Przypadłości belferskie
Uczniowie mogą mieć dysleksję, dysgrafię, dyskalkulię, a nawet ADHD. A na co może cierpieć nauczyciel? Jestem teraz na zwolnieniu lekarskim i zastanawiam się, co mi jest.
Niewątpliwie odczuwam nieprzepartą niechęć do realizowania priorytetów edukacyjnych. Priorytety są ustalane z góry, tzn. bez sprawdzenia, jakie są autentyczne potrzeby uczniów. Zanim poznam klasę, już wiem, że w tym roku muszę uczyć pod kątem np. potrzeb ucznia szczególnie zdolnego (potem okazuje się, że w tym roku szczególnie zdolnych akurat nie ma). A w następnym roku odwrotnie – skupiając się na potrzebach ucznia słabego (pech – słabych nie mam). Gdy słyszę o priorytetach, wszystko się we mnie przewraca. Priorytety ustalane z góry to typowy przykład wykorzystywania dzieci do własnych celów przez dorosłych. Ustalanie priorytetów powinno być poprzedzone krytyczną analizą potrzeb konkretnych uczniów. Chociaż z drugiej strony, może wszystko jest w porządku, a ja po prostu jestem nieprzystosowany, ponieważ cierpię na poważne zaburzenie rozwoju zawodowego, na tak zwaną „inwersję priorytetów”. Pilnie jest mi potrzebne zaświadczenie, które przekonałoby dyrekcję, że odwracam kota ogonem z powodu schorzeń, a nie dlatego, że kogokolwiek lekceważę.
Odwracanie kota ogonem to jedna z najstarszych przypadłości, dużo starsza od dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i ADHD. O chorych na inwersję priorytetów pisał już Homer w „Odysei”: „Jeśli ktoś, widząc cię, zagadnie, że na barkach łopatę dźwigasz, złóż to brzemię i wygładzone wiosło wbij natychmiast w ziemię”. Odyseusz nawet trafił do specjalnej krainy, gdzie ludzie postępowali absurdalnie, np. wiosłowali łopatami, a ziemię skopywali przy pomocy wioseł. Musiał, biedak, trafić do krainy nauczycieli, czyli do szkoły. I chyba właśnie to mi dolega. Jestem typowym nauczycielem, czyli cierpię na inwersję. Wszystko widzę odwrotnie.
Komentarze
Kwestia priorytetów dla mnie również jest drażniąca. Czy władze oświatowe powinny realizować politykę oświatową narzucając nauczycielom kierunki pracy? Mają prawo tę politykę kształtować – moim zdaniem. Kłopot z tym „narzucaniem”. Sposób i czas informowania o wskazanych kierunkach pracy na dany rok szkolny (w końcu sierpnia, odczytanie priorytetów, suchych sformułowań bez żadnego uzasadnienia) zupełnie mi nie odpowiada. Dla mnie oznacza to lekceważenie nauczyciela, brak wiary w to, że potrafię sensownie zaplanować swoją pracę, bez „trzymania za rączkę”.
Ale jak się już pozłościłam i mogłam do tej sprawy podejść bez emocji to w dialogu międzykulturowym odkryłam ciekawe tematy do dyskusji z uczniami. Poszperałam i mam już interesujące pomysły. Zarzuty nauczycieli, z którymi rozmawiałam, że ten priorytet jest bezsensowny bo jesteśmy społecznością jednolitą kulturowo (to z kim ten dialog?) jest zupełnie chybiony. Aktualni uczniowie będą żyć i pracować w wielokulturowym świecie (może w Londynie?), postawa otwartości i ciekawości „innych” może okazać się bardzo przydatna w układaniu własnego życia i w Polsce i poza granicami.
Też nie jest prawdą,że jesteśmy monolityczną społecznością. Ziemie Zachodnie (mieszkam w pn Wielkopolsce) były po wojnie niesamowitym tyglem migracyjnym. Korzenie naszych rodziców sięgają w różne rejony świata. To wszystko jest niesamowicie ciekawe. Czy bym się nad tym zastanawiała, gdyby ktoś nie przypomniał mi, że to ważne? Nie wiem.
Pozdrawiam
Ps. Wśród Pana uczniów w każdym roczniku są z pewnością i uczniowie utalentowani i uczniowie z trudnościami w uczeniu się. Jestem tego pewna. Czytałam Pana książki.
Droga Pani Szalicjo!
Każda szkola i każdy nauczyciel ma w danym roku inną sytuację bo ma innych uczniów i to one, a nie pisane „tradycyjnie”od czasów p.Łybackiej(ona to wprowadzila!) urzędnicze pomysly, powinny decydować o ich priorytetach!!!
Czy coś, poza ZNP, przeszkadza w decentralizacji szkolnictwa?
A to nie można robić po swojemu tylko trzymać się jakichś zasad? kazdy nauczyciel chyba wie, co dla jego uczniów najlepsze?
Drogi Zenku i Violetta pruska,
Jestescie pewni, ze zaden nauczyciel nie potrzebuje zadnych wytycznych co do priorytetow? 24-letni mlody, nauczyciel (prosto z zabalongowanego akademika) sam wpadnie na to, ze warto poruszyc temat „wielokulturowosci” korzeni mlodego pokolenia na tzw Ziemiach Odzyskanych? Tak jak w jednej klasie mamy uczniow o zroznicowanym poziomie samodzielnosci tak mamy i zroznicowane grono nauczycielskie. Doswiadczony nauczyciel sam poradzi sobie z „nikompatybilnoscia” ministerialnych priorytetow, mniej doswiadczony powinien przynajmniej wiedziec, ze takowe istnieja i miec szanse na zastanowienie sie nad ich stota.
