Eksnauczyciele
Ochrona przed zwolnieniem dotyczy tylko nielicznych nauczycieli, przeważnie starszego pokolenia. Coraz więcej nauczycieli jest tak zatrudnianych, aby można ich było szybko i bezboleśnie zwolnić. Dyrektorzy robią, co mogą, żeby nie mieć związanych rąk (zob. przykład dyrektorskiego cwaniactwa). Nieraz połowa kadry siedzi w szkole tylko jedną nogą, a drugą jest wciąż na wylocie. Gdy więc mówi się o ochronie, jaką daje Karta Nauczyciela, warto pamiętać, że dotyczy ona coraz mniejszej grupy belfrów. Jedynie tych, którzy nie tylko są mianowani i dyplomowani, ale jeszcze podpisano z nimi umowę na stałe. Niestety, takie umowy od lat podpisuje się niezwykle rzadko.
Dzwonię do znajomych, aby zapytać, jak wypoczywają w wakacje. Dowiaduję się, że są w stresie, ponieważ wciąż czekają na telefon ze szkoły. Nie wiedzą, czy zostaną zatrudnieni na kolejny rok. Na cały etat już nie liczą, ale może chociaż na parę godzin. Jedni proszą, inni grożą, ale dyrekcja niczego im nie może obiecać. Godziny będą albo nie będą – trzeba czekać do września. Niektórzy tak zatrudnieni nauczyciele piszą podania o zatrudnienie na stałe, zapowiadają, że skierują sprawę do sądu pracy itd. Wszystko na próżno. Niektórzy oswajają się z myślą, że to mógł być ich ostatni rok pracy w szkole. Nadeszła chwila prawdy – czas odejść, bo np. z oferowanych przez życzliwą dyrekcję sześciu godzin nie da się wyżyć.
Trudno jest odejść z zawodu nauczyciela. Znam ludzi, którzy wciąż się łudzą, że etat się znajdzie. Od kilku lat pracują, mając np. osiem godzin, ale na przekwalifikowanie się nie decydują. Kolega, gdy go zapytać o to, czy pracuje, mówi, że nie wie, co powiedzieć. Trzy lata z rzędu miał po 6-7 godzin w tygodniu, więc nie wie, czy może się zaliczać do ludzi pracujących. W tym roku może nie dostać nawet tylu godzin. Jest więc jeszcze nauczycielem czy już nie?
Komentarze
Ale tak jest w innych zawodach. Firma ma duzo zamowien – przyjmuje pracownikow. Frima ma mniej zamowien – zwalnia pracownikow. Coraz czesciej, rozniez w Polsce inzynierowie zatrudniani sa na kontrakty czasowe ktore mozna przedluzyc, ale niekoniecznie. Firma musi meic elastycznosc tak aby sie dostosowala do realiow rynkowych. Co sie wiaza z tym ze inzynier ktory chce byc „zatrudnialny” musi byc elastyczny pod katem swych umiejetnosci zawodowych. Pzrewaznie to czego sie nauczyl na studiach, po 5 latach jest neiaktualne.
Pisze ze tak jest rozniez w Polsce – i nie pisze tego na podstawie ssania z palca. Mimo ze mieszkam w USA mam dosyc dobre kontakty z polskim srodowiskiem inzynierow komputerowych i mniej wiecej wiem co sie na rynku dzieje.
I teraz moje pytanie: dlaczego te reguly maja sie nie stosowac do nauczycieli, a jak sie stosuja to nauczyciele narzekaja ze dzieje im sie ieisprawiedliwosc?
Przadki pozwalniano nie dla tego ze ktos nie lubil przadek. Przadki pozwalniano bo polski przemysl nie potrafil sprostac konkurencji. No i nie bylo dla przadek pracy.
Jezeli liczba dzieci w szkolach spadla o polowe, to czy ciagle potzrebujemy taka sama liczbe nauczycieli?… Nie wiem. Prosze mi wytlumaczyc dlaczego zawod nauczyciela ma nie podlegac prawom obowiazujacym na RYNKU pracy
@A.L.
tak nagle liczba dzieci nie spadła, tak jak już pisałem to samorządy coraz częściej nakazują dyrektorom zatrudnianie nauczycieli nawet na półtora etatu, ci którzy się nie załapią wylatują. Może należałoby podziękować za to ZNP?
„Ale tak jest w innych zawodach. ” wiem, że tak jest w innych zawodach, ale w innych zawodach odejdziesz z jednej firmy, masz szansę dostać prace u konkurencji lub założyć własną działalność, w zawodzie nauczyciele ani konkurencja cie nie zatrudni ani własnej szkoły nie założysz, jedynie jak masz szczęście i uczysz jakiegoś przedmiotu maturalnego to możesz dawać korepetycje
nn: „zawodzie nauczyciele ani konkurencja cie nie zatrudni ani własnej szkoły nie założysz..”
No, w zawodzie kolejarza tez, jak ktos jest kolejarzem, to tylko na kolei moze pracowac, no i jak ktos jest murarzem to tak samo…
Czyzbys uwazal ze zawod nauczycielski to taki szczegolny zawod ze jak sie nauczyciela zatrudni to do konca zycia nie mozna go zwolnic?…
A tymczasem:
http://www.dzienniklodzki.pl/wiadomosci/440569,najmlodsi-uczniowie-w-lodzi-maja-uczyc-sie-w-30-osobowych,id,t.html
O ile jestem wielkim zwolennikiem PORÓWNYWANIA systemów oświatowych różnych krajów oraz generalnie OŚWIATY (w Polsce i zagranicą) z PRZEMYSŁEM albo ogólniej, z POZOSTAŁYMI działami gospodarki, to zawsze zalecałbym ostrożnośc przy wyciaganiu wniosków.
A.L. pisze: 2011-08-18 o godz. 20:11
?dlaczego te reguly maja sie nie stosowac do nauczycieli, a jak sie stosuja to nauczyciele narzekaja ze dzieje im sie ieisprawiedliwosc?? oraz ?Prosze mi wytlumaczyc dlaczego zawod nauczyciela ma nie podlegac prawom obowiazujacym na RYNKU pracy?.
1. Szczególne umocowanie edukacji w konstytucji
Artykuł 70 Konstytucji RP stanowi, iż ?każdy ma prawo do nauki, nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa, nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna, władze publiczne zapewniają obywatelom powszechny i równy dostęp do wykształcenia?
Edukacja ani tym bardziej prawo do niej nie jest wspomniane nigdzie w amerykańskiej konstytucji. Podobnie postanowienia Sądu Najwyzszego Stanów Zjednoczonych zawsze utrzymywały, że edukacja nie jest prawem a tylko przywilejem. Sąd Najwyższy stwierdził tylko, że JEŻELI jakiś stan zdecyduje się ustanowić system szkół publicznych to musi zapewnić prawo do nich wszystkim dzieciom w nim zamieszkałym, włączając dzieci nielegalnych imigrantów.
Widzimy więc, że edukację ustawodawcy i prawodawcy w USA zostawili w gestii lokalnej, czyli stanowej.
Stany różnie definiują lata obowiązku szkolnego, od 5 do 8 jeśli chodzi o rozpoczęcie do 16 do 18 jeśli chodzi o zakończenie.
Już z tego porównania widać inne zaczepienie prawa do edukacji w Polsce i w USA. Tam łatwiej myśleć o niej jako o przywileju, być może bardziej ?czułym? na prawa rynku. Kiedyś było to bardziej widoczne, teraz to się zmienia i z różnymi zarządzeniami na szczeblu federalnym typu ?No Child Left Behind? upodabnia do polskiego traktowania na szczeblu centralnym, ale zawsze ten brak prawa do edukacji w Konstytucji USA jest wielce wymowny.
2. Prawo do pracy w konsytucji.
W polskiej konstytucji z 1997 r. nie ma już zapisu z 1952 roku o „prawie do pracy”. Zamiast tego wprowadzono przepis o ?zapewnieniu każdemu wolności wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy (art. 65).
O amerykańskiej konstytucji (federalnej czy stanowych) i prawie do pracy nawet nie będę wspominał bo nie ma o czym.
3. Z porównania traktowania edukacji i pracy w obu konstytucjach wynika, że zarówno w Polsce jak i w USA edukacja jest traktowana jako prawo, chociaż z nierównym poziomem umocowania jeżeli chodzi o szczebel administracji. Praca nie jest traktowana jako prawo ani w Polsce ani w USA.
Dla mnie odpowiada to, przynajmniej częściowo, na pytanie dlaczego edukację należy traktować wyjątkowo i inaczej od innych, bardziej rynkowych dziedzin gospodarki. W końcu prawa do samochodu w konstytucji nie ma.
A.L. pisze: 2011-08-18 o godz. 20:11
?Jezeli liczba dzieci w szkolach spadla o polowe, to czy ciagle potzrebujemy taka sama liczbe nauczycieli?? Nie wiem.?
nn pisze: 2011-08-18 o godz. 22:11
?tak nagle liczba dzieci nie spadła?
Gospodarz pisze: 2011-08-17 o godz. 21:00
?Jak zaczynałem studia, zwolniono w Łodzi 10 tysięcy szwaczek. Teraz w tym mieście wylatuje z pracy 300 nauczycieli.?
Gospodarz pisze: 2011-08-18 o godz. 19:42
?Ochrona przed zwolnieniem dotyczy tylko nielicznych nauczycieli?
?Gdy więc mówi się o ochronie, jaką daje Karta Nauczyciela, warto pamiętać, że dotyczy ona coraz mniejszej grupy belfrów.?
?Niestety, takie umowy od lat podpisuje się niezwykle rzadko.?
Nigdzie w powyższych wypowiedziach nie ma najważniejszych danych, czyli solidnie obliczonych zmian procentowych. Co z tego, że wiem, iż zwolniono 300 nauczycieli? Jaka to część całkowitej liczby nauczycieli tam pracujących? Zresztą Gospodarz nie jest za ścisły w swoich narzekaniach, gdyż linkuje artykuł, z którego wynika, iż te blisko 300 osób zwalniać się będzie w całym województwie łódzkim a nie tylko w mieście Łodzi oraz specyficznie podający wiadomość o tym, że udało się zapobiec zamknięciu jakiejkolwiek szkoły w Łodzi. A Gospodarz, że ?w tym mieście wylatuje z pracy 300 nauczycieli.?
Tak samo ze szwaczkami. 10 tysięcy to oczywiście ogromna liczba, ale wtedy mieszkało w Łodzi blisko 850 tysięcy osób, co przy polskim, wynoszącym blisko 50% wskaźniku aktywności zawodowej dawało zaledwie 2.4% zatrudnionych w mieście osób.
Jak dużo spada liczba dzieci w szkołach też łatwo podać, ale z jakiegoś powodu Gospodarz woli epatować liczbą 300 nauczycieli a nie poda, o ile procent spadła liczba uczniów i zwolnienie ilu nauczycieli odpowiadałoby takiemu spadkowi. Oczywiście o ile można liniowo korelować obie liczby, co jest pewnie bardziej skomplikowane, aniżeli mi się wydaje.
Liczby bezwzględne i to jeszcze podane wybiórczo ilustrują tylko (zgadzam sie, że niedobry) trend ale nie uprawniają do tragizowania ala Termopile.
@A.L. z murarzem to trochę kiepski przykład, bo odchodzę z ekipy, daję ogłoszenie i już jutro mogę robić samodzielnie wylewkę u klienta
Z kolejarzem to zależy co on na tej kolei robił.
Nauczyciel ma trochę trudniej, w społeczeństwie panuje specyficzna niechęć do nauczycieli, co pod tym blogiem czasami dobrze widać, więc i o nową pracę może być ciężej.
I nie uważam, że to szczególny zawód wymagający ochrony, ale wymagałbym myślenia ze strony władz. A czemu zwalniani są nauczyciele to już napisałem, przyczynił się do tego obowiązek wypłacania jednorazowego dodatku wyrównującego. Więc łatwiej jest zatrudnić na półtora etatu, średnia się podnosi, dodatku nie trzeba płacić. A że trzeba teraz kogoś zwolnić? Trudno, rodziny i znajomych przecież nie ruszymy, więc leci przypadkowy, nie ważne czy dobry czy słaby, ważne, że dało się go zwolnić.
@nn
Plusem internetu jest to, że jesteśmy anonimowi, ale pozostają po nas wpisy – mądre czy głupie, ale pozostają. Twój wpis jest głupi, bo robi z nauczycieli – słusznie czy niesłusznie? – idiotów. A przypominam – ten blog jest blogiem belfrowskim:)!
Żeby uratować tę niezręczną sytuację podpowiem, że nauczyciele mogą się przekwalifikować – skutecznie czy nie? – to dylemat KAŻDEJ grupy zawodowej. Stracą jedynie uprawnienia wynikające z KN – ale podobno ona nic nie gwarantuje – więc nic nie stracą. Może w końcu nowa praca przyniesie im tę upragnioną satysfakcję. Trzeba myśleć pozytywnie:)!
@zaza
nie wiem czemu uważasz, że mój wpis jest głupi ale nich ci będzie, każdy ma prawo do swojej opinii czy to mądrej czy głupiej ale jego opinia.
Odpowiadałem na nietrafiony przykład murarza, który to z pracą nie będzie miał problemu, czy tu czy wyjedzie na zachód. Rozmawiamy tu o konkretnym zawodzie. Nauczyciel nie wsiądzie w samolot i podejmie pracy w zawodzie, przynajmniej nie z marszu. A jest masa zawodów gdzie nawet nie jest wymagana znajomość języka. Np. u murarza.
