Bezrobotni nauczyciele pukają do szkół
Zbliża się połowa roku szkolnego. W tym okresie w wielu szkołach są godziny do wzięcia. Niektórzy nauczyciele biorą urlop na poratowanie zdrowia, inni odchodzą na emeryturę, wyprowadzają się, zmieniają zawód itp. Na te godziny czatują bezrobotne koleżanki i bezrobotni koledzy.
Niestety, nie tylko oni. Także zatrudnieni chcieliby je wziąć. Obecnie rzadko kto ma więcej niż goły etat i gołą pensję. Czasy, kiedy każdy miał po kilka, a nawet kilkanaście nadgodzin w tygodniu, przeminęły. Ostatnia szansa na dorobienie to właśnie połowa roku szkolnego. Może ktoś odejdzie i dyrekcja podzieli jego godziny między pracowników.
Tymczasem od szkoły do szkoły chodzą bezrobotni nauczyciele i pytają, czy jest coś do wzięcia. Najczęściej dowiadują się, że nic nie ma. To nie zawsze jest prawdą. Po prostu dobry dyrektor to taki, który daje pracownikom zarobić. Premii za dobrą robotę w szkołach nie ma. Podwyżek też nie ma. Jedyna okazja na większe zarobki to godziny po kimś, kto odszedł. Pracownicy liczą więc, że dyrektor nikogo obcego nie zaprosi do tortu, tylko podzieli go między swoich. Inaczej być nie może.
Komentarze
@Gospodarz
Ale po co dyrektor miałby na parę godzin i krótko (do końca roku) brać kogoś nieznanego z zewnątrz??? 😉 Dużo więcej kłopotów i papierków, a jeszcze ryzyko – nie wiadomo na kogo się trafi. A znane zło jest lepsze od nieznanego… 😉
Oczywiście nie dotyczy matematyków…
Renomowana szkoła prywatna na Śląsku – za płacę dyplomowanego ze stażem – od dwóch lat nie może znaleźć.
To poprosze jakies konkretne statystyki, bo to, ze jakas szkola „nie moze” znalezc nauczyciela nie musi byc egzemplifikacja problemu ogolnopolskiego.
Znamienne jest to o czym napisal @Gospodarz. Kolesiostwo w stanie czystym. Zakladam, ze dzis jest tego ciut mniej, ale jeszcze 15-25 lat temu to godzinki pewnie rozchodzily sie wsrod kolegow krolika jak cieple buleczki…
@czerwony jak cegła
>To poprosze jakies konkretne statystyki, bo to, ze jakas szkola „nie moze” znalezc nauczyciela nie musi byc egzemplifikacja problemu ogólnopolskiego.<
To samo dotyczy nauczyciela, który nie może znaleźć pracy. W różnych przedmiotach i miejscach wygląda to różnie. Znam w Warszawie licea (nie moje!) i to w górnej połowie stanów średnich(może właśnie dlatego!), które do matematyki czy fizyki zatrudniają 70-latków. Nie dlatego,że chcą – ale dlatego, że muszą.
Co w tym dziwnego? Mamy potężny niż demograficzny, poprawa za co najmniej 25 lat. Sam przez podstawówkę i liceum byłem w klasach od 38 do 44 uczniów. Niedawno byłem w szkole z 35 uczniami. Wszystkimi. Pora się przekwalifikować, bo pracy będzie coraz mniej. Krytykowana reforma edukacji może dać szanse na więcej dzieci w danej szkole i możliwości manewrów godzinami. Na razie poprawy urodzeń nie widać. Zainteresowanych nowym zawodem zapraszam http://www.mentorsw.startowy.com -studia podyplomowe. Dla nauczycieli- kursy zawodowe. Potrzebujemy doradców dla seniorów. Stąd zawód Mentor Seniora. Nauczycielom proponowano rolę opiekuna osób starszych, kojarzyło się to z pampersami i geriatią.Potrzebni są inni specjaliści gdzie doświadczenie pedagogiczne jest bardzo pomocne.
