Życie tykalne czy nietykalne?
Gromadzimy wiedzę o absolwentach, którzy zaszli wysoko. Nieraz są zapraszani do szkoły jako dowód chwały nauczycieli. Moja placówka też może poszczycić się takimi osobami, że szczęka opada (np. pisarzem Andrzejem Sapkowskim czy poetą Jarosławem Markiem Rymkiewiczem). Niestety, są też tacy, którzy ponieśli klęskę. Czy milczeć o osobach, które ukończyły szkołę, a kilka lat później targnęły się na swoje życie?
Dowiedzieliśmy się niedawno, że nasza absolwentka zdecydowała się umrzeć. Jako wychowawca i nauczyciel rozpocząłem w duchu polemikę z osobą, którą kiedyś uczyłem. Czy znajduję jakieś usprawiedliwienie dla jej czynu? Czy zamach na własne życie ma sens?
Wczoraj na lekcji w klasie trzeciej omawiałem, znajdującą się programie szkolnym, scenę egzekucji Józefa K. z „Procesu” Franza Kafki. Czytaliśmy fragment, kiedy bohater mówi, że powinien zabić sam siebie, czyli dokonać autoegzekucji. Czasem jedyną okazją do rozmowy na ważne tematy jest literatura. Motyw samobójstwa unosi się w szkole niczym dymek z papierosa, oficjalnie go nie ma, ale nie łudźmy się, niektórzy uczniowie „popalają”.
Zastanawiam się, czy my, nauczyciele, uchylamy się od podejmowania z uczniami szczerych rozmów na temat samobójstwa. Podobno lepiej nie wywoływać wilka z lasu. Czy ksiądz bierze na siebie obowiązek mówienia o grzeszności tego czynu i przekonywania, że tak właśnie jest? Czy wychowawcy wystarczająco czasu poświęcają na polemikę z egoizmem osób, które wybierają miłość własną ponad miłość do bliskich i świata? Jakie podstawy religijne, etyczne, wychowawcze daje szkoła swoim absolwentom? Życie mojego liceum toczy się dalej, niestety, z jednym absolwentem mniej.
Komentarze
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1510332,1,o-ludzkiej-egzystencji-rozmowa-z-prof-alina-brodzka-wald.read
Zdecydowanie warto mówić. Opisana sytuacje jest moim zdaniem właściwą „okazją”. A najlepiej mówić bez „okazji”. Nie jest natomiast dobrze, gdy mówi się o tym w atmosferze sensacji, skandalu, na podstawie krzykliwych doniesień prasowych czy w związku z nimi (jak to Pan kiedyś zrobił). Takie działania mogą być niebezpieczne i przynieść kolejne ofiary.
@Czy ksiądz bierze na siebie obowiązek mówienia o grzeszności tego czynu i przekonywania, że tak właśnie jest?
No u mnie w podstawówce w szóstej klasie ksiądz ustawił samobójstwo obok sportów ekstremalnych (bo się zabić można) i obok polis na życie (bo to podobno zachęca do zachować ekstremalnych a to prowadzi do zabijania się etc.). Nikt nigdy więcej nie podjął tego tematu w żadnej szkole. Nie mówi się to nie ma problemu. W końcu dzieciom do nauki potrzebna jest tylko kreda i tablica.
Ja uwielbiam tykalne, dotykalne, calowalne, pieszczalne itd – jak sobie Mysia zyczy. Jesli sa przy tym formalne, znaczy pieknie uformowane. Zycie daja zycie kobicie. Parkerow nie dopuszczam. Rowniez meskich szowistow, jak red. Chetkowski.
Należy mówić o samobójstwie, tylko kto i jak ma o nim mówić? Przypomina mi się, jak (bardzo skądinad sympatyczna, ale nie mająca doświadczenia w wychowaniu dzieci) biologiczka powiedziała do klasy „proszę się nie zabijać, bo i tak mamy zbyt mało uczniów w klasie.” Nawet, jeśli kierowało nią jej dosyć osobliwe poczucie humoru, jest to moim zdaniem potraktowanie ucznia dość powierzchownie, coś w rodzaju „numerka obozowego” – mam wrażenie, że potencjalny samobójca słysząc te słowa „na złość pani odmroziłby sobie uszy” i począł bardziej intensywnie przemyśliwać swój czyn.
