Dzień dla każdego
Dzień Nauczyciela – dzień wolny od zajęć dydaktycznych. Pewnie zazdroszczą nam tego święta uczniowie, więc można by wprowadzić Dzień Ucznia – dzień wolny od kontaktu z nauczycielami. Przydałby się też na doczepkę Dzień Woźnego, Dzień Dyrektora Szkoły i Dzień Pedagoga. Nie zaszkodziłby też Dzień Katechety, Dzień Etyka i – absolutnie konieczny – Dzień Wychowawcy. I wszystko wolne od zajęć dydaktycznych. Nie wolne w ogóle, tylko wolne od prowadzenia lekcji. Można by wtedy iść do teatru, kina, muzeum albo pojechać na wycieczkę do Krakowa czy Kazimierza nad Wisłą. Można by też zostać w szkole i prowadzić wolne zajęcia tylko dla zainteresowanych. Święto to podstawa szkoły.
Kultura szkolna uformowana została przez liczne święta. Gdyby nie dni świąteczne, uczniów i nauczycieli ogarnęłaby melancholia. Mnie już bierze w swoje szpony stres, ale trzymam się, bo przecież już jutro Dzień Nauczyciela. W szkole czuć atmosferę przygnębienia, ale pocieszamy się wizją jutrzejszego święta.
Święto jest dobrą okazją do wprowadzenia zmiany. Po święcie można przyjść do szkoły w całkiem nowej skórze. Jak się komuś nie wiedzie w nauce, powinien w dniu świątecznym przemyśleć siebie samego i przejść metamorfozę. Nie można stać się innym człowiekiem z dnia na dzień, ale po święcie można. Byłem nikim, ale podczas święta zaznałem oświecenia i wracam do szkoły jako ktoś wyjątkowy. Takie powinniśmy mieć nastawienia do dni świątecznych.
Dzień Nauczyciela jest po to, aby dotrzeć do ukrytych głęboko w sercu wartości, które spowodowały, że zostaliśmy nauczycielami. Ostatnimi czasy trochę mi te wartości podgniły i lekko się zestarzały, ale mam nadzieję, że w Dniu Nauczyciela wszystko odżyje i na nowo się zazieleni. Niech żyje nasza nauczycielska zieloność i niech każdego dnia kiełkuje nowymi pomysłami dla dobra uczniów. Wszystkiego Najlepszego, Nauczyciele!
Komentarze
Wszystkiego najlepszego… Ot tak, w dniu Naszego święta!
Jacek Stolarski z Włoszczowy
Skoro tak Panowie mówicie, to wszystkiego najlepszego w dniu naszego….święta.
PS mialam dziś radę pedagogiczną…
Ja byłem na uroczystościach powiatowych z okazji jutrzejszego święta. Udział parlamentarzystów uświetnił uroczystość, ale niczego nie wniesli oni do naszych oczekiwań. Wręcz przeciwnie. Jeden z Posłów, nauczyciel od lat 60-tych i członek Komisji Oświaty w kilku kadencjach, narzekał na niedokończoną reformę oświaty. On, parlamentarzysta ! Życzył nam wiele dobrego, a zakończył z nadzieją w głosie abyśmy jeździli do Warszawy z wycieczkami, a nie po to aby tam protestować.
W kim więc nasze nadzieje? Chyba jedynie w Prezydencie.
Mimo wszystko życzmy sobie, aby wysłuchane dzisiaj życzenia spełniły się chociaż w części.
Jutro (mamy wolne) słuchajmy radia, oglądajmy TV a i gazetę warto wziąć do ręki aby ucieszyć oko, ucho i ego tym co będą mówić o nas i naszej roli. Syćmy swoje narcystyczne natury…bo to będzie festiwal „Jednego Dnia”.Pozdrawiam Nauczycielską Brać. Trzymajmy się! Nie dajmy się!
Jutrzejsze święto już nie jest Dniem Nauczyciela. Jest Dniem Edukacji Narodowej, a więc jest też Dniem Katechety, Dniem Woźnego, Dniem Ucznia…
Taka oszczędność.
Albo pierwsza próba zdeprecjonowania nauczycieli.
