Praca dla konkurencji
Wszedł na moją lekcję agent firmy edukacyjnej. Zapewnił, że ma zgodę władz takich i siakich na przedstawienie swojej oferty uczniom. Chodziło o cyberszkołę. Nauczanie klasyczne, jakie tu uprawiamy, jest przestarzałe. Lepiej siedzieć w domu i uczyć się przez internet w dowolnie wybranym czasie od najlepszych fachowców, którzy na co dzień pracują w CKE, OKE i MEN.
Wyobraziłem sobie, jak lekcję jazdy konnej przerywa wejście dilera samochodowego, który przekonuje uczniów, aby porzucili kolebanie się w siodle na rzecz ryczącego silnika, wciskania gazu do dechy i poruszania się w tempie, które koniom nawet się nie śniło. Ciekawe, co na tę propozycję powiedziałby instruktor jazdy konnej?
Dziesięć lat temu zachowałbym się wobec takiego agenta bardzo niepedagogicznie. Poprosiłbym tylko uczniów o zamknięcie oczu i zatkanie uszu. Konkurencja musi bowiem znać swoje miejsce. Nie może bezczelnie wkraczać na teren, który zajmuje przeciwny obóz. A jeśli to uczyni, niech uważa, bo może zostać oblana gorącą smołą albo trafiona kamieniem. Takie są zasady. Odkąd jednak skończyłem 40 lat, nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Dlatego agenta puściłem wolno i bez uszczerbku na zdrowiu. Może w innej sali trafi na młodszych i bardziej krewkich nauczycieli, którzy dadzą mu popalić.
Zastanowiło mnie zapewnienie, że dla firmy pracują specjaliści z CKE, OKE i MEN. Jeśli to prawda, działaliby na szkodę oświaty publicznej, którą powinni wspierać. Do tego przecież zostali powołani. Jeśli cyberszkoła oznacza postęp i nowoczesność, należałoby wprowadzić te zmiany w edukacji publicznej, a nie sprzedawać swoje pomysły prywatnym firmom, wspierając je przy tym autorytetem instytucji państwowych. A zatem nie tylko agentowi należałoby obić mordę.
Komentarze
Jazda konno to jest znęcanie się nad zwierzętami.
@Gospodarz
Powinien Pan się oburzać już dawno – w końcu np. za Hall wydawcy pomocy naukowych (podręczniki, ćwiczenia, zestawy maturalne etc.) też się chwalili autorami przygotowującymi podstawy programowe, pracującymi dla MEN. CKE, OKE i najczęściej była to prawda. Ba – byli tacy, co jedną ręką( w tym samym czasie!) pisali podstawę, a drugą – podręcznik – nawet p. Hall, co odnotowano (jej e-mailami) w Rzepie, z WYBRANYMI wydawcami bezpośrednio uzgadniała.
Ta cyberszkoła niczym się od tych pomocy nie różni – świadectwa i tak Pan wystawia!!! Może tylko, choć wątpię, trochę rynek korepetycji zepsuje … 😉
Etat bezkonkurencyjny, czyli jak się edukować w zniewoleniu.
Zaiste, konkurencja w oświacie to zabójczy dla etatów trynd.
Jeszcze jakieś dziecko mogłoby mieć świadomość wyboru, jakiś belfer mógłby uciec od martyrologii obłudy na wolny rynek.
Jeszcze któś mógłby nauczyć się ZA WIELE.
W takiej edukacji, bezkonkurencyjny jest i będzie natomiast – beferblog.
O ile któś nie zachowa się niepedagogicznie i nie nakaże społeczeństwu zamknąć oczy i uszy na konkurencyjne wobec wolności bzdury.
I zdaje się, że tych któsi zebrał już i usuwerenił pewien Prezes.
Tak edukacja wykluczająca wolność i konkurencję zbiera trujące żniwo.
A belfrzy siejąc takie jejunalne wiatry pozaumysłowe, dostaną od Prezesa prawe i sprawiedliwe, no i bezkonkurencyjne bezrobocie.
Będzie kto miał te konie ze wpisu paść?
🙂 🙂 🙂
A jakich kompetencji społecznych można nabyć w cyberszkole? Bo chyba to, co prezentują komentatorzy tego bloga do takich nie należy.
Choć w zasadzie może nie mam racji. To wspaniały negatywny przykład tego, czego można uniknąć chodząc do szkoły. Boziu, nawet jeśli nie istniejesz i tak chroń przed takimi belframi.
