Nauka przekręcona
Uczniowie przekręcają słowa nauczycieli, gdyż tak je zrozumieli. Zapisują potem tę przekręconą wiedzę w zeszycie i święcie w nią wierzą. Jakiś czas temu wczytywałem się w te uczniowskie notatki i dębiałem ze strachu. Czarno na białym bowiem było napisane, że propaguję zabijanie staruszek (to w związku z prozą Dostojewskiego), oblewanie kwasem zdradliwego kochanka („Granica” Nałkowskiej) czy opinię, iż wszystkie Edki to wredne chłopaki („Tango” Mrożka). Pod wpływem lektury uczniowskich notatek musiałem całkowicie odmienić swoją mowę – trzeba bowiem gadać tak, aby uczeń zrozumiał.
Ostatnio wnikliwie obserwuję, co moja 6-letnia córka wynosi z lekcji religii. Pytam, słucham i niczego nie odkręcam. W końcu to nie ja uczę tego przedmiotu. Kiedy więc zapytałem, co było na religii, córka odpowiedziała: „O Bozi”. A kto to jest Bozia? – zapytałem. „Żona Boga” – odpowiedziała. Musiała jednak zobaczyć na mojej twarzy grymas niechęci, bowiem krzyknęła: „Nie, przepraszam. Żoną Boga jest Bogini”. A Bozia? – zapytałem. „Nie wiem.” Tak oto cała nauka poszła w las.
Wczoraj na lekcji religii 6-latki, wg sprawozdania mojej córki, rozważały bardzo ważne zagadnienie, czyli jak się witać z Bogiem. Jest to problem tak istotny, że Umberto Eco mógłby mu poświęcić drugi tom „Imienia Róży”, jeśliby tylko zechciał napisać. Zagadnienie teologiczne godne najtęższych umysłów epoki. Katecheta jednak rozważa ten filozoficzno-teologiczny problem w gronie 6-latków. Albo przecenia zdolności umysłowe maluchów, albo ja czegoś nie wiem.
Komentarze
„jak się witać z Bogiem”
radośnie
„Zagadnienie teologiczne godne najtęższych umysłów epoki. Katecheta jednak rozważa ten filozoficzno-teologiczny problem w gronie 6-latków. Albo przecenia zdolności umysłowe maluchów, albo ja czegoś nie wiem.”
😉
Autor poruszył w krótkim wpisie aż dwie trudne sprawy – totalnego głupienia młodzieży i bzdurnych lekcji religii. To pierwsze jest wynikiem chyba wielu czynników – rośnie nam pokolenie obrazkowe – gapiące się w monitor i posługujące do komunikacji SMS-ami tudzież MMS-ami. Zdolność używania mowy zanika – zanika więc też zdolność rozumienia tejże. Trzeba do młodzieży mówić coraz prostszym językiem – jak do niepełnosprawnych umysłowo. Jednocześnie nic nie czytają, więc zasób słownictwa skurczył się do monosylab i przekleństw. Moich synów zmuszałam do czytania książek- przymus stosowałam aż znaleźli książki o tematyce która ich wciągnęła i zaczęli po nie sięgać sami. Niedawno z ogromnym zdziwieniem dowiedziałam się, że mój młodszy syn, który czyta w sumie niewiele jest jedynym w klasie uczniem (technikum), który w ogóle coś czyta…. Przerażające… Ale wydaje mi się że jest to zjawisko szersze – słucham w mediach języka jakim posługują się politycy, dziennikarze i jak to mówią „wątroba mi się marszczy” bo tak niepoprawnej polszczyzny, pełnej zapożyczeń nieprawidłowo używanych to ja dawno nie słyszałam. Skąd w sumie ci młodzi ludzie mają znać język ojczysty – na języku polskim w szkole zmusza się ich do czytania Pana Tadeusz tudzież Nad Niemnem – no to chyba ktoś na głowę upadł, żeby od dziesiątków lat nie zmieniać kanonu lektur – zniechęcają młodych do czytania!
O drugiej sprawie kiedy indziej, bo mi jeszcze ciśnienie skacze jak sobie przypomnę, że młodzież w technikum ma 1/2 lekcji wychowawczej tygodniowo, ale za to dwie religie…..
Eee tam, nabijanie się z biednych dzieci i ich jakoby zanikającej pod wpływem esemesowania inteligencji. A „Przekrój” to od kiedy drukował „Humor z zeszytów szkolnych”?
Ks. Twardowski napisał całą masę krótkich, cieplutkich i wesołych wierszyków próbując spojrzeć oczami dziecka na stosunki człowieka z Bogiem.