Biologia zresztą uczy, że najsłabsze jednostki nie przystosowują się do życia i umierają, stąd tak ważna rola polonistów w ksztaltowaniu świadomości młodzieży, choćby poprzez literaturę. Ale powiedzmy sobie szczerze (to chyba stanie się moją dewizą, bo piszę o tym problemie w każdym moim komentarzu) – czy w szkołach mamy wystarczająco dużo dobrych polonistów? Pamiętam mrożącą krew w żyłach scenę z udziałem mojej wspaniałej, wybitnej polonistki, kiedy ta była w ciąży i obwieściła klasie, że od półrocza idzie na urlop macierzyński – na te słowa pewna uczennica, która uważała ją za swoje bóstwo (notabene piątkowa i szóstkowa) wpadła w szał grożąc jej, że targnie się na swoje życie. Nauczycielka w tempie ekspresowym zawiadomiła pedagoga szkolnego, po czym uczennica przepłakała bite 2 godziny jęz. polskiego na kozetce u pielęgniarki. I, proszę mi wierzyć – polonistka też płakała. Później dziewczyna co tydzień/co drugi tydzień musiała zwalniać się z lekcji na cały dzień (pojedynczych godzin bowiem nie usprawiedliwiano), żeby leczyć zwichrowaną psychikę po stracie jej jedynej szkolnej przyjaciółki i powierniczki, jaką była owa pani.
Ale czy dyskusja na te tematy to coś, na co gotowa jest polska szkoła? Nigdy nie zapomnę też zdania wypowiedzianego przez pewnego bardzo zdolnego chłopca, notabene poetę piszącego wspaniałe wiersze – „w tej szkole to sami lunatycy”. Myślę, że w niejednej szkole tak jest…
Literatura lubi samobójców, o czym swiadczą, np. losy zakochanych, zyciowych bankrutów, które są opisane na kartach szkolnych lektur. Ten temat trzeba drążyć, podobnie jak wiele innych wstydliwie pomijanych w spisach maturalnych prezentacji. Myślę m.in. o motywie prostytutki, który z hukiem wykreśliła kiedyś z listy moich propozycji jedna dama z OKE. Nasi uczniowie wchodzą w dorosłe życie, niektórzy są ojcami, zdarza mi się uczyć w trybie indywidualnym ciężąrne gimnazjalistki i licealistki, niedawno zaproponowałem w drugiej klasie licealnej uczczenie minutą ciszy chłopaka. który się powiesił.Młodzież powinna korzystać z wiadomości uzyskanych nie z głupawych kartkówek z epok, lecz z dyskusji, które inicjuje nauczyciel na drażliwe tematy, odwołując się do złożonej rzeczywistości, w której on i jego wychowankowie egzystują. Belfer powinien zmuszać do myślenia. I siebie, i uczniów, chociaż czasami jest to, niestety, trudne dla obu stron
Głosuję przeciw. Nie powinno rozmawiać się o samobójstwie.
Powinno rozmawiać się o tym, co jest Pana przedostatnim zdaniu. Głosuję za.
O takich rzeczach trzeba umieć(!!!) rozmawiać, i to na pewno lepiej niż się można lekturą broszurek MEN przygotować;-)
Inaczej „profilaktyka”może się zamienić w budzenie myśli samobójczych…;-)
Czy tu wszyscy powariowali ? Mialo byc o zyci a u samobojstwa ! Ja chce zyci !
Droga Brysiu i wszyscy chetni. Pan Gospdarz Wychowawca red.Dariusz jest i moze samobojczym szowinista, ale czy to pewne, ze on jest meski? Jak bardzo meski? Moze bardziej jednak taki szowinistyczny judymowy z niego autor, niczym Ync, co wyskakuje nam z obucha…?
Oto jeden z hipotez:
przy powitani pierwszoklasistów (na różnych poziomach) powtarzana jest często taka formuła: szkoła to wasz drugi dom, będziemy starać się żebyście czuli się tutaj jak u siebie w domu, jak najlepiej, stworzymy jak najlepsze warunki do …, itp.
Tym samym uczeń otrzymuje informację, że wdepnął do piekła.
