Dlaczego dobre szkoły stają się złe?
Tekst Marcina Markowskiego „Jak mój syn tracił czas w elitarnej szkole” daje do myślenia (zob. materiał). Chciałbym – z perspektywy nauczyciela uczącego w dobrym liceum, w pewnym sensie elitarnym – odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dobre szkoły stają się złe. Najlepiej na własnym przykładzie, po co bawić się w teoretyzowanie.
Mieliśmy przedwczoraj radę pedagogiczną poświęconą omówieniu wyników tegorocznej matury. Dyrekcja przygotowała nam opracowanie, z którego wynikało, że nieomal we wszystkich przedmiotach pobiliśmy o głowę średnie regionu łódzkiego oraz średnie ogólnopolskie. Oglądaliśmy słupki, które wznosiły się w niebo (wyniki naszej szkoły), a dużo niżej były wspomniane średnie krajowe. Niektóre przedmioty ocierały się o maksimum. Naprawdę byliśmy dumni z siebie i z naszych uczniów. Dowiedzieliśmy się też, że nieomal wszyscy tegoroczni absolwenci dostali się na dzienne studia w uczelniach publicznych (np. na prawo w Uniwersytecie Łódzkim aż 45 osób, czyli wszyscy, którzy chcieli).
Nikogo chyba nie dziwi, że spodziewaliśmy się od dyrekcji słów uznania. Niczego takiego jednak nie było, oprócz zdawkowych uwag. Zamiast tego kazano nam przygotować program naprawczy. Usiedli poloniści z polonistami, angliści z anglistami… i wymyślali program naprawczy. Sporo osób ogarnęła wściekłość i nie minęła do chwili obecnej. Zamiast słów uznania dostaliśmy nakaz wymyślenia programu naprawczego. Czyli schrzaniliśmy robotę. Nic dziwnego, że niektórzy mówili, iż mają wszystko gdzieś, mają dość takiego traktowania. Ja sam powiedziałem, że musi zdarzyć się w szkole tragedia, np. 30 procent nie zdaje matury i połowa nie dostaje się na żadne studia, aby dyrekcja zrozumiała, jaki błąd popełniła. A gdy jeszcze dowiedzieliśmy się z ust dyrekcji, że rodzice na nas skarżą (liczne telefony każdego dnia), to naprawdę mieliśmy już dość.
Zastanawiam się, ilu nauczycieli wypaliło się zawodowo po ostatniej radzie pedagogicznej. Ja na pewno potrzebuję pomocy psychologa i doradcy zawodowego, aby znowu chciało mi się chcieć. Zrozumiałem bowiem, że bez względu na wyniki dyrekcji tej szkoły zawsze będzie mało. I choćby wszyscy zdawali maturę na 100 procent i dostawali się bez problemu na najbardziej oblegane kierunki, szefostwo nadal nie będzie zadowolone. Zasugerowałem kolegom i koleżankom, że powinniśmy powiedzieć o naszych uczuciach dyrekcji, ale powiedzieli, że lepiej tego nie robić. Lepiej udawać, że jest OK., pracownicy szczęśliwi, bo można się narazić.
Każdemu nauczycielowi zależy na pracy w dobrej szkole, mnie też. Dlatego człowiek znosi z pokorą nawet największe upokorzenia. Jednak to nie pozostaje bez wpływu – w dobrych szkołach nauczyciele wypalają się o wiele szybciej niż w przeciętnych placówkach. Jednym z objawów wypalenia zawodowego jest „brak poczucia osiągnięć, niska samoocena, przeświadczenie, że nic nam się w życiu nie udało” oraz „uczucie pustki, zniechęcenia, braku sił i energii do działania. Nic nas nie cieszy” (zob. źródło). Cieszyłem się jak głupi wynikami moich uczniów, ale teraz jakoś mniej. Jeszcze kilka takich rad i będziemy mieli wypisane na twarzy, że jest nam wszystko jedno. A rodzice uczniów zaczną zachowywać się tak, jak opisana matka Kacpra: zabiorą dzieci do normalnych szkół, gdzie po dużym sukcesie nie wdraża się programu naprawczego, bo to rujnuje kadrę, a nie buduje. Uważam, że na wtorkowej radzie dyrekcja powinna otworzyć szampana i pogratulować nam sukcesu. A o programie naprawczym można mówić, gdy będą ku temu powody. Kto wie, może już za kilka lat, jak tak dalej pójdzie.
