Dlaczego Hitler lubił łacinę?
Wpadła mi w ręce oferta wykładów dla licealistów, jaką złożyli w mojej szkole filolodzy klasyczni z Uniwersytetu Łódzkiego. Jeden z wykładowców proponował młodzieży refleksję nad popularnością łaciny w III Rzeszy. Zapewne temat ten jest godny wnikliwej analizy i niewątpliwie służy promocji języka Cycerona, ale czy młodzież licealna jest właściwym odbiorcą takiego wykładu?
Wszyscy szukamy sposobu na zainteresowanie słuchaczy naszą pracą. Przywoływanie Hitlera gwarantuje powodzenie, młodzież chętniej słucha i dyskutuje. Jest tylko jeden problem. Demona faszyzmu łatwo sprowadzić na zajęcia, ale trudniej przepędzić. Po takim wykładzie o łacinie, którą lubił Hitler, może się okazać, że rozbudziło się zainteresowanie nie tym, na czym nam tak bardzo zależało.
Jeśli już uczony chce połączyć faszyzm z łaciną, to niech raczej spróbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego znajomość łaciny nie uratowała Niemców przed zawierzeniem faszyzmowi? Dlaczego podziw dla języka łacińskiego, kultury rzymskiej i cywilizacji śródziemnomorskiej nie uchronił Hitlera przed popełnianiem zbrodni? Co po łacinie w sercu bez sumienia?
Komentarze
Przypomniał mi się pewien epizod. Po jakiejś konferencji podsumowałem, że dobrze by było, gdyby połączyć niemiecką precyzję z włoską fantazją. Na co otrzymałem odpowiedź od jednego Włocha: „Już kiedyś dwóch takich to próbowało i pomyśl co z tego wyszło!”
Czy trzymanie młodzieży pod kloszem i odgradzanie jej od niewygodnych informacji to aby na pewno dobra recepta na walkę ze złymi ideologiami? Co niebezpiecznego jest w pokazaniu, że zbrodniaż doceniał łacinę? Lepiej kształtować w ludziach przekonanie, że ludzkie potworności są domeną ludzi niecywilizowanych?
A kultura rzymska i cywilizacja śródziemnomorska to czyste piękno i perfuma? Ją można cenić, pomimo tego, że wyrżnęła w pień miliony osób, a tych których oszczędziła, ciemiężyła i taktowała jak podludzi? Może jednak warto porozmawiać z tym wykładowcą i zastanowić się nad paralelami między Antycznym Rzymem i Trzecią Rzeszą? Wydaje mi się, że odpowiedź na stawiane przez Pana pytania nie jest specjalnie trudna…
Zbytnie doszukiwanie się zależności
„Co złego to nie my” – to dopiero jest myślenie, którego należy się bać.
Pełna zgoda z Kotem. Już niedługo stwierdzenie, że naziści nosili elegancko skrojone mundury będzie traktowane jako promocja faszyzmu. Myślę też, że licealiści po przeczytaniu tekstu redaktora mają prawo poczuć się urażeni. Nie róbmy z młodzieży (a może już dorosłych, tego autor bloga nie wyjaśnia) bezkrytycznego stada.
Temat zresztą dotyka szerszego problemu. Istotą zła jest przecież jego banalność. Hitler kochał swojego psa, a może i łacinę – czy mamy ludziom wmawiać, że było inaczej, bo głupi i jeszcze się zainteresują „niebezpiecznym” tematem? Tak, Hitler był człowiekiem z krwi i kości. Robienie z niego potwora na pewno młodzieży nie posłuży. Nie służy to też, najzwyczajniej, prawdzie.
