Osiedla wolne od szkół
Nie ma miejsca dla szkoły na nowych osiedlach. Nawet się jej nie planuje. Wystarczą busy. Jak co rano patrzę na grupkę małych dzieci, które stoją na przystanku, mam wrażenie, że mieszkam na wsi. A przecież moje osiedle ma ok. 5 tys. mieszkańców i cały czas rośnie. Szkoły jednak nie będzie. Wystarczy oddalony o 6-7 km jeden moloch dla wszystkich. Przypominam, że to dzieje się w Łodzi.
Nie było tu nigdy szkoły, więc człowiek jakoś to akceptuje. Widziały gały, co brały. Kupując mieszkanie, wiedziałem, że szkoła tu nie powstanie. Mogę więc tylko zazdrościć tym osiedlom, gdzie szkoły są.
Okazuje się, że nie ma czego zazdrościć. Szkoły bowiem są likwidowane. W całej Polsce powstają osiedla wolne od szkół. Najmocniej oczyszcza się śródmieścia, gdyż to cenny teren. Jak się wyrzuci szkołę, można będzie sprzedać plac. Tak dzieje się chociażby w Krakowie (zob. tekst „Awantura o szkoły w Krakowie przybiera na sile”), ale przecież nie tylko. W Radomiu odzieżówkę najpierw wyrzucono z ul. Kilińskiego, a teraz próbuje się ją wcielić do innej szkoły, czyli de facto zlikwidować (zob. tekst „Trwa walka o szkoły”).
Społeczeństwu mydli się oczy niżem i wysokimi kosztami edukacji. Warto jednak pomyśleć o kosztach społecznych, jakie sobie fundujemy. Szkoła to nie tylko lekcje, to często dusza osiedla. Czym stanie się ten teren, gdy zabraknie w nim placówki edukacyjnej? Osiedle nie znosi próżni. Jak nie ma między blokami szkoły, to co powstaje? Dam przykład z własnego podwórka. Moje osiedle nazywa się Zielony Romanów, ale nie dlatego, że jest tu zielono. Raczej na wzór zielonej strefy w Bagdadzie. Chodzi o bezpieczeństwo. Ludzie chcą tu żyć bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Mamy stały monitoring i ochronę. Trwają spory o to, jak się odgrodzić – murem czy drutem? Ludziom pomieszało się w głowach – zamiast żądać szkoły, chcą drutu kolczastego i wieżyczek z ochroniarzami. Nie stać nas na edukację, bo wydajemy pieniądze na bagnety. Podobnie robi się w całej Polsce.
Komentarze
Jestem za brakiem szkół. Szkoła średnia i gimnazjum w mojej okolicy to uczniowie przeklinający, palący, sikający, wciągający, śpiący na boisku, pijący, bijący się, złodzieje, do wyboru do koloru.
Jak obecność i opinia miejscowej szkoły wpływa na wartość lokalnych nieruchomości? Mieszkanie „w bloku na osiedlu” sprzedało się po ile złotych więcej za metr kwadratowy po ogłoszeniu, że osiedlowa szkoła w tym roku jest druga w mieście i awansowała o sześć miejsc od zeszłego roku? Więcej nie muszę tłumaczyć, gdyż jest to dziecinada-temat dyskusji dla tych, którzy albo nigdy mieszkania nie kupowali albo kupowali tylko jedno w życiu. I raczej w poszukiwaniu lepszego życia przeprowadzą się do Londynu a nie do innej dzielnicy miasta.
Mnie bardzo się podoba refleksja i spostrzeżenie Gospodarza. Szkoły publiczne pełnią wybitnie społecznotwórczą i integracyjną funkcję, zarówno w lokalnym jak i ogólnym wymiarze. Powszechnie wiadomo, że popołudniami w szkołach młodzież gromadzi się, by poszerzać horyzonty w klubokawiarniach, wysłuchać ciekawego odczytu, skorzystać z biblioteki, nie mówiąc już o boiskach, basenach czy treningach sportów zespołowych (broń Boże – walki). Szkoły publiczne dbają o kulturowe i ekonomiczne zagospodarowanie posiadanego mienia tak, aby z pożytkiem służyło publicznej kasie i oświeceniu. Dlatego, światła w szkołach długo nie gasną a gwar rozjaśnia zatroskane przyszłością młodzieży oblicza wykwalifikowanego personelu oświaty.
W gruncie rzeczy to ten personel jest najcenniejszym zasobem budynków szkolnych. Gdziekolwiek taki budynek powstaje, już światłe, żądne osiągnięć i pracowite rzesze belfrów osiedlają się wokół, licząc na bliskie źródło satysfakcji zawodowych i – bywa – materialnych. Nie dla wszystkich jednak miejsca starcza, niedostatek budynków szkolnych zmusza mniej zaradne, lecz nie mniej ambitne jednostki do dramatycznych decyzji życiowych, dobitnie uwypuklających bolączki polskiej szkoły. Są więc i tacy belfrzy, którzy z braku szkół osiedlają się w miejscach strzeżonych, izolowanych od światła, nierzadko za cenę wieloletnich zobowiązań kredytowych, dostępnych jedynie najcenniejszym kadrom. Cóż z tego, gdy tak obciążeni, stają się wyobcowani od sąsiedztwa lokali oświatowych, zapadają w ponure refleksje, miotając się by sprostać niełatwym wymaganiom finansowym płatnej ochrony osiedlowej, wykupu miejsca garażowego czy gruntu pod drogi dojazdowe. Typowe problemy oświatowe, których mieszkańcy zwykłych bloków lub czynszówek, wykluczeni z publicznych posad, choć nie mniej przecież wrażliwi na swą krzywdę, znoszą z jakże mniejszą godnością, wychowując swe dzieci w ubóstwie kulturowym, demonstrowanym w szkołach przez potomstwo.
