Godzina więcej, cztery mniej

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

MEN zapowiada, że w przyszłym roku szkolnym dokona analizy czasu pracy nauczycieli i narzuci nam dodatkową godzinę na czynności opiekuńczo-wyrównawcze, a w roku 2010 jeszcze jedną. Cieszę się jak głupi, ponieważ oznacza to dla nauczycieli mniej pracy. Zamiast poświęcać uczniom z własnej nieprzymuszonej woli – na rozmowy o problemach, konsultacje przed egzaminami bądź klasówkami, poprawianie ocen, koła zainteresowań, wycieczki itd. – pięć godzin w tygodniu (tyle się uzbiera każdemu nauczycielowi, a pasjonatom jeszcze więcej), będziemy realizować etat plus obowiązkową godzinę, czyli o cztery mniej niż obecnie (bo z własnej woli już nic). W szkolnictwie będzie jak w służbie zdrowia: jak ktoś zechce skorzystać z pomocy swojego nauczyciela, będzie musiał zapisać się na konsultacje we wrześniu, a pierwszy wolny termin znajdzie się dla niego w styczniu. Tak będzie, nie ma się co łudzić. Skoro jednak nauczyciele zaczną pracować mniej, znajdą czas na prywatne korepetycje. Taki będzie skutek działań MEN – nie wątpię.

Przeanalizowanie czasu pracy nauczycieli należy do obowiązków dyrekcji szkół. Ogłaszanie przez wiceminister Krystynę Szumilas, że MEN sprawdzi, ile pracują nauczyciele, jest obraźliwe dla nauczycieli. Trąbienie o tym na dzisiejszym briefingu prasowym to bezczelność. Jeśli nie przeanalizowano do tej pory czasu pracy nauczycieli, to jak można zapowiadać, że dorzuci nam się godzinę więcej, a w następnych latach jeszcze kilka godzin. Kolejność powinna być odwrotna: najpierw analiza czasu pracy, a potem podejmowanie decyzji, co z tym fantem zrobić. W końcu oficjalnie nie wiadomo, ile naprawdę pracują nauczyciele. Wszystko, co MEN wie na ten temat, to podejrzenia i niechęć.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Sieć, śmieć, śmierć

Brytyjski serial „Dojrzewanie” o 13-letnim zabójcy wstrząsnął polskimi rodzicami. Czy to się może zdarzyć u nas? Tak, bo docierają tu te same internetowe zagrożenia.

Joanna Cieśla

Nie mam nic przeciwko, aby moją pracę monitorowała dyrekcja szkoły. Nawet bym się dziwił, gdyby tego nie robiła. Jednak nie zniósłbym, gdyby dyrekcja najpierw rzucała oskarżenia, że pracujemy za mało, a potem zapowiadała, że sprawdzi, jak to jest naprawdę.

Guzik wie MEN o specyfice naszej pracy i o tym, ile naprawdę poświęcamy czasu na wypełnianie obowiązków. Urzędnicy MEN wiedzą o pracy nauczycieli tyle, ile wie sprzedawca marchewek. Same stereotypy i obiegowe opinie. Naprawdę już mam dość niekompetencji ministerialnych urzędników. Proponujecie zmiany w szkolnictwie na podstawie jakichś badań czy po prostu uprawiacie radosną twórczość?

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj