Dla kogo prowizja?
Przez szkoły i przedszkola nieustannie przepływają strumienie pieniędzy. Rodzice uczniów płacą za ubezpieczenie, podręczniki, bilety do kina, teatru, wycieczki, dodatkowe lekcje, za logopedę itd. Niejeden znajomy agent nagabywał mnie, abym ułatwił mu dostęp do mojego liceum, a nie pożałuję. Jednak ja nic nie mogę. Co innego, gdybym był dyrektorem. Wtedy…
Blady strach padł na dyrekcje szkół i przedszkoli po tym, jak media ujawniły, że kilku szefów placówek brało prowizje wyłącznie do własnych kieszeni (zob. info). Pazerność paru osób doprowadzi do tego, że wszyscy mogą zostać skontrolowani. Tymczasem lepiej by było, aby ludzie nie wiedzieli, jak to jest z prowizjami (zob. dyskusję na temat legalności tego procederu). Podobno zwyczaj jest taki, że ubezpieczyciel daje jedną prowizję dla szkoły oraz drugą dla dyrekcji. Na forum dyrektorów szkół, czyli OSKKO, można przeczytać coś takiego:
„Jakbyście nie pracowali w szkole. Za ubezpieczenie zbierają wychowawcy klas, następnie wpłacają najczęściej dyrektorowi który ma umowę z firma ubezpieczeniową i jest tym samym ajentem tej firmy. Z tego tytułu dostaje prowizję (oprócz prowizji dla szkoły). Wysokość tej prowizji jest taka że niejeden spędził za nią urlop na Wyspach Kanaryjskich. Wysokość tej prowizji niejeden dyrektor wyszczególnił w swoich obowiązkowych oświadczeniach podatkowych. A ten zbierający wychowawca ma tylko bojaźń aby ktoś mu tych pieniędzy nie zakorbił lub nie zgubił. I to jest nienormalność.”
W przedszkolu, do którego chodzi moja córka, dyrekcja przestała zbierać pieniądze na lekcje angielskiego, tylko podała konto firmy edukacyjnej. Teraz każdy rodzic ma sam rozliczać się z firmą, bo skoro prowizji nie wolno brać, to nikt nie chce pracować za darmo. I firma ma problem, ponieważ wpłacanie na konto idzie gorzej niż płacenie do ręki odpowiedzialnej osoby. Wychowawcy się nie odmawia, a o przelewie na konto zapomina.
Nie wiem, jak rozwiązać ten problem. Ludzie, którzy pracują na rzecz firm ubezpieczeniowych, np. księgowa, sekretarka, nauczyciele, dyrekcja, chcieliby otrzymać zapłatę za swoją pracę, czyli jakiś okruch z prowizji. Jednak działają na rzecz tej firmy w czasie swojej pracy w szkole czy przedszkolu, a nie po godzinach. A zatem zysk, jaki wypracują, należy do instytucji, w której są zatrudnieni. Wydaje mi się, że cała prowizja powinna należeć się szkole, a nie dyrekcji czy nauczycielowi. Jednak z drugiej strony patrząc, zbieranie pieniędzy i rozliczanie się z ubezpieczycielem to dodatkowa praca. Więc bez dodatkowej zapłaty ludzie nie chcą jej wykonywać. Firmy ubezpieczeniowe wiedzą o tym, dlatego kuszą dyrekcje szkół dodatkową prowizją do rąk własnych. Jest praca, musi być też zapłata. I jak tu nie ulec pokusie? Dlaczego dyrekcja ma pracować za darmo, gdy wszyscy inni związani z ubezpieczeniami, wycieczkami, dodatkowymi lekcjami itd. na tym zarabiają?