Nie inaczej, rozwiązaniem wykluczenia osiedlowego i rozwojem integracji kulturowej, byłoby sfinansowanie przez nieogrodzone społeczeństwo większej ilości budynków szkolnych, w dogodnej dla publicznych belfrów odległości od budki strażnika.
Oświata nie może milczeć, gdy narastają tak drastyczne nierówności społeczne.
Podaj publiczną cegłę więc, obywatelu !
Nawet przez ogrodzenie.
Niech rośnie nowy dom pracy twórczej sfer publicznie wygrodzonych a będzie nam równiej pod tę górkę… 🙂
@kol.
nie będzie boiska będą to samo robić na innym placu lub na przystanku, jednak jest nadziej, że niektórzy dzięki szkoły wyjdą z meliny jaką zafundowały im własne rodziny
a skoro o rodzinach mowa, to znam rodzinę gdzie ojciec powtarza dzieciom, że nauczycielki są głupie i po co maja się uczyć skoro to się im do niczego nie przyda, efekt jest taki, że dzieci obecnie w 2 i 3 klasie podstawówki nie chcą się w ogóle uczyć. Jaka przyszłość czeka te dzieci?
GEKKO czytam to co piszesz (komentarze) od paru tygodni, i stwierdzam jedno: przeintelektualizowane bzdury i brednie. Nie użyję dosadniejszych słów bo nie wypada, ale mam ochote.
Wiadomo, że chodzi o forsę.
Bogaci będą posyłali dzieci do prywatnych szkół. Biedota będzie się tłamsić w mrowiskach.
Społeczeństwo nie powie ani słowa. Nastawione przez media, przez krzykaczy, grzecznie zajmie się swoimi sprawami. Dzieci równie dobrze mogą przecież się wychowywać na przystankach.
W moim mieście wojewódzkim do likwidacji przeznaczono 7 szkół. Hurra! Będzie więcej banków.
LOLEK, zgadzam się z Tobą. Przez nudne, nadęte wpisy Gekko wchodzę na to forum coraz rzadziej…
@ lolek, viola
Dziękuję za czytelnictwo 🙂 i przepraszam za cierpienia umysłowe, wywołane czytaniem.
Ale brakuje mi Waszych prostych, jakże słusznie dalekich od przesady intelektu wypowiedzi.
Czymże byłaby szkoła, bez takich belfrów ? Pustynią parmezańską, jeno.
Piszcie, kochani – kto Was czyta, nie zbłądzi 🙂
Innymi słowy robi się tak jak w Stanach. Tu, odgrodzone murem na 5 metrów spokojne osiedle dla uprzywilejowanych, tam, getto dla tych gorszych. Dzielnica bogatych, dzielnica średniozamożnych, dzielnica biedoty. Jeszcze tylko brakuje legalizacji broni dla wszystkich, żeby można było łatwiej zabijać. Czy broń atomową też będziemy produkować jako Państwo? Podobno to świetny sposób obrony. Proponuje testy na pustyni błędowskiej…
Budynki naszej wspólnoty mieszkaniowej (oczywiscie ogrodzonej siatką) na przedmieściu Wrocławia stoją naprzeciw szkoly. Mamy ją na szerokość osiedlowej uliczki, jakieś 10m od płotu. Początkowo krzywiłam się na ogrodzenie, ale po 4 latach już wiem, że pod budynkiem szkolnym wieczorami gromadzą się okoliczne męty, więc na temat grodzenia zmieniłam zdanie. Przed wojną (a pewnie i długo po wojnie) była tu wieś, nie ma przestrzeni publicznej, głupio jakoś nawalać się pod domem sąsiada, właściwe miejsce jest pod szkołą. Pewnie dlatego, że w okolicy nie ma sklepu.
CO do kulturalnego odziaływania szkoły… Owszem wynajmują salę gimnastyczną na popijawy. Raz nawet dzwoniłam na policję, kiedy rozochocony biesiadnik usiłował rozwalić głowę koleżanki o mur, trzymając za włosy. To była scena wyjątkowo drastyczne, zwykle az tak źle nie jest. Ale i tak to gorszące, że budynek szkoły wynajmuje się na pijackie balangi bez ochrony, która ewentualnie rzywróciłaby świat na właściwe tory. Innej dzialalności szkoła nie prowadzi, odczyty, wykłady, zajęcia sportowe, boisko otwarte dla wszystkich, nic takiego tu nie ma. Dlatego nie żałuję szkół i nie potepiam grodzonych osiedli. Znam to z własnego doświadczenia.
A ja rozumiem taką sytuację. Ludzie po pracy chcą mieć spokój, a szkoła, to wszystkie zjawiska związane z patologią, patologią bo jest przymusowa, uczniowie więc podświadomie zachowują się jak więźniowie w kryminale, albo żołnierze z poboru w armii. Teraz dziecko jest jedynym poborowym, już od przedszkola musi poddać się systemowi edukacji. Miliony małych dzieci zabiera się babciom i rodzinom, następnie rodziny łupi się podatkami, żeby odebrać kolejne matki dzieciom, żeby te szły „opiekować się” nie swoimi dziećmi w przedszkolu, no i oczywiście uczyć ich oprócz rzeczy pożytecznych, wielu, wielu idiotyzmów, taka indoktrynacja współczesną politpoprawnością. Później kolejne etapy edukacji, żeby skończyć, po wydaniu miliardów złotych z dyplomem w kieszeni, na zmywaku gdzieś tam, a i coraz częściej nie umiejąc przeczytać – co na tym dyplomie napisane zostało. Słowem radujmy się i wielbmy system edukacji. A jak chcecie mieć narzucane petów, zaplute chodniki i widok chędożących się małolatów z okna, to zakładajcie na każdym rogu szkołę, pilnujcie tylko aby nauczanie było w nich przymusowe. Nie założycie jednak, bo zdaje się, że właśnie bankrutujemy ….
