Licealiści w mroku
Obejrzałem film Henryka Dederki „Witajcie w mroku”. Ukazuje subkulturę gotów, do której – jak wynika z dokumentu – należy sporo osób w wieku licealnym (zob. info). Dziewczyny opowiadają, jak chodziły do szkół katolickich, ale potem odkryły w sobie inne zainteresowania – fascynację śmiercią, nekrofilię, wampiryzm, okultyzm. Jedna z uczennic prezentuje swoją kolekcję noży, z fascynację opowiada, że to narzędzie otwiera bramę do nowej rzeczywistości. W ogóle materiał jest nasycony perełkami.
Gdy oglądałem ten film ze znajomym (przygotowywał się do zrobienia wywiadu z reżyserem), do pokoju weszła moja czteroletnia córka. Trafiła akurat na scenę przekłuwania wargi i zakładania kolczyka. Podczas tej operacji dziewczyny w filmie rozmawiały o bólu, było trochę obrazów krwi, ale większe znaczenie miała dyskusja o roli cierpienia w życiu. Córka prosiła, że chce obejrzeć tę scenę, więc jej pozwoliłem. Potem rozmawialiśmy o tym, co to jest ból, jak wpływa na człowieka, jak go unikać itd. Nie za dużo, gdyż córka jest małym dzieckiem. Myślę jednak, że odniosła wielki pożytek z fragmentu tego filmu. Wiele ją nauczył.
Podobno film jest za ostry, aby pokazywać go w szkołach. Nie nadaje się dla licealistów, gdyż mógłby wyrządzić w ich psychice nieodwracalne szkody. W szkole lepiej mówić, że życie jest piękne, a jego sensem jest kariera, sukces i wygrana w totolotka. Bólu nie ma, śmierci nie ma, jest tylko szczęście. Uczniowie, którzy cierpią, oraz wszystkie osoby, które dręczy metafizyczny niepokój, nie pasują do szkoły. Depresyjne osobowości są edukacyjnie bezużyteczne, więc się je pomija, nie zauważa, a nawet eliminuje, usuwa ze szkół, bo nie pasują do świetlanej reszty. Licealiści muszą żyć w blasku, a jak ktoś tkwi w mroku, to jest z nim problem.
Komentarze
Szkoła dąży do zapobiegania, unikania i łagodzenia konfliktów. A przecież są one naturalną częścią życia: wśród znajomych, w rodzinie, w pracy, w polityce. Szkoła powinna „pielęgnować”, a nawet prowokować konflikty, po to aby młodzież mogła ćwiczyć się w radzeniu sobie z nimi i w rozwiązywaniu. Brak takich umiejętności jest przyczyną wzrostu napięć, depresji, agresji, niedopasowania – najpierw wśród uczniów, a później wśród dorosłych.
Goci? A ja myślałem, że już dawno zostali zastąpieni przez emo. W sumie emo chyba to też już przeżytek. Nie nadążam.
A jak się Panu podoba telewizyjna reklama Volkswagena?
Facet na różne sposoby chce popełnić samobójstwo.
Między innymi wrzuca suszarkę do wanny.
Autor zapomniał o najmłodszych widzach.
Miejmy nadzieję, że maluchy mądrzejsze i nie będą naśladować.
