Edukacja „Popularna” w opakowaniu „Ekstra”
Po dwóch miesiącach nieobecności w pracy wszystko może drażnić. Ja też odkryłem dziś, że ktoś pił z mojego kubka, ktoś jadł z mojej miseczki i ktoś siedział na moim krześle. Korespondencja czekała nietknięta (wszystkim, którzy do mnie napisali, teraz będę mógł odpowiedzieć), kawa zwietrzała, książki napoczęły mole. W szkole nie było dzisiaj żadnego ucznia, tylko sami pracownicy i szef, który czekał na nas z utęsknieniem.
Nie będę szczegółowo referował, co było na radzie pedagogicznej, ponieważ to tajemnica służbowa, za zdradzenie której obiecano mnie przeczołgać, wychłostać i postawić do kąta. Powiem tylko w zawoalowany sposób, że jakby uczniowie i ich rodzice mieli ochotę narzekać na pracę nauczycieli, to niech najpierw sprawdzą, czy nie wykonujemy poleceń Organu Prowadzącego, czyli urzędników powiatu i gminy. Przecież pracownik robi to, co mu pracodawca każe (tu chciałbym zaznaczyć, że dyrekcja też robi to, co jej każe Organ Prowadzący).
Od nauczycieli oczekuje się szczególnych predyspozycji do tego zawodu, powołania, poczucia misji. Nic jednak z tego nie będzie, jeśli urzędnicy czuwający nad szkołami nie wykażą się podobnymi cechami. To właśnie od dyrektora Wydziału Edukacji i jego urzędników powinno się wymagać powołania i poczucia misji, dopiero w dalszej kolejności od nauczycieli. Tyle się mówi, że szkoła powinna być otwarta na potrzeby uczniów, jednak nie nauczycielom trzeba o tym przypominać, lecz urzędnikom. Tymczasem dla urzędników najlepsza szkoła to ta, która najmniej kosztuje.
Pracowałem kiedyś przy pakowaniu herbaty (jeszcze jako student). Któregoś dnia dyrektor zarządził, aby herbatę Popularną (lepiej smakuje zalane wrzątkiem siano) sypać do opakowań Madras (zdecydowanie lepszy gatunek). Tak samo jest ze szkołami: urzędnicy zamawiają u nauczycieli nauczanie POPULARNE, ale wmawiają uczniom i ich rodzicom, że to edukacja EKSTRA. Gdy zainteresowane osoby posmakują tej edukacji, mają pretensje do nauczycieli. A to przecież nie my odpowiadamy za to, jaki produkt zamówił w danej szkole Organ Prowadzący.
Po dzisiejszym posiedzeniu rady pedagogicznej obiecałem sobie, że będę nagłaśniał wszystkie głupie i bezprawne decyzje urzędników. Nie może tak być, że cięgi od rodziców i uczniów zbierają nauczyciele, a urzędnicy czują się bezkarni. Zresztą gdyby wszyscy uważnie patrzyli na ręce urzędnikom gminy, mielibyśmy szkoły z prawdziwego zdarzenia, a nie produkty szkołopodobne.
Komentarze
Nie sięgam pamięcią tak daleko wstecz, nie wiem zatem jak to bywało ongiś z „organami prowadzącymi” szkoły, czy takowe były ?
O ile się orientuję to szeryfem tegoż może byc urzędnik niemający z wykształceniem pedagogicznym nic wspólnego, a to dla mnie tak jakby ksiądz był właścicielem kasyna. Ale to dla mnie.
Moje obawy budzi także zniesienie obowiązku przedkładania do zatwierdzenia kuratorowi oświaty arkuszy organizacyjnych szkół oraz fakt, iż funkcję dyrektora szkoły będzie mogła pełnic osoba nie będąca nauczycielem. Jakoś pachnie mi to zbyt dużą władzą OP, czy ty jest zdrowe w mniejszych środowiskach, no nie wiem…
Oświata (jaka pedtem,by nie była)po podporządkowaniu samorządom spsiała.Zarządzają cymbały dla,których dziecko nie jest podmiotem systemu oświatowego.Kumpel,kolega (nie zna sie?) kogo to obchodzi.Ma być.Dziecko? Najmniej ważne.Mój apel!! Zabieżmy kretynom samorządowym jakąkolwiek władzę nad oświatą.Gospodarzu Ty to między wierszami.Ja emeryt „se ne boje” ale raka nie mam.
No właśnie,niech Pan zmieni optykę tego blogu,niech Pan wciągnie do pisania rodziców i uczniów.
Pana deklaracja o pisaniu na temat udziału gminy w zarządzaniu szkołą jest bardzo cenna i trzymam za słowo.
Osób zainteresowanych podniesieniem jakości kształcenia jest dużo wbrew pozorom.
Władze lokalne w coraz większym stopniu liczą się z opinią obywateli.
Może nie wiedzą jak jest źle?
>Władze lokalne w coraz większym stopniu liczą się z opinią obywateli.Może nie wiedzą jak jest źle?<
;-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
Oni liczą kasę po prostu i miejsca, gdzie mogliby kumpli ustawić.
Resztę mają w …;-)
S-21,
Reszta ma obowiazek pokazac, ze jak sie wkurzy to rozsadzi to miejsce gdzie ja wladze lokalne maja…:) Wtedy pojawia sie nowe wladze lokalne i nauczone doswiadczeniem poprzednikow beda mialy respekt przed wszelakimi Resztami.
Zyje w kraju gdzie panstwowi urzednicy maja comiesieczne szkolenia, na ktorych im sie przypomina skad spadaja ich wyplaty. Ma to ten fajny skutek, ze urzednicy sa dla ludzi (jeszcze sa uprzejmi!) a nie ludzie dla urzednikow.
