Prawa czy obowiązki?
Na pierwszych po wakacjach spotkaniach z nauczycielami dyrektorzy przypomną o obowiązkach. Na tym i głównie na tym się skupią. Podobny błąd popełni większość wychowawców. Przypomną oni uczniom o obowiązkach, a zapomną przeszkolić w prawach. Widocznie władza wychodzi z założenia, że o znajomość swoich praw niech się każdy martwi sam. A może prawa to fikcja, liczą się zaś tylko obowiązki?
Zanim zwierzchność zaleje nas przemową o obowiązkach, chciałbym pomyśleć o prawach. Jakie prawa mam jako nauczyciel w swoim miejscu pracy? Czy mam prawo domagać się czystości w szkole, w swojej sali, w toalecie, w pokoju nauczycielskim, czy też to fanaberia? Czy mam prawo do umytych szyb, pachnącego sedesu, mydła, ręczników, papieru toaletowego, czy też we łbie mi się pomieszało? Czy jeśli chcę mieć czysto, ładnie i przyjemnie, to muszę sam wziąć szczotkę i szmatę do ręki i pozamiatać oraz umyć? A może pomalować, wyremontować? Mam prawo wymagać, aby miejsce pracy nadawało się do pracy z dziećmi czy też powinienem być ślepy i głuchy na wszystko?
A co z prawem do pomocy dydaktycznych i innych narzędzi pracy? Czy mam prawo tylko do kredy i tablicy, czy także do czegoś więcej? Ale do czego? Czy o komplet podręczników mam wystąpić sam do wydawnictwa, czy też powinna to w imieniu nauczycieli zrobić placówka? A co z dostępem do komputera w miejscu pracy, kserokopiarki, papieru itd.? Czy mam do tego prawo? Czy raczej mam obowiązek sam sobie wszystko skombinować? Czy posiadanie narzędzi pracy to mój obowiązek czy też prawo? Czy dyrekcja ma obowiązek zapewnić takie rzeczy swoim pracownikom, czy raczej ma prawo wymagać od nauczycieli, aby wszelkie potrzebne pomoce jakoś sobie załatwili? Mam obowiązek siedzieć w szkole cicho czy też mam prawo mówić, co się dzieje w publicznej oświacie? Głowa w piasek i gęba na kłódkę czy śmiało i otwarcie całą prawdę prosto z mostu?
Komentarze
> Przypomną oni uczniom o obowiązkach, a zapomną przeszkolić
> w prawach.
Ja sobie nie życzę, żeby nauczyciele robili moim dzieciom wodę z mózgu, przeakcentowując prawa kosztem obowiązków. Już dzisiaj w stosunku uczniów do nauczycieli widać zgubne skutki tej taktyki, i tylko ślepiec może ich nie dostrzegać.
Już dzisiaj dzieci wracają do domów i na swoich rodzicach testują odzywki, które dawno przećwiczyli na nauczycielach. Z relacji moich dzieci wynika, że uczniowie klas starszych „straszą nauczycieli konstytucją”. Czy o taki efekt wychowawczy tym wszystkim zwolennikom „praw dziecka” na pewno chodziło?
Niedawno media podały:
„W Akwizgranie 11-letni chłopiec zadzwonił na policję skarżąc się na swoją mamę, która rzekomo miała go zmuszać w czasie wakacji do pracy w domu.
– Przez cały dzień muszę pracować i w ogóle nie mam czasu wolnego – narzekał chłopiec dyżurnemu policjantowi, który w poniedziałek odebrał wezwanie.
Chłopiec zadzwonił pod numer alarmowy 110 po tym jak jego mama poprosiła go o podniesienie z podłogi kilku skrawków papieru. Kiedy odebrała chłopcu słuchawkę, powiedziała policjantowi, że syn od tygodni zarzuca jej zmuszanie go do pomocy w domu. Groził jej, że jeśli nic się nie zmieni, zadzwoni na policję.
Kiedy policjant zapytał chłopca, do jakiego rodzaju pracy jest „zmuszany” przez matkę ten odpowiedział, że mama każe mu sprzątać dom i taras – wynika z opublikowanych w niemieckiej prasie zapisów z rozmowy telefonicznej.
– Przez cały dzień się bawi, a kiedy poproszę go o posprzątanie bałaganu, który narobił, nazywa to „pracą przymusową” – powiedziała policjantowi matka chłopca.”
Pajdokraci ręce precz od moich dzieci!
@sensor, pogadaj sobie z parkerem
i jeszcze jedno nie tak agresywnie, to rodzice doprowadzili do tego, że uczeń ma tylko prawa, to rodzice zawsze przyjdą bronić potomka, nie ważne czy mają rację czy nie, to rodzice ZAWSZE piszą usprawiedliwienie czy zasadne czy też nie i to rodzice mają o wszystko pretensje do nauczycieli, cokolwiek by to nie było to jest to wina nauczycieli
Uważam, że praw nie należy utożsamiać z przyzwoleniem na postawę roszczeniową. Chodzi po prostu o to, aby móc się przeciwstawić ewidentnie patologicznym zachowaniom i postawom. Znajomość przepisów, umiejętność egzekwowania spełnienia zasadnych oczekiwań to wcale nie taka prosta sprawa. Asertywność, świadomość własnej wartości, chęć działania w optymalnych warunkach, to nie są cechy o pejoratywnym zabarwieniu.
