W jakich warunkach pracuje nauczyciel?
MEN nie wydało rozporządzenia określającego warunki pracy w szkołach. „Dlaczego?” – pyta Rzecznik Praw Obywatelskich. „Bo nie chce narażać gmin na dodatkowe wydatki” – odpowiada jeden z dyrektorów (zob. źródło).
Zapraszam minister edukacji do mojej szkoły, niech zobaczy, w jakich warunkach pracują nauczyciele (a i tak nie jest to najgorzej wyposażona placówka).
Zanim Katarzyna Hall mnie odwiedzi, opowiem, jak wyglądała wczorajsza lekcja etyki. Zachciało mi się pokazać fragment wykładu Francisa Fukuyamy na temat moralności w biznesie. Zarezerwowałem salę multimedialną na ósmą godzinę lekcyjną. Gdy przyszła pora, zastałem salę zamkniętą (na zamek i specjalne kraty). Kierownik poinformował mnie, że na ósmej godzinie nie odbywają się w tej sali żadne lekcje (nauczyciele podobno nie zamykają okien, nie gaszą świateł, dlatego woźna wcześniej sprawdza, zamyka i lekcji prowadzić nie można). Uparłem się i po dziesięciu minutach miałem klucz. Otworzyłem, ale okazało się, że przy biurku nauczyciela nie było komputera (został wzięty do sformatowania). W sali stało dwadzieścia innych komputerów, ale żaden nie miał czytnika dvd, a na takim nośniku miałem zarejestrowany wykład profesora. Poprosiłem więc, aby uczniowie przenieśli się do biblioteki. Włożyłem płytę do komputera, ale okazało się, że monitor nie ma głośników. Przyniosłem głośniki z innej sali, a wtedy okazało się, że komputer nie ma karty dźwiękowej. Uruchomiłem inny komputer, który odtwarzał dźwięk, ale okazało się, że nie ma w nim żadnego programu do odtwarzania filmu. A czas mijał. W końcu udało mi się znaleźć komputer z programem i z kartą dźwiękową (trzeba było ustawiać dźwięk, gdyż do komputera nigdy nie podłączano głośników). I tak po półgodzinnej walce udało nam się przez ostatnie 15 minut obejrzeć fragment wykładu Fukuyamy. Niektórzy uczniowie stwierdzili, że obejrzą go sobie w domu, ponieważ w szkole nie ma odpowiednich warunków (o jakości dźwięku, jaki wydobywał się z najtańszych głośników, nie będę się rozpisywał).
Uważam, że nie doszłoby do tego, gdyby Katarzyna Hall miała obowiązek prowadzić raz w roku jedną lekcję w typowej polskiej szkole (najlepiej losowo wybranej). Gdyby pani minister zdarzyło się coś takiego, co spotkało mnie, wydałaby rozporządzenie o podstawowych warunkach pracy w szkole. Zastanawiam się, czy minister zapomniała, czy też nigdy nie pracowała w publicznej szkole.
W mojej szkole jest coraz lepiej (dziesięć-piętnaście lat temu to dopiero był cyrk), ale żadna w tym zasługa MEN czy gminy. Nawet czajnik do pokoju nauczycielskiego kupiła jedna z koleżanek (a stary kupili kilka lat temu uczniowie). A kto zapłacił za podłączenie wody do pokoju i wstawienie zlewu? Rodzice uczniów. Nawet wbudowali z tej okazji tablicę pamiątkową. Kto kupił lodówkę dla szkoły? Kto kupił magnetofon dla polonisty? Kto zapłacił za to czy tamto? Szkoda gadać.
Komentarze
„Uważam, że nie doszłoby do tego, gdyby Katarzyna Hall miała obowiązek prowadzić raz w roku jedną lekcję w typowej polskiej szkole (najlepiej losowo wybranej).”
– znając inwencję naszej pani minister jakoś wybrnęłaby z tego, pokazując i tak na wzorcowej szkole/klasie, że „da się”. A jak się panu podoba „radosna szkoła” i fakt, że na gadżety wydano lekką ręką 250 tyś. zł (na smycze, peny itp.). Ma gest ta nasza pani ministra.
W pełni się zgodzę. Większość inicjatyw w szkole powstaje z funduszy rodziców lub samych nauczycieli, którzy, niestety, muszą dopłacać, żeby mieć chociażby standardowe warunki pracy (nie mówimy przecież o luksusach). Ale by w Polsce było inaczej potrzeba jeszcze mnóstwo czasu.
