieniem obowiązku szkolnego po szkole podstawowej,-opłatą za naukę w szkole średniej i na studiach,-ogólnym i bezpłatnym dostępie do przedszkoli.Pozdrowienia.SCH
Całe szczęście, że znam szkołę. Znałem jako uczeń i znam jako nauczyciel.
Dzieci są różne. Jedne chłoną wszystko z zaciekawieniem (budowa atomu, ruchy górotwórcze, czytają lektury …). inne mają o wszystko pretensje:
„Po co mam się uczyć procentów? Po co mam wiedzieć jak się oblicza pole prostokąta? To wszystko jest niepotrzebne, pojadę na zachód i sobie zarobię. Języka tez nie muszę znać, nauczę się na miejscu.”
Największym błędem jest przymus nauki. Po przeczytaniu prawie wszystkich wpisów na blogu, jestem za obowiązkową nauką do 10 roku życia. Po co na siłę robić inteligenta z osoby, która nie chce nic wiedzieć. Niech siedzą sobie w galeriach.
Z tego co się orientuję, to obecnie przymus nauki jest do osiemnastki.
Macie do wyboru: albo zmienić prawo, albo zacisnąć zęby i smarkaczy posyłać do szkoły.
Gekko
Dziękuję za komentarz – coraz częściej odnoszę wrażenie, że my nauczyciele sami sobie przysparzamy problemów z powodu niechęci do rozwijania lub zdobywania umiejętności radzenia sobie w kontakcie z uczniami czy ich rodzicami – kilka dni temu poproszono mnie o wsparcie dla doświadczonej (20 lat pracy w szkole) nauczycielki, która od początku roku „trwa” w konflikcie z klasą, której jest wychowawczynią. Pani bardzo dba o kulturę zachowania i wyglądu, w swoim postępowaniu często okazuje swoje rozczarowanie i niekiedy wręcz wstręt w kontakcie z wychowankami – jej uczniami są chłopcy z kl. III Technikum Rolniczego mieszczącego się na terenie wiejskim. Uczniowie dostrzegli jej „fiksację” i kilkakrotnie prowokowali konflikty np: ubierając się niechlujnie, „czorchając” włosy przed wejściem do klasy, bekali obrzydliwie itp. Niemal cała klasa ma obniżone zachowanie, wielokrotnie byli na dywaniku u dyrektorki.
Teraz ją bojkotują.
Na propozycję, żebyśmy zastanowiły się nad przyczynami takiej sytuacji odpowiedziała, że nie ma potrzeby, po prostu młodzież nie ma kultury osobistej, nie wyniosła jej z domu (wieś) a teraz są już dorośli i to się nie poprawi. Na prośbę, żeby przygotować spotkanie na lekcji wychowawczej i ujawnić problem. Komentarz – „nie będę się korzyć przed uczniami”. Konstruktywnej konfrontacji nie będzie się uczyć – „wiecznie my nauczyciele czegoś mamy się uczyć!, dlaczego ja mam coś zmienić, to oni muszą się poprawić!”
Właściwie rozumiem jej frustrację. Szkoła powoli wygasa (tylko jedna klasa w poziomie) nabór coraz trudniejszy i niepewny. Nauczyciele stracą pracę, w szkołach ponadgimnazjalnych niż … Tyle wysiłku zmarnowanego, wyniki matur coraz gorsze, uczniowie coraz mniej ambitni, niekulturalni.
Ale młodych też szkoda.
Czy oni są odpowiedzialni za nasze trudne życie i brak siły do zmiany?
Ps. Dziękuję za podpowiedź w sprawie kodu.
Gekko
Udało się z tym kodem!!!
Corleone
Nie dziwi mnie bezład organizacji zastępstw w szkole. Brak pieniędzy, więc uczniowie są zwalniani z lekcji albo mają zastępstwa z przypadku.Odnoszę wrażenie,że dyrekcja nad tym nie panuje, ba- pod koniec roku szkolnego- wszyscy piszą ,że podstawa programowa została zrealizowana. Brrrr.. A kto to zmierzył i policzył?
„Podejrzewam, że połowa nastolatków zamiast do szkoły chodzi do galerii.”
Darku, skąd to podejrzenie? Jalieś dane?
