Najbardziej chory organ ucznia
Uczniom bada się wzrok i słuch, zagląda w zęby (próchnica) i we włosy (wszy), określa wady postawy (kręgosłup) i przygląda się stopom, czy nie są płaskie. Natomiast całkowicie pomija badanie wątroby, jakby to był organ ze spiżu.
Niejeden uczeń ma za sobą bogatą historię niszczenia wątroby. I wcale nie chodzi tu tylko o alkohol. Napoje wyskokowe pojawiają się później. Na początku chodzi o leki, które rodzice dają bez opamiętania dzieciom, aby szybciej wyzdrowiały. Wcześniej myślałem, że moja córka dostaje za dużo lekarstw (na ból brzucha, na kaszel, zapalenie gardła, na podejrzenie zapalenia oskrzeli itd.), ale gdy zobaczyłem, ile łykają inne dzieci, zbaraniałem. Tyle nie brała nawet moja św. pamięci babcia, a miała zwyczaj codziennie zajadać się tabletkami. W każdym razie staram się oduczyć córkę zasady, że jak problem, to tabletka. W szkole widzę nieraz uczniów, którzy łykają jakieś leki przed, w czasie i po lekcji. Może od stresu, może od bólu gardła, a może z przyzwyczajenia.
Gdzieś w gimnazjum przychodzi czas na alkohol, nieraz upijanie się przynajmniej raz w tygodniu. W liceum to już norma. Tak więc wątroba dzisiejszego nastolatka może być w takim stanie, jakby tkwiła w organizmie czterdziestolatka, który sobie nie żałował od początku studiów. Tylko patrzeć, jak marskość da o sobie znać. Dlatego uważam, że do programu obowiązkowych badań profilaktycznych młodzieży szkolnej powinno się włączyć ocenianie stanu wątroby. Myślę, że wynikami takich badań bylibyśmy bardziej przerażeni niż stanem zębów, wzroku, słuchu czy kręgosłupa.
Komentarze
Ale głupi wpis.Taki o niczym. Ot, aby coś napisać. U nas na wiosce żadnych leków nikt nie bierze, bo nie ma za co kupić. Jak się mówi, że boli głowa, to matka powrzeszczy i zaraz przestanie. Zatrucie babka wyleczy pięćdziesiątką z pieprzem. Strasznie się po tym rzyga, ale pomaga. O jakimś stresie czy innej fobii szkolnej nikt nie słyszał. Pali się wszędzie tam ,gdzie nie sięga oko kamery , bo choć to wieś, monitoring jest, a jakże. No i się pije. Flachę kupi menel za piątaka i tak sobie na przystanku z gwinta po lekcjach. A jak dyskoteka w szkole, to się chowało wcześniej w kiblu, ale woźna znalazła i było dochodzenie , to już się tam nie chowa. Lepiej przed na przystanku. I jakoś leci. Jak ktoś zdolny, to mu seta nie zaszkodzi, a jak tuman to i korki nie pomogą. Amen.
W mojej parafii najbardziej chory organ to ma ma organista. Ale teraz łazi po chatach z opłatkami, to pewnie niedługo se wyremontuje i będzie miał jak nowy.
Wielu uczniów ma bardzo zdrowy mózg, w świetnym stanie, mało używany.
Młody rolniku, nie wiem czy taki był Twój zamiar, ale pod wpływem wpisu zaraz przypomniała mi się „Siekierezada”, i wypady w Bieszczady. Ach te klimaty. Poprawiłeś mi humor. 🙂
Najlepsze są wpisy o dupie Maryni, co to i pośmiać się można i plotek nie będzie. Przed laty na lekcji miałem przykry wypadek. Zaczął dławić się uczeń. Oczy wyszły mu na wierzch, siniał. Wysłałem innego ucznia do gabinetu dyrektora ,żeby ten wezwał karetkę, a sam usiłowałem udzielić pierwszej pomocy poszkodowanemu .Po chwili chłopak przestał się dusić, wróciły mu rumieńce.Wydawało się, że sytuacja jest opanowana! Odetchnąłem z ulgą i zapytałem delikwenta, co się stało. -Ja dyche połknoł- rzeczowo odpowiedział uczeń. Zamurowało mnie! Przyjechała karetka. Wkurzony łapiduch uprzejmie pouczył dyrekcję i mnie, żeby następnym razem do gówna ich nie fatygować, bo obciążą kosztami. Napisałem do rodziców karteczkę z informacją, co przydarzyło się ich dziecku, prosząc, aby obserwowali chłopca i w razie czego udali się do szpitala. Za dwa dni w szkole pojawiła się mama ucznia. Przyszła do mnie z pretensją, że niepotrzebnie narobiłem zamieszania, chłopak w domu udawał chorego i nie chciał iść do obrządki.Gdy ,nieco zdziwiony jej reakcją, odparłem- Proszę pani, ależ on połknął dużą dziesięciozłotową monetę! – No i co się takiego narobiło? Postękał, wysrał ,wzieła optokneła i zaniosła do spółdzielni. A działo się to w pewnej szkółce na Podlasiu w Roku Pańskim 1980.