Kiedyś, zupełnie przypadkiem, znalazłem kilka kartek z notatkami studenta (studentki?) z mojego wykładu. Pobieżna lektura pozwalała sądzić, że mówiłem coś zupełnie innego niż sam pamiętam.
A naprawdę staram się mówić prosto – każdy zaś termin definiować.
Zatem nie tylko szkoła ma ten kłopot niezrozumienia, uczelnia też nie jest od neigo wolna.
Valana pisze:
2011-09-13 o godz. 18:20
Kiedyś, zupełnie przypadkiem, znalazłem kilka kartek z notatkami studenta (studentki?) z mojego wykładu. Pobieżna lektura pozwalała sądzić, że mówiłem coś zupełnie innego niż sam pamiętam.
Ja bym się zastanowiła raczej jeszcze raz nad tym co mówię studentom, a nie wychwalała swoją pamięć.
Prosto?… jak bym klepała ciągle to samo przez kilka lat, to tez bym straciła kontakt z rzeczywistością:)
Gospodarz się …! Eltoro,popieram brak Twojego głosu.Jednak żal.Mądrych wypowiedzi!
Gospodarz: „Wczoraj na lekcji religii 6-latki, wg sprawozdania mojej córki, rozważały bardzo ważne zagadnienie, czyli jak się witać z Bogiem”
No to niech Pan uwaza, Gospodarzu, bo siedmiolatkom nadaja juz o „meczenstwie nienarodzonych”
Akurat w przypadku zagadnienia „jak się witać z Bogiem” nie rozumiem ironii i napastliwości Gospodarza i przedmówców. Dla mnie ma to wydźwiek sympatyczny i wydaje się właśnie czymś dostosowanym do poziomu rozumienia religii przez kilkulatka. Nie wiem, jak było to prowadzone w tym konkretnym przypadku, ale mogę sobie wyobrazić lekcję religii o „witaniu się z Panem Bogiem” w formie wesołej i ciekawej dla dzieci.
A z męczeństwem nienarodzonych dla siedmiolatków nie przesadzajmy – to generalizacja na tym samym poziomie co „wszyscy geje to zboczeńcy i narkomani” albo „kobiety to dziwki”. To, że się gdzieś zdarzyło, nie znaczy, że jest to proceder na skalę ogólnopolską. Mam znajomych z dziećmi w przedszkolach (Warszawa) i nikt czegoś takiego nie doświadczył.
Opowieści moich dzieci (8 i 10 lat) z religii wprawiają mnie notorycznie w stan osłupienia. Straszenie piekłem, śmiercią, diabłem i innymi paskudztwami to podstawa wychowania na lekcjach religii. Opowieści o tym jak dzieci umierają, idą do nieba/piekła (i ratują się nawzajem wyciągając siecią pajęczą….), są na porządku dziennym. Jak to się ma do przekazu wiary, uczenia dobra, tłumaczenia świata – nie wiem i pewnie nie zrozumiem. Zakrawa to raczej na herezje. Nie wspominając o tym, że zajęcia nie są dostosowane do wieku dzieci: jedno z zadań w I klasie brzmiało: narysuj z kim chcesz spotkać się po swojej śmierci w niebie – syn trafił zapłakany do pani psycholog, bo akurat był po pogrzebie wujka i nie był w stanie emocjonalnie tego wszystkiego ogarnąć… Przerażające.
Bozia, gospodarzu, to Matka Boska, lepiej też brzmi niż Bogurodzica?
Jak można nie wiedzieć takich rzeczy? No chyba, że za komuny unikało się salki katechetycznej to rozumiem.
Ostatnio taki problem mial kolega, który nie chrzcił swojej córki aby sama sobie wybrała w co chce wierzyć. Jego też bozia denerwowala.
Szumy informacyjne , „humor z zeszytów szkolnych” (rubryka w „Przekroju” 30 lat temu, jeśli brakuje tematu, to lepiej chyba nic nie pisać
XXX – podaj mi mój drogi ile razy jest mowa o tej twojej Bozi w Biblii:)
atenka: „Mam znajomych z dziećmi w przedszkolach (Warszawa) i nikt czegoś takiego nie doświadczył”
Ja mam mnostwo znajomych ktorzy nei zostali przejechani przez samochod. W zwiazku z tym, idac za mysla atenki, sugeruje ze opowiesci o wypadkach samochodowych sa przesadzone
Iwe: „Straszenie piekłem, śmiercią, diabłem i innymi paskudztwami to podstawa wychowania na lekcjach religii. Opowieści o tym jak dzieci umierają, idą do nieba/piekła (i ratują się nawzajem wyciągając siecią pajęczą?.), są na porządku dziennym. Jak to się ma do przekazu wiary, uczenia dobra, tłumaczenia świata ? nie wiem i pewnie nie zrozumiem”
Jako osobnik mieszkajacy w USA i bywajacy czesto w Polsce, mam dosyc dobry wglad w roznice miedzy „kosciolem polskim” a „kosciolem amerykanskim” (mimo ze to ten sam Kosciol).
