Dzień dobry, herbatko!
Trudno uczyć dzieci kultury, gdy dorośli są niekulturalni. Staram się przekonać swoją 3-letnią córkę, aby mówiła „dzień dobry” lub „do widzenia”, ale dziecku prawie nikt nie odpowiada. Przekonuję ją zatem, że „dzień dobry” czy „do widzenia” nie mówi się ludziom, tylko zwierzętom, roślinom albo przedmiotom. Ludzie dorośli na kulturalne zachowanie dziecka nie zasługują, za to reszta świata jak najbardziej. Chodzimy sobie po świecie i pozdrawiamy wszystko, co nie jest człowiekiem. Mówimy więc: „dzień dobry, herbatko”, „dzień dobry, szczoteczko do zębów”, „dzień dobry, drzewko?, „dzień dobry, kupko śniegu”, natomiast ludziom nie kłaniamy się prawie wcale, ponieważ nam się nie odkłaniają. Staram się w dziecku wyrobić nawyk pozdrawiania przynajmniej tej części świata, która jest kulturalna.
Mamy w szkole problem z praktykantami, gdyż nie mówią nam „dzień dobry”. Wchodzą studenci do szkoły jak do obory i nie raczą się pokłonić nikomu. Nie wszyscy studenci są niekulturalni, ale spora grupa nie praktykuje zwyczaju mówienia „dzień dobry”. Także „do widzenia” trudno usłyszeć, gdy student opuszcza szkołę. Ciekawe, jaką filozofię życia wyznają studenci, że nie kłaniają się ludziom. Czyżby też mieli takie podejście do życia, iż pozdrawiać należy herbatkę i szczoteczkę do zębów, a człowieka raczej nie, gdyż może się nie odkłonić? Być może dorabiam filozofię do zwykłego chamstwa, ale trudno mi zrozumieć, że można się nie kłaniać ot tak bez powodu. Także trudno mi pojąć, że można się nie odkłaniać bez powodu. W niemówieniu „dzień dobry” i „do widzenia” musi kryć się jakiś głębszy przekaz.
Ludzie chcieliby mieć mnóstwo znajomych, a nawet im się nie chce mówić „dzień dobry”. Mnóstwo osób dręczy się tym, że nie spodobało się światu, a nawet nie chciało im się buzi otworzyć, aby ten świat pozdrowić. Ludzie szkolą się w skomplikowanych zasadach komunikacji międzyludzkiej, w technikach public relations, a kardynalny błąd popełniają już na wejściu: nie mówią „dzień dobry”. Jeśli ktoś zapomniał, jak to się robi, niech poćwiczy z przedmiotami. A zatem: „dzień dobry, herbatko”.
Komentarze
Poza zwykłym brakiem wychowania to może być chorobliwe. Są ludzie cierpiący na fobię społeczną – dla niektórych z nich nawet powiedzenie „dzień dobry” może być przeszkodą nie do pokonania, chociaż nie brak im kindersztuby. Kpienie z nich z pewnością im nie pomaga.
Fobia społeczna? W jakim sensie? Że są nieśmiali, czy że im to uwłacza? A poza tym chorobliwe, w takim wymiarze? Nie pracuję w szkole, tylko w muzeum. Niemal wszyscy nasi asystenci nie byli w stanie się przywitać, złożyc życzeń z okazji imienin, przeprosić, nie mówiąc o dziękowaniu za cokolwiek. Pamiętam, jak usiłowałam zasugerować jednemu z naszych asystentów, żeby wyraził słowami swoją wdzięczność dla naszej szefowej, bodajże za jakiś nadprogramowy wyjazd. Popatrzył na mnie jakbym z byka spadła. Ale widać było, że go to nurtuje. I w końcu zadał mi pytanie: „A po co mam to zrobić?”.
To nie fobia, to efekt pracy wychowawczej zreformowanej szkoły. Studenci, to ludzie z maturą, a maturę daliśmy im my! Mam tylko nadzieję, że to ci30%. Więc panie i panowie, oby tylko tak dalej!
