Jedzmy razem
Człowiek uczy się wtedy, kiedy je. Aby to zrozumieć, wystarczy przeczytać „Pana Tadeusza” albo obejrzeć „Ucztę Babette”. Najważniejszych rzeczy uczymy się podczas spożywania posiłków, np. tradycji oraz miłości do najbliższych. Nie na próżno mówi się, że przez żołądek można dotrzeć do serca. Tymczasem w szkołach coraz mniej wspólnie się je.
Nie mam na myśli jedzenia ukradkiem byle czego, lecz wspólnych uroczystych posiłków. Obiad z wychowawcą daje więcej niż dziesięć godzin wychowawczych. Herbata z polonistą oświetla bardziej niż kilkugodzinne tłumaczenie zawiłości literatury. A jednak nie propaguje się wspólnego spożywania posiłków ani zwyczaju picia kawy czy herbaty wspólnie z nauczycielem.
Ćwiczymy dzieci w kłamstwie, że głowa nie potrzebuje jedzenia. Tymczasem jest wprost przeciwnie. Głowa, jeśli ma wypełniać się wiedzą, potrzebuje dyscypliny, a dyscypliny można nauczyć się tylko przy wspólnym posiłku. Uczniowie nie jedzą razem z nauczycielami, czyli nie mają okazji, aby stać się zdyscyplinowanymi. W następstwie braku dyscypliny nie chce im się uczyć. Młodzi tracą serce do nauki, w miarę jak coraz mniej wspólnie jedzą.
Jedyny ratunek – wszyscy razem z powrotem do stołu.
Komentarze
Na pierwszy rzut oka ten pomysł to po prostu staroświeckie gadanie, ale przecież ciekawe pomysły należy ocalić od zapomnienia. Wiadomo, że nie wszędzie się da zorganizowac taką herbatkę, czy wspólne pałaszowanie (choćby symboliczne), ale może w poniedziałek paru Blogowiczów się zdecyduje na taką akcję? Byłoby miło o czymś takim poczytać.
Zgadzam się z Gospodarzem, że własnych uczniów poznaje się lepiej poza salą lekcyjną. Siedzenie w ławkach i podnoszenie ręki to nie wszystko.
Jako były uczeń potwierdzam tezę powyższego wpisu. Dzięki owym wspólnym posiłkom, piciu herbaty czy czegokolwiek innego, nauczyciel nawiązuje bliższe więzi z uczniem. Lepiej go poznaje. A jeśli lepiej go pozna, jest w stanie szybciej zareagować gdy np. w domu ucznia źle się dzieje. Dobrze pamiętam jak kontakty z pegadogami poza lekcjami (czy to przy organizowaniu jakiś występów, prowadzeniu szkolnej gazety, wspólnego picia herbaty) polepszały mój stosunek do szkoły i do nauki. Wzmagały u mnie głód wiedzy. A poza tym szkoła stawał mi się bliższa, chętniej do niej chodziłem.
Wiem, że wspólne posiłki są pomysłem niezwykle trudnym do zrealizowania, ale trzeba wykorzystywać każdą sposobność by zacinsąć więzi między nauczycielem a uczniem. A jak wiadomo, dla chcącego nic trudnego. Można umówić się na herbatę poza szkołą, tak samo na obiad. Albo zorganizować wspólne picie herbaty zamiast jednej godziny wychowaczej w miesiącu.
moi byli piątoklasiści mieli tyle do powiedzenia na zajęciach, że utrudniało to ich prowadzenie
ktoś rzucił hasło „to idziemy porozmawiać do XX YY”
spotykaliśmy się co jakiś czas na sałatkach i coli, czasami wystarczył sam spacer po parku
nigdy tego nie zapomnę 🙂
Jeden w elity ludzi biznesu, wyselekcjonowanych w rozmowach kwalifikacyjnych kandydatów do pracy na wysokich stanowiskach zapraszał po prostu na obiad. Nie po to aby rozmawiać o biznesie. Spotkanie wybitnie towarzyskie.Ten test okazywał się trudny do przebycia, ale wystarczający do podejmowania wiążących decyzji kadrowych.
W pracy z młodzieżą często stosuję nietypowe metody nauki przez pokaz prawidłowego zachowania się . Czy uwierzycie Państwo, że taka umiejętność jak przywitanie się przez podanie ręki sprawia uczniom wielkie trudnosci? A złożenie życzeń stosownie do okazji i sytuacji nie powinno być objęte jakimś ćwiczonkiem? A podziękowanie? Czy z tym sobie radzą nasi uczniowie? Mnóstwo jest takich zaniedbanych obszarów. Ktoś pewnie zawinił? To nie jest w programie ! Pomijamy umiejętności w kształtowaniu wizerunku? Reagujemy?