Pozdrawiam
Tomek
Overdrive: „Innymi słowy robi się tak jak w Stanach. Tu, odgrodzone murem na 5 metrów spokojne osiedle dla uprzywilejowanych, tam, getto dla tych gorszych. Dzielnica bogatych, dzielnica średniozamożnych, dzielnica biedoty.”
Slusznie. Wszystcy majom jednakowe zolontki. Powinni miec po rowno
Overdrive 20 grudnia o godz. 0:05
Co twoja wycieczka przez ocean to kulą w płot. Postanowiłeś uczynić z tego naszą nową świecką tradycję?
„Innymi słowy robi się tak jak w Stanach. Tu, odgrodzone murem na 5 metrów spokojne osiedle dla uprzywilejowanych, tam, getto dla tych gorszych.”
Kompletnie nie wiesz, jak to wygląda. Nikt przy zdrowych zmysłach nie ogradza się wysokimi na 5 metrów płotami czy murami. Mury i płoty są brzydkie, szpecą krajobraz a więc obniżałyby ceny nieruchomości. Ładne przedmieścia to przede wszystkim bardzo duże działki, wielkie parki, masa zieleni, otwartość przestrzeni, dużo wody, rzeczki, strumyczki, sztuczne i naturalne jeziorka, fontanny przy budynkach, zwierzątka chodzą sobie wszędzie. Sarenki, króliczki, jeże, wiewiórki, szopy, ptaszków pełno i małych i dużych, jak spacerujące i świadome swojej nietyklaności gęsi kanadyjskie. Gdzie u ciebie w środku miasta spacerują sarenki? Na osiedlu, pomiędzy domkami kicają króliczki? Pewnie wałęsające się albo spuszczone ze smyczy psy by je pozagryzały w jeden dzionek, prawda? A właściciele nawet by tego faktu nie zauwazyli, będąc tak bardzo zajetymi podnoszeniem kupek swoich czworonogów. A jużci. Sprawdziłeś co masz teraz na podeszwie?
Pięciometrowych płotów używa się do odgradzenia od reszty tej niebezpiecznej części populacji. To chyba logiczne, aby odgradzać mniejszość od większości, prawda? Nie przypuszczam aby gdziekolwiek było inaczej, w tym zapewne u ciebie na osiedlu jest tak samo?
W każdym razie to fakt, że jak się komuś tu mówi, że mieszkało się w Polsce w budynku wielomieszkaniowym i nie było to w samym centrum miasta, to patrzą na ciebie trochę dziwnie. „Projekty” takie cóś się tutaj nazywa.
Ale ludziska są za grzeczni aby ci tak prosto w nos wypalić: „To znaczy, że mieszkałeś w projektach?” Czyli w budynkach wybudowanych przez miasto z funduszy publicznych i danych zaradnej inaczej części społeczeństwa, od wielu pokoleń nie parającej się żadną pracą poza rozmnażaniem, ćpaniem, piciem, kradzieżą, podpalaniem sąsiadów, wyrzucaniem siebie nawzajem przez okna (dlatego dwudziestoparopiętrowe budynki mają okratowane siatką drucianą wszystkie okna), oraz strzelaniem do przejeżdżających dołem samochodów poprzez oczka w owej siatce.
Biały policjant byłby natychmiast zaatakowany, a więc tam jeżdżą tylko i wyłącznie czarni policjanci. Którzy z kolei dobrze wiedzą, gdzie kończy się ich rewir a zaczyna rewir latynoskich policjantów. Jeszcze życie im miłe, więc się nie zapominają.
To wszystko jest moją winą, ja wiem. I dlatego całkowicie popieram ogrodzenie uspołecznionych inaczej a pozostawienie pięknej, otwartej i zadbanej przestrzeni normalnym obywatelom.
„Dzielnica bogatych, dzielnica średniozamożnych, dzielnica biedoty.”
Przetłumaczę dla ciebie: „dzielnica bardzo ciężko pracujących, dzielnica ciężko pracujących, dzielnica niepracujących”.
„Jeszcze tylko brakuje legalizacji broni dla wszystkich, żeby można było łatwiej zabijać.”
Akurat w zadziwiający sposób statystyki nie popierają twoich obaw. Odpały wariatom się zdarzają, to prawda, ale liczba zabójstw spada w stosunku do miejsc w USA, gdzie są ograniczenia dla obywateli w dostepie do broni.
„Czy broń atomową też będziemy produkować jako Państwo?”
A co, ty już produkujesz „jako osoba prywatna?”.
„Podobno to świetny sposób obrony.”
Masz lepszy pomysł na zabezpieczenie Polski przed powtórką z rozrywki? Uważasz, że Polska jest się w stanie obronić (realnie, a nie „rydzowo-guzikowo”) bez broni nuklearnej?
„Proponuje testy na pustyni błędowskiej?”
Ci, za pośrednictwem których od wieków przychodziła do Polski wszelka cywilizacja, materialna i niematerialna, w tym prawo, filozofia, etc. już tam właśnie próbowali nową broń. A więc nie trzeba mędrkować, tylko odgapić od mądrzejszego. Wszak ściągać należy od prymusa, prawda?
Fajnie się z toba pospierać – to tak jakby boksować się z kostką masła wczoraj rano wyjętego z lodówki.
Nie dajmy sobie mydlić oczu jakimś niżem! Żadnego niżu nie ma. Statystyki kłamią. Statystyka mówi, że ja i mój pies (którego na szczęście nie posiadam) mamy średnio po 3 nogi (o ogonach nie wspomnę). Ja wiem, że żadnego niżu nie ma, bo w ostatnim roku w rodzinach moich pracowników urodziło się dwoje dzieci, a trzecie szykuje się na wiosnę; przez ostatnie 5 lat nie urodziło się żadne, więc gdzie ten niż?