Niedźwiedzica: Fobia jest to chorobliwy lęk przed czymś, w przypadku fobii społecznej- przed innymi ludźmi. Dotknięci fobią społeczną nie umieją nawiązywać relacji, unikają jakiegokolwiek kontaktu z drugim człowiekiem, nie z poczucia, że są lepsi, tylko z powodu psychicznego oporu nie do przezwyciężenia.
Skoro aż tak źle, to może trzeba powrócić do tradycji z podstawówki, gdy nauczyciel wchodził do klasy i witał wszystkich „Dzień dobry”, to cala klasa odpowiadała chórem: „Dzień dobry Panie Profesorze”.
Ale ogólnie mówiąc, maniery marnieją. Dawno temu nie było do pomyślenia, aby mężczyzna nie wstał kiedy do pokoju wchodziła kobieta lub, żeby ośmielił się w obecności kobiety być bez marynarki. Ale to dawne czasy… Ale fajnie było!
Jakże to? Czyli mam rozumieć, iż współcześnie jak nauczyciel wchodzi do klasy to nie mówi uczniom DD, a ci mu nie odpowiadają? To widać, mimo młodego wieku, jestem staroświecki. Bo ja bez wzajemnego powitania nie zacząłbym lekcji.
A jak czesto w domu wobec dziecka i innych domownikow uzywamy „prosze” i „dziekuje”? Czyz wiekszosc z nas nie ogranicza sie do komunikatow „podaj mi chleb”, „wynies smieci” zapominajac o dodaniu „prosze” nie mowiac juz o podziekowaniu za spelnienie prosby, prosby a nie polecenia. Bo dom to nie koszary-chyba;)
>Fobia społeczna? W jakim sensie? Że są nieśmiali, czy że im to uwłacza? A poza tym chorobliwe, w takim wymiarze?
>To nie fobia, to efekt pracy wychowawczej zreformowanej szkoły.
widać, że ci co pisza cos takiego nigdy na to zaburzenie nie cierpieli i nie potrafia sobie wyobrazic, jak sie z nim zyje. Ja to mialem przez dlugi czas, i wiele razy zebralem opieprz za niemówienie ‚dzień dobry’ czy ‚dziękuję’. Ale nie robilem tego z chamstwa. Wiedzialem ze w tej czy innej sytuacji wypada powiedziec to czy tamto, ale BAŁEM sie to powiedziec, bo wydawalo mi sie ze temu komus moje ‚dzien dobry’ czy ‚dziekuje’ nie jest do niczego potrzebne, a ja nie mam prawa zawracac takimi glupotami glowy komus kto jest lepszy ode mnie – wlasnie takie mysli generuje to zaburzenie, nieracjonalne, ale natretne, czlowiek jest przekonany ze taka jest prawda. Wiem ze trudno to zrozumiec jak sie tego nie przezylo.
Oczywiscie nie mowie ze niemowienie grzecznych slowek wynika zawsze z tego zaburzenia, lecz prawie zawsze z braku wychowania. Ale trzeba pamietac że za co najmniej kilkoma procentami takich zachowan stoi jakas schiza psychiczna, a nie chamstwo. I to trzeba uwzgledniac, stosowac domniemanie niewinnosci. Szkoda ze tak nie bylo w moim przypadku – duzo nazbieralem obrazonych spojrzen i tekstow ze jestem arogancki czy niewdzieczny, ktore jeszcze bardziej obnizaly moja samoocene.
Kazdy jest na swoj sposob nienormalny.
Inna sprawa, ze wielu profesorow na moim wydziale korytarzowe ‚dzien dobry’ ze strony studentow kwituje milczacym spojrzeniem inna strone, albo odburknieciem pod nosem z mina ‚nie zawracaj studenciku glowy’.
Czasy są roszczeniowe. Mówiąc – to mi się od ciebie należy, bo za to ci płacą – eliminujemy dodatkowe, aczkolwiek miłe grzeczności. Kursy „public relations” uczą wobec kogo należy być grzecznym i spolegliwym, więc wobec pozostałych nie musimy aż tak się poświęcać. Bo mówienie „dzień dobry” lub „do widzenia”, to poniekąd poświęcenie, w sensie – lepiej powiem, bo jesteś mi potrzebny lub możesz mi zaszkodzić. A nie mówienie, to dowód, że jestem wobec ciebie równy, nie muszę się przed tobą płaszczyć.