Sensor, przejaskrawiasz. Jasne, że takie przypadki się zdarzają, ale również takie, jak kiedyś opisał Parker (przedszkolanka wyrywająca dzieciom włosy). Rodzice – bestie rzeczywiście zmuszający dzieci do niewolniczej pracy, znęcający się fizycznie i psychicznie. Świadomość własnych praw nie dla wszystkich jest taka oczywista. Dziecko w obliczu takich niegodziwości, nie wie jak się zachować. Należy w rozsądny i odpowiedzialny sposób o tym mówić.
Gospodarz chyba niepotrzebnie skupił się na prawach nauczycieli, a tymczasem jest to zagadnienie ważne dla każdego.
Przedszkolanka, która wyrwała dziecku włosy, została ukarana przez sąd oraz komisję dyscyplinarną dla nauczycieli. Wiem, bo na własne oczy widziałem akta sprawy.
Zdemoralizowani, chamscy, narcystyczni i egocentryczni uczniowie wychowani na samych prawach karani na ogół nie są. Wiem to de actu et visu.
Nieprawda, ze rodzice do tego doprowadzili. Doprowadziła część rodziców, mniejszość, ale przy zaskakującym przyzwoleniu władz oświatowych. System szkolnictwa na czele z wizytatorami i dyrektorami szkół wzmocnił te niewłaściwe postawy mniejszości rodziców w imię rzekomych praw dziecka. Większość rodziców patrzy na to na poły z rozbawieniem, na poły z przerażeniem.
Dla wizytatorów, dyrektorów, części nauczycieli liczą się prawa krzywdzącego, nie liczą się prawa krzywdzonego. Liczą się prawa chuligana uniemożliwiającego prowadzenie lekcji, nie liczą się prawa pozostałej części uczniów, którzy chcieliby się uczyć w spokoju. Liczą się prawa narkomana i dilera, nie liczą się prawa innych dzieci do wzrastania w środowisku wolnym od narkotyków.
To nie gdzie indziej jak w polskim systemie oświaty dyrektor liceum w Lubinie został bezprawnie usunięty ze stanowiska za skreślenie z listy uczniów ustosunkowanego lokalnie dilera narkotyków. Kiedy oddał sprawę do sądu pracy przeciwko pani staroście, zemścić próbowała się na nim pani kurator, stawiając go bezzasadnie przed komisją dyscyplinarną. Oczywiście w pierwszej instancji, przed komisją zależną od pani kurator, przegrał po skandalicznie prowadzonym postępowaniu. Uniewinniła go dopiero druga instancja.
Władze oświatowe interpretują prawa dziecka absurdalnie. Uczeń dowolne chamstwo może dzisiaj przykryć wołaniem, że łamie się jego prawa. To nie rodzice są winni wychowawczej bezradności, jaką zaskakująco często prezentują dyrektorzy szkół, uciekając przed problemami do swoich gabinetów, gdzie produkują tony papierów, z których wynika, że ich szkoła jest najlepsza pod słońcem, a wszystkie sytuacje konfliktowe rozwiązuje się „z poszanowaniem godności osobistej ucznia”.
Ze skutecznością gorzej, ale papier przyjmie każdy bełkot.
„Czy mam prawo domagać się czystości w szkole, w swojej sali, w toalecie, w pokoju nauczycielskim, czy też to fanaberia? Czy mam prawo do umytych szyb, pachnącego sedesu, mydła, ręczników, papieru toaletowego, czy też we łbie mi się pomieszało?”
To zależy od kondycji „szkoły”. Jak „szkoła” ma się dobrze i jej towar sprzedaje się jak ciepłe bułeczki, to jak najbardziej. I „nauczyciele” nawet nie będą wiedzieli kto to zrobił i jak to zostało zrobione.
Jeżeli jednak nastąpi kryzys, to „szkoła” zaczyna oszczędzać.
Zastępuje na przykład dotychczasową firmę sprzatającą inną, tańszą. Ta pierwsza była droższa, gdyż w umowie „szkoła” zastrzegła sobie iż mogli ją sprzątać jedynie obywatele kraju położenia „szkoły” i to tylko po sprawdzeniu ich przeszłości kryminalnej. Żadni tam rezydenci z prawem do pracy czy broń boże nielegalni. Którzy stanowią zwykle 99% załogi takiej firmy.