Komentarze
Gratuluję odwagi- Pana dyrekcji przyda się parę słów krytyki.
Oczywiście, że powinniście świętować!
Cytuję zdanie z artykułu:”Sztuką jest prowadzić szkołę, do której mogą się dostać wszystkie dzieci, bez względu na średnią”. Moja koleżanka ma dwie bardzo zdolne córki. Jedna kończyła liceum, do którego przyjmuje się uczniów z 3, a nawet z 2; druga uczęszcza do takiego, gdzie nawet świadectwo z czerwonym paskiem nie gwarantowało dostania się. Tą „renomowaną” szkołą jest bardzo rozczarowana. Tam się wyciska ucznia jak cytrynę, nie oferując mu nic ponad to, co dostałoby w „zwykłym” ogólniaku. Mam wrażenie, że wybór szkoły czasem dyktowany jest snobizmem rodziców. Nie ujmując nic pracy nauczycieli w szkole Gospodarza, chciałabym zwrócić uwagę na to, że”słupki” to nie wszystko. Pracuję w wiejskim gimnazjum i wiem, że to, co dla „renomowanych szkół” jest słabym wynikiem czasem jest okupione wielką pracą nauczycieli, uczniów i rodziców. Podziwiam to słabsze liceum, bo mimo przyjmowania przeciętnych uczniów, tylko jedna osoba w zeszłym roku nie zdała matury.
Czytalem ten tekst w GW i uważam go za absurdalny. Rodzice kierując się nieokreślonymi kryteriami szpanu(szkola w willowej dzielnicy opowiadająca sama o sobie,że jest ‚elitarna” i „renomowana”-jaką renomę mogą mieć gimnazja po zaledwie 7 wypuszczonych rocznikach-klasyczny marketing!) źle wybrali szkolę publiczna i rejonową dla swojego akurat dziecka. Teraz być może wybrali podobną szkolę lepiej;-)
Wielka nowość,że różne szkoly mają wady i zalety;-)
Chyba,że chodzilo o tytul,który zgodnie z lewackimi doktrynerskim zwyczajami GW, ma piętnować generalnie szkoly publiczne [inne to oni tylko chwalą;-)] uchodzące za „renomowane” i „elitarne”, często przecież zaslużenie;-)
O rany! Byliśmy na tej samej radzie pedagogoicznej?!
To oczywiście żart,ale po dzisiejszej radzie mam dokładnie te same odczucia.
„Zasugerowałem kolegom i koleżankom, że powinniśmy powiedzieć o naszych uczuciach dyrekcji, ale powiedzieli, że lepiej tego nie robić. Lepiej udawać, że jest OK., pracownicy szczęśliwi, bo można się narazić.”
Jak można przy takim zachowaniu mieć szacunek do samego siebie? Jak nie mając samemu szacunku do siebie można oczekiwać go od innych, od uczniów ale i od dyrekcji?
Co to znaczy „narazić się” – zaryzykować utratę 100zł „dodatku lizusowskiego”? Do tego żeby kulturalnie wyrazić swoją opinię o funkcjonowaniu instytucji – mając, co oczywiste, dobre intencje – trzeba wykazać się jakąś niesamowitą odwagą?
Panie Gospodarzu! Proszę schować dumę do kieszeni, a raczej zastanowić się: Ładnie zdali maturę? Ile w tym mojej zasługi?
To, że tak dobrze uczniowie zdali maturę, to zasługa korepetycji, a młodzież z XXI chętnie na nie biega! Nie sztuka też chwalić się wynikami, jak się zbiera najlepszych uczniów z Łodzi. Powinny się chwalić takie szkoły, w których nabór jest dużo słabszy, a uczniowie i tak ładnie zdają maturę. Bez pomocy korepetytorów, bo rodzice nie są prawnikami i dziennikarzami, więc na korki ich nie stać. Pozdrawiam.
to nie pewno było w liceum w Łodzi? bo poczułam się jak we własnym jeszcze rok temu:D parcie na znienawidzone programy naprawcze, mityczne telefony od rodziców… na szczęście te kwestie odeszły z częścią dyrekcji;)
Przeczytałem wspomniany tekst z „Wybiórczej” – jest żenujący, wygląda na spreparowany. Szkoda czasu.
