Zajęcia dla kotów
Szkoły dostają pieniądze na zorganizowanie dodatkowych zajęć dla uczniów (wygrywają w konkursach, dostają z przydziału itd.). Pieniądze przepadną, jeśli uczniowie nie będą na nie przychodzić. Dochodzi do sytuacji, że zmusza się dzieci do przebywania w szkole od 8 do 19. Lekcje są bardzo ciekawe. W jednej ze szkół, która w wyniku ostrej rywalizacji otrzymała dofinansowanie, uczniowie mają następujące zajęcia dodatkowe: lekarz (informacje o chorobach), psycholog (jak radzić sobie ze stresem), doradztwo zawodowe (jaki kierunek studiów wybrać), przedsiębiorczość (w wersji doskonalszej niż obowiązkowy przedmiot), informatyka, języki obce oraz zajęcia wyrównawcze z polskiego, matematyki itd. Jest w czym wybierać.
Warto podkreślić, że nie jest to oferta tylko dla uczniów klas maturalnych, lecz przede wszystkim dla pierwszoklasistów. Starsi uczniowie nie zgodziliby się na tak duże obciążenie, dlatego nauczyciele pomyśleli o „kotach”. Im można wcisnąć wszystko. Zajęcia są niby nieobowiązkowe, ale weź człowieku nie przychodź. Doszło więc do tego, że z pieniędzy unijnych realizuje się programy, które na siłę wciska się pierwszakom, ponieważ tylko oni to przyjmą. Uczniowie klas pierwszych są na tyle niezorientowani, że myślą, iż tak być musi. Sądzą, że szkoła średnia polega na nieustannej nauce. Nawet wstają o 3 w nocy, aby odrobić prace domowe, ponieważ wieczorem lecą z nóg, padają ze zmęczenia. Ze starszymi uczniami nikt by tak nie pogrywał. Jeszcze wmawia się pierwszakom, że to wielkie uprzywilejowanie, że szkoła wygrała konkurs, a oni wielką szansę na loterii życia. I pierwszaki chodzą, na rzęsach, ale chodzą.
To wielkie szczęście, że edukacja otrzymuje pieniądze unijne. Jednak nie są one dla każdego, lecz dla potrzebujących. A już absurdem jest zmuszanie uczniów do korzystania z zajęć, bo inaczej przepadną pieniądze. Szkoły powinny najpierw przeprowadzić badanie, jakie jest zapotrzebowanie na zajęcia dodatkowe i realizować je tylko wg realnych potrzeb uczniów. A jeśli pieniędzy jest za dużo, to należy je przekazać tam, gdzie jest ich za mało. Tymczasem jedne szkoły, dzięki zapobiegliwości kadry, mają tych środków za dużo, a inne wcale.
Młodzież, którą obarczono ciężarem nie do udźwignięcia, będzie potrzebowała niedługo pomocy psychiatrów. Trzeba będzie leczyć dzieci, którym na siłę zaaplikowano za dużo nauki. Program nauczania jest i tak bardzo przeładowany. Dodatkowe zajęcia powinny być naprawdę dobrowolne i tylko dla potrzebujących.
Komentarze
To rzeczywiście absurd. W takim rozumieniu pozyskiwania funduszy unijnych oraz realizacji projektów dostosowawczych, to opisane przez Pana zjawisko zakrawa na istne nieszczęście (tak się składa, że wiem o czym mówię, bo w latach 2000-08 pisałem i koordynowałem pięć projektów edukacyjnych).
Zapobiegliwość kadry oraz aktywność w pozyskiwaniu funduszy jest b. cenna, i chwała im za to, ale do elementarnych zasad postępowania należy przeprowadzenie choćby cząstkowego „studium wykonalności” projektu, zidentyfikowania potrzeb, możliwości ich realizowania, wyznaczenie odbiorcy końcowego oraz określenie rezultatów wraz z wnioskami końcowymi.
W opisanych przez Pana przypadkach czarno widzę proces rozliczenia i tzw. upowszechnienia; nie mówiąc już o szkodliwości całego przedsięwzięcia. Czy nad nami wisi jakieś fatum?
Gorąco pozdrawiam.
Prosto z życia. Jedni się przeżrą, a inni będą głodni. W szkołach jak w życiu, ty jesz dwa obiady, ja nic, śroednio na osobę wychodzi jeden obiad. Ze środkasmi z Unii ma się podobnie, dla jednych wszystko, dla innych zero.
Zakres obowiązków. Jest coś takiego w innych miejscach pracy. W szkole, moje prywatne wrażenie, nauczyciel jest od wszystkiego. Od wniosków unijnych, które czasem bokiem wychodzą. Wiem bo sam jeden pisałem. Od żebrania na ksero, od naprawiania komputerów, czasem trzeba kurze przetrzeć na półkach. Mam wrażenie, że te działania są ze szkodą dla samych uczniów. W wielości tych obowiązków na ostatnim miejscu najczęściej znajduje się przygotowanie do zajęć. Choć to może tylko moje wrażenie.
moja siostra przychodzi zmęczona do domu i MUSI lecieć godzinę póżniej na matematykę dodatkową (szkoła jakies tam dofinansowanie dostała czy coś w tym stylu)
ja zdaję matematykę- dowiedziałam się o tym w sumie jakiś miesiąc temu. bo do tej pory nie wiadomo było czy zadajemy… chodzę do 3 technikum a do końca nie wiem czy bedzie ta matura z matmy….
czy nie czasem Ci biedni niedoinformowani ludzie powinni mieć zajęcia?
rzeczywiście pierwszakom wciśnie się WSZYSTKO