W Polskim nauczaja ze Boga trzeba sie bac, w amerykanskim nauczaja ze Boga trzeba kochac. W Polskim nauczaja ze Bog to msciciel ktory bedzie sadzil nas za grzechy, w amerykanskim ze Bog nas kocha i chce dla nas dobrze.
Przykaldem jest budynek koslcielny w ktorym czesc mszy odbywa cie po polsku (polska parafia) a czesc po angielsku (amerykanska parafia). Wisza w tym budynku dwie identyczne choragwie – niebieskie z zoltymi literami. Po polsku napis „Jezu, okaz nam swe milosierdzie”, po angielsku: „Jezu, okaz nam swa milosc”.
I to pokazuje roznice. A na religiach dla dzieci mowi sie wlasnei o tej milosci, jak sie ona przejawia w codziennym zyciu, mowi sie jezykiem na poziomie dzieci i nei straszy ich pieklem. A lekcje odbywaja sie w kosciele
Acha, i co roku dostaje obszerne, 20 stronicowe sprawozdanie finansowe parafii. Podpisane pzrez 10 czlonkow swieckiej Rady Parafialnej
Iwe, skoro jest tak, jak piszesz, to po co posyłasz dzieci na religię?
Szanowny Panie Profesorze:
Czytam, lecz na ogol sie nie odzywam, nie majac nic istotnego do wniesienia do dyskusji. Tym razem pozwole sobie zabrac glos. Pan Profesor debieje ze strachu, a ja sie jeze ze zlosci. „Granica”, „Zbrodnia i kara” dla nastolatkow z liceum? Toz to pomieszanie pojec. Sam pamietam, choc w wiele mniej lat mnie dzielilo od „Granicy”, jak przez pare lekcji znecalem sie nad Nalkowska, ktora juz wtedy byla anachroniczna. Dla wspolczesnych uczniow to juz chyba „starozytna” historia. I ani to specjalnie dobra literatura, ani przeslanie moralne. Wprowadzona do kanonu za czasow socjalizmu, przez starszych towarzyszy, pamietajacych lata, jako ostrzezenie, ze kapitalisci i wyzyskiwacze nie moga bezkarnie krzywdzic „dziewczyny z ludu”. Przy czym „krzywdzenie” polega na tym, ze „panicz” przelecial laske przy jej pelnej zgodzie – tyle, ze sie nie ozenil (taki paskudnik). Takie ma byc przeslanie do dzisiejszej mlodziezy? To komedia, z ktorej smialem sie czterdziesci lat temu, bo tak wyraznie odstawala od rzeczywistosci. A dzisiaj?
Dostojewski dla nastolatkow? Tez pomieszanie jakies. Powiesci zmuszajace do refleksji w zupelnie innym od polskiego systemie wartosci moralnych i filozoficznych, to chyba zbyt wiele, by wymagac od dojrzewajacego dopiero umyslu. Po to by zglebic Dostojewskiego trzeba nie tylko byc dobrze zapoznanym z rosyjska literatura, ale i z caloscia kultury rosyjskiej, co zajmuje jednak sporo czasu.
W miedzyczasie, mlodzi ludzie – jesli w ogole czytaja – to czytaja wspolczesnych tworcow i tego chyba warto ich uczyc. Jak zrozumiec literature, jak siegnac do innych zrodel wiedzy i jak wyrobic sobie literacki „smak”. Zmuszanie do czytania ramot, w rodzaju „Granicy”, wywoluje tylko smiech i przekonanie, ze ci starzy sa naprawde „porabani”. Tymczasem w polskiej literaturze istnieje tak wielu interesujacych autorow, jak: Gretkowska, Dukaj, Pilch – a to tylko nazwiska, ktore przychodza mi do glowy w tej chwili. Jest wielu innych. To dlaczego nie uczyc polskiego w ten sposob? W koncu nauka ta ma doprowadzic do tego, by ludzie czytali do konca zycia, a nie zeby ich zniechecic do czytania, podsuwajac niestrawne lektury.