Takie mam wrażenia i odczucia obserwując zachowanie uczniów w szkole.
Rozpoczynam każdą lekcję od prośby o powstanie i od „dzień dobry”. Wielu muszę upominać, bo robią to bardzo opornie. Ci, których bezpośrednio widzę – odpowiadają. Ci, którym się wydaje, że ich nie widzę – nie odpowiadają. Wiem, że traktują tę ceremonię jako moje dziwactwo, a godzą się, bo wolą ze mną nie zaczynać.
Do głowy im nie przyjdzie, że robię to ze względów na moją wewnętrzną potrzebę bycia kulturalnym ukształtowaną – jednak przez dom rodzinny, co by tu nie mówić.
Myślę, że procent ludzi, którzy cierpia na tego rodzaju fobię, jest dosyć niski, nie wiem, jak bardzo, ale jednak. Doskonale rozumiem, że są ludzie, którym się wydaje, że zawadzają całemu światu i nie przedstawiają się, np. podczas rozmowy telefonicznej, uwazając to ze swego rodzaju zuchwałość czy też autopromocję („Dzień dobry, mówi Niedźwiedzica” – to znaczy ja mówię, a czy to kogoś obchodzi, że to ja, więc lepiej nie powiem… ). Kiedyś mówiło się, że tacy ludzie są nieśmiali. Mimo to myślę, ze jest to niewielki ułamek całości, a poza tym to jest brak wychowania w domu, na zasadzie, że jest to czynność zbędna, więc mozna ją pominąc
do Tomka:
a ja mam nadzieję,że ci z 30% nie wracają do szkoły w charakterze praktykantów!:)
do lepusa:
Autor wspominał o praktykantach-jak sądzę ,osoba z fobią społeczną nie nadaje się raczej do pracy w szkole? Podobnie jak osoba z dyskalkulią raczej(?) nie powinna uczyć matematyki a z dysortografią języków.
Ale pewnie jestem staroświecka.
agat:
>osoba z fobią społeczną nie nadaje się raczej do pracy w szkole
owszem, ale ja jestem dowodem na to ze z tego sie mozna wyleczyc, i to calkiem skutecznie, wiec nie skreslaj tak od razu.
Gospodarz mendzi(cudowne ,dla polonisty).Ja kłaniam się przodem(cudowne dla polonisty),każdemu.Dziecku sąsiada(wybiło mi szybę i unika mnie) itp.
BLOGOWICZE!!! Panu Dariuszowi dedykuję fraszkę Jana Sztaudyngera
„Zasady”
Wygłaszaj wzniosłe zasady,
Łatwiej wtedy popełniać zddrady.
Zeby dla mlodziezy bycie kulturalnym bylo „cool”, to najpierw idole, gwiazdki i gwiezdeczki estrad, aktorzy musieliby byc kulturalni. Pozwalamy Bogusiowi Lindzie balowac w kinach to mamy potem cala Polske Bogusiow. Kobietyw wilekim miescie kurwuja, nawet redaktorki, nauczycielki (tak sugeruje najnowszy kinowy film). W dodatku sa swietnie ubrane, jezdza super bryczkami, mieszkaja luksusowo. To dopiero jest „cool” dla nastolatek. Na te bryczki, lokale i ciuchy liczyc nie moga ale chociaz kurwe da sie latwo zaadoptowac i poczuc sie jak przystojna prawniczka z filmu.
Bezmyslnie kopiujemy wszysto co z Zachodu.