Pozdrawiam śi?tecznie 😉
Margola
21 grudnia o godz. 19:27
– – –
Też dziękuję, za rzadki tu post problemowy. Mam wrażenie, że piszesz o doświadczeniu każdego, kto w pracy stawia czoła systemowi karzącemu za kompetencję. Po prostu, w takim irracjonalnym systemie, postawy dysfunkcjonalne i toksyczne oraz konflikt są jedynym, dostępnym personelowi sposobem racjonalizacji zawodowej egzystencji. Bo też personelem w tych warunkach staje się z reguły ktoś, o psychice i postawie wyrażanej często właśnie nienawiścią, jak słusznie zauważasz (co i na blogu w prawie wszystkich głosach słychać). Mam podobne doświadczenia z pracy w publicznym systemie i jak sądzę podobne frustracje terapeutycznej pracy z ludźmi, którzy znaleźli się nie na swoim miejscu. Myślę, że praca w takim systemie, ukształtowanym pod swoje wymiary przez takich ludzi, normalnego człowieka sprowadza do ich poziomu, zanim się zorientuje, że jest za późno, aby coś ze sobą pożytecznego zrobić. Zmiana systemu z kolei, wymagałaby istnienia społeczeństwa a nie plemiennych wspólnot, jakie ten kraj zasiedlają.
Siłaczka z systemem i jego zombies, skutkuje tylko zakażeniem.
Wiem, że nie przynoszę dobrych nowin, ale, margola – szkoda życia, przy Twojej inteligencji i wrażliwości, na ręczne prostowanie odcinków tej krzywej.
Świat naprawdę jest piękny i wielki, jeśli tylko wierzymy, że warto wyjrzeć poza publicznie-oświatowe dekoracje z „Seksmisji”. 🙂
Ja to wiem, Ty możesz sprawdzić sama. Nie bądź Lamia 🙂
PS Cieszy mnie , że mogłem pomóc z kodem.
________
stary
21 grudnia o godz. 19:09
?Po co mam się uczyć procentów? Po co mam wiedzieć jak się oblicza pole prostokąta?…”
– – –
Ciekawe, @stary, czy jako inteligent, masz na to jakąś inteligentną odpowiedź, czy też te pretensjonalne pytania wybijasz ze szkolnych głów dyscypliną? 🙂
Overdrive
21 grudnia o godz. 4:16
„100% albo bliska temu frekwencja w dzisiejszej publicznej szkole to oznaka niedorozwoju, albo dziecka albo rodziców.”
Tak Overdive – jestem „niedorozwinięta”, bo jestem uczciwa i tego samego uczę moje dzieci.
Jestem „niedorozwinięta”, bo nie chodzę na lewe zwolnienia, ani nie korzystam z urlopów zdrowotnych fundowanych mi przez hojnego Gekko.
Tak zostałam wychowana przez moich uczciwych i ciężko pracujących – w związku z czym pożałowania godnych – jak moich rodziców ocenia skazując ich zaocznie na tę rolę fachowiec od „wirtualnej oceny” – wróżbita Gekko. 😀
Dzięki ich uczciwości i ciężkiej pracy oraz ciężkiej pracy męża – prawdziwego fachowca w swojej konkretnej – nie wydumanej i wirtualnej dziedzinie, mam gdzie mieszkać i mogę sobie pozwolić na wykonywanie w zasadzie „charytatywnej” pracy na rzecz oświaty publicznej.
Nie muszę się bowiem zbytnio martwić o to, jak zapewnić byt mojej rodzinie i z pensyjki nauczycielskiej utrzymać dzieci na renomowanych kierunkach świetnych, bo publicznych, a nie kiepskich – prywatnych uczelni.
Dostały się one na te studia dzięki swojemu „niedorozwojowi” w postaci blisko 100 % wyników na maturze z matematyki, fizyki, chemii, biologii.
Tak trzeba być naprawdę niedorozwiniętym, żeby napisać maturę podstawową z matematyki na 100 %, a rozszerzoną z fizyki i matematyki na 80% – i to bez żadnego specjalnego przygotowania i wysiłku, bez korepetycji, bez wylanych łez nad straconym „bezsensownie” czasem w szkole, gdy można było się w tym czasie bawić na dyskotekach lub powłóczyć po kolorowych galeriach handlowych.
Wystarczyła jedynie prawie 100 % frekwencja w dobrej publicznej szkole.
Poza tym, jakoś nie zaobserwowałam, aby moje dzieci musiały dzień i noc zakuwać, by sprostać ponoć nazbyt wybujałym wymaganiom pań/panów belfrów / belferek.
Mimo, że ich licea należały do najlepszych w województwie, to jakoś niespecjalnie musiały się te moje dzieciaki przemęczać, by zdawać z klasy do klasy na 3 i 4, w porywach – 5 – to raczej córka, bo dziewczynki z reguły pilniejsze i ambitniejsze.
Syn nie robił w domu prawie nic – a i tak w szkole radził sobie całkiem nieźle.
Śmieszne jest i mocno przesadzone więc to biadolenie co niektórych, że młodzież taka biedna, „przeuczona” i zmuszona do bezsensownego zakuwania niezliczonych partii materiału pamięciowego.
