Śliwerski znika
Jestem stałym czytelnikiem blogu Bogusława Śliwerskiego, a ten znika. Profesor umieszcza bardzo interesujące wpisy (zob. blog), często perełki, ale gdy uzbiera się z nich materiał na książkę, drukuje go, a internetową wersję likwiduje. I to mi się nie podoba. Dawniej na blogu Pedagoga były wpisy z kilku lat, a teraz są tylko z dwóch ostatnich miesięcy. A pewnie i one niedługo zostaną usunięte i wprowadzone do druku. Profesor już wydrukował dwa tomy swoich wpisów i raczej na tym nie poprzestanie (zob. info o książce).
Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera. Jak się opublikowało coś w internecie, to niech już tu zostanie. Blog to nie jest pole ćwiczeń do napisania książki. A jeśli nawet komuś zależy na wersji drukowanej, to nie kosztem likwidacji materiału w sieci. Dlatego proszę, niech wpisy wrócą na swoje miejsce.
Prawdopodobnie profesor podporządkował się woli wydawnictwa, a ono obawia się, że książka nie sprzeda się, gdy wpisy będą dostępne w internecie. To błędne myślenie. Gdy coś jest w internecie, a szczególnie mi się podoba, drukuję to, aby poczytać w fotelu przy lampce wina. Gdy rzecz jest tak obszerna jak blog, to starsze wpisy z chęcią bym kupił w formie drukowanej, gdyż samodzielne drukowanie za drogo kosztuje. Poza tym książka to książka – tradycja i wyższa kultura. Jednak nie kupię książki, która zabija internet. Nie będę popierać takiego procederu. Zapewniam, że kupiłbym, gdyby materiał był nadal w sieci.
Komentarze
Obawiam się, że Pański postulat ni zostanie uwzględniony. Kasa nade wszystko
Ja również odwiedzam blog pedagoga, za każdym razem nerwowo, bo nie mogę tam załadować komentarza z powodów technicznych, których nie znam. Myślę, że proceder Pana Śliwerskiego jest uzasadniony i słuszny. Nie oddawałbym za darmo tego, co mogę dobrze sprzedać. Wbrew pozorom, treści głoszone przez ludzi rozumnych zawsze nabywcę znajdą. Wyższość książki drukowanej nad internetem, jest bezdyskusyjna, Pan Śliwerski wydaje się to rozumieć i szanować. Sieć ma to do siebie, że jest nijaka, bezpostaciowa. Może „odparować” mocą decyzji jej uczestnika lub w skutek awarii np.serwera. Papier, traktowany z estymą przetrwa nieco dłużej. No i można go dotknąć bez strachu, że wino wyleje się na klawiaturę i szlag trafi łączność…
Pozdrawiam.
P.S. Czy ktoś mi powie jak wysyła się komentarze na przedmiotowy blog? Plis, plis, plis…
Podpisuję się pod poprzednimi argumentami. Moim zdaniem odsetek osób, które kupiły by książkę w sytuacji gdy to samo jest na www, byłby dość mały. Pan Profesor podjął niemiłą ale dość strategiczną decyzję. Pewnie ideałem byłoby, gdyby blog żył własnym życiem a w książce zamieszczono trochę więcej tekstów, bardziej rozbudowanych itp. Ale najwyraźniej oszczędzono sobie tej pracy.
Akurat „genialne” myśli Śliwerskiego nie są aż tak genialne-ot papierowy doktryner, jak wielu w jego profesji, zupelnie oderwany od realiów polskiej szkoly, żyjący z prezntowania tego co tam komu do glowy na temat szkoly przyszlo, lata temu na dodatek. Toteż ich(myśli) brak czy obecność i w sieci i na papierze ani mnie ziębi ani grzeje;-)
Lepiej niech Śliwerski zabierze te swoje wpisy z sieci, wyda i zarobi na tym, niżby miał dla tych samych pieniędzy (których pewnie potrzebuje, jak większość z nas) chałturzyć i nie mieć czasu na pisanie wcale.
Uważam, że opisane rozwiązanie jest akceptowalne. Niekoniecznie jestem nim zachwycony ale uważam, że każdy ma prawo rozporządzać swoją własnością wedle uznania.
pełna zgoda
@zante
„Obawiam się, że Pański postulat ni zostanie uwzględniony. Kasa nade wszystko”
sęk w tym, że można zjeść ciastko i mieć ciastko. Chris Anderson napisał już dwie książki na podstawie wpisów z blogów („Long Tail”, „Free”) i nic nie usuwał. Jest wiele innych takich przykładów. Książka i blog to byty symbiotyczne (nawet książka i książka online).
Tylko wydawnictwa – i autorzy też – są w Polsce jakoś mało odważni albo też brak im wyobraźni, by to zrozumieć?
polecam zapoznanie sie z trescia cache’a google.
Śliwerski wraca!
W odpowiedzi na głosy internetowych czytelników bloga „http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/”
zwróciłem się do Autora tej formy komunikacji o przywrócenie usuniętych treści (opublikowanych w dwóch tomach książki „Pedagog w blogosferze”).
Możliwość korzystania przez internautów w nieograniczonym zakresie z refleksji, opinii, wiedzy Profesora jest dla nas ważniejsza od korzyści materialnych.
W przyszłości, przy kolejnej publikacji archiwum bloga, wcześniejsze posty będą dostępne bez żadnych zakłóceń. ”
Wydawca
Jeżeli przyjmiemy, że Sieć rozszerza nasze życie społeczne to ciekawa jest pewna niekonsekwencja. Rzecz opublikowana w Sieci ma być wspólna, niekomercyjna, itp. Tak nie jest w świecie offline (faktycznym). czyli chcemy inaczej. A dlaczego tego nie odnosimy do innych spraw niż teksty, idee, itp. Przykładowo jeżeli opublikuję w Sieci ogłoszenie o sprzedaży samochodu to nikt nie oczekuje, że oddam go za darmo… Hmmmm… Sieć budue swoją etykę.
Zgadzam się z Panem. Blogowanie, tylko po to by sprawdzić, czy tekst jest czytany, jak reagują na niego odbiorcy, to straszne zakłamanie, zwłaszcza, jeśli nie wyjaśniło się tego na początku czytelnikom. Dzięki za odwołanie do opisu książki na moim blogu.
@ brajter – moim zdaniem się mylisz. Zarówno sieciowe treści jak i drukowane są często komercyjne. W przypadku książki można jednak obronić konieczność wyższej opłaty – książka jest fizycznym nośnikiem, droższym niż internetowa kopia. O ile każda kopia książki to kolejny wydatek, to kopia w sieci powstaje przy niemal zerowych kosztach. Nie wyklucza to przygotowania tekstu, redakcji, korekty, składu itp. , ale ostateczne rozliczenie jest inne. Poza tym – odnosisz się raczej nie do przykładu Śliwerskiego, bo ten udostępniał treści za darmo i przestał gdy wydał drukiem. Jak widać potrafił dzielić się twórczością. Przykład z ogłoszeniem samochodowym zupełnie nietrafiony, bo samo ogłoszenie jest darmowo dostępne w sieci dla czytelników, a w przypadku druku należałoby np. kupić gazetę (chyba że to rozdawana bez opłat).