Mrok to jest cos, czego boja sie dorosli. Byc moze zwiazane jest to z religia, smiercia, ktora przeraza, strachem przed niewiadomym. A mlody chce to poznac. Wiedziec wiecej o bolu, nawet przezyc cos co dla niego bedzie szczegolne. Stad przkluwanie ciala, eksperymenty- ile mozna wytrzymac. Moze wlasnie trzeba rozmawiac. Tak jak Pan. Od poczatku- kiedy tylko dziecko zapyta. U nas nie ma tematow tabu. Dzieci wiedza, ze istnieje smierc ( czesto wspominamy bliskich, ktorych juz z nami nie ma). Kiedy zobaczyly tatuaze, kolczyki pokrywajace cialo – zapytaly „czy to boli”. I wtedy rozmowa pojawia sie sama. Dostosowana do wieku pytajacego. Tak wiec – jezeli nie beda bali sie rozmow ludzie dorosli- mlodzi beda pytali. Ale i tak rodzic nie przezyje zycia za dziecko. Ten mlody musi doswiadczyc, sparzyc sie, aby kiedys ocenic czy to na pewno byla ta dobra, wybrana droga. W zaprzyjaznionym LO nie dopuszczono do druku – w szkolnej gazecie- wierszy mlodych ludzi. Bo wlasnie pisali to, co czuli. O mroku, alkoholu, ktory pija, o dziewczynach, ktore tak latwo wszedzie spotykaja. Dorosli oburzyli sie, nie pozwolili. Wiersze maja byc „poprawne”, obiecujace dobra, bogata przyszlosc, piekna milosc i wielki patriotyzm ( !). Nie ma juz tej gazety. A mlodzi pisza do przyslowiowej „szuflady”. Coz, zycie.
@tadko
Ja jakoś zupełnie inaczej zrozumiałem tę reklamę. Facet jest kontrolerem jakości i upewnia się, by różne urządzenia nie zagrażały ludzkiemu życiu.
I to nie jest reklama Volkswagena, tylko Volkswagen Banku 😉
Panie Redaktorze,
porusza Pan problem, który w opinii kościelnych ekspertów ma związek z „cywilizacją śmierci”. Kościół ze względów doktrynalnych neguje ewolucyjną skłonność gatunku homo sapiens do autodestrukcji, upatrując dążność do samookaleczenia i samounicestwienia w postępującej dechrystianizacji kultury Zachodu. Tymczasem zachowania nie tylko członków określonych subkultur młodzieżowych dowodzą, że lęki egzystencjalne, kryzys światopoglądowy i związane z nimi głębokie stany depresyjne stanowią niejako „differentia specifica” ludzkiego gatunku. Z punktu widzenia psychologii można by określić je masochistyczną dewiacją, która zresztą chodzi w parze ze skłonnością sadystyczną.
Tabuizacja zjawiska autoagresji, przyjmowanie postawy: jeśli się o problemie nie mówi, to problem nie istnieje, prowadzi w ślepą uliczkę.
Tylko czy kadra pedagogiczna jest w stanie objąć p r o f e s j o n a l n ą terapią tych młodych ludzi, którzy „tkwią w mroku”?
cytuję z wpisu:”Ukazuje [film] subkulturę gotów,do której – jak wynika z dokumentu – należy sporo osób w wieku licealnym.” Poszukiwania, jakie ludzie prowadzą w tym wieku, idą w najmniej przewidywalnych dla dorosłych kierunkach. To konkretne zainteresowanie, przeładowane mrokiem, tajemniczością, zbiorem zachowań nie przystającym do obrazu współczesnej codzienności, wolne od trendów powszechnie lansowanych, nie powinno nikogo dziwić. Dzieciaki robią pierwsze kroki w poszukiwaniu swojej filozofii, sensu egzystencji (chyba za mądrze to zabrzmiało:sensu egzystencji), szukają pożywki dla wyobrażni. Niebezpieczeństw powinni wypatrywać rodzice, szczególnie w tych kolczykach, nożach, w tej pochwale śmierci i bardziej uważnie przyglądać się pociechom, także ich żrenicom, i percepcji. Od szkoły już tego nie wymagam, bo narażę się na kpiny sceptyków, oceniających wychowawczą pracę ogółu nauczycieli.
