Jedziemy na wycieczkę
Wszystkie klasy pierwsze jadą na trzydniową wycieczkę. Razem będzie nas ok. 200 osób plus opiekunowie. Może nie być łatwo. Uczniowie dopiero zaczęli naukę w liceum, kierują się więc jeszcze zasadami, jakie obowiązywały w gimnazjach. Przedstawiłem swojej klasie regulamin wycieczki, zobowiązałem do przestrzegania, ale co się będzie działo, nie mam pojęcia.
Dla mnie, opiekuna młodzieży, najważniejsze jest bezpieczeństwo wszystkich uczestników. Jeśli ktoś narazi siebie lub grupę na sytuację zagrażającą zdrowiu bądź życiu, będę interweniował z całą surowością. Poza tym nie chcę się zarzekać, co zrobię, ponieważ wszystko zależy od konkretnego czynu i towarzyszącego mu kontekstu. Jedziemy na wycieczkę, aby się dobrze bawić, a nie po to, aby mieć problemy.
O czym marzy młodzież na wycieczce? O tym samym, co większość dorosłych ludzi, czyli żeby się napić. Kiedy więc z uczniami dyskutowałem o skutkach naruszenia zakazu picia alkoholu, zapytali mnie, jakie skutki poniosą nauczyciele, gdyby popili. Odpowiedziałem, że takie same jak młodzież, czyli wszystko w rękach dyrekcji: ma prawo ucznia skreślić z listy, a nauczyciela zwolnić z pracy. Różnica tylko jest taka, że aby udowodnić pracownikowi picie alkoholu w pracy, należy wezwać policję i w jej obecności sporządzić protokół (badanie alkomatem jest nieodzowne). Z uczniami jest łatwiej, ponieważ wystarczy oświadczenie nauczyciela, że dziecko było pijane. Także sporządza się protokół, ale policja nie jest potrzebna. Uczestniczyłem w niejednej radzie pedagogicznej, kiedy to sądzono pijących uczniów. Nauczyciel zaświadczał, jak było, a rada glosowała, czy skreślać pijaka z listy, czy też nie. Czasem wyrzucaliśmy, a innym razem dawaliśmy szansę poprawy.
Młodzież lubi opowiadać niestworzone rzeczy o wycieczkach, dlatego też pierwszacy mogli od starszych kolegów nasłuchać się opowieści o hulankach i swawolach. Nie zamierzam dementować żadnych plotek. Jak się komuś udało skrycie zaszaleć, jego szczęście. Warto jednak pamiętać, że nie wszyscy mają szczęście. Ja w każdym razie dawno nie złapałem żadnego ucznia na łamaniu regulaminu, więc czuję się jak myśliwy, który wciąż wraca z polowania bez zwierzyny. Najwyższy czas kogoś „ustrzelić”. Czemu nie na tej wycieczce?
Komentarze
Zazdroszczę wyjazdu, gdyż w moim zespole szkół nie ma możliwości organizowania parodniowych wycieczek z powodu mizerii finansowej rodziców i śladowych wpłat, np. na szkolne potrzeby, a przecież takie wyjazdy są okazją do lepszego poznania mlodzieży i odskocznią od atmosfery lekcji….
A ja nie zazdroszczę, nie przy tak jeszcze „nasiąkniętych” gimnazjum uczniach. Pamiętam sprzed lat biwak mojego liceum, przyjechało tam także gimnazjum (zmilczę litościwie skąd!), do dziś żałujemy, że nie wezwaliśmy policji (teraz już nie miałabym takich oporów). Pijani byli prawie wszyscy uczniowie (to bieganie po pomoście w nocy, skakanie z balkonów, tudzież zarzygiwanie wszystkiego dokoła), na dodatek okazało się, że prawie cała kadra jest pijana (uczniowie mieli radochę, gdy ukradli wódkę swoim nauczycielom), także kierowca, który miał ich wieźć następnego dnia do domu. Wśród kadry był dyrektor tego gimnazjum! Takiego cyrku w swoim długim nauczycielskim życiu nie widziałam.