Scenka rodzajowa: Zaprasza mnie do swoich znajomych a Naszej – klasie 16 – letni uczeń I klasy. Odpowiadam dziękując za zaproszenie, albo piszę do niego „Miło, że zapraszasz. Jak oceniasz minione trzy tygodnie w naszej szkole?” Otrzymywane odpowiedzi w 90% przypadków brzmią: „Nie ma za co. Szkoła jest OK. ”
Godzimy się na taką wylewność? To jest norma?
Mnostwo jest takich zaniedbabych obszarow. Czeslaw ma racje.
Do Gospodarza. Watpie czy coraz rzadziej sie je raczej niwiele sie zmienilo bo nigdy w szkole sie tak na prawde nie jadalo z nauczycielami. Stolowke mieli ci co mieli chody u pani od stolowki *ja nie mialam to jadalam kompoty z klatkowej spizarenki jak sie klucza od domu zapomnialo. Dlatego duzo tu wczesniej pisalam o korzysciach jakie dalby pomysl minister Hall by sponsorowac posilki uczniow.
Znowu ponudze jak jest w japonskiej szkole’ o dwunastej wybitny matematyk z niepierzonym nauczycielm , pan czy pani bez znaczenie siadaj w lawce z uczniami i spozywaja posilki. Nastepnie zakladaja fartuszki i razem z klasa sprzataja. Po okolo 40-stu minutach przebieraja sie w dresy i na podworko. Tam dowolnie ‚ profesor gra w pilke z chlopcami, profesorka pielegnuje kwiatki z dziewczetami. Nie ma czegos takiego jak dyzur. Taki rytm pracy szybko eliminuje tyc co nie maja serca do dzieci. Mysle, ze w edukacji tak na prawde o to chodzi by z dziecmi byc i rozmawiac najpierw na te tematy, ktore je obchodza. Dopiero potem mozna jakos efektywnie podawac wiedze. Scenka rodzajowa, tym razem z Polski’
Matka- Chcialabym zapisac corki na stolowke.
Pani Decydujaca- Matka parcuje?
Matka- Tak, codzienni do 19-stej.
Pani Decydujaca- Ojciec pracuje na zmiany? Po nocnej zmianie ma wolne prawda? To przeciez moze ugotowac obiad?
Matka- A co maja jesc dzieci w dni nie wolne od pracy?
Pani Decydujaca-ciiiszaaa
Koniec
Problem w tym, ze wiekszosc mezczyzn nie ma serca do babrania sie produktach spozywczych. Pozostaja kompoty na klatce ewentualnie maly pozarek od kuchcenia 8-latkow bez opieki. Czy dalej tak ma byc w polskich szkolach?
Jedzenie wspolne moze nie czesto ale w mojej szkole jest organizowane…np. wigilia czy wielkanoc….a co do Czesława ja potrafie sie przywitac czy tez podziekowac, robilem i bede robil to wiele razy
Uważam, ze nawet przez wspolne jedzenie w takich miejscach jak szkola czlowiek nabylby troche kultury osobistej. Nikt nie stanie nad drugim z dziennikiem i za maniery stopien ale zwykle- jeden przed drugim (jesli chodzi o maniery) daloby upragniony efekt. Przed jedzeniem jakies: smacznego, na pewno wyszloby spoleczenstwu na dobre….
Gospodarzu, proszę kiedyś zajrzeć do sali polonistycznej naprzeciwko- główną zawartość szafy stanowią kubeczki uczniów i skitrane głęboko różne pyszności, które przynosimy sobie na „Dziady” 🙂 A i pizze się tam jadało…
Tsubaki, wcale nie nudzisz! Z zaciekawieniem czytam Twoje wypowiedzi na temat japońskiej szkoły i kultury w ogóle. Myślę, że to bardzo wartościowe i proszę, nie przestawaj o tym pisać.
Cassandro,
widziałem, a wśród tych kubków nawet mój własny, z którego ktoś pije.
Pozdrawiam
DCH
Cassandro,
Milo, ze Cie to zainteresowalo. Tyle codziennych obserwacji i przemyslen a nie mam sie z kim tym dzielic. Ksiazka zbyt malo interaktywna. Nie mam doswiadczenia w polskiej szkole i rozeznania w polskiej oswiacie oprocz 2 miesiecy praktyki na studiach i narzekan „nauczycielskiej” rodziny. Czuje, ze czesto gesto moge sie mylic. Prosze o sprostowania i polemike.