Nie dobijajcie nauczycieli
Zamiast czytać opinie o nauczycielach, powinienem napić się żrącego kwasu. Lepiej bym się poczuł. Niestety, zachciało mi się prześledzić to, co dzisiaj z powodu naszego strajku ludzie pisali o pracownikach oświaty. Paru innych belfrów z mojego liceum też czytało, jednak reszta powiedziała, że nie chce wiedzieć, co ludzie wypisują o nauczycielach. Widocznie ta reszta chce zachować optymizm za wszelką cenę. Trudno pracować w szkole bez sporej dawki optymizmu.
Ci, co czytali, zaczęli od razu cierpieć. Jak powiedział poeta (o Homerze): „skoro widziałeś tak wiele, teraz już nie zobaczysz nic”. I właśnie po przeczytaniu dzisiejszych wpisów o nauczycielach paru belfrów oślepło. A przynajmniej oślepło im serce. Wrażliwi oślepli najbardziej. Próbowałem pocieszać koleżanki i kolegów, ale ich dusze już się wypełniły brudami, jakie wrzucano dziś do internetu przeciwko nauczycielom. Najtrudniej oczyścić własną duszę.
Głupie słowa ranią bardziej niż miecz obosieczny. Ludzie piszą, co im ślina na język przyniesie, a nauczyciele bardzo przeżywają te wszystkie opinie. Jednych krytyka wzmacnia, a innych pozbawia chęci do pracy. Dzisiaj z niejednego ciała pedagogicznego uleciała dusza i został sam szkielet. Niestety, szkielet belfra nie nadaje się na pomoc naukową. Belfer musi mieć ciało i duszę. I tęgą głowę na karku. Szkielet nie uczy.
Jutro wracamy do pracy. Od zachowania uczniów zależy, czy bezduszne szkielety nauczycieli wypełnią się życiem.
Komentarze
Hmmm, to mnie dobiły dzisiaj sformułowania strajkujących kolegów, typu „na naszej biedzie będziecie mieli podwyżki”, „my strajkujemy, a kasa i tak bedzie dla Was”, „m tu tracimy pieniądze, a wy dostajecie nadgodziny”, itd. Strajk podzielił belfrów, niestety – nie zjednoczył. Krew mnie dzisiaj zalewała, kiedy siedzące w pokoju nauczycielskim grono komentowało, a ja biegałam na każdej przerwie na dyżur za kogoś i prowadziłam łączone zajęcia – młodzież z kilku klas razem. Ktoś ma prawo do strajku, ale ktoś inny może z tej formy protestu zrezygnować. Ja rozumiałam strajkujących, oni nas – dziś pracujących – niekoniecznie. Oni protestowali, a pozostali biegali jak w ukropie. Może zamiast użalać się nad sobą – zacznijmy wreszcie jakąś konkretna debatę!!! Czego oczekujemy od rządzących, co zrobić, by pracowało się lepiej – wszystkim!
Ruszmy to!
Trudno powiedziec cokolwiek dobrego o tak głupim proteście… chcecie zachować socjalistyczny system, a dostać kapitalistyczne zarobki… a do tego nawet nie macie pomysłu jak to zrobić…
„ZNP domaga się zwiększenia nakładów na oświatę, podniesienia wynagrodzeń nauczycieli do 2010 roku o 50 proc., utrzymania dotychczasowych uprawnień emerytalnych dla nauczycieli (!), zgodnie z którymi mogą oni przejść na emeryturę po 30 latach pracy niezależnie od wieku. Związek przeciwny jest także ewentualnym planom likwidacji ustawy Karta Nauczyciela (!)” –
– naprawdę nie jest to dla Pana śmieszne?!
Proszę nie uogólniac, ja chcę zmian, nie chcę Karty Nauczyciela, która chroni najgorszych nauczycieli. Poza tym związki straszą nauczycieli, bo zależy im na zachowaniu swoich przywilejów, a nie jakości edukacji. Gdzie był mój związek – Solidarność- gdy szalał Giertych? Dlaczego wtedy nie protestował?
Od dłuższego czasu nie czytam (dla własnego zdrowia psychicznego!) komentarzy dotyczących zawodu nauczycieli.WIEM, co tam przeczytam: belfrzy to śmierdzące lenie, które za 18 godzin chcą dostawać nie wiadomo ile kasy, mają wakacje i nic nie robią. I jak to komentować? Udawadniać,że nie jestem wielbłądem, że w jako polonista w LO jestem zawalona pracą, jeśli chcę, by moi uczniowie dobrze zdali maturę, że…,że…, że… Nie czytam. Tylko skoro praca nauczyciela to taka laba i nic więcej, to dlaczego ten, który ma takie wyobrażenie o pracy nauczyciela, sam nie garnie się do zawodu, w którym tylko się wypoczywa?
Psy szczekaja karawana jedzie dalej.
Bardzo dobrze, że protest doszedł do skutku i miał tak duże poparcie. Strajk okazał się jedyną metodą, która może zwrócić uwagę rządu na sytuację materialną nauczycieli. Na petycje, marsze i pikiety nikt nie zwraca już uwagi. Dzięki strajkowi dojdzie chyba w końcu do powaznych rozmów i debaty (o którą tak bardzo zabiega „ginczanka”) o stanie polskiej oświaty i zarobkach jej pracowników.
Szkoda tylko, że nie wszyscy zrozumieli, że w tym dniu warto być razem i pokazać prawdziwą solidarność.
mkmk nie zbyt duzo wiedzy o systemie edukacji i problemach pracowników. Jesli strajk jest „głupim protestem”, to jaki protest będzie mądry i przyniesie korzyść nauczycielom. Sposób myślenia mkmk daje podstawy sądzić, że będzie to zgoda na likwidację komunistycznej Karty nauczyciela i prywatyzacja szkół. A wtedy w szkołach będzie uczył zadowolony dobrze opłacany nauczyciel.
Dla kazdego nauczyciela jest to co najmniej śmieszne!
Panie Dariuszu, pozdrawiam – róbmy swoje!
„Psy szczekaja karawana jedzie dalej.”- już kiedyś w ten pełen wyższości sposób próbował przywołać do szeregu oponentów kard. Glemp, widzę, że ta metoda nie umarła.
A DLACZEGO ZNP czy Solidarność nie strajkowała, gdy rządziły „ich” ekipy? Gdzie wtedy były związki? Wtedy więcej nauczyciele zarabiali? W oświacie nastał czas „słońca i pokoju”?
Karta chroni nauczycieli, OK, ale chroni także tych, którzy nie nadają się do pracy.Tacy, którzy swoją postawą, dorabiają „gębę” zawodowi.I to komusze: wszystkim równo.
>nie chcę Karty Nauczyciela, która chroni najgorszych nauczycieli<
A jesteś pewna,że nie Ciebie?;-)
„Towarzysz Bucharin uważal,ze system należy doskonalić rozstrzeliwując zlych.Zgodnie z tą logiką rozstrzelano i jego.On,co prawda, uważal się za dobrego, ale to nie tak latwo udowodnić.”
Wiktor Suworow”Oczyszczenie”
Jestem dobra w tym, co robię. Nie zginę!
„Dla kazdego nauczyciela jest to co najmniej śmieszne!” no właśnie, skoro to jest dla Ciebie śmieszne, to pracuj za te pieniądze za które pracujesz i nie marudź. Wynagrodzenie jest na miarę Twoich systemowych pragnień. I nie licz na to, że poprę Wasz GŁUPI PROTEST, bo póki co z zarobionych 100zł złotych zostaje mi 20 i nie chcę żeby zostało 10. Rozpieprzyć pieniądze jest bardzo łatwo, szczególnie cudze, sztuką jest nimi rozsądnie zarządzać, a tak może tylko WŁAŚCICIEL – nie żadna rada, koletyw, wspólnota i minister.