I wiecie co? My dorośli, boimy się w zachowaniach dzieciaków tego, czego nie pojmujemy, czego nie znamy, co wykracza poza akceptowany przez nas kanon zachowań dobrego, grzecznego Jasia i jakże skromnej Małgosi. Wymagamy od „szczeniąt”, by w lot pojmowały sens naszych nakazów i zakazów, by rozumiały nasze intencje, stawiając pociechy – jakże bezmyślnie – w obszarach myślowych dorosłych. Tymczasem to dzieciaki mają prawo wymagać od nas, byśmy spróbowali myśleć dokładnie tak, jak myślą one. Będę bronił takiego stanowiska, bo wiem, że większość z tych „wapniackich” tyrad wygłaszanych przez mojego Ojca pod moim adresem wówczas, gdy miałem 15, 16, 17 lat, dociera do mnie dopiero teraz, w wieku 38 lat. Zatem teraz, gdy dzieciak o wiele młodszy od wspominanych licealistów brzęczy mi o Harrym Poterze, to odkładam reportaże Pana Kapuścińskiego i sięgam po książkę dzieciaka. Byle bym tylko miał o czym z nim pogadać, jak równy z równym. A jeśli – w wieku licealnym – przywlecze mi do domu imponującą kolekcję noży, to będę go namawiał do wstąpienia w szeregi wojska. Mnie to szybciutko nauczyło, jak krótka droga jest pomiędzy fascynacją bronią, a strachem przed nią. Może nawet nie będzie musiał tam trafiać, może dotrą do niego opisy moich doświadczeń. Nie wiem. Trzeba uczyć się z nimi rozmawiać. Codziennie.
Sewerusie,
pisałem już o ewolucyjnym wyposażeniu gatunku ludzkiego w skłonność (u zwierząt też się ją obserwuje) do autodestrukcji, teraz pragnę odwołać się do dzieła Oswalda Spenglera „Zmierzch Zachodu”, zawierającego nader pesymistyczną diagnozę cywilizacji amerykańsko – zachodnioeuropejskiej. Zdaniem autora, cywilizacja ta chyli się ku upadkowi i nie ma dla niej żadnego ratunku, ponieważ po fazie rozkwitu i przesytu czeka ją śmierć. Spengler, porównując historię cywilizacji grecko – rzymskiej z zachodnią, twierdzi, że przechodziła ona te same fazy rozwojowe co kultura Zachodu. Ostateczne zniszczenie przez filozofów religii i tradycji doprowadziło antyk do upadku. Twierdzi on, że każda kultura podlega tym samym mechanizmom rozwojowym: narodziny, rozkwit, schyłek i śmierć. Historią rządzą nieubłagane prawa i żaden człowiek, i żaden jego wytwór, w tym kultura, nie może im nie ulec. Cykliczność dziejów wynika, według Spenglera, z odwiecznych prawideł socjologicznych i biologicznych.
Jeśli zatem przyjmiemy tezę Spenglera za prawdziwą (swoją książkę pisał on podczas zmagań I wojny światowej), a przecież przebieg II wojny światowej, totalitaryzmy (faszyzm i komunizm), pełzająca III wojna światowa, której jesteśmy świadkami, potwierdzają słuszność jego dociekań, to nie dziwmy się, że nasiliły się obecnie tendencje destrukcyjne, że zwłaszcza młode pokolenie, nie znajdując oparcia w żadnym systemie wartości, w żadnej z propagowanych ideologii, żywiąc przekonanie, iż wszystko już było, popada albo w hedonizm (Hulaj dusza, piekła nie ma!), albo skupia się w nieformalnych grupach fascynujących się „cywilizacją śmierci”.
Sądzę, że nie od rzeczy byłoby tu również przywołanie wciąż niestety praktykowanej Gombrowiczowskiej „pupiej pedagogii”, która za wszelką cenę dąży do utrzymania młodzieży w niemądrej „chłopięcości”, w tym błogim i pożądanym, jak sądzą przeróżni Pimkowie, niedorozwoju psychicznym i emocjonalnym. Warto przypomnieć, że jej ofiarą stał się młody idealista Syfon, który zginął śmiercią samobójczą. To właśnie „upupianie” powoduje ucieczkę młodych w rejony zakazane dla dorosłych, poszukiwanie doświadczeń ekstremalnych.
Obawiam się, że proponowana przez Pana recepta w postaci zagłębiania się w lekturę „Harry’ego Pottera” i podejmowanie z tego poziomu działań naprawczych grozi podwójnym „upupieniem” relacji rodzice (dorośli) – dziecko (młode pokolenie).
