Polski dawniej i dziś
Wypakowuję prace uczniów sprzed lat, aby postawić je na półkach w domowej bibliotece. Zrobiłem nowe półki – mam nadzieję, że w końcu rozpakuję wszystkie stare kartony z materiałami ze szkoły. Długo wszystko leżało w kartonach. Właściwie to powinienem pisać o tym, że w szkole polonistom należą się gabinety, aby mieli gdzie przechowywać cały dobytek belferski, ale nie chcę narzekać. Zostałem w weekend pochwalony przez siostrę cioteczną za to, że w towarzystwie nikogo nie krytykuję i na nic nie narzekam, więc chcę zasłużyć na ten komplement jeszcze bardziej.
Przejrzałem dawne prace uczniów i ogarnęła mnie nostalgia za tym, jak przed laty uczyłem polskiego. Ale byliśmy kiedyś ambitni! Niesamowite! Eseje, felietony, krytyki! Czego tu nie ma! Niestety, prawie ze wszystkich dawnych metod musiałem zrezygnować. Wypuszczałem kiedyś uczniów w teren, tj. poza szkołę, i prosiłem, aby sprawdzali się w polonistycznych umiejętnościach. Realizowałem np. projekt pt. „Łódzkie sklepy źródłem kultury miasta” oraz bliźniaczy pt. „Łódzkie lokale – kawiarnie, restauracje, bary, puby, kluby – źródłem kultury miasta”. Uczniowie mieli za zadanie przeprowadzić na miejscu badania, zebrać materiały o historii miejsca, porozmawiać z ludźmi, zrobić zdjęcia, napisać parę tekstów, a przede wszystkim mieli błysnąć pomysłowością i talentem. Przez dziesięć lat realizowałem ten projekt, ale w końcu przestałem. Zmieniły się potrzeby i oczekiwania uczniów oraz ich rodziców.
Teraz chodzi wyłącznie o przygotowanie do zdania matury. Maturę zdaje się dzięki opanowaniu umiejętności rozwiązywania testów, a takie ćwiczenia można wykonywać w murach szkoły. Nigdzie nie trzeba się ruszać. Test to test – wystarczy krzesło, ławka, długopis i anielska cierpliwość do wypełniania odpowiednich tabel, zaznaczania poprawnych odpowiedzi, pisania od linijki do linijki. Testy rozwiązuje się mechanicznie, nie trzeba więc prowadzić rozmów o literaturze, wymądrzać się o filozofii czy sztuce. Test to test – każdy głupi go rozwiąże, jeśli mu się pokaże jak. Wystarczy poćwiczyć i człowiekowi wiedza wejdzie w mięśnie (do głowy nie musi). Po co czytać literaturę i omawiać książki, skoro na maturze liczą się tylko testy? Uczniowie nawet twierdzą, że jak nie czytali lektur, to im się łatwiej rozwiązuje testy. Jest w tym sporo racji.
Byłem kiedyś nauczycielem języka polskiego, ale przestałem – ja tylko kontroluję poprawność rozwiązywania testów. Można sobie mówić, co się chce, ale smutna prawda jest taka, że dawna nauka języka polskiego się skończyła. Uczymy dla zupełnie nowych celów. Nie oceniam, czy to lepiej, czy gorzej. Piszę o zmianach w sposobie uczenia języka ojczystego, ale łza się w oku kręci. Nauka o literaturze się skończyła. Trzeba ambicję polonistyczną schować do kieszeni i pracować jak wyrobnik – od testu do testu. Jedyny pożytek z tej pracy jest taki, że testy wyrzuca się bez żalu do kosza, a prace uczniów oprawiałem, bindowałem, tworzyłem kolekcje, aż w końcu musiałem kupić większe mieszkanie, bo nie było gdzie tego wszystkiego zmieścić. Teraz cały ten uczniowski materiał pójdzie do kosza i będzie po kłopocie.
Komentarze
Nie żebym się czepiał, tak z czystej ciekawości pytam, czy tych prac uczniów nie należało im przypadkiem oddać? O ile pamietam, wszystkie moje wypracowania dostawałem z powrotem (za wyjątkiem maturalnego oczywiście, ale to akurat powinno być chyba przechowywane, przynajmniej przez pewien czas, w jakichś archiwach, a nie na półce u nauczyciela)…
Fakt: testów nie szkoda wyrzucać, wypracowań posanych „pod model”- też.Mnie ciągle jeszcze zaskakuje pytanie: „co zrobić, by z polskiego dostać 30%?” -nie chcą niektórzy więcej, bo to się im na polibudę nie liczy.Całkiem z wielu rzeczy polonista musiał zrezygnować, by dobrze przygotować uczniów do matury, czytaj: do rozwiążania testu i napisania sztampowego wypracowania.Czasem mam wrażenie,że jestem takim instruktorem prawa jazdy, oni też uczą testów i tego, jak je zdać.