Panie Dariuszu, proszę nie skamleć /sorry za mocne słowo/. Ci, którzy wylewają kolejne kubły pomyj, i tak wiedzą najlepiej.
Uczniom, obawiam się, pański szkielet, wypełniony życiem czy też nie, w większości wisi.
Obym się w tej drugiej kwestii mylił.
Pani Danko pewnie ze jest ryzyko ze ktos z dobrych oberwie, ale jezeli ma byc jakas zamian to trzeba cos zmienic. Chronienie tych nieudacznikow dzieki ktorym sa obecnie takie a nie inne opienie o nauczycielach jest bezcelowe i zle. Sam widze kilku takich w swojej szkole i doslownie krew mnie zalewa i moje checi do pracy topnieja. Zarabiam tyle samo co osoba wychodzaca na lekcje 5 min po dzwonku i wracajaca 5 min przed, ktora nie zrobila dla szkoly doslownie nic. Jedyne co potrafi to jeczec i wystawiac do wiatru wspolodpowiedzialnych za jakies tam rzeczy. Dlaczego nauczyciel przedmiotu niematuralnego np wfista (z gory przepraszam) ktory nie ma prac pisemnych, odpowiedzialnosci za wyniki i przez slaba baze czesto jego praca ogranicza sie do patrzenia jak dzieci graja w pilke lub zabrania ich na spacer zarabia tyle samo co polonista siedzacy po nocach nad wypracowaniami i w maju nie widzacy swojej rodziny? Obecnie liczy sie jak bardzo nas lubi dyrektor a nie ile robimy. System zblizony do rynkowego pozowli na placenie za prace a nie za znajomosci. Faktem jest ze problem jest jakie kryteria oceny ustalic (postep i wyniki tak aby nie bylo ze kto trafi na lepsza klase zarabia wiecej).
Kolejne pytanie kieruje do tych wszystkich martwiacych sie o swoje podatki – czy nauczyciele placa podatki? prosze zoabczyc ile z naszych wspolnych podatkow idzie na oswiate, ile z tego na szkoly a ile na urzedy? Ile z naszych podatkow biora ministerstwa i inne twory polityczne, ba partie z naszych podatkow dostaja na swoja dzialalnosc kuuupe kasy. Dalej urzedy roznej masci…. Dlaczego oszczednosci maja byc robione na nauczycielach?
A mnie tam bawi to co czytam – mam dystans i jeszcze mi się nie znudziło czytanie bzdurnych komentarzy – odpowiedzi na nie również bywają mocno bzdurne.
Jakoś nie obchodzi mnie to co mówią ludzie na tematy, na których w ogóle się nie znają. Choćby ten sztandarowy osiemnastogodzinny tydzień pracy. Aż musiałem sprawdzić w swojej umowie o pracę. Jak byk stoi tam, że tydzień pracy mam czterdziestogodzinny. Inni nauczyciele nie?
Właśnie z powodu organizacji pracy w szkole (premie dla „lubianych” nauczycieli, typowanie do nagród ministerialnych itp) oraz premiowania nieróbstwa wsród nauczycieli i nieskiej płacy zrezygnowałam z pracy w szkole. Nie do przyjęcia jest dla mnie fakt, że można usprawiedliwiać nieróbstwo mierną pensją. Nikt nikomu karabinu do głowy nie przystawia – można z pracy się zwolnić jeśli nie odpowiada naszym wymaganiom.
Oczywiście, wkurza mnie gdy osoby nie mające bladego pojęcia o pracy nauczycieli wypowiadają się na temat pensum czy ilości dni wakacyjnych – zapraszam ich do szkoły w celu skosztowania tego miodu.
Natomiast mam jeszcze inne spostrzeżenie. Pieniądze wypływają zupełnie gdzie indziej – wszelkiej maści Ośrodki Doskonalenia Nauczycieli to świetne instytucje do przemielenia kasy. Pracujący tam nauczyciele (delegowani! ze szkół – z gwarancją powrotu na etat!) muszą chwalic sobie tę pracę – niewiele kontaktów z uczniami i rodzicami i całą machiną szkolną – luksus. Kwity tychże Ośrodków uznawane są jedynie w instytucjach edukacyjnych i nie mają przełożenia na rynku pracy. Dlaczego te pieniądze nie są kierowane np. na studia podyplomowe lub drugi fakultet dla nauczycieli? Moim zdaniem wszelkie kształcenie winno odbywać się na uczelniach i tym samym świadectwa ukończenia ułatwiałyby zmianę zawodu – bo ta w mojej opinii jest konieczna po określonej liczbie lat przepracowanych w szkole.
Podobnie jak poprzednik uważam, że Karta Nauczyciela nie chroni nauczycieli – chroni lenistwo i nieróbstwo. Należy ją znieść lub zmienić.
Panie Dariuszu, może zanim potępi Pan w czambuł wszystkich krytyków protestu, warto pochylić się nad ich argumentacją. Rzeczywiście nauczyciele zarabiają mało, ale też się nie przepracowują (18 godzinny tydzień pracy, płatne ferie, wakacje, rekolekcje itp.) a co najważniejsze nie są rozliczani z efektów swojej pracy. Wystarczy sprawdzić wyniki szkół z egzaminów po podstawówce i gimnazjum, które lecą na łeb na szyję z roku na rok (www.scholaris.pl). Czy ktoś słyszał, żeby jakiś dyrektor odpowiedział za spadek wyników w szkole? Nikt też nie zadał pytania p. Broniarzowi co on na to? Bo po co pytać – im się należy i już. Oczywiście żądać pieniędzy i przywilejów to on potrafi, ale co w zamian? NIC, bo propozycje, żeby ci którzy mają wyniki dostawali więcej pieniędzy nie przejdą – musi być równo. Może podnieść pensum do 24 godzin w tygodniu (jak w innych krajach?) – też nie, bo już podobno bardzo ciężko. Rzeczywiście praca nauczyciela nie jest lekka, ale podejmując decyzję o pracy w szkole byli dorosłymi ludźmi i sami to wybrali, więc może trochę pretensji powinni mieć do siebie.
Popieram protest nauczycieli! Od żadnej grupy zawodowej tyle nie wymagamy, każdej, nawet klerowi pobłażamy grzechy. Niech każdy z tych wrzeszczących pomysli po cichutku ile zawdzięcza nauczycielom, ile zawdzięczają Im jego dzieci. Poddawani ciągłym kontrolom : przez uczniów, rodziców, przełozonych. mają przede wszystkicm obowiazki. Pora na prawa. Ci którzy zazdroszczą luksusów, niech spróbują popracować w szkole. Zaryzykuję stwierdzenie, to najmniej skorumpowana grupa zawodowa!
Tak jest, trafiłeś w 10-tkę Sleuth! Ja też nie mam nic przeciwko odstąpieniu od Karty. Co do wfistów, w szkole, gdzie pracowałam, mieli całkiem sporo pracy- zawody, turnieje często w weekendy, więc nie generalizowałabym, że nic nie robią. Ale prawda jest taka, że są nauczyciele zmęczęni pracą o 8:00, ożywiający się tylko w ciągu 10 min przerwy na plotki i gierki względem kolegów, solą w ich oku są ci którzy robią coś ‚ekstra’ , mają motywację do dokształcania się itp. Takie osoby nie powinny uczyć. Rozmawiając z kolegami ze szkoły pojawia się cały czas myśl: my może my pracować po 8h dziennie (przeglądając fora o strajku namiętnie się nam wypomina 18 h dydaktycznych) mając np 5-6h lekcji i 2-3 na poprawianie prac i inne działania, tylko chcemy po 5 latach pracy mieć te 2000 na rękę, żeby normalnie funkcjonować. Gdyby nie wysokie podatki, opłacanie urzędników chcących tworzenia przez nas stosów papierów, raportów nasze pensje byłyby całkiem przyzwoite.