Abyście Państwo nie ulegli czarownym i otumaniającym zapachom okolicznościowych kadzideł, abyście nie przegadali kolejnego swojego święta. Święto Edukacji Narodowej czy Dzień Nauczyciele? Kiedy decydenci nie mogą niczego sensownego wymyślić, to wymyślają inną i bardziej wzniosłą nazwę.
Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy?
Ze względów dydaktycznych zaczniemy od prostego i oczywistego dla wszystkich przykładu. Wszyscy wiedzą doskonale, że piłkarze różnią się bardzo swoimi umiejętnościami, uzdolnieniami oraz pracowitością. Najlepsi grają w najlepszych drużynach, a najlepsze drużyny rozgrywają mecze między sobą. Po zakończaniu sezonu piłkarskiego najlepszy zespół zostaje mistrzem Polski. Najsłabsze drużyny spadają do II ligi, a w ich miejsce wchodzą najlepsze drużyny z II ligi. Podobna wymiana drużyn ma miejsce między II i III ligą. System taki jest racjonalny, logiczny i obowiązuje we wszystkich zespołowych dyscyplinach sportowych. Najlepsi sportowcy otrzymują zawrotnie wysokie wynagrodzenia, a najsłabsi – często na podwórkach – też z wielką przyjemnością kopią piłkę. System współzawodnictwa sportowego nikogo nie dziwi – a wręcz przeciwnie – jest powszechnie uważany za uczciwy i oczywisty.
Nie mamy ani najlepszych piłkarzy, ani najlepszych drużyn piłkarskich. Czy byłoby korzystne dla zawodników i czy poziom gry w piłkę nożną podwyższyłby się, gdyby PZPN wymieszał piłkarzy z I, II oraz III ligi i utworzył z nich nowoczesny „produkt” piłkarski czyli jedną „wielką ligę równych szans”? Reakcja kibiców byłaby natychmiastowa i nowoczesny „produkt” piłkarski – odmiennie od nowoczesnych „narzędzi oraz produktów” edukacyjnych – nie przetrwałby ani jednego dnia.
Dlaczego zatem podobny system różnicujący uczniów nie został przyjęty w szkolnictwie? Dlaczego POLITYCY oraz EDUKATORZY uporczywie – i trzeba to w końcu powiedzieć otwarcie – OKŁAMUJĄ rodziców, nauczycieli i uczniów „SZKOŁAMI RÓWNYCH SZANS”, które szkołami równych szans wcale nie są, i w obecnym systemie szkolnictwa – być nimi nie mogą!
Razem w „wielkiej lidze równych szans”.
Klasy szkolne tworzone są z uczniów jednego rocznika. W ramach dowolnego rocznika uczniowie różnią się między sobą pod każdym względem – a szczególnie pod względem uzdolnień i pracowitości. Mimo to, corocznie w każdym gimnazjum mamy przykładowo: „wielką ligę równych szans klas I”, „wielką ligę równych szans klas II” oraz „wielką ligę równych szans klas III”. I podobnie jest w szkołach podstawowych oraz w liceach. W każdej klasie „wielkiej ligi równych szans” dowolnego rocznika mamy zarówno bardzo zdolnych uczniów, jak i uczniów z wielkim trudem pokonujących szkolne przeszkody. Bardzo często różnice między najzdolniejszymi i najsłabszymi uczniami w tej samej klasie są niewspółmiernie duże. W klasach takich najlepsi uczniowie nudzą się, a najsłabsi ciągle stresują nie mogąc nadążyć za pozostałymi uczniami. Mimo to, jedni i drudzy muszą „chodzić do tej samej klasy” – i wzajemnie sobie przeszkadzać. W klasach „wielkiej ligi równych szans”, to nie najlepsi uczniowie podciągają najsłabszych uczniów, a wręcz przeciwnie, to słabsza większość (tzw. polskie piekło) – jak tylko może – skutecznie ściąga w dół najlepszych uczniów. Nazywa się ich kujonami – chociaż nimi wcale nie są. Są zdolnymi dziećmi, które po prostu lubią się uczyć. Klasy „wielkiej ligi równych szans” są bardzo uciążliwe i męczące nie tylko dla uczniów, ale i dla nauczycieli. Nauczycielom bardzo trudno uczyć takie klasy, a uczniom bardzo trudno jest się uczyć w klasach „wielkiej ligi równych szans”.
Osobno – to nie zawsze lepiej.
