Dyskusja na lekcji
Zostałem dziś sprowokowany do dyskusji o czymś, co luźno wiązało się z tematem lekcji. O cechach innych narodów (a propos III części „Dziadów”). Sporo osób powiedziało, co myśli, a niektóre sądy były bardzo niepolityczne (tzn. takie sądy, za które – gdyby ktoś był politykiem – żąda się dymisji). Nie chcę się wymądrzać, kto miał rację, a kto nie, gdyż zupełnie nie o to chodzi. Ważne jest coś zupełnie innego.
Otóż zauważyłem, że młodzi ludzie nie zadają dziś nauczycielowi żadnych pytań, nie wątpią, nie poszukują, tylko od razu sami wiedzą. Uczniowie nie pytają, lecz z pełnym przekonaniem twierdzą, co jest słuszne albo niesłuszne.
To niesamowite, że dzisiejsi uczniowie są świadomi, jaką postawę życiową reprezentują. Gdy byłem w ich wieku, to nie bardzo wiedziałem, co sądzę na różne tematy, np. nie miałem w ogóle wyrobionego zdania o narodach. A zatem gdy Mickiewicz pisał, że „nasz naród jest jak lawa”, to równie dobrze mógł napisać, że jest „jak słoma” (szybko się zapala do czegoś, ale jeszcze szybciej gaśnie) albo „jak królicze bobki” (pełno wszędzie Polaków, ale zupełnie nie wiadomo, co z nami robić). Mnie byłoby wszystko jedno, gdyż w młodym wieku kompletnie nie wiedziałem, jaki jest nasz naród (lub rosyjski czy niemiecki). Pytaliśmy natomiast nauczyciela, jacy są Rosjanie (bo ich znał), a on nam opowiadał. Jedna z nauczycielek opowiadała, jacy są Chińczycy, a inna – jacy są Niemcy. W ogóle pytaliśmy dorosłych ludzi, jaki jest ten świat, a oni opowiadali. Dziś żaden uczeń nie zadaje takich pytań nauczycielowi, ponieważ sam dobrze wie.
Z jednej strony się cieszę, a z drugiej martwię. Cieszy mnie, że uczniowie nie są bezbarwni, tylko kolorowi w poglądach. Mają własne zdanie, do tego bardzo różne. Z drugiej strony martwi mnie, że nie poszukują odpowiedzi, lecz zachowują się tak, jakby ją znaleźli. A przecież istotą człowieczeństwa jest ciągłe szukanie najlepszej drogi, a nie stąpanie po jednej wybranej. Cenię sobie bardziej poszukiwanie odpowiedzi niż samą odpowiedź. Każdy człowiek może się mylić, ja, moi uczniowie, ale łączyć nas może to, że wciąż szukamy. Dopóki jesteśmy poszukiwaczami odpowiedzi, uczestniczymy w intelektualnej przygodzie, jaką jest życie. Gdy zaś uznamy, że już znaleźliśmy, więc przestajemy szukać, wtedy życie traci swój smak. Ja sam uznaję się za zbyt młodego, aby być absolutnie pewnym, co jest dobre, a co złe, a co dopiero moi uczniowie. Naprawdę za wcześnie na tak mocno ukształtowane poglądy.
Komentarze
uff
Poglądy uczni rodzą się na pielgrzymkach, przystankach Jezus w katechezach,w rozbudowanych publikatorach ,w katolickich szkołach, od rozpolitykowanych rodziców.
Bardzo trafne spostrzeżenia. Podobnie dzieje się już w podstawówce, choć raczej przyjmujemy, że opinie tak małych dzieci są raczej opiniami rodziców. Mam wrażenie, że teraz życie rodzinne przebiega nieco inaczej niż to było w naszym dzieciństwie, bo dorośli obecnie nie hamują swoich wypowiedzi ze względu na obecność dzieci. O wszystkim przy dzieciach się mówi. A dzieci to przyjmują bezkrytycznie, nie znając powodów takich opinii dorosłych.