A ja byłem łamistrajkiem, bo uważam, że był beznadziejnie przeprowadzony.
W zasadzie trudno jest mi się zgodzić z którymkolwiek z postulatów.
Podwyżki tak, ale nie dla wszystkich. Zmiany w systemie wynagradzania
Karta Nauczyciela jest przestarzała i broni interesów nauczycieli słabych i leniwych.
Jedynie przywilej wcześniejszych emerytur jest sensowny, ale tylko z tego wzgledu, zeby dać szansę odejść starszemu koleżeństwu.
Zupełnie nie podoba mi się sposób walki. Gdy adresatem żądań jest rząd, nauczyciele swoim strajkiem uderzają w dyrektorów często też nauczycieli i związkowców oraz w rodziców. Przypomina to sytuację gdy chłop nie dostał premii w robocie to obił babę w domu, a dzieciom postawił szlaban na TV.
Zero kontaktu ze środowiskiem. Związki prawie nic nie zrobiły aby zjednać sobie poparcie samorządów (które powinny być partnerem, a nie stać po drugiej stronie barykady) ani nawet cienia wytłumaczenia dla rodziców.
Przykro czytać kubły pomyj wylewanych w necie, ale w dużej mierze należy podziękować związkom za taki stan.
O politycznym wymiarze całego zamieszania nie wspomnę.
Strajkowało ok 2/3 szkół. To bardzo duża grupa ludzi. Nie oglądałem dzienników. Udało mi się dopiero oglądnąć „Szkło kontaktowe” i „Jak minął dzień ?”. Relacje ze strajku ogólnikowe. Dziennikarzy bardziej interesowało co mają do powiedzenia dzieci, niż nauczyciele. Najważniejsze wydarzenia to wypowiedź J. Kaczyńskiego i Palikota kajanie się w sprawie wypowiedzi o Rydzyku. Niestety, medialna oprawa strajku wypadła bardzo blado, a jeśli już , to nie na temat. Nie dziwmy się więc, że ludzie nie rozumieją o co chodzi. Myślą, że tylko o pieniądze i to za nic. Populizm nie jest motorem postępu, ale żeby o tym nie wiedzieli dziennikarze ?
W Danii nauczyciele tez strajkuja! Cala Kopenhaga chodzi w rozowych koszulkach na znak poparcia dla strajkujacych.
Rigtig L?n = Rigtige P?dagoger (http://www.bupl.dk).
Z tego co sie orientuje to juz 3000 kr (1500 zl) podwyzki dostali.
Trzymam kciuki za polskich nauczycieli :).
Do mkmk
Masz zludzenia.
Wlaściciel z pazerności tnie koszty, zwiekszając zysk.Widzialam i w Polsce i na świecie szkoly z naprawdę wysokim czesnym, których uczniowie (i nauczyciele)narzekali na pazerność wlaściciela.A szkola to nie sklepik osiedlowy – nie tak latwo ją zmienić na inną!!!
To prawda, ze jedni nauczyciele siedzieli sobie i pili kawke, a pozostali pracowali zamiast nich, ale z drugiej strony oni dziali we wspolnej sprawie wszystkich nauczycieli. I zeby walczyc o swoje tez trzeba miec odwage. To nie bylo w porzadku ze czesc strajkowala, a reszta nie. Jesli okreslona grupa zawodowa decyduje sie w tak radykalny sposob dochodzenia swoich praw to powinno to byc jednoglosne. Nie watpie ze nauczyciele zasluguja na podwyzki, ale to oni powinni dawac nam przyklad jak sie postepuje w doroslym, odpowiedzialnym zyciu. Natomiast tym strajkiem nie pokazali nic dobrego. Nie dosc ze zdezorganizowali prace w najbardziej potrzebnej instytucji w panstwie jaka jest szkola, to jeszcze maja pretensje jedni do drugich ze strajkowali lub ze tego nie robili. I jak rzad ma traktowac ich strajk powaznie skoro nie wszyscy sie go podjeli. Jeszcze jedna wazna sprawa jest to, ze niektorzy nauczyciele nie mieli odwagi odpowiedziec uczniom na pytanie czy strajkuja. W mojej klasie zapytalismy nauczycielke o to a ona wymigala sie od odpowiedzi, to dosc zalosne…
Dlaczego w Polsce najważniejszą grupą pracowników są: lekarze, nauczyciele, policjanci itp. A gdzie ‚zwykli’ pracownicy? Wiadomo ze wymienione zawody wymagają więcej nauki, poświecenia ale zarówno ci wykształceni i ci mniej musza opłacić rachunki, utrzymać rodzinę, zapewnić swoim dzieciom godne życie tylko dlaczego niektórzy muszą zrobić to za 500zl a inni za 2000zl? Moja mam również pracuje w szkole lecz nieco z innej strony, jest intendentka, jej wypłata nie przekracza 1000zl pracuje od 7 do 15, 5 dni w tygodniu także w ferie i wakacje, nawet gdy dzieci nie ma w szkole, i co ma biedna powiedzieć??? Założyć fartuchy z koleżankami i wyjść na ulice żądając podwyżki, która owszem może i dostanie lecz jak to juz bywało w wysokości 5zł. Nauczyciel to nie jedyny zawód na świecie … a gdyby tak wszyscy pracownicy wyszli i zaczęli strajkować co byśmy wtedy powiedzieli gdyby np. nie miał nam kto upiec, dowieźć ani sprzedać chleba??? Bylibyśmy głodni a na głodnego wiedza raczej nie wchodzi do głowy …
„Jedna z najbardziej potrzebnych instytucji” mająca kadrę spełniającą wysokie wymagania dotyczące wykształcenia i stale doksztalcająca się a zarazem instytucja która nie wynagradza uczciwie a nawet wykorzystuje swoich pracowników.
Młodzi nauczyciele są często wyrazicielami poglądu, że to tylko dzięki nim w szkolach dzieje się coś nowego, ciekawego, bo oni się dokształcają. Otóż drodzy mlodzi, często ledwie kilka lat po studiach, mlodzi nauczyciele, starsi stażem nauczyciele też uczestniczyli w setkach kursów w poprzednich latach, maja juz ukończone studia podyplomowe. Wy dopiero to nadrabiacie. A nie biorą teraz we wszystkich udziału z kilku powodów. Podam swoje. Szkolenia są nudne, nieciekawe a co najważniejsze, ich tematyka jest niemalże niezmienna. Często wiem więcej na dany temat niż prowadząca „szkolenia”. Na tych szkoleniach to nauczyciele wypracowują ciekawe rozwiązania. Ciekawe dla mlodych, znane juz starszy. Mimo, że za te szkolenia muszę płacić i odbywają się po moim dniu pracy, przeważnie w piatek po południu lub w wekend, nie dostajemy na nich żadnych materiałów, możemy je sobie kupić lub sami skserować. W dobie internetu szkolenia w takim kształcie w ODN to przeżytek.
A teraz do płacenia za wyniki pracy nauczyciela. A jak to zmierzysz?
Nauczyciel w szkole nie pracował z moimi córkami przygotowując je do olimpiady z języka obcego (ucze tego języka) a kiedy zajęły wysokie miejsce otrzymał nagrodę. Inny nauczyciel napracuje się dużo w słabej klasie a nigdy olimpijczyka nie „wyhoduje”, czy należy mu mniej płacić?
Czy nie ma różnic między szkołami, jeśli chodzi o młodzież?