Jestem „niedorozwinięta” również z tego powodu, że poświęcam swój prywatny (poza obowiązkowym pensum ) czas uczniom, a przecież powinnam jak najmniej się do mojej pracy przykładać, bo to przez takich „niedorozwiniętych” pasjonatów jak ja ten system publicznej oświaty jeszcze całkiem nie upadł, jak chcieliby zapewne pragnący pozbyć się niewygodnej konkurencji właściciele kiepskich prywatnych szkółek.
W końcu – jestem „niedorozwinięta”, bo mimo wszystkich absurdów, z jakim spotykam się – zwłaszcza od strony „papierkowo – urzędniczej” lubię pracę z młodzieżą.
To przecież chore i świadczące o dużym niedorozwoju – nauczyciel, który lubi swoją pracę w dodatku w publicznej szkole?
Jestem „niedorozwinięta” również z tego powodu, że mimo stosunkowo kiepskiej płacy ( w porównaniu z zarobkami męża – kilkukrotnie niższej) nie mam czasu na przesiadywanie godzinami w Internecie i dyskutowanie o przysłowiowej „pietruszce” – w przeciwieństwie do ponoć świetnie zarabiających „fachowców” jak Gekko i Overdive. 😀
Naprawdę musicie mieć fascynującą i niezwykle absorbującą pracę, skoro możecie sobie pozwolić na pisanie dzień i noc złośliwych komentarzy, tylko po to, by dopiec „pańci hildzie”. 😀
Naprawdę pochlebia mi wasze zainteresowanie chłopcy 🙂
Daremne jednak wasze trudy – jam belfer z krwi i kości – z niejednego pieca już chlebek jadłam i z nie takimi próbami prowokacji miałam do czynienia i w teorii i w praktyce.
Niektóre choroby są nieuleczalne, a niektóre dzieci po prostu „niewychowane”. Wina leży zazwyczaj po stronie „niewychowanych” rodziców, a nie samych dzieci. Również z takimi dziećmi trzeba umieć pracować, znać objawy ich „choroby” i wynikające z niej przyczyny nieprawidłowych postaw i zachowań.
Ja „niedorozwinięta” hilda uczę, że nie należy kłamać, ani oszukiwać, że trzeba uczciwie zarabiać na swoje utrzymanie. Naiwne nie?
Uczę, że należy zdobyć porządne wykształcenie w dobrej publicznej renomowanej uczelni, posiąść konkretny zawód, poparty konkretnymi umiejętnościami – żadne tam „humanistyczne bzdety” – mimo, że łatwiejsze.
Uczę, że dzisiaj trzeba myśleć o konkretnym zawodzie, po którym pracę znajdzie się na całym świecie – choćby i w fabryce – co w tym złego?
I niekoniecznie – niestety – należy koniecznie wiązać swoją przyszłość jedynie z Polską.
Uczciwość i rzetelność jest bowiem niestety w tym kraju dla wielu „Ovedrivów” i „Gekków” oznaką „niedorozwoju”.
Szkoda, że zaczynają u nas dominować postawy rodzicielskie wyrażone otwarcie i bez cienia żenady przez Overdive w poniższej wypowiedzi:
„Pozwalając dzieciom na olewanie idiotycznie zorganizowanej szkoły uczy się je, że w życiu trzeba mieć przede wszystkim swój rozum i że Państwo należy okradać i oszukiwać na każdym kroku, tak samo jak to Państwo kradnie i oszukuje własnych obywateli. Moje dzieci nie muszą nawet prosić o ?lewe usprawiedliwienie?, zwyczajnie informują kiedy nie idą. Powód na świstku do szkoły jest mało ważny.”
Naprawdę jestem mocno „niedorozwinieta”, bo nie sądziłam, że jest aż tak źle i że ten owoc gnije już od środka tak bardzo.
Ten kraj faktycznie nie ma przyszłości, jeśli powszechną stanie się taka moralność i taki system wartości.
Czasem się zastanawiam – czy dobrze zrobiłam wracając w 89 do Polski zamiast pozostać na emigracji?
Coraz częściej nachodzi mnie taka refleksja, że ja taka „niedorozwinięta”, nie potrafiąca łupić i okradać, nie mam chyba tu faktycznie wśród nad wyraz „rozwiniętych” Overdiwów i Gekków czego szukać?
Jednak mimo wszystko nie żałuję, bo oprócz nadmiernie rozwiniętych, na szczęście jedynie „wirtualnie” Overdiwów i Gekków mieszka tu jeszcze cała masa naprawdę porządnych ludzi, których znam ze świata realnego.
Życzę obu panom / chłopcom mniej żółci i jadu, wylewanego na całą publiczną oświatową rzeczywistość, więcej zaś optymizmu i wiary w to, że każdy człowiek – nawet belfer – jest z natury dobry – trzeba tylko umieć to „dobro” wydobyć na światło dzienne – co staram się nieustannie czynić w mojej realnej oświatowej rzeczywistości jakże różnej od „ponurej piwnicznej izby”, jaką usiłuje mi narzucić swoimi pełnymi nie wiedzieć czemu złośliwej dezaprobaty Gekko.
