Nauczyciele z małpim rozumem
Nauczyciel w gronie kolegów po fachu dostaje małpiego rozumu. Pod tym względem belfrowie niewiele się różnią od uczniów. Oddzielnie każdy stateczny i mądry, ale w grupie samych swoich aureola świętości rozpada się w proch.
Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie świadkowie naszego upadku. Niestety, czasem ktoś nam się przygląda, oczy ze zdumienia przeciera i nie wierzy, że ma do czynienia z wychowawcami dzieci. Piękny opis swoich doświadczeń dała nam osoba prowadząca kursy dla nauczycieli (zobacz komentarz „nilhi” do wpisu „Chałtury edukacyjne”). Przeczytałem ten komentarz z uwagą i ze wszystkim się zgadzam. Zachowanie rady pedagogicznej na szkoleniach woła o pomstę do nieba, nieraz jest to szczyt arogancji, chamstwa i prymitywizmu. Przynajmniej tak to może wyglądać w oczach kogoś z zewnątrz, bo nas samych nic nie razi. Dodam, że nie piszę o swojej szkole, tylko o zjawisku powszechnym. Tak jest wszędzie.
Jakiś czas temu, rok czy dwa, zaskoczył mnie pytaniem młody nauczyciel, świeżo po studiach. Otóż zapytał, dlaczego prawie wszyscy nauczyciele podczas posiedzeń rad pedagogicznych, gdy mówi dyrekcja albo zaproszony gość, czytają ostentacyjnie gazety, sprawdzają kartkówki, gadają w najlepsze z sąsiadami, wysyłają esemesy, a nawet odbierają telefony. Dyrektor stara się przekrzyczeć, czasem ucisza, ale to pomaga na chwilę, a potem każdy robi, co chce. Młody nie mógł w pierwszych tygodniach pracy tego pojąć, ale dzisiaj zachowuje się tak samo jak reszta – sprawdza, gada, czyta, telefonuje itd. Dlaczego to robi?
Nauczyciel, jak już napisałem, w grupie ma taki sam małpi rozum jak każdy człowiek w masie. Nauczyciele przeszkadzają swoim zachowaniem dyrekcji czy osobom prowadzącym szkolenie z tych samych powodów co uczniowie. Dlaczego uczniowie źle się zachowują na lekcjach? Postępują tak, ponieważ uważają, że lekcja jest im do niczego niepotrzebna. Nauczyciele swoim zachowaniem mówią dokładnie to samo, czyli że całe to gadanie dyrekcji jest im do niczego niepotrzebne, a kurs można o kant dupy potłuc, tyle jest wart. Inna sprawa, że się mylą. Mylą się w tych ocenach zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, ale weź wytłumacz to ludziom, którzy w masie dostają małpiego rozumu. Dopiero jak dyrektor wezwie na dywanik i w cztery oczy wszystko wyjaśni, wtedy nauczyciel mądrzeje. Tak samo szkolenie dla nauczycieli miałoby sens tylko wtedy, gdyby było organizowane dla każdego belfra oddzielnie. Piszę tak krytycznie, ponieważ jestem sam, ale jak tylko znajdę się w grupie, to też dostanę małpiego rozumu.
Komentarze
Akurat pani „nihil” ma zawyżoną samoocenę, więc się nie dziwię nauczycielom na jej szkoleniach.
1. Człowiek dorosły będzie aktywnie uczestniczył w kursie, który odpowiada na jego(!) uświadomione potrzeby. Nasz polski system korupcyjno-edukacyjny czyni z niego tylko pretekst do przepływu kasy z OP itd. do organizatorów szkolenia i urzędników, którzy je zamawiają. Jemu pozostaje tylko ewidentna strata czasu. Dopóki nauczyciel nie będzie miał „bonu szkoleniowego” pozwalającego na samodzielny wybór drogi doskonalenia ta sytuacja jak opisywana się nie zmieni.
2. W przypadku rad pedagogicznych dyrekcja często musi(!)się wykazać, że o czymś mówiła przed OP. Że efektywność tego jest żadna wiedzą obie strony rady;-)
Z drugiej strony coraz częściej rady służą tylko do pogadania sobie bo i tak nic od nich nie zależy. Wielu ma tego świadomość i nie ma ochoty tracić bez sensu czasu i energii. Wreszcie, gdy na radzie koledzy czytają statystyki itd.klas których się nie uczy, albo różne szkolne podmioty(biblioteka, pielęgniarka czy zespoły przedmiotowe np.) sprawozdają bo muszą (taki historyczny(!)rytuał!) , to szkoda czasu …;-)
Małpiorozumowe zachowania nauczycieli opisane przez Gospodarza, i to jeszcze szczerze przyznającego się do tego samego oraz „tłumaczącego” to wielkością zbiegowiska?
Czyżby elementarny brak kindersztuby wyniesionej z domu rodzinnego przez nauczycieli, czyli gratulacje dla rodziców Członków Grona?
Nigdy nie spotkałem się z czymś takim podczas zebrań czy kursów w miejscu pracy.
?Będąc nauczycielem, przyszedł był do mnie drugi nauczyciel?? I wtedy się zaczęło!
Tak się składa, że po kilkunastu latach zatrudnień w szkole, jestem polonistą, zacząłem pracować w placówce doskonalenia nauczycieli. Otóż w zakresie czynności przeróżnych zawodowych mamy obowiązek szkolić Rady Pedagogiczne. Niektóre z tych szkoleń są piękne, bezpretensjonalne i ? nie boję się tego słowa ? twórcze. Inne ? jest ich niemało ? przypominają drogę przez mękę. Są prawdziwą próbą nerwów. Dla szkolącego stają się katorgą i trzeba mieć dużo sił psychicznych, by nie popaść w neurozę.
Zgadzam się z Gospodarzem ? zachowanie co liczniejszych Rad Pedagogicznych stopniem rozwydrzenia przypomina zachowanie bardzo źle wychowanych uczniów.
Dziwi mnie to; jednak bardziej co innego: okazywanie wszem i wobec własnego oburzenia. Wynika zeń, że podobne zajęcia są obrazą stanu. Boli również pełna obojętność wielu belfrów, okazywana nie tyle ostentacyjnie, co bezmyślnie. Szkolenie z definicji traktowane jest przez nich jako marnowanie czasu i nie warto poświęcać mu ani sekundy.
Pracując w szkole, sam brałem udział w podobnych spotkaniach. Bywało różnie ? także źle. Myślę, że najwyższy czas zmienić całą ideę szkoleń i doskonaleń przeróżnych nauczycielskich. Winny one być wpisane w grafik czynności służbowych oraz w porządek nowocześnie obmyślonego awansu zawodowego.