Gospodarzu i inni belfrzy: co u was mówi się do pierwszoklasistów na pierwszym spotkaniu z dyrem, a potem z wychowawcą ? Że nasza szkoła to ….., że klasa to ….., że będę …….., że będziemy ………….., że będziecie ……, itp .
Bez odpowiedzi na to pytanie, bez refleksji na ten temat nie warto zabierać się do rozmowy na temat samobójstw wśród młodzieży.
Pamięć podsuwa wszystkich samobójców znanych mi osobiście, ich dzieci, rodziny, kolegów. Własne depresje w nastoletnich latach. Poczucie odrzucenia. Brak zgody na śmierć bliskiej osoby. Kontakt z niedoszłym samobójcą, kontakt z matką czy z dzieckiem samobójcy. Jak się zachować, co powiedzieć, udawać, że się nic nie stało?
Ja pracuję z młodymi dziećmi i to chyba za wcześnie na rozmowy w klasie. Chociaż? Po nagłośnieniu przez telewizję sprawy Ani z Gdańska wykorzystałam sytuację do przegadania wychowawczej ? jak radzimy sobie z plotkami, wyśmiewaniem, dokuczaniem, etc. Wniosek: odwalamy się od innych, bo nie wiemy, jaką krzywdę możemy im zrobić. Wyszedł od dzieciaków w trybie ekspresowym i dzieciątka pokazały, ze tak naprawdę interesuje ich wyłącznie obgadanie samobójstwa. Powyciągały wszystkie znane sobie historie z życia. Ktoś tam wspomniał o chorobach psychicznych, ktoś o sytuacji osób bliskich. Młode są pełne chęci życia i brak zrozumienia i zgody na samobójstwo bił po oczach. Myślę, że krzywdy im nie zrobiłam (S-21 ma rację, ale nikt tu nie jest na tyle mądry, żeby wiedzieć, kiedy już występuje to ?umienie?). Ale teraz to są już stare dzieciaki i zaczynają się borykać z dołami osobistymi. Trzeba gadać, bo jak inaczej poradzić sobie z pytaniem o sens życia lub sens jego zakończenia.
I jeszcze zrobiłam listę tych moich osobistych samobójców (imiona zmyślone). To są również przypadki (czasem również ludzie lub ich bliscy) znane moim uczniom. Oni nie żyją ślepi i głusi. Muszą się z tym zmierzyć. Nie muszą samotnie.
siostra Zosi, uczennica, 14 lat ? samobójstwo przez powieszenie
Tomek, uczeń, 15 lat ? samobójstwo przez powieszenie (seria po siostrze Zosi)
ojciec Waldka, 21 lat – samobójstwo przez powieszenie
Waldek, student, 19 lat ? samobójstwo przez powieszenie
ojciec Romka, 28 lat ? samobójstwo przez powieszenie
matka Ludki i Michała, 55 lat ? dwie próby samobójcze (tabletki) w wieku ok. 30
Ludka, matka Kasi, 33 lata ? samobójstwo przez powieszenie
mąż pani Krysi, 50 lat ? samobójstwo przez powieszenie w amoku alkoholowym
syn pani Krysi, 35 lat ? próba samobójcza (powieszenie) w wieku ok. 25, wykrycie schizofrenii
ojciec Basi, Zosi i Kamila, 25 lat ? samobójstwo przez powieszenie
Kamil, 23 lata ? próba samobójcza (powieszenie), wykrycie schizofrenii
osobisty przyjaciel szkolny, ojciec Wiesi, 42 lata ? trzy próby samobójcze (różne środki), pierwsza w wieku ok. 23 lat, po drugiej wykrycie schizofrenii
ojciec Dominika, 38 lat ? samobójstwo przez powieszenie
Brysiu! Żyć to starodawne określenie miejsca, gdzie kończą się plecy, a
Twoje życzenie bardziej pasuje do marzeń jurnego mężczyzny.