W Wielkiej Brytanii obowiązywał system, w którym uczniowie po ukończeniu primary schools zdawali egzamin i w zależności od uzyskanych wyników byli przyjmowani do grammar schools stojących na wyższym poziomie i zapewniającym im możliwość dalszego kształcenia oraz do słabszych secondary schools. System ten – wydawałoby się bardzo logiczny – miał jednak istotną wadę: egzamin w bardzo młodym wieku dziecka decydował o jego dalszych losach. Dzieci z wiekiem zmieniają się: niektóre robią bardzo duże postępy, a inne tylko niewielkie.
Ani razem, ani osobno, czyli jak zwykle w Polsce – niekonsekwentnie!
W naszych szkołach nie tylko piątka piątce nie jest równa, ale i podziały uczniów na klasy też różnią się miedzy sobą! Na początku każdego roku szkolnego środki masowego przekazu „biją na alarm” twierdząc, że w szkołach ma miejsce segregacja, że uczniowie z ubogich rodzin są przyjmowani do gorszych klas. I wszystko – jak zwykle – na „biciu na alarm” się kończy.
Nie ma segregacji w naszych szkołach, ale to nie znaczy, że jest tak, jak być powinno. Segregacja miałaby miejsce wtedy, gdyby podział uczniów na klasy w obrębie każdego rocznika był dokonywany w oparciu o status majątkowy rodziców: w klasach A byłyby dzieci najbogatszych rodziców, a w klasach B dzieci pozostałych rodziców lub w klasach A dzieci najbogatszych rodziców, w klasach B dzieci średnio zamożnych rodziców, a w klasach C dzieci ubogich rodziców . Nie ma więc segregacji w naszych szkołach, a jest raczej grzecznościowa korupcja polegająca na umieszczaniu mniej zdolnych dzieci zamożnych lub wpływowych rodziców w lepszych klasach – których zgodnie z prawem oficjalnie nie ma. W „państwie prawa” są tylko „klasy równych szans”!
Zdaniem rodziców oraz środków masowego przekazu każdy dokonany przez szkołę podział uczniów na klasy jest stronniczy i niesprawiedliwy. Wszyscy zgodnie uchylają się jednak od odpowiedzi na pytanie, jakie kryteria należy stosować przy podziale uczniów na klasy? Co więcej, specjaliści od edukacji z czołowych dzienników, z czasopism oraz z innych środków masowego przekazu, jak również z fundacji „wspierających edukację”, takich jak Fundacja im. Stefana Batorego czy Federacja Inicjatyw Edukacyjnych etc. nie zauważyli jeszcze, że w powodzi aktów prawnych, którą nieustannie powiększa Ministerstwo Edukacji Narodowej, nie ma rozporządzenia, które by to bardzo ważne zagadnienie praktycznie, uczciwie, sensownie i jednoznacznie regulowało.
Jak zatem należy podzielić, na przykład 90 uczniów przyjętych do pierwszej klasy gimnazjum na poszczególne klasy? Możliwe są różne kryteria podziału.
1. Podział wielopoziomowy. Do klasy A można przyjąć 30 uczniów, którzy uzyskali najlepsze wyniki na sprawdzianie po ukończeniu szkoły podstawowej, do klasy B kolejnych 30 uczniów ze słabszymi wynikami, a do klasy C 30 pozostałych uczniów. Podział taki zostałby uznany za niesprawiedliwy przez rodziców tych uczniów, którzy w „ocenianiu wewnątrzszkolnym” uzyskali znacznie lepsze stopnie niż w „ocenianiu zewnętrznym”. Szkoła może też przyjąć jeden z wielu możliwych systemów mieszanych, uwzględniających zarówno wyniki z „oceniania zewnętrznego”, jak i wyniki z „oceniania wewnątrzszkolnego”. Każdy podział z całą pewnością będzie miał tyle samo zwolenników, co i przeciwników.