A może „tak mocno ukształtowane poglądy” są atrybutem młodości? Z czasem człowiek nabiera dystansu do owych poglądów, rozluźniają się więzy oczywistych przekonań. Z czasem i wiekiem zaczynamy poszukiwac dochodząc do coraz mniej oczywistych wniosków, odkrywamy, że nic nie jest tym, czym wydaje się byc. Nie prześlizgujemy się już tak łatwo po stereotypach i utartych przekonaniach. To jedna z cech intelektualnej dojrzałości, zatem nie dziwi mnie aż tak bardzo fakt, że uczniowie zachowują się tak jakby znali odpowiedź, bez poszukiwań. Dojrzeją:)
Bardziej martwi mnie, że zachowują się w ten sposób ludzie dorośli, oni już nie poszukują, oni już wszystko mają poukładane w szufladeczkach, tak łatwiej im ogarnąc świat. Co to łatwe ogarnięcie ma wspólnego z poznawaniem podszewki świata to już inna kwestia. Lubimy prosto, lubimy łatwo.
Na szczęście nie wszyscy, cieszę się, że są jeszcze ludzie, którzy bardziej cenia sobie poszukiwanie odpowiedzi niż samą odpowiedź 😉
A ja się nie dziwie, to my uczymy, że pisać trzeba w cv, że człek jest kreatywny, że „realizował projekty, że się zna, etc. No to młodzieńcy przyjęli do wiadomości. Swoją drogą, coś złego się dzieje, bo przecież prawdziwe powiększanie wiedzy skutkuje roznącą świadomością własnej niekompetencji. Znjaduję oto odpowiedź na jedno pytanie i stawiam 10 nastepnych. Tu rodzi się pokora.
Czasy sie zmienily. Uczniowie sa otwarci na pytania i sami od razu udzielaja odpowiedzi. Nie ma w sumie tematow tabu. Jest to dobre, kiedy nie przekracza sie pewnych granic ( kultury, wrazliwosci itd). „Wiem, ze nic nie wiem”- to juz nie haslo naszych czasow. Teraz im czlowiek mlodszy- tym, wie wiecej. Internet to jedno z najwaznijeszych zrodel poznania „prawd oczywistych”. To my chcemy otaczac sie autorytetami, ludzmi, ktorzy sa madrzejszymi od nas samych. To my szukamy drog. Mlodzi czesto te drogi maja. Moj maly synek -klasa I- na pytanie- daczego pisze tak brzydko- odpowiedzial, ze ” nikt nie jest doskonaly” ( tak powiedziala jego pani w szkole ). Ponoc ona tez nie jest doskonala. A mnie sie czasami marzy wlasnie doskonalosc nauczyciela. I autorytet. Przyjazn. Ale ja przeciez urodzilam sie w innej epoce :-)), wiec chyba za duzo wymagam.
Całkowicie się zgadzam z Pańskimi obserwacjami, lecz w ramach człowieczeństwa zapytam – dlaczego tak jest ? Dlaczego tak jest, że młodzi, zamiast być targani wątpliwościami, są pewni swojej wiedzy, nie zastanawiając się nad źródłami jej pozyskania ? Wydaje mi się, że przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka:
– źródła wiedzy pozornej, wręcz nieprawdziwej, nie weryfikowanej doświadczeniem ( internet, kolorowa prasa )
– zbytnie przyśpieszenie technologiczne, powodujące że tradycyjne kanały przekazu wiedzy nie nadążają z wypełnianiem swojej funkcji. Dawniej człowiek starszy pełnił doniosłą rolę w strukturach społecznych ze względu na wiedzę wynikłą ze swojego doświadczenia. Dzisiaj to przestaje działać. Umysły większości starszych ludzi nie ” łapią ” nowinek technicznych i tym samym stają się dla młodych czymś bezużytecznym. Następuje zanik autorytetów, dawne normy etyczne wymagają przewartościowania ( klonowanie, in vitro ), więc młodzi intuicyjnie sami tworzą swoje światopoglądy i nie ma tu miejsca na twórcze wątpliwości.
E, tam. Jeśli ktoś bierze udział w uczciwej dyskusji, to przez to samo dopuszcza możliwość zmiany poglądów. Ich zdecydowane wyrażanie to tylko sposób, zupełnie niezły, udziału w dyskusji, pytanie zadane nauczycielowi: „a jak tak, a co ty na to, hę, człeku?” Nie przesadzajmy, tak było i wcześniej. Tyle tylko, że teraz młodych ludzi tak bardzo nie ssie w dołku, gdy mają zabrać głos.
Żeby się zapytać, należy sobie zadać ciężki trud, który godzi w dumę własną- i stwierdzić, że być może nie jest się czegoś pewnym. A to jest takie passe… Przyznać się przed samym sobą do słabości, do potrzeby uzyskania pomocy. Jest to wygodne i bezpieczne zarazem. Można żyć w przekonaniu, że jest się władcą świata i nie narażać się na bolesną detronizację.
A dlaczego Pan uważa,że to nauczyciel jest dla ucznia wyrocznią w kwestiach kontrowersyjnych,lub w ogóle jeśli chodzi o nurtujące go pytania? Czemu Pan założył,że uczniowie „wiedzą,a nie pytają”? Chyba nie od dziś wiadomo,że nauczyciele nie są już autorytetami dla młodych ludzi (z małymi wyjątkami,jak możnaby powiedzieć-potwierdzającymi regułę). To rodzice są tymi,do których idziemy z problemem i pytaniem. Ewentualnie dziadkowie,inni bliscy krewni. Pisze Pan,że martwi go zmiana w postawie i zachowaniu uczniów,młodzieży,a mnie martwi,że kolejny raz skreśla Pan ludzi (bo umówmy się,że uczeń też człowiek) w oparciu o jedną lekcję,dyskusję,problem. Z resztą uważam,że wśród młodzieży istnieją większe problemy niż to,że nie mają tych samych poglądów co Pan,że nie pytają Pana o zdanie. Być może problem tkwi gdzie indziej?Może problemem jest nadmierne doszukiwanie się wad,które w rzeczywistości są kwestią charakteru,wychowania lub po prostu braku doświadczenia. Czasami trzeba się zastanowić na ile można sobie pozwolić-nawet Panu, w kwestii oceny ludzi-nawet uczniów.
Mam wrazenie, ze w opisie jednej swojej lekcji Gospodarz ukryl krytyke (konstruktywna) komentatorow tego blogu. Przeciez my wszyscy wlasnie tak sie wypowiadamy jak dzisiejsza mlodziez. Wszyscy wiemy wszystko, jestesmu juz duzi i madrzy, nie musimy pytac ani watpic. Wystarczy poczytac komentarze do wpisu zatytuowanego „Nauczyciele zebrza”. Mlodziez nauczyla sie od nas.
Postanawiam zaczac od siebie i sie zreformowac pytaniem: czy ktos moze wie wiecej na temat strukturalizmu? Wg badan, postawy, sposob myslenia i wyrazania mysli moze byc zdeterminowany jezykiem ojczystym, strukturami jezykowymi charakterystycznymi dla danej mowy. Zatem autorytarnym sposobem wypowiedzi Polakow mozna obciazyc nasz jezyk polski, w ktorym brakuje np szerokigo wachlarza formulek wyrazajacych szcunek, badz, zalozmy, formulek negujacych opinie partnera bez uszczerbku dla jego godnosci? Pytam bo sie nie znam, tylko gdzies mi sie o „oczy obilo”.
Ja natomiast nie zgadzam się z Panią zdzisławą. Każdy ma prawo oceniać innych. A wychowanie młodych ludzi nie należy tylko do rodziców, którzy mają coraz mniej czasu i siły. Te poglądy dzieci nabyły z internetu, czasami pośrednio. Wystarczy, że jeden dzieciak przeczyta jakiś artykuł, bądź komentarz jednej osoby i jeśli jest to akurat dziecko dosyć charyzmatyczne to i jej poglądy przejdą na resztę. Z własnego doświadczenia wiem, że w młodym wieku wiedzę przyjmowałem bezkrytycznie, dopiero później zacząłem rewidować swoje poglądy i zmieniłem swój światopogląd.
Na lekcjach historii w podstawówce wierzyłem niemal, że Polacy są narodem wybranym. Dopiero na historii w liceum ogólnokształcącym dowiedziałem się, że Polacy też mieli swoje wady, przywary, i że są takze inne narody, inne kraje z równie ciekawą historią jak nasza.
