Dodatkowa godzina a zastępstwa
Władze oświatowe Łodzi sugerowały dyrektorom szkół, aby nie płacili za zastępstwa doraźne, tylko rozliczali je w ramach tzw. godziny karcianej (dodatkowej godziny pracy z uczniami, którą MEN wprowadziło w tym roku). Dyrekcja miała posyłać matematyka za chemika czy polonistę za anglistę, a za prowadzenie tych lekcji nie płacić. Odbyło się parę burzliwych rad pedagogicznych, zaczęły protestować związki zawodowe, aż w końcu wypowiedziało się w tej sprawie ministerstwo. A oto decyzja władz:
12. Rodzaje zajęć, które nie mogą być realizowane w ramach godzin.
O przeznaczeniu godzin decyduje dyrektor szkoły, jednak z całą pewnością nie można godzin tych przeznaczyć na: zajęcia obowiązkowe, opiekę nad uczniami podczas ich dowozu do szkoły, zastępstwa doraźne oraz nauczanie indywidualne (zob. źródło).
Mam nadzieję, że dyrektor łódzkiego Wydziału Edukacji przeczyta tę decyzję ze zrozumieniem i nie będzie już zmuszał dyrektorów szkół, aby nie płacili nauczycielom za zastępstwa doraźne. Naprawdę pomysłowość łódzkich władz oświatowych, zresztą nie tylko łódzkich, w ograbianiu nauczycieli z należnych im poborów jest zdumiewająca.
Komentarze
A czy nie odnosi Gospodarz wrażenia że nasze szkolnictwo to lekko przeregulowane jest?
Opisany przypadek to od strony prawnej próba ominięcia przepisów i osiągnięcia „oszczędności”.
Jest to także ilustracja jak można wynaturzyć rozsądny projekt (w wielu szkołach takie zajęcia były realizowane i wcześniej).
W sprawie tego przeregulowania chciałbym dodać.
Przecież godzina pracy to godzina pracy.Pracuje się godzinę więcej to więcej płacy się należy.Co tu kombinować.
Parker, jak wcześniej napisałem w większości szkół nauczyciele organizowali dodatkowe zajęcia dla uczniów i to często w wymiarze większym niż jedna godzina tygodniowo. Do tej pory według Karty Nauczyciela tydzień pracy to 40 godzin w tym 18 dydaktycznych. Problem polegał na tym, że nie było uściślone na co należy przeznaczyć te 12 godzin (sprawdzanie klasówek, przygotowywanie się do zajęć itp., dodatkowe zajęcia dla uczniów). Obecnie jednoznacznie określono, że o przeznaczeniu jednej z tych 12 godzin decyduje dyrektor, w domyśle jest przeznaczona na dodatkowe zajęcia z uczniami.
Mówiąc krótko ta nieszczęsna dodatkowa godzina jest jedną z 40, które nauczyciel jest zobowiązany w tygodniu przepracować.
Prowadzenie zajęć w zastępstwie innego nauczyciela trzeba traktować jak nadgodziny i oczywiście dodatkowo za nie płacić. Takie przepisy obowiązują nie tylko nauczycieli (nie jest tutaj argumentem nieuczciwość i wyzysk niektórych pracodawców).
Dobra praca nauczyciela, czyli taka, która rodzi zadowolenie uczniów, rodziców i satysfakcję samych zainteresowanych, i jeszcze coś takiego jak etos grupy zawodowej, ma swój koniec tam, gdzie swe odrealnione pomysły wprowadzają urzędnicy. W opisany przez Gospodarza sposób nauczyciel, zamiast pomyśleć nad celnym i dowcipnym komentarzem do lektury, zachodzi głowę nad interpretacją nowego zarządzenia/rozporządzenia/nakazu
(niepotrzebne skreślić), który jest krzywdzący dla nauczycieli a dla osób postronnych sprzeczny z logiką.
Jakąś wykładnię powinien dać Sąd Pracy, orzekając w sprawie z np. pozwu zbiorowego.
Pozdrawiam.
AdamJ
Ja mniej więcej rozumiem o co z tymi godzinami chodzi.
We wcześniejszych dyskusjach na tym blogu doszliśmy do słusznego chyba wniosku, że praca nauczyciela jest wybitnie niemierzalna w wymiarze godzinowym.
Wydaje mi się, że próby urzędniczego jej doprecyzowania co gospodarz i Pan w swoim wpisie pokazuje jest mało efektywne.
Centralne sterowanie w gospodarce się nie sprawdziło i jak widzę nie sprawdza się w oświacie.
System jest moim zdaniem anachroniczny i przeregulowany.
Wydaje mi się, jako laikowi, że MEN powinno się zając programem i podręcznikami.
Kuratorium kontrolą realizacji tego programu i kontrolą wyników pracy nauczycieli.
Dyrekcja szkoły zaś, organizacją pracy nauczycieli.
To wielkie uproszczenie oczywiście.
Ale tylko o schemacie działania piszę.
Sewerus, w tym akurat akurat przypadku nie ma problemu z interpretacją. Jest to po prostu próba złamania prawa.