Do niektórych szkół nie przyjmuje się dzieci z dysfunkcjami, bo miały za malo punktów po egzaminach. Czy praca z uczniem dobrym, zdolnym, pochodzącym z domu, gdzie oczywiste jest kupienie podręczników a mlodzież ma wiele zajęć dodatkowych finansowanych przez rodziców jest taka sama jak z uczniem z trudnego środowiska, czasem kryminogennej, z rodziny biednej, dysfunkcyjnej?
Czy w każdej szkole są takie same warunki do nauki? Klasy po min. 30 osób. Nauczanie języka obcego bez podziału na stopnie zaawansowania a do tego 24 osobowe? Gdzie 50% uczniów nie ma podręcznika?
Jak chcesz to porównać?
Najpierw należy dofinansować polskie biedne szkolnictwo. Dać pieniądze także na dofinansowanie wyjść do kina lub teatru. Na tzw.prowincji oferta kulturalna jest bardzo uboga, czy to uwzględniłeś/aś?
Nie jestem nieudacznikiem, pracuję chętnie ale chciałabym mieć też satysfakcję finansową z mojej pracy. Jestem zmęczona pracą po południu w szkole językowej a w wekendy w szkole dla dorosłych. Ale muszę pracować, bo też mam dzieci. I nie zarabiam tam na moje wczasy le na bieżące rachunki i na spłatę kolejnych rat kredytów, bez których nie miałabym lepszego sprzętu komputerowego , potrzebnego do pracy, niż w szkole.
Wakacje przeznaczam na własnoręczne przeprowadzanie remontów, bo na fachowca mnie nie stać. Moje starsze córki będą skazane na spłacanie kredytów studenckich zamiast spłacać raty za swoje własne mieszkanie.
A co do „anglistki”. W naszej szkole mamy trzech anglistów (uczę j. niemieckiego). Tylko oni skończyli studia na licencjacie. Doslownie wpadają do szkoły, bo pracują w kilku naraz. Nie biorą udziału w przygotowaniu żadnych imprez szkolnych, nawet w nich nie uczestniczą, nie mają zajęć dodatkowych ani wychowawstwa. Zmieniają się co roku. mają 3 klasy x 3 godziny w tygodniu w naszej szkole. Germanistów jest też 3 stałych od początku. Mamy 21 klas po 3 godz. w tygodniu. Kazdy jest wychowawcą, prowadzi zajęcia dodatkowe, uczestniczy w życiu szkoły, bieże udział w wymianie międzynarodowej szkół.
Angliści mają klasy do której chodzą dzieci z tzw. „lepszych domów” bo mają rodziców,którzy o to zadbali. Nam pozostaje trudna młodzież. Bo przecież dla pani minister angielski jest jedynym językiem , którego należy się uczyć. A nasza miejscowość leży przy granicy z Niemcami i wielu tam pracuje.
Nauczyciele są srodowiskiem niezbyt solidarnym. Sukcesem tego strajku było to, że po raz pierwszy przystąpiło do niego aż tylu nauczycieli. Nie dajmy się napuszczać jeden na drugiego. Jeżeli inni muszą tak ciężko pracować na nas, to nie ch wykorzystają dawane nam rady i niech zmienią pracę, najlepiej na pracę w szkole.
myslenie kraba niepozwalajacego innym krabom wyjsc z koszyka. Czy fakt ze gdzies na swiecie gloduja ludzie powoduje ze ja bedac glodnym nie mam prawa nic jesc? Mnie sie wydaje ze wlasnie caly czas chodzi o to zeby w edukacji zaszly jakies zmiany. Jezeli to bedzie zmiana w strone prywatyzacji to i taka pani intendentka zarobi wiecej jezeli bedzie dobra w tym co robi. Taki normalny wolny rynek cechuje sie tym ze ludzie maja dobrze placone jezeli dobrze pracuja a jak nie to albo wylatuja albo maja placone slabo. Fakt ze to spore uproszczenie ale tez pisanie ze w firmach prywatnych ludzie cierpia i sa okradani przez wlascicieli jest ogromna generalizacja. Samo zwiekszenie nakladow na edukacje niewiele da bo do nas na sam dol doplynie maly strumyczek z poczatkowego morza. Trzeba odwrocic jego bieg zeby sie cos zmienilo.
Witam.
Już kiedyś zamieszczałem komentarz zupełnie niezwiązany z poruszaną we wpisie tematyką. Wówczas nie żałowałem, bo spotkałem się z interesującymi opiniami. Dziś chciałbym zrobić to po raz kolejny. Zmusza mnie do tego rządowy program „Komputer dla ucznia”.
Oto link pod którym czyste fakty: http://tiny.pl/n3nl
A poniżej kilka słów mojej interpretacji. Bardzo chciałbym przeczytać opinie bywalców tego bloga, jak i samego autora pana Chętkowskiego.
– Chcielibyśmy, żeby już od początku roku szkolnego 2010/11 r. każdy gimnazjalista miał dostęp do spersonalizowanego laptopa i internetu – mówi „Gazecie” szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. To on stoi na czele zespołu, który ma opracować program „Komputer dla ucznia”. Zarządzenie powołujące zespół – jak dowiedziała się „Gazeta” – premier podpisał we wtorek.
Czytam właśnie o zarządzeniu i szczerze mówiąc jestem bardzo zaskoczony i bynajmniej nie jest to zaskoczenie pozytywne.
W nie tak dawnym telewizyjnym wystąpieniu premiera dowiedzieliśmy się, że komputer to droga to sukcesu, że jego brak to przegrana już na starcie rywalizacji z zachodnioeuropejskimi rówieśnikami. Dziś przekonujemy się, że słowa te nie były pustymi obietnicami, co więcej stały się realną wizją obecnego rządu. Już w przyszłym roku, od września, mają do rąk gimnazjalistów wybranych szkół trafić spersonalizowane laptopy. W zależności jak ten test się powiedzie, w latach kolejnych młodocianych posiadaczy osobistych komputerów będzie przybywać.
Z reguły myślą przewodnią tak nowatorskich pomysłów jest przykład z ?Zachodu?. O bezmyślnym kopiowaniu ustaw z państw zachodnich, gdzie względnie pomysły się przyjęły i przyniosły określone efekty pisałem już dawno, przy okazji systemu edukacji. Właściwie dzisiaj, odnosząc się do programu „Komputer dla ucznia”, powinienem do tamtejszych myśli powrócić. Gdy mowa zaś o pomysłach państw zachodnich i próbie wprowadzenia tychże pomysłów do nas, powinno się chyba przede wszystkim brać pod uwagę skalę sukcesu. Nowa Zelandia już kilkanaście lat temu wprowadziła ustawę w życie. Brzmi to dla nas co najmniej dziwnie, wyobrażając sobie polską szkołę kilkanaście lat temu. W wybranych szkołach pomysł był, i jest realizowany w Wielkiej Brytanii. W Australii i Afryce Południowej od wielu lat są to już standardy. Na uwagę zasługują Stany Zjednoczone, gdzie na początku nowego stulecia komputery otrzymali najlepsi, a najbiedniejsi studenci. Na renomowanych uczelniach takie urządzenia owszem są, jednak trudno ocenić czy jest to zasługa władz, czy prywatny pomysł i co istotniejsze ? prywatna kieszeń dzieci bogatych rodziców.