A choćby nawet i miał gdzieś kiedyś być, kto mówi, że koszty oświaty są wysokie? To jest sprzeczność logiczna; koszty oświaty nigdy nie są za wysokie, nawet jeśli pochłaniają wszystkie środki. Oświata to przyszłość, jakkolwiek by wyglądała i funkcjonowała. Likwidowanie szkół to zbrodnia na żywej tkance narodu, pieniądze wyrzucone na oświatę, to najlepsza inwestycja. Szkoły należy budować, zawsze i wszędzie. Nawet jeżeli nie będzie dzieci i młodzieży, placówki będą stać w gotowości, kadry niczym eskadry będą stać w szeregu, będą (samo)doskonalić się w metodyce i dydaktyce i metafizyce, ustawicznie kształcąc się będą bronić kaganka oświaty przed ciemnotą, będą przygotowywać się do lekcji, tracić wzrok i słuch (i smak) na konferencjach i radach szkoleniowych, wzorowo wypełniać dzienniki i arkusze statystyczne, nareszcie, przy braku przeszkadzających uczniów, będą mogły prowadzić lekcje w sposób idealny.
Więc podsumowując: wszystkim ignorantom niedokształconym, co to ze szkoły wylecieli z hukiem w wieku lat cztertech, czytać i pisać nie potrafią, szkołę i nauczyciela widzieli tylko w telewizorze, jeno mędrkować i pluć na mędrszych od siebie potrafią, łapy od szkół, precz!!
Zgadzam się z corleone.
Precz z łapami, od wszystkiego!!!
Szanowny Panie Gospodarzu,
Dziękuję za ten tekst, podobnie jak za wiele poprzednich.
Z całego serca popieram duchowo, ale nie wiem, jak mogę czynem?
Sprawa likwidacji szkół w Polsce niepokoi mnie i martwi już od kilkunastu lat.
Marzy mi się powrót do czasów, gdy dzieci mogły do szkoły chodzić, a nie jeździć, kiedy po lekcjach można było wpaść do koleżanki lub kolegi, u których w domu zawsze była babcia, gdy można było wracać ze szkoły gapiąc się na wrony lub topniejący śnieg i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać …
Cóż, Towarzysz Wiesław (Gomułka) kazał wybudować 1000 szkół na 1000-lecie.
Jego przeciwnicy na 25 lat wyrzucili matematykę z polskiej matury, a ich następcy likwidują polskie szkoły.
Apuchtin i inni w grobach klaszczą w dłonie z radości…
„…popieram ogrodzenie uspołecznionych inaczej a pozostawienie pięknej, otwartej i zadbanej przestrzeni normalnym obywatelom.”
Czyli popierasz getta. Niemcy też popierali tę ideę. Najpierw odgradzaliście się od indian, potem od czarnych, potem od latynosów i całej reszty podludzi. W następnej kolejności będziecie ich gazować czy od razu palić? Co wpis to tylko potwierdzasz faszystowską naturę Twojej nowej „ojczyzny”.
„Przetłumaczę dla ciebie: ?dzielnica bardzo ciężko pracujących, dzielnica ciężko pracujących, dzielnica niepracujących?.”
A ja dla Ciebie skoryguje zgodnie z rzeczywistością: „dzielnica właścicieli plantacji, dzielnica zarządców niewolników, dzielnica niewolników”.
„Akurat w zadziwiający sposób statystyki nie popierają twoich obaw. Odpały wariatom się zdarzają, to prawda, ale liczba zabójstw spada w stosunku do miejsc w USA, gdzie są ograniczenia dla obywateli w dostępie do broni.”
Ale biali policjanci nie zapuszczają się do „czarnych” dzielnic, bo zostaną zastrzeleni z tej statycznej broni? Jakby czarni nie mieli do niej dostępu to by się policjanci nie bali, że ich zastrzelą. Poza tym statystycznie masz pół psa i ćwierć kota, a strzały słychać w biały dzień w dzielnicach niewolników. To jest u Was norma. Wariaci strzelają do ludzi i w Europie, ale i te przypadki zdarzają się u Was częściej. Znowu udowodniłeś, że wcale nie jest tak różowo, pomimo króliczków i sarenek na Twoim podwórku. BTW sarnę widziałem dzisiaj rano na spacerze z psem. To chyba Ty masz wizję Polski z lat 80-tych…
„Masz lepszy pomysł na zabezpieczenie Polski przed powtórką z rozrywki?”
Owszem, na początek proponuję zaprzestanie włażenia w d… Ameryce. Bo tak samo jak w przeszłości, „przyjaciel” zza wielkiej wody wypnie się na nas przy pierwszych oznakach problemów. Co więcej, broń atomowa nie jest żadnym rozwiązaniem. A najszybciej przekona się o tym Izrael. Poza tym, że idioci w końcu jej użyją, to spowodują tyle, że ich ziemia obiecana, będzie zamieszkana przez absolutnie nikogo. Jak pies ogrodnika. Gorzej, jak pies złodzieja – jak nie może skutecznie podpier…. to zniszczy. To taka aluzja do Izreala leżącego w całości na zrabowanych ziemiach Palestyny, darowanych Izrealitom przez Wielką Brytanię pod koniec ich okupacji tejże, jakby ktoś nie wiedział.
„Wszak ściągać należy od prymusa, prawda?”
Ten temat już poruszaliśmy. Mielibyśmy wzorem prymusa atakować różne niepodległe Państwa w wybranych miejscach planety w imię zysku nazywanego, o ironio, „sąsiedzką pomocą”? Może i jest to dobry sposób na utrzymanie Twoich sarenek w ogródku, ale zasadniczo dzięki temu jesteście nienawidzeni jak świat długi i szeroki. Prymusa warto naśladować, jeśli wszystko robi dobrze, a nie jeśli jest prymusem kosztem całej klasy.