@czerwonyjakcegla
Jest sporo pracy dla nauczycieli matematyki ( i nie tylko!) potrafiących jej uczyć. Pierwsza z brzegu oferta z internetu:
http://www.wyszukajprace.pl/jobs?ts=go&q=nauczyciel+matematyki+%C5%9Bl%C4%85skie
Statystyki z lubością będzie publikowała GW, ale wiarygodne będą dopiero w październiku 🙂
http://wyborcza.pl/7,75398,21212494,prof-turski-o-reformie-edukacji-spozniamy-sie-na-rewolucje.html
@Płynna nierzeczywistość
Prof.Turski to świetny naukowiec i wykładowca (miałem przyjemność być JEGO studentem – sama radość, lubił też popularyzować wśród studentów literaturę piękną, np. Vonneguta), z nauczycielskiej rodziny (jego matką była znana z podręczników matematyki w LO Aniela Ehrenfeucht), ale w szkole nie uczył i od AKTUALNEJ polskiej oświaty jest o lata świetlne. Jego kolegom i jemu wydawało się np. w latach 70-tych, że KAŻDY uczeń POWSZECHNEJ dziesięciolatki może się uczyć ogólnej teorii względności – wystarczy ją odpowiednio logicznie wyłożyć … 😉 Oczywiście POMYSŁY miewa świetne – np. CNK to jego dziecko – ale na ORGANIZACJI oświaty się nie zna, o stanie jej PRZECIĘTNYCH kadr pojęcia nie ma … 😉
belferxxx,
Ja problem widzę nieco gdzie indziej. Turski, ja czy ty jakoś dajemy sobie radę w nowoczesności z jej zalewem informacji. Lekcje przyrody, na których wyprowadza się dzieci na śnieg i na bazie tego śniegu i lodu, i przemoczonych butów, i przeziębienia uczy się rozumieć przyrodę teoretycznie mogą być fantastyczne – pod warunkiem że słuchacze są chętni, mają już dostateczny aparat pojęciowy i nie zdekoncentrują ich śnieżki. Ponadto przygotowanie takiej lekcji zapewne byłoby koszmarnie pracochłonne – tak jak niezwykle pracochłonne i dość kosztowne są wszelkie filmiki w Akademii Khana czy np. Physics Girl. No więc nie wiadomo, czy odwrócenie tej piramidy nauczania da za 20 lat właściwe wyniki, bo może być tak, że uczeń dalej nie będzie miał pojęcia, dlaczego pada deszcz albo na jakiej podstawie uczeni twierdzą, że cała ludzkość wywodzi się z Afryki; a jednocześnie nigdy nie nabędzie pewnych twardych umiejętności przydatnych na studiach, jak upraszczanie wyrażeń algebraicznych, znajdowanie postaci równania stechiometrycznego czy – koszmar lat szkolnych – rozkład gramatyczny zdania polskiego. Ale próbować trzeba. Niewątpliwie szkoła NA NASZYCH OCZACH, a więc szybciej niż trwa wymiana pokoleniowa, przestała być GŁÓWNYM ŹRÓDŁEM informacji o świecie i należy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak szkoła ma na tę zmianę swojego otoczenia odpowiedzieć. Bo że odpowiedzieć musi – to pewne.
Z tym zalewem informacji jest tak, że przecież kiedyś moje rozumienie świata to było to, co mam w domowej bibliotece (z 10 m bieżących książek, z których przeczytane było może z pół metra), lektury i podręczniki szkolne, radio i telewizja, no i katechetka, a przede wszystkim rodzina. Pierwszą i jedyną w życiu wizytę w bibliotece w celu znalezienia informacji zaliczyłem w 4. klasie liceum. Teraz świat stanął na głowie, telewizor wyrzuciłem, radia wciąż słucham namiętnie, ale tylko stacje nadające muzykę bez głupiej gadaniny i z minimalną ilością reklam, książek papierowych niemal nie kupuję, podobnie papierowych gazet, a przecież zajmują się głównie przetwarzaniem i w jakimś stopniu tworzeniem informacji.
Być może nadszedł czas, by poloniści zamiast zadawać wypracowania o Lalce, zaczęli zadawać wypracowania tylu „znajdź trzy recenzje „Lalki” Bolesława Prusa i oceń, która z nich najlepiej oddaje znaczenie tego dzieła”. Widzisz różnicę? Jak mi w szkole kazali w pierwszej klasie pójść do teatru na Emigrantów Mrożka to do tej pory wspominam to traumatyczne przeżycie, bo nie zrozumiałem NIC a NIC; a dziś dziecko może sobie wygooglać pierdylion recenzji, ściąg, opisów, które naprowadzą ja na to, o czym ten dramat jest i dlaczego uważany jest za dzieło wybitne. Ba! Jak zadasz dziecku lekturę Makbeta, to po tej lekturze jako rodzic możesz mu polecić przeczytanie jakiegoś krótkiego opracowania na temat tego Makbeta a nawet obejrzeć Makbeta lub którąś z jego klasycznych przeróbek na cda lub yt i potem to dziecko w klasie zabłyśnie wiedzą niespotykaną w moim pokoleniu.
Ja się więc razem z Turskim pytam, jak te rewolucyjne zmiany, jakie zaszły w otoczeniu szkoły, wykorzystać do lepszego nauczania i wychowywania naszych dzieci w szkołach. Kwestia podziału 8+4, 6+3, a może 6+3+4??? jest tu nawet nie drugorzędna, a czwartorzędna.
miało byc „8+4, 6+3+3, a może 6+3+4” – bo jestem zwolennikiem wysłania sześciolatków do szkół (z dostosowanym programem), a pięciolatków do przedszkoli. Obowiązkowo. Nic by się nie stało, jak byśmy mieli 13-letni cykl szkolny.
@Płynna nierzeczywistość
Od czasu jak Łybacka wprowadziła obowiązkową(!) zerówkę edukacja w Polsce była 13 letnia. Dopiero Hall&Krajewska to zepsuły w imię wypychania 6-latków do szkół 🙁
W większości gmin dyrektor otrzymuje telefon od burmistrza lub wójta – wiecie rozumiecie to nasz zasłużony towarzysz i macie mu dać etat….