Wszędzie tam komputer jest dostępny w każdej chwili. Właściwie ciężko mówić o dostępności, skoro ma się go pod ręką cały czas. Komputer podobnie jak telefon komórkowy stał się już nieodłącznym narzędziem pracy, nauki i rozrywki. Gdy zaś idzie o wymierne efekty rozdawania komputerów uczniom tak młodym na własność, w intencji ułatwienia im nauki i otwierania możliwości, by jednak rywalizacji z zachodnioeuropejskimi rówieśnikami nie przegrywali, efekty zdają się być nieco odmienne. Negatywny proces największe piętno odbił chyba w Stanach skąd ruszyła właściwie fama nowych (?) stereotypów. Mianowicie: Amerykanin ? głupi, niewykształcony. Fundamentem tego hasła jest niewątpliwie charakterystyczny system edukacyjny, produkujący masowo ponoć półidiotów. Z tym akurat trudno się zgodzić, bo uznając, że w miarę liberalna koncepcja edukacji z góry skazuje na głupotę, traktujemy jak głupią, każdą osobę która z niego skorzysta. Tymczasem wolny wybór daje możliwość obudzenia w sobie geniuszu, jak i hodowania wrodzonego lenistwa. Odbierając człowiekowi możliwości decydowania, pozbawiamy go możliwości samodzielnego myślenia, automatycznie kreując go na idiotę. Pachnie tu socjalizmem i tym bardziej dziwi mnie fakt, że media promujące tego typu pomysły, jak i osoby krytykujące chociażby amerykański system edukacji, domagają się przymusu w ogólnym pojęciu, domagają się traktowania siebie jak idiotę, domagają się obowiązku takiej i takiej, ściśle określonej i zarysowanej przez obcych, nie zawsze kompetentnych ludzi edukacji. Nikt nie pamięta o tym, że oddając pełnie wyboru innym, oddając w cudze ręce własne życie, tak naprawę je przegrywamy. Bo kogo bardziej ode mnie, będzie obchodził mój los?
Projekt „Komputer dla ucznia” to znów socjal. Ujęty jednak nieco z innej, tej bardziej dla nas zrozumiałej strony. Niestety, wciąż jeszcze bardziej lubianej, mianowicie: ?mi się należy?. I znów przykro się robi, gdy tyle lat po niby obaleniu socjalizmu, takie hasła, a w większej mierze taki sposób myślenia nadal kwitnie. Dzisiaj w innej skali, bo domagamy się prywatnych komputerów, zaraz pewnie dojdą odtwarzacze MP3, kina domowe, najlepiej jeszcze kilka milionów na młodzieżowe konto bankowe. Warunki do nauki ? idealne. W pełni będzie można skoncentrować się na przyswajaniu wiedzy, nie martwiąc się tym samym o byt, o finanse, o powodzenie i status społeczny. Jedyną pracą, nauka, i niechże kwitnie.
Przyjemnie brzmi? Czytając o pomyśle rozdawania komputerów gimnazjalistom, mam raczej wrażenie jak gdybym czytał Lema, nie zaś aktualne wiadomości. Z tym, że w przypadku Lema zamykam oczy i widzę jego autorski świat ? podoba mi się, czy nie, to już inna kwestia. Czytając jednak wiadomości i takiego, informującego najwyraźniej o wielkim dobrobycie społeczeństwa polskiego newsa nie zamykam oczu. Mam je cały czas otwarte. Co widzę? Stare, drewniane ławki szkolne, mapy wiszące na klasowych ścianach nieprzerwanie od czasów głębokiego PRL-u. Widzę w uboższych szkołach dzieci biegające na stołówkę.
Premier Donald Tusk w tym samym wystąpieniu mówił właśnie o biedzie: ?Nie spocznę dopóki w Polsce choć jedno dziecko będzie cierpiało głód”. Stawiam ten cytat celowo, by skontrować go z programem „Komputer dla ucznia”. Czytając statystki, czytając opinie ekspertów, ludzi którzy na co dzień ocierają się o biedę, o trudne warunki bytowe, czasem trudno mi w to wszystko wierzyć w obliczu faktu, że żyjemy w XXI wieku. Ci sami ludzie, czytając dziś o pomyśle premiera zadają sobie pewnie pytanie: czy komputery to na pewno to, czego ci młodzi ludzie potrzebują?
Obraz niejednokrotnie nędzy, postawiony obok wirtualnej koncepcji modernizowania polskiej szkoły przypomina mi dwa światy z jakimi stykał się bohater Żeromskiego, Tomasz Judym. Z tą różnicą, że tam burżuazja garnęła do siebie, a tu ?burżuazja? niby to chce dawać biednym. Abstrahuje już od tego, jakie i kto ma tak naprawdę intencję. Pomijam opinie skrajnych liberalnych konserwatystów, którzy mają kolejny powód do oskarżania władzy o celowe ogłupianie społeczeństwa. Dlaczego? Bo właśnie w krajach anglosaskich, negatywne efekty takiego programu, przeważyły te pozytywne. Młodzi ludzie w godzinach pozaszkolnych nie wykorzystywali komputera do pogłębiania wiedzy, a przede wszystkim do rozrywki. Po co było samemu pisać wypracowania, skoro przez szkolny komputer pobierano prace znacznie lepsze od tych, wypoconych samodzielnie? Dając więc komputer, państwo tak naprawdę robi krzywdę, zamiast pomagać w aktywnym starcie i otwartej, równej rywalizacji z rówieśnikami państw zachodnioeuropejskich, tworzy głupców niezdolnych do samodzielnej aktywności.
Pomijam to wszystko, nie chce tego drążyć, bo doświadczenie uczy, że tak skrajne okrzyki automatycznie skazują cię na wypchanie w publiczny margines. Stawiam jedynie pytanie: czy próba modernizowania edukacji tą drogą, nie jest aby czynieniem kroku zbyt wielkiego i nieuwzględniającego milion innych potrzeb? Potrzeb zdawało by się znacznie istotniejszych, jeśli już w socjalu żyć pragniemy. Czy zamiast rocznie wydawać 500 mln zł na zakup komputerów, tych pieniędzy nie można by wykorzystać w sposób bardziej pożyteczny? Czy naprawdę funkcja socjalna powinna odnosić się do zakupu laptopa każdemu gimnazjaliście? Mam wrażenie, że jest to naiwne tworzenie wirtualnej rzeczywistości. Jak gdyby stawiać dach, nie mając fundamentów.
Inny pomysł
Rząd Donalda Tuska tym posunięciem sam zepchnął się do ringowego trójkąta. Dziś obiecując laptopy, ma świadomość, że wycofać się z pomysłu już nie może. Co dziwi ? pomysł przecież nie był w żaden sposób wymuszony przez opinie publiczną. Premier sam wyszedł z taką inicjatywą! A pomysł jest naprawdę ryzykowny i bardzo kosztowny. Rezygnując, sam pokryje się falą krytyki a tym samym utratą sondażowej popularności. Jakikolwiek by się więc pomysł nie okazał, trzeba go będzie realizować i usilnie dążyć do przekonywania, że to pomysł dobry, dobry, dobry! Topiąc w to pieniądze, ale ratując poparcie obywateli, młodych posiadaczy laptopów.
Usilnie wkomponowując komputer w polską szkołę przychodzi mi na myśl inny pomysł. Z mojej perspektywy wydaje się on znacznie rozsądniejszy, a przy okazji tańszy. Otóż zamiast darować komputery wszystkim, na lewo i prawo wydawać pieniądze na ich zakup, naprawy, modernizacje, oryginalne oprogramowania et cetera… Stwórzmy w szkołach komputerowy system administracyjny. Wprawimy w jego ramy system oceniania, datowania, a jednocześnie internetową możliwość śledzenia poczynań dzieci przez rodziców. Zlikwidować papierowe dzienniki klasowe, żmudne wpisywanie tematów, nieobecności, potem tego wszystkiego usprawiedliwianie, wykreślanie błędów, wszelkie korekty, chodzenia, załatwiania. Wszystko to w komputerze. Cały system funkcjonowania szkoły i opisujący relacje: uczeń ? nauczyciel – ich praca.