Oczywiście nauczyciel może się przekwalifikować, tak jak i inni. I uważam, że przyjdzie im to z łatwością, maja w końcu wprawę w zdobywaniu wiedzy.
Ale racz zauważyć, że sensem mojej wypowiedzi było działanie władz i zatrudnianie na półtora etatu. Dwóch tak zatrudnionych nauczycieli zabiera prace trzeciemu. Do tego możesz się odnieść jak chcesz ale głupie opinie zachowaj dla siebie.
Komentowałam twój 1. post. Jak nie było jeszcze 2, w którym zresztą również okazujesz swoją ignorancję i niewiedzę o sytuacji, jaka panuje na rynku pracy.
PS Gospodarz go opublikował hurtem.
nn: „Ale racz zauważyć, że sensem mojej wypowiedzi było działanie władz i zatrudnianie na półtora etatu. Dwóch tak zatrudnionych nauczycieli zabiera prace trzeciemu.
Zapomnialez nn o zelaznym argumencie dodatkowym: starzy zabieraja prace mlodym ktora im sie nalezy.
Zas jak idzie o zatrudnianie na poltora etatu, ktora to „polowka” ewidentnie „nalezy sie” komus innemu: zatrudnia sie ludzi wedle potrzeb i kwalifikacji a nie wedle sprawiedliwosci
Nauczyciel ma trochę trudniej, w społeczeństwie panuje specyficzna niechęć do nauczycieli, co pod tym blogiem czasami dobrze widać, więc i o nową pracę może być ciężej.
A ta specyficzna niechęć, to się kosmosu wzięła?
Społeczeństwo jak sobie poutrzymuje zbędnych nauczycieli, to od razu ich polubi i wtedy będzie ich można zwalniać bo o zatrudnieniu nauczyciela każdy przedsiębiorca będzie marzył.
Wręcz podkupować będą.
No to czas start, ile ma ten okres przystosowawczy potrwać?
A to zależy ile kto ma do emerytury.
Więc łatwiej jest zatrudnić na półtora etatu, średnia się podnosi, dodatku nie trzeba płacić.
Bo pensum jest o 33% za niskie i tak sobie z nim poradzono.
Przy okazji nauczyciele dostali podwyżki bo jednak dodatkowe pieniądze za te pół etatu dostają.
A jak już można będzie zatrudniać i zwalniać wszystkich, to będzie sens domagać się lepszych nauczycieli od władzy lokalnej.
Bo władza będzie miała możliwości weryfikacji kompetencji, wyciągania wniosków i dawania pensji na w miarę przyzwoitym poziomie.
Brawo!
A te półtora etatu, to tak naprawdę nareszcie normalny etat, za w miarę normalne pieniądze.
To taka wymiana pieniądza w oświacie.
Czyli nie jest tak,że wszystko w złym kierunku zmierza?
Z punktu widzenia ucznia oczywiście.
a który nauczyciel jest dobry?
ten, co nie wymaga i stawia dobre oceny za nic?
ten, co wymaga i stawia pały za „byleco” robiąc przy tym wstyd i awantury?
ten, do którego trafiają sami olimpijczycy i on może się „wykazać”, że ich naucza?
czy ten, co Jasia-przygłupa ogromnym nakładem pracy nauczy nieco czytać, pisać i powie nieco o życiu?
kto miałby decydować o tym, który nauczyciel jest dobry?
kto z państwa niepracujących jako belfer próbował przedzierać się przez często bezmyślne, nabazgrolone na odwal się wypociny stada uczniaków? kto wie, ile czasu to zajmuje? kto wie, co dzieje się z własnym mózgiem po kilku godzinach zmagań z pisemnymi śladami myślenia milusińskich?
proszę usilnie, aby powstrzymać się od wysuwania kwestii zbyt niskiego pensum godzin!
kto miałby decydować o tym, który nauczyciel jest dobry?
Dyrektor, na podstawie wyników uczniów.
Ich postępów w nauce.
To się daje mierzyć.
Jak ja mam zły stosunek do nauczycieli, to co powiedzieć o stosunku dwakretki do uczniów?
Kto z braci nauczycielskiej powierzyłby mu bez strachu własne dziecko pod opiekę? Oddał pod opiekę choćby na 45 min?
A uczy.
A powinien?
Jeszcze taka perełeczkę znalazłem.
„przyczynił się do tego obowiązek wypłacania jednorazowego dodatku wyrównującego.”
A kto wnioskował o ten dodatek?
Władza się narzucała?
To rozumiem, że powinno się go zlikwidować?
To kto jest za?
Nie widzę:)
parker pisze: 2011-08-19 o godz. 20:43
„co powiedzieć o stosunku dwakretki do uczniów?
Kto z braci nauczycielskiej powierzyłby mu bez strachu własne dziecko pod opiekę? Oddał pod opiekę choćby na 45 min?”
Nie jestem nauczycielem, ale nie miałbym z tym żadnego problemu.
Chyba najczęściej powtarzaną przeze mnie moim dzieciom wskazówką przy pisaniu jakiegokolwiek pracy domowej było pytanie ich jak poniżej:
Ile lat ma twój nauczyciel?
Ile lat trwała jego nauka?
To ile lat uczy w szkole?
Ile roczników uczniów uczył w tym czasie?
Ile, w przybliżeniu, klas uczy w jednym roku?
Ilu uczniów w klasie?
To ile razy ten sam temat zadał uczniom w swoim życiu?
Ile takich samych wypracowań musiał przeczytać?
Myślisz, że twoje wypracowanie będzie dla niego interesujące?
Dałeś nauczycielowi szansę na uruchomienie jego myślika?
Jak wynagrodziłeś mu czas stracony na czytanie twojego wypracowania?
Czego się z niego dowiedział NOWEGO, czego INNI UCZNIOWIE PRZED TOBA jeszcze mu nie napisali w setkach takich samych wypracowań?
Czy dałeś mu szansę rozesmiac się czytając twoją pracę, ale nie z politowania ale z sympatią?
On cie uczy, bo wie więcej od ciebie. Jak zapracowałeś na przywilej zabrania kawałka życia komuś mądrzejszemu od siebie?
Jak ja chcę się poradzić w pracy kogoś mądrzejszego i na wyższym stanowisku, to uważam, aby mu nie kraść czasu głupotami. Dobrze przemyślę każde pytanie zanim je zadam. Są tacy, którzy zanim zapytają się zwierzchnika to najpierw wysondują wszystkich kolegów na równorzędnych stanowiskach. Wszystko po to, aby nie wyjść na idiotę.
Ale też z szacunku dla czyjegoś czasu.
Jeszcze raz, co jest ORYGINALNEGO w twojej pracy?
Żona czasami torpedowała z boku mówiąc: Nie mąć im w głowach, bo oni mają zdać egzamin (gimnazjalny/maturę, etc.) a nie zostać Czechowem.
„Bo pensum jest o 33% za niskie i tak sobie z nim poradzono.”
Na jakiej podstawie piszesz, że pensum jest za niskie? Byleś nauczycielem i wiesz, że można się obijać? Raczej nie. Nie masz pojęcia ile to nieraz jest pracy. Etat nauczyciela to nie tylko pensum ale to było już w internecie powiedziane z milion razy więc nie będę się powtarzać.
Ja nie pouczam lekarza czy murarza, że źle pracuje, bo sam mam inny zawód i na ich się nie muszę znać. Ale każdy typowy Polak najlepiej zna się ponoć i na leczeniu i na sporcie i jak widać i na edukacji.
„A kto wnioskował o ten dodatek?
Władza się narzucała?”
widzę, że nie w temacie (znowu)
Dodatek wynika stąd, że wysokość pensji ustala MEN, podając stawki jakie powinien zarabiać każdy nauczyciel. Na stawki te składa się pensja minimalna i dodatki jak 13-pensja, nagrody, świadczenia urlopowe itp.
Oblicza się następnie średnia dla danej grupy zawodowej, np. dla dyplomowanych. Jeśli osiągnie się średnią to dodatku wyrównującego nie ma. Jeśli nie to do końca stycznia musi być wypłacony.
„To rozumiem, że powinno się go zlikwidować?
To kto jest za?”
pewnie, że powinno się go zlikwidować i to postulują związki zawodowe, domagające się zmiany struktury wynagrodzenie przez zwiększenie udziału pensji zasadniczej, bo sam dodatek jest mocno niesprawiedliwy, z danej grupy taki sam otrzymują nauczyciele, którzy przekroczyli średnią jak i ci, którzy nie otrzymali więcej niż minimalna pensja.
Średnią liczy się na osobę nie na etat więc samorządom opłaca się bardziej zatrudniać na półtora etatu. Obowiązek wypłacania dodatku istnieje od wielu lat jednak dopiero od dwóch rząd zaczął egzekwować jego wypłatę.
Na jakiej podstawie piszesz, że pensum jest za niskie?
Na podstawie tego, że niedługo wszyscy będą pracowali na półtora etatu i się nic nie stanie, więc znaczy że było za niskie.
Nie będą mieli czasu na korepetycje i mniej okienek będą mieli, ale kasy więcej.
Jak się rodzice kapną, że można mieć lepszego albo gorszego nauczyciela, to ci lepsi jeszcze więcej zarobią.
Premia za wyniki się może pojawi.
Burmistrz ma wystarczające środki, żeby się mieszkańcom podlizywać.
Na czym innym zaoszczędzi a od szkoły będzie wymagał.
I półtora etatu będzie od tamtej pory etat.
I ludzie będą zadowoleni, że ten etat mają.
Widzę,że jest wola polityczna,żeby zawód nauczyciela uwolnić więc to kwestia czasu.
„Nie będą mieli czasu na korepetycje i mniej okienek będą mieli, ale kasy więcej.”
niekoniecznie, pojawiały się głosy ze strony samorządów aby pensum podnieść do 27 godzin. Oczywiście za dotychczasową pensję. Jeśli to wprowadzą to nauczyciele będą zasuwać jak na półtora etatu za pensję wynoszącą tyle co etat. A potem co, znowu zaczniemy zatrudniać na półtora? To ile już będzie? 40h pensum?
Niezorientowany powie, że to tyle co wszyscy.
Ale już przy obecny półtora: 40- 27 = 13. A te 13 godzin jest nieraz spokojnie zagospodarowane w szkole. A i jeszcze 2 karciane. To zostaje już tylko 11 na sprawdzenie, przygotowanie sprawdzianów, do lekcji, na rady, szkolenia, konsultacje itd., itp. W efekcie można dobić i do 60h.
Ale ci wredni nauczyciele przecież pracują tylko 18h, nie. I mają dwa miesiące wakacji, nie?
A czemu jestem cały czas przy komputerze w drugiej połowie sierpnia? Bo przygotowuje się do kolejnego roku szkolnego. A powinienem się opalać nad jakimś ciepłym morzem 🙂
„Burmistrz ma wystarczające środki, żeby się mieszkańcom podlizywać.
Na czym innym zaoszczędzi a od szkoły będzie wymagał.”
oj dawno się tak nie uśmiałem, na czym innym zaoszczędzi 🙂 dobre
jak go spotkasz to szepnij mu, że w szkołach wypadałoby wymienić archaiczne pomoce i wyposażenie
„widzę, że nie w temacie (znowu)”
W temacie, różną optykę mamy.
Jak jakiś dodatek przeszkadza, to trzeba go odebrać.
Dodatek to dodatek.
Nie podoba się, można zlikwidować.
Dzięki niemu osiąga się bardzo pożądany z punktu pracodawcy efekt.
A pracodawcą jesteśmy my, rodzice.
I mamy akurat w temacie oszczędności rozbieżne interesy.
Zdarza się, ale to my was zatrudniamy.
Za pośrednictwem samorządu.
Można zaoszczędzić, a ci co maja półtora etatu zadowoleni.
Zadowolony pracownik, lepszy pracownik.
Bardziej się stara, bo praca atrakcyjna.
Jest lepiej wykorzystany, bo to nie jest tak, że lekcje są siedem dni w tygodniu i do wieczora.
Nawet na półtora etatu nie pracuje się dłużej niż od 8 do 15 i z okienkami. Bo 30 godzin dydaktycznych to od 8 do 14 statystycznie, więc godzina okienko.
To da się klasówkę sprawdzić?
Jak ktoś szybki w sprawdzaniu, to w czasie okienek powinien pracę domową w większości odrobić. To nie zawsze są długie wypracowania, napisane nieczytelnym pismem.
Testów dużo.
Ale żeby do pełnego etatu dociągnąć, to godzinę w domu statystycznie trzeba odrobić.
No to się człowiek zdąży do lekcji przygotować.
Przecież to są powtarzalne sprawy, są komputery.
Żadna krzywda.
A urlop płatny i długi.
Na godzinę w ciągu roku ..
A zebrania z rodzicami, proszę dodatkowo płatne, popierałbym.
A za kółka zainteresowań, a proszę.
No wtedy to wychodzi więcej niż etat, ale społeczeństwo korzysta, to niech płaci nadgodziny.
Popierałbym.
Ale wy się o to nie upominacie.
Wy się domagacie zachowania status quo.
parker pisze: Nawet na półtora etatu nie pracuje się dłużej niż od 8 do 15 i z okienkami. Bo 30 godzin dydaktycznych to od 8 do 14 statystycznie, więc godzina okienko.
A Ty, czy ktokolwiek inny- przy biurku, desce kreślarskiej czy łopacie gdziekolwiek- pracujesz bez przerwy? Machasz łopatą 8 godzin non-stop? Jeśli myśląc o nauczycielach, wydaje Ci się, że można bez chwili przerwy przez kilka godzin pracowac z uczniami,sprawdzać klasówki czy co tam jeszcze, to uprzejmie informuję,że robotów w szkole nie zatrudniają.