Panie profesorze sprowadzę pana na ziemie. Szkół nie buduje się na takich osiedlach, które są otoczone drutem czy murem od reszty miasta, gdyż są to z reguły getta dla ludzi ” z wyższych sfer”. W takich obszarach mieszkańcy nie są przychylnie nastawieni do szkół, gdyż te budynki ( obojętnie czy podstawówki, gimnazja, czy licea) wiążą się z szeroko pojętą patologią. Do gimnazjów na przykład oprócz młodzieży z tzw. rejonu dostają się dzieciaczki, którym udało się w miarę napisać test gimnazjalny, lecz ich „stan umysłu” jest zupełnie inny od reszty. Ta „dusza osiedla” zazwyczaj przy powstawaniu ma niestety więcej wad niż zalet wśród obywateli każdego miasta.
Nie rozumiem dlaczego Pan nazywa faktyczny w naszym państwie niż demograficzny „mydleniem oczu”. Nawet dziś w pewnej gazecie, na którą się Pan profesor powołuje podkreślany został fakt, że uczelnie wyższe mają problem z naborem, gdyż nie mają odpowiedniej liczby kandydatów na dane kierunki.
Uczniu z 21,
z przyjemnością odpowiem, dlaczego powoływanie się na niż nazywam mydleniem oczu. Otóż niż demograficzny jest faktem, ale także dobrym pretekstem, aby zlikwidować szkołę. Dlaczego nie zmniejsza się liczby uczniów w klasach? Dlaczego nie inwestuje się w małe, przyosiedlowe podstawówki czy gimnazja? Łódzkie szkoły to molochy, często od pół tysiaca do tysiąca uczniów z różnych części miasta. To wzmaga agresję. Klasy są tak liczne, jakby dopiero skończyła się wojna i nie było na nic pieniędzy. Uważam, że niż jest dobrą okazją, aby wrócić do idei mniej licznych klas i małych szkół. Niż demograficzny mógłby być dla szkół i edukacji ratunkiem przed patologiami – agresją, niskim poziomem nauczania. Dzieci, które muszą dojeżdżać do szkoły, są zmęczone (wyjście z domu 7.00-7.15, powrót ok. 16.30-17.00). Nauka w 32-osobowej klasie zmęczonych, znerwicowanych rówieśników. Wysiłek dziecka jest porównywalny z trudem robotnika fizycznego – tyranie od rana do nocy, lekcje w nieprzyjaznym środkowisku. I my to nazywamy nauką?
@ Overdrive 20 grudnia o godz. 14:38
Naprawde nie wie Pan o czym pisze. Zgadzam sie w calej rozciaglosci z wpisem zza kałuży
20 grudnia o godz. 10:10.
O jakich gettach Pan pisze? W mojej dzielnicy (wlascicieli plantacji) moze zamieszkac kazdy, kogo stac na kupno takiego domu. Malo tego – moga zamieszkac ludzie, ktorych na to nie stac, bo powiat doplaca do ceny wynajmu osobom tego potrzebujacym. Tylko, ze nie doplaca do innych oplat, jak energia, woda, telefon, Internet – wiec choc chetni sa, to i na to ich nie stac. A nie stac ich, bo nie pracuja i kolko sie zamyka.
Skad taki pomysl, ze normalnie ciezko pracujacy Amerykanin, to wlasciciel plantacji, a szczegolnie polski imigrant, ktory po latach pracy dorobil sie wlasnego domu w porzadnej dzielnicy. To ma byc jakas wada?
Z dziwnych powodow nie znam, ani nie slyszalem o zadnym Polaku mieszkajacym we wspomnianych przez „zza kaluzy” – projects, czyli wielopietrowych blokach – osiedlach.
Kazdy, albo prawie kazdy, z moich sasiadow posiada jakas bron – sportowa, mysliwska, czy tez wojskowa. I choc nigdy nie uslyszy sie zadnego strzalu w mojej dzielnicy, to widok broni ladowanej do bagaznika nie wzbudza zadnej sensacji. Ot, pewnie jedzie na strzelnice, moze na polowanie. Za to nie ma zadnych przestepstw w dzielnicy; moze za bardzo niebezpiecznie popelniac przestepstwo w takim miejscu, bo dzielnica jest caly czas obserwowana, a wszystkie podejrzane zachowania natychmiast zglaszane na policje.
Jak chodzi o zabezpieczenie Polski, to zgadzam sie z Panem Overdrive. Zabezpieczenie lezy w NATO, a przyszlosciowo w EU. Na pewno nie w Ameryce. Mamy swoje problemy.
A ze jestesmy nienawidzeni, jak swiat dlugi i szeroki – to wiemy. I guzik nas to obchodzi.
Pozdrawiam.
Uczniu z 21,
problem uczelni to zupełnie inna sprawa. Wyższe szkoły zbierają studentów z rejonu, nieraz z województwa bądź całego kraju. Student jest gotów dojeżdżać. Nie wolno porównywać 7-latka, który jedzie do oddalonej podstawówki, z 20-latkiem, dla którego wyjazd jest atrakcją. Dorosły człowiek może jechać nawet do innego kraju na studia i będzie zadowolony. Szkoła powinna być blisko ucznia, natomiast uczelnia może być daleko. Dlatego zadaniem władz jest chronić uczniów przed negatywnym wpływem niżu demograficznego (np. dbać o to, aby szkoły nie były likwidowane). Im mniejsze dzieci, tym troska powinna być większa. Wyobraźmy sobie, że z powodu niżu i cięcia kosztów zlikwidowano by małe przedszkola w Łodzi, a zamiast nich powołano by kilka molochów, np. po jednym wielkim przedszkolu na dzielnicę. Niech maluchy dojeżdżają, przecież jest niż. Czy tak?
Zgodzę się z panem w stu procentach, że klasy powinny być znacznie mniejsze, jednak to posunięcie logistyczne ze strony państwa wymaga pokaźnej sumy pieniędzy. Rząd nie interesuje się agresją w szkołach, tylko statystykami, by na papierze wszystko wyglądało w porządku. Dodatkowo wszędzie panuje kryzys i usprawiedliwia się nim wszelkie niedogodności, które musimy znosić. Wiem, że użyłem poniekąd tautologii, ale nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, więc nie mam kompetencji, aby dokładnie odpowiedzieć dlaczego nie buduję się mniejszych, przyjaźniejszych dla uczniów szkół.