Ostatnio pewne kino przysłało mi ofertę: jeden uczeń równa się jedna złotówka prowizji. Niestety, moja klasa liczy sobie tylko 32 uczniów, więc to żadna zapłata. Co innego, gdybym był dyrektorem szkoły…
Komentarze
Myślę, że logicznym rozwiązaniem była by jawność i przejrzystość takich operacji (aby uniknąć nadużyć). Ostatecznie jeżeli nabywam jakieś dobro po korzystnej cenie to zgodzę się na prowizję pośrednika. Oczywiście problemem jest tzw. opinia publiczna – już widzę te nagłówki w gazetach.
Opiekun wycieczki zazwyczaj nie płaci (przynajmniej ja się z taką sytuacją nie spotkałem) i rodzice raczej to akceptują. W opisanej sytuacji (kino) bilety są pewnie znacznie tańsze, w związku z tym drobna korzyść dla nauczyciela jest moim zdaniem akceptowalna.
Nauczyciel jest na wycieczce czy w kinie z uczniami nie dla przyjemności tylko jako opiekun(!).Trudno żeby za to jeszcze placil;-)))
Z ubezpieczeniem jest inaczej – pracuje personel szkoly, a prowizję zgarnia dyrektor!!!
Czy nie byłoby rozwiązaniem nakazanie rodzicom ubezpieczenia dzieciaka w dotychczasowym zakresie, lecz pozostawiając rodzicom wolny wybór ubezpieczyciela? Do końca września mielibyśmy obowiązek przedstawiania szkole odpisu polisy i z głowy tak? Oczywiście nie chcę zabronić nauczycielom prób pośrednictwa, nawet za prowizję, twierdzę bowiem, że oni też mają prawo do zarabiania w inny sposób, lecz rodzice muszą mieć świadomość wolności wyboru. Patologia zacznie się tam, gdzie dyrektor nakaże nauczycielom „promowanie” jednego ubezpieczyciela, bo oznacza to, że zawarł umowę kosztem rodziców. Rozmowa z rodzicami oprze się na słowach „musicie Państwo tu”, „tu jest najlepiej” etc. czyli na wyrażnych, bezdyskusyjnych sugestiach. O ile nauczyciel pilnuje dzieciaki całą dobę na wycieczkach, lub odprowadza je do kina/teatru/muzeum/na basen, to powinien mieć zwiększoną gratyfikację. Jego praca wymaga w takich przypadkach większej odpowiedzialności i wzmożonej uwagi. Wiele razy jeżdziłem z klasami moich dzieciaków na tym podobne imprezy. Jako „Opiekun z przypadku” nie płaciłem za nic i reszta rodziców doskonale o tym wiedziała, nie wnosząc sprzeciwu.
Od kilku dni zaglądam na Pański blog. Początkowo czytałam z zainteresowaniem, później z niepokojem. Teraz z coraz większym przerażeniem. Nie ukrywam, że moja opinia o szkole i nauczycielach, że o MEN nie wspomnę, nigdy nie była specjalnie pozytywna. W końcu, jak każdy, z tą instytucją i jej funkcjonariuszami miałam kontakt. Ale to, co Pan opisuje, to bagno. Jakaś wylęgarnia patologii. Proszę dla odmiany napisać, chociaż raz na tydzień, o czymś pozytywnym. Da Pan radę?
Ubezpieczenie nie jest obowiązkowe. Nie widzę więc powodów, dla których rodzice powinni przedkładać w szkole odpis polisy. To jest ich prywatna sprawa. A oferowanie w szkołach jednego ubezpieczyciela jest nagminne i nadużywane. Wysokość prowizji powinna być jawna, a rodzice, ponieważ się niejako na nią „składają” – powinni wiedzieć na co została przekazana. Jeżeli dla szkoły jest to problem – powinna się nie angażować w takie rzeczy. Ale szkoły tego nie zrobią, bo chcą te „ciężko zarobione” pieniądze (zaznaczam, że tylko jeden raz w roku!) mieć dla siebie.
Poza tym nikt nie zwrócił uwagi na to, że polisa dla dzieci zawierana jest ze szkoła, a nie z rodzicami i dyrektor szkoły firmuje ją swoim podpisem. Zbiórka pieniędzy jest to więc problem samej szkoły.
