Donosiciele są wśród nas?
Donosiciel w pracy przydaje się obydwu stronom, zarówno dyrekcji, której donosi, jak i pracownikom, których słowa przekazuje. Jest tylko jeden warunek: donosiciel musi przekazywać słowo w słowo to, co ludzie mówią.
Nie tak łatwo powiedzieć dyrekcji o czymś prosto w twarz. A już na radzie pedagogicznej szczególnie trudno powiedzieć, co się myśli. Można dyrekcję rozdrażnić, może się poczuć urażona, zlekceważona itd. Gdy powie się coś na forum, to wtedy szefostwo czuje, że musi dać odpór napastnikowi. Byle uwagę traktuje się jak napaść na władzę. A władzę sprawuje w szkole dyrekcja.
Piszę o tym, ponieważ na ostatniej radzie pedagogicznej szefostwo przedstawiło nam nowe zasady nadzoru pedagogicznego (bardzo kontrowersyjne), ale nie zakończyło swej mowy tradycyjnym „Czy są jakieś pytania?”. Widać było, że nie życzy sobie żadnych uwag. Publicznie nie odbyła się więc żadna dyskusja, natomiast po radzie miała miejsce istna burza emocji. Niestety, mam wrażenie, że nic z tego nie dojdzie do uszu dyrekcji, ponieważ w gronie zażartych dyskutantów nie było donosiciela.
Rozglądam się za donosicielem w naszej szkole, ponieważ mam pilną potrzebę zakomunikowania paru spraw dyrekcji. Bezpośrednio nie powiem, aby nie zadrażniać stosunków. Gdy zaś powiem przez donosiciela, to szefostwo się ucieszy, że wie o mnie wszystko, a zatem treść przekazu łatwiej przyjmie – będzie cenić informacje, które zdobyło dzięki donosicielowi.
Dawniej zawsze wiedziałem, kto donosi (ludzie mnie ostrzegali). Dzięki temu w towarzystwie donosiciela mówiłem dokładnie to, co chciałem powiedzieć dyrekcji. Jeśli tylko nie wystąpił efekt głuchego telefonu, miałem gwarancję, że władza wie, co chcę jej powiedzieć. I dobrze nam wszystkim było ze sobą. Teraz komunikacja na linii nauczyciele – dyrekcja jest fatalna – szefostwo komunikuje, a nauczyciele słuchają – ale donosiciela nie ma (ewentualnie nie wiadomo, kto nim jest). W związku z tym pozostają nauczycielom wyłącznie bezowocne plotki. Po co jednak strzępić sobie język, skoro nic z tego nie dochodzi do uszu dyrekcji?
Zasady pracy wciąż się zmieniają, zmieniają się też oczekiwania szefostwa wobec nauczycieli, jednak my nie jesteśmy manekinami, które wciąż można stroić w nowe szaty. Nauczyciel to też człowiek, ma uczucia, które musi z siebie wylać. Rady pedagogiczne stają się coraz bardziej bezuczuciowe. Pilnie zatem potrzebny jest donosiciel. Może nie jest to najdoskonalsza forma komunikowania się z dyrekcją, lepsza jednak taka niż żadna.
Komentarze
„ale donosiciela nie ma (ewentualnie nie wiadomo, kto nim jest).”- i tak to najpewniej wygląda. Jest, zawsze jest, tylko nie zawsze o tym wiemy.
NA PRZYPADŁOŚCI OPISANE – ZALECAŁBYM CIUT CYWILNEJ ODWAGI, CZŁONKOM RADY I RADZIE. ALE, TAK JUŻ NA BOKU, TO SKUTEK UPADKU ZAWODU NAUCZYCIELA, PAN PROFESOR KREWI PRZED CIENIEM WŁADZY, BO KIMŻE INNYM JEST DYREKTOR? BEZ ORGANU PROWADZĄCEGO JEST MALUTKI. A RADA, MOŻE BYĆ RADĄ, ALBO MOŻE BYĆ RADA, ŻE PAN KRZYCZY, ALE JESZCZE DZIŚ DAROWAŁ I NIE BIŁ PO BUŚKACH. KIEDYŚ NIE „DARUJE” … POZDRAWIAM WALECZNE CIAŁA PEDAGOGICZNE
Bardzo zadziwił mnie ten post. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że nauczyciele boją się wyrazać własna opinię, ze rady sa coraz bardziej bezuczuciowe. Na podstawie czego ten wniosek? Pracuję w szkole ponad 20 lat, nigdy nie bałam się wyrażać własnej opinii, to ze czasami nie dostałam potem nagrody, i co z tego. Jak dyrektor mądry to prędzej czy później zrozumie, że lepiej dyskutowac o problemie wprost niz po katach. Współczuję pracy w takiej atmosferze.
