Łacina wraca i nie wraca

Błędem było usunięcie łaciny z programu nowego 4-letniego liceum. Teraz MEN swój błąd naprawia, przywracając ten przedmiot już od nowego roku szkolnego. Niestety, popełnia przy tym jeszcze większy błąd. Otóż uczeń, który chce się uczyć łaciny, musi zrezygnować z filozofii, plastyki oraz muzyki. Działa tu zasada albo-albo!

Zresztą MEN popełnia przy okazji więcej błędów. Przedmiot ma nie być łaciną, lecz jej nędzną namiastką. Nie chodzi bowiem o uczenie języka łacińskiego, lecz tylko o: „pokazanie uczniom oddziaływania języka łacińskiego oraz kultury grecko-rzymskiego antyku na języki i kulturę europejską wieków późniejszych ” (źródło tutaj).

Z pozoru cel może się wydawać dobry. Ale te treści są już w podstawie programowej języka polskiego. Kto będzie uczył się „języka łacińskiego i kultury antycznej” (oficjalna nazwa przedmiotu), ten może sobie darować pół roku chodzenia na lekcje polskiego. Tam bowiem będzie miał masę lektur z antyku. Ponieważ zrezygnować z polskiego nie może, będzie pluł sobie w brodę, że wybrał łacinę. Dwa razy to samo? Co za nuda! Co innego, gdyby uczył się podstaw języka łacińskiego, wtedy gra jest warta świeczki.

Pomysł MEN nie jest jednak całkiem do niczego. Tak pojętej łaciny będą mogli uczyć wszyscy, którzy otarli się o tej język na studiach, np. poloniści. No bo skąd teraz wziąć w szkole filologa klasycznego? Na pół etatu może by się znalazł, może nawet na ćwierć by wpadł, ale tu chodzi o jedną godzinę w tygodniu, bo przecież więcej klas niż jedna, której dyrekcja przydzieli łacinę, sobie nie wyobrażam. No i ci szczęśliwcy – zapewne klasa humanistyczna – nie będą mogli mieć ani filozofii, ani muzyki, ani plastyki. To tak, jakby w restauracji kelner powiedział, że jak wybierzemy zupę, to na drugie danie nie mamy co liczyć. Tylko proszę nie mówić, że nie uprzedzałem!