Pierwszą konsekwencją tej zmiany był ukaz dla pracowników zaprowadzający politykę „czystego (pustego) biurka”. Na biurku nie miało prawa leżeć NIC. Totalne NIC po zakończeniu dnia pracy oraz w czasie lunchu. Prawie totalne NIC w czasie normalnego dnia pracy, gdy lokator danego biura musiał z niego wyjść na chwilę. Szuflady i szafki pozamykane. Klucze w kieszeni a nie na magnesie pod blatem stołu. Komputer zabezpieczony hasłem i przypięty kablem do biurka. Żadnych walających sie pamięci flash czy telefonów. Żadnych papierów. Od czasu do czasu znajdowało się na biurku kartkę-formularz z rezultatem prawierki stopnia NICości w swoim biurze. Drugie podpadnięcie było zagrożone odebraniem premii rocznej, czyli plus minus trzynastej pensji miesięcznej.
Drugą konsekwencją było rozszerzenie oszczędności na zmianę pory sprzątania. Po pewnym czasie od zmiany firmy sprzątającej powiedziano pracownikowm „szkoły”, iż wieczorne sprzątanie, odbywające się po normalnych godzinach „zajęć”, jest dużo droższe, bo powiększone o premię za drugą zmianę dla sprzataczek.
Sprzątaczki zaczęły więć jeździć z odkurzaczami w samym środku dnia. Gdzieś o dziesiątej wyjeżdżały na korytarze „szkoły” i, grzecznie się po hiszpańsku uśmiechając, pytały czy mogą odkurzyć u „nauczycieli” w „pokoju nauczycielskim” oraz w każdej „klasie”.
Laboratorium elektroniczne, chemiczne, mikroskopowe, serwerownia, sala fitness, stołówka, sale spotkań,- bez znaczenia. Brrrrr, szszszsz. Opróżnianie kubłów na śmieci. Zmiana woreczków foliowych. Tra, la, la. W rytmie mariachi. W środku „lekcji”.
Jeżeli kryzys przybiera formę przewlekłą, „szkoła” może podjąć bolesne decyzje konsolidacji „sal szkolnych”, sprzedaży lub wynajęcia budynków albo nawet przeniesienia
całego działu „szkoły” do tzw. „tańszego kraju”. Ogłoszenie takiej decyzji „nauczycielom” odkłada się jak najdłużej, a w między czasie zaprzestaje się inwestowania w utrzymanie i w remonty przeznaczonych do likwidacji placówek. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że stan „szkolnych” ubikacji jest bardzo czułym wskaźnikiem intencji dyrekcji „szkoły”.
Jeden z moich kolegów, mówiąc z wielkim rozżaleniem o powodach odejścia z firmy, powiedział mi na koniec, że ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy, było wielokrotne lekceważenie jego próśb o przetkanie zatkanego sedesu w męskiej ubikacji. Zatkanie trwało około tydzień i drzwi do ubikacji były zalepione taśmą.
Nie mogłem uwierzyć oczom i zbiegowi okoliczności, gdy w jakiś czas potem przypadkowo przeczytałem anegdotę, jak to Sergio Marchionne, szef Fiata, przeszedł do historii Chryslera gdy zwiedzając jedną z fabryk w Detroit zażyczył sobie szczegółowej inspekcji ubikacji w tej fabryce.
„Czy jeśli chcę mieć czysto, ładnie i przyjemnie, to muszę sam wziąć szczotkę i szmatę do ręki i pozamiatać oraz umyć?”
Bywa, że od czasu do czasu tak. Szczególnie wtedy, gdy się samemu nabrudziło. Ile razy sprzątałem rozlaną kawę z ekspresu do kawy…który napełniłem wodą ponad linię maksymalną…Rozlałem coś w lodówce. Zapaćkałem kuchenkę mikrofalową. To w biurze.
A w tzw. cleanroomie, czyli w laboratorium półprzewodnikowym zdarzają się tez takie awarie, gdy nie tylko operatorzy czy technicy, już nie mówiąc o sprzątaczkach, muszą wziąć do ręki to co trzeba i ratować sprzęt, usuwać rozlane chemikalia, lub nawet tylko asystować monterom instalującym nowy sprzet lub modyfikującym instalacje.
„A może pomalować, wyremontować?”
Podczas przeprowadzki z jednego budynku do drugiego żaden normalny kierownik czy pracownik laboratorium nie powierzy transportu najdelikatniejszego sprzętu żadnej firmie transportowo-przeprowadzkowej. Pożyczy od żony minivana, wyjmie z niego siedzenia, przyjedzie takim do pracy i sam zdemontuje, przeniesie, załaduje, przewiezie i zainstaluje swoje narzędzia pracy. Widziałem to kilka razy. Nie zapłacił przecież jeden z drugim za swoje instrumenty z własnej kieszeni, ale traktuje je jak wydmuszki jajek.
„Mam prawo wymagać, aby miejsce pracy nadawało się do pracy z dziećmi czy też powinienem być ślepy i głuchy na wszystko?
Aaaa, sprawy BHP. Baaardzo drażliwy temat! Funkcja wielu zmiennych i oczywiście bardzo zależna od wysokości budżetu.