2. Podział jednopoziomowy. Zwolennicy zarówno doktryny „podciągania słabszych uczniów przez lepszych” (w praktyce szkolnej to uczniowie słabsi robią wszystko, aby lepsi od nich przestali być lepszymi), jak i gołosłownego – a nie faktycznego – „wyrównywania szans” będą domagać się podziału „sprawiedliwego”. Podział „sprawiedliwy” zgodnie z koncepcją „wielkiej ligi równych szans” będzie podziałem, w którym udziały uczniów najlepszych, średnich i słabych w klasach A, B i C byłyby takie same. Aby dokonać tego rodzaju podziału na klasy nie trzeba wyliczać tych udziałów, a wystarczy zezwolić uczniom, aby losowali swoje klasy, a tym samym, aby o przydziale uczniów do poszczególnych klas decydował ślepy los. Losowy podział uczniów na klasy nie jest jednak stosowany w praktyce szkolnej, a powinien być – zgodnie z obecnym systemem „równych szans”! Nie byłoby wówczas podstaw, aby oskarżać nauczycieli o „segregację uczniów” lub inne „niegodziwości” przynajmniej przy podziale uczniów na klasy.
Nauczyciele nie powinni mieć możliwości decydowania o podziale uczniów na poszczególne klasy. W pierwszych klasach szkół podstawowych o podziale uczniów na poszczególne klasy powinien decydować ślepy przypadek, ponieważ jest najbardziej uczciwy. Natomiast w klasach wyższych o podziale uczniów na klasy powinny decydować wyłącznie wyniki w nauce uzyskiwane przez uczniów.
To uczniowie uzyskiwanymi przez siebie wynikami w nauce – a nie nauczyciele – powinni decydować, w jakich klasach chcą i będą się uczyć. A mają dwie możliwości: mogą się uczyć w klasach ujednoliconych intelektualnie i wyrównanych pod względem uzdolnień oraz pracowitości, które stwarzają im najlepsze możliwości rozwojowe, albo w klasach „wielkiej ligi równych szans”, które oferują uczniom jednakowe, ale i najgorsze możliwości rozwojowe. Takie same możliwości rozwojowe mieliby też piłkarze w drużynach utworzonych losowo z piłkarzy I, II i III ligi, którzy dodatkowo zostaliby wyposażeni w buty – tego samego rozmiaru.
Najlepsze rozwiązanie – razem, ale osobno.
Jeżeli przy podziale na klasy 90 uczniów przyjmiemy podział wielopoziomowy, to niezależnie od tego czy za kryterium podziału zostaną przyjęte wyniki „sprawdzianu zewnętrznego”, „oceniania wewnątrzszkolnego” czy jedną z wielu możliwych kombinacji obu tych sposobów oceniania, to wkrótce okaże się, że w klasie B znajdują się uczniowie znacznie lepsi od najsłabszych uczniów z klasy A, a najlepsi uczniowie z klasy najsłabszej C będą lepsi od najsłabszych uczniów z klasy B poziomu średniego. Podział taki będzie więc zawsze podziałem niesprawiedliwym, jeżeli będzie podziałem jedynym i ostatecznym.
A zatem po pierwszej i po drugiej klasie gimnazjum można i należy dokonywać podziałów korekcyjnych: najlepsi uczniowie z klas niższego poziomu powinni przechodzić do klas wyższego poziomu (C -> B; B -> A), a najsłabsi uczniowie z klas wyższego poziomu do klas niższego poziomu (A -> B; B -> C).
System wielopoziomowego kształcenia (zob. Wstępny projekt dwustrumieniowego szkolnictwa podstawowego, Aleksander Janik „Kłopoty z kruszeniem betonu” Wyd. Alwa Kraków 1991, str. 93) ma dwie podstawowe zalety:
Uczniowie mogą wybierać taki poziom kształcenia, który zapewnia im uzyskiwanie wyników adekwatnych do ich uzdolnień i pracowitości.
W klasach złożonych z uczniów o zbliżonych do siebie uzdolnieniach uczniowie nie będą rozleniwiani i zanudzani ciągłym powtarzaniem tego, co już wiedzą, ani też nie będą się stresować z powodu stawiania im nadmiernych wymagań, którym z wielkim trudem lub w ogóle nie są w stanie sprostać.
Nauczycielom znacznie łatwiej jest pracować z klasami intelektualnie wyrównanymi – niezależnie od poziomu nauczania – a uczniom znacznie łatwiej będzie się uczyć w takich klasach. W obecnymi klasach „wielkiej ligi równych szans” nauczycielom bardzo trudno uczyć – a uczniom uczyć się.