Również remedium w postaci „wstąpienia w szeregi wojska” wydaje się ryzykowne. Gdy czytam te słowa, automatycznie słyszę doniesienia i widzę zdjęcia z Iraku i Afganistanu. Na pewno nie pragnie Pan takiej perspektywy (warto obejrzeć, choćby w celach poglądowych, film „Dziewiąta kompania”) dla swego syna, a przecież innych przed formacjami militarnymi XXI wieku nie widać, prawda?
PS:
Słusznie orzeknie Pan, ze moja wypowiedź nie zawiera treści konstruktywnych. Przyznam się zatem, że podzielam opinię Emila Ciorana, który twierdzi, iż „człowiek jest zwierzęciem nieuleczalnie złym i słabym. Nie ma na to żadnego lekarstwa. Bywają jedynie okresy, gdy to zwierzę w człowieku przycicha”. I to wtedy w historycznym kołowrocie następuje faza rozkwitu – dodałby zapewne Spengler…
Panie grab,
Zona juz wymieka od pana popisow erudycji? Tutaj tez nie kazdy moze to wytrzymac. Na tym blogu juz dawno wysmiano popisy w stylu „jestem oczytany”.
@Serwus, widac, ze zna sie pan na dzieciach. Gratuluje podejscia do syna:). Ja tez czytam z dzieckiem albo rozmawiam o grach komuterowych. Nie da sie ich wyplenic albo zwyczajnie zakazac. Dziecko jest szczesliwe gdy moze porozmawiac z kims o swoich przezyciach, tak jak pan napisal, dla doroslych malo istotnych. Dziecko ufa doroslemu, ktory dzieli z nim swoj czas, uwazniej slucha i jest gotowe do wspolpracy w dziedzinach, na ktorych zalezy doroslemu – pewnie na zasadzie wzajemnosci.
O Harrym Potterze, Wally’m i innych dzieciecym herosach rozmawiam rowniez z uczniami, nawet kosztem lekcji. Zapewniam, ze nic nie trace. Dzieci odzajemniaja sie aktywna postawa i potem wszystko idzie jak po masle.
Pozdrawiam:)
Grab, dziękuję za obszerny komentarz. Napisałeś, że młodzież nie odnajduje się w żadnej z propagowanych współcześnie ideologii, w żadnym z systemów wartości. Czy młodzież w wieku licealnym, potrafi dzisiaj sklasyfikować jakikolwiek system ideologiczny, czy system wartości? Nie sądzę. Dlatego napisałem, że te dzieciaki stają dopiero na drodze poszukiwań jakiegoś systemu odniesienia. Myślę, że i nam, dorosłym, trudno poruszać się w ideologiach społecznych w czasach, w których bombardowani jesteśmy wszechogarniającym „kultem” konsumpcjonizmu. Uciekamy albo w tę konsumpcję, albo w wartości tradycyjnie religijne, najczęściej zaprzęgnięci jesteśmy w kierat zwykłego, biologicznego przetrwania. Dostarczamy tym samym dzieciakom jedyny sygnał: pracuj ciężko by starczyło na rachunki, jeśli masz więcej to goń do galerii w sobotę po zakupy, w niedzielę do kościoła i na obiadek do babci, no bo taka tradycja. To ci dopiero bajoro. Nieszczęsny Potter, to przykład zaledwie, ale już wystarczający, by dawać dzieciakom sygnał że mają prawo szukać. Mają tez prawo popełniać błędy, co nakłada na nas – dorosłych – obowiązek tolerowania tych błędów i wskazywania jakiegoś wyjścia. Nie ma mowy o Gombrowiczowskiej „pupiej pedagogii”, jeśli pozwalamy dzieciakom uczyć się na własnych błędach. Nie ma nic gorszego od prób ochrony potomka przed całym złem tego świata.
Pozdrawiam.