Mysiu! My nie możemy znać odpowiedzi na Twoje pytanie, rodem z magla i nas ono nie obchodzi. Natomiast mogę Ciebie zapewnić, że kobietę najbardziej przekonują nie informacje na temat męskości faceta, lecz jej własne doznania po…
Ync, pisze Pan o szkole szacunku i dialogu, jednocześnie wykluczając rozmowę z mlodzieżą na przejawy zachowań autodestrukcyjnych. Próby samobójstw są podejmowane przez małolatów zazwyczaj nie na terenie szkoły, lecz ich związek z budą jest oczywisty. Przykładowo, w moim mieście , w ubiegłym roku rzuciła się pod pociąg maturzystka, którą, jej zdaniem, zbyt nisko oceniono podczas prezentacji. A więc istotną rolę w tym przypadku odegrały czynniki nieobiektywne, powodowane młodzieńczą impulsywnością: jej ambicja i poczucie sprawiedliwości.
Do dyskusji z uczniami o samobójstwach trzeba sie przygotować. Myślę, że zadawane przez belfra pytania powinny prowokować, dotykać napięć w relacjach nauczyciel-uczeń-rodzic, chłopak-dziewczyna. Wykonamy dobrą robotę,gdy wywołamy dyskusję na temat rad , jakie uczniowie mogliby udzielić kochance Ziembiewicza lub Wokulskiemu, jadącemu z Izą i jej gachem pociągiem do Krakowa. Musimy uważać, by nasz udział w dyskusji na temat samobójstw nie przekształcił się w moralizujący monolog. Nie trzeba ponaglać do odpowiedzi na rzucone przez nas pytania, niech powieje cisza. Cisza, która boli. ale zmusza do myślenia. Możemy wówczas usiąść w ławce obok największego klasowego rozrabiaki, błazna udającego głupka, a nie przy swoim biurku. Ja tak robię. I wcale się nie krzywię, gdy lecą wówczas wulgaryzmy, które są wyrazem uczniowskich emocji. Dopiero póżniej , tonem delikatnym mówię, żeby pamiętali prawidłową pisownię wulgaryzmów użytych w dyskusji (i je piszę na tablicy), prosząc jednocześnie o wstrzemiężliwość w ich używaniu.
Ino.
Zgadzam się z Tobą. Ty jesteś przykładem, że można prowadzić SZSZID jednoosobowo – Ty to robisz. Lepiej byłoby dwuosobowo, trzyosobowo, … .
Masz rację: mądry nauczyciel zaczyna rozwiązywanie problemów = zapobieganiu depresji = zapobieganiu agresji dziecka = ucznia = człowieka od słuchania i wysłuchania go.
W szkole potrzebne jest mniej nauczania = pouczania = ujarzmiania, a więcej rozmawiania, a w rozmawianiu więcej słuchania. Jest to możliwe nawet na lekcjach matematyki. Służę przykładami.
Ino, czy odpowiesz na moją „ankietę” z poprzedniego wpisu ?
Ino, bardzo dziekuje za wspanialy komentarz. Pragne jednak sprostowac, ze moje pytanie nie jest wcale z „rodem z magla”, a raczej spod budki z piwem, z tak zwanego marginesu, skad ja pochodze i gdzie fala samobojstw jest znaczna. Jestem dumna ze swoich korzeni i nikomu nie pozwole sie obrazac i wyzywac od „magli”.
Ync: To, że uczeń wstąpił do piekła, jest jemu wiadome już wkrótce po rozpoczęciu nauki. Stale od niego coś chcą: stój prosto, ucz się, nie spóżniaj się, nie rozmawiaj…A życie kusi swoimi barwami. Pisanie kojarzy mu się często z uwagami w jego dzienniczku, czytanie – z reakcją rodziców:”masz szlaban na komputer”.Uczę w zespole szkół, który w skali rankingów gra w lidze podwórkowej, jego dyrekcja nie roztacza przed pierwszoklasistami arkadyjskich wizji, bo zna realia nie gorzej niż spady z innych szkół, które ochoczo powiekszaja szeregi naszych uczniów, licealistów i gimnazjalistów, których staram się czegoś nauczyć. Pierwsze spotkanie z moją klasą nie polegało na tym, iż mówiłem, że będziemy, lecz na stwierdzeniach:”będziecie” i „będę”.
