Ranking belfrów
Licealiści wybierają przedmioty, które będą realizowane na poziomie rozszerzonym w klasie drugiej i trzeciej, np. matematykę, polski, język obcy, geografię, fizykę czy chemię. Młodzież uzależnia swój wybór od informacji, kto będzie uczył danego przedmiotu.
Nie ma co ukrywać, nauczyciel nauczycielowi nierówny. Gdzie dwóch belfrów, tam zawsze jeden na górze, a drugi na dole. A jak przedmiotu uczy pięć osób (u mnie tak jest z polskim i angielskim), wtedy mamy prawdziwy turniej. Uczniowie patrzą, porównują, oceniają i chcą wybrać najlepszego. A jednak młodzież takiej możliwości nie ma. Przypisanie do przedmiotów jest bowiem wielką niewiadomą.
Kiedyś wydawało mi się, że wiem. Poinformowałem więc swoich wychowanków, a oni podjęli stosowną decyzję. Po wakacjach okazało się, że dyrekcja w ostatniej chwili zmieniła przydziały, aby zapewnić optymalne zatrudnienie dla swoich pracowników. Nawet jak przedmiotu uczy tylko jeden nauczyciel, nie można być pewnym, że on poprowadzi klasę. Jeśli etat zostanie przekroczony, nadwyżkę przejmie nauczyciel z innej szkoły, któremu akurat zabrakło godzin.
Uczniowie skarżą się, że celowo rozpuszcza się plotkę, kto obejmie dany przedmiot, aby ich zachęcić bądź zniechęcić. A po wakacjach i tak będzie, co będzie. Młodzież podejrzewa, że jest manipulowana. Kto wie, może ma rację. Część nauczycieli jest zdania, iż uczniowie nie powinni mieć żadnego wyboru. Wtedy skończą się pomówienia i głupie rankingi. Rozszerzenia powinny być na stałe przypisane do klas, nauczyciele ci sami od początku nauki w liceum. W końcu to szkoła publiczna, a nie prywatny folwark uczniów. Widziały gały, co brały.
PS Dodam, że w swojej 20-letniej karierze zajmowałem każde miejsce rankingu i nadal skaczę.
Komentarze
@Gospodarz
U mnie w szkole klasy są sprofilowane od początku i nauczyciele w zasadzie ci sami przez 3 lata – można owszem w kl.II zmienić klasę, o ile się znajdzie chętnych na zamianę, ale koszty przestawienia się (dostosowanie do nowych nauczycieli) ponosi zmieniający wybór. I tyle … 😉 Im człowiek wcześniej(dobrze!) wybierze, tym lepsze wyniki osiągnie!!!
W mojej (stricte subiektywnej oczywiście) ocenie, w tym widać właśnie przewagę małej, kameralnej szkoły z umiarkowanym liczebnie gronem pedagogicznym, gdzie możliwe jest zapewnienie indywidualnego podejścia do każdego ucznia. Ja uczyłem się w takim liceum i nie żałuje ani trochę, że jednak nie zdecydowałem się na edukację w jednym z tzw. „molochów”, gdzie z takimi problemami rzeczywiście można się zetknąć. Zdaje sobie jednak sprawę, iż młodzież z większych ośrodków nie zawsze ma w tym względzie szczególnie rozległe pole wyboru.
Uczeń wybera a czy nauczyciel ma coś do powiedzenia?
Czy znane są np. minimalne wymagania danego nauczyciela? Np. Kowalska akceptuje tylko uczniów, którzy do tej pory mieli nie mniej niż 100 h z jej przedmiotu, średnią ocen nie niższą od 4.00 oraz nie więcej niż trzy trójki ze wszystkich sprawdzianów od klasy czwartej podstawówki włącznie. Z dotychczasowej historii liczby aplikujących do liczby zaakceptowanych wynika, że wspołczynnik akceptacji Kowalskiej wynosi 0.15 i lepiej zastanów się kolego dwa razy, czy nie lepiej zaaplikować do klasy Wiśniewskiej, dla której powyższe wskaźniki są następujace; 60 h, 3.50, max. 10 trójek i 0.60.