Ostatnio zadzwonil urzednik skarbowki, ze przyjda na kontrole do naszej firmy i czy wlasciciel bedzie mial czas w takim i takim dniu, o tej czy tamtej porze, jak nie to jaka pora jest dogodna. A jak przyszli to przepraszali, ze przeszkadzaja w codziennym trudzie (takich manier przecietny urzednik nie ma wyrobionych „wlasnym sumptem” tylko jest wyszkolony), zrobili co do nich nalezalo, znowu przeprosili i poszli. Co innego jak scigaja przestepcow podatkowych o ogromnych obrotach. Inne sa wtedy scenariusze, ale normalnych ludzi, co to troche pociulaja na swoim, nie gnebia.
W polskim urzedzie urzednik przywiazuje sznurek do nosa petenta i kreci tymze sznurkiem tak ja mu sie podoba a petent tanczy tak jak sie sznurek kreci. I jeszcze placi za to! Ludzie nie dajcie sie!
A zeby pracowac nawet na podrzednym stanowisku w urzedzie miejskim trzeba zdac egzamin. Nie trudny zapewne ale ludzie maja inny stosunek do pracy po takich przesiewach, nie ma pomowien o koneksje i odcedza sie „puknietych”. Jak ktos dziala w jakiejs partii to proponuje powyzszy pomysl zapisac w programie na kolejne wybory, odpowiednio ten punkt zareklamowac i wygrana murowana. Polacy sa zdlawieni „urzednictwem”.
Kiedy czytałem wpis bieżący p. Chętkowskiego i komentarze; już na koń siadałem, już mi się śniło! Ale, opamiętanie przyszło, bo kimże z zawodu jest znaczna ilość burmistrzów i starostów? A radni? Czyż nie przypadkiem w znacznej części to nie nauczyciele, których łaska partii i głosów wyborców, zapewne cudownie wyciągnęła na szczyt lokalnej władz (sitwy?) i zbawiła od losu nauczycielskiej czerni? A ilu posłów było nauczycielami – w każdej kadencji! I co? I ci dopiero wiedzą jak oświacie dokuczyć!!!
tomek : 2009-09-02 o godz. 10:37
Prawdą jest, że znaczna część burmistrzów i wójtów, to byli nauczyciele. Ale to nie oni działają tak, aby oświacie dokuczyć. Skłonny jestem zaryzykować tezę, że winni są sami mieszkańcy miast i gmin. Między innymi i ty, Tomku. Zbytnia troska o poziom nauczania w szkole byłaby dla nich politycznym samobójstwem. Przed wyborami samorządowymi kandydaci na radnych i kandydat na wójta ma cykl spotkań z lokalną społecznością. Zadałem sobie parę lat temu trud, aby być na wszystkich tych spotkaniach w naszej gminie. Tobie też radzę, abyś mógł zweryfikować to co wypisujesz na tym blogu. Generalnie, na ani jednym z tych spotkań nie pojawił się temat związany ze szkołami egzystującymi w gminie. Ludzi, których przychodziło zwykle niewielu, interesowały w pierwszej kolejności drogi i chodniki, a dalej całe spektrum ich problemów, ale żaden nie dotyczył szkół. Po wyborach czytałem w internecie sprawozdania z kolejnych sesji rady gminy (gminy je publikują na stronach swoich urzędów). Jeśli temat dotyczył szkoły, to ogólnie mówiąc, dotyczył problemów związanych z zapewnieniem pieniędzy na utrzymanie gminnej oświaty – nie na jej rozwój. A jeśli zajęto się szkołą jakoś ekstra, to chodziło o to jak wygląda budynek, pracownie i ogólna jej estetyka i nie chodziło o zapewnienie jakości nauczania, ale pochwalenie się przed mieszkańcami jej wyglądem i standardem technicznym. Takie sprawy jak dyrektor – wizjoner, specjalnie dobrana kadra i ekstra wydatki na podniesienie jakości nauczania, to dla włodarzy gminy same kłopoty. I nie dlatego, że nie dałoby się znaleźć na to środków, ale dlatego, że nikt od nich tego nie wymaga, a skutkowałoby to brakiem środków na inne zadania, które dla mieszkańców są o wiele ważniejsze. Temat szkół pojawia się z wyrazistością tylko wtedy, gdy wybuchnie związany ze szkołą skandal. I tylko wtedy. Ale podjęte wtedy działania nie są przemyślane lecz doraźne i koniunkturalne, co w efekcie pozwala wyciszyć sprawę, ale nie załatwia jej systemowo. W efekcie dobry włodarz gminy to taki, który potrafi gminną oświatą zarządzać najtaniej.
tomek,
Nie wierzę, żeby ktoś chciał oświacie dokuczyć.
Nikt nie ma interesu żeby jej dokuczać.
Ze znaczenia dobrej edukacji dla naszej przyszłości,nie zdają sobie sprawy zarówno urzędnicy w gminach, jak i w Warszawie.
O ile na Warszawę wpływ mamy mały, bo to polityka, to w gminach jeśli ludzie będą chcieli, to oświacie pomogą.Łatwiej wywrzeć presję i załatwić jakąś sprawę.
To nie tylko o pieniądze chodzi.
Często problem leży w złym zarządzaniu.
Może nie wiedzą jak?
„Ze znaczenia dobrej edukacji dla naszej przyszłości,nie zdają sobie sprawy zarówno urzędnicy w gminach, jak i w Warszawie.”
Swieta prawda. Badzmy jednak dobrej mysli. Dzieki internetowi i ogolnie rzecz ujmujac, postepowi, swiadomosc spoleczna rozprzestrenia sie szybciej niz dawniej. Trzeba tylko o tym duzo pisac, mowic, poruszac temat gdzie sie tylko da.