Czy dojedziemy do szkoły?
Wakacje okazały się za krótkie, ale dla drogowców. Remonty dróg nie skończą się przed 1 września, a zatem będzie wielki problem z dojazdem do szkoły. Jeśli ktoś liczy na transport publiczny, to może się przeliczyć. W Łodzi z powodu robót nie funkcjonuje wiele linii tramwajowych, a komunikacja zastępcza oznacza stanie w korkach i poruszanie się w ślimaczym tempie.
Dziś zrobiłem próbny przejazd do szkoły i wyszło, że potrzebuję tylko 10 minut więcej. Jednak to wcale mnie nie cieszy, ponieważ powinno wyjść 10 minut krócej, gdyż jeszcze są wakacje, czyli ruch samochodów jest mniejszy. Strach pomyśleć, jak długo będę jeździł do pracy w roku szkolnym. Stawiam na 20 minut dłużej, ale ja przecież jestem niepoprawnym optymistą. Ile więc będzie trwała moja podróż naprawdę?
Jakoś sobie poradzę, w ostateczności wstanę pół godziny wcześniej (w zeszłym roku szkolnym wstawałem o szóstej z minutami, aby wyszykować się, pomóc córce i zdążyć do pracy na ósmą). Martwi mnie jednak, co zrobią uczniowie. Niestety, wielu z nich mieszka daleko od szkoły. Czy wiedzieli, co robią, gdy wybierali liceum na drugim końcu miasta? Czy teraz będą się spóźniać i zwalać winę na niesprawną komunikację, czy też wstaną wcześniej?
Nie wierzę, że drogowcy się sprężą. Raczej ulice będą rozkopane do zimy. Oby robotnicy dali radę zamknąć wszystkie inwestycje przed pierwszymi mrozami. Inaczej trzeba będzie męczyć się z dojazdami aż do wiosny. A zaraz potem zaczną się nowe rozkopy i kolejne remonty. A potem znowu człowiek będzie liczył, że wakacje nie okażą się za krótkie dla drogowców.
Komentarze
Ech, dojazdy jak dojazdy. Ja już teraz liczę ile godzin więcej spędzę nad pisaniem planów wynikowych, które m.in. mają zawierać wymagania szczegółowe przyporządkowane do każdej lekcji (będzie tego tak z setkę na klasę). Czyli: udowadniam, że program i podręcznik zatwierdzony autorytetem pani minister i jej recenzentów rzeczywiście są zgodne z podstawą. Urocze… Uwielbiam zajęcia, które mają sens. Nie mogę się doczekać pracy z dzieciakami, gdyż od różnych papierów żołądek zaczyna mi chorować. Tak więc kwestia dojazdów to akurat kwestia drugorzędna 🙂 .
Uczniowie się spóźnią? Mały problem, Hallowa wprowadział „godziny karciane”, się pouczy.
Spieszę z wątłą pociechą- we Wrocławiu jest tak samo. I to od wielu lat. Najzabawniejsze zaś okazuje się to, iż te długo (zatem pomyślałby ktoś, że wyjątkowo starannie) remontowane drogi po roku- dwu użytkowania wymagają kolejnych napraw. Błędne koło.
A tak przy okazji, to czy nie warto by było zaczynać lekcje o 9.oo.Nie ze względu na korki, tylko na jakoś życia rodzinnego.Rodzice w przeważającej części do pracy chodzą na 9.oo wspólne śniadanie,rozmowa i brak porannej nerwówki chyba warte są odejścia od starych przyzwyczajeń.Jak państwo oceniają aktywność uczniów na pierwszych lekcjach?
Nasi wrocławscy mędrcy (urzędnicy, nie nauczyciele) w mądrości swojej ustalili, że najlepszą porą na rozpoczynanie lekcji jest 7.30. To dopiero pomysł.
Parker a skąd takie informacje że większość rodziców o 9 zaczyna pracę? W okolicy mam kilka przedszkoli, żłobków i rodzice nie wyglądają jakby mieli mnóstwo czasu.
Aktywność ucznia prędzej dyskusyjna będzie na ósmej lekcji, a nie tej na ósmą. 😉
We Francji lekcje i zajęcia na uczelni zaczynają się dopiero o 9.00, chociaż dni tam dłuższe i cieplejsza aura. Mieszkałam i studiowałam tam trochę, więc mogę potwierdzić, że sprawdza to się świetnie. Mniej jest nerwówki, bieganiny, pośpiechu. Można spokojnie kupić świeże pieczywo, wrócić i zjeść, czytając gazetę. Od rana otwarte są kawiarenki, gdzie wśród pierwszych klientów nie tylko emeryci. Obrazki jak z najlepszych francuskich filmów (i zaznaczam, że oglądałam je nie tylko w Paryżu, ale głównie w średnich miastach).
W Polsce długa zima, krótkie lato i chłodne poranki już od września, a zrywamy się skoro świt, żeby uczyć się/ nauczać. Co dekadę powinien więc być naukowy Nobel.
Tymczasem lekcje od 7.10 (tak!) są czasem straconym, zwłaszcza że to głównie j.obce w grupach. Połowa wpada spóźniona, reszta przysypia.
Ogólny rozruch umysłowy trwa właśnie do 9.00.
Argumentem nie jest, że we F. zajęcia kończą się o 17.00. U nas niejednokrotnie także, mimo braku sjesty.
miasta się rozrastają, samochodów przybywa, taka już natura rzeczy.
Proponuje zamiast marudzenia pogodzic się z tym faktem, przesiąść się na rower lub przeprowadzić bliżej miejsca pracy….
„Większość rodziców zaczyna pracę o 9” Taa, jasne 🙂 Jeśli komuś praca kojarzy się tylko z tzw. biurem to być może … 😉