Szkoła powinna być miejscem, w którym prowadzi się rozmowy. Bardzo ważną częścią rozmowy jest słuchanie. Nauczyciele nauczyli się już mówić (ćwiczyli to setki lat). Teraz czas aby zaczęli ćwiczyć się w słuchaniu. I nie jest sztuką słuchać uczniów wzorowych, grzecznych, inteligentnych. Pozwólmy mówić i słuchajmy uczniów słabych, napiętych, agresywnych, nieśmiałych. Oni bardzo potrzebują dialogu. Jak każdy z nas.
Grab, wrócę jeszcze do Twojego komentarza, do fragmentu o wojsku. Wspomniałem o tym nie bez przyczyny, bo będąc jedynym potomkiem rodziców zapieprzających za kasą – tu ukłon w stronę Ojca, starającego się pamiętać o moim istnieniu mimo śmiertelnego zmęczenia tą harówką – proces socjalizacji przechodziłem dopiero w szeregach armii. To tam nawiązałem pierwsze i trwałe przyjażnie. To tam dotkliwie nauczyłem się, jak wiele zależy od drugiego człowieka w tym samym środowisku. To tam wreszcie zetknąłem się ze złem w postaci skutków użycia broni. Na dobrą sprawę, to armia przystosowała mnie do życia. Skutecznie, jak dziś oceniam.
Mam nadzieję, że taka metoda wychowawcza nie będzie konieczna wobec moich dzieciaków, ale też nie mogę założyć, że nie popełnię wychowawczych błędów. Nie zmuszę dzieciaków do założenia mundurów, mogę im jedynie sugerować jedną z najlepszych szkół poglądowych życia, jakie znam. Muszą, muszą jedynie przyswoić sobie, że do mnie zawsze i w każdych okolicznościach mogą wrócić.
Tyle tytułem wyjaśnień.
Tsubaki, dziękuję. Widzę w ten sposób, że to co robię ma szansę powodzenia. Jakiś sens w ogóle.
Pozdrawiam serdecznie.
Do ync
>Szkoła powinna być miejscem, w którym prowadzi się rozmowy. Bardzo ważną częścią rozmowy jest słuchanie. Nauczyciele nauczyli się już mówić (ćwiczyli to setki lat). Teraz czas aby zaczęli ćwiczyć się w słuchaniu. I nie jest sztuką słuchać uczniów wzorowych, grzecznych, inteligentnych. Pozwólmy mówić i słuchajmy uczniów słabych, napiętych, agresywnych, nieśmiałych. Oni bardzo potrzebują dialogu. Jak każdy z nas.<
To o czym piszesz to rola terapeutów i gabinetów psychoterapii. To odrębny zawód, do którego się trzeba przygotowywać dlużej i staranniej niż do zawodu nauczyciela [i znacznie lepiej oplacany;-)], a gabinet psychoterapeutyczny jest zorganizowany do tej dzialalności. Nauczyciele i szkola są przygotowani do nauczania – taka jest organizacji szkoly.Ona i oni wszystkiego robić nie mogą!!!
@ „tsubaki”
Zawsze hołdowałem wpojonej mi w dzieciństwie zasadzie, że prawdziwie wykształcony człowiek powinien wiedzieć wszystko o czymś i coś o wszystkim. Przyzna Pan, że bez nawyku czytania realizacja tej zasady nie byłaby możliwa.
PS:
Jeśli czytanie moich komentarzy sprawia Panu przykrość, powinien Pan po prostu je pominąć…
2PS:
Proszę pozdrowić żonę!
Goci
Tak z ciekawości zanim film się pojawi na HBO mam pytanie czy jest to film o subkulturze gotów czy o grupie „odjechanych” wariatów, którzy dostali szansę zaistnieć medialnie przez swój ekstremizm?
Co do meritum to zgadzam się z opiniami, że nie da się schować dzieci pod kloszem. Na razie nie mam swoich dzieci, ale mam grupę wychowanków. Przez 2 miesiące mialem przyspieszony kurs czym się interesują moi 12 latkowie. To najtrudniejsza rzecz, bo kiedy znaleźć czas by wiedzieć kto to Hannah Montana co to enka, dorwać się do paru gier komputerowych czy posłuchać takiej jedej stacji radiowej. Katorżnicza robota a dodatek za wychowawstwo motywuje do wypełnienia obowiązkowych papierów i w kwestiach wychowawczych udawać, ze wszystko jest w porządku.