Nie zgadzam się z tym co napisał autor bloga. Każdą szkołę byłoby stać na zapewnienie podstawowych warunków pracy bez rozporządzenia pani minister. Cała rzecz sprowadza się do sposobu finansowania placówki przez organ prowadzący i właściwego gospodarowania nimi przez dyrektora (oczywiście gdy organ prowadzący pozwoli dyrektorowi nimi swobodnie zarządzać – to kwestia zaufania, rzadko spotykana w zakładach budżetowych). Najczęściej, urzędy gmin czy starostwa postępują tak, jak i rząd – minister oświaty to podrzędny minister, a sama oświata to „kula u nogi”. Te sprawy dałoby się załatwić na poziomie lokalnym, ale brakuje uzasadnienia takiego postępowania czyli korzyści politycznych dla władz lokalnych, które sprawy oświaty uczyniłyby priorytetem. Także stanowisko dyrektora szkoły, to bardzo podrzędne i nisko płatne stanowisko w strukturach samorządowych. Najlepsi na nie się nie pchają, a poza tym panuje przekonanie, że będąc dyrektorem szkoły nie da się nic zepsuć i wystarczy mieć (jako kwalifikacje) odpowiednie papierki i najważniejsze – zaufanie władz samorządowych.
Kwant: tu jest opisany dostęp do telewizora. Ja w swojej pracy muszę się tłumaczyć dlaczego kseruję. Bo OP pisze że trzeba oszczedzać telefony, papier, toner, światło… no trzeba, ale nie kosztem jakości pracy…
W pokoju z wyposażenia jest czajnik i zimna woda- nie było pieniedzy na doprowadzenie ciepłej. Żadnych lodowek, ekspresów itp bo by nam się w głowach poprzewracało chyba. Ręczników papierowych też nie ma, ani mydła w płynie. Pomocy też, bo właśnie za całą kasę na pomoce zakupiono telewizor. I słusznie, bo telewizora też nie było, a czasem się jednak przydaje.
A marzenia o komputerze dla nauczyciela… Jakbym tak miała komputer i rzutnik w klasie to byłoby …
Poruszył Pan problem wyposażenia i obsługi pracowni informatycznej. Uczę także informatyki (poza matematyką która jest moim „głównym” przedmiotem) w związku z tym do moich obowiązków należy także dbanie o sprawność tej pracowni. Pytanie tylko jak mam o to zadbać w czasie lekcji (własnych)? Nie potrzebuję dodawać, że pracę tą wykonuję za darmo (w polskich szkołach jest to reguła z nielicznymi wyjątkami).
http://cgi.ebay.com/Dell-Latitude-C640-Pentium-IV-2-2Ghz-1024Mb-40Gb_W0QQitemZ320450879497QQcmdZViewItemQQptZLaptops_Nov05?hash=item4a9c5c6009
Aukcja powyzsza zakonczyla sie na eBay’u 19 listopada 2009
Przedmiotem aukcji byl laptop Dell Latitude C640 – Pentium IV 2.2Ghz,1024MB RAM,40GB HD, z napedem DVD, Windows XP mogl byc albo nie byc legalny, ale co to dla mlodziezy zainstalowac jakiegos Linuksa.
Cena sprzedazy = 142.5 dolara, czyli prawie dokladnie 400zl.
Z pewnoscia sprzedaly sie w podobnym czasie setki laptopow o podobnych parametrach i za podobna cene, mnie jakos „poszukalo sie” Della C640 bo to kiedys byl moj pracowy komputer.
Ja przepraszam, ale nie bardzo rozumiem klopoty autora blogu. Jaka czesc ceny uzywanego laptopa z napedem DVD i z wbudowana karta dzwiekowa oraz malymi glosniczkami stanowi w Polsce teraz jednorazowe napelnienie baku samochodu benzyna?
A majac taki maly laptop mozna go podlaczyc do jakiegos wiekszego monitora i po problmie – cala klasa moze ogladac i sluchac i zadna sala multicostam nie jest potrzebna.
Skąd to znam… Ale u nas nawet kserować nie wolno – bo nie ma pieniędzy. I jak tu stawiać na „metody aktywizujące”?
W kilku salach nie ma prądu w gniazdkach- nie ma pieniędzy na kucie i wymiany kabli.
