Księża chorują
Jak się pracuje w kilku miejscach, to czasem dochodzi do konfliktu. Dobrze rozumiem ten problem, ponieważ przez wiele lat byłem zatrudniony w dwóch szkołach, a przez jakiś czas także w firmie. Dosłownie byłem rozdarty między jedną robotą a drugą. Tylko cud mógł mnie uratować. Ponieważ cudu nie było, musiałem z czegoś zrezygnować.
W podobnej sytuacji są księża, którzy pracują w Kościele i dodatkowo w szkole. Rzadko, ale czasem obowiązki się nakładają. Szczególnie trudny do pogodzenia wszystkich zadań jest okres zimowy: w szkole wystawia się wtedy oceny semestralne, organizuje zebrania rad pedagogicznych, spotkania z rodzicami, konsultacje, a w parafii chodzi się po kolędzie. I co ma zrobić biedny ksiądz, gdy musi być i tu, i tu? Przecież się nie rozdwoi.
Gdy obowiązków jest za wiele, wtedy choruje ciało i dusza, spada motywacja i człowiek flaczeje. W okresie zimowym sporo księży choruje. Także w mojej szkole wystąpiło to zjawisko. Jeśli chodzi o obowiązki szkolne, to z powodu choroby lekarz wystawia zwolnienie. Mamy więc za księży zastępstwa. Nie wiem, czy to zwolnienie obejmuje też obowiązki duszpasterskie. Musiałbym zapytać proboszcza. Obawiam się jednak, że służba nie drużba. Szkoła nie zając, a kolęda to co innego.
PS: A na deser proponuję tekst pt. „Religia w szkole – edukacyjna wartość ujemna”.
Komentarze
Kiedyś miałem szefa, który po dostaniu od pracownika kolejnego telefonu o tym, że „jest chory i dzisiaj do roboty nie przyjdzie”, wybrał się do tegoż pracownika do domu. Był piekny, słoneczny, wiosenny dzień i pracownika zastał na dachu swojego domu w środku wymiany części pokrycia dachu.
Konwersacja miała przebiegać jakoś tak:
-Cześć, Jasiek, co u Ciebie?
-A dziękuję, wszystko wporzo.
-Hm, wiesz, w pracy mamy urwanie głowy, znaczy, hm, jest co robić…jak myślisz, kiedy będziesz mógł przyjść do pracy?
-Well, jestem w środku wymiany dachu, miało nie padać przez kilka dni, może za tydzień?
-Trochę długo, trochę długi ten urlop…nie mógłbyś wynająć ekipy budowlanej a samemu przyjść do pracy?
-Wiesz, jak jest, to partacze, a poza tym zedrą skórę…będę za tydzień…
-Well, Jasiek, to już raczej dokończ ten dach. Znajdę kogoś na twoje miejsce. No to siema.
-Siema.
Opowiadał mi to sam szef, kilka lat po owym wiosennym spotkaniu, jako przykład na swoją nieskończoną zdolność współpracy z wszelakiego rodzaju dziwakami, idiotami, arogantami czy obijakami.
Zakończył podsumowaniem, że wtedy był młodszy i miał więcej wiary w ludzi. „Dzisiaj podjechałbym pod dom, zobaczył faceta „chorującego na dachu” i nawet nie wysiadał z samochodu. Jeszcze tego samego dnia sekretarka odesłałaby mu jego osobiste rzeczy z biurka w tekturowym pudełku.
Morał: dyrektor szkoły nie ma jaj a szkolni katecheci to wiedzą i robią go w balona. Wystarczyło by sprawdzić wywieszony na każdym kościele grafik kolędy i zlokalizować „chorującego” księdza osobiście. Dyrektor jest tchórzem, gdyż nawet boi się pomyśleć, co miałby powiedzieć spotykając na klatce schodowej kolędującego choruszka.