@zza kałuży
Widać skutki zbyt długiego pobytu w USA – tak to „honor classes” tam działają … 😉
W Polsce nauczyciel FORMALNIE nie ma wpływu na dobór uczniów w klasie – NIEFORMALNIE może mieć, ale tylko na pojedyncze jednostki … 🙁
W ciągu najbliższych lat dyskusja stanie się bezprzedmiotowa: ponoć w tym roku do studiowania elitarnego kierunku – matematyka, w elitarnym Uniwersytecie Wrocławskim, wystarczyło 60% z matury podstawowej. Po prostu…cynamon 🙂
@Krzysztof Cywiński
Nie jest tak źle – uczelnie sobie radzą … 😉 Na matematyce, informatyce i fizyce UW są specjalne elitarne grupy „studiów indywidualnych”, gdzie przyjmują w praktyce WYŁĄCZNIE olimpijczyków (laureaci, finaliści) i to są JEDYNE studia „na poziomie studiów”. Reszta to tylko, kosztowne dla podatnika, miejsce produkcji papierów za subwencję … 🙁
@belferxxx
Oczywiście; taka demokracja w demokracji 🙂
Wspomniani absolwenci zastąpią jednak odchodzące pokolenie belfrów i to będzie też jakaś, że się tak wyrażę zmiana 🙂
@belferxxx
Tyle tylko, że to też nie jest do końca optymalne rozwiązanie. W końcu nie każdy uzdolniony uczeń chce, czy w ogóle ma możliwość, wziąć udział w olimpiadzie. Ograniczanie więc takich „elitarnych” grup wyłącznie do laureatów, czy finalistów konkursów przedmiotowych, znacząco zawęża pole działania i de facto pozbawia jednak określonej grupy talentów. 🙂
Wydaje się, że optymalny jest tutaj pogląd Ortegi…
@Sylabariusz
1.Napisałem, że te grupy w praktyce(!) składają się z olimpijczyków – oczywiście będąc WYBITNYM maturzystą można próbować tam trafić.
2.Jakaś forma doboru musi być – inną jest typowa dla krajów cywilizowanych WIELOPOZIOMOWA matur/ekwiwalent z takich przedmiotów jak matematyka … 😉
@Krzysztof Cywiński
1) Uniwersytet Wrocławski nie jest elitarny. To typowy kombinat pedagogiczny. Żaden polski uniwersytet nie jest elitarny. No, może jakiś uniwerek medyczny ma elitarne wydziały, mam nadzieję, chcę ją mieć.
2) Oceny z matematyki podstawowej są całkowicie niemiarodajne i nie powinny być brane pod uwagę przy rekrutacji na żadne studia. Młodzieńcze, albo zdajesz rozszerzoną i chwalisz się tym w rekrutacji, albo podstawową, i oprawiasz sobie wyniki w ramkę.
3) Kogo przyjmuje „elitarne” AGH, mające wydziały z kategorią A+?
– Zasady są jednolite: ‚http://www.agh.edu.pl/rekrutacja/studia-pierwszego-stopnia/rekrutacja-20162017/
– Zasady szczegółowe: ‚http://www.agh.edu.pl/rekrutacja/studia-pierwszego-stopnia/rekrutacja-20162017/nowa-matura-w-skali-0-100-pkt/
– Progi punktowe: ‚http://www.agh.edu.pl/rekrutacja/studia-pierwszego-stopnia/progi-punktowe/
Z powyższego wynika, że na informatykę nie można się dostać, nie zdawszy matematyki lub fizyki lub informatyki na poziomie rozszerzonym na co najmniej 80%. Z kolei na metalurgię można się dostać z *maksymalnie* 40% z matematyki, chemii lub fizyki poziom podstawowy i 40% język obcy, poziom podstawowy. Wszystko zależy od… liczby kandydatów na miejsce ‚http://www.agh.edu.pl/rekrutacja/informacje-podstawowe/progi-punktowe/liczba-osob-na-miejsce-studia-stacjonarne-pierwszego-stopnia/
Tak jest na AGH Kraków. To co się dzieje w Rzeszowie, Radomiu, Opolu, a co w Ostrołęce czy Pułtusku?
Ja wyciągam z tego wniosek, że problemem #1 jest zbyt duża liczba studentów na zasadniczo trudnych studiach, jak choćby matematyka… Prawdopodobnie i uczelni mamy za dużo.
Problemów wyższych uczelni nie rozwiąże się w szkołach niższych stopni.
Z powyższego też wynika, że na metalurgię w AGH z pewnością przyjmują osoby, które na maturze zdawały tylko matematykę podstawową (z musu) i nie zdawały na żadnym poziomie chemii czy fizyki. To jest dopiero jazda bez trzymanki!
@Płynna nierzeczywistość
>Z kolei na metalurgię można się dostać z *maksymalnie* 40% z matematyki, chemii lub fizyki poziom podstawowy<
Chyba jednak nie jesteś nauczycielem – od matury 2015(licea) i 2016(technika) NIE MA już poziomu podstawowego z fizyki, chemii czy biologii – jest TYLKO rozszerzony. Podstawowy jest tylko z polskiego, j.obcego i matematyki … 😉
@Płynna nierzeczywistość
Niektóre WYDZIAŁY/kierunki UW i UJ (np.matematyka, fizyka, informatyka czy chemia) mieszczą się w pierwszej światowej setce – to już nie jest ścisła(!) czołówka światowa z Banachem, Steinhausem, Sierpińskim, Infeldem, Mandelbrotem, Ulamem czy Katzem, ale jednak na tle świata elita. Jeszcze … 🙁
@Płynna Rzeczywistość
Na tle innych, Uniwersytet Wrocławski pewną renomę dotychczas posiadał. Takimi decyzjami może ją tylko rozmieniać na drobne.