Hasło: Obyś cudze dzieci uczył, jest wyjątkowo banalne. Niestety, banalnym nie jest przekleństwo: Obyś nauczycieli uczył. Na szkoleniach Rad Pedagogicznych.
@zaa kałuży
„Nigdy nie spotkałem się z czymś takim podczas zebrań czy kursów w miejscu pracy.”
Zakładam, że nie pracujesz w żadnym państwowym zakładzie pracy? W prywatnej firmie to jak się zachowujesz ma bezpośrednie przełożenie na sympatię innych ludzi, na otrzymywane zadania, na chęć współpracy, a w reszcie na podwyżki i awanse. W publicznym zakładzie pracy pod warunkiem, że nie zachowujesz się nagannie, to zasadniczo nie ma to żadnego wpływu na nic. To trochę tak jak urzędniczka w PRL-u, ona jest na stanowisku, a resztę ludzi ma w poważaniu, bo to oni mają do niej sprawę i nikt jej stamtąd nie ruszy.
@Gospodarz
Czyżbyś zdawał się sugerować, Drogi Gospodarzu, że niezależnie od tego jak długo wpaja się wiedzę, kulturę, ogładę i zasady właściwego zachowania, w tłumie ludziom odbija i nic nie jest w stanie tego zmienić? W kupie siła i bezpieczeństwo, a reszta się nie liczy?
Raz nam zrobili szkolenie na temat szacowania ryzyka wypadków czy coś takiego. Nic z tego nie kumałam, pani prowadząca też za bardzo nie była pewna w temacie. Dotąd kojarzyło mi się to z, dajmy na to, ubezpieczeniami. Coś na zasadzie, jak masz stłuczkę, to ci podnoszą stawkę. Więc pytam się pani, czy to coś takiego. Na przykład w szkole jest więcej wypadków (n.p. na wuefie) i szkoła za karę dostaje mniejsze pieniądze z budżetu miasta. Wiem, brzmiało to trochę nieprawdopodobnie, ale chciałam pojąć czemu to służy. Ale to chyba nie było to. Myślę, że chciałam sama siebie przekonać, że to wszystko nie przełoży się tylko na tonę kolejnych papierów, ankiet i sprawozdań, których obecnością będą się onanizowali ci z kuratorium.
W końcu jak pani za pomocą barwnego slajdu chciała nas uświadomić, że według jakichś wyliczeń opieka nad dziećmi w szkole jest obarczona mniejszym ryzykiem (kolor zielony) niż wyjście z grupą poza szkołą (kolor żółty), nie wytrzymałam i powiedziałam, że trzeba być idiotą, żeby takich rzeczy nie wiedzieć. Na to wstał pan dyrektor i podziękował za bardzo ciekawe szkolenie. Jak się później dowiedziałam, zgubił raz ucznia na wycieczce.
Dlatego staram się na ogół grzecznie siedzieć, nie czytam, nie uzupełniam i nie poprawiam.
gospodarz: „Nauczyciele swoim zachowaniem mówią dokładnie to samo, czyli że całe to gadanie dyrekcji jest im do niczego niepotrzebne, a kurs można o kant dupy potłuc, tyle jest wart.”
No, jezeli nauczyciele nie umieja sie zachowac, to czemu dziwimy sie ze uczniowie nie potrafia sie zachowac? Zachowanie sie – odpowiednie – w okreslonych sytuacjach, to sprawa kultury. Dosyc elementarnej.
Owszem, tak sie zdarza ze czasem mowca na jakims zebraniu ma niewiele do powiedzenia lub nie ma racji. Ale nie okazuje sie tego w sposob chamski, a w dyskusji MERYTORYCZNEJ.
Owszem, bywam czesto na zebraniach bez sensu. Ale gdybym na zebraniu z Dyrekcja zachowywal sie tak jak opisuje Gospodarz, to prawdopodobnie w ciagu dosyc krotkiego czasu zostalbym skloniony do poszukiwania nowej pracy.
Moze tu jest „pograbeny pies” polskiej edukacji? Nauczyczyciele chronieni przez Zwiazki, Karte Nauczyciela, i w wielu przypadkach nieusuwalni z pracy pozwalaja sobie na olewanie wszystkiego. Ostentacyjne. A uczniowie, ktorym tez nei ma czym postraszyc, sekunduja wiernie. I wychodza nauczeni nowych rzeczy zgodnia z zasada „czym skorupka za mlodu nasiaknie…”
Do Szczpan, nihil etc.
>Winny one być wpisane w grafik czynności służbowych oraz w porządek nowocześnie obmyślonego awansu zawodowego.<
Jasne!A na dziedzińcu postawić pręgierz dla niegrzecznych…;-)
Drogi Szczepanie!
Niech co Ciebie dotrze,że ja mam multum doświadczeń oraz kontaktów oraz umiem czytać i korzystać z internetu. Na dodatek to ja znam moje "dzieci", a nie Ty!Jak uznam,że mi jest coś potrzebne to sobie znajdę źródła, prowadzących itp.itd. Nie potrzebuję Twoich mądrości bo albo je znam, albo wiem(to widać), że są książkowe, a nie Twoje,(a ja umiem czytać!), albo po prostu usiłujesz zarobić swoją kasę zabierając czas mój i moich kolegów dzięki jakiemuś układowi z OP lub dyrekcją.
Mnie zainteresuje co ma do powiedzenia ktoś o wielkich osiągnięciach, ktoś kto realnie ma się czym pochwalić. Nie interesują mnie "edukatorzy" powielający bezmyślnie cudze "mądrości"!
A Ty Szczepanie, czym mógłbyś swoim słuchaczom zaimponować albo chociaż się pochwalić?…;-)
Do S-21.
>Niech co Ciebie dotrze, że ja mam multum doświadczeń oraz kontaktów oraz umiem czytać i korzystać z internetu. Na dodatek to ja znam moje „dzieci”, a nie Ty! Jak uznam, że mi jest coś potrzebne, to sobie znajdę źródła, prowadzących itp., itd. (…) A Ty Szczepanie, czym mógłbyś swoim słuchaczom zaimponować albo chociaż się pochwalić??;-)Moich dzieci<. Jednym słowem uzurpatorzy niepotrafiący niczym szczególnym zaimponować kadrze nauczycielskiej.