„Będziecie robić to, co do was należy: słuchać poleceń, nie chodzić po klasie i wychodzić z niej bez pozwolenia, ani pluć , zanieczyszczać powietrza, grać w karty, bawić się telefonem. Będziecie siedzieć: kazdy przy swoim stoliku – oddzielnie, a drzwi od sali będą otwarte”. „Ja będę to egzekwował, docenię każdy przejaw waszego dobrego zachowania, a na zebrania z rodzicami przychodzicie razem z nimi” Ync, jak widzisz, zamordyzm z perspektywą życzliwości. Ja rozpocząłem rok szkolny z tygodniowym poślizgiem, a moi ulubieńcy już od 1 września dali się poznać z dziarskiej strony, więc nie można było roztaczać wizji wspólnego szczęścia, jak precyzuje twoja ankieta.
Ino, chyba odpowiedział Pan na mój post. To chyba właśnie te „wspaniałe wizje”, jakie roztoczyła 1 bądź 2 września polonistka wzmiankowanej dziewczyny, były przyczyną jej depresji. A może ona je sobie sama roztoczyła? Przecież są tacy ambitni uczniowie.
Mysia
Czyzbys sie pomylila ? Do tej pory „rzyc” funkcjonuje w chlopskim gadaniu. Ino – doznania kobiety, i to nie po a w trakcie. Menszczyzna tu nie potrzebna, same zalatwimy.
Mysienko, stesknilam sie za Toba !
Mysia
Tzw margines społeczny ma nikłe wskaźniki samobójstw. To najczęściej ludzie o dużej woli życia i przetrwania, ktorych życie uczy radzenia sobie w ekstremalnie trudnych sytuacjach. Margines jest bardzo witalny.
Wysokie wskaźniki samobójstw są w środowiskach prostolinijnych i wysoce zsocjalizowanych poczciwcow. To oni sobie nie radzą z życiem – szczególnie gdy znajdą się znienacka na jakimś marginesie.
Pozdrawiam
Dziękuję za dialog.
Interesujące propozycje, ciekawe podejście. Częściowo zgadzam się, częściowo jestem innego zdania. Zastanawiam się czy warto kontynuować tutaj nasz dwugłos.
Póki co – pozdrawiam serdecznie.
Chyba lepiej będzie, jeśli pan Chętkowski zapozna się ze stanowiskiem Kościoła w sprawie samobójstw, a potem przemyśli temat dogłębnie. Wydaje mi się, że niektórzy nie są z natury predysponowani do poruszania delikatnych, trudnych tematów i mamy tu taki przykład. Analiza tekstu wykazuje, że autor prezentuje postawę pouczającą i odrzucającą. Zarówno Kościół katolicki jak i psychologowie, których zdanie też warto brać w tym wypadku pod uwagę, wskazują na to, że samobójstwo jest najczęściej wynikiem skrajnej depresji, nie zaś przerostu miłości własnej. Poglądy pana Chętkowskiego są archaiczne, nawet Kościół już swoje zdanie w tej kwestii zdążył uaktualnić, choć sto lat temu rzeczywiście straszył samobójców piekłem.
Pan Chętkowski oczywiście „opowiada brewerie” i jako przeciętny nauczyciel nie powinien przywoływać tu przykładu księdza i grzeszności danego czynu at sacrum memorium. Od tego są profesjonaliści, czyli polski kler. Pozdrawiam w Duchu Pana.
Witam cie Brysiu po raz kolejny i przesylam calusy. A ten Norbert Skrzecz to jakis chyba zart, tak jak ten caly Ync od siedmiu bolesci.
Kartko z podrozy, kimkolwiek jestes, dziekuje za pouczenia co do marginesu. Pozdrowionka, pa.
Mysia
Calusy odwzajemniam goraco i od gory do dolu. Narzekasz na Skrzecza i Ync – tego mozesz sie spodziewac od chlopow. Napisz mi, kochanie, co chcialas przekazac piszac juz dawno „wprost przeciwnie” ?
Pan Chetkowski, bidula, pisze dla nas. Nie musi byc ciagle doskonaly, ale tytuly daje ciekawe, tylko Ty nie chcesz rozwinac.
Kartka z Podrozy naiwnie rozwija Twoja prowokacje o „pochodzeniu z marginesu”. Jaka to bzdura ! Jesli chcesz i kesli chcemy wykazac wyzszosc „marginesu”nad ukladnymi panienkami, to z radoscia przystaje. „Margines” jest prawdziwy a nie dety, jak te glupole chlopy.
Tez Cie caluje Twoja Brysia.