Sala multimedialna? Mamy telewizor i DVD (na dwie szkoły), przy czy jedno jest stare, drugie często nawala. Do tego nie ma sali, tylko trzeba pożyczać i biegać ze sprzętem (czyli odpada, gdy człowiek ma dyżur).
Jest rzutnik, ale nie ma komputera. Przez cały rok biegałam z moim laptopem, aż w końcu trafił na naprawę. Oczywiście szkoła nie dołoży się do rachunku. Nie będę przynosić już mojego sprzętu.
Pomoce dydaktyczne? Takie, które zrobię lub wyżebram od wydawnictw.
W pokoju nauczycielskim brakuje nawet miejsc siedzących, gdy był remont sami się na niego zrzucaliśmy.
Okna w stanie złym, spadające sufity, zimą zimno, latem gorąco, woda w kranach zimna…
Wystarczy tylko przejść się do szkół z sąsiadującej gminy aby się przekonać, że można mieć dobrze zaopatrzone szkoły, trzeba tylko chcieć, a nie wydawać pieniądze na fontanny czy rzeźby…
Na czym polega problem? Władzę nad gminą mają wyborcy. Rodzicom jednak zwisa i piórkiem powiewa w jakich warunkach uczą się ich dzieci i gminy za gardło trzymać nie będą. Jeżeli we władzach nie ma osób, którym zależy, aby za kilkanaście lat mieć dobrych pracowników czy naukowców, to będzie jak jest.
Nie chcę zmieniać zawodu, bo go lubię i nie wyobrażam siebie za biurkiem z papierami. Jednakże intensywnie szukam innej szkoły w sąsiednich gminach, żebym miała gdzie usiąść, żeby mi nie było zimno, żebym miała jak pracować z dziećmi, a nie tylko wiecznie improwizować i robić coś z niczego.
Wobec opisanych warunków pracy mogę powiedzieć, że mam warunki luksusowe: gdy potrzebuję sali komputerowej, mogę zamienić się na sale i skorzystać z 2 (w 3 są stale lekcje informatyki), mamy też do dyspozycji tablicę interaktywną z projektorem i laptopem (kluczyk na dole, bez problemu). Ksero- każda klasa składa się raz na rok i kserowanie na potrzeby klasy bez problemu (wpisać się tylko należy do zeszytu). Wyremontowane łazienki (i nauczycielskie, i uczniowskie) są o wyższym standardzie niż w wielu domach, ba- jest i papier toaletowy i mydło w płynie do rąk).
Pomoce dydaktyczne: zakupiono ostatnio cały komplet „filmoteki polskiej”.
W sumie gdy czytam posty powyżej nie mogę na warunki narzekać absolutnie, a opisane zmagania Gospodarza, by ciekawie przeprowadzić lekcję etyki, brzmią „i straszno, i śmieszno”.
Może dlatego wywalenie na „radosną szkołę” takiej kasy, gdy w wielu szkołach „rzeczywistość skrzeczy” tak mnie denerwuje.
Obiecywałam sobie, że już nigdy nie kupię niczego do szkoły z prywatnych pieniędzy, ale poddałam się, gdy rozpadł się kosz na śmieci w sali. Kierowniczka adm. wstawiła karton. Ja tu na lekcji o nieśmiertelności sztuki wg Horacego, a w kącie tektura z plastikowymi butelkami i opakowaniami po kanapkach. Nie potrafię egzystować na śmietniku, więc zakupiłam estetyczny pojemnik.
Teraz myślę o firankach. Sala długa, a nowe b.drogie, więc pozostaje szmatex. Tam miejsce dla polskiego szkolnictwa?
U mnie w liceum (zwykłe państwowe liceum) rodzice raczej nie płacą na radę rodziców, także ta niewiele finansuje. Dyrektor szuka sponsorów, akcji/konkursów do których można przystąpić oraz szkoła współpracuje z lokalnymi uczelniami wyższymi, które prowadzą ciekawe projekty za pieniądze unijne. Tym sposobem w ciągu roku w szkole pojawiły się dwie tablice multimedialne (z oprogramowaniem, laptopami itp.), cztery wielkie plazmowe telewizory zamontowane w pracowniach + dvd i sprzęt nagłaśniający na hali gimnastycznej. Przedwczoraj na korytarzu montowano jakieś elektroniczne filtry (nie wiem co to i do czego nam to potrzebne…).