Mimo wszelakich dzielących nas różnic – jako „moherowy beret” – nawołuję zatem: „Przekażmy sobie znak pokoju”
http://www.youtube.com/watch?v=Lbo1nOcRyKY
Ze świątecznym pozdrowieniem 🙂
@ hilda
Ja bym Tobie jednak radził wyjście z fazy maniakalnej i powrót na urlop dla poratowania zdrowia – czytelników, bo uczniowie, szczęśliwie dla nich, mają ferie od takiej zarazy.
Boję się, że inaczej nawet Boże Narodzenie i to w dawce maxx nie wystarczy…berecik gwoździkiem wszak przybity!
Ludzie, ratujcie kobietę! 🙂
„A najśmieszniejsze jest to, że w Polsce pokutuje przeświadczenie, że polskie szkoły w porównaniu z amerykańskimi są świetne.”
Kiedyś, przed reformą gimnazjalną, były dobre i poziom kształcenia był wysoki. Teraz są beznadziejne, a poziom kształcenia dorówna niedługo temu amerykańskiemu, tyle że zorganizowane są gorzej, zatem wypadają jeszcze słabiej.
@Jasiek
„A najśmieszniejsze jest to, że w Polsce pokutuje przeświadczenie, że polskie szkoły w porównaniu z amerykańskimi są świetne.”
Kiedyś, przed reformą gimnazjalną, były dobre i poziom kształcenia był wysoki. Teraz są beznadziejne, a poziom kształcenia dorówna niedługo temu amerykańskiemu, tyle że zorganizowane są gorzej, zatem wypadają jeszcze słabiej.
Gekko
o Hildę i jej uczniów jestem absolutnie spokojna. Tobie natomiast doradzam jakieś nakrycie głowy, bo ci niechybnie przemarzła.
@A.L.
„Wjasnie jestem w kontakcie z pewna spora firma w Polsce. Gdyby w USA tak zalatwiali sprawy jak w Polsce ? w takim tempie, zaangazowaniem i solidnoscia ? dawno byliby z trzaskiem wyrzuceni z pracy.”
Jeśli kontaktujesz się z sektorem Państwowym, albo dotowanym bezpośrednio przez Państwo, to owszem, jest jak za komuny: „Pan tera poczeka, ja tera mam przerwę, nie spieszy się. Poza tym mamy 14 dni na odpowiedź.”.
W sektorze prywatnym w większości przypadków jest bezpardonowa kapitalistyczna konkurencja. Nierzadko z resztą firmy tego sektora należą do amerykańskich właścicieli, zatem, by w nich do czegoś dojść trzeba pracować i po pracy.
Chyba, że jesteś w kontakcie z firmą, która niczego nie zyskuje na szybkości odpowiedzi ani solidności załatwienia Twojej sprawy, albo konieczność załatwienia sprawy jest wypełnieniem n-tego punktu jakiejś umowy, tedy nikomu na tym nie zależy. I niech Cię to nie zdziwi, amerykanie robią identycznie. Jak mają się z czegoś wywiązać do czego się zobowiązali, a co nie jest głównym punktem umowy to i tydzień minie zanim się ogarną i na kogoś temat zrzucą. Wszak to ludzie z jakiejś Polski czegoś chcą, mogą poczekać. Spróbuj np. będąc w PL uzyskać dostępy do jakiejś bazy danych, w sprawie w której USA niczego nie zarobi, która stanowi zbiór jakiś informacji poufnych (nawet nie tajnych, bo to jak nie pracujesz dla CBŚ albo SWW to zapomnij). Pierdyliard pozwoleń, zezwoleń, potwierdzeń od szefa wszystkich szefów, że taki dostęp dostać możesz, a i tak odczekasz jak w polskim urzędzie.