A sam problem szkół „renomowanych” i „przeciętnych” był już za komuny.
Odwaga, no i czy tam pracują profesory czy „nauczycielki”?
Przychylam sie do opinii marcina gryszkalis (powyzej).
Mlodziez otrzymuje od nauczycieli nie tylko wiedze ale i wzoce postepowania. Dzisiaj uczniowie Gospodarza (zapewne czytaja ten blog), nauczyli sie, ze zycie doroslych podszyte jest tchorzostwem, dowiedzieli sie, ze nawet elita pedagogiczna preferuje konformistyczne zachowania, zamiatanie pod dywan itp. Otwarta konfrontacja tez nie zawsze jest najlepszym wyjsciem ale…rozwiazywanie problemow nie polega takze na ich „zapominaniu”.
Ja rowniez pracuej w tzw. elitarnej szkole. „Szybujace” w gore slupki uczniowskich osiagniec to jedno. Tchorzliwa postawa nauczycieli, brak odwagi, niechec do narazania sie, malostkowosc strach przed odpowiedzialnoscia to drugie. I gdzie tu wlasne dziecko poslac?
Czesto nie zgadzam sie z opiniami Gospodarza, ale zyczylabym sobie aby moje dziecko mialo za wzor postepowania takiego nauczyciela jak Pan. Odwaznie, bez uszczerbku dla czyjegos honoru, dumy, z taktem, powie co mysli, nie dla wlasnej korzysci, ale dla ogolu (korzysc dla nauczycycieli-pozbyli sie negatywnych emocji, dla dyrekcji-wie co sie swieci, dla uczniow-stosunki w szkole sie normalizuja). Tym bardziej, ze chodzi o tak blacha sprwe, jak troche pochwaly.
Przeczytalam tekst w Wyborczej. To nawet nie zenada, to brak przyzwoitosci. Mogla ambitna mamusia zmienic szkole taktownie, bez pozostawiania smrodu za soba, a tak baka puscila i wyszla z salonu.
Co innego szukac dla geniusza optymalnych warunkow rozwoju, a co innego smrodzic i pokazywac dziecku jak to sie robi. I tak nic z tego geniusza dobrego nie wyrosnie, z taka rozczeniowa postawa wobec swiata: zdolny jestem to pracujcie dla mnie po godzinach i za darmo. Wspolczuje, szkoda tych talentow.
A mowilem, ze tak bedzie, mowilem i prosilem i doczekalismy sie. Po nastepnej radzie pedagogicznej. I nie ma nwet juz czego zbierac…
Moje (być może błędne) wnioski po lekturze wpisu Gospodarza:
W tej szkole nie ma dobrej komunikacji pomiędzy szefem a pracownikiem, czyli dyrekcją a nauczycielami. Zatem komunikacja między dyrekcją a uczniami musi być jeszcze gorsza, fatalna. Tak zwany dyrektor, znakomicie czuje się w modelu „zarządzania strachem”, skąd pewnie ta postawa nauczycieli broniących się przed rozmowami z szefostwem. Oparcie dyskusji i decyzji na statystycznych słupkach porównujących z innymi placówkami, oznacza brak wyobrażni, bo sprowadza szkołę do pozycji konkurującej z innymi, fabryki słodyczy. Przez chwilę zapachniało mi tu komuną i próbami z planami pięcioletnimi… Co do telefonów od rodziców, to myślę, że pewnie i dzwonią jacyś furiaci, których liczbę (odpowiednią dla każdej szkoły)dyrekcja mnoży sobie w najlepsze.
Rozumiem Pana nerwy Gospodarzu, lecz liczę na to, że będzie Pan robił to, co uznaje za słuszne, a nie to co zgodne z „linią polityczną” tak zwanego dyrektora.
Tsubaki,
blaHa sprawa, a nie blaCHa. Prosze wybaczyc wymadrzanie sie, ale moj lezacy w szafie i troche zakurzony dyplom polonistyki nie pozwala milczec.
pozdrawiam
To bardzo brzydko ze strony dyrekcji, że was nie dopieszcza pochwałami. Podobny problem mają, jak sądzę, wszyscy pracownicy we wszystkich zakłądach pracy. Dzieci w szkole też raczej częściej są ganione, iż chwalone przez nauczycieli, prawda?