Problem nie jest banalny: nazizm w swoim administracyjnym centrum był maszyną biurokratyczną, w której nawet największe zbrodnie, takie jak Holokaust, organizowano w ramach instytucji i procedur, które zachowywały znamiona praworządności i racjonalizmu – ścisłej, zbrodnie te organizowała nazistowska elita wykorzystując aparat w dużej mierze odziedziczony po poprzednich rządach (np. koleje) a przystosowany do nowych zbrodniczych celów (tu: wywózki, grabież mienia). Relacja pomiędzy decyzyjnym centrum zbrodni a biurokratycznym, jedynie połowicznie w zbrodnię zaangażowanym aparatem była jednym z filarów ponurej skuteczności nazizmu – odsłonięcie tego faktu było istotą książek m.in. Raula Hilberga, zresztą każdy kto poczyta nazistowskie dokumenty źródłowe staje oko w oko z tym faktem – widzi dobrze przygotowane schludne dokumenty opisujące nieludzkie czyny… W języku „trzeciej rzeszy” – pod wieloma względami przypominajcym język stalinizmu – łacina nie była niestety ciałem obcym. Wnosiła element legitymacji działań po ludzku nielegitymowanych. Zresztą czy język niewolniczego imperium naprawdę źle pasował do tej roli? Pociechę dla łacinników może jednak stanowić fakt, że Sowieci zaciekle zwalczali łacinę jako burżuazyjną i obcą masom pracującym…
Klasyczne rozdarcie pomiędzy nauczycielm przekazującym wiedzę a nauczycielem-wychowawcą. @Gospodarz zna szkolne realia i wie, że w pół godziny (po odjęciu czasu na wszystko inne) trudno jest podać wiedzę w pigułce w taki sposób, aby nie okazało się, że pigułka trafiła do tchawicy.
Zupełnie tak, jak to jest w przypadku pojawiania się w polskich środkach masowego przekazu tematu Polonii. 90% wypadków Polonia to Jackowo a jak Jackowo to konotacje jednoznacznie negatywne. Tylko ktoś, kto dysponuje wiedzą faktyczną a najlepiej własnym, długoletnim emigracyjnym doświadczeniem ORAZ jest pozbawiony ochoty na instrumentalne wykorzystanie tej wiedzy i tego doświadczenia, ma szansę na uczciwe przedstawienie Polonii.
W pięć minut się nie da.
Tak samo jak w pięć minut (pół godziny) „się nie da” ani nauczyć łaciny, ani nauczyć o stosunkach w III Rzeszy, ani o niczym. W pięć minut czy nawet pięć sekund to tylko telewizji się udaje sprzedać lekarstwo na zgagę, sraczkę albo na to, że nie staje.
Do pisowskiego elektoratu Polonii ciagle ktoś przyjeżdża. Cały korowód. Z jednej strony – można się śmiać, że „na Jackowie dostają całą tę menażerię, kórej z Polski najchętniej byśmy się pozbyli”. Z drugiej strony ja podziwiam zdecydowanie, upór, stałość w dążeniu do celu, wkładany wysiłek, wydane pieniądze. W końcu nie jest tak, że starsi ludzie z kolic Jackowa mają zatrzęsienie forsy. To raczej ten sam poziom materialny co zaplecze Rydzyka w Polsce.
Oni nie za dużo wydają na książki i na prelekcje gości z Kraju. A jednak ci politycy, ci pisarze i ci profesorowie ciągle przyjeżdżają. PIS według mnie robi – ze swojego punktu widzenia – fantastyczną robotę.
Dlaczego ta dygresja?
Przyjechał,- znowu do „pisowsko-radiomaryjnej” części Polonii, profesor z Polski. Pan Piotr Jaroszyński. Z prelekcjami wygłaszanymi w kolejnych salach parafialnych, przy kolejnych polonijnych parafiach. Namawiać na polski patriotyzm.
(Przepraszam, ale proszę jeszcze chwilkę poczekać na związek tego wszystkiego z łaciną w liceum.)
Trochę paradoksalnie, bo jak ktoś by chciał doprowadzić do logicznej konkluzji wywody profesora to musiałby wracać do Kraju. Pan Jaroszyński zaproszony do popularnego programu radiowego
w pewnym momencie został przez prowadzącą ów program zapytany o jakieś wskazówki i rady, które dopomogłyby nam w walce o wolną Polskę”.
Na co pan profesor odparł, że „trzeba zacząć pracować nad sobą, a tutaj nie ma nic lepszego, jak tylko poznawanie literatury, czytanie książek.” Zalecił przeczytanie „pięknej i bogatej lieratury polskiej”, wymienił całą masę dzieł prozaików i poetów polskich, przerabianych i nie przerabianych w szkołach, i zakończył stwierdzeniem, że jeżeli ktoś naprawdę chce uważać się za człowieka kulturalnego to musi zacząć od łaciny. Bez łaciny nie ma na to szans.
Tylko czekałem, aż przejdzie do klasycznej greki, ale nie – zatrzymał się na łacinie.
Ciężko zapracowanym, raczej starszawym, w wieku mocno emerytalnym – profesor z Polski radził zajęcie się łaciną. Zarówno tym w średnim wieku, jeszcze „walczącym” jak i tym już emerytom, czasami jeszcze pracującym jak o opiekunowie, czasami już na malutkiej emeryturze, czasami – krezusi z nich – żyjącym z wynajmu mieszkań lub pokojów.