„No to się człowiek zdąży do lekcji przygotować.
Przecież to są powtarzalne sprawy, są komputery” – a nie przyszło Ci do głowy, że nie tylko każdy uczeń jest inny, ale i grupa uczniów (klasa) ma własną „osobowość”? To, co sprawdza się z jedną, nie wyjdzie w innej- osobiście zanudziłabym się, powtarzając w kółko to samo (treści i metody), o uczniach nie wspominając.
„A zebrania z rodzicami, proszę dodatkowo płatne, popierałbym.
A za kółka zainteresowań, a proszę.” – tez bym popierała i chętnie przyjęła zapłatę za kółko,które od lat prowadzę bez zapłaty, bo mi się wydaje,że skoro dzieciaki są chętne, to trzeba to pielęgnować- więc siedzę w piątki (jedyny możliwy dzień) do 18 w szkole.
„Wy się domagacie zachowania status quo.” – domyślam się,że Wy-to nauczyciele- jestem jednym z nich i jestem za zniesieniem karty nauczyciela, (choć nie jest to pogląd najpopularniejszy), więc pohamuj ,prosze, swoją skłonność do schematycznych uogólnień.
A Hilda to święty człowiek:) Pozdrawiam
Bez chwili przerwy?
Przerwa jest co 45 minut.
To Ty myślisz, że ludzie w pracy mają okienka?
To Ty w pracy nigdy nie byłaś.
„wypadałoby wymienić archaiczne pomoce i wyposażenie”
Jak burdel nie idzie, zmienia się personel a nie dekoracje.
Parkerze, zapomniałeś o wycieczkach, o imprezach szkolnych i ich organizowaniu, o radach pedagogicznych, o egzaminach klasyfikacyjnych i poprawkowych, o rekrutacji itd
Też niepłatne.
W burdelu to akurat personel jest głównie „pomocą dydaktyczną”.
Zresztą, przywołone przez Ciebie porównanie rodzi wiele zabawnych skojarzeń. 🙂 takich choćby jak negocjowalność stawki za usługę. Tudzież prawo do odmowy usługi.
Ja tam jestem za płaceniem za wszystko.
Jak się będzie płacić, to się będzie mniej duperelnych i zbędnych czynności wykonywać.
Jak się będzie rozliczało z wyników, to papierów się będzie mniej wypełniało.
Moim zdaniem, to nauczyciel powinien chodzić do pracy od 8 do 16. Z dwiema godzinami wolnymi na pracę domową. Mieć w pracy swoje biurko jak w biurze.
I uczniowie powinni mieć szkołę od 8 do 16. I przez ten czas być przez szkołę twórczo zaopiekowane. Nie tylko lekcjami. A szkoła powinna być otwarta do wieczora.
Tam powinni sobie dorabiać nauczyciele organizując zajęcia dodatkowe za dodatkową opłatą. Dla zdolnych i dla niezdolnych.Dla sportowców, szachistów i pingpongistów.
Tak sobie wyobrażam polska szkołę.
W większych miastach można bez trudu zorganizować czas po szkole dzieciom.
Oferta publicznych instytucji dotowanych przez miasto jest bardzo bogata.
Ale na prowincji szkoła powinna organizować atrakcyjnie czas wolny dzieci.
To niski koszt, bo na opłaceniu pracowników polega głównie.
I powinien istnieć program zwalniający z opłat najuboższych. Mimo, że opłaty wysokie z racji dotacji u nas nie są.
To czemu nie słyszę,żeby się nauczyciele takiego systemu domagali?
Bo im dzisiejszy odpowiada.
@parker
„Jak burdel nie idzie, zmienia się personel a nie dekoracje.”
ale cham z chama zawsze wyjdzie, nie?
„Bez chwili przerwy?
Przerwa jest co 45 minut.
To Ty myślisz, że ludzie w pracy mają okienka?
To Ty w pracy nigdy nie byłaś”
a był pan kiedyś w szkole na przerwie?
myślisz pan, że nauczyciel wtedy ma czas na odpoczynek?
w czasie 10 minut musi opuścić klasę, zwykle jakiś uczeń ma jakąś sprawę jeszcze więc się traci kilka minut, odniesć dziennik do pokoju, jesli zmienia klasą odnieść klucz i pobrać nowy, pobrać nowy dziennik jesli go nie było wczesniej w pokoju, pójsc do klasy, jesli budynek duży i korytarze zatłoczone to przerwa 10 minut może nie wystarczyć,
a do tego sa jeszcze dyżury, więc część przerw jest poświęcona na pilnowanie dzieciaków aby zonwu kibla nie zdemolowały,
więc nie wypominaj pan z łaski swojej przerw bo to jest część pracy
„Moim zdaniem, to nauczyciel powinien chodzić do pracy od 8 do 16. Z dwiema godzinami wolnymi na pracę domową. Mieć w pracy swoje biurko jak w biurze.”
o kurcze, toż to ja od lat powtarzam, wreszcie coś z sensem pan napisał
„To czemu nie słyszę,żeby się nauczyciele takiego systemu domagali?”
na tym blogu również to pisałem
parker pisze:
Ja tam jestem za płaceniem za wszystko.(..)Moim zdaniem, to nauczyciel powinien chodzić do pracy od 8 do 16. Z dwiema godzinami wolnymi na pracę domową. Mieć w pracy swoje biurko jak w biurze.
No i zobacz,Parkerze. Jestem z tych okropnych,tępych,nieumiejących sie uśmiechnąć i co tam jeszcze nauczycielom przypisujesz:), a myślę dokładnie tak samo. Więcej, może nie całkiem dokładnie, bo ja bym została w szkole do 17.30 nawet (5 klas=ok.150 uczniów=ok.300 wypracowań+ok.300-450 (większych)prac domowych+ok.300 sprawdzianów w ciągu semestru o pracy „twórczej” nie wspominając ani dokumentacji),a potem w domu zajęła się swoimi prywatnymi sprawami. Nie jestem pewna tylko, czy znalazłby się w tych widełkach czas na kółko.
No właśnie, czemu nie słyszysz, (a może teraz słyszysz?) -tego się właśnie domagam- pracy w pracy, prywatności w domu!
I jeszcze coś, Parkerze, czemu Ty, jako rodzic,a więc najbardziej zainteresowany sprawnym funkcjonowaniem oświaty tego się nie domagasz? Pomijając wylewanie swoich frustracji na odwiedzające ten blog, nie tak liczne w końcu i nie decyzyjne grono p.?
grześ pisze:
2011-08-20 o godz. 09:51
Parkerze, zapomniałeś o wycieczkach, o imprezach szkolnych i ich organizowaniu, o radach pedagogicznych, o egzaminach klasyfikacyjnych i poprawkowych, o rekrutacji itd
Też niepłatne.
@Grzesiu, ileż można pisać ciągle o tym samym! Nauczyciel ma 40 godz. czas pracy, w tym 18 godz. pensum. Dlatego nie pisz, że j/w jest niepłatne. Tylko nauczyciele obrócili kota ogonem i uważają, że płaci im się za tylko za te 18 godzin – a za resztę powinni dostawać pieniądze dodatkowo.
Zastanawiam się również dlaczego ten blog jest taki destruktywny. Dlaczego nauczyciele na nim tylko narzekają. Dlaczego ciągle krytykują uczniów i rodziców. Dlaczego ich nie słuchają i ciągle obrażają. Może dlatego wpisy na nim się pojawiające można podzielić na te dobre i złe (nauczycieli i innych). Stąd konflikt. Ten blog, jak papierek lakmusowy pokazuje jak bardzo różnią się oczekiwania jednych i drugich. Jak ten zawód nie ma już nic wspólnego z misją, z którą się kiedyś kojarzył. Dlaczego nauczyciele mający jeszcze dzieci w szkołach mówią tak samo źle o swych kolegach po fachu, jak inni „zwykli” rodzice. No i ostatnie dlaczego. Dlaczego moja koleżanka nauczycielka przenosi swoje dziecko drugi raz do innego gimnazjum, bo podobno TAM źle uczą i zawzięli się na jej dziecko. Może dlatego, że nie widzi tych wad u siebie?
Usłyszałam kiedyś – „Obyś nie uczył dziecka drugiego nauczyciela”. Dlaczego?
cvb pisze:
2011-08-20 o godz. 11:28
@parker
?Jak burdel nie idzie, zmienia się personel a nie dekoracje.?
ale cham z chama zawsze wyjdzie, nie?
@cvb
To była zapewne bardzo mocna metafora:) Ja bym więcej wysiłku włożyła w jej zinterpretowanie. Oceniając Twoją wypowiedź i cel jaki miała osiągnąć – cham chamowi nie równy;)
„Jak burdel nie idzie, zmienia się personel a nie dekoracje.”
tym zdaniem, parker, zaprzeczyłeś wszystkiemu co próbowałeś nam wmówić. Do tej pory wydawało mi się, że chodzi ci o dobro dzieci? Ale teraz to już nie wiem. Czy nowoczesny komputer to dla ciebie tylko dekoracja? Niełatana piłka na wf-fie to tylko dekoracja. Tablica interaktywna zamiast starej kurzącej się kredowej to tylko dekoracja? A może i papier toaletowy w wc to też tylko dekoracja?
Lepiej wymienić personel na tańszy?
Czy ty aby nie jesteś redaktorem R. z DGP? Bo o dobro dzieci to ci raczej nie chodzi a tylko o to aby pognębić nauczycieli. Prawda?
gatta pisze:
2011-08-20 o godz. 12:08
I jeszcze coś, Parkerze, czemu Ty, jako rodzic,a więc najbardziej zainteresowany sprawnym funkcjonowaniem oświaty tego się nie domagasz? Pomijając wylewanie swoich frustracji na odwiedzające ten blog, nie tak liczne w końcu i nie decyzyjne grono p.?
@gatta
najbardziej zainteresowanym w sprawnym funkcjonowaniu oświaty powinien być SAM nauczyciel! Rodzic to może sobie tylko na tym blogu poklikać, a na wywiadówce powykręcać z bezsilności i strachu ręce:)
„Moim zdaniem, to nauczyciel powinien chodzić do pracy od 8 do 16.
Mieć w pracy swoje biurko jak w biurze.”
Bardzo dobry pomysł, ale nie do zrealizowania. W szkołach nie ma to miejsca, często są zapchane go granic możliwości i nie da się wygospodarować miejsca na biurka, nawet wspólne w różnych godzinach.
W mojej jest jednak niewielkie pomieszczenie w których nic się nie dzieje, raczej miejsce na niepotrzebne rzeczy, zaproponowałem dyrektorowi, że zajmę jedno biurko. Usłyszałem, że mowy nie ma bo zaraz każdy będzie chciał.
nn pisze:
2011-08-20 o godz. 13:14
?Jak burdel nie idzie, zmienia się personel a nie dekoracje.?
tym zdaniem, parker, zaprzeczyłeś wszystkiemu co próbowałeś nam wmówić. Do tej pory wydawało mi się, że chodzi ci o dobro dzieci? Ale teraz to już nie wiem. Czy nowoczesny komputer to dla ciebie tylko dekoracja? Niełatana piłka na wf-fie to tylko dekoracja. Tablica interaktywna zamiast starej kurzącej się kredowej to tylko dekoracja? A może i papier toaletowy w wc to też tylko dekoracja?
Lepiej wymienić personel na tańszy?
Czy ty aby nie jesteś redaktorem R. z DGP? Bo o dobro dzieci to ci raczej nie chodzi a tylko o to aby pognębić nauczycieli. Prawda?
@nn
Strzał w stopę. Przecież Ty piszesz właśnie o dekoracjach:) a Parker pisze o personelu! A zastanowiłeś się, co z obsługą tej dekoracji? Czy Ty czytasz tylko ten blog i innych informacji nie przyjmujesz? Własnie wszyscy publicznie się teraz zastanawiają, co zrobić aby te dekoracje nie kurzyły się tylko i były – no właśnie – używane. Bo w większości szkołach nikt nie wie jak je wykorzystywać i po prostu nie umie je obsługiwać.
zaza pisze:
2011-08-20 o godz. 13:01
„@Grzesiu, ileż można pisać ciągle o tym samym! Nauczyciel ma 40 godz. czas pracy, w tym 18 godz. pensum. Dlatego nie pisz, że j/w jest niepłatne. Tylko nauczyciele obrócili kota ogonem i uważają, że płaci im się za tylko za te 18 godzin ? a za resztę powinni dostawać pieniądze dodatkowo”
A może to jednak nie tylko nauczyciele „odwracają kota ogonem”?
Bo przecież Wam – rodzicom i podobno reszcie społeczeństwa, którego jawicie sie tu przedstawicielami chodzi o zwiększenie pensum nauczycieli i zrównania go z innymi zawodami – czyli 40 – godzinnego tygodnia pracy?
Bo przecież w mniemaniu większości społeczeństwa nauczyciele pracują tylko 18 godzin w tygodniu?
Tak więc 40- godzin dydaktycznych, żeby nikt nie miał wątpliwości, że nauczyciel się nie obija.
Wtedy koniec z wycieczkami, projektami, wywiadówkami dla rodziców, kółkami zainteresowań, radami pedagogicznymi, bo to wszystko niewymierne jest i trudno stwierdzić, ile tak naprawdę obecnie nauczyciel pracuje.
A ze sprawdzianów w ogóle można zrezygnować, bo tylko niepotrzebny stres dla dzieciaków. Promować wszystkich jak leci, niezalażnie od efektów kształcenia. Maturę niech zdają też wszyscy, nie będzie stresu dla nauczyciela, że musi pod egzamin uczyć i tym bardziej , że musi maturę zdać .