Myślę, że trafiłem w sedno. Jest nim przeświadczenie, że system doskonalenia jest wadliwie skonstruowany, nie tworzy pożądanych napięć, nie motywuje, budzi złość i jest mało efektywny.
Powtarzam – jedynym lekarstwem jest zmiana idei doskonalenia nauczycieli, a nie rezygnacja z niej. Twój głos S-21 to także jednak przejaw zarozumiałości i belferskiej pychy. Mistrz też winien się uczyć. Dużo! Choćby od wątłego komiwojażera oświaty, który może dużo wiedzieć o sprawach, które są ważne, aliści nie znalazły się jeszcze w obiegu myślowym belferskiej kadry.
Poprawka
>Niech co Ciebie dotrze, że ja mam multum doświadczeń oraz kontaktów oraz umiem czytać i korzystać z internetu. Na dodatek to ja znam moje „dzieci”, a nie Ty! Jak uznam, że mi jest coś potrzebne, to sobie znajdę źródła, prowadzących itp., itd. (…) A Ty Szczepanie, czym mógłbyś swoim słuchaczom zaimponować albo chociaż się pochwalić??;-)<
Z całego serca winszuję. Wierzę, że Twoje doświadczenia i biegłość w zawodzie są duże… Wiem, że nauczyciele żądają fachowości i oczekują wystąpień autorytetów. To nie tylko snobizm, ale i przeświadczenie, że taka osoba zapewni określony poziom przekazu.
Nie chcę imponować moim słuchaczom, wolę ich traktować po partnersku i przychodzić na zajęcia, których temat sami sobie wymyślili lub wymaga tego zmienność edukacyjnych realiów.
Przykłady można mnożyć. Obok tematów nietrafionych, zdarzają się często, są również te ważne dla nauczycieli. Zaręczam, że nie wszyscy uczący mają czas lub ochotę, by pewne treści odnajdywać, ponieważ nie leży to w bezpośrednim zakresie ich zainteresowań. Bywają jednak potrzebne, są nowe, nie są oczywiste lub wymagają po prostu wymiany doświadczeń.
Poprawka 2
Do S-21
Myślę, że trafiłem w sedno. Jest nim złość, że do szkół, tak sądzi większość uczących, przychodzą ludzie niekompetentni, niestojący przy tablicy, nieznający dzieci. >Moich dzieci<. Jednym słowem uzurpatorzy niepotrafiący niczym szczególnym zaimponować kadrze nauczycielskiej.
Myślę, że trafiłem w sedno. Jest nim przeświadczenie, że system doskonalenia jest wadliwie skonstruowany, nie tworzy pożądanych napięć, nie motywuje, budzi złość i jest mało efektywny.
Powtarzam – jedynym lekarstwem jest zmiana idei doskonalenia nauczycieli, a nie rezygnacja z niej. Twój głos S-21 to także jednak przejaw zarozumiałości i belferskiej pychy. Mistrz też winien się uczyć. Dużo! Choćby od wątłego komiwojażera oświaty, który może dużo wiedzieć o sprawach, które są ważne, aliści nie znalazły się jeszcze w obiegu myślowym belferskiej kadry.
S-21 pisze: 2011-11-03 o godz. 18:16
„Niech co Ciebie dotrze,że ja mam multum doświadczeń oraz kontaktów oraz umiem czytać i korzystać z internetu.”
Ale twój pracodawca nie ma potwierdzenia tego, iż samodzielnie na tym internecie przeczytałeś o tym, jak należy obchodzić się z kwasami w laboratorium. I w razie wypadku ty albo ktoś inny mógłby zaskarżyć pracodawcę o odszkodowanie uzasadniając to niedbałością pracodawcy o twoje/swoje bezpieczeństwo.
Lista obecności na „szkoleniu o kwasach” z twoim własnoręcznym podpisem jest dla pracodawcy podkładką w razie podasz go do sądu. Niczego nie gwarantuje, ale buduje dla niego obronę przed tobą, jako potencjalnym powodem.
I dlatego na takich szkoleniach siedzą doktorzy chemii ramię w ramię z magazynierem czy operatorem i słuchają wierszyków typu „pamiętaj chemiku młody”.
Podpisują listę (odręcznie!) i rozchodzą się do swoich obowiązków. Pracodawca ma swoją podkładkę, zakładowa pielęgniarka uzasadnienie swojego etatu, doktor chemii stracił dwie godziny (pierwsza to ta, kiedy konsultował albo wręcz napisał pielęgniarce jej prezentację, a druga to samo szkolenie), magazynier tak jak był całkowicie przerażony tymi butlami, które przestawia w magazynie tak nadal jest i szuka innego zajęcia, operatorzy czują sie dowartościowani przebywaniem przez godzinę „jak równi z równym” w tej samej sali co ci w krawatach i garniturach.
Ale nikt nie plotkuje i nie hałasuje, telefony wyłączone, komputery zamknięte, donaty się chrupią, cola sie popija, prezentacja się wyświetla i pielęgniarka robi te same żarty co rok temu a sala grzecznie i chórem odpowiada na te same pytania.
A wszystkie inne szkolenia to każdy stara się załatwić na własną rękę i w dziedzinie, która jest mu potrzebna w pracy. Chodzi za szefem na paluszkach i zachowuje się bardzo grzecznie aby wydębić od szefa forsę i pozwolenie zniknięcia z pracy na tygodniowe szkolenie jak najbardziej przydatne w pracy. I wzbogacajace resume/CV. Nie muszę wspominac, że na tym szkoleniu uszki ma na baczność, pytania zadaje, notuje, nagrywa, prosi o materiały szkoleniowe, wymienia sie wizytówkami, zaprasza szkoleniowca do siebie do zakładu na darmowe pokazy sprzetu, wypytuje sie o nastroje na rynku pracy w innych stanach, itd. itp. W skrócie – szkolenie wybrane przez pracownika jest traktowane jak nagroda. Gdzie byłeś w zeszłym tygodniu? A na szkoleniu takim a takim….wypowiadane zawsze z dumą – widzisz, jak szefostwo inwestuje we mnie i jaki jestem warty tego inwestowania!
@Szczepan
Przede wszystkim powinno się skończyć z praktyką organizowania spędów wszystkich nauczycieli, zwanych też Radami Pedagogicznymi Szkoleniowymi czy też Samokształceniowymi, po godzinach pracy, bo gdy pracuje od 8 rano i potem mam siedzieć w pracy do 18 czy 19 to mnie coś trafia.
