Przez szkoły przechodzi fala lekcji o hejtowaniu

Nauczyciele otrzymali nakaz przeprowadzenia lekcji wychowawczych o hejtowaniu. Co najmniej dwóch. Myślałem, że tylko w mojej szkole, ale doszły mnie słuchy, że to powszechne zadanie. Akcja powoli ogarnia całą Polskę. Dzisiaj uczeń nie przyszedł na moją lekcję, gdyż – jak wyjaśnił – został zaproszony do telewizji, aby opowiedzieć o tym zjawisku. Również o tym, co nauczyciele robią, aby młodzież nie hejtowała. No, no!

O hejtowaniu mówi się nie tylko na lekcjach wychowawczych, lecz także przedmiotowych. Podczas jednej z dyskusji uczennica stwierdziła, że wcześniej nauczyciele nie zwracali uwagi na mowę nienawiści, a teraz każdą krytyczną uwagę pod adresem koleżanki czy kolegi traktują jak poważne przestępstwo. A przecież należy odróżniać sadystyczne komentarze w sieci, zadawanie okrutnych ciosów, wręcz śmiercionośne wyśmiewanie od typowych dla wieku nastoletniego beztroskich uwag, wpisów, że ktoś głupio wygląda w zbyt obcisłych dżinsach albo że ma tłuste włosy. Okazuje się, że śmiać też się już nie można, gdyż w oczach nauczycieli jest się hejterem. Nauczyciele oszaleli na punkcie tępienia hejtu.

To prawda, że szkoła nie zna umiaru i wychowuje metodą akcji. Teraz nauczyciele w każdym widzą hejtera, a byle przytyk traktują jako mowę nienawiści. Tymczasem śmianie się z innych jest cechą młodości, problemem jest tylko szukanie kozła ofiarnego i sadystyczne dręczenie go. Jednak nauczyciele – zdaniem uczniów – hejt pojmują znacznie szerzej, co bardzo niepokoi młodzież. Gdyby wziąć na serio te wszystkie lekcje wychowawcze o hejtowaniu, musielibyśmy w ogóle się nie śmiać. Tylko jak tu się nie śmiać, gdy wokół tyle głupoty?