Niech się uczą Ci, co chcą, lub którzy mają rodziców, którym zależy na dobrym wykształceniu dzieci.
Dla reszty niech szkoła stanie się miejscem, w którym miło i „nieopresyjnie” i bez wysiłku i jeszce w dodatku miło i nteresująco można spędzić czas do 18 – stki.
I niech nauczyciele nie mają nic do powiedzenia w kwestii kształcenia młodzieży, bo przecież, to rodzice im płacą, a rodzice chcą mieć święty spokój i nie chcą słyszeć o problemach, jakie sprawiają ich dzieci. Bo to nauczyciel ma papier i jest fachowcem, a oni „papierów na rodzicielstwo” przecież nie mają, więc i z problemami ze swoimi dziećmi nie muszą umieć sobie radzić. A jak dziecko będzie jakieś zaburzenia przejawiało, to na pewno będzie to wina szkoły i nauczycieli „idiotów”, którzy nie potrafią sobie z tym poradzić.
Najlepiej, żeby dzieciaki w szkole od 8- 16 były i żeby nie było wakacji, ani ferii w ogóle, bo niby kto ma się nimi zajmować, jak rodzice ciężko pracują i nie mają dla nich czasu?
I jeszcze szkoła najlepiej do wieczora niech będzie czynna, bo jak rodzic chce wyjść na zakupy, albo do pubu na piwo ze znajomymi to też nie ma z kim dzieciaka zostawić, a tak to przynajmniej miałby ten problem z głowy.
I jeszcze szkoła niech w razie czego rozpoznaje i rozwija talenty dzieciaka, bo rodzice nie mają czasu, ani cierpliwości, ani ochoty się tym zająć. W końcu nie są „fachowcami” od dzieci.
W ogóle po pójściu przez dziecko do szkoły to rodzice by chcieli jak najmniej czasu z nim spędzać, bo brak im fachowej wiedzy, jak zagospodarować rozsądnie i interesująco czas dziecku. Niech to czyni szkoła i nauczyciele, w końcu za to im się płaci.
Oczywiście nie wszyscy rodzice są tacy, ale sporo tak właśnie myśli, co widać po wypowiedziach rodziców na tym na blogu 😀 😀 😀
A co będzie potem, jak już dzieci dorosną i osiągną wiek, w którym powinny zacząć żyć samodzielnie i borykać się ze stresem dzisiejszej, wcale niełatwej egzystencji? Przecież do tej pory było łatwo, nie trzeba było sie starać, ani o nic walczyć. Jak żyć, żeby „mieć” dużo, a się za bardzo nie wysilać?
Czas pokaże, czy nie dochowamy się w takim „nieopresyjnym” systemie, w którym niczego nie będziemy od dzieci wymagać, band wyrostków, które zamiast pracować, bo nie przyzwyczajeni do jakiegokolwiek wysiłku i do jakichkolwiek wymagań, jakie stawia „dorosłe” życie, będą wolały kraść i rabować, bo przecież należy im się łatwe i przyjemne życie, pełne luksusowych dóbr, które na wyciągnięcie ręki, na każdym rogu ulicy kuszą?
A tak na poważnie – Nie idźmy drogą, z której Wielka Brytania stara się obecnie zawrócić!
hilda pisze:
A co będzie potem, jak już dzieci dorosną i osiągną wiek, w którym powinny zacząć żyć samodzielnie i borykać się ze stresem dzisiejszej, wcale niełatwej egzystencji?
Jak to co? Przyjdą na rozmowę o pracę i powiedzą,że w czwartek nie mogą za długo,bo mają fitness,a w poniedziałek rano też nie, bo po imprezie trzeba odespać:)
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,10024659,Wychodze_o_16__bo_mam_joge.html
@zaza przeczytaj to on napisał o burmistrzu a potem popatrz na swoje stopy
@hilda nic dodać nic ująć
Żałosne
Na szczęście nikt Was nie słucha i i tak zrobi swoje. Czekam na to
rząd oczywiście
Chciałabym aby ten blog przeczytała cała Polska. Ale to jest lokalna tuba Gospodarza – nie czarujmy się. Dwie czy cztery w porywach 5 czy 6? interlokutorów – to za mało żeby był wiarygodny:)
@hilda
czy ty czytac nie umiesz, piszesz
Tak więc 40- godzin dydaktycznych, żeby nikt nie miał wątpliwości, że nauczyciel się nie obija.
Wtedy koniec z wycieczkami, projektami, wywiadówkami dla rodziców, kółkami zainteresowań, radami pedagogicznymi, bo to wszystko niewymierne jest i trudno stwierdzić, ile tak naprawdę obecnie nauczyciel pracuje.
A ze sprawdzianów w ogóle można zrezygnować, bo tylko niepotrzebny stres dla dzieciaków. Promować wszystkich jak leci, niezalażnie od efektów kształcenia. Maturę niech zdają też wszyscy, nie będzie stresu dla nauczyciela, że musi pod egzamin uczyć i tym bardziej , że musi maturę zdać .
Dlaczego koniec z wycieczkami itd.? 40 – 18 pensum to jest ile? Sama policz jak umiesz. Ile zostaje. Więc teraz w to włóż resztę.
W ogóle po pójściu przez dziecko do szkoły to rodzice by chcieli jak najmniej czasu z nim spędzać, bo brak im fachowej wiedzy, jak zagospodarować rozsądnie i interesująco czas dziecku. Niech to czyni szkoła i nauczyciele, w końcu za to im się płaci.
No właśnie. Ja też zdaję sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Dlatego potrzebuje pomocy ze strony nauczycieli.
Uważam,że dziecko nie powinno się nudzić.
A nie nudzi się zazwyczaj z rówieśnikami.
Więc niech przebywa z rówieśnikami.
Ale że potrzebna kontrola, bo to dzieci, to grupą rówieśników się opiekuje nauczyciel.
Jeden dzieci fizyką interesuje drugi, koszykówką a trzeci kółkiem teatralnym.
Niech szkoła w końcu zacznie być dla uczniów. są nowoczesne metody można zrobić nowoczesna szkołę.
Ale kto ma zrobić?
Rodzice?
Rodzice powinni się domagać a nauczyciele im sprzyjać.
Żeby to zrobić trzeba uwolnić zawód nauczyciela i poddawać go rzetelnej ocenie.
Nauczyciel zmuszony do wyników albo zacznie terror w klasie, wtedy się mu podziękuje, albo zacznie nowoczesnymi metodami zainteresować uczniów nauką. Do szkoły się powinno chodzić z przyjemnością.
Dotyczy to uczniów przede wszystkim ale i nauczycieli rykoszetem też.
To dlaczego się chodzi bez przyjemności?
Bo pomoce przestarzałe?
Personel słaby.
Jak ktoś nie umie pływać , to mówi, że woda za rzadka.
„A ze sprawdzianów w ogóle można zrezygnować, bo tylko niepotrzebny stres dla dzieciaków. Promować wszystkich jak leci, niezalażnie od efektów kształcenia. Maturę niech zdają też wszyscy, nie będzie stresu dla nauczyciela, że musi pod egzamin uczyć i tym bardziej , że musi maturę zdać .
Niech się uczą Ci, co chcą, lub którzy mają rodziców, którym zależy na dobrym wykształceniu dzieci.
Dla reszty niech szkoła stanie się miejscem, w którym miło i ?nieopresyjnie? i bez wysiłku i jeszce w dodatku miło i nteresująco można spędzić czas do 18 ? stki.
I niech nauczyciele nie mają nic do powiedzenia w kwestii kształcenia młodzieży, bo przecież, to rodzice im płacą, a rodzice chcą mieć święty spokój i nie chcą słyszeć o problemach, jakie sprawiają ich dzieci. Bo to nauczyciel ma papier i jest fachowcem, a oni ?papierów na rodzicielstwo? przecież nie mają, więc i z problemami ze swoimi dziećmi nie muszą umieć sobie radzić. A jak dziecko będzie jakieś zaburzenia przejawiało, to na pewno będzie to wina szkoły i nauczycieli ?idiotów?, którzy nie potrafią sobie z tym poradzić.
Najlepiej, żeby dzieciaki w szkole od 8- 16 były i żeby nie było wakacji, ani ferii w ogóle, bo niby kto ma się nimi zajmować, jak rodzice ciężko pracują i nie mają dla nich czasu?
I jeszcze szkoła najlepiej do wieczora niech będzie czynna, bo jak rodzic chce wyjść na zakupy, albo do pubu na piwo ze znajomymi to też nie ma z kim dzieciaka zostawić, a tak to przynajmniej miałby ten problem z głowy.
I jeszcze szkoła niech w razie czego rozpoznaje i rozwija talenty dzieciaka, bo rodzice nie mają czasu, ani cierpliwości, ani ochoty się tym zająć. W końcu nie są ?fachowcami? od dzieci.
W ogóle po pójściu przez dziecko do szkoły to rodzice by chcieli jak najmniej czasu z nim spędzać, bo brak im fachowej wiedzy, jak zagospodarować rozsądnie i interesująco czas dziecku. Niech to czyni szkoła i nauczyciele, w końcu za to im się płaci.”
Usunąć parę złośliwości o niechęci do zajmowania się dziećmi przez rodziców.
Albo nawet zostawić, bo to też fragment rzeczywistości którą trzeba opisać.
Bo czy jak dziecko takich rodziców ma to szkoła powinna je zostawić samym sobie żeby się szwendało, czy w ciągnąć w wir zainteresowań?
O ich nieumiejętności podkreślić, bo to prawda i pod taka petycją jako rodzic, hipokryta i oportunista mogę się podpisać.
I jeszcze szkoła najlepiej do wieczora niech będzie czynna, bo jak rodzic chce wyjść na zakupy, albo do pubu na piwo ze znajomymi to też nie ma z kim dzieciaka zostawić, a tak to przynajmniej miałby ten problem z głowy.
Ten fragment wymaga szczególnego omówienia.
Sukces w dziedzinie wzrostu liczby mieszkańców Francji miedzy innymi się na tym zasadza co wyżej zacytowane.
Ale to pikuś.
Co ja proponuję w dobie niżu, więcej pracy dla nauczycieli.
Co w odpowiedzi widzę, gest Kozakiewicza.
I drugie, równie mocne.
„I jeszcze szkoła niech w razie czego rozpoznaje i rozwija talenty dzieciaka, bo rodzice nie mają czasu, ani cierpliwości, ani ochoty się tym zająć. W końcu nie są ?fachowcami? od dzieci.”
To jakby mnie wezwany hydraulik popieprzył, że sobie mogłem sam kranik naprawić.
I czego to sobie klient życzy, żebym mu talenty rozpoznawała, i ci jeszcze rozwijała?
A niech sobie sam rozpoznaje i szlifuje.
To jak scena z Barei z personelem baru mlecznego w Misiu.
Ja nie mogę :):):)
Parkerze, czy według ciebie zdrowe i sensowne dla dzieci jest, by siedziały od 8 do 16 w szkole i jeszcze w tym samym budynku/na tym samym boisku miały zajęcia dodatkowe.
I wracały o 19 odrabiać lekcje itd
5 dni w tygodniu.
Trochę dziwny system, moim skromnym zdaniem.
Zaza, hilda już odpowiedziała, ja nie piszę tego, by się użalać, pisze, by uświadamiać tym, według których nauczyciel pracuje 18 godzin a właściwie przecież 13, 5 w tygodniu i nie robi nic więcej.
To zwyczajnie mówiąc jest kłamstwo.
A co do tej pracy, robie tzw. staż i sam sobie w trakcie roku myślałem, że w sumie poza lekcjami to ja się nie przepracowuję, na końcu jak miałem zaś opisać swoje działania okazało się, że jednak mnóstwo rzeczy dodatkowych robiłem/organizowałem (choćby tłumaczenie by dostać projekt unijny różnych rzeczy, które zajęło mi ze 2 dni w stanie grypy i gdybym to robił za kase, ze 200 zeta bym zarobił itd)
Albo taki niby wyjazd do Dojczlandu na tydzien, niby luz, ale jak ktoś nie wie, jak męczące jest tłumaczenie symultaniczne i ile za to tłumacz bierze kasy, a ja sobie to just for fun i dla uczniów robiłem.
Jest mnóstwo takich rzeczy, o których po prostu nie mają inni pojęcia, bo nie pracują w szkole.
Choćby głupia i prosta sprawa: dekoracje przed imprezami, też wymaga czasu/pomysłu i godzin spędzpnych w skzole po lekcjach.
Albo opieka nad gazetkami szkolnymi/stronami internetowymi/organizowanie konkursów/dni języków/dodatkowych zajęć/dni otwartych szkoły itd
Ja w tym roku akurat w szkole będę miał pól etatu plus godziny w kolegium, więc w szkole przepracowywać się nie zamierzam, skoro oni godzin dla mnie nie mają i w ogóle chce się przekwalifikować, ale gadanie że nauczyciel poza prowadzeniem lekcji nie robi nic to albo manipulacja albo ignorancja.
Parkerze, pieprzysz tym gadaniem o hydrauliku.
A rodzic dzieciaka do biblioteki nie powinien zapisywać/nie gotuje się wspólnie/na wycieczki się nie jeździ/w góry nie zabiera itd (wpisz cokolwiek)
Kurde, co to za rodzice, co nie chcą rozwijać wśród dzieci pasji.
I np. nauczyciel, który (jak ja) spotyka 16-letniego (czesto juz ukształtowanego,) chłopaka, ja mam szanse odkrywać jego talenty?