Można w szkole publicznej nabyć kompetencję społeczną, polegającą na tym, ze prawo oświatowe nie obowiązuje.
Nie pozwala ono na prowadzenie działalności komercyjnej wobec i w czasie poddawanych przymusowi oświatowemu w szkole publicznej.
I to jest przewaga konkurencyjna szkół i belfrów publicznych, że uzurpują sobie życie ponad prawem na koszt ucznia, to taka nowoczesna gra edukacyjna, w cy(m)bergaja.
Z taką kompetencją szkoły te i uczniowie nimi pogwałceni, na pewno nie potrzebują żadnych cyberów czy innych edukacyj, by odnaleźć się i wyrównać na gumnie, tak społecznie jak ekonomicznie.
Wystarczy łom.
Smutne to kiedy ktoś zabiera się do komentarzy pojęć, których kompletnie nie rozumie. Pewnie go w szkole nie nauczyli.
Może chodził do szkoły w internecie
Uczniowie czytają tego bloga?
O cyberszkole możemy możemy żartować, co nie zmienia faktu, że na naszych oczach dzieje się rewolucja i nie wiadomo, kiedy i gdzie się zatrzyma. Rewolucja polega na tym, że dzięki zdobytym poza zinstytucjonalizowaną szkołą kompetencjom społecznym, to młodzież ma łatwiejszy dostęp do informacji oraz wielu narzędzi pozwalających przetwarzać te informacje. W tym sensie szkoła zostaje nieco z tyłu, choć pełni kluczową rolę w nieformalnej (realizowanej na przerwach) edukacji młodzieży. I tu jest problem: dzień nie jest z gumy, ma 24 godziny – nie można do starego programu i starego sposobu nauczania po prostu dodać nowych informacji i nowych metod nauczania. Coś starego trzeba wyciąć.
Nie wiem, jak można wprowadzić nowe technologie do nauczania języka polskiego. Z łatwością wyobrażam sobie centralną bazę dyktand ortograficznych, interpunkcyjnych czy rozbioru gramatycznego zdania. Analogicznie – centralny zbiór prostych zadań z języków obcych. Moje dziecko w gimnazjum rozwiązywało setki zadań z matematyki w trybie online i miało to sens, a zadania łatwe wcale nie były.
Z tym, że to są wszystko ułatwienia w treningu stosunkowo prostych umiejętności. Większym wyzwaniem jest nauczenie uczniów, jak się w tym zalewie informacji odnaleźć, jak odróżnić fakty od propagandy, bełkotu szaleńca czy zwykłej ignorancji. Tego szkoła też powinna uczyć, choć nie jest do tego przygotowana, bo jej nauczyciele siłą rzeczy nie nadążają za zalewem technologii skierowanej do młodzieży. Ja też nie nadążam.
Ilu nauczycieli potrafi z sensem wykorzystać tablice multimedialne? Ile czasu zabiera nauczycielom oswojenie się takimi tablicami? Ilu nauczycieli *i rodziców* za naturalną sprawę uważa dzienniki elektroniczne?
Cyberszkoła to ważna pomoc, narzędzie metodyczne, którego nie powinno się ignorować, ale na pewno nie serce nauczania.
ZWO – absolutnie masz rację !!!
Szkoła to nie tylko zdobywanie wiedzy – to także nabywanie umiejętności współżycia i współdziałania w społeczności.
Przypomniał mi się przypadek, gdy dzieciak, namiętnie grywający w gry komputerowe zastrzelił z pistoletu ojca a potem wołał :
„Wstań tato – masz jeszcze 7 żyć !”
@kaesjot
A gdzie i kiedy się można nauczyć w szkole, że tatuś nie ma 7 czy 10 żyć??? 😉
@belferxxx
A choćby na przyrodzie….
Tzn. na biologii, bo teraz ponoć przyroda to wszystko, co tyczy się świata realnego…
Nie wiem – pogubiłem się …..
Cejrowski to chyba najlepiej wyjaśni albo prof. Urszula Dudziak albo biskup … no ten ….
@kaesjot
Ale w grach komputerowych takie stwory jak tatuś żyją po 10 razy i zawsze można grę zresetować – to zdecydowanie ważniejsze DOŚWIADCZENIE, a nie jakieś gadania … 😉
Wpis pokazał doskonale – choć nieświadomie – meritum tej paranoi. Paranoi edukacji takiej jaką widzimy teraz. Porównanie do konia pokazuje że edukacja nie ma być efektywna czy spełniać jakiekolwiek wymogi, standardy czy cokolwiek – ma być w takiej formie jaka jest teraz bo taka forma jest „wartością samą w sobie”. Nieważne czy to jest dobre czy złe, ma zostać bo to jest „wartość sama w sobie”. Czysta paranoja.