Szalicjo, taka nasza polska natura. Mamy chorobliwy wstret do wladzy, jakiejkolwiek, pism(szczegolnie urzedniczych). Najpierw sie spienimy a potem dopiero zauwazamy, ze nic tam zlego w tych priorytetach nie ma. Dajemy sie emocjom i dopiero jak opadna , na chlodno rozumiemy co i dlaczego nam przekazuja. Bardzo wstydliwa cecha narodowa, szczegolnie przeszkadzajaca za granica w pracy z innymi narodowosciami. I ciezko ja wyplenic. Warto nad nia popracowac z uczniami.
Osobna sprawa to czy w ministerstwie mamy profesjonalistow i czy im ufamy. Jesli nie mamy i nie ufamy to zmieniamy albo sami nimi zostajemy.
Mam nadzieje, ze w ministerstwie pracuja, glownie, czynni lub nie, nauczyciele.
do tsubaki
Można o priorytetach dyskutować na danej poziomie szkoly.Natomiast centralne ustalanie ich na poziomie ministerstwa czy kuraratorium jest bez sensu i stanowi raczej PR tych instytucji, mający uzasadnić ich niezbędność i uzyteczność.
>Osobna sprawa to czy w ministerstwie mamy profesjonalistow i czy im ufamy. Jesli nie mamy i nie ufamy to zmieniamy albo sami nimi zostajemy.
Mam nadzieje, ze w ministerstwie pracuja, glownie, czynni lub nie, nauczyciele.<
;-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
W ministerstwie nie mamy profesjonalistów już od dawna, a z tego i odpowiedni poziom zaufania wynika;-) Urzędasem w ministerstwie nie zostaje się ani z chcenia ani z profesjonalizmu.
Raczej z ukladów i przydatności rządzącym…
W ministerstwie i kuratoriach nie pracują glównie nauczyczyciele z powodów, o których wyżej.Szczególnie dobrzy nauczyciele!!!
Znam paną, polonistkę zresztą z wyksztalcenia, której jednym z glównych corocznych obowiązków jest przekazywanie kilkanaście razy corocznych standardowych gratulacji od ministra pewnej grupie mlodzieży.30 lat temu(ponad) bylem tą mlodzieżą i szlo jej to fatalnie.Dziś też idzie nie lepiej;-))))))
System powolywania urzednikow szwankuje, czyli dla dobra kraju nalezy budowac ludzki kapital, przygotowany do przeprowadzenia zmian. Przy okazji czy w innych ministerstwach tez mamy urzednikow niezwiazanych z dziedzina ministerstwa, w ktorym pracuja?
Droga mlodziezy! Jesli to czytacie to myslcie co i jak zmieniac w przyszlosci!
Priorytety mozna ustalac na poziomie szkoly, tak ale z poziomami dyrektorow tez roznie bywa…a jaki dyrektor taka cala szkola. Nie lepsze solidne kryteria powolywania elity wladz oswiatowych? Szacunek srodowiska, profesjonalizm, osigniecia, doswiadczenie w zawodzie, szerokie horyzonty. Dodam jeszcze wysokie ratio „pokrajalnosci” srodowiska za kandydatow”;).
Do tsubaki
>Priorytety mozna ustalac na poziomie szkoly, tak ale z poziomami dyrektorow tez roznie bywa?a jaki dyrektor taka cala szkola.<
Tyle,że lekarstwem na to nie są centralnie wyznaczone priorytety(podobnie jak minister zdrowia nie powinien ustalać jednolitej terapii wszystkich chorób razem;-).Kluczem jest doskonalenie procesu doboru dyrektorów oraz mechanizmów oceny ich i ich szkól. Poza tym przy wyborze priorytetów przez szkolę jest jeszcze Rada Pedagogiczna.W przypadku centralnych priorytetów ona przyjmuje te priorytety za pośrednictwem dyrektora do wiadomości – bo wtedy również dobry[obecnie przypadkiem;-)] dyrektor niewiele już może…
Szczególnie,że sprawdzanie realizacji tych priorytetów ma charakter formalny!!!
Kiedyś były np. do rozpropagowania tezy o przyjaźni z miłującymi pokój narodami Związku Radzieckiego lub o zaletach RWPG (kto to jeszcze pamięta?), teraz priorytety np. pod hasłem wielokulturowość. Jak zwał, tak zwał, władza ma zwykle jakieś tezy i priorytety, szczególnie ludowa, jak im się bliżej przyjrzeć, to nawet bywają podobne. I nawet niektórzy nauczyciele potrafią się ucieszyć, że ich to zainspirowało, bo sami by na to nie wpadli. I oto chodzi, a kto sam wpadłby na to, że rewolucja październikowa była tak przyjazna dla otoczenia albo że wielokulturowość jest taka ważna (gdy ledwo zna się kulturę własną i niekoniecznie ją szanuje). Może być głupio, ale „po linii i na bazie” lub poprawnie politycznie.