Nowa matura znowu stara
Licealiści już chcą wiedzieć, jak będzie wyglądała ich matura. Dopytują się nie tylko uczniowie klas maturalnych, ale także młodsi. Pytają, ponieważ CKE potrafi zaskoczyć. Niby wszystko ustalone od dawna, ale jednak zawsze w ostatniej chwili z kapelusza wyskakuje królik. Na razie niespodzianką są terminy matur, o czym pisałem dwa dni temu (zobacz wpis). Czy będzie coś jeszcze?
Zmiany będą i to duże, ale nie od razu. CKE przymierza się do zastąpienia prezentacji maturalnej z języka polskiego tradycyjnym egzaminem z pytaniami i odpowiedziami. To część ustna. A w części pisemnej ma nie być czytania ze zrozumieniem. Czyżby cały egzamin pisemny z języka polskiego miał się składać z wypracowania? Tak przecież już było – na starej maturze. O planowanych zmianach i terminach ich wprowadzenia można przeczytać tutaj.
Coraz głośniej słychać dzisiaj ubolewanie z powodu upadku kultury humanistycznej. Jako winnego wskazuje się licea, które przestały propagować oczytanie i zaniechały nauki krytycznego myślenia. Zamiast tego licea postawiły na testomanię, uczenie się na pamięć i pod klucz. Dzisiejsze renomowane licea przypominają zawodówki z lat 80. Kultury w nich nie ma żadnej, postawiły bowiem w całości na przerabianie materiału i przygotowywanie do egzaminów. W takim stylu dawniej pracowało się z mniej zdolnymi uczniami zawodówek: kilka lat ćwiczyło się z nimi proste zadania i jako tako zdawali egzamin zawodowy. Tak samo dzisiaj traktuje się elitę młodego pokolenia, czyli licealistów, przyszłych studentów.
Nauczyciele usprawiedliwiają się, mówiąc, że to wina nowej matury. Gdyby egzamin maturalny był mądrzejszy, uczenie nie byłoby takie głupie. Nauczyciel przecież pracuje zgodnie z wytycznymi nadzoru, a nadzór każe wyrabiać mechaniczne nawyki i uczyć pod klucz, gdyż to zapewnia szkole wyższe średnie z matur i lepsze miejsce w rankingach. Krzewienie kultury humanistycznej to przy obecnym systemie egzaminowania zbyt kosztowna fanaberia. Jak nowa matura przestanie być prostacka, to wrócimy do kultury.
Komentarze
Zmiany i reformy są złe, bo to zamieszanie, ale rzeczywistość jaszcze gorsza.
Jak ją zmienić nie dokonując zmian?
Zmienić ministra 🙂
Nowa matura to błogosławieństwo dla takich osób jak ja, które nie chciałyby dawać w łapę profesorom ( albo bardziej w białych rękawiczkach: chodzić wcześniej do nich na korepetycje ), żeby wylosować odpowiednie pytanie na egzaminie wstępnym na studia. Dzięki temu w dużej mierze ograniczono patologiczny system przyjęć na studia; środowisku akademickiemu to nie na rękę, więc dlatego taki krzyk, żeby przywrócić starą maturę, egzaminy wstępne, itp.
Panie Gospodarzu – jeśli uczy Pan pod klucz, to słaby z Pana nauczyciel. Przy okazji – wydawało mi się, że poloniści przekonali się, że ten mitologizowany klucz nie taki straszny, no ale widocznie nie.
@parker – zmienić ministra, jakie to proste. Przecież to klasyczna spiskowa wizja dziejów, jakże bliska stalinowskiemu „kadry decydują o wszystkim” (doradzam lekturę Grossmana „Zycie i los”).
To, co dzieje się z ustną maturą z polskiego jest skutkiem zmasowanego ataku na ten egzamin – prowadzonego od lat przez n-li i środki masowego przekazu (celuje w tym głównie Wyborcza). Dlaczego jest tak źle, choć miało być dobrze? Czemu nikomu nic nie mówi informacja o tym, że w większości szkół, w której pisemny egzamin maturalny z polskiego na poziomie podstawowym zdawany jest bardzo słabo, większość zdających ma bardzo wysokie wyniki z egzaminu ustnego. Ci, co zdają ustny na poziomie 80-90% na pisemnym okazują się analfabetami, którzy nie potrafią sklecić prostego zdania. Narzekania na „kupowanie” prezentacji z polskiego są co najmniej nieszczere, bo przecież na egzaminie w dwóch pytaniach można wykazać, że zdający nie ma pojęcia o tym, o czym mówi.
Teraz będzie tak, jak na starej – zdający wylosuje trzy pytania z puli dwóch tysięcy pytań opracowanych w CKE (a jakże, dostępne w internecie) – dwa z literatury, jedno z gramatyki opisowej. Czy będzie lepiej? Czy od tego wzrośnie poziom edukacji społeczeństwa?
Może nie będzie lepiej, ale będzie zabawniej.
Matura byłaby nieistotna, gdyby nie była egzaminem wstępnym na studia.
Najlepiej byłoby ją zlikwidować i dać szkołą pełną dowolność nauczania.
@Krzysztof Mazur
Ależ już teraz tak jest. Matura jest – między innymi – próbą wymuszenia na szkołach, aby nauczyciele uczyli mniej więcej tego samego. Nikt nigdzie nie ma takiego poczucia wolności, jak ja za zamkniętymi drzwiami klasy. Mogę opowiadać, co chcę i interpretować jak chcę. Na marginesie – jeden z moich kolegów naucza, że Piłsudski to czerwona świnia, zdrajca Narodu Polskiego. I co, i nic. Tak uważa, i tak uczy. Czy na podstawie poglądów można go pozbawić prawa do wykonywania zawodu? To przecież byłaby cenzura (polityczna!) i szykanowanie za poglądy (takoż polityczne). A nie otośmy się bili …
Mash: „Nowa matura to błogosławieństwo dla takich osób jak ja, które nie chciałyby dawać w łapę profesorom ( albo bardziej w białych rękawiczkach: chodzić wcześniej do nich na korepetycje ), żeby wylosować odpowiednie pytanie na egzaminie wstępnym na studia. Dzięki temu w dużej mierze ograniczono patologiczny system przyjęć na studia; środowisku akademickiemu to nie na rękę, więc dlatego taki krzyk, żeby przywrócić starą maturę, egzaminy wstępne, itp.”
Cytuje w calosci. Aby Mash pzreczytal swoj post jeszcze raz, zastanowil sie nad kompletnym brakiem wewnetrznej logiki, przeanalizowal to co napisal, przemyslal, i byc moze napisal jeszcze raz
Krzysztof Mazur: „Matura byłaby nieistotna, gdyby nie była egzaminem wstępnym na studia. Najlepiej byłoby ją zlikwidować i dać szkołą pełną dowolność nauczania.”
Swieta prawba! I dac uczelniom swobode w zakresie wymagan dotyczacych wiedzy kandydatow oraz swobode w zakresie wyboru metody sprawdzanie tej wiedzy.
To co pisze Mash to właśnie jest prawda.
Proponuję, żeby A.L. jeszcze raz przeczytał swój wpis i się poważnie zastanowił. Nad sobą.
and: „To co pisze Mash to właśnie jest prawda.
Proponuję, żeby A.L. jeszcze raz przeczytał swój wpis i się poważnie zastanowił. Nad sobą.”
Po pierwsze, proponuje any and dal sobie spokoj z przytkami osobistymi.
Po drugie, nei wiem czy to co napsial Mash jest prawda czy nie, albowiem mimo wielokrotnych prob „rezebrania” tego tekstu nie wiem o co w nim chodzi.
Cuyuje: „które nie chciałyby dawać w łapę profesorom … żeby wylosować odpowiednie pytanie na egzaminie wstępnym na studia”
Jaki ma wplyw dawanie w lape profesorom zeby wylosowac pytanei na egzaminie na studia? Czy MAsh ma zielone pojecie jak wygladaja egzaminy na studia?
„Dzięki temu w dużej mierze ograniczono patologiczny system przyjęć na studia”
Dzieki czemu? Dzieki temu ze Mash nei chce dawac w lape? I jaki „patologiczny system”?…
„wydawało mi się, że poloniści przekonali się, że ten mitologizowany klucz nie taki straszny, no ale widocznie nie..”
„Widzocznie nie” ze „pzrekonali sie” czy „nei taki starszny”?…
Jezeli to ejst poziom pisania maturzysty, no to dzieki wielkie…
hilda pisze: 2011-08-30 o godz. 20:43
(…)
„Pracując w niemieckiej szkole przekonałam się za to o jednej istotnej różnicy między polską, a niemiecką oświatą.
Tym co nas różni zasadniczo to organizacja pracy, za która odpowiedzialne jest MEN.
Pod tym względem w naszym MEN nieustannie panuje osławiona „polnische Wirtschaft”.
Tam nie ma takiego chaosu spowodowanego nieprzemyślanymi i chyba często na „kolanie napisanymi” i naprędce i wprowadzanymi przez ministerstwo zmianami.
Wszystkie zmiany są dokładnie zaplanowane z co najmniej z kilkuletnim wyprzedzeniem. Nauczyciele stosownie poinformowani i przeszkoleni.
Tam miejsca na improwizację nie ma.
Kupując tam kalendarz nauczyciela miałam w nim wszystkie terminy ferii, egzaminów zewnętrznych(maturalnych), świąt ruchomych we wszystkich landach nie tylko na bieżący rok, ale na 3 lata z góry.
Życzyłabym sobie takiego porządku i precyzji, jeśli chodzi o planowanie pracy u naszych odpowiedzialnych za oświatę ministrów.”
(…)
Szkoda, że format blogu nie pozwala na gromadzenie i zachowywanie w łatwo dostępnej i skondensowanej formie tak kompetentnych i rzeczowych wpisów jak ten wpis hildy. Marzyłoby mi się aby istniała możliwość głosowania czytelników bloga na poszczególne posty i budowanie biblioteki wpisów ocenionych najwyżej. Byłoby zupełnie idealnie, szczególnie w wypadku tak wyraźnie „zawodowo skrzywionego” bloga, gdyby istniała możliwość samoidentyfikowania się komentatorów jako „nauczycieli”, „rodziców” czy też „uczniów”. Oczywiście każdy z nas może być wszystkimi trzema po trochu, ale też każdy mógłby się identyfikować jako dana kategoria dla potrzeb danego komentarza.