Jest taki index medyczny, łączący wagę spożytych tabletek z rozrostem wątroby. Prawi o tym Goździkowa w Atomicach.
Podobno już 70 gram tabletek zielonych potrafi wzdąć wątrobowy miąższ żądz, jakby wzmóc go 30 gramami czerwonych, przez 8 dób.
Kiedyś uczniowie, sterani belferskim trudem, zażywali belfrów sposobem na Alcybiadesa.
Dzisiaj, jak czytać – z tych samych powodów to uczniowie muszą zażywać.
Naturalnie, to wina Tuska (pardon, uczniów) że zażywają. I rodziców (a w przypadku Tuska – dziadka).
Wzrusza Gospodarza szkolna dusza, jak to On w szkole widzi nieszczęście tabletek, nie widzi powszechnego problemu tabletek na szczęście.
A te, obecne w szkołach częściej, niż w jakiejkolwiek aptece.
I proszę – miało być o zdrowej szkole a wyszło jak w życiu…takie plamy wątrobowe belferskich refleksji i upływu czasu?
___
szczęśliwy emeryt
16 grudnia o godz. 23:07
– – –
Jaka miła historia.
Szkoda tylko, że monet 10 złotowych nigdy nie było… 🙂
Ciekawe zjawisko – zainteresowanie różnymi organami … , tylko nie głową ucznia. Pewnie to znak czasu i jednak skuteczności reform. Szkoła już jest od wszystkiego, tylko nie od uczenia i przyzwoitego wychowania. I rosną nam ku chwale „europejskich standardów” i innych błazeństw młodzi i wykształceni, z wielkich miast, i wsi. A matura zaczyna przypominać „rozmowy w toku, tak pod względem poziomu wymaganej wiedzy – jak pod względem sensu.
Tak, w tym 80′ to wiele dziwnych rzeczy się działo. Dziwny był rok, zwłaszcza na Podlasiu.
Dycha z Kopernikiem – chyba najbardziej znana dziesięciozłotowa moneta, utrwalona literacko w zbiorze opowiadań pod takim właśnie tytułem (Zbigniew Belina Brzozowski, rok wydania 1984, Szczecin).
Zgadza się.Zbaraniał pan i to dawno,bardzo dawno.
szczęśliwy emeryt
16 grudnia o godz. 23:07
Olaboga,
z tą dychą to mnie cóś zaćmiło.
Jasne, że były dychy.
Musiałem sobie przypomnieć w necie, ponieważ coraz rzadziej posługuję się gotówką 🙂
~~~~
Przepraszam Cię emerycie za podważanie wiarygodności, całkiem bezpodstawne !!!
No, Gekko, masz szczęście, bo już ci chciałem stronę podesłać.
szczęśliwy emeryt
17 grudnia o godz. 11:34
– – –
Żadne szczęście.
Zanim napisałem, że dychy nie było (miałem na myśli obieg w latach 80-tych), sprawdziłem w necie – ale wybiło mi strony numizmatyczne, gdzie ostatnia dycha była z lat 60-tych. Nb. kolekcjonerska, którą sam pamiętam, ze zbioru rodziców.
Tak więc to internet może być źródłem zarówno wiarygodnym, jak i mylącym. Nadal wszystko zależy od człowieka – i wiedza i umiejętności.
No i tu zbytnio zawierzyłem internetowi a sam nie sprostałem jego pułapkom.
Taka moja lekcja, aby zbyt łatwej wiedzy nie brać za dobrą monetę 🙂
Swietny artykul,sama obserwuje jak dzieciom spada odpornosc od tej masy lekarst profilaktycznie im zapodawanych.a wszystko zaczyna sie od zywnosci ktora nieswiadomi rodzice z czystej ignorancji swym dzieciom zapodaja.cola,mieso pelne hormonow oraz antybiotykow,produkty zawierajace dodatki do zywnosci..E+,nawet warzywa pryskane chemia z nieorganicznych upraw,mleczne produkty ktore produkuja w organizmie sluz(pozywke dla bakteri),nie wspominajac o smieciowym zarciu w postaci frytek,czipsow,hamburgerow i inncy syfow,a potem dziwia sie ze dziecko ma niska odpornosc i czesto choruje dlatego zamiast poszukac przyczyny zamiataja brudy pod dywan i zapodaja dziecku tabletke.jednym slowem masakra.