Interesuje mnie tu jednak coś innego. Zawsze ciekawiło mnie, czy większym wyczynem jest edukować zdolne dziecko i niczego nie spaprać, czy „wydusić coś” z kiepskiego, miernego ucznia. Swoją drogą, czy Pańska szkola ma jakieś dane statystyczne mówiące o tym, jaki procent uczniów korzysta z korepetycji, ilu uczy się jezyków obcych poza szkołą, ilu przygotowywało się do matur na kursach w innych placówkach? Mój syn kończył „elitarne” liceum. Matura z angielskiego 100% – lekcje prywatne, matematyka i fizyka rozszerzone – ok. 80% – kurs poza szkołą, polski 54% – bazował tylko na wiedzy zdobytej w szkole.
Pamiętam jak na kawie (i ciastku) z okazji Dnia Edukacji dyrektor technikum, w którym wówczas pracowałem, rozpoczął od życzeń dla zgromadzonych koleżanek i kolegów. Następnie przeszedł do napomnień, upomnień, a w końcu kar i nagan. Półtorej godziny siedzieliśmy ze wzrokiem wbitym w blaty stolików. Było to niezapomniane przeżycie. Programy naprawcze to przy tym doprawdy drobiazg 😉
Dziwne dane Wam przedstawiała dyrekcja. O wiele ciekawsze jest porównywanie uczniów na wejściu z uczniami wypuszczanymi. I może to te wyniki są takie, że musicie napisać program naprawczy?
Analiza wyników wtedy gdy są zadowalające , a nawet zachwycające ma sens.
Brak słów uznania ze strony dyrektora jest posunięciem błędnym z punktu widzenia teorii zarządzania. Myślę, że takie postępowanie szefa jest spowodowane czynnikami o którym nie ma mowy we wpisie (wątpię aby były to kwestie merytoryczne).
Do Alla
>Zawsze ciekawiło mnie, czy większym wyczynem jest edukować zdolne dziecko i niczego nie spaprać, czy ?wydusić coś? z kiepskiego, miernego ucznia.<
To porównaj pracę jubilera od diamentów i kamieniarza – to dobrze oddaje problem;-)
Moja dyrekcja również lubi szukać problemy. Mamy kilkadziesiąt (!) kół zainteresowań, a dyrekcja podnosi na nas głos, że na każde chodzi tylko po około 10 uczniów. Powód do wstydu wielki.
Pozwoliłam sobie zabrać głos- gdyby zadbano o lepsze warunki materialne szkoły, to mielibyśmy lepsze możliwości prowadzenia zajęć (dyrekcja słynie z tego, że broni się rękami i nogami od wszelkiego rodzaju zakupów, inwestycji, programów, grantów…). Być może moje wystąpienie do wybitnie odważnych nie należało, ale dyrekcja przestała przynajmniej ciągnąć temat. Dwie osoby również próbowały się sprzeciwić, ale dyrekcja je zakrzyczała. Pytanie brzmi- czy warto dyskutować z chamem?
Obiecałam sobie, że jeszcze raz będzie nas, a w tym mnie obrażać, to nie będę przebierać w słowach. Ale: mam na karku coś takiego jak awans- to czy będę mogła zakończyć staż, zależy od dyrekcji. No i co? Zawsze jest wyjście środka- odczekanie spokojnie do końca, a buntować się później. Znów jednak jak bumerang: czy warto dyskutować z chamem? Chyba tylko dla własnej satysfakcji i przewietrzenia płuc.
Co do odwagi- mam znajomych w różnych instytucjach, i państwowych i prywatnych. Jak dotąd żaden nie chwalił się, aby poszedł na noże z szefem, gdy ten podejmował nieracjonalne decyzje lub obrażał pracowników. Każdy kuli ogon pod siebie i ma nadzieję, że nie straci pracy. Wobec czego zupełnie nie rozumiem nagonki na nauczycieli, wskazywanych na pierwszych tchórzy kochanej RP.
Do Ali.