Pracownia fizyczna dwa tygodnie temu otrzymała wielką szafę z wyposażeniem (z punktu widzenia ucznia klasy fizycznej coś wspaniałego :)).
Oprócz tego w szkole są dwie dobrze wyposażone pracownie komputerowe (z Europejskiego Funduszu Społecznego).
Jak się chce to i wyposażyć szkołę można ;).
lidqa : Przepraszam, ale chyba źle zrozumiałaś mój wpis. Nie pisałem, że nie ma takich szkół, jak twoja. Wręcz przeciwnie, jest ich więcej, niż tych wymarzonych. Ja tylko chciałem zauważyć, że ich funkcjonowania nie poprawi żadne rozporządzenie. Funkcjonowanie szkoły zapewniają władze samorządowe i to od nich zależy czy są takie szkoły, jak twoja. Chciałem tylko zwrócić uwagę na istnienie mechanizmu, który sprawia, że tak jest.
W szkole w której pracuję także posiadamy pracownie zakupioną z EFS oraz np. tablicę interaktywną (pomoc rodziców). Normalne jest również, że nauczyciele korzystają z prywatnych komputerów przenośnych.
Problem w tym, że wszelkie środki i zaangażowanie pochodzą od życzliwych nam ludzi i instytucji przy dużym zaangażowaniu nauczycieli. Moim zdaniem powinny to być dodatkowe źródła a nie jedyne. MEN nie robi samodzielnie nic.
Kwant. Właśnie rozporządzenie zmusiłoby OP do jego realizacji. Tu rozporządzenie jest potrzebne, podobnie jak jest potrzebne rozporządzenie w sprawie liczebności uczniów w klasie, bo zdarza się 35 i więcej. Nie ma innego sposobu do zmotywowania gmin. Nowym chodnikiem, czy drogą można się przed wyborami pochwalić, a warunki pracy w szkole obciążają wizerunek dyrektora nie wójta.
Tak, najpierw się nie przygotowało, a teraz się zrzuca winę na Hall? Wstyd.
Któż to się nie przygotowal, a teraz zrzuca winę na Hall???;-)
Hall zarządza różne rzeczy zależne od kasy, ale kasy samej nie zapewnia…
A potem mówi:”Ja przecież zarządzilam…”;-)
Katarzyna Hall to zachłyśnięta karierą idiotka. W jej działaniach widać całą chemię hormonów szęścia i adrenalinki. Moim zdaniem dała popis jeszcze zanim została ministrem, do dziś nikt nie usunął informacji o tym w Wikipedii, choć starannie jest przykryte: http://pl.wikipedia.org/wiki/Katarzyna_Hall
Zachęcam do edycji tego wpisu w Wikipedii – każdy może to robić.
„warunki pracy w szkole obciążają wizerunek dyrektora nie wójta”
Właśnie, Aro. Ten mechanizm na tym również polega. Dyrektor nie ma wpływu na wysokość finansowania, jak i to, w jaki sposób przebiegają remonty i zakupy sprzętu o większej wartości, ale wizerunkowo za to odpowiada. To bardzo wygodna dla wójta sytuacja i wykorzystuje to w sporach z wyborcami. Ale, tak naprawdę, odpowiada wójt. To jego kandydat zostaje dyrektorem, kozłem ofiarnym, gdyby się coś nie powiodło.
Natomiast doświadczenie uczy, że wraz z rozporządzeniami nie idą pieniądze. Wtedy gminy czy powiaty mogą się wykpić, bo niby z czego mają zapłacić za dostosowanie się. Zresztą, ministerstwo nie ma takiej mocy prawnej, bo już dawno przepisy wykonawcze rozwiązania finansowe scedowały na gminy i powiaty. Ministerstwo nawet nie może się do tego wtrącać.
Pozwolę się z tobą nie zgodzić Kwant. Moim zdaniem jeżeli samorząd nie realizowałby przepisów, to rodzice, nauczyciele mogliby wytoczyć sprawę sądową. A to niosłoby za sobą odpowiednie koszty związane z nierealizowaniem przez Państwo podstawowego obowiązku edukacyjnego.
Aro,
Nie siedzę już w przepisach, ale o ile dobrze pamiętam, to ministerstwo mogłoby coś takiego narzucić gminom i powiatom na mocy ustawy. W przypadku rozporządzenia musiałaby za tym iść dotacja. Ponieważ jest kryzys, to nie sądzę, aby tak się stało.
moszes mie progamowac postway