A ja się, troszkę obok tematu, zastanawiam, jak to jest, gdy ksiądz katecheta, czyli nauczyciel szkolny, wystawiający oceny wliczane do średniej, chodzi po domach mieszkańców parafii, także swoich uczniów, i zbiera koperty z pieniędzmi. W świetle bardzo ostatnio komentowanego wyroku sądowego to wygląda wypisz-wymaluj jak korupcja.
J.Ty. 8 stycznia o godz. 19:59
Z religii nie mam okazji dawania korepetycji, to chociaż kolędą sobie dorobię. Żal ci?
W mojej szkole księża nie muszą się tłumaczyć z niczego, ani przedstawiac zwolnień. Od początku religii w szkole nie przychodzą na rasy pedagogiczne (ANI RAZU!), dni otwarte, nie pełnią dyżurów, nie prowadzą zajęć z karty, nie wystawiają ocen na czas, nie uczestniczą w zebraniach zespołów nauczycielskich i wychowawczych, i ogólnie mają gdzieś. Ostatnio jeden ogłosił, że on „na pewno nie czuje się nauczycielem” i nie jest tutaj po to, aby czegokolwiek uczyć, a tylko, by „wychowywać w wierze”, co ładnie się ma do pomysłu matury z religii. Nawet imprezy typu „dzień papieski” przygotowują nauczyciele innych przedmiotów, a nie księża. To wszystko nazywa się, o ile pamiętam, „zgorszenie publiczne”.
Czcigodny i Szanowny Panie Profesorze!
W odpowiedzi na Pana wpis na blogu chciałbym Szanownego Pana Profesora przeprosić za to, że Dyrekcja naszej szkoły obarcza Pana zastępstwami za lekcje, które to ja powinienem, prowadzić. Istotnie, obowiązki parafialne nie pozwalają mi na ?rozdwojenie się? bycie tu i tu. Wybieram więc posługę w parafii gdzie spędzam teraz czas na kolędowaniu. Jednak, by uspokoić i sprostować pewne niejasności, chciałbym powiedzieć, że nie wziąłem, żadnego zwolnienia lekarskiego, a za czas jaki spędzam w moim pierwszym „miejscu pracy”, jakim jest parafia, nie pobieram wypłaty ze szkoły. Aktualnie przebywam na urlopie bezpłatnym udzielonym mi przez Dyrekcję szkoły. Nikogo w ten sposób nie oszukuję: ani szkoły – Nauczycieli, ani Pana Boga (któremu służę), ani siebie. Wprawdzie jak mówią tylko winny się tłumaczy ale?
Jeszcze raz przepraszam, za te dodatkowe godziny, które Szanowny Pan Profesor musi za mnie pracować ( mam nadzieję, że nie za darmo, ale za to czego ja nie pobieram z kasy szkoły).
x.P.
W problemie poruszonym przez Gospodarza nie tylko księżą sa istotni. Obecnie bardzo wielu z nas pracuje na niepełnych etatach oraz uzupełnia pensum w innych szkolach, Moze być i tak, że mamy etat, ale i okazję, by dorobić i to wykorzystaliśmy,o czym nie wie dyrekcja. Wówczas,gdy terminy, np.rad się pokrywają, musimy radzić sobie sami.
Gdyby nauczyciele zarabiali przyzwoicie, wówczas mielibyśmy jedno miejsce pracy.Jeżeli mamy przychylnego wicedyrektora, wówczas on ułoży dogodny dla nas plan. Słyszałem wiele porzkich wypowiedzi belfrów,którzy byli ustawieni pod ścianą przez swoją dyrekcję pytaniem: „Proszę się zdecydować, gdzie pan/pani pracuje?”.
A księża? Księża sobie zawsze poradzą. Który dyrektor zechce z nimi zadzierać?
Zwracam się z pytaniem. Z jakiego powodu Pan Gospodarz proponuje ów tekst „na deser”?
Chcę zwrócić uwagę, że artykuł zawiera wiele tez, np. ‚katecheza jest skutecznym kursem antyaborcyjnym’, ‚brak efektów moralnych’, ‚katecheza polega na indoktrynacji w duchu ideologii narodowo-katolickiej w zamian za marksizm-leninizm’, ‚katecheza uczy bowiem młodych Polaków, że ludzie wyznający inne systemy wartości są reprezentantami obiektywnego zła’, ‚religia nie kształci w istocie wrażliwości ani świadomości moralnej, ale daje gotowe instrukcje postępowania’ itd.