Widzę w tym więcej realnego pożytku. Choć pewnie i taki pomysł niektórzy nazwaliby pomysłem nierealnym.
Więcej nauki? Każde studia magisterskie trwają 5 lat (a w wielu szkołach pracują licencjaci…) i nauki jest tyle samo, a gdzieniegdzie więcej. Nie wliczam tego kursu czy jak to inaczej nazwać, by zostać „nauczycielem”, bo to śmieszne – każdy może zdobyć ten dyplomik – posiadając powołanie lub nie, wiedząc cokolwiek lub nie, a często już w szkole pracując. Czy na np. politechnice studenci w ciągu 5 lat robią mniej niż studenci biologii? Nie wydaje mi się, droga Madziu 😉 A znam ludzi po politechnice i innych kierunkach, którzy też zarabiają trochę ponad 1000 zł, w porywach ok. 2000 zł, ale świadomie się na to decydowali.
Dzisiaj rano , w programie I PR, usłyszałem krótki komunikat o zbiorczych wynikach egzaminu jaki na koniec klasy 6-tej przeprowadzono w szkołach podstawowych. Otóż rewelacyjnie brzmi informacja,że 40 % naszych pociech nie potrafi napisac samodzieknie paru zdań, a z rachunków – szkoda gadac. Otóż, to nie jest wina dzieci ale szkół właśnie, które nie potrafią nauczyc. – Jak brzmi apel tytułowy tego posta? Przypomniec?
Wczoraj w tym samym programie słyszałem informację o podsumowaniu wyników egzaminów w gimnazjach . Podobno ok. 20 % gimnazjalistów uzyskało ocenę ponad przeciętną i ok 25 % poniżej przeciętnej. Zaczy się średniaków mieliśmy ok.50 %. Jak to brzmi? Zadowalające były te wyniki?
A jak się uwzglęgni „materiał ludzki na wejściu” – o czym było na wstępie to już lepiej? Również wczoraj udało mi się usłyszec kawałek wypowiedzi Pani Minister Hall, z której wynikało,że nie mamy systemu oceny zbiorczych wyników egzaminów zewnętrznych i przekładania tego na wnioski wobec szkół osiągających słabe wyniki. Ona mówi „nie mamy”! To kto ma miec te narzędzia? Burmistrzowie, Starostowie, jako organy prowadzące? Im zlecono już sporo w ramach reformy administracyjnej, nie dając odpowiednich środków. Starosta nie rozliczy” swojego „dytrektora „, a już na pewno nie rozliczy Burmistrza za wyniki w gimnazjach i w szkołach podstawowych. „Rąsia – rąsię myje”. Znamy to?
Jest jeszcze ten „materiał ludzki”. Większośc wypowiedzi krytycznych wobec nauczycieli, opiera się na założeniu,że dzieci chcą, pragną, a rodzice wspierają ich starania. Wspomniany rozkład wyników w gimnazjach pokazuje prawidłowośc statystyczną odnoszącą sie niemal do wszystkich zjawisk społecznych. Około 25 % jednostek ponad przeciętnych to w klasie 36 osobowej imponująca liczba 9 uczniów. 50 % średniaków to 18 osób i pozostała liczba 9 uczniów, to osłoda pracy wszystkich nauczycieli. Nie uwierzycie,że w szkole zawodowej zabrano dziewczynie z I klasy telefon komórkowy dlatego,że go używała w czasie lekcji – otóż do końca tej lekcji na ten telefon napłynęło kilkanaście SMS-ów. Miało to dziecko szansę aby usłyszec cokolwiek z lekcji? Pochłonięta była obsługą telefonu. Czy zaglądacie państwo do „komórek”swoich dzieci ? Jakie treści, jakie tapety, filmiki krążą między tymi telefonami? To jest plaga!!! Czy zajrzenie do „komórki”to już złamanie prawa do intymności czy tajemnicy korespondencji? Jeśli rodzic tego nie robi to nauczycielowi wolno?
A powszechne odpisywanie i ściągi mają jakąś przyganę rodzinną, społeczną ?
Wszystko zrzucic na nauczycieli? Co powiecie o mamie, która przyszła do szkoły aby zrobic awanturę, że jej dziecko jest źle traktowane. – A gdzie ma się dziewczyna wyszalec jak nie w szkole!, krzyczała.
Nie dobijajcie nas stereotypami o 18 godzinach, kawkach, nieróbstwie itd.
Ta prawidłowośc statystyczna , o ktorej pisałem dotyczy tak samo i nas.To skoro o tym wiemy, dlaczego godzimy się na to. Życie nie lubi prózni.
„Gdy nie ma kota – myszy harcują” to przysłowie ludowe. Kto rządzi oświatą? „, ” Co konia obchodzi,że się wóz przewrócił” Gdzie woźnica?
Sleuth! Z wieloma rzeczami, o których mówisz się zgadzam, jednak nie sposób nie przyznać racji Hannie. Bardzo łatwo jest oceniać innych, wystawiać opienie na temat tego, kto ile pracuje, jednak trudniej o konkretne kryteria oceny pracy nauczyciela.
Wyniki na egzaminach? Miejsce w rankingach? Nie wiem, w jakim typie szkoły pracujesz, ale masz chyba świadomość, że wyniki uczniów w większym stopniu zależą od rodziców niż od nauczycieli. Szkoła w dobrej dzielnicy gwarantuje wyższe wyniki, bo zamożni, wykształceni rodzice inwestują w naukę swoich dzieci od wieku przedszkolnego, a my często zbieramy tylko dobre żniwo. Kto więc będzie oceniał nasze zaangażowanie w pracę? Dyrektor? Sama napisałaś, że częściej kierują się oni przyjaźniami niż interesem szkoły.
Nie jestem zwolenniczką Karty Nauczyciela, zwłaszcza wcześniejszych emerytur. Jestem gotowa pracować do 65 roku życia – o ile zdrowie pozwoli, a w zamian otrzymać godną emeryturę. Nie mam ochoty żyć jak moje koleżanki za niecały 1000 zł miesiecznie. Mogę też siedzieć w szkole 8 godzin dziennie, jeśli w czas mojej pracy zostaną wwreszcie wliczone długie godziny spędzone nad analizą prac, przygotowaniem się do lekcji, przypominaniem sobie lektur, pisaniem scenariuszy na akademie, itp. Przynajmniej nikt mi w twarz nie wykrzyczy, ze pracuję 18 godzin w tyg. Być może oszczędzę też na papierze i tuszu do drukarki.
Mimo wszystko przyłaczyłam się do protestu, bo dla mnie miał on wymiar symboliczny – marny, bo marny, ale jednak głos w swojej sprawie.
jedyne co mi w miare rozsadnego do glowy przyszlo to postep, prace nauczyciela mozna ocenic przez postep uczniow. Do tego dolozyc wyniki i mozna z tego zrobic jakies rozsadne rownanie (choc matematykiem nie jestem). Wtedy jest w miare sprawiedliwie bo slabsi uczniowie moga poczynic wiekszy postep niz ci super ale znow ci super maja lepsze wyniki.
Mozna tez zdac sie na ocene dyrektora, choc nie w obecnej formie. Jezeli dyrektor bedzie zarzadzal szkola i jego pensja bedzie bezposrednio powiazana z jej osiagnieciami (postep+wyniki) to jezeli ma olej w glowie bedzie walczyl o dobrych nauczycieli. Bedzie tak samo walczyl o materialy pomocnicze, solidna obsluge itp. Oczywiscie jest to model, ktory w rzeczywistosci bedzie mial wady. Kwestia wypracowania systemu ktory te wady zminimalizuje lub kalkulacji ktora pozwoli stwierdzic ze bilans wad i zalet jest korzystny dla tych ostatnich.