Wierzysz w to?
albo dziecko nawet 7-letnie, które załóżmy, nie chodziło do przedszkola itd
a w wakacje rodzice też nie powinni dzieciaka pasji wspierać/rozwijać
Kurde, ale mam matkę głupią, zapisała mnie do biblioteki, wspólnie sałatki robiliśmy.
A ojciec niepotrzebnie gazetami dom zapełniał,przez co takie nawyki mam.
A ja i tak miałem do nich pretensje nieraz, że gór nie było/sportu, że za mało czasu, za dużo pracy, że do kina nie łazilismy, że za mało wspólnych działań i radości.
Nie idź taką drogą:), bo dobrego i zarażającego pasjami nauczyciela się tylko dobrze wspomina (miałem takich w liceum) a do rodziców wdzięczność lub pretensje ma się do końca zycia.
I jesxzcze jedno, powiedz mi Parkerze jedno, (a porpos tych zajęć dodatkowych), jak zorganizować jak rodzice np. zwalniają dzieciaki z normalnych lekcji kilka minut, bo o 15 mają busa (lekcja się kończy o 15.05), bo nastepny jest później.
Nie uwzględniasz zupełnie specyfiki szkoły (np. takiej gdzie ja pracuję), gdzie uczą się uczniowie z terenów wiejskich i np. po lekcjach pomagają rodzicom w gospodarstwie lub same chcą sobie dorobić kasy (bo brakuje).
I na żadne zajęcia nie zostają/nie chcą zostać (przetestowane)
Zresztą o czym my gadamy, po 6-7 godzinach w szkole (nawet i michałków) i perspektywie kolejnego dnia przeładowanego uczniom zwyczajnie się nie chce zostać na nawet bardzo ciekawe zajęcia dodatkowe.
Parkerze, i jeszcze jedno (nie jest to osobisty przytyk itd, nie twierdzę, że tak jest/było/będzie) jak ci kiedyś dziecko twoje zarzuci, że za malo z nim rozmawiałeś/przebywałeś/nim się zajmowałeś itd, to co powiesz, że szkoła miała jego talenty/pasje odkrywać i nim się zajmować?
No sorry:)
P.S. A najgorsze sa właśnie takie szkolone/oczytane dzieci, przeintelektualizowane, które później odkrywają, (już w dorosłości), ze wcale mimo swej wiedzy/inteligencji itd niekoniecznie im się tak udaje jak niektórym i we frustrację i depresję wpadają.
NO i na kim odreagowuje się?
Zgadnij, 🙂
Bynajmniej nie na nauczycielach.
grześ
Pisałem o kreacji i podkolorowywaniu na blogu i chyba miałeś okazję czytać.
Przedstawiając jakaś postawę na blogu nawet moją, przejaskrawiam ją.
W przestrzeni publicznej przekaz musi być wyraźny a i tak przez dużą części nie będzie odebrany.
Już Hildzie udowadniałem, że nie jestem wielbłądem.
Nie mam zamiaru drugi raz.
Nie rzecz w tym, żeby dziecko od rana do wieczora było bez rodziców.
Rzecz w tym, żeby się nie nudziło i nie traciło cennego dla umysłu czasu bezmyślnie.
Jak rodzice nie poświęcają czasu dziecku, to niech szkoła poświęca.
Przecież mówimy o dzieciach rodziców którzy nie poświęcają. Abo nie chcą, albo nie potrafią albo nie przepadają za tym.
Ja na przykład mam wszystkiego po trochu.
Inny się poświęca a klnie przy tym.
Jeszcze inny robi to z przyjemnością.
Ludzie są różni.
Szkoła ma się nie zajmować rodzicami, tylko uczniami.
Taki jest taki jest interes dziecka i taki jest interes społeczny.
Na temat tematu proponuje rozmawiać, nie na temat adwersarza.
Bo ta nauczycielska predylekcja do zajmowania się drugą osobą zaczyna być męcząca.
grześ
Boże, dopiero teraz przeczytałem.
Człowieku, jak twoje relacje z dzieckiem opierają się na potrzebie usłyszenia dobrego słowa, martwisz sie jak oceni Twoje ojcostwo to to jest najlepsza droga do ustawienia tych relacji na zasadzie wdzięczności, większej mniejszej, bardziej lub mniej zawiedzionej.
To fałszywe myślenie.
Relacje muszą być oparte na zasadach miłości.
Jak mnie dziecko pyta dlaczego się z nim nie pobawię, to zawsze odpowiadam prawdziwie.
Często słyszą, bo mi się nie chce.
Bo ja też mam swoje życie i swoje potrzeby i swoje przyjemności i swoje obowiązki.
Ja nie gorszy człowiek niż dziecko.
@zaza
” Tylko nauczyciele obrócili kota ogonem i uważają, że płaci im się za tylko za te 18 godzin”
dlaczego tak uważają? bo tacy jak ty wmawiacie im, że tylko tyle pracują, więc skoro płacicie im tylko za 18h to nie mają ochoty reszty pracowac za darmo, to chyba proste?
Parkerze, ty możesz podkoloryzować trochę, ja też:)
Troszkę (wiem, wiem) absurdalnie i ad personam pociągnąłem temat, ale dlatego, bo moim zdaniem twoje myślenie też zahaczało o absurdy różne.
I znowu się z tobą nie zgodzę, dobra szkoła nie ma być przechowalnią dla dzieciaków, dla których rodzice nie mają czasu.
No i zapytajmy młodych o zdanie, myslisz, że uczniowie szkół średnich bedą siedzieć do wieczora na zajęciach dodatkowych?
Jak tak, toś naiwny:)
Oczywiście szeroka gama zajęć dodatkowych, to coś, co szkoła powinna oferować, ale trzeba też byc realistą i wiedzieć, jak sytuacja wygląda.
I znowu się z tobą nie zgodzę, dobra szkoła nie ma być przechowalnią dla dzieciaków, dla których rodzice nie mają czasu.
Nie ma być ale trochę powinna być.
Słowo przechowalnia sugeruje przechowywanie.
A ja mam na myśli uczenie i wychowywanie, przez zabawę, dobrowolnie.
Lepiej w szkole niż na przystanku.
Bo szkoła ma nie być alternatywa dla rozwijania zainteresowań przez rodziców, Ci co rozwijają i czas poświęcają, przez szkołę nie przestaną tego robić.
Ale jest spora grupa dzieci które nie są zaopiekowane z różnych powodów.
I nie ma znaczenia jakich, przez kogo zawinionych i tak dalej.
Są niezaopiekowane, trzeba się zaopiekować ,skoro rodzice tego nie robią.
A czy licealiści będą przychodzić do szkoły na zajęcia dodatkowe.
Jak będą atrakcyjne?
Oczywiście.
Jak będą odpowiednio wcześniej pasjami zarażeni, jak szkoła im się nie będzie źle kojarzyła.
Czy wszyscy?
Nie, ale od zdolności nauczycieli na ich drodze będzie zależało ilu ich będzie.
Dziś rzeczywiście niewielu.
Ale nie ma być jak dziś.
Parker, smutne to co piszesz jako rodzic.
Żadna instytucja i żaden najlepszy nawet nauczyciel nie zastąpią dziecku rodziców i więzi, jaką powinien z nimi odczuwać. Żaden najlepszy nawet „fachowiec od dzieci” nie rozpozna lepiej potrzeb dziecka niż kochający i troszczący się o nie rodzice.
Tylko dziecko trzeba kochać, a ta miłość wyraża się również w chęci spędzania z nimi jak najwięcej czasu.
I choćbyś nie wiem jak mnie przekonywał to nie przekonasz, że dla kilkuletniego, czy nawet kilkunastoletniego dziecka jest lepiej, gdy większość swojego czasu spędzi z obcymi ludźmi niż z własnymi rodzicami.
Dzisiaj ludzie traktują często dzieci jak zabawkę, trochę się nią pobawią, ale jak się znudzą, albo uważają, że nie mają czasu, bo ważniejsze sprawy na głowie, to powinni mieć możliwość oddania do „przechowalni” – czyli szkoły. I niech ta organizuje dzieciom interesująco czas. Tak, żeby się dziecko nie nudziło i nie zawracało głowy rodzicom, bo w końcu rodzic też człowiek i chce mieć czas dla siebie. Więc niech obcy ludzie się dzieckiem zajmują.
Jednak choćby ta „przechowalnia” nie wiem jak miła i interesująca była,i choćby w niej sami nauczyciele – anioły zajęcia prowadzili, to nie sądzę, że przebywające w niej od rana do wieczora dzieci będą szczęśliwe.
Może po czasie się przyzwyczają, może nawet polubią panią z „przechowalni” bardziej niż własną mamę, a potem, jak już dorosną to sami swoich rodziców na starość do „przechowalni” oddadzą. Bo tam przecież fachowcy lepiej się nimi zajmą niż oni.
W komunistycznych krajach – zwłaszcza w „DDR” tak się praktykowało – jak najwcześniej oderwać dzieci od rodziców, zniszczyć więzi rodzinne i indoktrynować obywateli od najwcześniejszych lat.
Oczywiście wszystko pod hasłami udogadniania życia pracującym rodzicom – żlobki, przedszkola od rana do wieczora. szkoły z internatem, potem w czasie wakcji kilkunastotygodniowe obozy pionierskie prowadzone w super warunkach, przez super fachowców. Tak – dzieci sie tam nie nudziły zapewne.
W Polsce się nie dało, bo tu rodzina izbyt silna była.
Czego nie zniszczył socjalizm, to skruszyło jak widać zaledwie 30 lat życia w „wolności” i w społeczeństwie nastawionym wyłącznie na konsumpcję.
Rozpad więzi rodzinnych będzie dla społeczeństwa fatalny w skutkach. To, co się dzieje obecnie w Anglii to min. skutek tego, że ludzie przestali się troszczyć o swoje rodziny, przestali być odpowiedzialni za los swoich dzieci, przestali się zajmować ich wychowaniem, spychając te obowiązki na państwo, i jego instytucje.
Zbyt rozbudowany system instytucjonalnej pomocy rozleniwia ludzi i zwalnia z obowiązku myślenia o sobie i swojej przyszłości.
Jeszcze raz powtórzę – nie tędy droga.
Niech rodzice sami się w końcu sami zatroszczą o swoje dzieci, a nie oczekują od nauczycieli, że staną się ich pociech matkami i ojcami „zastępczymi”.
W końcu nauczyciel ma z nimi do czynienia jedynie przez krótka chwilę, a rodzice – całe życie.
Hilda, z całym szacunkiem, nie przeczę, że: „Żadna instytucja i żaden najlepszy nawet nauczyciel nie zastąpią dziecku rodziców i więzi, jaką powinien z nimi odczuwać. Żaden najlepszy nawet ?fachowiec od dzieci? nie rozpozna lepiej potrzeb dziecka niż kochający i troszczący się o nie rodzice.”
Tylko cała reszta tego, co piszesz jest tylko idealistyczną projekcją, a nie rzeczywistością. Bardzo proszę, pokaż mi ten jeden, chociaż jeden moment w dziejach świata (geograficznie dowolnie wybrany), kiedy było inaczej, niż tak jak to opisujesz, podając jako przykłady PRL, DDR i obecne zamieszki w Anglii.
hilda pisze: 2011-08-20 o godz. 22:49
Jak zwykle zgadzam się z tym, co i jak piszesz.
„Oczywiście wszystko pod hasłami udogadniania życia pracującym rodzicom ? żlobki, przedszkola od rana do wieczora. szkoły z internatem, potem w czasie wakcji kilkunastotygodniowe obozy pionierskie prowadzone w super warunkach, przez super fachowców. Tak ? dzieci sie tam nie nudziły zapewne.”
„w społeczeństwie nastawionym wyłącznie na konsumpcję. Rozpad więzi rodzinnych będzie dla społeczeństwa fatalny w skutkach. To, co się dzieje obecnie w Anglii to min. skutek tego, że ludzie przestali się troszczyć o swoje rodziny, przestali być odpowiedzialni za los swoich dzieci, przestali się zajmować ich wychowaniem, spychając te obowiązki na państwo, i jego instytucje.”
Mogę do tego dodać, że u swoich znajomych w USA zauważyłem wzrastającą tego świadomość i wręcz narastający snobizm na „powrót do korzeni”. Niektórzy demonstrują także swoją zamożność decydując się na kolejne dziecko i posiadanie czwórki czy nawet piątki dzieci bardziej świadczy o pieniądzach niż nowy samochód czy nawet nowy dom.
Coraz więcej trzydziestoparoletnich inzynierów, kierowników tzw. średniego szczebla, bardzo stara się przesuwać środek ciężkowści w balansie praca-rodzina na stronę rodziny. Ponieważ gospodarka wygląda jak wygląda a oni chcą wychodzić z pracy tak, aby zdążyć na mecz dziecka czy na przedstawienie w szkole, „normalne” godziny pracy stają się bardzo intensywne. Zero pogaduszek, zero politykowania, plotek, gadek o sporcie itp. Praca na 110%, bez żartów. Dzień musi być wykorzystany w zupełności aby szef nie przyczepił się, że wychodzi się za wcześnie. W sumie wydajność pracowników o tym nowo-odzyskanym nastawieniu pro-rodzinnym znacznie wzrasta, nawet jak liczba godzin pracy maleje.
Ludzie w widoczny sposób są bardzo dumni opisując innym wakacje, obozy, szkolne zajęcia w których brali udział ze swoimi dziećmi, raz, że miło im jest mogąc pochwalić się jakim to dobrym są rodzicem a dwa, nie tak znowu bez znaczenia jest rozumiany przez wszystkich fakt, że aby spędzać tyle czasu z dziećmi trzeba móc sobie na to pozwolić.