W kraju ktory trzesie ?- jedna z piekarni-” na szybko ” ( pieczenie na miejscu gotowych surowych polproduktow ) : tato mowi do synka: ” o, nie! – najpierw sniadanie „- wciskajac mu sucha bule-kajzerke- „a potem ciastko! „- wskazujac oblane czerwonym lukrem kluchowate cos. ( nasz znany paczek na oleju – tyle ze z dziura w srodku )
Maly jest w wieku przedszkolnym- przychodzi tam z ojcem regularnie. Bywam tam – pijac kawe z a utomatu… ( rownie glupio czyniac )- przed odjazdem autobusu. Mam stara watrobe- ale ten dzieciak……
taa… na wegańskiej diecie to dziecko nie dożyje
nawet do zerówki
@koka veganka
To wszyscy wiedzą. Ale zdrowy tryb życia nie jest nikomu na rękę, bo na zdrowiu nikt nie zarabia. Ponieważ żyjemy w ustroju kapitalistycznym, a tylko na chorych się zarabia, to cały system zbudowany jest tak, żeby przeciętnemu człowiekowi działa się krzywda na każdym kroku. Aż dziw, że Państwo samo sprzedając ludziom papierosy i alkohol, nie zalegalizuje narkotyków, by społeczeństwo mogło się dobrowolnie truć w jeszcze szerszym zakresie metod. Widać wystarcza do tego „medycyna”, bo tutaj motywy są szczytne, a efekty jak po „inwazji dla pokoju” w wykonaniu USA, po której zostają tylko popioły, zgliszcza i stosy trupów.
Overdrive 19 grudnia o godz. 4:54
„Ale zdrowy tryb życia nie jest nikomu na rękę, bo na zdrowiu nikt nie zarabia. Ponieważ żyjemy w ustroju kapitalistycznym, a tylko na chorych się zarabia, to cały system zbudowany jest tak, żeby przeciętnemu człowiekowi działa się krzywda na każdym kroku. Aż dziw, że Państwo samo sprzedając ludziom papierosy i alkohol, nie zalegalizuje narkotyków, by społeczeństwo mogło się dobrowolnie truć w jeszcze szerszym zakresie metod.”
Weź sobie urlop i wyjedź z tych opłotków. Dowiesz się jak ludzie żyją gdzie indziej. Nie masz pojęcia o czym piszesz. Pracuję dla kapitalisty, któremu tak zależy na mojej chorobie, że aż mi wybudował salę do ćwiczeń wraz z prysznicami i całą tą maszynerią. Twój pracodawca w polskim socjaliźmie też ci takie coś zmajstrował w miejscu pracy? W przypadku, w którym nie spodobało by mi się ćwiczyć w miejscu mojej pracy i w trakcie dnia pracy, krwiożerczy kapitalista opłaca mi (do 300$) karnet do dowolnego innego miejsca tortur.
Pracodawca pokrywa mi ponad 90% kosztów mojego leczenia. Nie wiem, czy twój też to robi dla ciebie czy leczysz się w lecznictwie uspołecznionym? Moja mama w Polsce się leczy, więc wiem, ile razy posyłać jej muszę pieniądze na łapówki, aby termin oczekiwania na badanie albo jakiś test nie był mierzony w kwartałach ale w dniach. Czasami zresztą, śmieszna sprawa, nawet w Polsce cena danej usługi na rynku prywatnym jest mniejsza niż żądana łapówka w „uspołecznionej służbie(?) zdrowia”. Mojego kapitalistę tak nie obchodzi moje zdrowie, że moja składka ubezpieczniowa jest dwa razy niższa, aniżeli wtedy, gdybym palił. Przez tydzień w lecie karmi i poi mnie za darmo w stołówce premiując mnie za dojeżdżanie do pracy rowerem w „tygodniu cyklisty”. Testuje mnie losowo na obecność narkotyków i alkoholu a trosce o wyeliminowanie potencjalnie niebezpiecznych współpracowników. Rozdaje mi różne takie gdżety jak pedometry i instruuje mnie ile kroków powinienem codziennie zrobić. Dopłaca mi do sprzętu sportowego. Robi to w niewielkim zakresie, ale nawet te kilkadziesiąt zielonych piechotą nie chodzi a swoją wymowę ma. Do piwa mi nie dopłaca.
Zaprowadził program edukacji o higienie i zdrowiu i punktuje za każdy zaliczony semestr i za każdą „aktywność”. A na koniec roku płaci żywą gotówką proporcjonalnie od ilości zdobytych punktów. Pieniądze z wypłaty pozwala odliczyć na specjalny rachunek przeznaczony na opłaty związane ze zdrowiem. Badania, zabiegi, lekarstwa. Odliczone pieniądze nie są opodatkowane.