Chodziłam do jednego z bardziej poślednich liceów. Poziom kolegów od niskiego po średniawy. Owszem, chodziłam na kurs angielskiego- otrzymałam celujący na egzaminie. Z pozostałych przedmiotów już nie miałam wsparcia z zewnątrz- tylko materiały szkolne i moja praca- oceny bardzo dobre i celujące.
@ red. Dariusz Chętkowski
„Zasugerowałem kolegom i koleżankom, że powinniśmy powiedzieć o naszych uczuciach dyrekcji, ale powiedzieli, że lepiej tego nie robić. Lepiej udawać, że jest OK., pracownicy szczęśliwi, bo można się narazić.
Każdemu nauczycielowi zależy na pracy w dobrej szkole, mnie też. Dlatego człowiek znosi z pokorą nawet największe upokorzenia”.
Ten cytat stanowi clou Pańskiej wypowiedzi. Zawarł Pan w nim odpowiedź na pytanie zawarte w nagłówku wczorajszego wpisu: dobre szkoły stają się złe, bo nauczyciele odczuwają przemożny (paraliżujący?) strach przed utratą prestiżowej posady. Za oportunizm, za chowanie głowy w piasek życie wystawia jednak słony rachunek, np. w postaci przedwczesnego zawodowego wypalenia oraz uszczuplenia domowego budżetu o sumy wydane na sesje terapeutyczne w gabinecie psychologa. Czy to aby na pewno się kalkuluje?
***
„A problem jest poważny – skończmy z lansowaniem pseudo-cudownych szkół, gdzie nauczyciele, uczniowie i rodzice kręcą się dookoła własnej osi w przeświadczeniu, że ich szkoła jest szkołą sukcesu. Kacper właśnie w takiej szkole był. Zrezygnował, bo dla niego nie były ważne pozory i przebywanie w elitarnym środowisku, tylko zaangażowanie nauczycieli. To niesprawiedliwe, że szkoły, które – w trudnym środowisku – naprawdę coś robią, są niedoceniane i osamotnione. A to one potrzebują promocji, pozytywnej oceny, wsparcia”.
Oto konkluzja wywiadu przeprowadzonego przez Marcina Markowskiego z matką Kacpra. W tym fragmencie, jak i w całym wywiadzie, nie dostrzegam niczego żenującego, nieprzyzwoitego, a tym bardziej absurdalnego. Zastanawia mnie poziom negatywnych emocji, ujawnionych przez niektórych autorów komentarzy po zapoznaniu się ze szczegółami szkolnych perypetii chłopca. Mam nieodparte wrażenie, że u podłoża takiej reakcji tkwi rodzaj frustracji, wynikający z niechęci do głębszego namysłu nad pozbawionymi transparentności mechanizmami kreowania tzw. elitarnych szkół i społeczną szkodliwością ich funkcjonowania. Niełatwo jest przyjąć do wiadomości, że najczęściej są to kolosy na glinianych nogach, w których nauczyciele „znoszą z pokorą nawet największe upokorzenia”, a dla rodziców i uczniów „najważniejsze są pozory i przebywanie w elitarnym środowisku”.
grab
„Oglądaliśmy słupki, które wznosiły się w niebo (wyniki naszej szkoły), a dużo niżej były wspomniane średnie krajowe. Niektóre przedmioty ocierały się o maksimum. Naprawdę byliśmy dumni z siebie i z naszych uczniów.”-
reakcja dyrekcji i nakaz pisania w takiej sytuacji programu naprawczego świadczy tylko, że -uczniów i ich zdolności- mogę Gospodarzowi zazdrościć, dyrekcji- absolutnie nie. Uczę w przeciętnym liceum, ale podejście dyrekcji, która widzi, ile trzeba się napracować, by uczniowie zdali, jest zupełnie inne. Motywujące do pracy. Przy takim podejściu szefostwa, o jakim pisze Gospodarz, powiedziałabym : a mi to rybka. Bardzo niemotywujące podejście dyrekcji.
Dyrektor bezmyślnie chodzi na pasku kuratorium. Czyżby miał zbyt małą klasę, żeby nawiązać rozmowę z wizytatorem, zamiast go tylko słuchać?
Hahaha niezadowolenie, programy naprawcze-cyrk za te grosze co zarabia nauczyciel to niech się wszyscy cieszą, że nauczyciele chcą pracować.