Taniej jest komuś zapłacić, chociaż jest to w USA wcale nie tanie, aniżeli samemu wyjechać z dzieckiem. W końcu ktoś pracujący w dobrym zawodzie i w dobrej firmie zawsze zarobi więcej aniżeli jakakolwiek firma czy organizacja zażyczy sobie za opiekę nad dzieckiem.
Jak mama nie ma studiów albo ma, ale w niezbyt chodliwym zawodzie to woli zostać w domu z dziećmi bo przedszkole albo opiekunka kosztowałyby tyle samo co jej zdolności zarobkowe.
Jak jest panią inżynier w atrakcyjnej specjalności i pomimo tego pracuje tylko na kawałek etatu to demonstruje tym swój status i swoje priorytety. Na które ją i jej mężą stać.
hilda
Nic nie zastąpi rodziców.
To oczywistość.
Nikt nie postuluje, żeby dziecko od rana do wieczora w szkole siedziało.
Postuluję, żeby szkoła była otwarta dla tych którzy chcieliby do niej przyjść.
Zapisuję dzieci na zajęcia dodatkowe.
Rozwijają, zabawiają, sprawiają przyjemność.
Nie spędzają całego czasu poza domem.
I nie ograniczają nam kontaktu.
Nie są kosztem kontaktu.
Ale u nas jest o to nietrudno. Duże miasto, dużo możliwości.
I rodzice mający świadomość i przyjemność pokazywania świata.
Ale nie pokaże dziecku wielu żeczy bo nie potrafię.
Fachowiec potrzebny.
O tym mówię.
Większość nauczycieli by sobie poradziła z cieknącym kranem.
A ja mam dwie lewe ręce i muszę fachowca wezwać.
Jakby mi się córka hydrauliką interesowała a syn szydełkowaniem, to ani ja, ani moja żona, by w nich pasji nie potrafiła rozwinąć.
Gdyby ulec naszych dzieci prośbą, zajęć dodatkowych by miały więcej.
Muszę ograniczać, bo i tu by chciały chodzić i tu.
Wiem, toksyczny dom z którego uciekają dzieci.
Domorosłym psychologom podpowiadam ścieżkę którą warto pójść w odpowiedzi.
Jednego nie lubią robić. Logopedii. Płaczą jak muszą iść.
Ale pani na co dzień w szkole pracuje i takież ma metody.
Tak się pani bali i jej nie lubili że płacz przed zajęciami za każdym razem.
Liczyłem że przejdzie, bo histerii też nie można ulegać na początku, bo szybko się jako sposób osiągania celu może przeistoczyć ze szkodą dla dziecka.
Rok przechodziły.
Ostatnie miesiące na obietnicy, że tylko do końca roku.
W tym roku logopedii nie będzie mimo, że dzieci mówią niewyraźnie i powinny ćwiczyć.
Muszą odpocząć, psychicznie.
Wiem jak wam wytłumaczę.
Przykład zamiany czasu spędzonego na przystanku, lokalnym ośrodku kultury na czas spędzony pod okiem nauczyciela który lubi dzieci w szkole nie działa.
To może ten.
Czas spędzony w domu rodzinnym, z rodzicami, przed komputerem lub w najwyższym stopniu rodzinności przed telewizorem, chciałbym zamienić na koszykówkę i pływanie.
Z za kałuży pisze:”Mogę do tego dodać, że u swoich znajomych w USA zauważyłem wzrastającą tego świadomość i wręcz narastający snobizm na ?powrót do korzeni?. Niektórzy demonstrują także swoją zamożność decydując się na kolejne dziecko i posiadanie czwórki czy nawet piątki dzieci bardziej świadczy o pieniądzach niż nowy samochód czy nawet nowy dom.”
I jest to ze wszech miar słuszne i piękne, i oby tak dalej:) Tylko jedna mała uwaga, to nie jest „powrót do korzeni”, gdyż takich korzeni tak naprawdę nigdy w cywilizacji nie było, niestety. Takie zachowanie (styl życia) są możliwe obecnie, w zamożnym, demokratycznym (oczywiście wiem, że upraszczam), wykształconym (lepiej lub gorzej, ale zawsze) społeczeństwie 🙂
parker pisze:
2011-08-21 o godz. 09:40
O ile sam włożysz w to trochę wysiłku i pograsz z dziećmi w koszykówkę i znajdziesz czas, żeby pójść na basen, to na pewno nie będzie to czas stracony dla Ciebie i Twoich dzieci.
Jeśli zlecisz te zadania tylko „fachowcom”, uważając, że na tym Twoja rola jako rodzica sie kończy, to może zrobią oni z Twoich dzieci zawodników pływackich lub świetnych graczy w koszykówkę.
Pewnie, że nie będzie to obiektywnie rzecz biorąc czas stracony, ale ….. jednak moim zdaniem ze szkodą dla więzi rodzinnych.
Nie trzeba być żadnym fachowcem, żeby dobrze i mądrze wychować swoje dziecko. Nie trzeba mieć skończonych studiów. Można być prostym człowiekiem, ale trzeba być „mądrym”, dobrym człowiekiem. Trzeba wiedzieć, co w życiu jest najważniejsze.
Możesz z powodzeniem sam rozwijać zdolności matematyczne swojego dziecka na etapie kształcenia zintegrowanego – wystarczy trochę poszperać w księgarni, kupić książeczki z zadaniami matematycznymi, porozwiązywać nawet te dodatkowe, których nie zdążyli zrobić w szkole, pograć z dzieckiem w szachy lub inne gry logiczne, porozwiązywać łamigłówki. Trzeba tylko chcieć, znaleźć na to czas, nawet kosztem swoich rozrywek, a nie spychać całą robotę na „fachowców”, bo tak po prostu łatwiej, bo oni się lepiej na tym znają.
I to nie było żadne „pouczanie” – tylko moje zdanie na ten temat i wirtualna dobra rada dla wszystkich podobnych do Ciebie rodziców.
I nie porównuj wychowania do naprawy zepsutego kranu, bo nie najlepiej to świadczy o takim rodzicu – choćby i stworzonym jedynie na potrzeby wirtualnej dyskusji.
Będę się upierać przy swoim zdaniu – szkoła nie jest instytucją, która zastąpi rodziców w przekazywaniu swoim dzieciom wartości, jakimi warto kierować się w życiu. Jeśli postulujesz, aby dzieci przebywały w niej od 8 do 16 to siłą rzeczy obcy ludzie – nauczyciele, wychowawcy, instruktorzy lepiej poznają i będą mieli większy wpływ na ukształtowanie Twoich dzieci, niż Ty sam.
Tego naprawdę chcesz?
Jeśli natomiast rodzice wolą oglądać telewizor lub spędzać czas przed komputerem niż z własnym dzieckiem, to niech też wezmą odpowiedzialność za to kim się ich dziecko w przyszłości stanie, a nie winią za to szkołę czy mityczne państwo, które nie zorganizowało czasu im pociechom.
Niech każdy weźmie swój los i los swoich dzieci w swoje ręce, nawet jeśli te nie są najzręczniejsze.
Poza tym – dlaczego to państwo, szkoła, nauczyciele mają decydować, które ręce są „zręczne”, a które nie i którymi dziećmi należy się zaopiekować, a którymi nie?
A gdzie odpowiedzialność rodziców, również za błędy wychowawcze popełnione często przez swoje lenistwo i wygodnictwo?
Z Twoich postów Parker wyłania się dla mnie dość przerażający obraz rodzica traktującego swoje dzieci w sposób instrumentalny.
Ma zdolności matematyczne? Do fachowca, niech rozwija.
Lubi grać w koszykówkę? Do fachowca niech z nim gra.
Sprawia problemy wychowawcze? Do fachowca niech naprawi jak zepsuty kran.
A od czego jest rodzic?
Od wyszukiwania fachowców. 🙁
Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że w ogóle nie należy dzieci posyłać na żadne zajęcia dodatkowe. Tylko trzeba to robić mądrze i może nawet wspólnie z dzieckiem, jak pięknie to opisuje @zza kałuży.
Czasem korzystniej jest nawet zamiast oddać dziecko pod opiekę „fachowcowi” samemu więcej czasu z dzieckiem poprzebywać i to co można i na pewnym etapie samemu próbować rozwijać.
hilda pisze:
2011-08-21 o godz. 13:26
A na jakiej podstawie twierdzisz,że nie gram z dziećmi w szachy, nie chodzę na basen czy nie gram w koszykówkę?
Na podstawie tego, że domagam się organizowania zajęć dodatkowych przez szkołę?
I to nie dla mnie, bo nie mam potrzeb w tej dziedzinie.
Pisałem dlaczego.
Wszystko w pewnym sensie jest dla moich dzieci dostępne.
Z Twoich komentarzy wynika, że dodatkowe zajęcia w szkole odciągną dzieci od rodziców.
Nie nie odciągną od rodziców tylko od przystanku i komputera.
Nie rozumiesz?
Jaki Ci się mój obraz na podstawie tego co czytasz wyłania w chorej wyobraźni.
Przecież ustaliliśmy, że ja mogę wcale dzieci nie mieć.
Mogę być nauczycielem bezdzietnym.
Na jakiej podstawie wyciągasz wnioski na temat tego, czy ja mądrze czy głupio posyłam na zajęcia dodatkowe.
Przecież słowem nie napisałem na jakie zajęcia dodatkowe chodzą, jak często, gdzie, poza tym, że syn na zabawy matematyczne. Raz w tygodniu.
Prosiłem, żeby na temat pisać.
Nie na mój temat.
To ja mogę was prosić, jak czasem swoje dzieci.
Można sobie gadać, a one swoje.
A może Ty jesteś dzieckiem?
I to taka kreacja na nauczycielkę w średnim wieku?
„Mówi pani o samorealizacji człowieka. W potocznym rozumieniu polega ona na ciężkim wyścigu w zakładzie pracy. W pojedynkę raczej, nie z dzieckiem. Nieczęsto wychowanie postrzegane jest jako akt twórczy. Człowiek ściga się na swoim torze, z rzadka jedynie zagląda do pokoju dziecinnego. Zagląda i myśli: pięknie wyposażyłem ten pokój, wysokie daję mu kieszonkowe, stać mnie na prywatną szkołę dla niego. Dziecko będzie się pięknie rozwijać.
Ależ taki rodzic w ogóle swojego dziecka nie wychowuje, bo wychowanie to bycie ze sobą. Rodzica może zastąpić inna osoba, niania na przykład. Tylko że wkrótce to niania będzie w życiu dziecka najważniejsza. Znałam panią, która opiekowała się synem bardzo zapracowanych rodziców. Pełniła tę rolę do czasu, kiedy chłopiec miał pójść do szkoły. Nadszedł moment pożegnania, rodzice urządzili go uroczyście. I wówczas okazało się, że ten chłopiec w ogóle nie chciał pogodzić się z odejściem swojej niani. Wczepił się w jej sukienkę tak, że ją w końcu podarł. Dla niego odejście niani było jak śmierć kogoś najbliższego.
Dlaczego obecność rodziców na co dzień jest taka ważna?
Bycie z dzieckiem, uczestniczenie w jego sprawach, wiedza, co je cieszy, a co martwi, z czym sobie daje radę, a z czym nie, pozwala na przykład na jego sprawiedliwe nagradzanie i karanie. Na jego kształtowanie. Tylko obecność, ta wzajemność, o której dużo mówimy, buduje prawdziwy autorytet. Trzeba mieć świadomość, że im dziecko starsze, tym mniejsze szanse mają rodzice na zbudowanie autorytetu, bo obszary, na których mogą go zbudować, kurczą się. W różnych obszarach rodziców zastępują koledzy dziecka, czasem nauczyciele. Brak autorytetu powoduje zerwanie więzi emocjonalnej. Dziecko zdaje się mówić: już nie jesteś tak ważny w moim życiu.
Czytałam badania dotyczące preferencji dzieci przedszkolnych i szkolnych co do spędzania wolnego czasu. Gdyby mogły wybierać, znacznie chętniej poszłyby na spacer z rodziną niż oglądały telewizję czy grały w gry komputerowe. To taki kamyk do ogródka tych rodziców, którzy narzekają, że ich dzieci nie mogą się odlepić od ekranu.
Nie odlepiają się, bo zwykle nie mają alternatywy. Dzieciom w tym wieku bardzo potrzebna jest różnorodność zajęć. Powinny robić wszystko po trosze: czytać, jeździć na rowerze, oglądać TV, chodzić na spacery…”
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/wychowanie/292111,1,po-co-mamy-dzieci.read#ixzz1VfuLAZTR
„Możesz z powodzeniem sam rozwijać zdolności matematyczne swojego dziecka na etapie kształcenia zintegrowanego ? wystarczy trochę poszperać w księgarni, kupić książeczki z zadaniami matematycznymi, porozwiązywać nawet te dodatkowe, których nie zdążyli zrobić w szkole,”
Tak, mogę.
Ale nie lubię. To co, mam się zmuszać, nie lubić swoich dzieci?
Tak, bo jak cie bachor zmusza do robienia tego, czego nie lubisz, zmuszasz się do robienia, żeby być dobrym ojcem, to siłą rzeczy dziecko ci się z brakiem przyjemności kojarzy.
To wtedy prosta droga, żeby nie lubić swoich dzieci.
To ja wolę robić z nim rzeczy, które lubię robić.
I te robię.
Zaś te których robić nie lubię lub uważam, że lepiej będzie, kiedy będą uczone przez specjalistów, powierzam specjalistom. Bo uważam, że uczyć trzeba umieć.
Serce potrzebne, ale fachowość też.
Po co ja mam uczyć dziecko pływać?