Jak nauczycielom się nie chce zbierać pieniędzy, niech zrezygnują, a rodzice odetchną z ulgą, że nikt ich dzieci nie chce ubezpieczać na siłę.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z inną działalnością szkoły.
Nauczyciele na wycieczki z uczniami powinni jeździć nieodpłatnie. Za bilety do kina też nie powinni płacić.
Podsumowując. Jest bardzo wiele instytucji, które chcą na szkołach zarobić.
Prowizja, to inaczej łapówka.
Taki eufemizm.
Z prowizją, nie łapówką, mamy odczynienia wtedy, kiedy jest to składnik pensji zatrudnionego pracownika.
Ostatnio u lekarza przeczytałem taką kartkę na drzwiach gabinetu.
„Wizyty przedstawicieli firm farmaceutycznych odbywają się tylko po godzinach przyjęć pacjentów.”
Po co te wizyty?
Ano z prowizjami przychodzą.
Kto te prowizje de facto płaci?
Ano pacjenci w aptekach.
W lekach, dla niezorientowanych, leczy chemia zawarta w leku.
Ta chemia, występuje pod różnymi nazwami handlowymi w aptekach.
Jeszcze mi się nie zdarzyło!!!!!
żebym nie znalazł takiej samej chemii, w tańszym opakowaniu, niż na recepcie.
Czasami te różnice są niewielkie,czasami ogromne.
Dzieci u mnie gromadka, więc w sezonie odwiedzam lekarza i aptekę kilkanaście razy.
Za każdym razem, oszczędzam dzięki swojej świadomości,denerwując panie farmaceutki, które oczywiście są zainteresowane sprzedaniem droższego leku i ludzi w kolejce, kilkanaście, do kilkudziesięciu złotych.
Po tej dygresji, wrócę do głównego wątku.
Pisze gospodarz, że nie wie jak rozwiązać ten problem.
Szkoła przetarg powinna ogłosić.
Wtedy prowizje by się odjęły od ceny ubezpieczenia z korzyścią dla portfeli rodziców.
Dla chcących się ubezpieczyć gdzie indziej, powinno się zostawić wolną rękę.
Niezależnie od tego, czy rodzice skorzystają z przysługi szkoły, która pozwoliła by im zaoszczędzić parę groszy,czy mają gdzieś indziej zniżki lub przywiązanie,
jak pisze SEWERUS, rodzice powinni przynosi dowód ubezpieczenia do szkoły.
Całe to zamieszanie, ze zbieraniem składek przez nauczycieli i dyrekcję, jest tylko mąceniem wody.
Bo to mętny biznes jest, w takim wydaniu.
Autor chyba trochę się zagalopował. „Dyrekcja nie będzie pracować za darmo”, czyli w porządku jest zwykłe łapówkarstwo. Bo tak się nazywają po polsku te „prowizje”. Radzę pomyśleć czasem, co się pisze…
Pisząc mój post, byłem przekonany, że ubezpieczenia są obowiązkowe.
Z blogu się dowiedziałem, że nie są.
Muszę więc złagodzić swój wpis.
To nie łapówkarstwo, tylko chałtura.
Wielokrotnie autor narzekał na tym blogu, na upadek autorytetu nauczyciela.
No to teraz widzi, dlaczego, między innymi.
Uważam, że bardzo dobrze że autor poruszył ten temat.
Winienie go za to i atakowanie uważam za nieuczciwe.
Jeśli gospodarz w swoim wpisie, nie piętnuje tego procederu i próbuje podać argumenty usprawiedliwiające, to dlatego,że jutro do roboty idzie, moim zdaniem.