Czytając wypowiedzi na tym i innych forach dotyczących strajku, przychodzi mi na myśl analogia do niedawnych strajków lekarzy. Niewątpliwie nikt nie chciał „dobijać” zacnych kolegów po medycynie i prędzej czy później dyrektorzy szpitali gdzieś wydobywali dodatkowe środki na podwyżki, na dyżury ponad dozwolony czas pracy itd. Lekarzy nie dobito, oszczędzono, pogłaskano, pocieszono. Ale co to zmienia dla nas, pacjentów? Nic, dalej mamy stary, schorowany system ochrony zdrowia. Trzeba zagryźć usta i cierpliwie ustawić się w kolejkę w poczekalni. Nie sądzę, że ci którzy brali na lewo, nagle przestaną. W dalszym ciągu nie mamy tak potrzebnych reform.
Edukacja boryka się z problemami o podobnym charakterze. Same podwyżki, jeżeli będą, niewiele zmienią w polskiej edukacji, o ile nie pójdą za tym konkretne reformy i zmiany systemowe. I nie jest bynajmniej rozwiązaniem systemowym likwidacja samej Karty Nauczyciela, ponieważ to stworzy poważną próżnię, która wcale nie obiecuje promowania lepszych nauczycieli a może wręcz doprowadzić do sytuacji patologicznych, korupcji, nepotyzmu itd. (zresztą jak tak naprawdę oceniać pracę nauczyciela obiektywnie, zważywszy na fakt, że często za sukcesem nauczyciela w renomowanej szkole publicznej stoi jego kolega korepetytor) Dlatego też potrzebna jest bardzo szeroka dyskusja jak wycofać się z karty, a jednocześnie chronić prestiż tego zawodu? Trzeba o tym porozmawiać, bo inaczej społeczeństwo rzeczywiście nas dobije. Trzeba zmienić polską szkołę, żeby zmienić na lepsze byt nauczyciela i jego zarobki. Odbudować pozytywny wizerunek szkoły, a dopiero w następnej kolejności wizerunek nauczyciela. Wtedy i opinie na forach będą inne, czego sobie i Państwu życzę.
Do antidotum
To co piszesz o niemozności porównań efektów pracy szkól (bo w szkole to dyrektor jest w stanie to zrobic w stosunku do nauczycieli-jeśli nie, jest kiepskim dyrektorem i należy go zmienić!), jest ideologią leni i Broniarza [czyli tym samym;-)]!
Wiadomo(po srednich wynikach z egzaminu zewnętrznego w szkole niższego szczebla czy badań dojrzalości szkolnej- w nich się kryją równeż wszelkie „kwestie spoleczne”) jacy uczniowie do szkoly przychodzą.I wiadomo jacy z niej wychodzą(następny egzamin zewnętrzny, konkursy, olimpiady, może jeszcze coś).Porównanie tych dwóch rzeczy daje dobry obraz tego co szkola ze swoimi uczniami zrobila.Z tego wynika, że trzeba porównywać szkoly z podobnym, jesl chodzi o jakość, naborem.
Oczywiście latwiej jest, będąc niekompetentnym leniem, krzyczeć,że to zawód niewymierny, a wszyscy mamy takie same żolądki!!! W efekcie za jedynie uprawnioną zostaje uznana ocena nauczyciela czy szkoly dokonana na podstawie papierków przez urzędasa z kuratorium, który nawet nie wie (i nie chce wiedzieć – ale nawet gdyby chcial to nie jest w stanie wiedzieć więcej o szkole niż jej dyrektor i nauczyciele!)co się za tymi papierkami kryje!!!
A propos wpisu Hanny,
Wiem, że jest anglistów po 3-letnich studiach jest na pęczki i niestety ilość nie oznacza jakości… Ja pracowałam do w szkole integracyjnej z 5 anglistami (gdzie 5ty doszedł po tym jak władze miasta nie pozwoliły nam mieć więcej niż 5 nadgodzin, ale dzięki temu stworzono miejsce pracy), miałam dodatkowe zajęcia euro-klubu i dużo innych prac związanych z konkursami, pracą szkoły itp. sama wiesz jak to jest. Rzecz w tym, że za taką organizację pracy odpowiedzialny jest dyrektor. I tu moje pytanie? Jak to możliwe, że Twój szef pozwala na takie niesumienne wykonowynie obowiązków przez anglistów; dalej, co rozumiesz przez ‚uczenie dzieci z dobrych domów bo postarali się o to rodzice’? Jeśli germanistów taka sytuacja denerwuje pogadajcie wprost z przewodniczącą/-ym zespołu samokształceniowego: nauczyciel języka obcego, jeśli dorabia, ma najpierw wykonać co do niego należy w szkole.
U nas był taki przypadek i same się z nim uporałyśmy mówiąc wprost co nam się nie podoba, tak bez sentymentów.
Drugie dno rotacji językowców jest takie,że obok matematyków jest to specjalizacja, z którą najłatwiej dorobić i tu znów stajemy przed problemem finansowania…
Sleuth widzisz rozwiązanie w prywatyzacji, niestety obawiam się, że na poziomie od przedszkola do szkoły średniej chyba nikt dokładnie nie policzył ( podejrzewam, że nawet UPR opowiadająca się za całkowitym wprowadzeniu edukacji na wolny rynek; a patrząc na twoje wypowiedzi, myślę, że podzielasz ich poglądy) ile musiałoby wynosić czesne by szkoła mogła funkcjonować bez jakiejkolwiek dotacji.
trzebaby miec dostep do dokladnego budzetu i wtedy mozna przeliczyc, ale tez zobaczyc ile rzeczy jest zbedne a ile jest potrzebne. Niestety ja dostepu do takich danych nie mam. mysle jednak ze wyszloby zaskakujaco malo, jednak jest jeden podstawowy warunek, rzad rezygnuje z pobierania podatkow na rzecz oswiaty czyli tyle ile obecnie wsadza w oswiate obcina w podatkach ludziom. Bo wiem ze wiekszosc ludzi mysli ze bedzie placila takie same podatki ale jeszcze dodatkowo za szkoly. Uprzedze tez argument o biednych – szkoly raczej bedzie stac na system stypendialny dla zdolnych ale biednych, bo bedzie im sie oplacalo gosciowi zapewnic edukacje w zamian za mozliwosc reklamowania sie dzieki wynikom takich osob.
Danko!
Po pierwsze – jakiej ideologii??? Zadałam kilka pytań – nie Tobie. Poddałam w wątpliwość parę faktów. To wszystko.
Twój ostry komentarz jest podyktowany albo małym doświadczeniem w pracy, albo bardzo wąskim spojrzeniem na problemy edukacji.
Zgadzam się, że przyrost wiedzy jako takiej można zmierzyć wynikami testów „na wejściu” i na etapie końcowym. Problem w tym, że znacznie łatwiej jest o zmotywowanie uczniów z dobrych domów, niż tych, które w domach zamiast dzień dobry dostają w twarz. Uczniowie notorycznie wagarujący nie zdarzają się w liceach ogólnokształcących, ale zapewniam Cię, że są normą w zawodówkach i liceach profilowanych.
Obserwuję, że w takich placówkach nauczyciele często zamiast w olimpiady popychają energię swych uczniów w działania społeczne, imprezy (czasem na skalę regionu), które wraz z uczniami organizują. Poświęcają na to tyle samo czasu – co inni na przygotowanie olimpiad. Często, gęsto wiedza wówczas przez dzieciaki zdobyta jest w warunkach rynkowych znacznie więcej warta niż 90 procent na maturze z polskiego.
Jednak żadne kuratoria jej nie są w stanie zmierzyć.