P.S. Ja nie uważam, że internet jest zły, ale to, że taką pogaduszkę jak Pan zrobił powinien Pan częściej organizować na lekcjach wychowawczych. I nie chodzi o to, żeby Pan starał się zmienić ich poglądy na swoje, tylko nauczyć ich myśleć samodzielnie.
„Wiem, że nic nie wiem”- to jeden z opisów stanu umysłu, zwanego mądrością. Starożytny, choć aspirujący do uniwersalności.
A dzieciaki tylko naśladują nauczycieli, polityków czy dziennikarzy- który z nich kiedyś przyznał się publicznie, że czegoś nie wie lub wie niewystarczająco?
Ludzie mający wątpliwości lub nie ukrywający, że wiedzą za mało lądują poza mainstreamem. Czy ktoś dostałby jakąś ciekawą posadę, gdyby ujawnił, że nie jest pewien, czy sobie poradzi albo czy wie wystarczająco wiele o przedmiocie, którym ma się zajmować?
Wątpliwość zaczyna się od świadomości, że istnieje więcej, niz jedno rozwiązanie jakiejś kwestii. Pewnośc to domena ludzi oświeconych lub głupców.
Zgadzam się z diagnozą Gospodarza jak i komentatorów.
1) Młodzież ma więcej poglądów i mocniej przy nich obstaje
2) Źródła z których czerpią informację przyjmują bezkrytycznie mimo iż ich jakość jest zwykle mierna – poszukiwanie informacji wcale sie specjalnie w młodzieży nie rozwija
3) Nauczyli sie tego od starszych przez obserwację – przystosowują sie dynamicznie do zachodzących zmian i potrzeb.
Mała dygresja – czemu Samoobrona zawdzięczała bardzo duży wynik w wyborach? głoszeniu w mass mediach swoich niczym nie popartych poglądów w sposób krzykliwy i nie poddając się najmniejszej autokrytyce czy wahaniu. To się teraz po prostu sprawdza.
Zgadzam się z Anns : „Tyle tylko, że teraz młodych ludzi tak bardzo nie ssie w dołku, gdy mają zabrać głos.”
To kwestia tego, że teraz wolno zabierać głos. Że nastały czasy, w których nie obawiamy się represji za ‚niewłaściwe odpowiedzi”. To się obserwuje na forach internetowych i w ulicznych sądach. To kwestia tego, że dziecko czy młodzieniec czuje się „stroną’ podczas dyskusji z autorytetem, bo autorytetem jest każdy, niezależnie od tego co powie.
Trochę za Bohunem a zdecydowanie przeciwko Pani Zdzisławie, częściowo zgadzam się z Autorem blogu. Nie są problemem poglądu Autora, ale bezkrytyczne, przeświadczenie o swojej racji (choć to tylko mała część) ze zdecydowaniem osądu (duża część).
Moje doświadczenie dotyczy studentów filozofii, którzy wydawałoby się powinni być krytycznie niesłychanie, jest niestety inaczej. Często – coraz częściej – pojawiają się studenci, wyjaśniający i innym i wykładowcy jak to naprawdę jest. Jak rzeczy się mają.
Ja odebrałem, ten wpis jako obustronną krytykę. Zbyt zdecydowanego osadu u uczniów i jednocześnie zanik autorytetu u nauczycieli. Szkoda, że nauczyciel-autorytet jest w zaniku. Niestety, rodzice to nie jest dobre źródło opinii, a jedno z wielu. Jeszcze bardziej szkoda, że często nie tylko nie są dobrym źródłem, dla kształtowania własnych opinii, ale i nie pełnią funkcji wychowawczej, stając się anty-wzorcami (np. broniąc agresywnych i wulgarnie zachowujących się pociech).
A samo pytanie, niestety jest źle kojarzone z niewiedzą. A przecież jest odwrotnie. Wielokroć byłem zły na siebie, że nic nie wiedziałem i nie mogłem rozmówcy zapytać, bo pytanie wymaga wiedzy i to niemałej.