Być może, z czasem, uformowałaby się zbiornica „najbardziej popieranych przez czytelników myśli” która zrównoważyłaby do pewnego stopnia wrażenie chaotyczności i rozjeżdżania się dyskusji na blogu. (Czego sam jestem bardzo często winien – co posypując głowę popiołem stwierdzam)
Krzewienie kultury humanistycznej jest fanaberią podobnie jak:
– podstawy logiki,
– realna przedsiębiorczość,
– podstawy prawne
i tym podobne życiowo wysoce pożądane umiejętności, których młody człowiek nie posiada, za to sprytnie umie hakować system i prześlizgiwać się po najmniejszej linii oporu przez chemie, fizyki, matematyki i całą przeteoretyzowaną część ścisłą licząc na to, że później pójdzie na informatykę AGH i dostanie pracę klepacza kodu w zachodniej korporacji.
@A.L.
czego ty nie rozumiesz? Przecież Mash pisze o powszechnie obowiązującym w poprzednim systemie mechanizmie korupcji. Nawet dość precyzyjnie go opisuje. Szczególnie trafnie w części dotyczącej mechanizmu tzw. Korepetycji u egzaminujacych na egzaminie wstępnym. Z tego co pamietam, to do 2005 r korki u adiunkta na wydziale prawa kosztowały 200 zł za godzinę, płatne bez względu na obecność. Korki gwarantowały zdanie egzaminu. I nowa matura to zlikwidowała. Niestety. Jaka przykrość.
A. L. Generalizowanie, to rzecz niepewna, niemniej wspomniane powyżej praktyki były tajemnicą poliszynela (mniejsza o konkretny modus operandi), szczególnie jeśli chodzi o „nobliwe” kierunki studiów. Zresztą i sama matura była dość uznaniowa, o różnego rodzaju przekrętach nie wspominając. Obecny sposób egzaminowania w znacznej mierze ograniczył te praktyki.
Rudy: „Z tego co pamietam, to do 2005 r korki u adiunkta na wydziale prawa kosztowały 200 zł za godzinę, płatne bez względu na obecność. Korki gwarantowały zdanie egzaminu”
Piles cos dzisiaj?…
Ja co prawda nei od adwokatow, ale pracowalem dostatecznie dlugo na Politechnice Warszawskiej(20 lat mniej wiecej), i dostatecznie duzo razy bylem czlonkiem Komisji Rekrutacyjnej (a raz sekretarzem) aby takie pieprzenie wpuszczac od razu do sedesu.
Chcialem jeszcze Koledze nadmienic ze na uczelni „adiunkt” ma zerowy status i niczego nie moze. A na pewno nie moze wplywac na wyniki egzaminu.
Owszem, byla afera (nie na mojej uczelni): pewien pracownik pobieral lapowke za pomyslny wynik egzaminu i zwracal ja gdy wynik byl niepomyslny. Oczywiscie, w celu wspomozenia „swoim” kandydatom nie ruszyl palcem w bucie, liczac ze satstystyka bedzie stala po jego stronie. I stala.
Polska pelna jest opinii roznych nieudacznikow ktorzy wlasna nieudacznosc zwalaja na panujace ponoc wszedzie „uklady” i „mafie”. A to na studia nei mozna sie dosatac bez dania w lape, a to pracy nei mozna znalezc bez ustawionego tatusia itede. Zawsze winni sa ONI i ich uklady. Niech ci nieudacznicy raczej popatrza w lustro i zastanowia sie nad soba zamiast usprawiedliwiac swa nieudacznosc „swiatowym spiskiem”
Rudy pisze:
2011-09-02 o godz. 21:19
„I nowa matura to zlikwidowała.”
Za to te pieniądze popłynęły teraz szerokim strumieniem do osób specjalizujących się w „przygotowaniu do egzaminów maturalnych”
Czyli zarabiają piszący prezentacje maturalna, zarabiają egzaminatorzy, którzy widząc dokładnie w jaki sposób sprawdzany jest klucz, uczą na korepetycjach dokładnie pod niego.
Sama znam przypadek osoby, która i w poprzednim i w obecnym systemie żyje tylko z korków udzielanych młodzieży przygotowującej się do studiów na medycynie. Ta osoba ma świetne wyniki – praktycznie 90% jej „korepetytantów” zdaje z bardzo dobrym wynikiem egzaminy rozszerzone z biologii i chemii – potrzeba ok. 90%, żeby dostać się na upragnione studia.
Na korki zapisać się do niej jest niezwykle trudno. Korki trwają zazwyczaj co najmniej rok, najczęściej 2 lata – co tydzień w weekend po kilka godzin. Każda godzina kosztuje 100 zł. Jest to wydatek rzędu 1600 zł tygodniowo, jak nie więcej.
Z tego, co wiem podobnie jest, jesli chodzi o inne oblęzone kierunki.
Więc ci rodzice,którzy maja kasę i im zależy, żeby ich nie zawsze super zdolne dziecko sie na prestiżowe studia dostało, zapłacą każde pieniądze.
Do tego dochodzi przeświadczenie – że jak w szkole państwowej i za darmo, to na pewno gorzej niż prywatnie za pieniądze.
Co nie zawsze jest prawdą.
Miałam taki przypadek, gdy prowadziłam darmowe dla uczniów dodatkowe zajęcia z mojego przedmiotu, a jeden z nich zwalniał się z nich mówiąc, że ma akurat korepetycje z tego przedmiotu.
Dopiero moje pytanie, czy naprawdę woli płacić za coś, co ma w szkole za darmo, otrzeźwiło go i przyznał mi rację, że faktycznie to głupota.
A był to uczeń, z którym naprawdę miałam dobry kontakt, a on również był zadowolony z mojej pracy i kompetencji.
Wracając d głownego tematu.
Jak juz porzednio w któryms wpisie stwierdziłam – wprowadzane zmiany są nieprzemyślane i po jakimś czasie często wraca sie do punktu wyjścia.
Tak było np. w przypadku powstania gimnazjów.
Teraz łączy sie je z powrotem z podstawówka nazywając to „innowacją”.
Teraz wprowadza sie znowu obowiazkowy egzamin z matematyki i wraca sie do starej formy egzaminów ustnych.
Nie mówię już o ciągłym zamieszaniu i zawirowaniu wokół obowiązkowych poziomów na maturze pisemnej. Co roku jest inaczej. Jakby nie można było ustalić czegoś raz i porządnie.
Terminy matur tez ciągle ulegają zmianom. To nie do pomyślenia w takich np. wspomnianych przeze mnie Niemczech, żeby na początku roku szkolnego nie było jeszcze dokładnego terminarza egzaminów pisemnych i ustnych.
Pamiętam jakie były problemy z ustaleniem, w jakich terminach pokrywają się ewentualnie egzaminy w Polsce i Niemczech, żeby można było prosić o zmianę tych terminów ( w przypadku polskich uczniów zdających jednocześnie maturę w Polsce i Niemczech.)
Dla mnie to była niezręczna sytuacja i kompromitacja, że musiałam tłumaczyć się za bałagan panujący w polskim MEN, którego szczerze mówiąc sama nie rozumiem. A i tak patrzyli na mnie jakby nasza oświat pochodziła z jakiegoś odległego świata i czasu, a nie znajdowała się w 21 w.
Dlaczego nie mozna u nas ustalić terminów matury na co najmniej rok z góry ( juz nie mówię o 3 latach z wyprzedzeniem, bo to chyba sytuacja nie do przejścia)
Dlaczego nie można u nas zastanowić się nad kształtem obecnej matury, wziąć pod uwagę głosy „praktyków”, czyli egzaminatorów i nauczycieli i zrobić zmiany raz, a porządnie?
Pytanie retoryczne, na które zapewne nie uzyskamy odpowiedzi.
P.S @zza kałuży dziękuję za uznanie 🙂
Może dla społeczeństwa niezorientowanego za bardzo w tym, co sie w szk
Może dla społeczeństwa niezorientowanego za bardzo w tym, co sie w szkole od „środka ” dzieje te ciągłe pozorne zmiany mają znamiona prawdziwych reform. I ludziska sie cieszą, że wreszcie pani minister wreszcie szkołę „uczniom przywraca”.
I może właśnie tylko o takie pozorowane działania na rzecz „dobrego pijaru”, a nie o prawdziwe, rzetelnie przygotowane reformy urzędnikom z MEN- u chodzi?
Bo, żeby reformę rzetelnie przygotować potrzeba więcej niż 5- ciu lat, a tyle kadencja rządu nie trwa, więc trzeba się spieszyć i wmawiać społeczeństwu, że się nieustannie „reformuje” i na skutek tych reform poziom szkolnictwa ciągle wzrasta. Jeszcze jak się zwolni rzesze zarabiających „krocie” i nic nie robiących darmozjadów- nauczycieli, to wreszcie problemy oświaty znikną, a szkoła stanie się naprawdę „radosną” szkołą .
Więc trzeba wciąż przekonywać społeczeństwo, że nauczycieli za dużo, za dużo zarabiają, a za mało pracują. w porównaniu do innych krajów europejskich to żyją wręcz jak „pączki w maśle”.
A że fakty są inne? Kto tam uwierzy nauczycielom, gdy opisują, jak naprawdę ich praca wygląda i ile naprawdę zarabiają i w jakich warunkach pracują.
Przecież telewizja i prasa nie kłamią! 😀
Jak pijar będzie dobry, a ludzie przekonani, że naprawdę w oświacie się dużo nowego dzieje, to może wybiorą znowu na następne 5 lat, i sie zobaczy.
A jak nie, to następcy niech się bawią w odkręcanie tego, co zostało zepsute.
I tak kółeczko się ciągle kręci, od wielu już lat, niezależnie od rządzącej ekipy zmierzając wciąż do punktu wyjściowego.
Smutne i deprymujące dla kogoś tak maluczkiego, jak ja, kto widzi tę nieustanną maskaradę, i kto chciałby naprawdę, aby polska szkoła choć trochę się do Europy zbliżyła.
Do Rudy
To się nazywa wylewanie dziecka z kąpielą!!!
W cywilizowanym świecie na topowych uczelniach nigdzie(!) nie bazują ona na jednym czynniku (typu dwie liczby jak u nas)!!! One same sobie rekrutują studentów, ale biorą pod uwagę masę rzeczy – i wyniki różnych egzaminów, i osiągnięcia kandydata, i jego referencje i oceny szkolne z kilku lat i eseje jakie na zadany temat pisze, i wyniki własnych egzaminów i wyniki rozmowy kwalifikacyjnej!!!