Gospodarzu, mam pytanie. Na tej radzie nie znalazł się ANI JEDEN sprawiedliwy, który po przedstawieniu tak znakomitych wyników, a następnie usłyszeniu, że trzeba pisać program naprawczy, zwyczajnie spytałby DLACZEGO, dlaczego nie ma słowa podziękowania, pozytywnego motywowania, a traktowani jesteście jak belfrzy ze szkoły, gdzie oblała połowa maturzystów, a reszta przeczołgała się przez 30%? Aż taki macie zamordyzm? Bo jakoś to nie daje mi spokoju.
@Belferrka
Wlasnie o to mi chodzi, ze jak ludzie kula pod saba ogony, chociaz jest ich wiecej i mimo, iz obiektywnie maja racje, to mniejszosc, ktora nie ma racji, w tym wypadku Dyrekcja, nigdy bledu nie zauwaza i hula dalej przekonana o swej nieomylnosci. A wiadomo, im ktos wyzej w jakiejkolwiek hierarhii, tym mniejsze jego poczucie rzeczywistosci. I nie jest to wina dyrekcji, tak maja wszyscy, lekarze, szefowie z politykami wlacznie. Ci na nizszym szczebelku maja wrecz obowiazek, przyprowadzic gory do porzadku.
Wiem, co to znaczy sziedziec cicho, bo awans, bo klient, bo sfrustrowany rodzic, bo nie ma innego optymalnego rozwiazania. Wiem, ze dziewiec osob na dziesiec da sobie spokoj i rozumiem te dziewiec osob. Nie podoba mi sie tylko kiedy tych dziewieciu odwodzi jednego ryzykanta od podejmowania dzialalnosci. Przypomina takie zachowanie szympansy z pewnego doswiadczenia http://www.stsc.hill.af.mil/crosstalk/2000/02/backtalk.html
Wiem tez co to zwrocic uwage dyrektorowi na niestosowne teksty. Zycie nauczylo mnie, ze umiejetna rozmowa z dyrekcjami, czasem nie pozbawiona humoru, raczej przynosi obostronnyrespekt. Tej umiejetnosci trzeba sie uczyc na co dzien (dobrze jesli dyrekcja tez ja posiada) by dawala owoce w sytuacjach podbramkowych.
@grab
Matka Kacpra nie odkryla zadnej tajemniczaj prawdy o mechanizmach „kreowania tzw. elitarnych szkół”. Bo to nie zadne odkrycie, ze w elitarnej szkole nauczycile tez nie chca pracowac po godzinach (przeciez jakby im zaplacili z funduszy Unii to by pewnie jakies osobne kolko chemiczne dla Kacpra utworzyli) albo, ze w elitarnej szkole tez nauczyciel moze byc roztargniony i sie omylic. Nie pozwalajcie sobie na zadne niedoskonalosci i slabosci bo macie do czynienia z moim synem, geniuszem. Taka jest postawa tej Pani. To JEST zenada, brak wychowania a nie odkrywanie Ameryki.
Rozumiem, ze teza o frustracji niektorych komentatorow to taki trening erystyczny? Z braku argumentow? To i ja sobie potrenuje.
Otoz nad mechanizmami powstwania i funkcjonowania szkol „elitarnych”, korkow itp, zastanawiam sie codziennie bo z tego zyje. Wnioski moje sprowadzaja sie do tego, ze istota funkcjonowania tego typu placowek jest odwieczna ludzka daznasc do bycia wyzej niz inni, do zycia lepiej niz inni i do tendencji do dzielenia sie inteligencje na zoliboska i niezoliborska.
Do belferrrki. Mam pełną świadomość, że człowiek praktycznie wszystko zawdzięcza sam sobie i samodzielna praca jest najważniejsza. Zdolności mogą być punktem wyjścia, a nie adresem docelowym. Ty jesteś zdolna, więc dałaś sobie radę sama. A co z innymi osobami z Twojej klasy? Przecież wiemy, że na jednego inteligentnego i głodnego wiedzy przypada co najmniej kilku mniej chętnych i mniej zdolnych. A może nie umiemy nauczyć dzieci samodzielności? Może są przyzwyczajone, że wszystko ktoś za nich zrobi, załatwi, zorganizuje?