Więc proszę się nie dziwić, że nie uważam na takim szkoleniu gdzie jest kilkadziesiąt osób i w dodatku jest ona na temat, który zupełnie mnie nie interesuje. Może by nawet zainteresował ale w małej grupie do 10 osób gdzie można nawiązać jakikolwiek kontakt ze szkolącym.
Szkolenia powinny byc oczywiście obowiązkowe ale powinny być organizowane w jakiś rozsądny sposób.
Do Szczepan
>Mistrz też winien się uczyć. Dużo! Choćby od wątłego komiwojażera oświaty, który może dużo wiedzieć o sprawach, które są ważne, aliści nie znalazły się jeszcze w obiegu myślowym belferskiej kadry.<
Jakoś nie napisałeś jakiegoż to objawienia doznam na Twoich zajęciach???
Czegóż nowego się od siebie dowiem? Rzuć mnie,zarozumiałemu, choć jeden przykład tego czym mnie chcesz na kolana powalić?;-) Ja się owszem dużo uczę, cały czas, ale tego czego chcę i tak jak chcę!!!
Do zza kaluzy
Ja rozumiem podkładkowy sens pewnych szkoleń(BHP itd.), ale tu chodzi o szkolenia teoretycznie merytoryczne i zawodowe…;-)
Staram się nie być prymitywną chamką, która ignoruje dyrekcję et consortes podczas konferencji i szkoleń. Ba, nawet nie gadam i nie piszę esemesów. Jednak trudno wykrzesać z siebie entuzjazm, wzmożoną uwagę czy nawet uprzejme zainteresowanie o 16.00 i później, gdy się jest od szóstej rano na nogach, przeprowadziło 7 lekcji w przepełnionych klasach i czekało 3 h. Nie jesteśmy cyborgami.
Mój mąż, pracownik wielkiej SA, wszelkie szkolenia, doskonalenia zawodowe i badania lekarskie ma w godzinach pracy. Co więcej, wcześniej zwykle kończy (choć stawka bez zmian).
zachowujemy się adekwatnie do stopnia profesjonalizmu prowadzącego i ważności tematu. Jeśli pociska się nam pierdoły, to trudno oczekiwać powagi (w naszym wolnym czasie, dodajmy)
Do Gospodarza
Po prostu „szkolenia” typu „kotlet raz” dla całej(!) Rady Pedagogicznej są po prostu, poza ‚podkładkowymi” bez sensu!!!Za duża różnica potrzeb, zainteresowań i doświadczeń!!!
Czego innego potrzebują doświadczeni nauczyciele(pewnie możliwości wymiany doświadczeń z prowadzącym i ze sobą), a czego innego młodzi.
Ale też pamiętam zgodny rechot matematyków i fizyków, kiedy jakiś biolożyna-„edukator” z firmy EkoTur chyba usiłował nam na zajęciach o pomiarze dydaktycznym wprowadzić nowe spojrzenie na statystykę matematyczną…;-)
Miałem okazję uczestniczyć w sporej liczbie szkoleń w krajach rozwiniętych – zawsze prowadzili je ludzie z wielkim stażem i doświadczeniami, których raczej nie miałem, – nauczyciele po 25-30 latach efektywnej pracy na całym świecie, głowni egzaminatorzy i ich zastępcy, autorzy popularnych podręczników itd. Nigdy nikt mi nie próbował przekazywać odgrzewanych cudzych(!) „mądrości”…
I zawsze było dużo miejsca na wymianę poglądów, pytania itd.;-)
@S-21
a czy swoim uczniom tez pozwalasz uczyć się kiedy chcą, jeśli chcą i jak chcą?
czego oni mogą się od ciebie dowiedzieć czego nie mogliby znaleźć w internecie?
jest coś takiego?
Do Szczepan i nihili
Jako nauczyciel prowincjonalnej szkółki mam do czynienia najczęściej z uczniami przeciętnymi lub o inteligencji poniżej przeciętnej.
Nie jest to elita intelektualna i praca z takimi uczniami stwarza zgoła inne problemy niz te, które opisuje na swoim blogu gospodarz.
Nagminnie są znudzeni nauką w szkole i nagminnie starają się na lekcjach robić wszystko tylko nie to, czego od nich oczekuje nauczyciel.
Moim zadaniem jest tak poprowadzić lekcje, aby „zmusić” ich do wymaganej przeze mnie aktywności i jednak wtłoczyć im niezbędną dawkę wiedzy do ich czasem niezbyt pojętnych i chętnych do owego chłonięcia wiedzy główek.
Oczywiście ów stosowany przeze mnie „przymus” musi sprawiać dla uczniów pozory dobrowolności i pod żadnym pozorem nie może być przez nich uświadomiony, bo wtedy z pewnością będą się przeciwko niemu buntować i „stawać okoniem”, a ja swoich celów nie osiągnę.
„Zmuszenie” do nauki z założenia niechętnych do niej uczniów jest możliwe.
Wymaga to jednak przede wszystkim kreatywności i wysiłku ze strony nauczyciela.
Musi znaleźć na nich odpowiedni „sposób”, a nie obrażać się na nich, że „głupi” i nie chcą słuchać.
Tu trzeba być aktorem, który przykuje uwagę „widowni” i poprowadzi ją w wyznaczonym przez siebie kierunku.
Na ogół to mi się udaje.
Jeśli zaś zdarzy się, że z jakichś powodów to mi się nie uda ( bywa niestety) – to uważam to za swoją osobistą porażkę a nie obarczam winą za nią moich uczniów.
Myślę, ze tak samo jest w przypadku szkoleń prowadzonych dla dorosłych.
Kluczem do sukcesu jest zainteresować obojętną lub nawet niechętną z początku „widownię” i poprowadzić szkolenie tak, by nawet najbardziej oporni malkontenci oderwali się od swoich klasówek i dzienników.
To jest możliwe i czasem się udaje.
Kluczem do sukcesu w szkoleniach dla nauczycieli, którzy są z pewnością pod tym względem najbardziej wymagającymi klientami, są tu moim zdaniem przede wszystkim:
1. Tematyka szkolenia.
Musi być praktycznie przydatna w pracy nauczyciela. Żadne tam wydumane teorie, które nam „kładziono” do głów na studiach, a które najczęściej nie mają nic wspólnego z doświadczeniem i praktyką pedagogiczną.
2. Postawa samego prowadzącego.
Jeśli jest „chałturnikiem” , chcącym jak najszybciej odbębnić swoją działkę, jeśli jest „bufonem” przeświadczonym o własnej wyjątkowej wiedzy,którą każdy powinien wręcz mu z „ust spijać”, jeśli brak mu pokory i „obraża” się z „marszu”, że ludzie po jego pierwszych słowach zaczynają zajmować się sobą, to sukcesu nie wróżę.