To u Pana związki zawodowe nie działają?
Nie przekazują słusznych postulatów dyrekcji?
To widocznie czym innym zajęte.
Nie pozostaje Panu nic innego, jak samemu zostać konfidentem.
Do IPN Pan z klasą na wycieczkę pójdzie, w ramach wychowania obywatelskiego, to się Pan przeszkoli.
Mógłby Pan też, pismo anonimowo co jakiś czas wysłać,ale to prostackie.
Konfident więcej może zdziałać, jak sprytny.
No, ale wtedy trzeba zapomnieć, o przekazywaniu dyrekcji słowo w słowo, jak Pan sobie życzy.
Konfident kreuje rzeczywistość.
Gospodarzu, zbanalizował Pan konfidenta. Pan pisze o jakimś prostolinijnym prostaczku – takim, który leci od razu gdy coś usłyszy i paple w ustronnym miejscu. To parias wśród konfidentów, po prostu pas transmisyjny. Jak napisał Parker, uzdolniony, utalentowany konfident kreuje donosami świat. On tworzy wygodny mu obraz rzeczywistości. I niekoniecznie czyni to dla osiągnięcia jakiegoś własnego, konkretnego celu. Często konfidenta cieszy po prostu gra, intryga, którą wywołuje i stymuluje swymi donosami. Ale nie ma co demonizować konfidentów. Psu na budę ich usługi i wyrafinowane intrygi gdy nie ma „paliwa” dla donosów. Po prostu nie ma się co czaić i trzeba sypać prosto zmostu co się myśli o dyrekcji – nawet gdy w programie nasiadówek nie ma punktu dyskusja. Może to się nie opłaca w kontekście stabilizacji pracy, perspektyw kariery lub wysokości apanaży ale jest psychiczne odprężające i daje poczucie wolności. A tego jest nam chyba najbardziej brak w tym darwinowskim systemie społecznym
Pozdrawiam
Ta wolność ma czasem dla nauczycieli zbyt wysoką cenę. http://www.wiadomosci24.pl/artykul/cena_wolnosci_slowa_czy_nielojalnosci_nie_tylko_dla_107887.html
Nie rozumiem Pana, Gospodarzu. Inteligentny, znany na całą Polskę polonista aż do tego stopnia trzęsie, za przeproszeniem, portkami przed dyrekcją? Każdy nauczyciel jako członek rady pedagogicznej ma zawsze prawo zgłosić wniosek formalny i zapoczątkować protokołowaną dyskusję na dany temat. Posiedzenia rady zwoływane mogą być na dodatek nie tylko na wniosek dyrektora. Wobec tego dziwi mnie takie narzekanie, jak to w szkole dławiona jest wolność słowa. Albo coś sobą reprezentujemy jako nauczyciele i potrafimy być równorzędnymi partnerami do dyskusji, albo wolimy tylko żałośnie skamleć spod stołu.
ion pisze:
2009-11-29 o godz. 23:54
„Anglistka poinformowała rodziców na zebraniu, że nie może zagwarantować dobrego przygotowania ich dzieci do matury. Została ukarana naganą za nielojalne zachowanie wobec pracodawcy…”
Za taką postawę, to bym ją z pracy zwolnił, jak byłbym dyrektorem.
Nie wyobrażam sobie, żebym z taką osobą, mógł współpracować na miejscu dyrekcji.
Niezależnie jak szlachetne miała intencje.