@hilda
Droga Pani hildo, czemu znowu rozmawiamy o Pani? Albo inaczej, czy czuje Pani jakiś wewnętrzny przymus obrony swojej osoby i udowadniania wszem i wobec po raz kolejny, że jest Pani dobrym człowiekiem? Rozumiem, że dzisiejszy program sponsoruje słówko „niedorozwinięta”, bo użycie go 10 razy w Pani epistole sugeruje, że głęboko dotknął Panią mój komentarz. Rozumiem też, że będąc nauczycielem równie głęboko wierzy Pani w system edukacji w obecnym kształcie, w jego zbawienną rolę w życiu każdego człowieka, w to że jest istotnym etapem, nie do przecenienia wręcz. Jest to dla mnie również do pojęcia, czemu Pani nie rozumie, jak można myśleć inaczej. Wszakże Pani jest taka wspaniała w swoich przekonaniach i dokonaniach. Wydaje mi się, że po raz kolejny należą się Pani gratulacje, za tak wspaniale wykonywaną pracę, za tak śmieszną płacę, za zapał, zaangażowanie, chęci, i „trwanie na posterunku oświaty do upadłego”. Gratuluję Pani zatem, należy się Pani Order Uśmiechu, uścisk dłoni Premiera, a może nawet samego Prezydenta, dyplom uznania, laurka, kwiaty i bomboniera, wpis do lokalnej gazety i także tytuł Człowieka Roku całego Powiatu i Gminy. To tak, żeby nie było wątpliwości, że Pani nazywająca się hildą, jest człowiekiem bez skazy i zmazy, książkową Siłaczką, Herkulesem oświaty, itd. itp. Zmęczyłem się… Czy możemy tym raz na zawsze zakończyć rozmowy o Pani? Wierzę, że jest Pani absolutnie niesamowita i w absolutnie niesamowity sposób wpływa Pani na wszystkich, którzy Panią otaczają w tym chorym systemie. A teraz porozmawiajmy o systemie, dobrze?
„Naprawdę musicie mieć fascynującą i niezwykle absorbującą pracę, skoro możecie sobie pozwolić na pisanie dzień i noc złośliwych komentarzy, tylko po to, by dopiec ?pańci hildzie?.”
Dziękuję, całkiem jest niezła. Na tym między innymi polega, żebym „w sieci” był dosyć często, zatem mogę sobie na komentowanie o dowolnej porze dnia lub nocy pozwolić. „Na taśmie” bym nie mógł. I nie, gdybym miał pisać tylko po to by Pani dopiekać, to by mi się nie chciało. Szczęśliwie przesłanie naszych rozmów trafia nie tylko do nas dwojga.
„Ten kraj faktycznie nie ma przyszłości, jeśli powszechną stanie się taka moralność i taki system wartości.”
Uważa Pani, że to w porządku, że Państwo kradnie ludziom 50% tego co zarobią? Ja nie uważam i nie sądzę, by unikanie tego czyniło mnie automatycznie złodziejem, a Panią, która dobrowolnie pracuje za jałmużnę, wzorem. Co więcej, nie powiedziałem, że należy łupić i okradać wszystko i wszystkich. Należy okradać Państwo, zwykli ludzie jadą na tym samym wózku. Skoro nie można poprosić Państwa, by nie okradało swoich obywateli, to każdy obywatel ma w obowiązku nie dawać się okraść.
„Uczę, że dzisiaj trzeba myśleć o konkretnym zawodzie, po którym pracę znajdzie się na całym świecie ? choćby i w fabryce ? co w tym złego?”
W fabryce pracują chińskie dzieci za równowartość miski ryżu. Na Tajwanie lub w Malezji zarabiają więcej, ale zasadniczo składaniem na taśmie zajmują się roboty. Ludzie, którzy nie nauczyli się jak pracować w fabryce są zwykle zdolni to pracy twórczej.
„Uczę, że należy zdobyć porządne wykształcenie w dobrej publicznej renomowanej uczelni, posiąść konkretny zawód, poparty konkretnymi umiejętnościami”
Zawód, ok. Konkretnymi umiejętnościami, ok. Na uczelni. To żart? Na której uczelni człowiek otrzymuje automatycznie zawód, poparty konkretnymi umiejętnościami? Po informatyce? Nie ma pojęcia o większości w praktyce wykorzystywanych rozwiązań i metod, jakieś podstawy. Po medycynie? Potrafi wypisać receptę i zna anatomię na pamięć po łacinie. Po pedagogice? Zna teorię o wychowywaniu dzieci. Po prawie? Zna kodeks na pamięć. I tak dalej. Umiejętności uczy praktyka, zawód zaczyna się w momencie rozpoczęcia wykorzystywania PRAKTYCZNYCH umiejętności w stopniu fachowym. Jak ktoś chce mieć zawód to idzie do pracy i zaczyna PRACOWAĆ, a nie uczyć się o pracy.
„Dostały się one na te studia dzięki swojemu ?niedorozwojowi? w postaci blisko 100 % wyników na maturze z matematyki, fizyki, chemii, biologii.”
A na koniec, skoro była piosenka, to ja też odpowiem śpiewająco:
Myślisz może, że więcej coś znaczysz
Bo masz rozum, dwie ręce i chęć
Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy
Zaliczona matura na pięć
Są tacy – to nie żart,
dla których jesteś wart
Mniej niż zero
http://www.youtube.com/watch?v=JFHanoST-vI
Dobrym starym polskim rockiem pozdrawiając,
Wesołych Świąt.
Pani hildo!