Nie twierdzę, że tezy te są fałszywe czy prawdziwe. Stwierdzam, że na te wszystkie tezy brak w tekście argumentów. Nie ma odniesień do żadnych badań, ani do żadnych faktów z życia dowolnie wybranej szkoły, ani do doświadczeń z życia np. autora, ba, nawet brak jakichkolwiek odniesień do innych źródeł. Autor piętnuje wiarę w dogmaty, a sam przedstawia swe poglądy jakby miały być dogmatami. ‚Kościół i jego nauki są złe i szkodliwe, bo są złe i szkodliwe’. To nieuczciwe intelektualnie. Jaką ocenę powinien dostać uczeń gdyby napisał taki esej na język polski?
Nie chcę być tu odebrany jako obrońca religii w szkole, czy religii w ogóle. Oczekuję poważnego traktowania mnie jako czytelnika. Autor mógłby uczciwie przyznać, że to co napisał wynika tylko z jego doświadczeń (i najlepiej by opisał jakie to doświadczenia). Sam chodziłem na religię w szkole i pamiętam jak to wyglądało. Niesubordynacja była duża i podważanie sensu nauki relgii w szkole jest dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Na katechezach z reguły panował chaos, ksiądz/katechetka z trudem panowali nad klasą i wątpię by w takich warunkach udałoby im się skutecznie zrealizować jakikolwiek cel, czy to rzekomo ideologiczny czy inny. Jednak nie przypominam sobie abym na katechezie przechodził kurs antyaborcyjny albo abym był indoktrynowany rzekomą ideologią narodowo-katolicką, czy jakąkolwiek inną, albo by ‚podważane było moje zaufanie do nauki czy też by zamykano mnie na różnorodność kulturową’.
Śmiem wątpić, czy szkoła, poza katechezą, ‚otwiera na różnorodność kulturową’, ‚wzbudza zaufanie do nauki’, czyni z uczniów ‚lepszych ludzi’, ‚świadomych obywateli’, ‚lepiej rozumiejącymi otaczającą rzeczywistość’. Obawiam się, że nauczyciele nie-katecheci i nie-księża wcale nie mają znacznego i pozytywnego wpływu na (jak to ujął autor tekstu) ‚efekt moralny’. Polecam przyjrzeć się i temu aspektowi. Tak dla uczciwości (intelektualnej).
Nie chcę nikogo bronić swoją wypowiedzią. Jeśli obijanie się i niekompetencja uchodzi wszystkim na sucho, to niech księżom i katechetom też uchodzi. Jeśli ma się jednak za to kogoś potępiać i karać, to niech to dotyczy wszystkich. Księży i katechetów oraz nie-księży i nie-katechetów również. To przecież sprawiedliwe.
Drogi Księże, autorze poprzedniego wpisu. Zapewniam Pana, że ja NIE DOSTANĘ tygodniowego czy dłuższego urlopu bezpłatnego ze szkoły po to, abym mógł wypełniac moje INNE obowiązki, w INNYM miejscu pracy, które akurat posiadam (no bo przecież realizacja podstawy programowej, organizacja pracy szkoły itd.). I o to własnie chodzi – o całkowicie różne traktowanie księży katechetów i pozostałych nauczycieli. I tu właśnie zaczyna się wspomniane przeze mnie zgorszenie……
Z katolicką pokorą nóż pod żebro.
Gratuluję Panie x w wiecznych pretensjach.
Przegwizdane ma ten nasz Gospodarz. Nie może nic powiedzieć prywatnie bo od razu „kobyłka u płota”.
Nie ma co robić burzy w szklance wody. Są Nauczyciele oraz nauczyciele, Rodzice oraz rodzice. Są także Księża i księża. Do jednego worka nie ma co wszystkich wrzucać.