Oni te studia pokończą, etatów na rynku pracy będzie co i raz mniej, więc będą szturmować progi szkół i koło spirali zamknie się na najniższym możliwym zwoju. Problemy wyższych uczelni nie pozostaną więc bez wpływu na szkoły niższych stopni, zwłaszcza, że nauczycieli matematyki już brakuje.
@belferxxx
Zapomniał Pan dodać, że ja też coś u nich opublikowałem 🙂
@Płynna nierzeczywistość
>Problemów wyższych uczelni nie rozwiąże się w szkołach niższych stopni.<
Owszem – nie można zacząć kariery pianisty zaczynając grę w wieku 18 lat (czy nawet 16), podobnie ze sportem, baletem etc. Tak samo jest z naukami ścisłymi.
Polski system, gdzie 90% populacji uczy się wszystkiego(!) razem, praktycznie bez różnic programowych we wspólnych klasach do mało ambitnej programowo matury (nawet "rozszerzonej") to na tle świata cywilizowanego i nie tylko curiosum. Na świecie CHĘTNI mogą się uczyć w osobnych(!) grupach rzeczy, o których młodzi Polacy (poza garstką z paru szkół!) mogą(albo i nie!) dowiedzieć się na studiach i to nie na pierwszym roku. Mają też matury/ekwiwalenty, na których się tą ekstra wiedzą mogą wykazać. No ale, i tu masz rację, na czołowe uczelnie świata nikt nie rekrutuje tak topornymi metodami(lista rankingowa z procentowymi (nawet nie centylowymi) wynikami matury, na jakie WYŁĄCZNIE pozwala polska ustawa. To dotyczy to również liceów.
Geniusze-nobliści (np.Feynman czy Landau) znali całki i pochodne w wieku lat … 12, b. zdolny gimnazjalista może je poznać spokojnie w 2-3 klasie, ale …. nie może – musi się uczyć tego i tak jak WSZYSCY – 90% populacji. Po "reformie" Handkego stracił min. 2 lata edukacji matematycznej 🙁
Krzysztof Cywiński,
Wydaje mi się, że zdecydowana mniejszość absolwentów matematyki swoją przyszłość wiąże z zawodem nauczyciela szkolnego. Większość ląduje po zakładach ubezpieczeniowych, przekwalifikowuje się na programistów, albo szuka szczęścia w konsultingu. Ale twardych danych nie mam, tylko intuicja – przecież uczelnie od dawna kształcą znacznie więcej absolwentów niż mogłyby ich wchłonąć szkoły.
@belferxxx
Oglądałem wczoraj w TV Polonia „Wiadomości” i szczęka mi opadła – wpis miał być żartem, a wyszło to co wyszło. Później padł internet, więc piszę dopiero dziś.
1.Dzięki za listę nazwisk. Różnica w rozmowie między absolwentem UWr a np. U… jest w rozmowie namacalna 🙂 2.Pański ostatni wpis powinien znaleźć się u każdego polityka, nauczyciela i … rodzica na biurku. Czy dlatego mamy koniec wątku?
@Płynna Rzeczywistość
„Wydaje mi się, że zdecydowana mniejszość absolwentów matematyki swoją przyszłość wiąże z zawodem nauczyciela szkolnego.”
Nie chodzi o ich nadzieje, tylko stwarzanie im teoretycznej możliwości, która staje się jedyną praktyczną. Ktoś, kto zdaje maturę podstawową z matematyki na 60% w wymienionych przez Pana miejscach pracy, na tą pracę nie ma szans (oczywiście z dokładnością do wyjątków lub kumoterstwa). Ponieważ warunki praca/płaca są skandaliczne, więc brakuje chętnych do niej i zatrudnia się tych, którzy mają tylko uprawnienia. Ci ostatni uczą tych, którzy nie chcą być uczeni, lub nie są intelektualnie do tego zdolni, a np. KOD, PO,Nowoczesna, GW,TVN czy ZNP tak funkcjonującej szkoły chcą bronić. Proszę sobie zadać pytanie: dlaczego? PiS upiera się, że uda im się istniejący stan rzeczy zmienić. Wątpię, ale życzę im powodzenia.