Mam wątpliwości na temat prywatyzacji szkoły… Czy naprawdę ktoś uwierzy, że rodzice dzieci z tzw. rodzin zagrożonych patologiami będą realizować obowiązek szkolny jeśli będą musieli za to zapłacić. Już teraz są problemy, gdy dzieci znajdujące się pod opieką różnych służb społecznych nagle znikają z oczu urzędnikom, a potem pojawiają się na izbie przyjęć lokalnego szpitala. Jeśli taki rodzic będzie musiał zapłacić za szkołę to jak myślicie, kto wygra: szkoła czy wódka? Ludzie zastanówcie się! Kto i jak pomoże tym najbiedniejszym dzieciom?
Mój dyrektor zapowiedział,”przekazując to,co mu powiedziano” wyżej,że będzie oceniał naszą pracę ,porównując wyniki testów gimnazjalnych i matur. Takie porównanie ma podobno dowieść,czy gubimy diamenty ,czy je szlifujemy.Argumenty,że może należałoby porównywać ewentualnie wynik testu diagnostycznego na początku klasy pierwszej(mierzącego umiejętności „maturalne”) z końcowym egzaminem,że testy gimnazjalne nie mierzą tego,co matura,że w ciągu trzech lat-gdy człowiek przeżywa trudy dorastania,dzieje się wiele różnych rzeczy wpływających na wyniki w nauce(niezależnie od wkładu pracy nauczyciela-już słyszę Dankę-„leń i człowiek Broniarza jestem”-nie jestem)-nie są w ogóle brane pod uwagę.
Trudno nie zgodzić się z Antidotum- w kwestii „wstępnej” motywacji uczniów do nauki. Uważam jednak,że nasza praca powinna być oceniana,kwestia wypracowania sensownych kryteriów tej oceny to wg mnie rzecz podstawowa. Oczywiście trzeba włożyć w to wiele wysiłku, poświęcić temu sporo czasu( na pewno strzec się swoistego daltonizmu reprezentowanego przez Dankę: czarno-biało, Broniarz-nieBroniarz,etc;),
ale jestem święcie przekonana,że warto.
Przepraszam a jak wielki procent ludzi jest w Polsce z rodzin patologicznych? czy wszyscy z tych rodzin oleją edukacje? znam wielu takich, którzy będą walczyć 3x bardziej żeby w szkole być bo to jest dla nich szansa. Kolejne pytanie a co z tymi którzy już dziś olewają obowiązek szkolny, no niby dzieci chodzą ale raz na jakiś czas np raz na rok bo już takiego spotkałem, to oznacza że obecny system też jest do zmiany. Zresztą już pisałem o systemie stypendialnym dla najbiedniejszych i najzdolniejszych. Ich jest tak mało ze to większej różnicy na systemie nie zrobi. Proponuje przestać zasłaniać się przed zmianami bo 2-3 osoby na 100 mogą mieć trudniej, podkreślam mogą. I tak znajdą się osoby, które nie będą chciały się uczyć i na to nic nie poradzimy. Kwestia czy będzie jakaś dyskusja na ten temat, zebranie możliwych problemów i myślenie nad rozwiązaniami, czy tylko ktoś sobie poda pomysł i zobaczymy co wyjdzie w trakcie realizacji. Zresztą nie musi być to pełna prywatyzacja ale coś na jej kształt.
Wszystkich martwi wydajnosc praacy nauczyciela mierzona (wiekszosc forumowiczow przyznaje) wzrostem poziomu wiedzy uczniow. Czy oczekujemy od szkoly jedynie podawania dziecioom wiedzy? Czy umiejetnosc jej spozytkowania nie jest rowniez celem edukacji ? ksztaltowanie postaw obywatelskich, prospolecznych zachowan, etyki, wspolzycia i kooperacji itd, jesli nie jest to powwinno byc uwzglednione w tzw. podstawach programowych, Troche slizgamm z tematu ale bez tego bedziemy produkowac jedynie szczury gotowe do wysccigu i frustratow-„odpadlych” z wyscigu.
Trudno wymagac od nauczyciela nieelitarnego liceum, w nieaglomeracji by mial wyniki w przekazywaniu wiedzy. Utopia zawsze pozostanie utopia. Mozna natomiassst oczekiwac pracy nad rozwojem spolecznym, osobowym slabych uczniow slabych szkol. w takich szkolach barddziej od wiedzy ppotrzeba dzieciom wzorca normalnosci, ktorym mialby byc nauczyciel. Tylko postawa i zainteresowanie zaniedbanymi dziecmi daje nauczycielowi punkty. Slyszalam o wiejskich nauczycielkach, ktore z wlasnej kieszeni, z lotosci, kupuja dzieciom kredki, bo rodzice wszystko na wode wydaja. jak sie ma praca takiego nauczyciela do opiekunow „olompijczykow” wychodowanych przez rodzicow czy na popoludniowych korkach za prywatne pieniadze, niekoniecznie w szkole?
tsubaki pisze:
2008-05-31 o godz. 15:02
Wszystkich martwi wydajnosc praacy nauczyciela mierzona (wiekszosc forumowiczow przyznaje) wzrostem poziomu wiedzy uczniow. Czy oczekujemy od szkoly jedynie podawania dziecioom wiedzy?
Pytanie-do kogo to pytanie? 🙂 Bo ja na przykład boleję nad tym,że mam coraz mniej czasu na cokolwiek oprócz „podawania wiedzy”,ale skieruj to pytanie do uczniów lub rodziców- podejrzewam,że większość oczekuje po prostu przygotowania( jak najlepszego) do matury (pracuję w LO).Niestety, dopiero ,gdy dzieje się coś niepokojącego-wtedy podnosi się larum,bo szkoła nie wychowuje etc.
No wiec wlaasnie o to chodzi. Potrzebna jest szersza debata publiczna na temat roli szkoly w ksztaltowaniu oczekiwanych postaw u mlodziezy i „prostowanie” oczekiwac rodzicow z wybujalymi ambicjami.
W tak zwanych krajach rozwinietych „wyscg szczurow” nalezy juz niemalll do porzedniej epoki. Nie mogace sprostac tym aaambicjom kolejne pokolenia, szlachtuje sie i cwiartuja pilami (co rusz to media donosza o kolejnych niespelnionych mlodych ludziach- mordercach) co daje do myslenia rodzicom. Sama obserwuje na swoich korkach odlot rodzicow z takiej sciezki rozwoju pociech cyt: „Jak ma potem zabijac i krajac to juz niech lepiej pokopie sobie w ta pilke”.
A larum sie podnosi bo nauczyciele daja sobie w trabke dmuchac dla swietego spokoju. Warto nie dawac sie laikom i przekonywac do swych racji jesli sie takowe w ogole ma. I tu potrzebne sa jkies wytycznne bo wiekszosc nauczycieli takiego ogolnikowego „celu edukacyjnego” nie ma.A warto byloby go sprecyzowac: o co nam chodzi, do czego zmiaerzamy. jakich uczestnikow przyszlego spoleczenstwa oczekujemy i jak zamierzamy to osiagnac. Wyniki i tak licza sie tyko dla wspomnianych juz tu przez kogos 9% ponadprzecietnych uczniow.
ktos pisal ze czemu nauczyciel wfu zarabia tyle co nauczyciel polskiego otóż mije zdanie jest takie:
Polonista nie umiałby poprowadzić lekcji W-fu a nauczyciel W-fu nie poprawadzi lekcji polskiego dlatego zarabiaja tyle samo – kazdy jest dobry w swojej dziedzinie…
Problem jest w ilości czasu i pracy potrzebnej do przygotowania lekcji, czynnościach typu sprawdzanie prac domowych i klasowych różnego typu.Tu obciązenia są różne.Rozumiem jednak, ze jako nauczycielowi wf trudno Ci to przyznać.Bliższa cialu koszula…