W klasach „wielkiej ligi równych szans” bardzo zróżnicowanych pod względem uzdolnień uczniów nauczyciele muszą dostrajać się zarówno do wymagań najzdolniejszych, jak i najsłabszych uczniów, co często kończy się klęska na obu frontach równocześnie. Ten bardzo trudny problem, przed którym codziennie stają nauczyciele, edukatorzy oraz nadzór pedagogiczny rozwiązali w bardzo prosty i wygodny dla siebie sposób przy pomocy „przyjaznego uczniom”, ale i pustego frazesu: „nauczyciel powinien umieć nauczyć uczniów – a jeżeli nie umie, to …”. Tylko w pedagogice możliwe są prawdy, które prawdami wcale nie są.
Nauczyciele nie są cudotwórcami, są zwykłymi ludźmi, od których zależy bardzo wiele – ale nie wszystko. Nauczyciele są ograniczeni możliwościami poznawczymi swoich uczniów. Nawet najlepszy nauczyciel nie jest w stanie z mało zdolnego ucznia zrobić geniusza, ale może go nauczyć znacznie więcej od tego, czego mógłby go nauczyć nauczyciel przeciętny i nie przykładający się do pracy. Najlepszych nauczycieli potrzebują najlepsi i najmniej zdolni uczniowie. Przeciętnych uczniów mogą uczyć przeciętni nauczyciele.
Aby system wielopoziomowego kształcenia funkcjonował prawidłowo oraz wpływał inspirująco na wszystkich uczniów, nie wyłączając uczniów średnio i mało zdolnych, ocenianie pracy uczniów musi być rzetelne, uczciwe i wiarygodne. System ocen znormalizowanych spełnia te wymaganie (zob. Aleksander Janik „Kłopoty z kruszeniem betonu” Wyd. Alwa Kraków 1991). Nie ma natomiast żadnych podstaw, aby dotychczasowe „ocenianie wewnątrzszkolne”, jak również „ocenianie zewnętrzne” można było uważać za rzetelne, uczciwe i wiarygodne. Problem braku bezstronności w ocenianiu istniał i w dalszym ciągu istnieje. Na przykład Pan he-man, uważający się za specjalistę od „nowoczesnych narzędzi” w „nowoczesnych szkołach”, nie miał żadnych oporów, aby ex cathedra wystawić mi negatywną „ocenę opisową”, w której w ogóle nie odniósł się do tego, co napisałem. Gdybym był uczniem byłbym bezbronny w stosunku do takiej oceny. Nie jestem ani uczniem, ani studentem. Mogę więc poprosić Pana he-mana o przedstawienie praktycznie sprawdzalnego dowodu o wartości przynajmniej jednego z tych „nowoczesnych narzędzi” (zob. post „Nowoczesna szkoła” z „nowoczesnymi narzędziami” i z „nowoczesnym myśleniem” – ale bez kredy, papieru toaletowego, papieru do kserowania).
Osobno, ale razem.
System osobno, ale razem byłby w istocie systemem szkół specjalnych dla dzieci najzdolniejszych oraz dzieci bardzo mało zdolnych, jak również dzieci upośledzonych umysłowo w stopniu umiarkowanym. Szkoły takie mogą być zakładane tylko w odpowiednio dużych miastach. W szkołach tych byłyby tworzone klasy z najzdolniejszych uczniów klas poziomu A oraz oddzielne klasy z najsłabszych uczniów poziomu podstawowego. Jestem głęboko przekonany, że w szkołach tego rodzaju może nastąpić najlepsze zrozumienie oraz najsilniejsze zintegrowanie najbardziej utalentowanych z najmniej utalentowanymi z korzyścią dla jednych i dla drugich.
W moim przekonaniu problem organizacji kształcenia uczniów w naszych szkołach przedstawiłem jasno i w sposób zrozumiały dla wszystkich. Jeżeli ktoś z polityków, edukatorów, reformatorów, pedagogów, publicystów, nauczycieli oraz rodziców nie zrozumiał jeszcze istoty problemu, to znaczy, że nie jest w stanie niczego zrozumieć.
Wybór, przed którym stoją teraz rodzice, nauczyciele, a przede wszystkim rząd, nie polega tylko na wyborze między kształceniem zgodnie z koncepcją „wielkiej ligi równych szans” lub inspirującym i uczciwym w stosunku do wszystkich uczniów systemem wielopoziomowego kształcenia, ale jest też wyborem między nowoczesnym i pracowitym państwem lub dreptaniem w tym samym i wszystkim dobrze znanym błotku.