Oni walczą o najlepszych kandydatów – korupcyjne przyjmowanie słabych to byłoby dla nich samobójstwo!!! U nas nawet najlepsza uczelnia ogranicza się(bo musi!) do dodania dwóch liczb od Sasa i od Lasa(stopień trudności poszczególnych matur jest zróżnicowany w zależności od roku i przedmiotu!!!) i uszeregowania wyników tej operacji;-)
Drogi A.L,
Zanim zwrócisz komuś uwagę na to, jak pisze ( „Jezeli to ejst poziom pisania maturzysty, no to dzieki wielkie?” ), popatrz najpierw na siebie – o ile brak polskich znaków z wiadomych powodów można wybaczyć, o tyle mnóstwo literówek drażni. Zwłaszcza, gdy piszesz, że pracowałeś na Politechnice Warszawskiej; politechnika politechniką, ale język ojczysty w jakimś przyzwoitym stopniu wypadałoby opanować, gdy pracuje się na uczelni. I to tak szacownej.
„Jaki ma wplyw dawanie w lape profesorom zeby wylosowac pytanei na egzaminie na studia? Czy MAsh ma zielone pojecie jak wygladaja egzaminy na studia?”
Ano taki, że członek komisji wskazywał wtedy „papierek”, który dana osoba ma wylosować. Proste i skuteczne zarazem.
„Dzieki czemu? Dzieki temu ze Mash nei chce dawac w lape? I jaki ?patologiczny system???”
Dzięki likwidacji egzaminów na studia. Patologiczny system przyjęć, gdzie w bardzo wielu przypadkach decydowały znajomości, wcześniejsze korki u danego profesora, bądź najnormalniejsza łapówka. Chyba wyrażam się jasno?
„?Widzocznie nie? ze ?pzrekonali sie? czy ?nei taki starszny???”
Doprawdy, sens tego zdania jest zupełnie jasny, jeśli popatrzeć na kontekst. Przykre, że osoba, pracująca na wyższej uczelni, ma takie braki, jeśli chodzi o czytanie ze zrozumieniem.
„Owszem, byla afera (nie na mojej uczelni): pewien pracownik pobieral lapowke za pomyslny wynik egzaminu i zwracal ja gdy wynik byl niepomyslny. Oczywiscie, w celu wspomozenia ?swoim? kandydatom nie ruszyl palcem w bucie, liczac ze satstystyka bedzie stala po jego stronie. I stala.”
No proszę, jacy sami święci.
Dodam tylko, że maturzystą byłem rok temu, teraz zacznę drugi rok prawa w Krakowie. Dostałem się bez żadnego problemu; gorzej ze znajomymi z kierunków artystycznych, politechnicznych właśnie (architektura!), gdzie nadal obowiązują egzaminy wstępne i co roku są przekręty. Wystarczy śledzić media, chociażby krakowski oddział Gazety Wyborczej, która już kolejny rok to opisuje.
Mash : „Zanim zwrócisz komuś uwagę na to, jak pisze ( ?Jezeli to ejst poziom pisania maturzysty, no to dzieki wielkie?? ), popatrz najpierw na siebie ? o ile brak polskich znaków z wiadomych powodów można wybaczyć, o tyle mnóstwo literówek drażni. Zwłaszcza, gdy piszesz, że pracowałeś na Politechnice Warszawskiej; politechnika politechniką, ale język ojczysty w jakimś przyzwoitym stopniu wypadałoby opanować, gdy pracuje się na uczelni. I to tak szacownej.”
Dziekuje za cenne uwagi. Pozwalam sobie olac je w calosci.
Mash :”Ano taki, że członek komisji wskazywał wtedy ?papierek?, który dana osoba ma wylosować. Proste i skuteczne zarazem”
Mash, jest to kompletny nonsens. „Urban legend”. Nie masz pojecia jak wygladal w owych czasach egzamin na uczelnie i jak przestzregano tego aby sie podobne przekrety (ani zadne inne przekrety) nie zdarzaly. Pzrede wsystkim, nikt nie mogl „wskazac papierka”, bo papierki byly mieszane przed kazdym losowaniem.
Roznica miedzy nami polega na tym ze ja wiem, a ty powtarzasz popularne plotki i oddajesz im gleboka wiare. Neistety, nie mamy czegos co sie nazywa „platforma do dyskusji”, bo z wiara nie mozna dyskutowac. Wierz sobie w coc chcesz i powtarzaj dookola.
Zlikwidowanei zas egzaminiw wstepnych bylo wielkim nieszczesciem i kompletnym idiotyzmem. Albowiem spowodowalo ze na studia dostaja sie ludzie ktorzy NIGDY nei powinni sie tam znalezc.
S21: „Oni walczą o najlepszych kandydatów ? korupcyjne przyjmowanie słabych to byłoby dla nich samobójstwo!!! U nas nawet najlepsza uczelnia ogranicza się(bo musi!) do dodania dwóch liczb od Sasa i od Lasa(stopień trudności poszczególnych matur jest zróżnicowany w zależności od roku i przedmiotu!!!) i uszeregowania wyników tej operacji;-)”
Dokladnie. Moi koledzy z Politechniki donosza o studentach majacych zasadnicze trudnosci z tabliczka mnozenia i nie potrafiacych obliczyc wartosci wyrazenia matematycznego zawierajacego nawiasy. I to sa przyszli inzynierowie! Nie mowiac o takich nadzwycajnoscial jak logarytmy i funkcje trygonometryczne.
hilda pisze: 2011-09-03 o godz. 08:50
„Terminy matur tez ciągle ulegają zmianom. To nie do pomyślenia w takich np. wspomnianych przeze mnie Niemczech, żeby na początku roku szkolnego nie było jeszcze dokładnego terminarza egzaminów pisemnych i ustnych.
(…)
Dlaczego nie mozna u nas ustalić terminów matury na co najmniej rok z góry ( juz nie mówię o 3 latach z wyprzedzeniem, bo to chyba sytuacja nie do przejścia)
hilda pisze: 2011-09-03 o godz. 09:29
Bo, żeby reformę rzetelnie przygotować potrzeba więcej niż 5- ciu lat”
Myślę, że częściowo może to wynikać z kilku smutnych faktów:
a) coraz mniej rzeczy się w Polsce produkuje,
b) to, co się produkuje, rzadko jest w Polsce projektowane,
c) jest mała wymiana kadr pomiędzy przemysłem a oświatą.
Każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w projektowaniu i produkowaniu czegokolwiek wie, co to znaczy „zamrozić” projekt na pewnym etapie. Wie, jakie należy wtedy poczynić uzgodnienia z klientem. Ma pojęcie, jakiej ilości testów wymaga każda zmiana, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy tyle regulacji prawnych rządzi procesami wytwarzania tak wielu produktów.
I najwazniejsze. Wie, jakie szalone koszta, bardzo często czyniące całe przedsięwzięcie nieopłacalnym, związane są z naruszeniem „zamrożenia” projektu po pewnym terminie.
Mash: „?Owszem, byla afera (nie na mojej uczelni): pewien pracownik pobieral lapowke za pomyslny wynik egzaminu i zwracal ja gdy wynik byl niepomyslny. Oczywiscie, w celu wspomozenia ?swoim? kandydatom nie ruszyl palcem w bucie, liczac ze satstystyka bedzie stala po jego stronie. I stala.?
No proszę, jacy sami święci.”
Nie zrozumiales co napisalem. Pzreczytaj jeszcze raz. W szczegolnosci przeanalizuj zdanie: „Oczywiscie, w celu wspomozenia ?swoim? kandydatom nie ruszyl palcem w bucie, liczac ze satstystyka bedzie stala po jego stronie”
Jak ja studiowalem w szole sredniej to byl przedmiot „Logika”. Potem go zlikwidowano. Jak moja narzeczona studiowala prawo, to mieli caly rok logiki. Logika prawnikom potzrebna, Co widac.
Ciekawe czy tez zlikwidowali ten pzredmiot?
„Dziekuje za cenne uwagi. Pozwalam sobie olac je w calosci.”
Ależ proszę, polecam się na przyszłość.
„Mash, jest to kompletny nonsens. ?Urban legend?. Nie masz pojecia jak wygladal w owych czasach egzamin na uczelnie i jak przestzregano tego aby sie podobne przekrety (ani zadne inne przekrety) nie zdarzaly. Pzrede wsystkim, nikt nie mogl ?wskazac papierka?, bo papierki byly mieszane przed kazdym losowaniem.”
Nie wiem, jak wyglądały na Politechnikę Warszawską, wiem, jak wyglądały na prawo na UJ.
„Zlikwidowanei zas egzaminiw wstepnych bylo wielkim nieszczesciem i kompletnym idiotyzmem. Albowiem spowodowalo ze na studia dostaja sie ludzie ktorzy NIGDY nei powinni sie tam znalezc.”
Jeśli uważasz, że za coraz niższy poziom studentów odpowiada likwidacja egzaminów wstępnych, to gratuluję „ciasnego” myślenia. Nikt Wam nie broni podnieść progów przy rekrutacji, no ale wtedy mniej osób => mniej pieniędzy, itp. Nie opłaca się Wam.
Reprezentujesz środowisko naukowe, które przez lata zarabiało kupę kasy na wstępnych, dlatego się w sumie nie dziwię, że tak ich bronisz. No ale to tylko kolejny argument dla mnie, że mam rację 🙂
Do poczytania:
Rok 2010:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,37650,8075390,Kryteria_egzaminow_na_architekture__Nikt_ich_nie_zna_.html
Rok 2011:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,9881200,Protesty_po_egzaminie_wstepnym_na_architekture.html
Podobnie jest na uczelniach artystycznych, o czym wiem z pierwszej ręki. Tam, gdzie są organizowane egzaminy wstępne przez same uczelnie, nadal są patologie. Tam, gdzie ich nie ma, problem praktycznie wyparował. Proste i oczywiste.
Hildo, doceniam twoje wpisy i lubię, są świetne.
Chciałbym ciebie (ale i innych, parkera też) zaprosić do dyskusji pod moim tekstem:
http://kis24.salon24.pl/338828,nienawidz-nauczyciela-swego-tekst-na-rozpoczecie-roku
„Nie zrozumiales co napisalem. Pzreczytaj jeszcze raz. W szczegolnosci przeanalizuj zdanie: ?Oczywiscie, w celu wspomozenia ?swoim? kandydatom nie ruszyl palcem w bucie, liczac ze satstystyka bedzie stala po jego stronie?