Mimo wszystko, nawet jeśli szkolenie nudne, prowadzone przez nieprzygotowanego „chałturnika” i zupełnie do niczego nikomu nie przydatne, to jednak nie pochwalam zachowań nauczycieli, opisanych przez gospodarza.
Mam takie staroświeckie już dzisiaj przekonanie, że zawód nauczyciela to jednak w pewnym sensie misja.
Umiejętność nienagannego zachowania się w każdej sytuacji, wysoka kultura osobista, słowem owa „kindersztuba” wymieniona przez @zza kałuży, wysoki poziom kompetencji językowych (nawet u „ścisłowca”) to oprócz wysokich kompetencji zawodowych cechy, które posiadać powinien każdy nauczyciel – wychowawca.
Ubolewam za każdym razem, gdy obserwuję nauczycieli, którzy swoim sposobem zachowania niewiele różnią się od uczniów.
Przyznam, że po kilku latach pracy poza szkołą wiele spraw zyskało dla mnie zupełnie nowe oblicze. Nie myślałem, że niektóre opinie dotyczące mojego zawodu zweryfikuję w sposób aż tak dotkliwy. W systemie oświaty pominięto sprawy kluczowe – zapomniano o nauczycielu i efektywnym systemie wspierania jego pracy w momencie nasilenia różnego rodzaju reform. Nauczyciel staje się czasem po prostu technikiem do spraw dydaktyki. Wszystkiemu winna jest doraźność i powierzchowność.
Tematy na dziś to np.: problem efektywności oceniania połączony z merytoryczną analizą (dla siebie, dla siebie!) nowej podstawy programowej, problem mądrego przełamywania barier czytelniczych (nie tylko na polskim), problem nowego podejścia do systemu klasowo-lekcyjnego i związanej z tym ewolucji metodyk. Nie wspomnę o technikach informatycznych, stylach efektywnego motywowania, pisaniu programów itd.
Szczepan pisze:
2011-11-03 o godz. 22:56
„Tematy na dziś to np.: problem efektywności oceniania połączony z merytoryczną analizą (dla siebie, dla siebie!) nowej podstawy programowej, problem mądrego przełamywania barier czytelniczych (nie tylko na polskim), problem nowego podejścia do systemu klasowo-lekcyjnego i związanej z tym ewolucji metodyk. Nie wspomnę o technikach informatycznych, stylach efektywnego motywowania, pisaniu programów itd.”
Ja bym raczej bardziej skoncentrowała się na problemach bardzo praktycznych typu:
Jak radzić sobie z coraz częstszą agresją uczniów – nie tylko wobec siebie, ale również wobec nauczycieli
Jak postępować w konkretnych przypadkach agresywnego zachowania się ucznia na lekcji?
W jaki konkretny sposób może / powinien zachować się nauczyciel zaatakowany słownie lub fizycznie przez ucznia?
Jak postępować w wypadku fizycznej napaści jednego ucznia na innego?
Jak motywować uczniów do nauki?
Jak pracować z uczniem „trudnym” z patologicznego środowiska?
Jak zachęcić i wciagnąć do współpracy rodziców?
Jak radzić sobie z coraz częściej prezentowana roszczeniową i często również agresywną postawą rodziców wobec nauczycieli i szkoły?
Najlepiej, żeby tego typu szkolenia prowadzone były przez doświadczonych praktyków,którzy oprócz niezbędnej wiedzy mają również konkretne doświadczenia w tej materii.
Tego typu przykładów konkretnych, a nie jedynie teoretycznych problemów, wobec których staje nauczyciel i wobec których jest zdany na samego siebie i jedyni swoją „intuicję” pedagogiczną jest znacznie więcej….
zza kaluzy: „. Nie muszę wspominac, że na tym szkoleniu uszki ma na baczność, pytania zadaje, notuje, nagrywa, prosi o materiały szkoleniowe, wymienia sie wizytówkami, zaprasza szkoleniowca do siebie do zakładu na darmowe pokazy sprzetu, wypytuje sie o nastroje na rynku pracy w innych stanach, itd. itp.”
Oraz, co najwazniejsze, nawiazuje znajomosci 🙂 Ktore w razie czego moga sie przydac przy szukaniu pracy
Do cvb
>a czy swoim uczniom tez pozwalasz uczyć się kiedy chcą, jeśli chcą i jak chcą?czego oni mogą się od ciebie dowiedzieć czego nie mogliby znaleźć w internecie?Jest coś takiego?problem efektywności oceniania połączony z merytoryczną analizą (dla siebie, dla siebie!) nowej podstawy programowej, problem mądrego przełamywania barier czytelniczych (nie tylko na polskim), problem nowego podejścia do systemu klasowo-lekcyjnego i związanej z tym ewolucji metodyk. Nie wspomnę o technikach informatycznych, stylach efektywnego motywowania, pisaniu programów itd.<
Chcesz powiedzieć, że jesteś w tym wszystkim(!)alfą i omegą oraz zjadłeś na tym wszystkim zęby w praktycznych zastosowaniach???;-)
Raczej coś o tym poczytałeś i chcesz mi tą mądrością zaimponować?;-))))
Też umiem czytać, autorów podstawy i jej ideologa(Konarzewski) znam osobiście. Oceniać na swoje i swoich uczniów potrzeby raczej umiem, do czytania literatury związanej z moimi dyscyplinami też ich potrafię zachęcić, bo ją znam więc wiem co komu polecić, o motywowaniu możemy pogadać, ale myślę że miałem lepszych nauczycieli,a z moimi uczniami jakoś sobie daję radę.Napisałem(nie sam) ogólnopolski program i podręcznik dla dużego wydawnictwa – poszedł w nakładzie 100tys.egz. Coś jeszcze?
I czego Ty mnie chcesz uczyć??? Po co mam z takim jak Ty tracić dwie godziny życia, godziny, które w moim wieku bardzo sobie cenię???