Jak zwykle z przyjemnością czytam pani wpisy. Logiczne, po polsku, zero bełkotu, racjonalnie, oparte na życiowym i zawodowym doświadczeniu. Szkoda, że forma blogu w swojej specyfice narzuca tyle ograniczeń i (coraz częściej dochodzę do wniosku), jest zupełną stratą czasu. Aby być właściwie zrozumianym nie wystarczy napisać co się miało na myśli. Z jakiegoś powodu trzeba mieć też wiele szcześcia aby trafić na minimum dobrej woli u czytającego. Tak jakby niektórzy blogowicze mieli predylekcję do wojowania a ich pierwszą myślą było jak najboleśniejsze ugodzenie poprzednika. Ciekaw jestem, czy w tzw. bezpośrednim kontakcie ludzie ci są równie zapalczywi, nerwowi i konfliktowi?
Nie zauważyłem też jakiegoś specjalnego połączenia pomiędzy chropowatością charakterów, jaką demonstrują online a ich wiedzą czy inteligencją. Człowiek poczciwy często zatem dyskutuje w dobrej wierze aby po chwili zorientować się, że posłużył takiej osobie jako worek treningowy w jakiejś sesji terapeutycznej. A na koniec traci godziny na tłumaczenie się i wyjaśnianie, że nie jest pijanym konikiem morskim pochodzenia fińskiego i zachodzi w głowę, gdzie też coś podobnego mógł napisać?
A w końcu z obrzydzeniem, mówię tu o sobie, łapie się na adaptowaniu do podobnego stylu i wchodząc na bloga już układa sobie swoją kłonicę w dłoni, myśląc: „poczekaj, bratku, tylko zacznij, to tobie i wszystkim w pięć minut udowodnię, jakim jesteś kretynem!”
Myślę, że konieczność zapłacenia np. 5zł na jakiś dobroczynny cel warunkująca pojawienie się każdego wpisu na danym blogu miałaby szansę ukrócić te tendencje.
Overdrive
„Czy możemy tym raz na zawsze zakończyć rozmowy o Pani? ”
Ja się nie zgadzam
Zaczną się rozmowy o Panu Overdrive, już zresztą były, o mnie też.
Pani hilda uwielbia dawać rady, wszystkim, dzieciom, ich rodzicom i na blogu też. Dzieci ma jeszcze chyba niezamężne. Na najlepszych studiach, gdzieżby indziej jak same najlepsze i nieprzeciętne, bo bez nauki, ale wiadomo geny. Nie dziwne, z takim rodowodem.. Jak się pożenią to teściowa jak z kawałów 🙂
Taka „teściowa dobra rada” na co dzień i od święta, zadzwonić z radą może w każdej godzinie, nawet emigracja w dzisiejszej dobie nie pomoże choć zabezpieczenie przed wizytami-inspekcjami daje. Na skajpie nie wszystko widać, za to jak mamusia zjedzie na dwa miesiące latem, bo nauczycielka dużo wolnego ma, to dobrze w parterowym budynku mieszkać, żeby można było oknem uciec.
@lara
21 grudnia o godz. 20:23
„Nie dziwi mnie bezład organizacji zastępstw w szkole. Brak pieniędzy,(?) Odnoszę wrażenie,że dyrekcja nad tym nie panuje, ba- pod koniec roku szkolnego- wszyscy piszą ,że podstawa programowa została zrealizowana.”
Rzecz jasna odpowiadają za to uczniowie, podżegani do czynów haniebnych przez rodziców, oni to działając wspólnie i w porozumieniu ów bez(w)ład organizacji wywołują, kasę publiczną wykradają i cichaczem w stosowne dokumenty „że podstawa została zrealizowana” ? wpisują.
A najbardziej są winni tego, że to, co nie tylko obserwują, ale ich osobiście dotyka, nie spływa po nich jak po kaczce, że ich to deprawuje, uczy olewactwa, cwaniactwa, krętactwa i zwątpienia w autorytety. Więc za kołnierz ich do szkoły i niech się TEGO uczą.
@Gekko
21 grudnia o godz. 13:01
„Tak a propos: co to znaczy obecnie w szkole: ‚wychowawczyni’ ?”
„Wychowawczyni” to taka skomplikowana funkcja szkolna polegająca na obowiązku kontaktu z rodzicami, w celu napominania ustawicznego, że powinni wychowywać. Wychowanie to polegać ma mianowicie na tym, że mają oni (rodzice) zapewnić autorytet szkole (i nauczycielom) w taki sposób, aby dzieci owe autorytety szanowały, ale postaw i zachowań owych autorytetów nie naśladowały ani teraz, ani w przyszłości. Jednocześnie dzieci powinny zachować pewną sprawność intelektualną. Ponieważ te właściwości ścierają się wręcz dialektycznie, potrzeba nieustannego napominania rodziców i do tego służy „wychowawca”.