W trosce o zatrucie mojego organizmu budynki firmy postawił na dalekich przedmieściach miasta. Na pięknej łące, gdzie wygrzebał jeszcze jeziorko i zrekonstuował bagienka, fragment pierwotnej prerii, skalisty wzgorek i cośtam jeszcze biologicznie ważnego. Opłacił tych co się znają i rekonstruowali te cudeńka przez kilka lat po wybudowaniu gmachów. Skutek jest taki, że w niewielu ogrodach botanicznych znajdziesz coś podobnego. Niektóre części są odizolowane i nie ma tam ścieżek dla odpoczywających pracowników. Niewielu tam widuję panów, ale kobiety łążą tam codziennie poza zimą na spacery i wracają stamtąd z wyrazem nirwany na twarzach. I opowiadaja sobie jakie to nowe zwierzęta czy ptaki widziały dzisiaj. I jakie są najnowsze plotki z życia dzieci tej czy tamtej zwierzęcej rodziny.
Jak w latach osiemdziesiątych po moim pierwszym wyjeździe do Szwecji wracałem promem to w Gdańsku po raz pierwszy w życiu zobaczyłem powietrze. W Szwecji go nie widziałem. Było przezroczyste. Na moich przedmieściach u kapitalistów też nie widać powietrza.
Zachętą do przeprowadzki na bezpieczne przedmieścia do kapitalistów jest też system składek ubezpieczeń samochodowych. Jak mieszkasz w centrum to bulisz jak za zboże. Wiadomo kto mieszka w centrum, co ma w głowie i na jakiego rzęcha go stać. A na przedmieściach jeżdżą sensowni ludzie w sprawnych technicznie pojazdach. To i prawdopodobieństwo wypadku mniejsze. Logiczne, nie? Kapitaliście się opłaca. Itd., itp. Ale komu ja to tłumaczę.
Nawet poglądy żywieniowe mogą być przedmiotem manipulacji ideolo.
Mięsa nie jeść – dobrze; cztery nogi – źleeee. Na zdrowiu się u nas nie zarabia, bo zbyt łato – na głupocie, leży na ulicy jak dulary w Jackowie.
Pączki – to samo, co nasze, tylko zupełnie inne (w domyśle: nasze, tylko gorsze bo zachodem zepsute).
Jakbym w Moskwie gadał z tubylcami: u nas djemokraciji mnogo, tolko ona nasza, nastojaszczia, nie zapadnja – i car łuczszyj cziem giemranskij ili eta caryca w łondongradie.
Tabletki jedzą – wątroba gnije, bo jeszcze taki też pije.
A w Moskwie, każda tamtejsza Goździkowa babuszka skaże: u nas miedicina toże sowriemienna i jeszczio naturalnaja – od siem wiekow!
Do ludzi strzelają – sami sobie winni. Takoż w Moskwie: u nas ljudiej mnogo…
Ech, edukacyjio zapadnia, przybieżaj do tego naszego Betlejem, obdaruj 🙂
Inaczej zapadnia diemokracyja, co ją tow. Uljanow zaszczepiał nad Wisłą lat 50, pobiedzi wszystkich, jak niektórych nie opuszcza, chociaż nawet nie wiedzą, że prozą bzdury 🙂
@zza kałuży
Nieustannie cieszy mnie Twoje uwielbienie dla morderców. Jakby to piękne nie było to cały czas realizowane jest dzięki tym samym barbarzyńskim taktykom. Wy kontra reszta świata. A opowiesz coś fajnego o koncernach farmaceutycznych? Jakie to zbawienne dla ludzkości, jakie zdrowe i mądre? A o Waszym wojsku, które co parę lat musi kogoś najechać, żeby napędzać machinę zbrojeniową? A o MFGlobal, JPMorgan, Goldman Sachs i Grecji opowiesz? Sami jeb… dobroczyńcy. Przykłady na serio można mnożyć. To, że u Ciebie na podwórku jest ładnie, guzik oznacza.
U nas nie jest pięknie, ale ja jestem w domu, a Ty zawsze będziesz imigrantem. A jak amerykańskie czołgi wjadą kiedyś do polskich miast to pierwszy rzucę butelkę z benzyną, niezależnie od tego jak ładnie by się ta ich operacja dla pokoju nie nazywała.
A może inaczej do tego podejśc i uwolnić sie od tej mafii farmaceutycznej
http://www.youtube.com/watch?v=4Ij8PExvwu0&feature=related
jest tylko mały problem czy nasza świadomość to udźwignie
pozdrawiam wszystkich świadomych
@Overdrive w swojej furii nie doczytałeś, że „zza kałuży” napisał:
„Jak w latach osiemdziesiątych po moim pierwszym wyjeździe do Szwecji..”
Ale może faktycznie siedzi w Stanach… tylko że wolę słuchać jego, niż takich frustratów, jak Ty.