Jak ja studiowalem w szole sredniej to byl przedmiot ?Logika?. Potem go zlikwidowano. Jak moja narzeczona studiowala prawo, to mieli caly rok logiki. Logika prawnikom potzrebna, Co widac.
Ciekawe czy tez zlikwidowali ten pzredmiot?”
Powiedziałbym, że odwrotnie – to ty nie zrozumiałeś, co napisałem, chyba nawet się nie starałeś. Ale mniejsza już o to.
Nie, nie zlikwidowali tego „pzredmiotu”, zaskoczę Cię: zdałem, i to na 5-tkę, w pierwszym terminie 🙂
Panie Mash,
nawet jeśli kiedyś profesorowie brali w łapę, to teza, że to oni teraz podnoszą krzyk gdyż znowu chcą brać, jest za przeproszeniem, idiotyczna. Teraz nikt im złamanego grosza nie da ponieważ uczelni jest tyle co kiedyś (a nawet więcej – piszę o tych szkołach prywatnych dla leniwych), natmiast studentów coraz mniej. Każda uczelnia bierze dzieciaki jak leci bez zaglądania im w głowy (wiem co mówię bo siedzę w tym jakże świetnym biznesie uczelnianym).
Moim zdaniem ciągłe zmiany w systemie maturalnym powodują u ucznia swego rodzaju brak poczucia bezpieczeństwa – kolejne roczniki są poddawane eksperymentalnym formom egzaminu, które to formy w kolejnych latach przechodzą następne modyfikacje. Uczeń nie wie zatem, czy typ pracy, jaki realizuje z klasą jego polonista okaże się w ostatecznym rozrachunku korzystny. Matura to nie tylko aktualne standardy wcielane przez CKE – np. „w tym roku stawiamy na testowe sprawdzanie wiedzy” albo „w tym roku prym będzie wiodło wypracowanie”. Przez lata nauki uczeń nabywa na języku polskim nie tylko wiedzę w zakresie literatury, ale również kształtuje swój sposób myślenia. Jeśli przez całe gimnazjum i liceum był przez polonistów przygotowywany do zdawania matury pod klucz, a następnie zajdą zmiany, które punktować będą kreatywne myślenie i nietypowe odpowiedzi, oczywiste jest, jak to wpłynie na wyniki matur. Ciągłe zmiany w egzaminie dojrzałości powodują, że matura już dawno przestała być miarodajna – i nie chodzi tylko o to, że jej poziom jest systematycznie zaniżany – po prostu co chwila są nowe wytyczne, nowe formy na egzaminie, inny zakres materiału. Nie sposób porównywać wyników matur na przestrzeni choćby 5 lat. Wychodzi więc na to, że matura przestała spełniać swoją podstawą funkcję – NIE MIERZY wiedzy ucznia. Nie mierzy, ponieważ jednostka miary nie jest stała.
Do Mash
>Tam, gdzie są organizowane egzaminy wstępne przez same uczelnie, nadal są patologie. Tam, gdzie ich nie ma, problem praktycznie wyparował. Proste i oczywiste.<
Jeden(!) problem może(!) wyparował ( w końcu co rok słychać o jakichś ujawnieniach zadań z arkuszy!), za to powstały nowe, chyba poważniejsze!!!
To się kiedyś nazywało leczenie dżumy cholerą;-)
Czyli ciągle ten sam wątek: matura to fiasko. Sądu ostateczny dla człowieka 18-19 lat – niesmaczny żart.
Drogi A.L.
Właśnie na poziomie adiunktow najłatwiej dokonywnalo się wszelkich nadużyć. Mówię to na podstawie doświadczeń wydziału prawa i administracji dużego uniwersytetu w dużym mieście. To właśnie adiunkci w praktyce przeprowadzali egzaminy wstępne i oni mieli możliwość wplywania na wyniki egzaminu. Przecież nie chodzi tu o prostackie fałszerstwa. Z reszta nie ma powodu aby to dalej rozwijać. I ja tam byłem i niejedno piłem (lecz niestety nie dzisiaj). Dość powiedzieć, ze tylko nieznajacy problemu uważają, ze należy powrócić to egzaminów wstępnych. Wszędzie tam, gdzie pojawia się czynnik subiektywny (ludzki), tam istnieje pokusa nadużyć. A i powiedzmy szczerze, tam gdzie i pokusa, tam i są chętni do jego podjęcia.
Nowa matura – nowe eksperymenty. Może za wiele lat, po wielu, wielu doświadczeniach, treningach na tych, którzy pokrzywdzeni być nie powinni, dojdziemy do wniosku, jak powinny wyglądać egzaminy.
@ A.L.
Tak się składa, że korupcja w egzaminach istniała i pewnie istnieje nadal.
W 2001 roku po licencjacie zdawałam w Krakowie na amerykanistykę. Jakie było moja zdziwienie, gdy komisja zaczęła psioczyć, że kończyłam wydział z brytyjską odmianą języka (choć cała rekrutacja odbywała się ustnie..po polsku!) po czym po mnie weszła dziewczyna po hungarystyce(!); co więcej wyszła zadowolona, bo miała pytania tylko z kultury i wiedzy o Kanadzie a dziwnym zbiegiem okoliczności chodziła na kurs przygotowawczy do pani, która zasiadała w w/w komisji.
„Panie Mash,
nawet jeśli kiedyś profesorowie brali w łapę, to teza, że to oni teraz podnoszą krzyk gdyż znowu chcą brać, jest za przeproszeniem, idiotyczna. Teraz nikt im złamanego grosza nie da ponieważ uczelni jest tyle co kiedyś (a nawet więcej ? piszę o tych szkołach prywatnych dla leniwych), natmiast studentów coraz mniej. Każda uczelnia bierze dzieciaki jak leci bez zaglądania im w głowy (wiem co mówię bo siedzę w tym jakże świetnym biznesie uczelnianym).”
To ciekawe, bo NAJWIĘKSZE i NAJLEPSZE uczelnie miały więcej kandydatów, niż w roku ubiegłbym. Na najlepsze, najbardziej prestiżowe kierunki składa podanie po kilka osób na jedno miejsce. Na tzw. „przyszłościowe” kierunki, gdzie miejsc jest mało, bywało, że chętnych było ponad 20 osób na miejsce.
Powiedz to chętnym na architekturę, że nie mają co płacić profesorom, za prywatne „lekcje”, bo i tak zostaną przyjęci, bo „uczelnie biorą dzieciaki jak leci, bez zaglądania im do głowy”.
„Jeden(!) problem może(!) wyparował ( w końcu co rok słychać o jakichś ujawnieniach zadań z arkuszy!), za to powstały nowe, chyba poważniejsze!!!
To się kiedyś nazywało leczenie dżumy cholerą;-)”
Jakież to nowe, poważniejsze problemy powstały z powodu nowej matury? Bo jeśli Twoja wiedza o temacie sprowadza się do „w końcu co rok słychać o jakichś ujawnieniach zadań z arkuszy”, to chyba nie mamy o czym dyskutować.
Duck – zgadzam się z tym co piszesz, oprócz „klucza” – najbardziej psioczą na niego osoby, które ostatni kontakt z liceum miały 20 lat temu, które nie mają pojęcia, czym ten osławiony „klucz” tak w rzeczywistości jest.
anglistka: „Tak się składa, że korupcja w egzaminach istniała i pewnie istnieje nadal.”
No tak. Nie zdalam. TO MUSIAL BYC PRZEKRET!
MAsh: „Jakież to nowe, poważniejsze problemy powstały z powodu nowej matury? Bo jeśli Twoja wiedza o temacie sprowadza się do ?w końcu co rok słychać o jakichś ujawnieniach zadań z arkuszy?, to chyba nie mamy o czym dyskutować.”
Roblemy sa takie ze z kazdym rokiem matura jest coraz bardziej trywialna, sprawdza coraz mniej wiadomosci i na studia dostaja sie osobnicy ktorzy nie maja wymaganych wiadomosci. W efekcie uczelnia wyzsza przeksztalca sie w isntytucje odrabiajacza prace za szkole srednia i douczajace studentow tego czego sie w szkoel sredniej nei nauczyli. Niestety, nei wszyscy sa w stanei sie douczyc. Powoduje to ze poziom nauczania na studiach spada.
Pol biedy jezeli spada na prawie czy innych „naukach” humanistycznych. Gozrej ze spda na inzynierii. Potem most sie moze zwalic albo samolot spasc.
Rudy: „Mówię to na podstawie doświadczeń wydziału prawa i administracji dużego uniwersytetu w dużym mieście”
No to mamy inne doswiadcznia. Jak wiadomo, wydzial PRAWA na ogol nie jest mocny w pzrestzreganiu tegoz. ja odpowiadam za siebie: stworzylismy system w ktorym mozliwosci przekretu zostaly zredukowane do minimum
Mash: „?Nie zrozumiales co napisalem. Pzreczytaj jeszcze raz. W szczegolnosci przeanalizuj zdanie: ?Oczywiscie, w celu wspomozenia ?swoim? kandydatom nie ruszyl palcem w bucie, liczac ze satstystyka bedzie stala po jego stronie”
„Powiedziałbym, że odwrotnie ? to ty nie zrozumiałeś, co napisałem, chyba nawet się nie starałeś. Ale mniejsza już o to.”
Nie odpowiedziales na pytanie – czy zrozumiales moj tekst? Widocznie jednak za trudny.
„No to mamy inne doswiadcznia. Jak wiadomo, wydzial PRAWA na ogol nie jest mocny w pzrestzreganiu tegoz. ja odpowiadam za siebie: stworzylismy system w ktorym mozliwosci przekretu zostaly zredukowane do minimum”
Miło z Waszej strony, że tak zrobiliście; myślę jednak, że wypowiedzi moje i innych osób, na temat różnych uczelni i kierunków, powinny dać Ci do myślenia. Jak widzę jednak nie dają.