@stopa
22 grudnia o godz. 0:47
Gekko
o Hildę i jej uczniów jestem absolutnie spokojna. Tobie natomiast doradzam jakieś nakrycie głowy, bo ci niechybnie przemarzła.
– – –
Dziękuję za troskę, szkoda, że bezużyteczną – wyszłaś, stopo, poza swoje kompetencje skarpetkowe i poziomy, wspinając się do głów… 🙂
Życzę dźwiękoszczelnych bamboszków pod choinkę! 😉
Overdrive
22 grudnia o godz. 1:06
– – –
Racja, u nas biznes ‚po amerykańsku’ jest taki amerykański, że zatyka dech nawet amerykanom.
Po prostu, bierze się bazę danych takiego hamerykańskiego pracodawcy do kieszeni i sp..dala z roboty na targ, z okrzykiem ‚kto da więcej’!
Kto by tam się p..rzył z korporacyjnymi zasadami, nie mówiąc o prawie i moralności, hłeh, hłeh. Kaska i byznes a la polonaise, amerykan siada ze zdumienia że zainwestował w rezerwat jurajski i troglodytów.
Case autentyk – z bieżącego roku, loco Vistula Country.
Nie jestem pewny, czy taki numer ze skansenu nie nazywa się w slangu: override?
To by wiele wyjaśniało… 🙂
http://www.altair.com.pl/start-2466
MON karmi nowotwór, który niszczy polski przemysł lotniczy i zbrojeniowy. Dlaczego urzędnicy resortu nie wyciągają wniosków z tego co wydarzyło się w Kanadzie, Turcji, Argentynie, Czechach czy Wielkiej Brytanii? Wszędzie tam lokalne przedsiębiorstwa musiały być ratowane przed upadkiem po okresie ścisłej współpracy z USA, a budżety ponosiły ogromne straty, liczone w miliardach dolarów.
Mieleckie zakłady sprzedano bez przetargu zarejestrowanej we Francji United Technology Holdings (UTH), należącej do koncernu United Technology Co. (UTC) ? właściciela wytwórni śmigłowcowej Sikorsky. Działający na rzecz UTH przygotowywali przejęcie PZL w Mielcu od dawna, sterując działaniami strony polskiej. Pod ich naciskiem Agencja Rozwoju Przemysłu rok wcześniej na kluczowe stanowiska w zarządzie PZL wyznaczyła pracowników WSK PZL Rzeszów, też należącego do UTH. W efekcie wywodzący się z amerykańskiej spółki członkowie zarządu negocjowali (z Amerykanami) kontrakt ze strony polskiej.
hilda
Masz rację.
Piszesz solidnie i z głową. Nic dziwnego, że niektórzy zazdroszczą.
„mają oni (rodzice) zapewnić autorytet szkole (i nauczycielom) w taki sposób, aby dzieci owe autorytety szanowały, ale postaw i zachowań owych autorytetów nie naśladowały ani teraz, ani w przyszłości.”
Cała definicja wychowawcy bardzo trafna, do Wikipedii bym wysłał, ale ten fragment…sobie do sztambucha wpiszę.
@zza kałuży
F-16 też kupiliśmy od Stanów, mimo że stare, wadliwe i części zamiennych trza moc. No ale części zamienne kupuje się od USA to można płacić. Zamiast kupić nowiutkie Gripeny o zmiennej geometrii skrzydeł za tą samą cenę od Szwedów i mieć serwis za darmo, to znowu wyszło włażenie USA w d…
@corleone
22 grudnia o godz. 10:05
– – –
Ale dlaczego: ” Jednocześnie dzieci powinny zachować pewną sprawność intelektualną.” ???
Aby widzieć pańcię, modo lidzia czy hilda, lub też cvb czy starego – bez szatek, w które się stroją?
Fuj 🙂
Nie znasz się na skromnej i pokornej, pełnej wiary w ludzi, mądrości szkoły publicznej, jednak 🙁
zza kałuży
22 grudnia o godz. 13:29
– – –
…a jak wiadomo w Jackowie, żaden amerykan Polakowi zarobić nie da, tylko mu jeszcze kiełbasę ukradnie.
Dlatego my żadnych wizów tem hamerykanom tyż nie dawać nie powinniśmy.
Najpierw, niech kiełbasę i kościuszke nam zwrócą. 🙂
PS Jakby kto nie kumaty, to to był kolejny, oświatom wypolerowany dżouk zza kałuży 🙂
@Gekko
22 grudnia o godz. 17:56
Jednak pewne ćwiczenia intelektualne istnieją w szkole i właśnie „wychowawca” musi czuwać, by ów nieraz spontaniczny i naturalny w tym wieku rozwój nie poszedł w niewłaściwym (odkrywczym) kierunku.