Pozdrawiam.
zyks miał w oczywisty sposób zły dzień
i napisał: 2011-09-14 o godz. 13:56
„Szumy informacyjne , ?humor z zeszytów szkolnych? (rubryka w ?Przekroju? 30 lat temu, jeśli brakuje tematu, to lepiej chyba nic nie pisać”
Wyjaśniam więc wolniej i wyraźniej.
Gospodarz napisał:
„Uczniowie przekręcają słowa nauczycieli, gdyż tak je zrozumieli. Zapisują potem tę przekręconą wiedzę w zeszycie i święcie w nią wierzą.”
co Ee skomentował/ła 2011-09-13 o godz. 12:44
„Autor poruszył w krótkim wpisie aż dwie trudne sprawy ? totalnego głupienia młodzieży i bzdurnych lekcji religii. To pierwsze jest wynikiem chyba wielu czynników ? rośnie nam pokolenie obrazkowe ? gapiące się w monitor i posługujące do komunikacji SMS-ami”
Zwróciłem więc uwagę na oczywisty fakt, iż „totalne głupienie młodzięży” polegajace na „przekręcaniu słów nauczycieli” i na „świętym w te przekręcenia wierzeniu” nie jest powiązane z „gapieniem się w monitor i posługiwaniem do komunikacji SMS-ami”
i jako dowód podałem bardzo poularną rybrykę ukazujacą się w gazecie nie tylko trzydzieści a czterdzieści lub więcej lat temu. Wtedy nie było mowy o „gapieniu się w monitor i posługiwaniu do komunikacji SMS-ami”.
„Przekrój” wydrukował przez te lata dostateczną ilość przykładów na poprzekręcane wiadomości jakoby przekazane uczniom w szkole aby podważyć tezę o jakimś szczególnie złym wpływie SMS-owania na „głupienie młodzieży”.
Proszę zauważyć, jak strasznie destrukcyjnym dla stosunków międzyludzkich był nowy zwyczaj pisania papierowych listów wysyłanych pocztą, który zastąpił osobiste odwiedzanie się w domach.
Każdy wie, że pisanie listów spowodowało „totalne ogłupienie młodzieży” w poprzednich stuleciach.
No właśnie, a nie można by uczyć religii tak?
Chętnych oczywiście
http://www.youtube.com/watch?v=P1KZKZs-2YM
A.L. pisze: 2011-09-14 o godz. 15:53
„W Polskim nauczaja ze Bog to msciciel ktory bedzie sadzil nas za grzechy, w amerykanskim ze Bog nas kocha i chce dla nas dobrze.”
Po stokroć prawda, chociaż nie mając wiedzy na temat innych odłamów chrześcijaństwa muszę ograniczyć się tylko do Kościoła katolickiego.
W Polsce katolicyzm jest bardzo starotestamentowy, chociaż bardzo to zależy od parafii, poszczególnego zakonu, z którego pochodzą księża czy siostry zakonne. W USA ten katolicyzm, który poznałem jest bardziej nowotestamentowy, ale moje wiadomości na temat jego zróżnicowania ze względu na zakon czy stan są niewystarczające na jakieś generalizacje.
Ta różnica pomiędzy polskim a amerykańskim katolicyzmem jest uderzająca i myślę, że w obu wypadkach wypaczająca samą ideę. Temat postrzegania, interpretacji i lokalnych modyfikacji wielkich prądów filozoficzno-religijnych jest z pewnością bardzo ciekawy i pouczajacy w swojej funkcji lustra odbijającego charakter danego społeczeństwa.
Werbalisto, zapomniałeś, że – niestety- to nie nauczyciele układają listy tekstów, które się omawia, a potem z nich układane są maturalne arkusze. Ramot tam wiele; moi uczniowie „wymiękają” przy „Glorii victis”- jakoś nie potrafią się przejąć, gdy czytają (o, jakie to głupie, jakieś drzewa gadają, wiatr płacze itp). W szkole jest nadreprezentacja tekstów XIX-wiecznych (po grzyba aż 3 dramaty romantyczne!), szkoda że nie ma tekstów bardziej współczesnych, „najmłodszą” lekturą jest „Zdążyć przez Panem Bogiem” H. Krall (nie liczę współczesnej poezji).
Mnie tam od lat marzy się rewolucja w szkolnej liście lektur.
Wyluzuj, Gospodarzu! Byłeś na lekcji? Jestem ojcem sześciolatki. Jak ją uczyć religii, nie wiem. Natomiast nie będąc na lekcji nie odważyłbym się krytykować. Bo jak uczyć dzieciaki o transcendencji, niech się wypowiedzą metodycy od religii właśnie. Jako ewangelik mam zaufanie do pastora i jego przekazu dotyczącego nauki o Biblii dla 6-latków. Gdybym nie miał, posłałbym dziecko na etykę, lub do katolików (też dobrze uczą dzieciaki podstaw wiary). Pozdrawiam serdecznie.