„A co z prawem do pomocy dydaktycznych i innych narzędzi pracy?”
W ogłoszeniu o pracę dla mechanika samochodowego, stolarza, hydraulika, itp. zawsze jest napisane: „musi mieć swoje narzędzia”. Czasami, w fabryce, trzeba mieć tylko swoje przyrządy pomiarowe, ale trzeba je mieć.
„Czy mam prawo tylko do kredy i tablicy, czy także do czegoś więcej? Ale do czego?”
Jak wyżej, to zależy od kondycji „szkoły”. Jak jest dobra, to środki są. Jak jest kryzys, to papier do drukarek trzeba wykorzystywac dwustronnie, znika możliwość drukowania w kolorze, nie zastępuje się psujących, osobistych drukarek pracownikom a zmusza do korzystania z „drukarki zbiorczej”, czyli kołchozowej, pracownikom z produkcji zabiera się konta emailowe i dostęp do internetu. Robi się przegląd i odbiera się telefony firmowe. Nie ma pieniędzy na żaden nowy sprzęt ani na remonty starego. Są problemy z kalibracją sprzętu. Sa zwolnienia. Zastępuje się stałych pracowników tzw. „kontraktowymi”. Tnie projekty. Itd.
„Czy o komplet podręczników mam wystąpić sam do wydawnictwa, czy też powinna to w imieniu nauczycieli zrobić placówka?”
W kryzysie subskrypcja czasopism fachowych jest przerywana. Biblioteka zakładowa zamykana. Bibliotekarka zwalniana. Nawet dostawa czasopism fachowych na adres firmy jest zakazywana, aby zaoszczędzić pracy pracownikom zakładowej poczty.
Jak jest dobrze to zakup książki fachowej na rachunek firmy nie jest żadnym problemem. Jak jest źle to trzeba się pytać szefa o każdą książkę i szef może odmówić. Bardzo niewielu pracowników dostępuje zaszczytu uczestniczenia w konferencjach i wystawach, szczególnie gdy odbywają się gdzieś daleko a ju z nie daj boże poza USA. Każda podróż musi być zatwierdzona przez kilka szczebli kierowników w tym (niemalże) papieża w Rzymie. Instalacja każdego droższego pakietu oprogramowania (licencja) musi być przedyskutowane z szefem.
„A co z dostępem do komputera w miejscu pracy, kserokopiarki, papieru itd.? Czy mam do tego prawo? Czy raczej mam obowiązek sam sobie wszystko skombinować?”
Opisałem już powyżej. Co do „skombinowania” np. komputera to w firmie nie jest to raczej możliwe, gdyż brak standaryzacj sprzętu czyni pracę działu IT dużo trudniejszą.
W szkole też ktokolwiek jest „działem IT” wolałby standaryzowany sprzęt.
„Czy posiadanie narzędzi pracy to mój obowiązek czy też prawo? Czy dyrekcja ma obowiązek zapewnić takie rzeczy swoim pracownikom, czy raczej ma prawo wymagać od nauczycieli, aby wszelkie potrzebne pomoce jakoś sobie załatwili?”
Tak. 😉
„Mam obowiązek siedzieć w szkole cicho czy też mam prawo mówić, co się dzieje w publicznej oświacie? Głowa w piasek i gęba na kłódkę czy śmiało i otwarcie całą prawdę prosto z mostu?”
A to zależy od tego, czy ma Gospodarz tendencje samobójcze, czy nie.
No chyba, że nominacja ministerialna jest już w drodze…
W pełni się zgadzam z sensorem i cvb.
To rodzice do tej patologii z prawami doprowadzili.
Może jeszcze prawa wyborcze im damy?
Już sobie wyobrażam, szkołę by zlikwidowali jakby im takie prawo dać.
Żeby więcej takich rodziców jak sensor było, to byśmy porządek w szkole przywrócili.Młodzież trzeba krótko trzymać i właśnie o obowiązkach przypominać.Prawa oczywiście powinni mieć, ale jak sobie zasłużą.
Tym grzecznym, którym można zaufać że prawa nie nadużyją, można nawet jakieś prawa dać, w nagrodę.Ale nie tej hołocie co nauczyciela nie szanuje. Tym się żadne prawa nie należą.Inaczej poziom się będzie nadal obniżał.Bez dyscypliny nie ma nauki bo nauka to ciężka praca. A praca nie może być przyjemna, my nauczyciele coś wiemy na ten temat.
AdamJ pisze:
2011-08-22 o godz. 21:34
„Rodzice ? bestie rzeczywiście zmuszający dzieci do niewolniczej pracy, znęcający się fizycznie i psychicznie.”
Tak, nie wymagajmy od wyrostków bo będziemy oskarżeni o znęcanie się psychiczne. Nie gońmy do nauki, bo to zmuszanie do niewolniczej pracy.
Przez takie mieszanie ludziom w głowach mamy taka młodzież.
Nauczyciel został funkcjonariuszem publicznym.