Z moich wykładowców na uczelni właściwie każdy ma inną pracę (niektórzy jeszcze kilka innych prac) i jakoś żyją.
Potwierdzam słowa x.p.k. Tak, są księża, którzy biorą urlop bezpłatny w szkole, aby wypełniać obowiązki w Kościele. Ufam, że to nie są wyjątki potwierdzające regułę, ale obowiązująca duchownych zasada postępowania.
Pozdrawiam
Gospodarz
@Advocatus sacerdotis
Napisał Ksiądz (jak się domyślam): „Z religii nie mam okazji dawania korepetycji, to chociaż kolędą sobie dorobię. Żal ci?”
Odpowiadam: Ja nie czuję żalu. Ja się czuję zgorszony tym, że nauczyciel odwiedza w domach rodziców swoich uczniów i odbiera od nich koperty z pieniędzmi. Niech Ksiądz pomyśli, jaki demoralizujący przykład daje ludziom.
Nauczyciele mogliby chodzić po domach z kolędą edukacyjną. Kilka dni temu, na próbnych maturach, pewna szkoła uzależniła wejście na salę egzaminu od opłacenia przez ucznia 20 zł za „ksero”. Tylko jeden rodzic się sprzeciwił i wskutek protestu nielegalny ten proceder ukróciły władze oświatowe. Reszta zapłaciła jak za zboże.
A co byłoby, gdyby belfer zbierał kasę w domu, z góry (niechby było na ksero i …powodzenie egzaminu)?
Ano, edukacyjna wartość dodana, która to i tak ze szkoły publicznej, jako misja, wyłazi jak słoma z butów.
Skoro już o misji, to zastępstwa z religii w wykonaniu belfrów widzę jako pożądany kierunek reformy szkół publicznych.
Gdyby biolog, etyk, matematyk czy informatyk, przyuczeni do nauk kościoła, do przerwy zasuwali na lekcjach Darwinem czy prawami człowieka albo (tfu!) – fizyki, a po przerwie soborem watykańskim (oczywiście I szym!), nie mówiąc o Testamencie (nawet Starym), cywilizacja śmierci sama zapadłaby się pod ziemię w czeluście piekielne, gdzie jej miejsce.
A żaden uczeń nie śmiałby testować pokalanego bezślubnie poczęcia czy dajmy na to – ewolucji.
Pod groźbą ekskomuniki z informatyki (nauczanej in corpore eo belfri).
Zgadzam się więc z Michałem, że człek wobec praw jest równym, księża też. W mojej wizji ta równość zyskałaby spełnienie totalne.
Pan X. i cała szacowna misja ewangelizacyjna KK, mogłaby wziąć nieustanny urlop od obowiązków katechumenatu. Płatny czy bezpłatny to bez znaczenia, czuwa nad tym duch komisji majątkowej oraz jej owoce.
Przyznaję też tym samym rację J. TY, bo co prawda wyznaniowy szantaż moralny i urzędniczy konflikt interesów w państwie wyznaniowym to nie jest korupcja (jak pisze), ale zwykły w plemionach fetor, patognomoniczny dla obecności trupa demokracji i praworządności w szafce z edukacją publiczną.
PS Ktoś ubolewał nad milczeniem Gospodarza w dyskusji. Ja przynajmniej zapewniłem sobie to, że czyta, bo trafiam do spamu. Pozostałym stęsknionym za dyskusją z Panem Chętkowskim, polecam słać pytania przez episkopat. Przyjmując szaty korporacyjnej władzy szkolnej, mamy pewność responsu nieulękłego w humaniźmie pedagoga.
Witam!
Czytam te dyskusje i nóż się w kieszeni otwiera…
Zaznaczam, że księdzem ani zakonnicą nie jestem…
Niestety osoby duchowne pomimo zatrudnienia w dwóch miejscach i braku obowiązku”realizacji programu”, nie mają możliwości dorabiania sobie korkami, które to są głównym źródłem dochodu większości nauczycieli, a za które(jako”drugie”miejsce pracy) niestety NIE odprowadzają podatku w przeciwieństwie osoby duchownej! I to tu mówi o uczciwości(nie wspominając o zgodności z własnym sumieniem)
Bądźcie obiektywni, jak na osoby(podobno)wykształcone przystało :):)
Pozdrawiam !