„Roblemy sa takie ze z kazdym rokiem matura jest coraz bardziej trywialna, sprawdza coraz mniej wiadomosci i na studia dostaja sie osobnicy ktorzy nie maja wymaganych wiadomosci. W efekcie uczelnia wyzsza przeksztalca sie w isntytucje odrabiajacza prace za szkole srednia i douczajace studentow tego czego sie w szkoel sredniej nei nauczyli. Niestety, nei wszyscy sa w stanei sie douczyc. Powoduje to ze poziom nauczania na studiach spada.
Pol biedy jezeli spada na prawie czy innych ?naukach? humanistycznych. Gozrej ze spda na inzynierii. Potem most sie moze zwalic albo samolot spasc.”
Bzdury. Matura wcale nie jest „z roku na rok coraz bardziej trywialna”, bo podstawa programowa nie zmienia się z roku na rok; „nowa matura” od początku mniej więcej sprawdza te same umiejętności, wiedzę. Raz ponoć jest trudniejsza, za rok ponoć mniej. Piszę „ponoć”, bo to są subiektywne opinie uczniów i nauczycieli. W tym roku była w mniemaniu maturzystów trudniejsza, niż w zeszłym roku, a na „poziomie” tej z 2009 roku.
Za poziom studentów politechnik odpowiada wieloletnia zapaść, związana z brakiem matematyki na maturze. Zgodnie z założeniami nowej matury – to się zmieniło. Dyskusja o poziomie studentów to problem dużo szerszy – moim zdaniem problemem jest wpajane nam od dłuższego czasu przekonanie, że każdy musi mieć maturę, każdy musi iść na studia, bo jak nie, to wstyd. Dlatego mamy jeden z najwyższych poziomów scholaryzacji, drugą na świecie liczbę uczelni wyższych (zaraz po Chinach), co jest patologią.
Wy oczywiście uważacie, że to wina wszystkich innych, poza Wami samymi. Oczywiście, to nie jest tak, że Waszemu środowisku zależy na jak największej liczbie studentów (chociażby studiujących durne kierunki na pseudo-szkółkach), to nie jest tak, że, żyjąc we własnym świecie, nie raczyliście zauważyć, że miała miejsce reforma edukacji (niezależnie od tego, jak się ją ocenia) i nie dostosowaliście swoich programów. Winni są wszyscy inni, ale przecież nie środowisko akademickie, które, jak wszyscy wiedzą, jest nie do ruszenia w tym kraju, święte krowy same.
A zdania, że „pół biedy, że spada na prawie, czy innych kierunkach humanistycznych” komentował nawet nie będę, bo szkoda słów.
„Nie odpowiedziales na pytanie ? czy zrozumiales moj tekst? Widocznie jednak za trudny.”
Faktycznie, muszę się mocno wczytywać, żeby z morza literówek wyłapać jakiś sens. Przykład kolegi po fachu – nie wiem, co ma udowadniać, chyba tylko dziwactwo naukowców. No i przy okazji potwierdza przy okazji, że problem korupcji jednak istnieje.
?Terminy matur tez ciągle ulegają zmianom. To nie do pomyślenia w takich np. wspomnianych przeze mnie Niemczech, żeby na początku roku szkolnego nie było jeszcze dokładnego terminarza egzaminów pisemnych i ustnych.
(?)
Dlaczego nie mozna u nas ustalić terminów matury na co najmniej rok z góry ( juz nie mówię o 3 latach z wyprzedzeniem, bo to chyba sytuacja nie do przejścia)
hilda pisze: 2011-09-03 o godz. 09:29
Bo, żeby reformę rzetelnie przygotować potrzeba więcej niż 5- ciu lat?
Może Gospodarz pochyli się nad losem gimnazjalistów, którzy zostali zaskoczeni pasztetem – „małą maturą” poniżej:
…Sześć egzaminów, w tym język obcy na dwóch poziomach, a czas na napisanie poszczególnych sprawdzianów dłuższy o pół godziny. Egzamin gimnazjalny odbywać się będzie teraz na nowych zasadach.
Centralna Komisja Egzaminacyjna ogłosiła, że w nadchodzącym roku szkolnym gimnazjaliści sprawdzian wiedzy pisać będą w dniach 24-26 kwietnia. I choć tak jak do tej pory będzie się on składał się z trzech części, to uczniów czekają spore zmiany.
Nowością jest, że części humanistyczna i matematyczno-przyrodnicza zostaną rozbite teraz na dwa bloki przedmiotowe. Na początek zaplanowano ten pierwszy sprawdzian. Rozpocznie się on godzinnym egzaminem z historii i wiedzy o społeczeństwie. – Będą to tylko zadania zamknięte – informuje Danuta Zakrzewska, dyrektorka Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi obejmującej swym zasięgiem województwo świętokrzyskie. Po 45-minutowej przerwie rozpocznie się egzamin z języka polskiego. Na jego napisanie gimnazjaliści będą mieli półtorej godziny. – W tej części pojawią się zadania otwarte. Nie wiadomo jeszcze, czy będą tylko takie, czy również test wyboru – podkreśla Zakrzewska.
Podobnie wyglądać będzie sprawdzian z części matematyczno-przyrodniczej. Najpierw odbędzie się sprawdzian z zakresu nauk przyrodniczych (biologii, chemii, fizyki i geografii), a po przerwie gimnazjaliści zdawać będą sprawdzian z matematyki.
Również na dwie części – podstawową i rozszerzoną – podzielono egzamin z języka obcego. – Uczniowie, którzy w gimnazjum kontynuowali naukę języka ze szkoły podstawowej, będą mieli obowiązek przystąpienia do obu części egzaminu. Jeśli natomiast uczeń w gimnazjum uczył się nowego języka, będzie mógł sam zdecydować, czy chce zdawać również na poziomie rozszerzonym – tłumaczy dyrektorka OKE Łódź.
Po co takie zmiany? – Jednym z powodów ich wprowadzenia był fakt, że w przypadku wyodrębnienia poszczególnych przedmiotów na egzaminie można łatwiej przeanalizować, jaki jest przyrost wiedzy i umiejętności ucznia podczas nauki w gimnazjum – odpowiada Zakrzewska.
Możliwe, że jesienią tego roku zorganizowany zostanie próbny egzamin gimnazjalny. – Zastanawiamy się jednak, czy przeprowadzić próbę, czy rozdać nauczycielom przykładowe arkusze egzaminacyjne, aby mogli przećwiczyć z uczniami ich rozwiązywanie – mówi Zakrzewska…..
Może Gospodarz pochyli się nad marnym losem tegorocznych trzecioklasistów gimnazum, przecież im zafundowano jeszcze gorszy pasztet w postaci małej matury i braku możliwości przetrenowania nowej formuły
Sześć egzaminów, w tym język obcy na dwóch poziomach, a czas na napisanie poszczególnych sprawdzianów dłuższy o pół godziny. Egzamin gimnazjalny odbywać się będzie teraz na nowych zasadach.
Centralna Komisja Egzaminacyjna ogłosiła, że w nadchodzącym roku szkolnym gimnazjaliści sprawdzian wiedzy pisać będą w dniach 24-26 kwietnia. I choć tak jak do tej pory będzie się on składał się z trzech części, to uczniów czekają spore zmiany.
Nowością jest, że części humanistyczna i matematyczno-przyrodnicza zostaną rozbite teraz na dwa bloki przedmiotowe. Na początek zaplanowano ten pierwszy sprawdzian. Rozpocznie się on godzinnym egzaminem z historii i wiedzy o społeczeństwie. – Będą to tylko zadania zamknięte – informuje Danuta Zakrzewska, dyrektorka Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi obejmującej swym zasięgiem województwo świętokrzyskie. Po 45-minutowej przerwie rozpocznie się egzamin z języka polskiego. Na jego napisanie gimnazjaliści będą mieli półtorej godziny. – W tej części pojawią się zadania otwarte. Nie wiadomo jeszcze, czy będą tylko takie, czy również test wyboru – podkreśla Zakrzewska.
Podobnie wyglądać będzie sprawdzian z części matematyczno-przyrodniczej. Najpierw odbędzie się sprawdzian z zakresu nauk przyrodniczych (biologii, chemii, fizyki i geografii), a po przerwie gimnazjaliści zdawać będą sprawdzian z matematyki.
Również na dwie części – podstawową i rozszerzoną – podzielono egzamin z języka obcego. – Uczniowie, którzy w gimnazjum kontynuowali naukę języka ze szkoły podstawowej, będą mieli obowiązek przystąpienia do obu części egzaminu. Jeśli natomiast uczeń w gimnazjum uczył się nowego języka, będzie mógł sam zdecydować, czy chce zdawać również na poziomie rozszerzonym – tłumaczy dyrektorka OKE Łódź.
Po co takie zmiany? – Jednym z powodów ich wprowadzenia był fakt, że w przypadku wyodrębnienia poszczególnych przedmiotów na egzaminie można łatwiej przeanalizować, jaki jest przyrost wiedzy i umiejętności ucznia podczas nauki w gimnazjum – odpowiada Zakrzewska.
Możliwe, że jesienią tego roku zorganizowany zostanie próbny egzamin gimnazjalny. – Zastanawiamy się jednak, czy przeprowadzić próbę, czy rozdać nauczycielom przykładowe arkusze egzaminacyjne, aby mogli przećwiczyć z uczniami ich rozwiązywanie – mówi Zakrzewska.
Nikt nie ma wątpliwości, że celem nauki jest przekazywanie uczniom wiedzy i umiejętności.
Co prawda gospodarz napisał kiedyś, że celem jest jak najlepsze zdanie egzaminu, no ale to należny traktować chyba jako przejęzyczenie, że najlepsze zdanie egzaminu jest po prostu weryfikacją tej wiedzy i umiejętności, mam nadzieje, że to miał na myśli.
Jak się zarzuca szkole, że uczy pod klucz zamiast przekazywać wiedzę, większość nauczycieli się od tego odżegnuje.
To jakie znaczenie ma forma egzaminu skoro uważamy, że nie jest on celem samym w sobie, tylko ma te wiedzę sprawdzać?
Przecież istotne jest to, żeby wszyscy mieli takie same szanse, tak samo wymagający egzamin.
A jaki, w jakim terminie, a co za różnica?
Niech szkoła uczy jak najlepiej, a jak kto zdał egzamin, będzie wtedy tylko od tego co ma uczeń w głowie zależało.
abc pisze:
2011-09-05 o godz. 19:20
„Zastanawiamy się jednak, czy przeprowadzić próbę, czy rozdać nauczycielom przykładowe arkusze egzaminacyjne, aby mogli przećwiczyć z uczniami ich rozwiązywanie ? mówi Zakrzewska.”