Dwustu uczniów na wycieczce!!! To prawdziwa pielgrzymka będzie! Chyba też nie zazdroszczę i nie mogę sobie tego wyobrazić, tym bardziej, że cała moja szkoła nie ma 200 uczniów. Ale życzę spokojnej zabawy i żadnej zwierzyny.
Pozdrawiam
U nas w liceum, to obozy pierwszoklasistów organizowali harcerze.
Pod namiotami były i miały kaperować młodych do tej zacnej organizacji.
Problemu z gorzałką nie było, bo później się zaczynało.
Natomiast, jak pamiętam, do wielu inicjacji seksualnych dochodziło.
Nie żeby zawsze w dosłownym tego słowa znaczeniu, jak wielu się chwaliło. Ale pierwsze przyjaźnie się zawiązywały.
Boże, jak ja truję.
Pora umierać.
A u mnie w szkole Wszystkowidząca Dyrekcja powiedziała tak:
– Aby realizacja minimum godzin dydaktycznych nie ucierpiała, wycieczki tylko po lekcjach albo w weekendy. I całe grono szczęśliwe bo skończyły się jęki uczniów, że oni chcą na wycieczkę.
Ja tam wycieczek nie lubię i uważam bycie opiekunem za skrajną formę masochizmu. A niech się rodzice sami użerają.
Powodzenia w walce z systemem,
tom
Ja pamiętam jeszcze czasy liceum. W pierwszej klasie to pilnowali nas i to mocno. Oczywiście jedno/dwa piwa się wypiło, tak, że nikt nie przesadził. Ale już od drugiej klasy nasza wychowawczyni postawiła sprawę jasno. Powiedziała, ze jesteśmy już prawie dorośli i nie chce się jej nas pilnować i dlatego przymknie oko jeśli trochę alkoholu wypijemy. I podbudowani jej słowami za jej przyzwoleniem dobrze się bawiliśmy. I jakoś nikt nie przesadził. Za dnia zwiedzaliśmy, pograliśmy w siatkówkę, wieczorami to w karty graliśmy w karty, rozmawialiśmy przy piwie i samorobnym winie co jednemu koledze ojciec dał. Z wychowawczynią też trochę pogadaliśmy przy piwie. Nie znaczy to, że nas w ogóle nie pilnowała tylko to, że nie trzymała nas pod kluczem, ale to, że potraktowała nas jak osoby odpowiedzialne.
Jak słyszę czasami co się na innych wycieczkach dzieje to się czasami zastanawiam, czy my mieliśmy takie udane wycieczki dlatego, że wychowawczyni traktowała nas jak osoby dorosłe, czy może dlatego, że sami byliśmy taką w miarę myślącą klasą (i przez to wychowawczyni traktowała nas tak, a nie inaczej) czy może po prostu mieliśmy szczęście.
Do dzis pamietam i wpsominam czasy,kiedy nasza klasa pojechala „w Bieszczady”. Nie dosc, ze pilo wielu, to jeszcze we dwie z kolezanka (obie abstynentki :-)) – ratowalysmy tych, ktorzy „czuli sie bardzo zle”. Nauczyciele nas nie sprawdzali, chyba bawili sie rownie dobrze- jak nasza klasa. Troche zaluje, ze nie moglam uczestniczyc w zyciu klasy wlasnie podczas innych wycieczek (moze nie bylo tak zle?), ale zawsze bylam – jak na ironie losu (!)- chora! Tak wiec sluchalam- co widzieli, co zwiedzili i co przezyli. A Panu zycze, aby takze tym razem- Mysliwy wrocil bez Zwierzyny :-))
phi tam chlańsko na całego;] niech się młodzi bawią…my to kupowaliśmy sobie po jabolku i byliśmy szczęśliwi:]