Do zacnej/go Agat; A kto na miłe bogi jest tak zdesperowany, jeśli nie 30% żeby myśleć o pracy w szkole? Osobiście nie spotkałem głupszego stworzenia od Rady Pedagogicznej, ale wiem już, że ona ewoluuje! Coś ciągnie ją w dół. Ciągnie ciągle i nieodwołalnie. Zobaczcie ludeczkowie, wejrzyjcie na poziom szkoleń dla nauczycieli, wejrzyjcie na poziom dyskusji, na to, że przyjmujemy milcząco wszelkie bzdury nadzoru wszelkiego stopnia, rady przyjmują milcząco politykę personalną organów względem dyrekcji szkół, a przy poziomie rozstrzygnięć tzw. konkursów, dawniejsza nomenklatura partyjna była zdrojem myśli, nie tylko marksistowskiej, ale i kadrowej. Wejrzyjcie, jaki procent nowo-zatrudnianych n-li kończyła kiepskie wyższe szkółki najczęściej zaocznie bardzo. „Pochylcie” się nad awansem zawodowym, nie znam przypadku, żeby ktoś nie przefrunął nad „poprzeczką” , zobaczcie na wizytatorów! Jak sobie pani nie radzi w szkole, a ma jakieś znajomości, no to niech idzie do nadzoru. A tam, no tam, to już znakomita się staje, metodycznie i intelektualnie rośnie, można powiedzieć: z godziny na godzinę i ze szczebla na szczebel może skakać. I realizować 112223345667 „priorytet” men lub kuratora. A przy tem wszstkiem nie zaprzeczam, że są pośród nauczycieli i prawdziwi artyści w zawodzie i kłaniam im się w pas!!!
W kraju, w ktorym mieszkam dzieci nie mowia „dzien dobry”. Wchodza- czy to do klasy czy do cudzego domu- wlasnie tak jak Pan napisal- „jak do obory”. Bierze sie to z tego, ze wszyscy wiedza, iz nie powinno sie „spoufalac z obcymi”. My patrzymy na to inaczej- jako brak kultury. Czego mlody czlowiek nie nauczyl sie w domu- tego nie bedzie umial np. w klasie. Nie bierze sie cukierkow od obcych, nie udziela informacji gdzie jest jaka ulica, nie rozmawia z tymi, ktorych sie nie zna, nie usmiecha do przechodnia. Tak jest w mlodym wieku. Jako dorosli-usmiechaja sie wszyscy. Pozdrawiaja sie na ulicach, pozyczaja od nieznajomego telefon komorkowy- jak zajdzie nagla potrzeba. W kazdym urzedzie , szpitalu, sklepie- mozna liczyc na zyczliwosc, brak pospiechu i pomoc- udzielana przez kompetentnego pracownika. To oni sa dla nas, a nie my dla nich. Co kraj to obyczaj. Wracajac do dzieci ( wlasnych)- kiedy mowia „dzien dobry”- nikt z doroslych im nie odpowiada. Nie ma takiego zwyczaju. Nie mowia juz nic- nawet w zaprzyjaznionych polskich domach. Jak dorosna- wszystko sie zmieni.
Do A2
W moim domu prawie zawsze uzywamy slowa prosze,dziekuje itp,a mimo to mam wielki problem z nauczeniem mojej 8 letniej corki mowienia dzien dobry itp.
Dzień dobry blogu 😉
Zgadzam sie z wieloma „przedmówcami” – brak kultury, ograniczenia natury psychologicznej, brak odpowiedniego wychowania, ale jakos na pierwszy plan wysuwaja mi sie 2 czynniki.
Pan Autor i wielu innych zauważyło że dorośli nie odpowiadają i sami się raczej przyjaźnie nie zachowują. Dlaczego osoba która już coś znaczy w społeczeństwie ma nadskakiwać z grzecznościami ludziom nie raz dośc gburowatym? A do tego przecież zupełnie tych ludzi nie zna, gdybym ja miał w szkole każdemu nauczycielowi mówić „dzień dobry” to bym sie na śmierć „zadzieńdobrzył” a odpowiedzieliby tylko ci których znam, reszta może z odruchu ale z tak zdziwionym wyrazem twarzy jakbym na rekach stanął.
Po prostu te zwykłe niegdyś codzienne grzeczności nabierają powoli cech elitarnego wyróżnienia – jak ktos zauważył tym których cenimy czy tez potrzebujemy wciąż „dzień dobry” mówimy. Ot ewolucja obyczajów. O tempora o mores…
Ażeby być upoważnionym do pisania takich słów wypadałoby samemu odpowiadać na uczniowskie „Dzień dobry!” panie profesorze.