Natomiast według mnie trochę przesadza Pan z porównaniem uczącego się dziecka do fizycznego robotnika. Jeśli młoda istota jest w szkole około 8 godzin to jest to wina wyłącznie niepoważnych rodziców, którzy wolą zarabiać pieniądze kosztem więzi i uczuć w rodzinie.
Werbalista: „Jak chodzi o zabezpieczenie Polski, to zgadzam sie z Panem Overdrive. Zabezpieczenie lezy w NATO, a przyszlosciowo w EU. Na pewno nie w Ameryce.”
No pewnie. Oczywiscie, tak dlugo jak dlugo Ameryka bedzie placic na utrzymanie NATO. Bo EU raczej na wojsko wydawac pieniedzy nie bedzie
Lolek, Viola
Kiedyś próbowałem czytać Gekko, dałem sobie spokój.
Dla mnie to typowy nastolatek.
Gospodarz
Bardzo przekonywujące odpowiedzi. Szkoda tylko, że władza zaślepiona pieniążkami nie jest wstanie tego dojrzeć.
Problem braku szkół na nowych osiedlach to nie jest problem edukacyjny tylko infrastrukturalny. Polskie miasta rozrastają się w sposób chaotyczny, bez planów urbanistycznych i niezbędnej infrastruktury komunikacyjnej, edukacyjnej, społecznooświatowej, kościół tylko zawsze nadąża i okolice jakimś szkaradzieństwem zdominuje.
Dojazdy nie są problemem jak jest infrastruktura.
To że uczniowie dojeżdżają na duże odległości to skutek selekcji w szkołach.
Nie są lekarstwem małe szkoły bo są nieekonomiczne, wielkie molochy jak je nazywa gospodarz, jak są odpowiednio zarządzane nie są problemem. Agresja nie jest spowodowana wielkościa szkoły tylko równiez selekcją, w jednym miejscu laduje wyselekcjonowana negatywnie młodzież. Duże szkoły mają dobra infrastrukturę, boiska, halę sportowa, czasem basen kryty i sekcje pływackie jak w jednym z warszawskich podstawówek i dobrze wyposażone pracownie. Badania nie potwierdzają wpływu liczebności klasy na wyniki, nauczycielom się nie chce pracować w większych klasach bo prac klasowych dużo do sprawdzania i terrorem trudniej straszyć, bo klasówek mniej bo się nie chce sprawdzać, odpytać można mniej uczniów, dla ucznia klasa liczniejsza lepsza, łatwiej się skryć przed tym co to wymaga zamiast uczyć.
Zresztą, jakby można było zwalniać niepotrzebnych nauczycieli toby się może szkoły dostosowały, zredukowały liczbę klas a tak to trzeba szkołę likwidować żeby się niepotrzebnych nauczycieli pozbyć, taki uboczny skutek działania Karty Nauczyciela.
Jaką atrakcją może być dojazd dla studenta do pobliskiego miasta PKS-em? Młody człowiek traci pełno czasu, jazda wygląda bardzo niekomfortowo a w dodatku płaci za to solidne pieniądze. Ja bynajmniej za taką atrakcję bardzo dziękuje.
Niech Pan mi wskaże taki artykuł w konstytucji RP gdzie napisane jest, że ” szkoła powinna być blisko ucznia”. Lecz jednocześnie zaznaczam, że w swoich wpisach nie napisałem że instytucja zajmująca się kształceniem powinna być oddalona od miejsca zamieszkania.
Odnośnie tego zdania: „dlatego zadaniem władz jest chronić uczniów [..]” powiem, że taka sytuacja powinna mieć miejsce, jednak w praktyce czegoś takiego nie możemy zaobserwować.
Jeżeli zlikwidowano by przedszkola w najbliższej okolicy, to nikt rodziców nie zmusza, żeby wysyłał dzieci do placówki stworzonej na terenie swojej dzielnicy. Oczywiście likwidacja byłaby absurdem, ale nie oszukujmy się świat dziś jest obojętny na takiego rodzaju problemu. Każdy kogo ten problem nie dotyczy to myśli w ten sposób „może to i dobrze, bo mniej pieniędzy na oświatę, to więcej na drogi”. Ja już przyzwyczaiłem się do tego, że w życiu nie mam co liczyć na pomoc ze strony państwa. Liczyć trzeba tylko na siebie i rodzinę, a nie działania samorząd, czy Radę Ministrów.
@Werbalista
„O jakich gettach Pan pisze? W mojej dzielnicy (wlascicieli plantacji) moze zamieszkac kazdy, kogo stac na kupno takiego domu.”
No właśnie. A stać tylko tych którzy albo robili na to całe życie (polski imigrant), albo mają swoją plantację z niewolnikami. Nie chodzi o segregację rasową w żadnym razie, chodzi o segregację ze względu na wysokość osiąganych zarobków. Więcej zarabiasz to jesteś obywatelem wyższej kategorii, nie zarabiasz wcale to jesteś menelem, bumelantem, celowo uszczuplającym zasoby Państwa bezideowcem. Wszakże cały naród buduje swój dobrobyt… Zaraz, chwila, ja to gdzieś już słyszałem…
„To ma byc jakas wada?”
To że pracowity? Nie, to zaleta. To, że pracuje dla USA w USA, to wada.
„Za to nie ma zadnych przestepstw w dzielnicy; moze za bardzo niebezpiecznie popelniac przestepstwo w takim miejscu, bo dzielnica jest caly czas obserwowana, a wszystkie podejrzane zachowania natychmiast zglaszane na policje.”
Trudno, by właściciele plantacji i zarządcy niewolników popełniali przestępstwa na sobie. Toć przecież zachowanie status quo leży w ich wspólnym interesie.