Do Parker
>A czy nie odnosi Gospodarz wrażenia że nasze szkolnictwo to lekko przeregulowane jest?<
Ona jest przeregulowana w sposób skrajny i absurdalny na dodatek.Nie ma kraju w Europie o takiej skali regulacji, absurdalnych na dodatek.Ni ma też oświaty równie często ‚reformowanej”;-))))))
Zamiost burzliwych rad należało zgłosic sprawę do PIPu i zaroz by panu derektorowi wydziału oświaty wytłomaczyli.
Z drugiej strony to z ta 19 godzina same przykrości. A to sali brakuje, bo w szkole klas sie nie dobuduje. A to uczniów brakuje, bo o 14.30 autobus rozwozi.
Efekt byndzie jok zwykle. Papiór wsie przyjmie, a korzyści będzie niewiele.
Za rok to dopiero będzie sie działo, bo tych dodatkowych godzin będzie dwie
Krótkie sprostowanie, chodzi oczywiście o 22 godziny a nie o 12. Przepraszam.
W mojej szkole „padło”na uczniów zdolnych. Mamy z nimi pracować, wspierać, tworzyć koła. Efekt jest taki, że na ok 20 rzeczywiście zdolnych uczniów dybie ze czterdziestu nauczycieli. Dzieciny ledwie dyszą po miesiącu, siedzą w szkole do późnego popołudnia, mają wiecej zajęć niż rodzice pracy, i… chyba wiem jak się to skończy.
A ja mam wrażenie, że to wszystko jakoś nie tak jest.
Mam pracować 40 godzin, chociaż płacą mi za 18, ok (dla nieuświadomionych, nauczyciel dostaje pieniądze za PRZEPROWADZONE GODZINY DYDAKTYCZNE). Posiedzę na radach, spotkaniach, zebraniach, konsultacjach i innych takich. Jak będę miała ochotę, poprowadzę kółko, potłumaczę coś po lekcjach dzieciakom, wezmę zastępstwo koleżeńskie za kolegę itp.(że wychodzi z tego czasami 3-4 godziny tygodniowo? moja sprawa i wolna wola). Ale dlaczego każe mi się pracować za darmo (!) przez dodatkową godzinę (60 minutową!) w tygodniu, wykonując zajęcia przydzielone mi przez dyrekcję, która łata sobie w ten sposób obcięte godziny dyrektorskie??? U nas, w ramach tych godzin, prowadzi się na przykład zajęcia wyrównawcze, za które do czerwca jeszcze nam płacono, a na które od września zabrakło godzin.
W dodatku muszę prowadzić dodatkowy dzienniczek, zapełniać go planem pracy, wnioskami itp. i zapisywać czas dodatkowej pracy co do minuty.
Czy w jakimś jeszcze zawodzie pracuje się za darmo?
Tak to już w tej naszej oświacie jest, że na jedno pieniędzy nie ma – jak na przykład na zapłatę za dodatkową godzinę, albo za zastępstwo, a na inne rzeczy pieniądze są i to całkiem spore. Pracuję w maleńkiej szkole – zostało nam w tym roku 6 klas, z kasą krucho, trzeba zapomnieć o dodatkach motywacyjnych, nagrodach itp. Jednak nasz kochany wydział edukacji (celowo małymi literami) znalazł pieniądze na to, żeby w mojej szkole utworzyć stanowisko wicedyrektora (choć inne szkoły latami starają się o stanowisko wice, bo trzeba spełnić wymóg posiadania dwunastu klas)! Została nim osoba, która wcześniej u nas nie pracowała i dla której u nas, w tak małej szkole naprawdę nie ma pracy! Pani przyjeżdża do szkoły na 10, wychodzi o 14, w tak zwanym międzyczasie wypija kilka herbat, spaceruje po szkole prezentując nowe bluzki. Jak to możliwe? otóż klucz do zagadki jest prosty – nasza pani wice jest byłą łódzką kuratorką z ramienia LPRu! I wszystko jasne! Domyślacie się, że owa pani nie pracuje społecznie! otrzymuje wynagrodzenie i to z pewnością całkiem spore. A dla nas, na dodatkową godzinę nie ma! jednak sytuacja z mojej szkoły utwierdza mnie w przekonaniu, że pieniądze w oświacie są, tyle tylko, że nie dla nauczycieli i nie na naukę, a jedynie dla znajomych królika!