Udowodnione jest, że łatwiej, szybciej i mniej boleśnie, nauczą fachowcy.
Ja zadbałem o oswojenie z wodą, żeby się dzieci czuły w tym środowisku bezpiecznie.
Ale naukę powierzyłem fachowcowi.
No to teraz pływają szybciej i ładniej ode mnie.
Teraz razem mamy przyjemność pływania.
Nie wiesz, że lepiej swoich dzieci nie uczyć?
Zwiedzamy świat razem z ogromną przyjemnością.
Bo każdy ma coś dla siebie, ale też wszyscy staramy się w przyjemnościach innych uczestniczyć bez fochów.
parker pisze:
2011-08-21 o godz. 15:33
Parker, nie dyskutujemy tu na Twój temat, bo Cię nie znam i nie wiem ile w Twoich wypowiedziach prawdy, ile „podkolorowania” – już pisałam przecież.
Wypowiadam się na temat Twoich wpisów, które budują tu pewien obraz postaw rodzicielskich, z którymi się nie zgadzam.
Jesteś bowiem tu na blogu, jak się zresztą sam określiłeś „rodzicem” i prezentujesz punkt widzenia i postawy rodzica.
Ja ten punkt widzenia analizuję i wychwytuję po prostu z Twoich wpisów to, co uważam za nieprawidłowe, tak jak Ty wyłapujesz i punktujesz nieprawidłowe, Twoim zdaniem punkty we wpisach „wirtualnych” nauczycieli.
Czy jesteś faktycznie, „w realu” dobrym czy złym rodzicem to na potrzeby dyskusji o pewnych patologiach w postawach rodzicielskich zupełnie nieistotne.
Niemniej jednak poparłeś z entuzjazmem wszystkie tezy dotyczące „zwalenia” obowiązków rodzicielskich na szkołę , które przedstawiłam w ironiczny sposób, a z którymi i jako rodzic i jako pedagog się po prostu nie zgadzam.
Ze swoimi realnymi dziećmi możesz robić co chcesz i tak nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić.
Więc nie traktuj tu wszystkich wpisów pod Twoim adresem tak osobiście, do czego zresztą też zawsze nawołujesz, gdy któryś z nauczycieli poczuje się osobiście dotknięty Twoimi obraźliwymi wypowiedziami na temat pracy polskich nauczycieli.
Co z tego, że może i Ty jesteś tak naprawdę dobrym rodzicem?
Może i większość rodziców jest dobra, jednak patologie istnieją, jak pokazują statystyki i wypowiedzi rodziców na tym blogu.
Po prostu – stosuję Twoją taktykę, nie zauważyłeś? 🙂
parker pisze:
2011-08-21 o godz. 18:38
„Tak, mogę.
Ale nie lubię. To co, mam się zmuszać, nie lubić swoich dzieci?
Tak, bo jak cie bachor zmusza do robienia tego, czego nie lubisz, zmuszasz się do robienia, żeby być dobrym ojcem, to siłą rzeczy dziecko ci się z brakiem przyjemności kojarzy.
To wtedy prosta droga, żeby nie lubić swoich dzieci.”
Kolejny przykład nieprawidłowej postawy wobec własnego dziecka.
Po pierwsze – nazywanie jakiegokolwiek dziecka „bachorem” świadczy o głębokiej niechęci do dzieci w ogóle
Nigdy nie nazwałabym nie tylko własnych, ale nawet cudzych dzieci „bachorami”, jak i innego człowieka „idiotą”, nawet wirtualnie w internecie.
Bo to obraźliwe jest i zawiera duży ładunek agresji i negatywnych emocji wobec dzieci i innych ludzi.
Bo ja szanuję – w przeciwieństwie do Ciebie innych ludzi, nawet tych mających inne zdanie lub pod różnymi względami innych niż ja.
Po drugie, jak musisz przewinąć dziecko, bo zrobiło kupkę i umyć mu pupę, lub jak dziecko chore jest i zwymiotuje na pościel, albo jak się w nocy zmoczy i trzeba posprzątać, to jako ojciec tego nie zrobisz, bo nie lubisz kupek, ani wymiocin, więc się nie będziesz zmuszał do nieprzyjemnych czynności, bo jeszcze je znielubisz?
Uważasz, że to jest prawidłowa postawa rodzicielska?
Moim zdaniem bycie dobrym rodzicem nie oznacza, że będziemy z dziećmi robić tylko to, co sami lubimy, unikając „nieprzyjemnych czynności, żeby nam się dziecko czasem z brakiem przyjemności nie kojarzyło.
Jak dziecko kochasz, to nie ma dla Ciebie takich czynności czy aktywności wykonywanych wspólnie z dzieckiem, które byłyby w stanie Cię do niego zrazić.
Ale Twoim zdaniem dziecko ma się kojarzyć z przyjemnością, brakiem wysiłku i brakiem problemów.
Hmm, teraz już wiem skąd się u Ciebie i Tobie podobnych ten trend bierze, żeby szkołą od rana do wieczora czynna była i żeby to szkoła i nauczyciele załatwiali wszystkie „nieprzyjemne” dla rodzica sprawy związane z wychowaniem i nauczaniem dzieci.
Nie dyskutujemy na mój temat.
Tak jak wcześniej nie atakujemy i nie pouczamy.
Jaką taktykę ja stosuję?
Dyscyplinę intelektualną?
No to na pewno nie stosujesz mojej taktyki.
Nie zachowujesz jej.
Nie odnosisz się do argumentów. Piszesz obok, insynuując mi jakieś zachowanie i postawy.
Ten brak dyscypliny intelektualnej zauważają Twoi uczniowie?
Spotkałaś się z takimi zarzutami?
W jednym poście nie do mnie zwróciłaś się bezpośrednio żeby mnie złapać na odpowiedzi.
I zatriumfować.
No fortel, nie ma co.
Godny Zagłoby.
parkerze, czy swoim dzieciom również wpajasz pogardą dla nauczycieli? taką ukrywaną pod życzliwym uśmieszkiem?
Ile to już miałam miłych uczniów, którzy natychmiast po ukończeniu szkoły przestawali mnie znać i przechodząc obok odwracali głowę niby nie widząc aby tylko dzień dobry nie powiedzieć.
Na szczęście są i tacy, którzy zawsze przystaną aby zamienić kilka słów, pochwalić się co u nich, zapytać co u mnie.
Obawiam się, że twoje dzieci zaliczą się do tej pierwszej grupy.
hilda pisze:
2011-08-21 o godz. 22:04
To teraz wróciliśmy do omawiania mojej osoby i relacji łączących mnie z dziećmi, czy tak abstrakcyjnie sobie rozmawiamy?
Bo nie wiem z jakich pozycji mam się odnieść?
U nas w domu na dzieci się mówi bachory. Nie niesie to ze sobą żadnego negatywnego ładunku emocjonalnego. Nazywamy je też często szarańczą. Używamy też na ich określenie słowa Al Kaida. Owszem, budzi to zgorszenie w babciach i mamach zwanych przez nas „nie biegaj Piotrusiu bo się zgrzejesz” w Ogródku Jordanowskim. Ale ich zgorszenie nas śmieszy jak Twój komentarz, a oglądać festiwal min wyrażających dezaprobatę, bezcenne.
Nie będę udowadniał, że nie jestem wielbłądem, bo przecież nie o mojej postawie rozmawiamy, tylko o tej którą prezentuję na blogu czyli nie mojej, tylko mojego sąsiada którego tu zastępuję jak wiadomo.
Przyjmijmy,że masz rację, mój sąsiad taki jest.
Sk..syn nie lubi swoich dzieci.
Bachor mu się sfajda, z obrzydzeniem go przewija, na jego twarzy maluje się skrzywienie, zamiast radosnego zachwytu nad kupką, która w wykonaniu własnego dziecka jest najpiękniejsza i najpiękniej pachnie ze wszystkich rzeczy na świecie.
Widziałem przez okno w kuchni jak przewijał. Przykro było patrzeć. A jak dziecko zwymiotowało w czasie choroby, to je zabrał do drugiego pokoju i jakiejś pani (zaznaczam, nie jego żonie) kazał posprzątać i zmienić pościel. Dziwne,że w tej zarzyganej pościeli ten potwór go nie zostawił, znam go, do wszystkiego jest zdolny.
A ta jego żona, ta to dopiero. Pani sobie wyobrazi, po pół roku, dziecko zostawiła i do pracy poszła. No, zdarzy się,że sytuacja zmusi matkę, ale gdzie tam.
U nich żadna sytuacja.
Słyszałem jak mówiła, że się cieszy że nareszcie do pracy wraca, bo już w domu wariuje.
Pani sobie wyobraża?
Warta tego swojego parkera, może nawet gorsza, bo to matka co dziecko porzuca dla własnej przyjemności.
„Moim zdaniem bycie dobrym rodzicem nie oznacza, że będziemy z dziećmi robić tylko to, co sami lubimy, unikając ?nieprzyjemnych czynności, ”
To prawda, należy się koncentrować na rzeczach których nie lubimy.
Wtedy to można powiedzieć, że się poświęcamy. A wiadomo, miłość to poświęcenie, więc poświęceń trzeba szukać.
Im więcej znajdziemy okazji do poświecenia, tym bardziej kochamy przecież.
A przyjemności zostawmy maluczkim.
„Jak dziecko kochasz, to nie ma dla Ciebie takich czynności czy aktywności wykonywanych wspólnie z dzieckiem, które byłyby w stanie Cię do niego zrazić.”
A ja tam wolę nie ryzykować.
Niby tak, a ryzyko zawsze istnieje, po co je ponosić?
Zresztą, jak kocham.
A jak nie?
Jak nie lubię grac w piłkę a dziecko lubi, to znaczy, że nie kocham.
Jak mnie prosi, żebym z nim pograł w piłkę słyszy, że w piłkę mi się nie chce, ale możemy pójść na ping ponga.
On wie, że go nie kocham, bo nie lubię grac w piłkę.
Pogodził się z tym, choć nie do końca.
Nadal się miłości domaga, więc czasem mu jej odrobinę okazuję i pogramy w nogę.
Czekam aż mi to wykrzyczy.
Nigdy mnie nie kochałeś!
Dlaczego synu?
Bo nie lubiłeś grac w piłkę, tak rzadko ze mną grałeś, na obozy piłkarskie mnie wysyłałeś, zamiast z babcią „nie biegaj Piotrusiu bo się zgrzejesz” nad morze.
nauczycielka pisze:
2011-08-21 o godz. 23:35
Nie, pogardy im nie wpajam, to też zostawiam nauczycielom.
Dbają na co dzień żeby nie lubiły ich i szkoły.
parker pisze:
2011-08-22 o godz. 06:02
Czekam aż mi to wykrzyczy.
Nigdy mnie nie kochałeś!
Dlaczego synu?
Bo nie lubiłeś grac w piłkę, tak rzadko ze mną grałeś, na obozy piłkarskie mnie wysyłałeś, zamiast z babcią ?nie biegaj Piotrusiu bo się zgrzejesz? nad morze
Nie życzę ani Tobie, ani innym rodzicom tego, ale takimi postawami wobec dzieci, jakie tu opisujesz, pracujesz Ty i Twój sąsiad na taką reakcję dziecka. Może nie teraz, może za kilkadziesiąt lat, może nie wykrzyczy tego rodzicowi prosto w twarz, ale opisze anonimowo na jakimś blogu?.
Może – oby nie. 🙁
parker pisze:
2011-08-22 o godz. 06:02
„A ja tam wolę nie ryzykować.
Niby tak, a ryzyko zawsze istnieje, po co je ponosić?
Zresztą, jak kocham.
A jak nie?”
No właśnie, dobrze się zastanów, czy to jest miłość?
Po co są Ci potrzebne dzieci?
Może powielasz skrytykowaną już przez Ciebie na tym blogu postawę własnych rodziców, którzy zmusili Cię do chodzenia do elitarnej szkoły?
Nie wiem jakie relacje łączyły Cie z własnymi rodzicami, jak sam funkcjonowałeś w szkole, ale z tego co wypisujesz na temat swoich relacji z prawdziwymi czy też tylko wirtualnymi dziećmi nie świadczy o tym, że te relacje są takie, jakie być powinny.
I zdajesz sobie z tego sprawę i masz gdzieś konsekwencje takiego postępowania.
W razie czego (jakichkolwiek problemów czy to dydaktycznych, czy to wychowawczych) zawsze winna będzie tylko szkoła i kiepscy nauczyciele.
Przenosząc to na relacje rodzic – nauczyciel, to przypuszczam, że z rodzicami, prezentującymi podobną do twojej postawę nie da się konstruktywnie współpracować.
Oni są nieomylni, wiedzą zawsze wszystko lepiej od każdego, nie słuchają rad ( bo czują się pouczani), nie chcą wspólnie rozwiązywać problemów wychowawczych, bo to przecież leży w gestii nauczyciela tylko.
Nawet, jak będą posłusznie i obłudnie nauczycielowi przytakiwać ze strachu przed jego zemstą na dziecku, to i tak zawsze poczują się dotknięci jakąkolwiek krytyką własnego dziecka.
Bo co z tego, że niby fachowiec i powinien się lepiej znać na dzieciach?
Taki rodzic nie będzie go słuchał i już.
Bo w jego mniemaniu i jego ocenie ten nauczyciel jest po prostu „idiotą”, jeśli śmie krytykować jakiekolwiek relacje dziecka z rodzicem i szukać tam ewentualnych przyczyn problemów.
A rodzic się zna na wychowaniu i nauczaniu?
Nie musi, bo nie ma papierów, zna się natomiast na ocenianiu kompetencji innych „fachowców” czyli np. nauczycieli i lekarzy – tych najłatwiej ocenić. Nie potrzeba przecież żadnej fachowej wiedzy ku temu.