Jak napisał broker-nauczyciel, ubezpieczenia dzieciaków nie są obowiązkowe. Strach mnie ogarnia, gdy pomyślę, że moje dziecko przetrąci kręgosłup na sali gimnastycznej i wszyscy się wypną, bo dziecku nie opłacono składek… A co ma robić nauczyciel wiedzący, że dzieciaki nie mają ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków w szkole? Nie da im piłki i nie wypuści na boisko? Nie pojedzie z nimi na wycieczkę w góry? Ponad to: dlaczego to dyrektor ma podpisywać cokolwiek w imieniu mojego dzieciaka? To do mnie ma należeć – i należy – kwestia zabezpieczenia dzieciaka. Dyrektorom zwisa i powiewa, czy dziecko po wypadku w szkole ma dostęp do koniecznych świadczeń lekarskich i ewentualnej rehabilitacji. Watpię tym samym, czy będzie chciało się mu negocjować lepsze warunki z ubezpieczycielem…
Alla, jeśli chcesz czytać o pozytywach w szkole, to odsyłam do literatury. Do takiego „Stowarzyszenia umarłych poetów”, na przykład. Mi trudno dostrzec jakieś pozytywy( choć wyjątkiem jest tu szkoła terapeutyczna mojej córy, ale to chyba z racji celów jakie ma ta szkoła osiągać i z jakiegoś poczucia misji dyrektor tejże placówki), lecz cieszę się bardzo że jakiś nauczyciel upublicznia swoje wątpliwości.
Panie Gospodarzu, obrywa się Panu, mimo że napisał Pan o powszechnie sankcjonowanym systemie załatwiania kwestii ubezpieczeń, a nie o własnym stanowisku. Obiektywne sygnalizowanie problemów jest, jak widzę, bardziej niebezpieczne niż subiektywne opowiedzenie się po jednej ze stron.
Pozdrawiam.
Cieszę się, że odważnie poruszył Pan ten temat.
Wiem, co się dzieje w moim poprzednim miejscu pracy. Za prowizję z zakupu szkolnych mebli pewna osoba mebluje sobie salon…a wszyscy nabierają wody w usta.
W mojej szkole ubezpiecza się uczniów, których nie stać na składkę za kwotę. którą tu nazywa się ‚prowizją’.
1. Ubezpieczenie nie jest obowiązkowe, w związku z tym rodzic nie musi ubezpieczać dziecka w ogóle, lub może zrobić to indywidualnie.
2. Ubezpieczenie grupowe jest tańsze niż indywidualne.
3. W ramach składki zazwyczaj jest pula np. 10% dzieci zwolnionych z opłaty (w ramach tej puli ubezpiecza się dzieci ubogie bądź z rodzin wielodzietnych).
4. Można zrezygnować z prowizji, a w zamian obnizyć kwotę składki dla ucznia.
5. Firma może prowizję przelać na konto rady rodziców i podejrzenia od dyrektora odsunięte.
6. Nie zdarzyło mi się, by firma proponowała jakąś dodatkową prowizję specjalnie dla mnie.
Czyli wszytko można rozwiązać bez łapówkarstwa czy innych bezeceństw. A że przypadki nieuczciwości się zdarzają – jak w każdym zawodzie. Tylko szkoda, że w internecie odwaga taka tania i wylewa się pomyje na nauczycieli czy dyrektorów zamiast zgłosić rzecz CBA na przykład. Agent Tomek z pewnościa w przebraniu agenta ubezpieczeniowego z ochotą nakłoni do grzechu (korupcyjnego oczywiście) jakąś blond-dyrektorkę 😉
Jestem dyrektorem z wieloletnim stażem pracy. Od września moja szkoła zostanie zamknięta. W szkole nazbierało się trochę pieniędzy z prowizji. Nie zostały wykorzystane na potrzeby szkoły. Czy mogę je przeznaczyć na upominki dla moich pracowników. Jak mam to zapisać w rejestrze rozchodów i przychodów, czy mogę to nazwać oficjalnie prezenty dla pracowników. Będę wdzięczny za komentarze.