Manifestant
„To że uczniowie dojeżdżają na duże odległości to skutek selekcji w szkołach”
Raczej nie jest to prawdą. Bardzo często dojeżdżają uczniowie szkół gimnazjalnych, podstawówek, coraz częściej pięcio i sześciolatki do przedszkola i to w swoim regionie. Jedyną selekcją jest miejsce zamieszkania. Jak twierdzisz, jest to selekcja negatywna.
„Nie są lekarstwem małe szkoły bo są nieekonomiczne …”
Małe szkoły są lekarstwem dla dzieci młodszych, tylko są nieekonomiczne.
„Duże szkoły mają dobrą infrastrukturę, boiska, halę sportowa, czasem basen kryty i sekcje pływackie jak w jednym z warszawskich podstawówek i dobrze wyposażone pracownie”
Nie zgadzam się. Duże szkoły „miewają” dobrą infrastrukturę. Wiem, że takie bywają. Znam to z książek i z telewizji. W promieniu 100 km od mojego miejsca zamieszkania nie ma takiej.
„Badania nie potwierdzają wpływu liczebności klasy na wynik”
Badania również nie potwierdzają, że zmiana obuwia w domu wpływa na czystość. Po prostu nie ma takich badań. Wystarczy się zapytać sprzątającej co o tym myśli. Dla nauczycieli uczących jest to oczywiste.
„nauczycielom się nie chce pracować w większych klasach”
W mniej licznych klasach nauczyciel też się napracuje. Poświęca wówczas więcej czasu na pracę indywidualną z uczniem. Od razu widać efekt pracy jednego i drugiego. W klasie 30-osobowej nie ma czasu na indywidualne tłumaczenie zagadnień.
” jakby można było zwalniać niepotrzebnych nauczycieli toby się może szkoły dostosowały”
Proponuję się zapoznać z art. 20 ust. 1 pkt 2 ustawy z 26.1.1982 r. ? Karta Nauczyciela. Nauczyciela jak najbardziej można zwolnić na tej podstawie
Werbalista: ?Jak chodzi o zabezpieczenie Polski, to zgadzam sie z Panem Overdrive. Zabezpieczenie lezy w NATO, a przyszlosciowo w EU. Na pewno nie w Ameryce.?
A.L: „No pewnie. Oczywiscie, tak dlugo jak dlugo Ameryka bedzie placic na utrzymanie NATO. Bo EU raczej na wojsko wydawac pieniedzy nie bedzie.”
Pozwólcie Panowie, że spytam, zabezpieczenie Polski przed kim? Od zakończenia II Wojny Światowej to głównie amerykanie najeżdżają różne Państwa na tej planecie. Ponieważ u nas ropy nie ma, to jesteśmy bezpieczni. A jakbyśmy chcieli zabezpieczać się przed ruskimi, w których zawsze może odezwać się urażona duma za chociażby 1920r., to albo poradzimy sobie sami albo żadne NATO ani Zachodnia Europa nam nie pomogą.
Ponownie bardzo mi się podoba głos Gospodarza o patologiach szkół publicznych.
Faktycznie, w tak licznych klasach, ze znerwicowaną dojazdami młodzieżą, nauka staje się parodią tego pojęcia.
Państwo zawodzi na całej linii, nie dbając o higienę i prakseologię wykonywania zawodu nauczyciela, jak również o zdrowie umysłowe i fizyczne młodzieży uczonej.
Pozostaje zagadką, kto konkretnie godzi się pracować w takich warunkach i brać odpowiedzialność za tak kulawy proces.
Kto, przy tych przeładowanych klasach państwowe zatrudnienie i wynagrodzenie podejmuje, z pełną świadomością dysfunkcjonalnej struktury, jaką tworzy.
Kto rękami i nogami broni status quo oświaty, żądając jednocześnie budowy nowych szkół i niezamykania tych istniejących acz opustoszałych?
Kto godzi się na niegodne standardy wykonywania zawodu, krzywdzące uczniów i podatnika?
Kto?
No ci, dzięki którym to państwo właśnie takie warunki może oferować i utrzymywać – chętni do zatrudnienia na tak etacie zawsze się znajdują, krytyki warunkom nie szczędząc (o ile można innych obarczyć odpowiedzialnością za skutki swych czynów).
To właśnie Ci najbardziej zatroskani i oburzeni obrońcy ludu przed wyrodnym Państwem, Panie Profesorze Chętkowski.
Nauczyciele, jak Pan (?).
– – –
PS @ stary, na nominację na nastolatka serdecznie dziękuję 🙂 To prawda, nie każdy tetryczeje z wiekiem.
@ Overdrive
– uśmiałem się, gratuluję, pełny odlot zapodajesz, wprost up – na Pik Komunizma 🙂
Nic tak pięknie nie ośmiesza i poniża neolewactwa, jak odjechana we mgle autosatyra, jaką rozwijasz.
Czekam na dalsze odcinki, łączące kolejne działki …
Pozdrawiam 😉
corleone
20 grudnia o godz. 10:48
…wszystkim ignorantom niedokształconym, co to ze szkoły wylecieli z hukiem w wieku lat cztertech, czytać i pisać nie potrafią, szkołę i nauczyciela widzieli tylko w telewizorze, jeno mędrkować i pluć na mędrszych od siebie potrafią, łapy od szkół, precz!!
– – –
„are you talking to ME?”
🙂 🙂 🙂
@Uczeń z 21
„eśli młoda istota jest w szkole około 8 godzin to jest to wina wyłącznie niepoważnych rodziców, którzy wolą zarabiać pieniądze kosztem więzi i uczuć w rodzinie.”
Dorośniesz to zobaczysz co oznacza utrzymać rodzinę. Zobaczysz ile czasu zajmuje zarobienie pieniędzy na życie na jako takim poziomie. I nie jestem peny czy dziecko gdy dorośnie będzie doceniało uczucia w rodzinie gdy będzie głodne i nie będzie miało się w co ubrać.