Pacewicz prześwietla Szydło w sprawie jej poparcia dla Zalewskiej: https://oko.press/rozum-spi-budzi-sie-reforma-edukacji/
Trudno zrozumieć w jaki sposób ta reforma zwiększy liczbę miejsc pracy dla nauczycieli. Na pewno na poziomie gmin, które zarządzają podstawówkami i gimnazjami, pracy ubędzie, bo zamiast dziewięciu lat nauki będzie ich osiem. W dodatku czwarta klasa ma stać się przedłużeniem edukacji wczesnoszkolnej, co oznacza mniej pracy dla nauczycieli przedmiotowców, ale jak będzie nie wiadomo, bo wciąż nie ma podstawy programowej. Tymczasem prowadzone przez powiaty licea (szkoły ponadgimnazjalne) dodatkową liczbę godzin obsadzą przede wszystkim swoimi nauczyciel/kami pracującymi na niepełny etat, dla których pracy do tej pory brakowało.
Największy problem będzie z 6 592 dyrektorkami/ami oraz 101 tys. nauczycieli/lek szkół gimnazjalnych (dane GUS za rok 2015/2016, bez gimnazjów specjalnych). Zagrożona jest zwłaszcza praca nauczycieli i innych pracowników ok. 3100 samodzielnych gimnazjów publicznych (pozostałe tworzą zespoły ze szkołami podstawowymi) oraz około 200 niepublicznych. Min. Zalewska proponuje gimnazjom przekształcanie się m.in. w podstawówki, ale to karkołomne przedsięwzięcie – niedostosowane są budynki, nie ma nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej, nie mówiąc o tym, że odbierałoby to pracę sąsiedniej podstawówce.
Tylko masowy ruch protestu, na skalę buntu parasolek, mógłby zatrzymać reformę, która przetoczy się przez polską edukację.
rabnietawariatka,
Gdyby oferta (handlowa?) tego dealera (dealer w szkole?) była skierowana do nauczycieli podczas jakiegoś seminarium naukowego czy metodycznego, to można by przypuszczać, że chodzi poprawę efektywności edukacji właśnie. Jeśli jednak typek wchodzi na lekcję, to nie po to, by rozmawiać z nauczycielem o jego pracy, tylko by sprzedawać uczniom paciorki, a one w dorosłym życiu, nauczone lekcją szkolną, będą kupować garnki, maty ozonowe, cudowne kosmetyki, odkurzacze, roboty kuchenne, lekarstwa, polisy na życie, ubezpieczenia emerytalne a nawet atlasy samochodowe i książki z hurtowni internetowej. Wszystko poza oficjalnymi kanałami dystrybucji. Za to niezwykle nowocześnie.
Doświadczenie z dystrybucji szczęścia emerytalnego mówi, że najlepsi akwizytorzy rekrutują się spośród szczęśliwych posiadaczy wykształcenia podstawowego lub co najwyżej średniego, bo nie myślą o konsekwencjach tego, co robią, więc łatwo im przychodzi wciskanie innym kitu. To Dobra Wskazówka, by w Nowej Cyberszkole zatrudniać głównie byłe kucharki i szwaczki.
Rektorzy o likwidacji gimnazjów:
http://wyborcza.pl/7,75398,20978404,rektorzy-chcieli-likwidacji-gimnazjow-sprawdzamy-zalewska.html
@Płynna Rzeczywistość
Ale mi nie chodziło o zamiary tegoż „dilera” tylko o argumenty autora tego wpisu.
@ rabnietawariatka
„Ale mi nie chodziło o zamiary tegoż „dilera” tylko o argumenty autora tego wpisu.”
–
A autorowi wpisów nie widać, aby chodziło o edukację…
Tylko o konieczność dziejową braku konkurencji, tak w ogóle.
I to właśnie jest, wbrew intencjom belferblogowego Pana Jourdain, edukacja.
Edukacja w przedmiocie pszenno-buraczanej tradycji, wsobności, zacofania, kołtuństwa, prywaty, obłudy, zakłamania, dwulicowości i ordynarnej hucpy.
Chodzi o to, aby na lekcje wchodzili SWOI, Sami swoi.
No i wchodzą, i są wpuszczani i oburzają się… wychowankowie tej edukacji spod jednego końskiego kopyta.
😉 😉 😉