Internet chyba nie różni się od książki, aż tak bardzo jak się wydaje. Są pożyteczne bazy danych i szkodliwe. Są szkodliwe anonimowe ściągi i są np. książki Profesora Hutnikiewicza. Tak jak niewiele osób – jak byłem w szkole średniej o podstawowej – potrafiło korzystać ze źródeł książkowych, tak teraz niewiele potrafi z internetu.
Właśnie. Ma Pan rację. Dziś, wszyscy wiedzą. Dziś, wszyscy są mądrzy. Dziś, nikt nie słucha, a każdy tylko mówi i nie ma to znaczenia, czy jest się słuchanym. A szkoda, że tak jest. Kto ponosi jednak za to odpowiedzialność? Kto młodych ludzi tak kształtuje?
Do Maurycego:
Miałam okazję obserwować studentów filozofii, i to dwu różnych uczelni, na zajęciach, w tym seminaryjnych – które z natury powinny opierać się na dyskusji. Ciche myszki, bez szemrania akceptujące kolejność seminaryjnego dziobania. Jeśli wiedzą lepiej, to owo „lepiej” jest gdzieś na boku, ale nie odważają się poddać swojego zdania testowi dyskusji. Fakt – tu trzeba mieć jakąś wiedzę i umiejętność argumentacji, a nie tylko sprawny biologiczny aparat artykulacyjny. Wcale nie takie chojraki.
Nauczyciele jak zwykle krytykuja uczniow. Maurycy za przesadna pewnosc siebie, anns za jej brak. Jeszcze sie taki uczen nie urodzil, co by kazdemu nauczycielowi dogodzil.
Zreszta jak ma sie ci studenci zachowywac? Wszedzie slysza, ze sa beznadziejnymi rocznikmi, poziom ich jest gorszy z roku na rok itp. Jedni bronia sie arogancja, inni nierzucaniem sie w oczy.
Kazde dziecko jest lustrem doroslych, nie tylko rodziow. Przejrzyjmy sie w tych lustrach, zobaczymy jak sami wygladamy.
Do tsubaki:
Zaczepiona odpowiadam: wcale nie są to roczniki beznadziejne. Są to normalni, ciekawi świata ludzie, podobni do tych sprzed dziesięciu, dwudziestu i trzydziestu lat. Może wcześniej zmuszeni są walczyć o swoje i zadbać o siebie, ale i w moim pokoleniu były saksy (na czarno), dorabianie myciem okien i korepetycjami. Na dobrych studiach, gdzie się wymaga są nieźli, na gorszych gorsi. A ponieważ mamy kilkaset szkół wyższych, tych gorszych jest całkiem sporo, i o nich się mówi.
Podejrzewam, że obecna pryncypialność młodzieży ma duży związek z relatywizmem otoczenia. To może być forma naturalnego buntu przeciwko dominacji liberalnych ideologii w systemie, który ich krępuje.
Między wierszami dostrzegam nutkę żalu pobrzmiewającą w wypowiedzi pana Dariusza. Owszem – cieszy powrót młodzieży do idei totalnych, tylko dlaczego tym autorytetem nie jestem ja, nauczyciel polskiego!
Zmieniają się czasy to i młodzież się zmienia. Zresztą nie tylko młodzież, gdyby spojrzeć na wszystko z boku to zmienili się także nauczyciele, rodzice, babcie itd. Nasz kraj to już nie to samo co 20 lat temu, może u nas najbardziej te zmiany widać bo szybko przeskoczyliśmy do innej rzeczywistości. To oczywiście truizm ale na tym właśnie to polega. Płakać nad tym czy cieszyć się – nie wiem. Młodzież jest inna, ale czy gorsza? Nie wydaje mi się, myślę że w wielu rzeczach młodzi są normalniejsi niż ich rodzice którzy czasem wydają się zagubieni i nie do końca wiedzą, czego chcą. Jeśli zmiany są naturalne to martwi to że szkoła za tymi zmianami nie nadąża, z różnych oczywiście przyczyn i nie zawsze mających źródła w samej szkole. Zamiast nową jakość, robićmy łaty na łatach, jak napisał szanowny pan Żakowski. Nie ma prawdziwej dyskusji o tym jak szkoła ma się zmieniać i jest największy problem.
ops…, w zakończeniu powinno być „i to jest nakwiększy problem”.