Nie ma znaczenia czy Bozia jest czy nie jest żona Boga bo w religii nie ma żadnej logiki czy moralności. I jak B16 powie ze Bozia jest żona to ona będzie.
Znaczenie ma pranie mózgów sześcioletnich dzieci i nie wierze że właśnie pan, jako pedagog i nauczyciel, tego nie rozumie.
Co z pana za ojciec ?
katechetom dedykuję słowa M. Gogola:
„Mniej zła wyrządzają bezbożnicy niż obłudni kaznodzieje, którzy mają odwagę wypowiadać imię Boga swymi niegodnymi ustami”
Na ten temat słynne zdanie wygłosił też ksiądz Tischner.
Moim zdaniem religia w szkole przynosi Kościołowi więcej szkody niż pożytku.
Palikot już wyczuł temat i deklaruje wyprowadzenie katechezy do sal parafialnych.
Kościół może zgodzi się na to, ale kosztem dołożenia jeszcze jednej godziny tygodniowo. 😉
ojcu – to nie chodzi czy jest czy nie ma, tu chodzi o to czy wiadomo o co chodzi 🙂
Nie przebywając „na codzień” w obszarze zmasowanego występowania zabobonu usankcjonowanego konkordatem mam pewne trudności ze zrozumieniem istoty opisywanego problemu.
Bo jeśli katecheza odbywa się istotnie w taki sposób w jaki się wg. autora odbywa, to należy otoczyć ją troskliwą opieką. A nie wyśmiewać.
Jest ona bowiem najpewniejszym sojusznikiem wszystkich tych, którym miła jest laicyzacja kraju.
Należy nawiązać kontakt z ks. Natankiem. Z duchowieństwa polskiego jest on najbardziej zaawansowany w bezpośrednich kontaktach z Najwyższym !
A mnie bierze zdziwienie, że większość (imo) opisujących bzdury serwowane dzieciom uczęszczającym na religię (co jest niestety, prawdą), na te lekcje swoje dzieci posyła!
Palimy Bogu świeczkę i Diabłu ogarek? Religia nie jest obowiązlkowa, tylko trzeba mieć odwagę, żeby to wyegzekwować!
rat, nie wytłumaczysz sześciolatkowi, dlaczego musi opuścić klasę i siedzieć przez pół godziny gdzieś na korytarzu przedszkola lub w stołówce (bo innych miejsc nie ma) i czekać aż koledzy skończą lekcję. Nawet jesli „opiekuje się” nim jego ukochana nauczycielka, dziecko i tak nie rozumie, o co chodzi. Na inne zajęcia (angielski, plastykę, gimnastykę) dzieci są zabierane do innej sali, a te które nie są na dane zajęcia zapisane, zostają na miejscu. Z religią jest dokładnie za odwrót: wychodzą te, które nie uczestniczą w zajęciach. Ponadto, jak już pisałam, nie zdążyłam zadeklarować chęci czy te ż niechęci uczestnictwa w zajęciach z religii. Dziecko trafiło na zajęcia, zanim przedstawiono rodzicom listę zapisów. W efekcie podjęłam decyzję, że będzie chodziło, bo nie jestem z natury pieniaczem i ufam (na razie), że nie dozna żadnej traumy w związku z tym.
„A mnie bierze zdziwienie, że większość (imo) opisujących bzdury serwowane dzieciom uczęszczającym na religię (co jest niestety, prawdą), na te lekcje swoje dzieci posyła!”
Właśnie! Ostatnio zaczął się buntować przeciwko religii w szkole mój 10-letni siostrzeniec, ale stwierdziła, że mama nie pozwala mu się wypisać. No to ja się pytam siostry dlaczego? „Bo jak go wypiszę, to będzie musiał przed ślubem chodzić na te głupie nauki przedmałżeńskie, a tak to będzie miał spokój.”
WTF ???!!!! Ma 10 lat!!!
@Felka
?Bo jak go wypiszę, to będzie musiał przed ślubem chodzić na te głupie nauki przedmałżeńskie, a tak to będzie miał spokój.?
A co jeśli nie będzie chciał brać ślubu Kościelnego? A co jeśli nie będzie chciał brać ślubu wcale? Ma się męczyć na przedmiocie, który nie powinien nawet być w szkole w imię ewentualnego świętego (sic!) spokoju? Proszę przekazać siostrze moje serdeczne wyrazy ubolewania nad jej stanem umysłu.