I znów Parker ma rację. Emocjonalna przyjemność i racjonalna satysfakcja płynie z nonkonformistycznego „walenia” dyrekcji prosto w oczy co się myśli. W sensownym zespole tego typu zachowania są tolerowane a nawet mile widziane. Dobry szef wytrzymuje krytykę i potrafi przepracować ją na sukces. Jeśli nie to tym gorzej dla szefostwa zespołu. Zwracanie się do tzw „opinii publicznej” za plecami kierownictwa jest oznaką nielojalności, to łamanie zasad co czyni łamiącego nieprzewidywalnym. Trudno wyobrazić sobie współpracę z takim osobnikiem.
Parker a może pomyślałbyś o jakimś zawodowym „płodozmianie” – np o szefowaniu MEN. Wpuściłbyś trochę świeżego powietrza w jego zatęchłe korytarze. Poglądy masz fajne, młodzież by Cię polubiła, belfrzy jak sądzę też. No i organizacyjnie opanowałbyś tę „wielką smutę”.
Pozdrawiam
Kartka z podróży pisze:
2009-11-30 o godz. 12:23
„W sensownym zespole tego typu zachowania są tolerowane a nawet mile widziane. Dobry szef wytrzymuje krytykę i potrafi przepracować ją na sukces”.
Gdyby zespól i szef byli sensowni, nie byłoby chyba problemu? 😉
Zespół poddałby pomysł dyrekcji pod dyskusję, może i stanąłby po stronie anglistki (ale myślenie zespołu było chyba takie: właściwie to czemu ma mieć lepiej niż my?)
Szef wycofałby się z pomysłu łączenia mniej i bardziej zaawansowanych uczniów.
Już kibicuję temu, kto opanuje tę ?wielką smutę?. 😉
I jeszcze:
Kartka z podróży pisze:
2009-11-30 o godz. 12:23
„Zwracanie się do tzw „opinii publicznej” za plecami kierownictwa”.
Otóż to nie było tak:
„Słowa nauczycielki słyszała Lucyna Białk-Cieślak, dyrektorka szkoły. Rodzice poprosili ją o wyjaśnienia. Trzy dni po zebraniu ukarała anglistkę naganą za nielojalne zachowanie wobec pracodawcy”.
Kartka z podróży mówi: Dobry szef wytrzymuje krytykę i potrafi przepracować ją na sukces….a kto powiedział, że Gospodarz ma dobrego, mądrego szefa?
A wcześniej też Kartka…: Po prostu nie ma się co czaić i trzeba sypać prosto z mostu co się myśli o dyrekcji …… taaaaa, a potem roboty szukać. Nawet znany polonista, jak Gospodarz może się zdziwić, że poczta pantoflowa pomiędzy dyrektorami szkół będzie przenosiła o Nim ostrzeżenia… Zgadzam się, że otwartość i chęć podejmowania dyskusji, gdy się z czymś czy kimś nie zgadzamy, jest jak najbardziej potrzebna i chwalebna. Ale należy ocenić czy podjęcie dyskusji na np. radzie pedagogicznej ma sens. Czy cokolwiek, poza szykanami dyrekcji, można osiągnąć
Kartka z podróży pisze:
2009-11-30 o godz. 12:23
Czekam na propozycje objęcia stanowiska premiera.
Nie jestem przyzwyczajony do szefa.
http://www.youtube.com/watch?v=7TltAhMbrP4&feature=related
Czy dopuszczają Państwo metodę kabla jako sposób sprawowania dyrektorskiej władzy?
Czy biorą Państwo pod uwagę taki fakt , że dyrektor hołdujący metodzie kabla promuje donosicieli, bo dzięki nim sprawuje skuteczną władzę?
Tak byście walili po oczach nie bacząc na to, że jakoś trzeba utrzymać się w pracy aby zarobić na chleb?
Nonkonformistów w gronach trzeba ze świecą szukać, a konformistów jest tam zatrzęsienie
Gospodarzu, czy nie o takich przypadkach Pan myślał?