Krzysiek Majda, nie wiem czy pogratulować Ci faktu nieposiadania własnej czeredy, czy wręcz odwrotnie. Jestem jednak przekonany, że gdy już pojawią się na świecie, to staniesz przed tak dziwnymi i trudnymi wyborami, że ten dwumiesięczny kurs zainteresowań wyda się Ci lekturą „Kubusia Puchatka”.
Pozdrawiam.
@grab,
Przyznaje, ze realizacja zasad, ktore Panu wpojono, bez nawyku czytania, nie bylaby mozliwa. Mi wpojono jeszcze, ze wyksztalcony czlowiek, ktory wie wszystko o czyms i cos o wszystkim, uzywa swojej wiedzy skromnie-troche staroswieckie slowo, ale niezawodne, ponadczasowe. Polecam mimo ogarniajacego nas „macdonaldyzmu”.
Tresc Pana komentarzy jest interesujaca i sprawia przyjemnosc:) Forma juz nie.
@ync,
Swietnie napisane: „Teraz czas aby zaczęli (nauczyciele)ćwiczyć się w słuchaniu.” Jakie proste a jakie trudne…:) Chyba malo komu ta sztuka wychodzi: mniej mowic, wiecej sluchac.
@S-21,
Nie przesadza Pan z ta specjalizacja? Idac tropem panskich mysli, maz i zona musieliby specjalistyczne studia odbywac, zeby zyc ze saba, pielegniarki, policjanci i wiele innych.
Mysle, ze specjalistyczna wiedza nie jest potrzebna tam, gdzie nie ma patologii. Czasami wystarczy zapamietac imie ucznia. A organizacja szkoly to tylko wymowka. Ludzie zawsze i wszedzie funkcjonuja w obrebie jakichs systemow organizacyjnych, ktore w pewnym zakresie sa ograniczajace. Najwazniejsze to pozostac czlowiekiem mimo i w obrebie systemu. Czlowiekiem jest sie tylko wtedy, kiedy sie slyszy i rozumie innego czlowieka, szczegolnie malego i od nas zaleznego.
Sewerus,
Zadziwiające byłyby gratulacje nieposiadania. Nie posiadam, bom jeszcze gołowąs i trochę gołodupiec. Jednak tak sądzę, ze przy własnych jest inna motywacja i też systematycznie uczestniczyłbym w ich dorastaniu. W szkole musiałem nagle przerobić spory materiał i mam 25 gagatków, a w domu takich tabunów nie przewiduje.
Sewerusie,
pragnę serdecznie Pana pozdrowić i zapewnić, że z uwagą przeczytałem skierowane do mnie słowa. Rozumiem i podzielam Pana obawy związane z wychowaniem dzieci. W świecie, w którym jest tyle niezgody, okrucieństwa, skrajnego egoizmu, to niełatwe zadanie. Wymaga nie tylko udziału rozumu, ale na równi z nim wrażliwości, uczuciowości i wyobraźni. Wymaga stałego namysłu nad własnym życiem i odwagi uznania innych wartości niż statystycznie najczęstsze. Ograniczenie własnego istnienia do kręgu spraw codziennych, do kręgu przetrwania i wzbogacenia się jest, niestety, powszechnie spotykaną postawą życiową. Warto zadbać, by dzieci wzrastały w przekonaniu, że „nie samym chlebem człowiek żyje”. Wspólne czytanie książek, oglądanie filmów, słuchanie muzyki pogłębia rodzinne więzi, ale też pobudza do głębszej refleksji nad własnym sposobem istnienia, uczy samowiedzy tak dzieci, jak i rodziców.