Co to za funkcjonariusz co nie może stosować środków bezpośredniego przymusu?
Nauczyciel jest bezradny w takim systemie.
Bezradny – bez przesady, naprawdę. Może chciałbyś karę chłosty z powrotem – bo jak niby rozumiesz „przymus bezpośredni” w szkole?
grażka
Kary chłosty nie, ale nauczyciel powinien mieć narzędzia żeby go szanowali. Jak ma wymagać jak mu ucznia skarcić nie wolno?
Teraz nawet możliwości zostawienia na drugi rok praktycznie nie ma. Jak ma odpłacić uczniowi? Jest bezradny.
Trzeba być ślepym żeby nie powiązać braku dyscypliny z wynikami uczniów.
Kiedyś była dyscyplina i były wyniki.
Dyscyplina jest dla dobra dzieci.
A brak dyscypliny im szkodzi, popadają w narkomanię a dziewczynki w ciążę.
grażka pisze:
2011-08-23 o godz. 09:08
Bezradny ? bez przesady, naprawdę. Może chciałbyś karę chłosty z powrotem ? bo jak niby rozumiesz ?przymus bezpośredni? w szkole?
Ale, czy @bezradny to w ogóle nauczyciel jest? – śmiem wątpić 😀
Toż to czysta ironia jest i pewnie taka prowokacyjna, internetowa kreacja na „opresyjnego” nauczyciela.
Ale Parker i jemu podobni zaraz będą mieli używanie, jacy to nauczyciele zwyrodniali są.
I na podstawie tego jednostkowego wpisu wyciągną wnioski, że w szkole chorzy ludzie pracują.
Nie znam w realu żadnego nauczyciela, który by miał takie ortodoksyjne poglądy jak @bezradny, nie są one wśród nauczycieli normą.
Zgadzam się jednak z @sensorem.
Młodzież i dzieci muszą wiedzieć co im wolno, ale muszą również znać granice i dokładnie wiedzieć czego im nie wolno.
Tu nie ma miejsca na relatywizm, który jednym pozwala (np. tym, którzy mają „ustawionych” rodziców ), a drugim zabrania.
To swoiste mieszanie w głowach młodych ludzi powoduje, że środek ciężkości przesunął się w stronę ich praw i przywilejów, zupełnie pomijając obowiązki uczniów i często rodziców jako ich prawnych opiekunów.
Dlatego min. nie ponoszą ani uczniowie, ani rodzice właściwie żadnych dotkliwych konsekwencji, gdy np. ich dziecko wagaruje.
To jest nie do pomyślenia np. w Niemczech, gdzie za 10 dni opuszczonych bez usprawiedliwienia lekarskiego ( a za opuszczony dzień uznaje się nawet dzień, w którym uczeń opuścił choćby jedną godzinę bez usprawiedliwienia) rodzice i uczeń dostają pismo o groźbie skreślenia,jeśli uczeń opuści choćby jeszcze jedna godzinę.
I żadne kuratorium nie ma tu nic do gadania. Tak jest w szkołach ponadgimnazjalnych.
W szkołach niższego szczebla zawiadamia się odpowiednie instytucje – Jugendamty, które dokładnie sprawdzają funkcjonowanie rodziny. W drastycznych przypadkach mogą nawet odebrać dziecko „dysfunkcyjnym” rodzicom.
Tam takich problemów z frekwencja, jak w polskich szkołach nie ma.
A wagary to najczęściej pierwszy sygnał, że z dzieckiem coś nieprawidłowego się dzieje. Rodzice, którzy ten sygnał zlekceważą mogą boleśnie się o tym przekonać, kiedy najczęściej jest już zbyt późno, aby problemom zaradzić.
U nas niestety coraz częściej zdarzają się takie sytuacje, że dyrektorzy bojąc się konsekwencji w postaci wizytacji kuratoriów, które właściwie zawsze w sprawach konfliktowych stają po stronie ucznia lub rodzica, nakłaniają czy zmuszają wręcz nauczycieli do nie wyciągania konsekwencji z niewłaściwego czy wręcz patologicznego zachowania się uczniów.
Nauczyciel poddawany presji dyrektora, wizytatorów najczęściej ulega, a w przyszłości po prostu, nie chcąc mieć problemów i wiedząc, ze z systemem i tak nie wygra, przymyka oko na patologie.
I dzieje się to niestety często kosztem tych, niezdeprawowanych jeszcze uczniów.
był taki jeden minister Giertych, który chciał zaprowadzić porządek w szkołach, ale wy, nauczyciele razem ze swoimi uczniami jeździliście do warszawy na protesty przeciwko niemu.
O ile uczniów rozumiałem to was zupełnie nie. Przecież on dążył do podniesienia waszego statusu, uzyskaliście prawa funkcjonariusza publicznego jako jedyny minister w historii głośno domagał się podwyżek dla was, gdyby nie to to stażysta nadal by zarabiał minimalna krajową, chciał zrobić porządek z trudną młodzieżą. Co w nim było, że tak gwałtownie protestowaliście? To, że trochę zmienił kanon lektur?
