Nauczycielu, rób wszystko na lekcji i nie zabieraj pracy do domu

Nie milkną echa postanowienia Sądu Najwyższego w sprawie o zapłatę za pracę w godzinach nadliczbowych. Dyrekcja pozwanej szkoły przekonywała, że nauczycielka nie musiała tak długo pracować, gdyż powinna większość czynności wykonywać w czasie lekcji. Sąd pierwszej instancji uznał tę argumentację, natomiast SN odrzucił.

Zdarzają się nauczyciele, którzy całą robotę wykonują podczas lekcji. Gdy chodziłem do liceum, mój chemik robił kilkuminutowe sprawdziany, od razu je oceniał, omawiał błędy, wpisywał oceny do dziennika i ustalał termin poprawy. Mnie się zdarzało takie rzeczy robić tylko wtedy, gdy miałem praktykantów. W kilka osób dawaliśmy radę na jednej lekcji zrobić sprawdzian, a na drugiej ocenić. W czasie, kiedy sprawdzaliśmy, uczniowie pracowali samodzielnie. To jednak rzadkość.

Kiedy odmawiałem dyrektorowi przyjęcia kolejnych obowiązków, tłumaczył, że niewłaściwie organizuję swoją robotę, np. niepotrzebnie oceniam wszystkie prace uczniów. Powinienem wymagać od wszystkich wykonania zadania, ale oceniać wyrywkowo nie więcej niż 2-3 teksty. Sprawdziany zaś powinny zawierać same zadania zamknięte, np. Witkacy jest autorem sztuki pt.: a) „Hydraulicy”, b) „Szewcy”, c) „Malarze”, d) „Brukarze”. Można też dać innej klasie, aby sprawdziła odpowiedzi. Słuchałem tych propozycji i wstydziłem się za szefa. Zachęcał mnie przecież do chałturzenia.

Postanowienie Sądu Najwyższego tutaj (szczegół o wykorzystywaniu lekcji do wszystkiego na s. 11).