Tyle w telegraficznym skrócie teorii, a praktyka? Mam dwójkę dorosłych już dzieci i wciąż miewam wątpliwości, czy należycie rozwiązywałem rodzicielskie zadanie z tyloma niewiadomymi…
Krzysiek Majda, dotarłem do Twojego bloga. Jak sądzę, jesteś belfrem w jakiejś małej, głęboko prowincjonalnej szkółce (mogę się mylić, lecz taki wniosek nasunął się mi po lekturze Twojego wpisu). Pozycja godna pochwały, bo – jak myślę – w takich małych, izolowanych miejscach jak Twoja szkoła, ściera się cała lokalna kultura. Masz zatem ogląd bliski na sposób życia Twoich uczniów, ich rodzin i znajomych, nic nie pozostaje tam długo anonimowe. To luksus, o jakim marzy każdy poważny nauczyciel w dużym mieście. Stada pokażnego potomków nie życzę Ci z całego serca. Z pensji nauczyciela nie dasz rady stada tego utrzymać, lecz nie wątpię, że zdołałbyś je dobrze ukształtować.
grab, dziękuję za uwagę. Widzę, że dochodzimy do porozumienia w kwestii teorii wychowawczych. Ja także mam wątpliwości, a czekają mnie jeszcze większe, gdy dojdzie do konfrontacji moich pociech z samodzielnym funkcjonowaniem w świecie.
Pozdrawiam serdecznie.
Na około 20 osób, które w tym filmie powiedziały o swoich zainteresowaniach śmiercią, 4 lub 5 jest na etapie liceum, duża część jest w ogóle po studiach. Nie do końca więc słuszne jest mówienie w kontekście „Witajcie w mroku” o nastolatkach, które dają upust zainteresowaniom blokowanym przez dorosłych.
Faktycznie, jak p.dr Suliga w tym filmie mówił, oni chcą szokować, bo my się tej śmierci boimy. Niech szokują, w końcu coś osiągają – samorozwój. Kto wie, na jakim etapie życia byli poszczególni bohaterowie tego filmu i na ile ich poglądy były po prostu chwilowym momentem w życiowej ścieżce.
Kwestia wychowawcza może ma duże znaczenie, ale na pewno częściej za mała lub za duża opiekuńczość rodziców prowadzi do dawania upustu swoim frustracjom i lękom za pomocą igieł, żyletek i piercingu, niźli jako tako optymalna, tj. taka, gdzie oboje rodziców ma swoje role, równoważąc siebie nawzajem. Gratuluję metody – rozmowa z 4-letnią córką może być rzeczywiście istotna dla jej poglądów w tej sprawie.
Tylko, że takich ludzi, jak są pokazani na filmie jest jakiś znikomy procent wśród młodzieży. Ponadto błędnie nazwali to dokumentem o „subkulturze gotyckiej”, gdyż w zasadzie z gotykiem to ma to mało wspólnego. Poprzez „subkulturę gotycką” rozumiem ludzi, którzy słuchają pewnego rodzaju muzyki*, ubierają się w pewnej konwencji, i jakoś identyfikują się z tą grupą. I tak naprawdę, to wśród członków tej subkultury są raczej wyjątkiem, anomalią, niż regułą. Goci tak naprawdę po prostu normalni ludzie, którzy słuchają muzyki, chodzą na koncerty, czytają książki, rozmyślają nad światem, i na tym polega ich przynależność do subkultury gotyckiej. A z takich ludzi, co wywołują deszcz się wprost śmieją 😉 Właśnie, śmieją, bo może osoby nieco starsze niż dzisiejsza młodzież ten film może szokować, ale samą młodzież co najwyżej śmieszyć. Gdyż przedstawione tam zdarzenia tak naprawdę sa jakąś totalną abstrakcją (kto normalny stoi z kartką i mówi że wywołuje deszcz? 🙂
*teoretycznie gotyckiego rocka, ale tak naprawdę to z tą subkulturą jest związane znacznie więcej gatunków muzycznych, nawet bardzo popularna jest wśród gothów ostatnio muzyka elektroniczna, a raczej pewne jej odmiany, te bardziej ponure, czy „mroczne”)