Tegoroczny egzamin gimnazjalny „po nowemu” to kolejny wg. mnie skandaliczny przykład partactwa CKE i MEN-u, który na takie doświadczenia kosztem uczniów pozwala. I jeszcze się zastanawiają, czy przeprowadzać próbę….
Naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego tak istotne dla uczniów zmiany są tak pochopne i nieprzemyślane i w roku szkolnym, w którym ten nowy egzamin ma już obowiązywać, tak naprawdę nie tylko nauczyciele ale chyba i sami urzędnicy odpowiedzialni za kształt i organizację tych egzaminów nie za bardzo wiedzą, jak owe egzaminy będą wyglądać.
Nie było żadnych konsultacji, żadnych prób, nie mówiąc już o standaryzacji, żadnych szkoleń dla nauczycieli, jest dezinformacja wręcz….
Nie ma przykładowych arkuszy, nie ma dodatkowych pozycji,które można by wykorzystać w celu przećwiczenia sytuacji egzaminacyjnych.
Ani nauczyciele, ani tym bardziej uczniowie nie wiedzą w ogóle jak się do tych nowych egzaminów przygotować…
Niektórym uczniom nie zależy wprawdzie na wyniku i w sumie ma gdzieś te całe egzaminy….
Ale niektórzy – ci ambitni się stresują….
Chcieliby chociaż mieć szanse się zapoznać z przykładowymi arkuszami, przećwiczyć, aby chociażby wiedzieć, jak rozplanować czas.
Chcieliby wypaść jak najlepiej…
Ale MEN to nie obchodzi…
I tak nieprzygotowane, nieprzemyślane i przede wszystkim niewystandaryzowane testy mają niby służyć pomiarowi przyrostu wiedzy uczniów. 😀
Śmiechu warte.
Cóż do kwietnia jest przecież jeszcze mnóstwo czasu, może coś tam jeszcze innego wymyślą.
A że uczniowie i nauczyciele jeszcze nic nie wiedzą – kto by się tam nimi maluczkimi przejmował….
Ważny jest pijar, że się coś dzieje, zmienia, reformuje „idzie ku lepszemu”….
A że się przy okazji partaczy, cóż o tym wiedzą tylko nauczyciele, a z ich zdaniem nikt się i tak nie liczy.
Bo w MEN – jak zwykle nawet jak nie wiedzą, to i tak wiedzą najlepiej …
W końcu zmiany są po to, by zmieniać i niby mierzyć przyrost wiedzy uczniów.
Przede wszystkim chyba po to, by stworzyć kolejne tabelki, kolejne plany ewaluacji i naprawcze itp. , a nie żeby było lepiej i żeby się poziom naprawdę podnosił.
Wszystko i tak na chwilę i na niby…
Bo papier wszystko przyjmie i w sumie można – tak w przypadku nauczycielskich pensji, lekko zmanipulować i nagiąć fakty i odtrąbić potem w telewizji wielki sukces, że się niby poziom podniósł….
Telewizja przecież nie kłamie 😀
Naprawdę żenująca i rozbrajająca jest ta niezwykła szczerość, z którą pani dyrektor OKE w Łodzi przyznaje się do swojej niewiedzy i swojego zastanawiania się w kwestii przeprowadzenia próby….
No ale w opinii co niektórych, zachwyconych ideą reform, mamy wspaniałą panią minister, która pracowicie ciągle coś reformuje.
I tak mamy reformę dla samej reformy – taką „sztukę dla sztuki”.
A.L. pisze: Pol biedy jezeli spada na prawie czy innych ?naukach? humanistycznych. Gozrej ze spda na inzynierii. Potem most sie moze zwalic albo samolot spasc.
Czy to oznacza A.L. ,że na politechnikę wystarczy się dostać? Od razu dają dyplomy inżynierskie tym niedouczonym maturzystom? A ja myślałam,że czegoś tam uczą i wymagają czegoś, a jak się ktoś nie jest w stanie wyuczyć, to inżynierem nie zostanie. Kiepsko cos z tą logiką chyba..Albo z tymi politechnikami..
Zapewne nie powinienem się wtrącać do dyskusji, jaka się wywiązała między A.L. i Mashem, ale jest tak pełna uproszczeń, że nie mogę się powstrzymać.
Zastanawia mnie pewność A.L., że nie było przekrętów. Skoro mówi, że w jego środowisku i w komisjach, w których uczestniczył, ich nie było, nie widzę podstaw, by nie wierzyć. Jestem też pewien, że nie było ich na moim wydziale (nauki ścisłe), wiem z doświadczenia jak podchodzi się u nas do egzaminów, sam byłem w komisjach egzaminacyjnych (wprawdzie już tych nowych, chodziło o kwalifikacje na etap magisterski) i do głowy
by mi nie przyszło udzielać płatnych korepetycji (mimo, że studenci mnie o to prosili, co najwyżej proponowałem dodatkowe nieodpłatne konsultacje, w ramach wolnego czasu, podobnie robili znajomi). Pomijam już, że rozwiązania zadań z przedmiotów ścisłych mówią same za siebie, trudno je podważyć, a treści zadań będąc członkiem komisji poznałem razem ze studentami.
Ale to nie znaczy, że wszędzie było/jest równie czysto, zresztą jeszcze kilka lat temu można było przeczytać w prasie o łapówkach przyjmowanych przez wykładowców od studentów, część spraw miała finał w sądzie i zakończyła się wyrokiem skazującym. Niestety słyszy się o różnych przykładach nieuczciwości na uczelniach.
niemniej nie trafiają też do mnie argumenty Masha, wydają mi się bowiem zbyt uogólniające i nieco (za przeproszeniem) niedojrzałe. Mash, zapewniam Cię, że jako nauczyciel akademicki chciałbym powrotu egzaminów wstępnych, a równocześnie marzę o tym, by nie mieć nic wspólnego z ich przeprowadzaniem. Marzę o ich powrocie, bo obecnie studenci są bardzo słabo przygotowani do studiów, tak jak wspomniał A.L. często mają braki z matematyki na poziomie dawnej podstawówki. Egzaminy maturalne w obecnej formie promują często przeciętniactwo, a podział na część podstawową i rozdzieloną prowadzi do paranoi, o jakich przeczytałem kiedyś w komentarzu maturzysty: „na studia potrzebowałem punktów z części rozszerzonej, więc tego się nauczyłem, z części podstawowej nic nie umiem, ledwo ją zdałem, bo nie była mi potrzebna”. Pokazuje to, że sam system jest źle pomyślany, skoro można przygotować się tak wyrywkowo. Egzaminy uczelniane pozwoliłyby na znacznie lepszą selekcję kandydatów, a w przypadku mojego wydziału (dość renomowany wydział na jednym z największych uniwersytetów) na tym zależy nam najbardziej.
A teraz kilka słów, dlaczego nie chciałbym mieć nic wspólnego z egzaminami. Otóż tak dla mnie, jak i dla moich kolegów to jest dodatkowa, kiepsko płatna praca przy sprawdzaniu masy zadań, praca która zajmuje mnóstwo czasu, który moglibyśmy poświęcić albo na badania, albo na dorobienie sobie gdzie indziej. Więc te egzaminy, które mamy traktujemy jako zło konieczne i wcale nie marzymy o tym, żeby sobie dorobić. Jeśli chcielibyśmy powrotu egzaminów wstępnych, to nie z chęci zysku, a z powodów wspomnianych powyżej, może zabrzmi to idealistycznie, ale chcemy budować na naszym wydziale pewną jakość, a do tego potrzebna jest też grupa dobrych studentów. Być może część środowiska pasuje do zaproponowanego przez Ciebie opisu, na niektórych wydziałach ma się np. wrażenie, że władzom bardziej zależy na ilości studentów niż ich jakości (wiadomo, za studentem idą pieniądze z ministerstwa), może pewnym osobom marzy się dorabianie na korepetycjach, ale moim zdaniem uogólnianie tego na całe środowisko akademickie i szukanie w tym jedynej motywacji dla naszej krytyki obecnego systemu jest dużym uproszczeniem (żeby nie powiedzieć krzywdzącym nadużyciem).
A dyskutowanie o tym kto nie rozumie tekstu pisanego i kto co olewa dowodzi tylko, że obaj Panowie mają bardzo dużo wolnego czasu (ja go nie mam, a i tak straciłem go już trochę na pisanie tego komentarza, więc teraz wracam do pracy).
pan, któy pisze że „musi” „dać w łapę” komuś za maturę rzeczywiście powinien się zastanowić nad sobą. Wystarczy się nauczyć i nie „dawać w łapę”. Proste.
Miło, że wreszcie pojawił się tekst, z którym można dyskutować.
„Marzę o ich powrocie, bo obecnie studenci są bardzo słabo przygotowani do studiów, tak jak wspomniał A.L. często mają braki z matematyki na poziomie dawnej podstawówki. Egzaminy maturalne w obecnej formie promują często przeciętniactwo, a podział na część podstawową i rozdzieloną prowadzi do paranoi, o jakich przeczytałem kiedyś w komentarzu maturzysty: ?na studia potrzebowałem punktów z części rozszerzonej, więc tego się nauczyłem, z części podstawowej nic nie umiem, ledwo ją zdałem, bo nie była mi potrzebna?. Pokazuje to, że sam system jest źle pomyślany, skoro można przygotować się tak wyrywkowo. Egzaminy uczelniane pozwoliłyby na znacznie lepszą selekcję kandydatów, a w przypadku mojego wydziału (dość renomowany wydział na jednym z największych uniwersytetów) na tym zależy nam najbardziej.”
Tak jak już pisałem – to nie „nowa matura” jest powodem obniżenia poziomu studentów. Powodem jest wpajane młodym ludziom przekonanie, że nie mieć matury, nie iść na studia, to obciach; połączone z jednoczesnym upadkiem szkolnictwa zawodowego. Poczucie to jest wzmacniane przez media, a także niestety środowisko naukowe – przede wszystkim ludzi związanych z prywatnymi uczelniami, które – wiadomo, walczą o każdego studenta. Niż demograficzny, wkraczający na uczelnie, również temu sprzyja. Braki z matematyki – też pisałem, że jest to zapóźnienie, związane z brakiem obowiązkowej matury z tego przedmiotu. Założenia „nowej matury” były takie, żeby wreszcie matematykę na obowiązkową maturę przywrócić. I to się udało.