Szkoda Parker
Myślałem, że gdybyś objął stery oświaty narodowej może byś po znajomości dołączył do kanonu lektur szkolnych coś mojego ulubionego Charlesa Bukowskiego np „Z szynką raz!. To ciekawy pisarz o niebanalnym życiu – myślę, że byłby bliski młodzieży
http://www.youtube.com/watch?v=g8KJiay6EI0
Zante – Gospodarz prowokuje pisząc o kablu. W przypadku Gospodarza ani rady pedagogicznej nie trzeba ani kabla – wystarczy blog na którym Gospodarz się specjalnie nie szczypie pisząc felietony. Czasem myślę, że dyrekcji Gospodarza czytanie bloga i dyskusji blogowych wypełnia całe wieczory. Nie dość, że dyrekcja czyta kąśliwe teksty to jeszcze na dokładkę musi znosić sceptyczno-drwiące spojrzenie na zdjęciu
Ciężka próba – nic tylko przepracować na sukces.
Pozdrawiam
No, nie wiem.
Może zamontujcie sobie, tak jak prezes Ochódzki w „Misiu”, nagrywającą szafę w pokoju nauczycielskim. Kto chce to zrobi „łubudubu”, a kto nie, to konstruktywne uwagi zgłosi. A Dyrekcja w stosownym czasie odsłucha.
A czy nie jest tak, że wszelkie ewaluacje nie są rodzajem sformalizowanego autodonosu?
Panie Czesławie,
nie oceniałem w tym wpisie kolegów, czy są konformistami czy nonkonformistami. Opisałem konkretną sytuację – radę pedagogiczną, na której komunikuje się zarządzenia i nie pozwala na dyskusję. Skoro tak, to trzeba będzie do dyrekcji docierać przez donosiciela – taki wniosek postawiłem. No i trochę smutno mi się zrobiło, gdy uświadomiłem sobie, że donosiciel jest jednak w pracy potrzebny.
Pozdrawiam
DCH
Do parker
>Za taką postawę, to bym ją z pracy zwolnił, jak byłbym dyrektorem.
Nie wyobrażam sobie, żebym z taką osobą, mógł współpracować na miejscu dyrekcji.Niezależnie jak szlachetne miała intencje.<
A teraz zastanów się,jako rodzić, jak byś ufal wychowawcy, który na polecenie dyrekcji [albo bez;-)] każde klamstwo gladko Tobie i Twoim pociechom sprzeda…;-)
Przyjemnego dumania;-)
Szkola to jednak nie biuro handlu nieruchomościami…
I jeszcze:
parker pisze:
2009-11-30 o godz. 09:54
„Za taką postawę, to bym ją z pracy zwolnił, jak byłbym dyrektorem”.
A może trzeba popatrzeć dalej?
Proszę poczytać komentarze pod artykułem, choćby ten:
?Nauczycielka nie do końca zadziałała na szkodę szkoły. Dzięki uprzedzeniu rodziców w porę o problemach z angielskim, rodzice mogą podjąć kroki na rzecz indywidualnego przygotowania dzieci do matury. Dzięki temu dzieci zdadzą ja lepiej niż gdyby nauczycielka milczała. To odbije się na miejscu w rankingach szkol w regionie jeśli chodzi o zdawalność egzaminów. Pozycja szkoły pójdzie w gorę a gdyby nie ta
nauczycielka, to by spadła. Nauczycielka wiec tak naprawdę zadziała w
interesie swojej firmy?.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,904,98144736,,Nauczanie_czy_nauczka_.html?v=2
@S-21
@ion
Nie wnikam w meritum sporu,kto ma rację w sporze nauczycielki z dyrekcją.
Za skandaliczne uważam, poskarżenie się rodzicom na dyrekcję.
Oczywiście że bywają sytuacje, w których nie zważając na formę, trzeba wymówić posłuszeństwo przełożonym.
No ale wtedy nie naganą powinno się kończyć.
Albo wtedy odchodzi z pracy przełożony,albo podwładny.
@parker
Nie wydaje mi się, by informowanie rodziców w obecności przełożonego było „skarżeniem”. Kto wobec tego i jak miał rodzicom tę sprawę wyjaśnić? Bo że wyjaśnienie się należało, chyba nie ulega wątpliwości?
Poza tym, chyba czas na przyzwalanie na dyskusję aktywizującą pracę rady pedagogicznej według cywilizowanych zasad – http://scholaris.pl/cms/index.php/news/show_art?id=5816&cat_id=253