Do majad 90.To jest igła w stogu siana.Gorzej,gdy władcy finansowi oświaty mają w głębokim poszanowaniu podmiot nauczania.Zatrudnia się już nawet nie uczył „Marcin Marcina”,tylko nauczający oczekuje,iż ktoś GO nauczy.Biedne dzieci.Biedna nasza przyszłość.Może Lenin miał rację mówiąc o sprzataczce czy gospodyni domowej(nie ujmując nic tym wielce szanowanym przeze mnie profesjom)
A ja mam nieco inne pytanie, dotyczące zastępstw. U mnie w szkole praktykowane jest łączenie klas, gdy nie ma nauczyciela, a zajęcia odbywają się w grupach. Czyli na przykład: ja mam zajęcia z informatyki, okazuje się, że mam też zająć się grupą uczącą się angielskiego, której nawet nie uczę i nie mam w przydziale klas, który otrzymałam od dyrektora. Zajęcia wyglądają mniej więcej tak: w sali, gdzie jest 8 komputerów gniecie się 30 uczniów, część siedzi na podłodze pod ścianą. Nadmieniam, że nie jest to sytuacja sporadyczna – wczoraj miałam 6 planowych lekcji, z czego 3 łączone z zastępstwem.
I teraz moje pytanie. jaka jest podstawa prawna robienia tego typu zastępstw?
ta darmowa niedoprecyzowana godzina, to jest wymuszenie w związku z zamieszaniem (kogo obowiazuje, kto nie musi jej odpracować, jak ją odpracować, jak dokumentować itp.)na nauczycielach, żeby sami na swoją prośbę zawnioskowali o dołożenie tej godziny do pensum bez podwyższania płacy. Bedzie to próba odejścia od zbednej biurokracji przy rozliczaniu tej darmowej godziny. Wniosek taki nasuwa się samoistnie, skoro tajedna godzina ma zabierać wiecej zachodu niż całe pensum dydaktyczne, do dołóżmy ją do pensum, a oszczedzimy papieru i czasu i nerwówczyż nie tak będzie?!
rycho
to szaleństwo; zgodnie z zasadami rozliczania realizacji nowej podstawy programowej nie można organizować byle zastępstw, ponieważ musi być zrealizowana określona ilość godzin i tematów; cyrk się zacznie za rok, dwa; np. na lekcje matematyki będzie musiał przychodzić matematyk (prawdopodobnie będzie mógł być to też fizyk);
czy nie lepiej zlikwidować Kartę Nauczyciela?: 40 godzin, wliczone w to wycieczki, rady, szkolenia, wywiady, zebrania……….. nikt nie będzie mi wypominał 18 godzin (dlaczego przy 22 godzinach jestem w szkole od 8.00 do 16.00? nie wiem, nie potrafię robić czegoś połowicznie); normalne urlopy wg planu urlopów (w wakacje też miałabym dużo zajęć np: półkolonie, bo dzieci nudzą się na ulicy) pojechałabym do Włoch w październiku lub kwietniu za pół ceny…….. i nie jestem wyzyskiwanym młodym nauczycielem – pracuję 25 lat, cztery lata temu nabyłam prawa emerytalne, ale nie wybieram się na emeryturę
Wracając do karcianych …
Dla mnie najgorsze jest to, że rozpoczęliśmy realizację zadań bez ustalenia jakichkolwiek zasad. Gdyby ten stan pozostał do końca to ok., ale teraz , kiedy trzeba rozliczyć godziny okazuje się, że wiele nauczycielskich działań – nie może być zaliczone. Od września słyszałam już różne wersje i to z ust tej samej mojej Dyrektorki ( wycieczki – tak, wycieczki – absolutnie -nie!, dyskoteka – tak, dyskoteka absolutnie – nie! ) … i tak dalej. Istny dom wariatów! Małe miasteczko, a to co zaliczają w jednej szkole w innej już nie uchodzi. Mam tak dosyć tej partyzantki, że z radością myślę o zbliżającej się emeryturze.
Z perspektywy lat stwierdzam, że nasze władze oświatowe po objęciu stołków czują święty obowiązek wprowadzić jakieś zmiany. Nie ważne czy będzie lepiej – ważne, żeby inaczej. I tak szarpią tę biedną szkołę …
A przy okazji … to Wam płacą za zastępstwa? Czy to znaczy, że w mojej szkole kłamią, że mamy obowiązek zastępować się za darmo w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy? Czułam … czułam to … kiedy mój dzień pracy kończył się późno w nocy …
Gospodarzu,czy nauczyciela bibliotekarza też obowiązuje dodatkowa godzina?
Ta godzina to kolejny fikcyjny czyn społeczny i fikcyjna dokumentacja… uczniowie nie przychodzą. Czyli parodia w majestacie prawa.
Chciałbym pracować 8 godzin dziennie jak urzędnik na przykład…Miejsce pracy urzędnika kosztuje ok. 3 000 zł miesięcznie (biurko, komputer, papier, druki, tusze, światło, gabinet..). A nauczyciel tego nie dostaje, swoje biuro prowadzi w domu, za swoje pieniądze. I nie ma przerwy na herbatkę z kanapeczką, bo przerwy lekcyjne są po 5 minut, nie wystarcza na zmianę dziennika i klasy… Czas pracy nauczyciela to czas czystej pracy, samego działania, nie wlicza się tu „okienek” a nawet popier ksero kupujemy za swoje pieniądze… Więc może powinien być dodatek za prowadzenie biura nauczycielskiego w domu ? tak ze 3 tys. zł ? To i tak wielokrotnie mniej, niż za biura poselskie… Nikt o tym nie pomyślał?