Smutne. Mnie również ogarnia nostalgia, gdy myślę o pisaniu tych prac; to było coś innego, ciekawego. Pozwalało wychodzić poza schematy, szablony. Pamiętam jednak, że już wtedy mnóstwo osób miało Panu za złe, że za mało w tym wszystkim typowego przygotowania do matury, że to do niczego się nie przyda… Zabawne- jestem pewna, że żadna z tych osób bezmyślnego rozwiązywania testów już nie pamięta, za to przygotowywanie tych projektów na pewno. Myślę o mojej Córce i o tym jak będzie wyglądała jej nauka- trochę mi żal, że tak mało prawdopodobne jest, że ktoś będzie próbował rozwijać jej horyzonty, że będzie próbował zrozumieć jakim jest człowiekiem. Nie będzie osoby, która zarazi ją miłością do literatury, teatru, filozofii, historii. Nie będzie opowieści, rozważan, dyskusji. Zostaną testy i suche fakty. Smutne.
Uczennica z dawnych lat
hlmi – jednak sie czepiasz. Myślę, że do tego rodzaju spraw należy podchodzić pragmatycznie. Kiedy ja chodziłam do szkoły nikomu nie przychodziło do głowy formalizowanie sposobu postępowania z wypracowaniami, klasówkami itp. To odbywało się na zasadzie porozumienia miedzy uczniem a nauczycielem. Z zasady, na koniec roku a już szczególnie na zakończenie szkoły rzadko który uczeń domagał sie zwrotu swoich prac. Czasem robili to rodzice przekonani o geniuszu swojego potomka. Jeśli komuś zależało dogadywał się po prostu z nauczycielem i odbierał to co chciał. Ja do dziś mam komplet opracowań przekrojowych tematów (np. „stosunki polsko-niemieckie od Mieszka I do czasów rozbicie dzielnicowego”)pisanych u Pani Profesor Radziwiłł , z których korzystały po wielu latach moje córki. Swoją drogą szkoda, że tak ciekawy temat zaniku nauki jezyka polskiego nie doczekał się poważniejszych komentarzy chociażby ze strony polonistów.
Do hlmi: Ja też kiedyś oddawałam wszystkie prace, do czasu kiedy jeden z uczniów poskarżył się w kuratorium na jedną z koleżanek matematyczek. Że niesprawiedliwie ocenia prace klasowe. Koleżanka matematyczka wszystkie prace uczniów trzymała, przedstawicielowi kuratorium pokazała te napisane przez skarżącego się ucznia i uniknęła kłopotów. Od tego czasu ja też wszystkie większe sprawdziany i wypracowania trzymam, przynajmniej do ukończenia przez ucznia szkoły. W szafce leżą, nie w żadnym archiwum:)
Ale to wszystko znów sprowadza się do tego,jak wygląda teraz matura-umiejętności swoją drogą,ale to kwestia kombinowania,sprytu i odrobiny inteligencji czy komuś się uda czy nie. Pamiętam,jak moja koleżanka,jedna z Pana uczennic opowiadała o tym projekcie związanym z pisaniem o sklepach,pubach itp. W porównaniu z moją polonistką,wydawał mi się Pan geniuszem:) Ale to prawda,że nie wszyscy doceniali takie projekty…Są osoby którym zależy na tym,żeby faktycznie coś z tej szkoły wynieść,ale znaczna większość maturę z polskiego chce po prostu zaliczyć…Wydaje mi się,że niegłupim pomysłem byłoby robienie tego typu projektów ale na przykład na wiedzy o kulturze,bo tu nie wisi nad uczniem(i nauczycielem) matura.
I jeszcze jedna rzecz…nauczyciel który na kursach przygotowywał mnie do matury z polskiego słusznie zauważył,że w pracach maturalnych,bez względu na temat nie ma już nic ładnego. Sam przyznał,że jako egzaminator odkąd wprowadzono nową maturę nie przyznał nikomu punktów za walory pracy.Wniosek-trafić w klucz i do przodu. Nawet ci ambitniejsi szybko rezygnują bo co z tego że popiszą się elokwencją i znajomością tematu,jak i tak mogą nie zdać,bo zrozumieją temat inaczej niż założył układający klucz.
LO skończyłam w tym roku, maturę zdałam. Wynik z polskiego marny, ale może to dlatego że nigdy nie miałam nauczyciela-wyrobnika uczącego pod testy? Wolę mój mierny wynik z polskiego i radość z tego jak bawiłam się słowem pisząc artykuły, felietony i zwykłe wypracowania niż trzy lata uczenia pod test. Domowa biblioteczka też się rozrosła przez te wszystkie lata bo polonistki podsuwały ciekawe tytuły:)
w I klasie zorganizował Pan akcję polagającą na tym, że każdy uczeń przez 45min pisał coś od siebie i o sobie, później Pan to zebrał i obiecał oddać po maturze. Coraz bardziej mam ochotę to zobaczyć, bo 3 lata w liceum to przepaść:) z tego co słyszałem to jest jeszcze kilku chętnych, mam nadzieję, że te kartki nie utonęły gdzieś w remontowym piekle:)