W każdym razie macie minister z partii liberalnej więc się nie dziwcie, że uczniowie mają same prawa.
„Nauczyciel poddawany presji dyrektora, wizytatorów najczęściej ulega, a w przyszłości po prostu, nie chcąc mieć problemów i wiedząc, ze z systemem i tak nie wygra, przymyka oko na patologie.”
I tyle na temat „wychowawczej” roli szkoły. Moje wieloletnie obserwacje w pełni potwierdzają stanowisko hildy.
hilda pisze:
2011-08-23 o godz. 10:36
Proponuje jednak szukać życzy które nas nauczycieli łączą a nie dzielą.
To prawda, mam radykalne poglądy, ale nie są one takie rzadkie.
Po prostu boimy się powiedzieć głośno co myślimy.
Twój przykład z zastraszonymi przez rodziców i kuratoria dyrektorach i nauczycielach bardzo prawdziwy.
To my jesteśmy zastraszani, to nam na głowę..
Dosyć tego.
Trzeba się o godność zawodu upominać.
I ja też jestem za Jugendamtami.
Niemcy wiedza jak zrobić porządek.
Powinniśmy się od nich uczyć.
Nie możemy być bezradni.
Bezradny, które konkretnie prawa ucznia kwestionujesz? Ja wcale nie jestem zwolennikiem tzw. „bezstresowego wychowania” (w potocznym znaczeniu), ale uważam, że trzeba się stosować do przepisów. Zresztą nie mam wyboru, jak sobie to wyobrażasz, szkoła jako prywatny folwark? Zresztą nawet zwierzęta mają swoje prawa – nagminnie łamane.
O przywilejach warto mówić po to, aby uczeń miał świadomość, na jakich warunkach mu przysługują. Teraz często jest tak, że coś tam usłyszy i uogólnia – oczywiście na własną korzyść. Z drugiej strony niejeden nie wie, jak się bronić przed ewidentną niesprawiedliwością.
Hilda pisze o frekwencji, nie sprawdzałem, ale nie mam nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Uważam po prostu, że przepisy, które mówią o prawach i obowiązkach powinny być jasne i precyzyjne.
Do rodzic
>Co w nim było, że tak gwałtownie protestowaliście? <
Nauczycieli jest ponad pół miliona – są wśród nich anioły, ale i bandyci, zboczeńcy, złodzieje itp.itd. jak w każdej wielkiej grupie zawodowej.
Jest też cała gama poglądów politycznych od zwolenników Hitlera po miłośników skrajnej lewicy ekonomicznej i obyczajowej. Na demonstracjach przeciw Giertychowi bywało po kilkaset osób!!! Skąd więc to uogólnienie?;-)
U Giertycha nie podobały mi się "trojki" i mundurki oraz jego wice Orzechowski 😉
AdamJ
Nie kwestionuje praw uczniów, ci co zasługują powinni mieć prawa.
Ale upominam się o nasze prawa.
Nie mogą nasze prawa przegrywać z prawami uczniów, bo wtedy mamy to co mamy.
Jakbyśmy mieli więcej praw, jakby nam się rodzice nie wtrącali, tylko mieli postawę jak @rodzic czy @sensor, wspierającą nas, to byśmy porządek wprowadzili jak kiedyś był.Kiedyś to się uczeń bał nie wstać jak nauczyciel do klasy wchodził.Nasze krzywe spojrzenie budziło trwogę.
A dziś, szkoda gadać.
Jesteśmy bezradni.
od jakiegoś czasu postuluję aby za wykroczenia uczniowie karani byli nie tylko upomnieniem / naganą itp. ale też pracą na rzecz szkoły – byłoby to dla uczniów bardziej dotkliwe niż „splendor” wyczytania na apelu bo zabierało im ich cenny czas. nauczycieli / bibliotekarzy / sprzątaczki – odciążało i pozwalało skupić się na innych zadaniach.
frekwencja jest skandaliczna na samym początku i zakończeniu roku (nie wspomnę już o okresie po wystawieniu ocen) i to nie przez wagary uczniów a przez pobłażliwość rodziców i wypisywanie zwolnień „z metra”, hurtowo: bo dziecko jest przemęczone, ma katarek, jest zaraz po chorobie, nie douczyło się na sprawdzian, robi karierę medialną i jeszcze tysiące powodów – rodzice nie informują o powodzie zwolnienia. zwalniają i już.
Mnie sie wydaje ze wazne jes tnastepujace pytanei Gospodarza: ” Czy mam do tego prawo? Czy raczej mam obowiązek sam sobie wszystko skombinować? Czy posiadanie narzędzi pracy to mój obowiązek czy też prawo?”