I nie wolno takim rodzicom radzić, żeby sami po szkole popracowali trochę ze swoim dzieckiem, poćwiczyli np. wymowę, pisanie, czytanie, porozwiązywali zadania matematyczne, pomogli w odrobieniu zadań domowych itp. itd.
O nie, takich rad rodzic nie znosi i nie będzie tego robił, bo po prostu nie lubi.
Niech szkoła ćwiczy, albo nie – szkoła zła i nauczyciele w niej to kiepscy „oprawcy”, dzieci się ich boją.
Nawet darmowe w szkole zajęcia logopedyczne lub dla dyslektyków straszne są.
Lepiej posłać na dodatkowo płatne zajęcia poza szkołą. Zapłacić i mieć to z głowy.
Tacy rodzice mają tylko roszczenia wobec innych, niczego nie wymagając od siebie.
Takim rodzicom żaden nauczyciel nie dogodzi, a swoje żale i frustracje wylewać będą tam, gdzie im się wydaje, że mogą dopiec nauczycielom, czyli anonimowo w internecie.
Takim rodzicom i ich dzieciom bardzo trudno pomóc. Mimo najszczerszych chęci, często się po prostu nie da.
Biedni rodzice i biedne ich dzieci.
No tak jak przypuszczałem.
Musieliśmy dojść do moich rodziców.
Problem przemocy się jeszcze nie pokazał, ale czekam z wypiekami.
Nauczyciel ma nie dogadzać rodzicom, tylko uczniom.
To zdaje się uczniowie przechodzą na druga stronę ulicy jak spotykają swojego nauczyciela przyjaciela po zajęciach.
Wiem, rodzice im tak każą.
Po co są mi potrzebne dzieci?
Też się często zastanawiam.
Nie wiem do czego są mi potrzebne.
W zasadzie, to są mi do niczego nie potrzebne.
A Tobie, do czego są potrzebne?
Do czego ci służą?
Jakie Twoje potrzeby zaspokajają?
Potrzebę poświęcania się?
Oj, żeby się nie okazało, że poświęcałaś się za mało.
Nie życzę ci tego, tak jak ty mnie nie życzysz.
Może ci nie powie tego w twarz, może anonimowo się wpisze na blogu i powie:
Kochała mnie ta matka, nie ma co, ale żeby ona trochę na moje potrzeby patrzyła a nie tylko na swoje wyobrażenie o nich, gdyby jej celem było moje szczęście a nie jej samozadowolenie. Żeby tak się cholera jasna nie poświęcała, to miałbym szczęśliwe dzieciństwo.
Bo życie w takiej pełnej poświęcenia atmosferze, jest jakimś koszmarem.
Nawet teraz żyć nie daje, tylko rady daje i się wtrąca w wychowanie moich dzieci.
To są Twoje metody dyskusji.
Miło?
To chciała usłyszeć Twoja sąsiadka?
wystarczy, że wypowiadasz się przy nich tak jak tu na blogu, to wystarczy
Parker, nie komentuję tu Twoich prawdziwych relacji z rodzicami. Komentuję jedynie Twoje wpisy o relacjach z Twoimi dziećmi jak i jeden dotyczący relacji z Twoimi rodzicami, krytyczny zresztą.
Sam o tym napisałeś. Dlaczego? Czy nie po to, by użyć tego jako argumentu w dyskusji?
Więc jeśli już się na to zdecydowałeś,to przyjmij też kontrargumenty bazujące na Twoich osobistych wpisach o tych relacjach.
Ja o swoich relacjach z moimi dziećmi, ani z moimi rodzicami tu nie pisałam i nie podawałam ich tu jako przykładu złych czy dobrych.
Więc nie masz żadnych konkretów i poza swoją wybujałą fantazją nie masz tak naprawdę do czego się odnieść, ani tym bardziej więc okazji by mnie dotknąć, czy obrazić.
Problemy w funkcjonowaniu dziecka w szkole bardzo często ( choć oczywiście nie zawsze) mają podłoże w nieprawidłowych relacjach rodzinnych. I to często tylko i wyłącznie od rodzica tak naprawdę zależy, na ile uda sie tym problemom zaradzić.
Nawet „zły” nauczyciel nie zaszkodzi tak bardzo dziecku, jeśli będzie ono miało wsparcie w mądrych rodzicach i w prawidłowo funkcjonującej rodzinie.
„Mądry” rodzic zawsze przynajmniej z refleksją wysłucha opinii „fachowca” na temat problemów i ich ewentualnych przyczyn, będzie gotowy do dyskusji, kulturalnej wymiany zdań, a na koniec uzna, że być może faktycznie, coś w relacjach dziecko – rodzic należałoby przynajmniej próbować zmienić, może to dziecku pomoże?
„Głupi” rodzic odrzuci od razu i z zasady porady „fachowca” uznając je za pouczanie i wtrącanie się w nie swoje sprawy, a nauczyciela próbującego zwrócić uwagę na pewne nieprawidłowości nazwie „idiotą”.
I ta uwaga znowu nie odnosi się osobiście do Ciebie osobiście, tylko na podstawie Twoich wpisów, do wszystkich rodziców prezentujących podobne do wyrażonych tutaj przez Ciebie postawy wobec własnych dzieci oraz wyobrażeń na temat roli szkoły i nauczycieli w kwestii nauczania i wychowania ich potomstwa.
Możesz być złośliwy, się obrażać, wypisywać złośliwości pod moim adresem, ale to niczego nie zmieni. Mnie to nie dotyka.
Obnaża tylko coraz bardziej Ciebie, Twój sposób dyskusji, wyrażania poglądów i myślenia o ludziach mających inne niż Ty zdanie.
„Ja o swoich relacjach z moimi dziećmi, ani z moimi rodzicami tu nie pisałam i nie podawałam ich tu jako przykładu złych czy dobrych.”
Ja też nie pisałem o moich relacjach, to Ty o moich relacjach piszesz.
Ja udowadniam, że nie jestem wielbłądem.
Użyłem swojego przykładu w dyskusji, ale nie na mój temat.
Jak nie używam przykładów, piszę ogólnie jak używam, to jestem oceniany jako hipokryta, konformista, cham niekochający swoich dzieci, robiący im krzywdę.
Przepraszam nie ja, mój sąsiad.
Dyskusje na mój temat Ty organizujesz i jeszcze paru innych którzy zabrali głoś. Część zabrała głos w jednej sprawie, tylko na mój temat.
A ja pisze tylko, że w mniejszych ośrodkach trudno zajęcia dodatkowe dostępne na przeciętna kieszeń, że szkoła powinna ję organizować. Bo to rozwiązuje wiele problemów społecznych.
Pisał gospodarz o zaniedbanych dzieciach w Łodzi, co to im się nauczycieli zwalnia.
No to proponuję, żeby się tymi zaniedbanymi nauczyciele zajęli,skoro są zaniedbane przez cokolwiek, kogokolwiek i z jakiej bądź przyczyny.
A ty, że rodzice się powinni dziećmi zająć, a nie wam pod opiekę przekazywać.
Przecież to absurd jakiś.
Piszesz, że skoro chcę wam przekazywać, to jestem złym ojcem.
No aż takiego złego zdania o was nie mam.
Mam kontakt z wieloma dobrymi wychowawcami dzieci.
Ale może Ty wiesz lepiej, lepiej chować samemu.
Lepszy przystanek niż kontakt z niektórymi z was.
Cóż, może masz rację, może..
parker pisze:
2011-08-22 o godz. 15:42
„No aż takiego złego zdania o was nie mam.
Mam kontakt z wieloma dobrymi wychowawcami dzieci.”
Naprawdę? Cieszę się, że jednak aż tak źle nas – nauczycieli nie oceniasz, jakby mogło się wydawać po przeczytaniu tego, co na nasz temat tu piszesz. 😀
parker pisze:
2011-08-22 o godz. 15:42
„Ale może Ty wiesz lepiej, lepiej chować samemu.
Lepszy przystanek niż kontakt z niektórymi z was.”
Nie, lepsza prawidłowa relacja i jak najczęstszy kontakt z rodzicami, niż przystanek czy nawet kontakt z nauczycielem, który ma zastąpić kontakt z rodzicami.
Więc jeśli naprawdę nie musisz oddawać dziecka pod opiekę innych to nie oddawaj.
Jeśli rodzic oddaje dziecko pod opiekę innym i czyni to tylko z powodu własnego lenistwa, czy wygodnictwa, to źle to świadczy o relacjach łączących go z własnym dzieckiem i źle rokuje na przyszłość.
To oczywista oczywistość, że lepiej „chować” samemu.
Panie Parker,
pisuje pan tutaj te swoje zjadliwe, obrażliwe i często dyletanckie teksty o różnych godzinach. Ciekawi mnie , kiedy ma pan czas na pracę, na czas z dziećmi, rodziną? Pisuje pan w godzinach rannych, przed- i popołudniowych, wieczornych i czasem nocnych. Czasem tego samego dnia.
Nauczyciele tego nie robią (pan pewnie zaprzeczy, a jakże) w godzinach pracy. Nauczyciele nie wytykają na forach internetowych wielu innym grupom zawodowym marnowania czasu pracy na papieroski, kawki, śniadanka, prywatne rozmowy z kolegami/koleżankami lub przez telefon, serfowania w internecie lub „wyskakiwania na miasto”.
I to nas właśnie różni. Oceniamy innych wg siebie.
Osobiście mam dosyć pana dyletanckich wypowiedzi na temat oświaty. Nie wnoszą one niczego pozytywnego. Tylko ze względu na pana obecność na tym blogu tak rzadko już do niego zaglądam. Zaśmiecił go pan. Proszę mi wybaczyć, ale takie są moje odczucia.
Odpowiedzi na pana komentarz pod moim wpisem nie będzie. Polemika z panem jest zwykłą stratą czasu. Na nauczyciela by się pan nie nadawał, ani na tego dobrego ani nawet na tego „gorszego”. Aby wypowiadać się na jakiś temat, trzeba zgłębić się w temacie, poznać racje jednej i drugiej strony, a przede wszystkim nie kierowac się jedynie emocjami, bo to nie zastąpi rzetelnej wiedzy na temat.
„pisuje pan tutaj te swoje zjadliwe, obrażliwe i często dyletanckie teksty o różnych godzinach. Ciekawi mnie , kiedy ma pan czas na pracę, na czas z dziećmi, rodziną? ”
Nie mam rodziny. Nie mam pracy. Jestem sparaliżowany.
Internet to jedyne okienko na świat jakie mam.
Do tego bloga można odsyłać żeby pokazać jak nauczyciele potrafią walczyć w kupie.
Zetrą w proch każdego, byle w grupie.
I tak się mniej więcej rysują szansę każdego kto z nimi zadrze.
Zetrą w pył, nawet kalekę.
Każdego kto się ośmieli na nich złe słowo powiedzieć.
Nie któremuś z nich powiedzieć.
Im, jako grupie zawodowej.
Wyrażać się krytycznie i niepochlebnie na temat grupy zawodowej.
To wzmaga w nich waleczność i bezwzględność.
Jeńców nie biorą.
Pojadą po rodzinie, dzieciach, rodzicach.
Taka masa pojedynczo mało groźnych, ale w kupie?
Rój.
Na blogu potrafią życie obrzydzić.
To co dopiero na żywo?
A ja mam rodzinę, 3 córki , które wychowywałam (są dorosłe) i którym pomagałam w kształceniu sama. Przebyłam dawno temu poważną operację, pracuję z coraz bardziej roszczeniową młodzieżą i mam kontakt często z takimi właśnie rodzicami. Od lat wysłuchuję w różnym towarzystwie, czytam na róznych forach wpisy podobne do pańskich. Czy ja mam aż tak dobrze w życiu aby nie mieć chociażby prawa na obiektywne potraktowanie tego, czemu poświęciłam moje życie? Pan chce mi to prawo odebrać. Pana sytuacja wiele tłumaczy, ale też nie daje prawa do takich wyrażania w tak pewny siebie i arogancki sposób swojego zdania. Bardzo pana przepraszam, ale pana wpisy pozwalały sądzić,że pana sądy na temat szkoły wynikają z kontaktu pana jako rodzica. Pozwalał pan sądzić ,że pana wiedza jest poparta jakimiś doświadczeniami pracy w oświacie lub przynajmniej częstymi kontaktami z placówkami oświatowymi. Przyznaję, że nie rozumiem, skąd u pana ta wszechwiedza, przekonanie o jedynej słusznej racji. Dobrze by panu zrobiło gdyby pan uważniej wczytywał się w komentarze piszących tu nauczycieli. Skoro leży panu tak na sercu oświata, proszę spróbować polemiki konstruktywnej i pozbawionej złości. To okienko może też pomóć w znalezieniu zrozumienia u innych a nie wywoływaniu jedynie negatywnych i niepotrzebnych emocji.
W zawodzie nauczyciela pracują w zdecydowanej większości kobiety, ponieważ jest to zawód wymagająćy (wbrew temu co pan raczy tutaj głosić) , trudny, nisko opłacany a przede wszystkich niedoceniany. Łatwo dokopać kobiecie trudniej osiłkowi. Łatwiej zazdrościć „przywilejów” nauczycielom niż policjantom lub sędziom i prokuratorom, mimo iż te „przywileje” nauczycielskie licho wyglądają przy tych sędziwskich. Łatwo rozliczać z efektywności pracy nauczycieli ale już nie urzędników.
W polskiej oświacie potrzebny jest spokój i rozwaga, rozsądek. To, co pan robi,tym nie jest.