Widać już pewne pozytywne aspekty nauczania religii w szkole. Ludzie, a szczególnie młodzież jest z natury przekorna. Tak jak rusyfikacja i germanizacja w XIX wieku wzmacniały polskość i ducha narodowego, tak jak indoktrynacja marksistowsko-leninowska w XX wieku uodporniła Polaków na komunizm, tak i religia w szkole przyspiesza w efekcie laicyzację i może uodporni w efekcie Polaków na indoktrynację katolicką , a na pewno wzmocni krytycyzm wobec kościoła i jego służebników.
@janek
” (…) indoktrynacja marksistowsko-leninowska w XX wieku uodporniła Polaków na komunizm (…)”
??? Tzn. na co ‚uodporniła’ konkretnie? Co to znaczy ‚uodporniła’ w tym kontekście ???
Jedna uwaga,ksiądz to nie zawód,to ponoć powołanie,więc ksiądz nie pracuje.
„Niestety osoby duchowne pomimo zatrudnienia w dwóch miejscach i braku obowiązku?realizacji programu?, nie mają możliwości dorabiania sobie korkami”
A to już rozumiem parcie na mature z religii. Przedmiot maturalny znaczy korki do matury, bo przecież po lekcjach tzw. religii nikt nie będzie miał nawet minimalnej wiedzy, żeby zdać cokolwiek. Proszę tu nie mówić o podatkach księży. Ryczałt, jaki płacą, w sytuacji, gdy nie płacą za mieszkanie, wikt i opierunek i nie mają na utrzymaniu rodziny jest śmieszny. I może trudno sobie to wyobrazić, ale nie każdy nauczyciel dorabia korkami. A już na pewno nie dla wszystkich jest to główne źródło dochodu. W przeciwieństwie do księży, z których kazdy w łapę podczas kolędy dostaje. I na bank nie odprowadza od tego podatków
u mnie to samo, co u anglisty
do Świec(z)ka: Zadnych korków nie mam, po prostu brak czasu, bo po lekcjach chór, inne durnoty… Jaki podatek? Od pensji jak wszyscy, od dochodów na plebanii jakiś śmieszny ryczałt 5% czy cóś.
Gdy w mojej szkole religii nauczał ksiądz, brał w czasie kolędy urlop bezpłatny. Co miało swoją dobrą stronę, zastępstwa za niego były płatne. Na ferie jak znalazł…
Zawsze byłyśmy ciekawe, czy nasza Dyrekcja (skądinąd b.wyrozumiała dla różnych dziwnych potrzeb urlopowych i tzw zastępstw koleżeńskich) dałaby miesiąc urlopu np poloniście lub matematykowi – Świadkowi Jehowy, bo on musi głosić słowo akurat w styczniu.
Moja wiara w wolność religijną i równość wobec prawa (stosowanie KN i/lub Kodeksu Pracy) w naszym kraju nie jest tak silna jak poczucie realizmu 🙂
Zastępstwa są obecnie nieodpłatne i polegają na łączeniu dwóch klas
(sześćdziesiątka uczniów upchnięta w sali przeznaczonej na trzydziestkę) na jednej lekcji. X chyba o tym wie, a może nie próbował dobrodziejstwa łączenia na zastępstwie:))? Sam miód, radzę chociaż raz spróbować:))
„ponieważ przez wiele lat byłem zatrudniony w dwóch szkołach, a przez jakiś czas także w firmie. ”
Golgota
Ksiądz to małe piwo.
Wśród kolegów – wykładowców mam dyrektora szkoły, który od miesięcy jest w swojej szkole na bezpłatnym urlopie żeby skuteczniej realizować swój drugi etat – wykładowcy w firmie szkoleniowej.