Poczekaj chwilę, to pewnie już niedługo. Na razie żyjesz na utrzymaniu rodziców więc nie szanujesz tego i nie rozumiesz ale to się zmieni gdy sam znajdziesz się na ich miejscu.
Chociaż… zawsze może dołączyć do tych co żyją jedynie z zasiłków i mają czas na wszystko. Ale to się określa słowem patologia.
Artykuł patrzy na problem tylko z jednej strony. A jest i inna perspektywa spojrzenia: co lepsze: dużo szkół wszędzie czy duże centra szkolne. W XXI wieku dojazd do szkoły nie powinien być problemem a bliskość szkoły nie jest jaką ś specjalna samoistną wartością. Oczywiście, zakładamy, że Duża Szkoła jest dobrze wyposażona i ma rozbudowany zespół nauczycieli, może też sobie pozwolić na całą sieć wartościowych zajęć pozalekcyjnych. Szkoły lokalne nigdzie na świecie z powodu skali nie mogą dać tyle uczniowi co takie centra szkolne. Można polemizować z moją opinią, że mamy kryzys i Duże Szkoły nie są w praktyce dobre. Tylko, że wtedy rozmowa trochę w ogóle nie ma sensu a ściślej mówiąc jest to wtedy bieda-rozmowa o tym co jest najmniej złym wyjściem. Jeżeli chcemy szkoły, która naprawdę będzie mogła i kształcić nowocześnie i wychowywać, to chociaż w teorii nie odwołujmy się do argumentów typu: a gdzie się podzieje dziecko jak rodzice będą w pracy czy: jak szkoła jest blisko, to może poczekać sobie na podwórku przed domem. Nie chcę przez to lekceważyć tych problemów tylko, że to nie jest kwestia jak zbudować dobrą szkołę.
ak
21 grudnia o godz. 1:16
– – –
Problem jest nonsensowny.
Ludzie, jeśli mają wybór, zawsze będą jeździć z dziećmi do szkoły dobrej a nie chodzić do wybudowanej.
Tak jest w każdym mieście, bo na tym polega cywilizacja i wolność.
Ale przecież nie o wolność nauczycielom chodzi, tylko o stawianie sobie miejsc pracy cudzym kosztem.
I nie mogą pojąć, że ludzie z własnej woli im domków pracy twórczej pod własnymi domkami stawiać nie chcą.
Zamiast zrozumieć, że pustym opakowaniem, czyli szkolnym budynkiem, można zwabić troglodytów (raz, może dwa razy) ale obywateli już nie.
Ja się, mimo wszystko, nie zgadzam. Nauka w małych grupach i sprzyjających warunkach przyzwyczaja do życia w komforcie, który poza szkołą nie istnieje. A szkoła nie tyko do studiów i egzaminów musi przygotować, ale również nauczyć pracy z ludźmi, z którymi nie zawsze nam pod drodze, walki o „swoje”, rozwiązywania konfliktów. Zwykle „przejście” przez moloch jest bardzo trudne i wiąże się z wieloma niekomfortowymi sytuacjami, ale uczy radzenia sobie w trudnych sytuacjach, pewnej asertywności. Lepiej tą szkołę życia przejść w młodości, gdy można liczyć na wsparcie rodziców czy nauczycieli, niż później, gdy jest się zdanym na siebie.
Jeśli nie na osiedlach, to gdzie szkoły będą? W centrum miasta? W okolicznych wioskach? W jakiejś strefie pod specjalnym nadzorem? Przecież to trzeba jakoś rozwiązać.
Rozwiązanie nasuwa się samo – mamy już osiedla wolne od przedszkoli.
CVB
Zakładasz błędne hipotezy. Muszę chyba Ci coś wytłumaczyć, mianowicie pieniądze nie są najważniejszą rzeczą w życiu. Skąd wiesz, czy na przykład nie miałem w dzieciństwie samych dobrodziejstw, pięknych zabawek i drogich prezentów a miłości nie miałem za grosza. Więc po co komu „kasa” jeśli zawsze w potrzebie zostaje sam. Wiadomo, że zarabianie jest ważne, ale według mnie dobro rodziny to priorytet, a dopiero potem w miarę dobry byt a nie odwrotnie.
Jak śmiesz nazywać kogoś kto chodzi po zasiłki patologią? Albo nie znasz definicji tego słowa, ale błędnie go używasz. Rodzice mogą zarabiać fortunę, a ktoś i tak przesiąknie patologią gdy na jego oczach się kłócą, biją, sięgają po kieliszek itp. A możesz chodzić po zasiłki i stać w kolejkach do Caritasu i nie mieć nic wspólnego z tym zjawiskiem. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji.
@Uczeń 21
mi lepiej nie tłumacz bo nie znasz jeszcze życia, pieniądze nie są najważniejszą rzeczą, zgadza się, jak to się mówi: pieniądze szczęścia nie dają ale są warunkiem koniecznym. Nie będzie pieniędzy, nie będzie domu, rodziny. Też kiedyś tak rozumowałem jak ty dopóki mamusia dawała na utrzymanie.
Ale jako uczeń masz taki szacunek do pieniędzy jak pewien mój uczeń: ja to mam za darmo, więc nie interesuje mnie ile to kosztuje. Jak to za darmo? No za darmo, ojciec płaci.
A jeśli chodzi o pomoc społeczną to tak się składa, że mam pewien ogląd na to kto często jest klientem tej instytucji i jak ci klienci potrafią być roszczeniowi, bo się przecież należy, nie pracuje, nie ma dokumentów ale się należy, bo na piwko musi być.
A że często to nie oznacza, że zawsze, sa przypadki gdzie dziecko jest niepełnosprawne, był wypadek, choroba. Ale nie znajduję usprawiedliwienia dla sprawnej osoby, której jedynie się nie chce, a się jej należy.