Do cvb
>a czy swoim uczniom tez pozwalasz uczyć się kiedy chcą, jeśli chcą i jak chcą?czego oni mogą się od ciebie dowiedzieć czego nie mogliby znaleźć w internecie?Jest coś takiego?<
ad.1 Staram się uczyć uczniów, którzy wybrali (!)moje dyscypliny i je lubią. Moim zadaniem jest pomóc im oraz sprawdzić się "na poważnie" jak im idzie(to się informacja zwrotna nazywa).
ad.2 Dowiedzieć nie, ale nauczyć umiejętności tak! Tego internet akurat nie robi! Znam też źródła, których oni nie znają i raczej w internecie nie znajdą, podobnie jak języki których oni też nie znają…;-) Wiem też jakie źródła i na jaką okoliczność zalecić, a źródeł dużo jest – to nie takie proste dobrać właściwe no i czasochłonne…;-)
Generalnie najlepsi moi uczniowie startują i się dostają na uczelnie ze światowej (!) toplisty(pierwsza 20), wygrywają krajowe i międzynarodowe olimpiady, reszta jest tylko o oczko niżej. Takim ludziom w ich dziedzinie(!) internet nie wystarczy;-)
Do Szczepan
>problem efektywności oceniania połączony z merytoryczną analizą (dla siebie, dla siebie!) nowej podstawy programowej, problem mądrego przełamywania barier czytelniczych (nie tylko na polskim), problem nowego podejścia do systemu klasowo-lekcyjnego i związanej z tym ewolucji metodyk. Nie wspomnę o technikach informatycznych, stylach efektywnego motywowania, pisaniu programów itd.<
Chcesz powiedzieć, że jesteś w tym wszystkim(!)alfą i omegą oraz zjadłeś na tym wszystkim zęby w praktycznych zastosowaniach???;-)
Raczej coś o tym poczytałeś i chcesz mi tą mądrością zaimponować?;-))))
Też umiem czytać, autorów podstawy i jej ideologa(Konarzewski) znam osobiście. Oceniać na swoje i swoich uczniów potrzeby raczej umiem, do czytania literatury związanej z moimi dyscyplinami też ich potrafię zachęcić, bo ją znam więc wiem co komu polecić, o motywowaniu możemy pogadać, ale myślę że miałem lepszych nauczycieli,a z moimi uczniami jakoś sobie daję radę.Napisałem(nie sam) ogólnopolski program i podręcznik dla dużego wydawnictwa – poszedł w nakładzie 100tys.egz. Coś jeszcze?
I czego Ty mnie chcesz uczyć??? Po co mam z takim jak Ty tracić dwie godziny życia, godziny, które w moim wieku bardzo sobie cenię???
Program przemieszał cvb ze Szczepanem to rozdziliłem;-)
Drogi S-21
A czy ja do czegoś takiego Cię namawiam?
Dużo zdrowia życzę. I efektywności pisarskiej.
Do Hildy
Podobne tematy pojawiają się na giełdzie doskonaleń bardzo często. Tak – masz rację. Powinny być one prowadzone przez doświadczonych praktyków. Inaczej budzą uzasadnioną złość.
Mam wrażenie, że najważniejsza treść mojego przekazu została źle zrozumiana – zapewne nie dość jasno się wyraziłam.
Nie narzekam na to, że jako szkoleniowiec nie radzę sobie z grupą nauczycieli, którzy – wg słów Gospodarza – dostają na lekcji „małpiego rozumu”. Dzięki Bogu z tym akurat nie mam problemów – rysując opis tych zachowań podkreślałam, że całe to spektrum obserwuję jeszcze zanim szkolenie się rozpocznie. Moją rolą jest mówić tak, aby odciągnąć nauczycieli od tych pobocznych czynności. Tutaj sobie radzę, ale bardzo dziękuję za porady 🙂 Mają Państwo bardzo wiele racji.
Chciałam napisać i podkreślić raz jeszcze, że swoich sprzymierzeńców lub potencjalnych „szkoleniokillerów” widzę przede wszystkim w Dyrekcji i jej postawie. Chciałam też Państwu uświadomić (jeżeli ktoś tego nie wie) że to nie firma szkoleniowa wybiera temat szkolenia, ani godziny jego trwania.
Uważam, że bardzo dużo szkoleń które wspominacie Państwo źle (pomijam niekompetentnych prowadzących) nie miałoby miejsca, gdyby to nauczyciele wybierali temat. Oczywiście trudno jest trafić jednym szkoleniem w potrzeby wszystkich, choć są tematy, które przydają się wszystkim „jak leci” (jedno z moich flagowych szkoleń dotyczy przeprowadzania spotkań z Rodzicami – zarówno tych indywidualnych, jak i wywiadówek).
Jeżeli tego bloga czyta jakiś Dyrektor czy Dyrektorka – apeluję do Państwa – Wasza rola w nadaniu wartości szkoleniu jest nie do przecenienia. Od fazy wyboru tematu (na który nauczyciele powinni mieć wpływ) po osobiste uczestnictwo.
Na koniec – ZAGADKA 😉
Poniżej wypowiedź ucznia skierowana do nauczyciela, która jest cytatem z niniejszej dyskusji i tylko w minimalnym stopniu została zmieniona.
Czyj to cytat w oryginale? 😉
„Niech co Ciebie dotrze,że ja mam multum doświadczeń oraz kontaktów oraz umiem czytać i korzystać z internetu. Na dodatek to ja znam moje życie i wiem, czego chcę, a nie Ty!Jak uznam,że mi jest coś potrzebne to sobie znajdę źródła, prowadzących itp.itd. Nie potrzebuję Twoich mądrości bo albo je znam, albo wiem(to widać), że są książkowe, a nie Twoje,(a ja umiem czytać!), albo po prostu usiłujesz zarobić swoją kasę zabierając czas mój i moich kolegów dzięki jakiemuś układowi z dyrekcją.
Mnie zainteresuje co ma do powiedzenia ktoś o wielkich osiągnięciach, ktoś kto realnie ma się czym pochwalić. Nie interesują mnie „edukatorzy” powielający bezmyślnie cudze „mądrości”!”
Co odpowiedzieliby Państwo takiemu uczniowi? 😉
Przy okazji – jaką trzeba mieć samooocenę, aby oceniać (rozumiem, że bez podstaw w postaci kierunkowego wykształcenia) samoocenę drugiej osoby na podstawie 3 wpisów na forum? 😉 ja mogłabym z równą swobodą machnąć krótką charakterystykę S-21 korzystając z dokładnie takich samych źródeł (kosmicznych). Nie sadze jednak, aby był to głos cokolwiek wnoszący w dyskusję, choć bardzo dużą oddaje przysługę w ramach przykładu – z takimi nauczycielami także mamy do czynienia. A jeśli Państwo kiedyś zostaniecie edukatorami (w naszej firmie sporą część stanowią Dyrektorzy szkół w długim stażem) – i na takich S-21 trafcie.