Co do wypowiedzi tego maturzysty, to mogę zaręczyć, że jest to bzdura. Zdawałem 6 przedmiotów (polski, angielski, matematyka, niemiecki, historia, wos), z tego 4 na poziomie rozszerzonym (polski, angielski, historia, wos); mogę zaręczyć, że wiedza z poziomu podstawowego jest niezbędna do dobrego napisania matury na poziomie rozszerzonym. Skoro ta osoba mówiła o „zdaniu” matury, to musiało chodzić o przedmiot obowiązkowy (j.polski, j.obcy, matematyka – jeśli to było teraz, lub rok temu), ponieważ przedmiotu wybranego dodatkowo nie można oblać, a sytuacja taka, jak opisana, zwłaszcza z tych obowiązkowych przedmiotów, jest po prostu niemożliwa. Nie da się „umieć tylko na rozszerzony”, a na podstawowy nie i ledwo go zdać. Zapytaj jakiegokolwiek maturzystę, to potwierdzi moje słowa. Jeśli nie chcesz tego robić, to poczytaj podstawy programowe do tych przedmiotów i wyciągnij logiczne wnioski. O żadnej paranoi nie ma mowy; podział ten ułatwia sytuację osobom, które, będąc przykładowo humanistami, nie wiążą swojej przyszłości z matematyką i odwrotnie; wiadomo przecież, że na najlepsze kierunki na najlepszych uczelniach niemożliwością jest dostać się, zdając maturę wyłącznie na poziomie podstawowym.
Nota bene, wiara w takie anonimowe komentarze pokazuje tylko, jak duża nieznajomość sytuacji w szkolnictwie średniego szczebla panuje wśród pracowników naukowych. Przestaje mnie powoli dziwić brak jakiejkolwiek koordynacji między ministerstwem edukacji i ministerstwem szkolnictwa wyższego, między liceami i uczelniami.
Do lepszej selekcji kandydatów wystarczyłby jeden, bardzo prosty ruch – podniesienie progów ze strony uczelni. Ograniczyłoby to też patologie, w stylu mojego macierzystego wydziału – prawa i administracji UJ, gdzie na pierwszy rok prawa, przyjętych zostaje około 600 osób na studia dzienne, kolejne 600 na niestacjonarne. System studiów jest taki, że zaoczni mogą chodzić na zajęcia razem z dziennymi, co skutkuje niekiedy 80 osobami na grupie ćwiczeniowej z najbardziej obleganych przedmiotów, u najlepszych prowadzących. No ale oczywiście – mniejsza liczba studentów, to mniejsza ilość pieniędzy z Ministerstwa. Ale egzaminy wstępne, jeśli uczelnie chciałyby zachować podobną liczbę studentów, jak teraz, nic by nie zmieniły – nikt inny, ponad te osoby, które „składają papiery” na podstawie wyników z matury by się nie zgłosił, poziom studentów nagle by się nie podniósł. Chyba, że uczelnia postanowiłaby, na podstawie wyników egzaminów wstępnych, przyjąć garstkę osób, co jak wiadomo jest niemożliwe. A nawet, jeśli chciałaby tak zrobić, mogłaby to samo osiągnąć, „manewrując” progiem. Wróciłyby patologie, dalej obecne na kierunkach artystycznych, na architekturze, czyli łapownictwo i kolesiostwo.
Reasumując, jeśli chcecie „budować jakość przez dobrych studentów”, po prostu ustalcie dużo wyższe progi, niż obecnie.
q-ku – nie wiem, czy pijesz do mnie; jeśli tak, to polecam ćwiczenie czytania ze zrozumieniem – jednej z umiejętności, na którą kładziony jest nacisk na maturze, jak widać bardzo przydatnej.
@Mash
„Nota bene, wiara w takie anonimowe komentarze pokazuje tylko, jak duża nieznajomość sytuacji w szkolnictwie średniego szczebla panuje wśród pracowników naukowych. Przestaje mnie powoli dziwić brak jakiejkolwiek koordynacji między ministerstwem edukacji i ministerstwem szkolnictwa wyższego, między liceami i uczelniami.”
Moje poglądy nie są pochodną jedynie lektury anonimowych komentarzy, tak się składa, że każdy z nas ma znajomych wśród licealistów, rozmawia z rodzicami, niektórzy sami mają dzieci w liceum. Wpis na który się powołałem jedynie potwierdza dane, które mam z innych źródeł. I nie wygląda wcale tak niewiarygodnie, być może jego autor nieco kokietował mówiąc, że ledwie zdał (mój cytat jest swobodny, być może użył innego sformułowania), ale np. jeśli mamy do czynienia z testem i zakresy tematyczne są różne na części podstawowej i rozszerzonej, jestem skłonny mu uwierzyć…
A żeby dodać coś bardziej kontrowersyjnego, jako pracownik uczelni nie muszę nic wiedzieć o sytuacji w szkolnictwie, nie mam nawet obowiązku tym się interesować, jeśli nie jestem odpowiedzialny na uczelni za tego typu sprawy. Moim zadaniem jest prowadzenie badań i realizowanie programu nauczania (który wbrew temu co napisałeś wcześniej jest dostosowywany do zmieniającej się sytuacji, jest dostosowywany tak mocno, że aż człowieka boli, bo wartościowe rzeczy wypadają z programu, albo są przenoszone do przedmiotów nadobowiązkowych, bo inaczej studia skończyłoby 10% studentów). Odsłonie się nieco bardziej i zdradzę, że pracuję właśnie na wydziale matematyki. Może marzy mi się coś niemożliwego, sytuacja z przeszłości, gdy system boloński nie wymuszał sztucznego dzielenia studiów matematycznych na dwa etapy, gdy większość studentów interesowała się matematyką, a nie finansami. Być może to mój idealizm nie nadąża za rynkiem, nic na to nie poradzę.
Jeśli zaś chodzi o maturę z matematyki, nie można kiepskiego przygotowania studentów tłumaczyć jej brakiem. Kto chce studiować na moim wydziale musi tak czy siak zdać maturę z matematyki, więc problem jej braku nie dotyczy studentów, o których mówię. Piętnaście lat temu matura z matematyki też nie była obowiązkowa, za to jej forma wyglądała zupełnie inaczej, część zadań z obecnej matury z matematyki nie trafiła by wtedy temu na egzamin do liceum. A mimo to były dodatkowe egzaminy (sprawdzane już wtedy komputerowo). Problem w tym, że matura w obecnej formie nie promuje myślenia i oryginalności (mówię cały czas o matematyce), a jedynie opanowanie pewnych schematów. W efekcie nie prowadzi ona do właściwej selekcji kandydatów na studia matematyczne czy informatyczne (nawet matura rozszerzona). Nie chcę narzekać ogólnie na poziom matury, nie jestem nawet zwolennikiem obowiązkowej matury z matematyki (bo nie każdy musi być matematykiem, moim zdaniem rozsądniejsze byłoby wprowadzenie grupy przedmiotów ścisłych, z których uczeń musiałby wybrać jeden, nieważne czy byłaby to matematyka, informatyka, fizyka czy chemia – na poziomie matury każdy z tych przedmiotów moim zdaniem uczy jakiejś formy analitycznego myślenia, a to jest ważniejsze od tego czy uczeń zna się np. na wielomianach). Chcę tylko powiedzieć, że na pewnych kierunkach przydałaby się dodatkowa weryfikacja, bo skoro nie można zrobić selekcji na poziomie matury, nie śrubując nadmiernie poziomu, to selekcję tę należy wykonać wyżej. I zmiana progów nic tu nie pomoże, chodzi o to, żeby móc na egzaminie sprawdzić te umiejętności, na których nam zależy u kandydatów.
Moim zdaniem problem tkwi w tym, że na pewnych kierunkach przydałaby się subtelniejsza selekcja, zaś matura planowana dla dużej grupy uczniów na nią nie pozwala. Rozszerzona matura z matematyki jest potrzebna na matematyce, ekonomii, fizyce, kierunkach technicznych, a przecież każda z tych dziedzin wymaga czegoś nieco innego. Podobnie np. z egzaminem maturalnym z historii, potrzebnym zapewne (nie sprawdzałem) na prawie i właśnie na historii. A problem ewentualnej nieuczciwości przy egzaminach wstępnych powinien być rozwiązany inaczej niż przez reformę matury. To są kwestie karne, dyscyplinarne, etc…
Co do nadmiaru studentów i nadmiaru szkół wyższych i kierunków – niestety muszę się zgodzić. Lepiej by było, gdyby absolwentów było mniej, a za dyplomem stała wiedza oraz dobra praca (niekoniecznie w zawodzie, ale jakoś bazująca na zdobytym wykształceniu). Dziś w Polsce jest dokładnie na odwrót.
hlmi pisze: 2011-09-06 o godz. 14:22
„Chcę tylko powiedzieć, że na pewnych kierunkach przydałaby się dodatkowa weryfikacja, bo skoro nie można zrobić selekcji na poziomie matury, nie śrubując nadmiernie poziomu, to selekcję tę należy wykonać wyżej. I zmiana progów nic tu nie pomoże, chodzi o to, żeby móc na egzaminie sprawdzić te umiejętności, na których nam zależy u kandydatów.”
Od tego były kiedyś olimpiady przedmiotowe. A pracownicy wydziału matematyki miejscowego uniwersytetu osobiście znali lepszych kandydatów na studia. Po trzykrotnym sprawdzaniu zadań i trzykrotnym spotkaniu w budynku instytutu matematyki na poziomie wojewódzkim olimpiady pewnie łatwo było zamiętać powtarzające się twarze.
Wniosek z tej dyskusji jest – skądinąd – oczywisty.
Przyczyną dramatycznego obniżenia poziomu kształcenia na wszystkich poziomach edukacji jest upowszechnienie oświaty. Mash ma oczywiście rację pisząc, że uczelnie mogą manewrować poziomem kandydatów, obniżając liczbę przyjętych. Im ostrzejsza selekcja, tym większa możliwość odsiewu miernych. Tymczasem mamy taką oto sytuacje, że na wspomniany UJ, aby podjąć studia historyczne nie trzeba bynajmniej zdawać historii na egzaminie maturalnym. Przecież to jakieś horrendum. Wniosek z tego jeden – uczelnie istnieją jedynie po to, aby dawać zajęcie swoim pracownikom. Dowód na to jest widoczny gołym okiem: ze względu na brak chętnych UJ (a także i inne uczelnie) przyjmują chętnych „jak leci”. Później oczywiście ronią krokodyle łzy, że słabi, że nic nie umieją. Masz czego chciałeś, Grzegorzu Dyndało … A przecież wystarczy przyjmować z wynikiem od 80% na poziomie rozszerzonym. Wtedy na pewno przyjmiecie dobrych i bardzo dobrych.