Nawet, jeśli się go stłamsi tak, że nie zwerbalizuje swoich odkryć, jednakże pozostanie mniej lub bardziej uświadomione poczucie, że czasami lepiej udać się na lekcji do galerii, niż np. zamiatać na wf-ie padający śnieg.
(I tak dotarliśmy do myśli przewodniej niniejszego odcinka.)
Serdeczne świąteczne życzenia Hildo 🙂 mądrze prawisz – pozdrawia belfer społeczny.
corleone
22 grudnia o godz. 19:16
– – –
Jakbyś miał trochę mądrości i miłości bliźniego hildy, to byś po prostu napisał : „a ja nie rozumiem, dlaczego nie ma więcej sera, skoro jestem ja”.
I wszyscy by zrozumieli o co chodzi.
A tak, to używasz pseudointelektualnych i nadętych słów, nie mówiąc o składni, które peszą prostolinijnych (od:liniał na po-łapy) kagańcowych oświaty.
Mnie jest cholernie wstyd, bo zrozumiałem co napisałeś i nawet się z tym zgadzam 😉
@Gekko
„Warto takich belfrów w ramy
wziąć, zawiesić w wykonaniu
obowiązków, prawną mocą.”
A już powstała GALERIA ZAWIESZONYCH im. Gekko?
Nad drzwiami wisi „mroczny portret Twój”?
@ time
26 grudnia o godz. 13:14
– – –
Dear time, zawieszaniem w prawach wykonywania obowiązków belfrów, traktujących szkołę i uczniów jak obóz pracy przymusowej, zajmują się w demokratycznym państwie odpowiednie organy strzegące porządku prawnego i konstytucyjnego.
Galerię, jaką malujesz oczyma wyobraźni, można zobaczyć na popularnych portalach zamieszczających listy gończe.
Jeśli chodzi o mnie, jakkolwiek istotnie – mroczny, portret mój nie będąc dokończonym, spowija mrok nieodgadniony żadnym patronatem.
Będąc jawnym, mógłby zostać uniesiony wszędzie, więc wybacz mi że pozostanie ukryty, czy będziesz go nadal tak ciekawa, czy nie będziesz… 🙂 🙂 🙂
Pozdrowienia 😉
@Gekko
Dear Gekko,
jeśli o mnie chodzi, to ani „obóz pracy”, ani przymusowy.
„Galerię, jaką malujesz oczyma wyobraźni, można zobaczyć na popularnych portalach zamieszczających listy gończe.”
Gratulacje, dokopałeś się do mojej wyobraźni, już maluję Twój portret… i uzupełniam galerię.
Pozdrowienia 😉
@ time
27 grudnia o godz. 21:07
– – –
Widzę, że i Ty masz skrzywienie zawodowe czyli nastawienie ksobne – bierzesz wszystko do siebie i odwzajemniasz tym samym, wieszając mnie w galerii. 🙂 A przecież to dla belfrów-klawiszy prawo przewiduje zawieszenie ( a mam nadzieję, że i galery, nie galerie).
Nie mój więc portret umieść w niewoli, ale tych z Twego koleżeństwa, co obnażają w komentarzach zwą klawiszową postawę zawodową.
Może jednak szkoda, że nie pisane nam prawem spotkanie – ani Ty nie klawiszujesz (bez wątpienia przecież!) w szkole, ani ja wszak wieszanym za cudze występki nie będę 😉
Tym bardziej, że nawet portret mój niedokończony i nie do uniesienia w mroki galer, a co dopiero – wszędzie, hihi 🙂
@Gekko
ja kombinuję, jak by tu z Tobą osiągnąć „nić nieporozumienia” a Ty mi ze skrzywieniem zawodowym wyskakujesz, (może i słusznie) 🙂
Moje koleżeństwo za kobiece na galery…
Jeśli z własnej woli portret swój niedokończony dasz do galerii, wybiorę się obejrzeć (mam parę ulubionych w kraju i na świecie), za handlowymi nie przepadam, pozdrawiam 🙂
time
28 grudnia o godz. 16:45
– – –
Niezła prząśniczka (bo i blog łódzki?) z Ciebie, ale jak chodzi o NIEporozumienia – to „pękła cienka nić”
Dalej idzie: wstydź się dziewczę, wstydź…
Czyżby jedna tu romantyczna, wrażliwa i inteligentna belferka nie miała interesu w żadnym porozumieniu?
Z jadowitym, ale oświatowym gekkonem?
🙂 🙂 🙂
O ŁASKOTKACH
Nie powiem, że nie chcę,
kiedy jadowity oŚWIATOWY gekkon
próżność moją łechce.
Łączę stosowne emotikony 🙂 🙂 😉
Żeby nie było tak całkowicie nie na temat, to powiem, że bardziej niż to, że uczeń wagaruje, interesuje mnie, dlaczego to robi i co ja mam uczynić, żeby mu się chciało wrócić i funkcjonować normalnie.