Napisałem wczoraj apel, abyśmy dzisiaj wsłuchiwali się w to co mówią i piszą o nas i o szkole. Ja od rana siedzę zajęty domowymi sprawami i słucham programu I Polskiego Radia. O 7.15 był wywiad z Panią Minister Hall. Życzyła nam nie tylko satysfakcji w sferze duchowej ale i materialnej – o co się wespół z Premierem starają. Ucieszyłem się.
Październik będzie dla nas ważnym miesiącem, bo to i Okrągły stół u Prezydenta i wniesienie do sejmu projektu ustawy o zmianie ustawy”Karta Nauczyciela”. Oj, będzie się działo, pomyślałem nieco zmartwiony.
Zajrzałem do Onetu. Są życzenia. Są i wypowiedzi nauczycieli. Przeczytałem kilka. Krzepiące! Zauważyłem również, jako polecaną również moją wypowiedź sprzed miesiąca, zamieszczoną na moim blogu „Tatulowe opowieści”a dotyczącą szkolnictwa zawodowego.
Tytuł: „Perypetie nauczyciela zawodu”, sygnowaną nickiem Tatul. Polecam i tę lekturę. Proszę również o komentarze do Tornada (kolejny post) jaki tamta opowieść wywołała. Myślę,że pouczające. W sam raz na dzisiejszy poranek.Pozdrawiam nauczycielsko.
Aleksander Janik powyzej opublikowal plan A. Dodalbym tam selekcje nauczycieli. I wtedy do lepszych uczniow dac gorszych nauczycieli a do gorszych lepszych. Tym najgorszym nauczycielom nie placic, a najgorsi uczniowie nie musza przychodzic do szkoly..I mamy wtedy wielka lige rownych szans….No i rodzicow tez do selekcji! Ze wzgledow statystycznych (aby rozklad byl normalny) skrajnosci kasowac! 😉
Powazniej troche – wszystkim nauczycielom zycze satysfakcji z wykonywanej pracy (takze finansowej). Pozdrawiam.
Podtrzymuję wszystko, co napisałem, i czuję się w pełni odpowiedzialny za to, co napisałem. Natomiast nie czuję się w żadnym stopniu odpowiedzialny za to, co chciał Pan odczytać lub było Panu wygodnie odczytać z mojego tekstu. Wykrzywić i wypaczyć można wszystko – i nie trzeba się nawet specjalnie wysilać. Jeśli zalicza się Pan do edukatorów, reformatorów i innych dobrze opłacanych działaczy oświatowych, to stanowisko takie wcale mnie nie dziwi. Jeżeli natomiast pracuje Pan w szkole jako nauczyciel, to radziłbym jeszcze raz przeczytać moją propozycje – ale tym razem ze ZROZUMIENIEM.
Z Dniem Nauczyciela jest jak z Dniem Kobiet. Jak składasz życzenia, to mówią, że po co kwiatki, woleliby podwyżki, jak nie składasz, to się obrażają. W mojej szkole w tym uroczystym dniu odrabiali 2 stycznia. I po co komu to święto?
Świątecznie życzę wszystkiego najcierpliwszego! Niech nas wszystkich los choć trochę obdarzy brakiem lęku przed politykami!
Ależ czemu dzień nauczyciela jest dniem wolnym od zajęć???I czemu miałby być dzień ucznia, katechety itp???Jestem w klasie maturalnej i dla mnie te święta muszą istnieć, ale z normalnymi lekcjami. Na drugi dzień nic nie chce się robić, a my maturzyści nie możemy sobie w szczególności teraz na to pozwolić. Wszystkiego naj dla nauczycieli…
My paracowaliśmy jak w każdy powszedni dzień !
Był tylko uroczysty apel który przygotowali uczniowie
pod naszym kierunkiem !
A nauczyciele – ani me, ani be …
Przyznaję, że to sztubackie, ale, niestety, bardzo trafne! Na mój bardzo obszerny post „Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy?” zareagował tylko zet44. Odpowiedziałem powyżej, ale wypowiedzi świadczących o ZROZUMIENIU problemu przez nauczycieli, niestety, do tej pory nie ma.