PS Całkiem na koniec – Gospodarzu, podczas szkolenia dotyczącego spotkań z Rodzicami pozwalam sobie czytać Pana notatkę z blogu na ten temat, odsyłając do źródła. Dziękuję za ten blog, czytam go z dużą uwagą.
Przeczytałam raz jeszcze swój pierwszy wpis i widzę, że faktycznie jednak narzekam na ten punkt startowy i ogólnie los swój ciężki 🙂 Chyba mi się „ulało”…
Proszę jednak o położenie mentalnego nacisku na część dotyczącą Dyrekcji, bo to jest coś, co stosunkowo łatwo może wiele zmienić.
Jeśli już wpadam w ton apelacyjny, to jeszcze jeden apelik:
drodzy Nauczyciele!
Jeśli widzicie, że szkoleniowiec nawija jak katarynka ewidentnie próbując zmieścić szkolenie przeznaczone na 4 godziny w godzinach 2, proszę (w imieniu wszystkich szkoleniowców) – przerwijcie mu! Podnieście rękę, zadajcie pytanie! na 95% przyspieszony ton nadawania wynika z pod-ladowego nakazu Dyrekcji o skrócenie czasu („al;e niech pan powie, co ma powiedzieć”).
Jeżeli prowadzący jest kompetentny, będzie wyczekiwał tej ręki. Jeżeli ktoś z Państwa mówił kiedyś na prędkości top speed do grupy 40 osób dorosłych przez 2 godziny zegarowe, ten wie, jaka to przyjemność. Rozpocznie się dyskusja, która wszystkim da o wiele więcej, a po szkoleniu prowadzący z niewinną miną będzie mógł bronić sytuacji „Widział Pan, Panie Dyrektorze – nie dało się krócej, uczestnicy byli tacy aktywni” 😉
Jeżeli zaś jest niekompetentną sierotą, dyskusja to ujawni i będziecie mogli poprosić Dyrekcję aby na przyszłe wziąć kogoś innego. Nie podnosząc ręki ryzykujecie podobną „chałturę” raz jeszcze. I jeszcze. I póki się środki nie skończą.
Nie bójcie się Państwo dygresji i pytań, jeśli pojawia się bieżąca, ważna sprawa. Jeżeli nie uda się wpleść tego tematu w temat samego szkolenia, najwyżej prowadzący zostanie po godzinach (lub w przerwie) i porozmawia z Panią/Panem w 4 oczy (mi się to często zdarza).
Wszyscy na tym skorzystamy.
nilhi pisze: 2011-11-04 o godz. 16:39
„Czyj to cytat w oryginale?(…)Co odpowiedzieliby Państwo takiemu uczniowi?”
1. Kiedyś były takie szkoły średnie, gdzie wykładali uniwersyteccy profesorowie. Teraz w części liceów uczniowie chodzą na lokalną uczelnię np. na laboratorium/ćwiczenia, bo szkolne laboratoria (fizyczne, chemiczne = przykład mojego dawnego liceum) zostały zlikwidowane i jedyny woltomierz czy próbówka w okolicy znajdują się na uniwersytecie.
2. Świetny argument za niecelowością rozdzielania funkcji badawczej i dydaktycznej w szkole wyższej.
3. Akurat Gospodarz publikuje książki, więc praktykuje swój fach. Ale, może naiwnie, zawsze marzyłem, aby więcej inżynierów (na emeryturze?) uczyło w szkole. Ich słowa byłyby podparte praktycznym i osobistym doświadczniem.
@S-21
„I czego Ty mnie chcesz uczyć??? Po co mam z takim jak Ty tracić dwie godziny życia, godziny, które w moim wieku bardzo sobie cenię???”
Wiesz, szanuję Cie jako dyskutanta i akceptuję Twój zapewne niemały wkład w edukację oraz posiadaną ilość wiedzy przyswojonej w praktyce jak i od innych światłych ludzi. Ale jakby ktoś kto mnie uczy, albo moje dzieci, wyleciał z takim tekstem, to potem nie uczyłby już ani mnie ani moich dzieci.
Trochę pokory, sam też nie jesteś alfą i omegą. ZAWSZE jest coś czego możesz się nauczyć, także od ludzi, którzy nie dorastają Ci do pięt doświadczeniem i posiadaną wiedzą.
Był kiedyś taki znamienny przykład szkolenia zorganizowanego dla bonzów zarządzania. Ludzi, którzy stworzyli niejeden system, znają świat od podszewki, doradzają prezydentom, zasiadają w radach nadzorczych największych na świecie korporacji, innymi słowy szefowie wszystkich szefów. Przyszła do nich młoda kobieta. Naturalnie cała sala zaczęła prychać, że czego taka siksa może ICH nauczyć, ludzi, którzy z Bogiem w karty grają i Chuck Norris uczył się od nich karate. Pani postawiła na stole wiadro, nawkładała do środka kamieni „z górką” i spytała czy jest pełne… Opowieść chwilę trwa, jeśli Cię interesuje to poszukaj, znana rzecz. Puenta była taka, że bonzowie się pozamykali i zaczęli grzecznie słuchać.
Zatem jeszcze raz, pokory.
„Nauczyciel w gronie kolegów po fachu dostaje małpiego rozumu. Pod tym względem belfrowie niewiele się różnią od uczniów”
Znaczy, uczniowie nabywają od belfrów małpiego rozumu, o ile te belfry we fachowej kupie wobec ucznia występują…(co przecież w każdej szkole ma miejsce).
Zaskakująca szczerość i poczucie humoru Autora wpisu.
Podoba mi się.
Zwłaszcza ze względu na autentyczną i wartościową dewizę zawodową: „mój uczeń świadczy o mnie”.
Tak więc czapki z głów za odsłonę kulisów naszego oświatowego „monkey businessu” za publiczne pieniądze.
Reszta arcyciekawej diagnostycznie – bo jaskrawo nieświadomie niekompetentnej – dyskusji o kulisach równoległego biznesu chałturnictwa „szkoleniowego” warta Monkey Pałaca jak i jego P(ł)aca. 😉
Dla jasności: nie szkoleń tu potrzeba a terapii, zarówno systemu jak i jego belferskich ofiar na własne żądanie.
Ale o tym Pani Psycholog powinna wiedzieć najlepiej, tylko że – terapia wymaga potwierdzonych, zweryfikowanych kompetencji terapeuty i chętnych do zapłaty za to z własnej kieszeni.
Urlop tego stanu zdrowia zawodowego nie poratuje, ani Unia z eefesu.