Wazne dlatego, ze jak wiem od mocih kuzynek-nauczycielek w Polsce, prawo maja – ale do tego zeby rzeczy potrzebne do nauczania „skombinowac” sobie we wlasnym zakresie. W szczegolnosci, placa z wlasneej kieszeni za kopiowanie materialow do lekcji. Podobnie maja prawo do reszty: posprzatania kibelka, przyniesienie papieru toaletowego itede. Dyrekcja natomiast dba o wlasne dobre samopoczucie.
> Bezradny, które konkretnie prawa ucznia kwestionujesz?
Pytanie nie do mnie, ale odpowiem. Kwestionuję sam fundament tej ideologii. Kwestionuję sam fakt patrzenia na wychowanie młodego człowieka poprzez pryzmat jego „praw”, nie zaś poprzez pryzmat wartości, jakie zobowiązani jesteśmy mu przekazać, poprzez pryzmat kompetencji, jakie ma on w życiu nabyć, aby być dobrym człowiekiem.
Uczenie dziecka jego „praw” zamiast uczenia uczciwości, miłości, radości, odpowiedzialności, rozwagi, roztropności, cierpliwości, altruizmu, honoru, patriotyzmu, gotowości do poświęceń, szacunku, pracowitości, bezinteresowności, panowania nad popędami… etc. etc. – to droga donikąd.
rodzic pisze:
2011-08-23 o godz. 10:37
„W każdym razie macie minister z partii liberalnej więc się nie dziwcie, że uczniowie mają same prawa.”łosować
Dlaczego „macie”?
Mamy wszyscy – i nauczyciele i rodzice i reszta nie mająca nic wspólnego z oświatą obywateli.
Każdy ( nie tylko nauczyciele) mógł wziąć udział w wyborach i zagłosować na dowolną partię.
A pani minister nie jest akurat wśród nauczycieli zbyt popularną osobą.
Jakoś polska oświata nie ma szczęścia do kompetentnych ministrów.
bezradny pisze:
2011-08-23 o godz. 12:51
„Proponuje jednak szukać życzy które nas nauczycieli łączą a nie dzielą.
To prawda, mam radykalne poglądy, ale nie są one takie rzadkie.”
@bezradny, to co piszesz i w jaki sposób to robisz coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jesteś nauczycielem.
Żadne „rzeczy” nas nie łączą i nie sądzę, żeby takie radykalne poglądy były typowe dla nauczycieli.
Ja w każdym bądź razie jako nauczyciel dystansuję się od takiego radykalizmu, jaki tu prezentujesz i nie zamierzam z nim nawet polemizować.
bezradny=parker
Bardzo się dziwię, jak można tego nie zauważyć.
Parker od zawsze pisał w manierze wiersza zdaniowego.
Za bardzo lubiłem Różewicza aby tego stylu nie rozpoznać.
Parker piszący jako parker ma następującą charakterystykę, powstałą z przyjrzenia się 486 zdaniom z jego 30 ostatnich wpisów:
Korelacja pomiędzy liczbą zdań we wpisach parkera a liczbą zdań zaczynających się od nowego wersu (ZNW) wynosi 96%. Ten sam współczynnik korelacji dla zdań krótkich (ZK), zdefiniowanych jako szerokość jednego wersu na Belferblogu wynosi 95%. Ograniczając się do krótszych niż 21 zdań wypowiedzi parkera, których było 73%, korelacje te wynoszą odpowiednio 98 i 96%.
Bezradny jak do tej pory wpisał sie 6 razy, więc próbka wynosi tylko 49 zdań. Korelacja dla ZNW wynosi 53% a dla ZK 87%. Jeżeli pominiemy wpis z 2011-08-23 o godz. 07:32, czyli pierwszy dłuższy wpis parkera/bezradnego to dostaniemy ZNW=86% i ZK=98%.
Uważam, że w tym wpisie parker/bezradny świadomie usiłował zamaskować swoją manierę wiersza zdaniowego przez „doklejanie” zdań jedno do drugiego tak, aby upodobnić swój wpis do wpisów innych blogowiczów. Nie udało mu się jednak nie zostawić śladów, gdyż robiąc to pozjadał spacje, którymi lwia większość ludzi oddziela nowe zdanie od poprzedniego.
Tak więc nawet pomijając treść, która także nie pozostawia dla mnie wątpliwości, iż bezradny tak samo jak parker (tylko o stopień bardziej) stara się wsadzać kij w mrowisko, nawet sama forma wypowiedzi bezradnego zdradza go jako kolejną maskę parkera.
zza kałuży,
Tak, to jest przewaga ścisłego umysłu nad „humanistycznym”.
Ja by uczniowie pytali po co matematyka „humaniście” to można podlinkować.
Dzięki matematyce świat wyraźniej widać.
Jakby krótkowidz okulary założył.
Ale okulary, tylko do pewnego wieku można obstalować.
I nie chodzi o to żeby obliczeniami się posługiwać.
Obliczenia posłużyły tylko do udowodnienia tego co widać a bez matematyki pozostaje niewidoczne.
To prawda, że posklejałem ten komentarz dla zatarcia śladów.