Nasz kolega zza wielkiej wody pisze o olimpiadach. Jako finalista pierwszej olimpiady historycznej z 1974 r. mogę potwierdzić, że moich kolegów ze studiów rzeczywiście znałem z olimpiady. Problem polega na tym, że obecni kandydaci na studia w swojej masie nie mają takich ambicji. Jest to bardzo ciekawy i ważny problem społeczny – w potocznej świadomości ukończenie studiów to zdobycie odpowiedniego „papierka”, a nie wiedzy, umiejętności, czy jeszcze czegoś tam …
@ zza kałuży
Tak wiem, z własnego zresztą doświadczenia. Nadal tak jest, ale chodzi mi raczej o selekcję pozostałych kandydatów. Na rok przyjmuje się ponad 100 osób, siłą rzeczy nie wszyscy to olimpijczycy. Na dodatek, choć olimpijczycy z reguły radzą sobie na studiach bardzo dobrze, jest zawsze zauważalna grupa studentów, która nie startowała w olimpiadach (z różnych powodów, brak żyłki sportowej, brak motywacji w szkole czy późniejsze obudzenie zainteresowań matematycznych), a radzi sobie również bardzo dobrze (część zostaje na studia doktoranckie). Właśnie dla wyłapania tej grupy przydałyby się moim zdaniem egzaminy wstępne. Bo często zamiast takich osób na studia trafiają osoby kompletnie z przypadku.
Zdawałam w 82 r. dobrą starą maturę gdzie trzeba było po polsku – ładnie i ortograficznie – napisać długie wypracowanie a na matematyce wykazać się myśleniem nad zadaniami – całościowymi, z tokiem rozumowania i odpowiedzią. I super. Dostałam się bez żadnych znajomości na prestiżowy wydział jednej z najlepszych uczelni w kraju ( kuźnia póżniejszych dyplomatów) dlatego że na samych piątkach zdałam egzaminy wstępne – do dziś pamiętam na liście wyników rząd dwój z matmy – to ci niedouczeni potem twierdzili że bez znajomości na ten wydział ani rusz. Owszem wydział ten przyjął „swoich” plus tych zwykłych co dobrze zdali. I zawsze tak było – jeśli umiesz to bez znajomości też się uda, ale wyniki muszą być super. Może wyjątkiem sa uczelnie artystyczne, to fakt bo tam ocenia się – subiektywnie -prace kandydatów.
Jak widzę dzisiejszą maturę to mi niedobrze – co to ma niby sprawdzać ? Czytanie i dodawanie ? Lament o znajomościach podnoszą ci którzy z korkami czy bez nie są w stanie zdać nawet rozszerzonego polskiego o matematyce czy chemii już nie mówiąc. Inna sprawa że młodzież jest tak ogłupiona bałaganem w oświacie że nawet nie wie czego ma się tak naprawdę uczyć. Powinna wrócić stara matura ale oceniana zewnętrznie – dopiero wtedy by się wszyscy zdziwili – zdawalność na 20 %. I dobrze.Po co komu 100 magistrów filozofii rocznie albo zastępy bezrobotnych prawników? Tymczasem robotnika to budowy płotu znaleźć nie można a hydraulo to VIP.
Zdawałam w 82 r. dobrą starą maturę gdzie trzeba było po polsku ? ładnie i ortograficznie ? napisać długie wypracowanie a na matematyce wykazać się myśleniem nad zadaniami ? całościowymi, z tokiem rozumowania i odpowiedzią. I super. Dostałam się bez żadnych znajomości na prestiżowy wydział jednej z najlepszych uczelni w kraju ( kuźnia póżniejszych dyplomatów) dlatego że na samych piątkach zdałam egzaminy wstępne ? do dziś pamiętam na liście wyników rząd dwój z matmy ? to ci niedouczeni potem twierdzili że bez znajomości na ten wydział ani rusz. Owszem wydział ten przyjął ?swoich? plus tych zwykłych co dobrze zdali. I zawsze tak było ? jeśli umiesz to bez znajomości też się uda, ale wyniki muszą być super. Może wyjątkiem sa uczelnie artystyczne, to fakt bo tam ocenia się ? subiektywnie -prace kandydatów.
Jak widzę dzisiejszą maturę to mi niedobrze ? co to ma niby sprawdzać ? Czytanie i dodawanie ? Lament o znajomościach podnoszą ci którzy z korkami czy bez nie są w stanie zdać nawet rozszerzonego polskiego o matematyce czy chemii już nie mówiąc. Inna sprawa że młodzież jest tak ogłupiona bałaganem w oświacie że nawet nie wie czego ma się tak naprawdę uczyć. Powinna wrócić stara matura ale oceniana zewnętrznie ? dopiero wtedy by się wszyscy zdziwili ? zdawalność na 20 %. I dobrze.Po co komu 100 magistrów filozofii rocznie albo zastępy bezrobotnych prawników? Tymczasem robotnika to budowy płotu znaleźć nie można a hydraulo to VIP.
and pisze:
„Nasz kolega zza wielkiej wody pisze o olimpiadach. Jako finalista pierwszej olimpiady historycznej z 1974 r. mogę potwierdzić, że moich kolegów ze studiów rzeczywiście znałem z olimpiady. Problem polega na tym, że obecni kandydaci na studia w swojej masie nie mają takich ambicji. Jest to bardzo ciekawy i ważny problem społeczny ? w potocznej świadomości ukończenie studiów to zdobycie odpowiedniego ?papierka?, a nie wiedzy, umiejętności, czy jeszcze czegoś tam ?”
A co powiesz o sytuacji, w której to uczelnia sama prowokuje takie myślenie?
Jestem studentką tzw. „uczelni artystycznej” (choć w moim mniemaniu niektórzy nie mają tam nic ze sztuką wspólnego, a nawet ośmielam się twierdzić, że miłośników sztuki jest tam jak na lekarstwo). Dodam, że studiuje ubiór (i już chyba każdy się domyśla, o jaką uczelnię chodzi). Idąc na studia, naprawdę zależało mi na tym, żeby zdobyć wiedzę związaną z konstrukcją ubioru, tworzeniem własnej marki i wieloma innymi zagadnieniami związanymi z projektowaniem ubioru i modą (ze szkoły średniej nie mogłam wynieść tych wiadomości – nie kończyłam technikum krawieckiego, tylko liceum ogólnokształcące), a poza tym liczyłam też na pomoc wykładowców w ukształtowaniu mojej artystycznej osobowości poprzez indywidualne podejście i tzw. „korekty prac”. I o ile z tym drugim czynnikiem jeszcze nie jest tak źle, bo wybrałam pracownię malarską prowadzoną przez profesora, któremu zależy na rozwoju studenta i nie tłamsi go, pozwala (a wręcz nakazuje) eksperymentować z technikami, o tyle jeśli chodzi o jakąkolwiek wiedzę kierunkową – jest ona znikoma. Poza tym uczelnia artystyczna powinna rozbudzać w studentach zainteresowanie sztuką, co na moim wydziale bardzo kuleje, i nie jest to jedynie wina studentów (chociaż powiem szczerze, że coraz więcej osób, które rozpoczynają tam studia jest zarozumiałymi, zapatrzonymi w siebie „artystami” przekonanymi o swej wielkości i niebywałym talencie, nie potrafiącymi podać tytułów chociażby trzech obrazów Goi).
Całe szczęście, że studiuję jednocześnie historię sztuki, w przeciwnym razie mogłabym się cofnąć intelektualnie…
Tak więc po „uczelni artystycznej”, w której studiuję, nie spodziewam się wiele więcej niż otrzymanie „papierka”, za którym nie stoi praktycznie żadna wiedza uzyskana na uczelni. Może ktoś napisze, że studia nie polegają na podawaniu wiedzy na tacy, student musi sam nauczyć się zdobywać pewne informacje – i z tym się zgadzam, ale nie może moim zdaniem być tak, że student jest skazany sam na siebie i nie może liczyć na żadne wskazówki ze strony profesora, a jego pytania są zbywane bardzo niemiłymi docinkami (w stylu: „to ty tego jeszcze nie wiesz? przecież jesteś na ubiorze!”) bądź zdawkowym: „idź do biblioteki i poszukaj sama” (nie burzę się na odsyłanie do biblioteki, bo to powinien być pierwszy krok studenta poszukującego informacji na jakiś temat, ale np. na mojej drugiej uczelni wykładowcy polecają książkę czy autora, od których takie poszukiwania powinno się zacząć).
Przepraszam za dłużyznę, ale musiałam to z siebie wyrzucić 🙂
eve pisze: 2011-09-08 o godz. 12:59
„o tyle jeśli chodzi o jakąkolwiek wiedzę kierunkową ? jest ona znikoma.”
Z twojego wpisu bije inteligencja i entuzjazm. Tylko pogratulować. Dasz sobie radę, to pewne. Sama już znalazłaś bardzo rozsądne rozwiązanie w postaci dodatkowych studiów.
Podsunąłbym jeszcze do rozważenia poszukanie sobie tzw. mentora, czyli „przewodnika zawodowego”. Zielonego pojęcia nie mam na temat mody a już zupełnie nie wiem, czy w Polsce (a najlepiej w twoim mieście) jest ktoś, kto wyrobił sobie nazwisko w zawodzie.
Ale ty wiesz, a jak nie, to się dowiedz, z dokładnością do nazwiska, kto projektował (czy jaki tam aspekt wytworzenia ubrania cię interesuje) dane „coś” i uderzaj do tej osoby jak w dym.
Najzwyczajniej w świecie, nawet możesz uzyć powyższego wpisu jako zagajenia, gdyż dobrze opisuje twoje frustracje. Zacznij od jakiegokolwiek kontaktu i spróbuj wkręcic się na praktyki, a jeżeli nie, to chociaż poproś o możliwość poświęcenia ci godziny co miesiąc na odpowiedź na twoje pytania. Zaoferuj pomoc (nieodpłatną) w tym, co już umiesz, jako wyraz wdzięczności. Powodzenia!