@Krzysztof Cywiński
Dokładnie – nie zgadzam się z PiS w wielu sprawach, ale oni przynajmniej PRÓBUJĄ coś poprawiać, gdy „opozycja” powtarza tylko mantrę Holland „Aby było tak jak było!” … 🙁
@belferxxx
Jeśli już sugerować się wynikiem maturalnym, to w mojej ocenie, raczej z poziomu rozszerzonego (w przypadku części przedmiotów nie będzie nawet innego wyjścia, bo w obecnej formule programowej można je zdawać tylko na poziomie rozszerzonym). Choć obawiam się, iż rekrutacja na podstawie matury też nie jest do końca optymalnym rozwiązaniem. Przecież człowiek jest tylko człowiekiem i zdarza się, że stać go na znacznie więcej, na próbnych egzaminach osiągał o wiele lepsze rezultaty, a na tym najważniejszym zjadł go stres, czy po prostu powinęła mu się noga. Może w mniejszym stopniu dotyczy to umysłów i przedmiotów ścisłych, natomiast jeśli idzie o dziedziny humanistyczne, gdzie mamy do czynienia z formami pisemnymi pochłaniającymi czas, jest to myślę dosyć częste. Chyba najlepszym sposobem są jakieś wstępne egzaminy na studia. Wtedy już nie ma zmiłuj. Jak Ci nie pójdzie, możesz spróbować na innej uczelni, albo w przyszłym roku.
I taką formę weryfikacji, w oparciu o rezultaty egzaminów wstępnych, osobiście uznaję za najbardziej optymalną. Niezależnie, czy mówimy o grupach elitarnych, czy w ogóle.
@Sylabariusz
Po to żeby chwilowa niedyspozycja nie wyeliminowała znakomitych kandydatów w cywilizowanym świecie najlepsze uczelnie stosują WIELOCZYNNIKOWĄ procedurę rekrutacyjną – oczywiście ważną rolę odgrywa w niej rozmowa z kandydatem i egzamin wstępny, ale również matura/ekwialent, wyniki szkolne i inne osiągnięcia oraz doświadczenia, rekomendacje nauczycieli lub naukowców etc. Podobnie powinno być, przy zachowaniu proporcji, z rekrutacją do liceów! Ale Polska jest daleko za Murzynami w tej sprawie … 🙁 M.in. dzięki „reformie” Handkego …
@Sylabariusz
Co dziś znaczy w Polsce rekomendacja przeciętnego nauczyciela dla uczelni, pracodawcy, urzędu? W wymiarze społecznym nauczyciel stał się nikim. Kiedyś kilka lat pracował na nazwisko i ono coś znaczyło. Obecnie jest anonimowym ni to urzędnikiem, ni to opiekunem na czas pobytu ucznia w szkole. Pracując w wymiarze 45 minut raz w tygodniu wystawia na pośmiewisko siebie, przedmiot, państwo, które taką komedię animuje,a świat ucieka: u schyłku lat 60-ych Polska miał poziom rozwoju naukowo-technologicznego zbliżony do Korei Południowej. Pisała tym nawet Polityka.
@Krzysztof Cywiński 29 grudnia o godz. 20:31 250897
„u schyłku lat 60-ych Polska miał poziom rozwoju naukowo-technologicznego zbliżony do Korei Południowej. Pisała tym nawet Polityka.”
Za późniejszy rozwój wypadków nie można jednak winić polskiej szkoły/edukacji. Zadecydowała tu wielka polityka, (nie mylić z „Polityką” 😉 ). Korea Południowa to było państwo frontowe kapitalizmu a Polska raz, że była tylko drugą linią okopów (to NRD było pierwszą) a dwa, że socjalizmu.
Szans na setki niemieckich firm inwestujących kapitał i technologię w joint ventures w Polsce na przełomie lat 60/70 nie było. A setki firm japońskich (oraz dziesiątki amerykańskich) w samej elektronice właśnie wtedy w Korei to robiło. Gierek 10 lat później próbował, ale mu/nam nie wyszło.
Inna sprawa to pytanie ilu polskich 13-latków zechciałoby przez 60 godzin w tygodniu lutować radia… tak jak to wtedy działo się w Korei. Za całkiem średnie pieniądze, – nie za jakieś kokosy.
Właściwie to powinno być proste: jeżeli 100% pcha się na nauczanie do Kowalskiej, to Kowalska ustala zasady. Kowalska nie będzie sobie strzelać w stopę i przyjmować nieuki za łapówkę. Kowalska wybiera tylu, ilu może, reszta spada do Malinowskiej, która też jest dobra, ale nie tak, jak Kowalska, i też ma swoje kryteria wyboru. I tak dalej.
Na wyższym poziomie pada pytanie: a ty od kogo? Od Kowalskiej. Witamy zatem.
Reformujmy sobie w tej przestrzeni. Przynajmniej drzewa nie cierpią ani inne szmaty.