U nas to już tak jest – jak jest w oświacie jakiś biznes, to tylko do ogarnięcia małpim rozumem 🙂
Gekko, o tym, że system jest od podstaw źle pomyślany, przekonywać mnie nie musisz. Mam porównanie z podwórka szkoleń prywatnych.
Kwestia tego, jaki rodzaj dyskusji wolisz: traktujący o podstawach i ogólny, czy bazujący na danej sytuacji i skupiający się na małych zmianach. Ja nie mam siły na pierwszy, chyba że w ramach gimnastyki intelektualnej. Wolę drugi, i dlatego zabrałam głos w odpowiedzi na zarysowaną przez Gospodarza w temacie „Chałtury edukacyjne” konkretną sytuację.
Inny przykład:
ktoś pisze o „bilożynie-edukatorze” prowadzącym zajęcia ze statystyki do wtóru rechotu matematyków i fizyków.
Wytłumacz mi proszę – PO CO Dyrekcja opłaciła szkolenie na taki temat, mając w swoim gronie nauczycielskim specjalistów wysokiej klasy (zgaduję, że stąd rechot) w tej materii?
Jak długo pracowałam w mojej szkole, tak długo Dyrektor nie zamówił ani jednego szkolenia zewnętrznego na tematy „psychologiczne”. Ja się tym zajmowałam, prowadziłam Rady, ku zadowoleniu, zdaje się, wszystkich.
Będę się upierać, że dobór szkolenia do potrzeb danego Grona to mała rzecz, która może wiele zmienić.
Terapię pozostawiam terapeutom – do których się nie zaliczam.
nilhi pisze:
2011-11-05 o godz. 09:58
Myślę, że to Ty możesz sama odpowiedzieć sobie, jaki jest cel angażowania się w sprawy z góry przegrane – ponieważ systemowo wadliwe.
To nie jest działanie na rzecz zmiany (jakiejkolwiek, nawet małej) ale konserwowanie patologii psychospołecznej.
W warunkach w jakich pracują nauczyciele i wobec ich stanu kompetencji i postawy zawodowej, organizowanie czy wykonywanie dla nich jakichkolwiek tzw. „szkoleń” (czyli tego, co opisujesz) jest konserwowaniem patologii zawodowej a nie zmianą, wręcz przeciwnie.
Jakoś mam głębokie wrażenie, że dobrze wiemy o tym oboje 🙂
Naturalnie, wiemy też oboje, że jedynym racjonalnym napędem tego zjawiska jest kasa ciotki Unii, nie rozumiejącej, że brzytwa w rękach małpy poszerza tylko granice małpiego rozumu 😉
Czego zresztą dowodów dostarczają obficie zamieszczone tu komentarze „beneficjentów”.
Z poznawczym pozdrowieniem, nilhi.
No, no… w mojej szkole rady mamy co miesiąc, czasem dwa razy w miesiącu. Małpiego rozumu dostaję nie dlatego, że jestem w grupie innych nauczycieli, co pod wpływem kolejnej godziny spędzonej w szkole na niczym. Ktoś odczytuje mi po raz enty te same rozporządzania ze slajdów, byśmy mieli zaliczoną radę, ktoś inny za każdym razem wykłóca się z dyrekcją o swoją wizję świata, ktoś inny nie znając treści rozporządzeń i nie mając pojęcia o danej sprawie wszczyna dyskusję proponując takie rozwiązania, że za głowę się trzeba łapać.
Siedzę na radzie często z gorączką, bo przecież nie bierzemy zwolnień – bo jest to bardzo źle u nas widziane, więc jedyną moją myślą jest wytzrymanie do końca trzeciej godziny rady. Żeby nie zwariować w steku pomysłów ministerstwa i sprawy szkolne czasem staram się ich nie słuchać, bo od razu mnie ponosi, by wstać i coś powiedzieć, co myślę, wykazując nielogiczność rozwiązań. Więc staram się sprawdzać sprawdziany, żeby się nie denerwować głupotą, i walczyć z głupawką, bo zmęczenie daje znać, i czasem tylko śmiechem można przetrwać do końca.
szanuję panie przyjeżdżające na wykłady.staram się w czasie ich szkoleń, ale kiedy mówią mi to, co już wiem albo niestety reprezentuja wiedzę ograniczoną jedynie teoretyczną podszyta na dodatek zaciekłą akceptacją wszystkiego, co wymyślą w oświacie… wracam do sprawdzianów, by nie dać się ponieść rozdrzażnieniu i nie zmarnowac chociaż w taki sposób czasu.
Nie, na pewno nie dostaję małpiego rozumu tylko dlatego, że jestem w grupie belfrów.
A komentarze wuefistów siedzących na ostatnich krzesełkach (na marginesie – bardzo ciekawej grupie pod względem socjologicznym) wywołują we mnie obrzydzenie i sprzeciw.
Do Overdrive
>Był kiedyś taki znamienny przykład szkolenia zorganizowanego dla bonzów zarządzania. <
1.Ten kto organizował to szkolenie wiedział, że jak coś pójdzie nie tak…;-)
2.Bywają ciekawe szkolenia, ale to ja mam większe szanse wybrać sobie coś ciekawego…
3.Moje uwagi dotyczą typowego polskiego komiwojażera edukacyjnego o "szerokim zakresie tematyki", a nie szkoleń w ogóle, co wyraźnie napisałem…;-)
Analiza zachowań nauczycielskich w czasie tzw. szkoleń Rad Pedagogicznych opisana przez Dariusza Chętkowskiego jest bardzo trafna. Oddaje ona klimat niestety większości RP podczas szkoleń. Specyficznym jest doświadczenie spotkania szkoleniowego z „profesorami” szkół średnich. W praktyce sprawdza się w większości teoria, że mają o sobie zbyt wysokie mniemanie, które nie przekłada się na zachowanie podczas zajęć. Uzupełnianie dzienników, poprawianie sprawdzianów, zajmowanie się wieloma innymi rzeczami, to normalka i małe wyzwanie dla prowadzącego. Wielkim wyzwaniem jest uciszenie rozgadanego towarzystwa, które uczestnicząc w szkoleniu jakby nigdy nic „gaworzy” sobie w najlepsze. Temat szkolenia może być ciekawy, prowadzący świetnie przygotowany lecz to nie przeszkadza uczestnikom w zajmowaniu się pogaduszkami przeszkadzając prowadzącemu.
Gorzej jak uczniowie na lekcjach.
Kultura nie chodzi w tym przypadku w parze z wynikami rankingów szkół. 🙁