Brawo.
I co ciekawe, bardzo lubię Różewicza:)
No ale przyznasz, że oko też puszczałem wyraźnie, żeby dać szansę zauważenia groteskowości bezradnego.
Do następnego razu, zza kałuży.
zza kałuży pisze:
2011-08-24 o godz. 01:12
„bezradny=parker
Bardzo się dziwię, jak można tego nie zauważyć.”
Domyśliłam się tego również – na moje „humanistyczne wyczucie”.
Stąd pisałam o „kreacji na opresyjnego nauczyciela”.
Ale co tam moje wyczucie – Parkera na pewno wyparłby się, jak to już nieraz czynił.
Natomiast @zza kałuży potrafił „naukowo” zdemaskować i jeszcze w dodatku skłonić do przyznania się. Mistrzostwo świata. 😀
Parker, zarzucasz innym, że „głupoty” piszą na poważnym blogu, a co sam sobą i swoimi wpisami reprezentujesz?
Tobie wolno?
Powiem szczerze, że straciłeś u mnie swoją wiarygodność zarówno jako „Parker – bezradny”, „Parker – sparaliżowany” z poprzedniego wątku oraz w Twojej najczęstszej roli jako „Parker – rodzic”.
Z Tobą faktycznie nie da się poważnie dyskutować i należy po prostu Twoje prowokacyjne, wkładające „kij w mrowisko” wpisy ignorować, jak to już wielu zresztą na tym blogu czyni.
Chyba o to Ci głównie chodzi, aby agresywnie prowokować, obrażać, ośmieszać innych, wywoływać kłótnie?
A nie o żadne tam dobro dzieci, czy też polskiej oświaty….
Troll.
A tak w ogóle, to chyba regulamin zabrania pisania jednej i tej samej osobie pod różnymi nickami?
Ale co dla trolla znaczy „nietykieta”?
Jemu chodzi przecież tylko i wyłącznie o rozwalenie każdej dyskusji.
E-tykieta przede wszystkim zabrania obrażania innych.
Inteligencja pozwala na dyskusje na temat a nie na temat adwersarza.
Stawia ona jednak pewne ograniczenia w dyskusji. Trzeba czasem się zgodzić z argumentami żeby zachować dyscyplinę intelektualną i się nie ośmieszyć.
Jak się nie chce z jakiś powodów przyznać racji drugiemu, to się milknie.
A jak się podejrzewa, że druga strona prowokuje, to tym bardziej się sprowokować nie daje.
A co nam mówią o sobie osoby, które bogu ducha winnemu internaucie nawtykają za jego poglądy?
Żeby nie wiem jak kontrowersyjne.
Bo które moje poglądy budzą taka nienawiść żeby drugiemu ubliżać tak jak mnie? Poza mitycznym obrażaniem nauczycieli.
A propos, czy ci których postawy zasługują na tak mocną opinię, że nie powinni uczyć, też są obrażani takim zdaniem?
Kogo obrażam pisząc, że co najmniej kilkanaście procent z was nie ma kwalifikacji intelektualnych do uczenia kogokolwiek, czegokolwiek i powinni być natychmiast z pracy zwolnieni bo szkodzą dzieciom?
Czemu się ci co maja kwalifikacje się obrażają?
A, bo podejrzewają, że o nich mówię właśnie. 🙂 🙂 🙂
Jak trzeba nienawidzić drugiego człowieka, anonimowego, który nic drugiemu złego nie robi, żeby nie dość że insynuować mu intencje, to insynuować brak miłości do własnych dzieci, zaniedbywanie dziecka, szkodzenie mu?
Żeby tak bezczelnie kłamać, że się wypieram nicku jak mnie ktoś zdemaskuje.
Nigdy się nie wypieram.
Zdarzyło mi się dwa a może teraz trzeci raz wystąpić pod innym nickiem.
Zawsze dla jaj.
Ale jaja w tej grze nie polegają na tym, że mi zależy żeby nie zostać rozpoznanym.
Mnie zależy żeby zostać.
Bo to wasza mina wtedy mi przyjemność sprawia.
Panie matematyk, pan wytłumaczy koleżance na czym ta zabawa polega.
Pokazujecie swoje prawdziwe oblicze, wystarczy że coś wam się nie podoba i potraficie być okrutni.
Tylko wobec anonimowego parkera, rodzica bez dzieci, sparaliżowanego a może nie a może ofiarę nauczycielskiego molestowania w dzieciństwie a może nudzącego się studenta, nie ważne.
Pokazałem,że mogę być każdym.
Wy potraficie nienawidzić każdego.
Niestety na co dzień nie ma parkera, są wasi podopieczni.
do wpisu z 2011-08-24 o godz. 18:45
nie, szanowny panie, udowodnił pan tylko, że jest trollem zafascynowanym własnym ględzeniem i własnymi poglądami, których nikt z panem nie podziela
przyganiał garnek garnkowi, panie Parker (plus inne nicki tegoż pana)?