Uczcie się łaciny.
Bo wiadmo, że jak przez czterdzieści lub trzydzieści lat nie nauczyliście się, albo bardzo słabo nauczyliście się na angielsku – to teraz zaczniecie po łacinie gadać.
Wyraźnie zły słuchacz w tzw. „średnim wieku” zadzwonił i poirytowanym głosem zadał profesorowi pytanie:
-Czy pan profesor może nam powiedzieć, jaką książkę sam ostatnio przeczytał?
Taka nielojalność na falach tej audycji zdarza się bardzo rzadko, a więc prowadząca znalazła się trochę między młotem a kowadłem. „Pan profesor nie tylko czyta dużo książek ale on także pisze książki” – zapodała w obronie gościa.
A gość powiedział, że on dużo książek czyta, czyta te ksiązki jednocześnie i w 9 językach.
Zapracowany, ciężko walczący z życiem czlowiek, pewnie najwyżej po maturze zdobytej w ludowej ojczyźnie, poczuł się dotknięty tym wypominaniem, że książek nie czyta, nie doskonali się, poetów ani pisarzy polskich nie studiuje.
I takim ludziom profesor zalecił naukę łaciny. Dla samorozwoju.
Zanim zacząłbym się zastanawiać nad nieporządanymi skutkami referatu o łacinie w III Rzeszy, zapytałbym – kiedy? Kiedy to robić? Jak na to czas wygrzebać, aby to miało ręce i nogi?
W pięć sekund to lek na porost włosów a nie o zawiłościach historii.
Ostatni przeczytałem „Inside the Third Reich” Alberta Speera i ta lektura tylko zachęciła mnie do dowiedzenia się, jak bardzo Speer rzeczywiście był zaangażowany w nazistowską machinę ludobójstwa a na ile jego własny portret „architekta i managera” odpowiada prawdzie.
Nie polubiłem bardziej architektury III Rzeszy ani jej ideałów.
Pełna zgoda z Kotem, pozdrawiam.
Moim skromnym zdaniem bardziej ryzykowne jest rozpościeranie nad młodzieżą parasola ochronnego, niż niebezpieczeństwo niewłaściwej percepcji wiadomości. I to z dwóch powodów. Pierwszy: jeśli naprawdę obawiamy się, że nacjonalizmy wraz z ich najokrutniejszą emanacją w postaci faszyzmu mogą się odrodzić, jedyną drogą jest szerzenie pełnej wiedzy o przeszłości. Na dłuższą metę nie zastąpi jej propagandowa papka bazująca na emocjach, personalizująca całe zjawisko w jednej postaci chorego umysłu wodza Trzeciej Rzeszy. Warto na marginesie zauważyć, że o hitleryzmie już od lat nikt poważnie nie dyskutuje. Nie analizuje się jego powstania i akceptacji przez naród niemiecki, bo byłoby to kłopotliwe politycznie. Łatwiej jest do znudzenia warunkować młode pokolenia szczepionką uczulającą. Obawiam się, że jeśli zło się zacznie odradzać, młodzież go nie rozpozna. Czas na drugi argument. Właśnie my, Polacy, lepiej niż ktokolwiek inny w Europie, powinniśmy wiedzieć czym pachnie i jak się kończy zamazywanie białych plam. Ta wiedza powinna być naszym wkładem w rozideologizowanej wspólnocie.
To przecież nie o realne argumenty za łaciną tu chodziło!!! Po prostu na bazarku(pardon – rynku) każdy swój towarek zachwala jak potrafi … 😉
Aleście się nagadali… Z całą pewnością pomoże to uczniowi…
Jak zwykle – mądrusie, tylko uczyć nie ma komu.
Jak można przeczytać tutaj
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/81254/prywatna-biblioteka-hitlera-ksiazki-ktore-go-uksztaltowaly
Hitler nie tylko lubił łacinę, ale także Szekspira, Goethego i Karola Maya i miał kilkanaście tysięcy książek.
@Krzysztof Mazur
Stalin był leszy od Hitlera – miał w swojej bibliotece na Kremlu około 200 tysięcy książek (ze śladami czytania= notatki, komentarze)! I co z tego????
w czym problem?
…a no w wypowiadaniu się o łacinie po polsku bez znajomości polskiej ortografii.
PeerGynt 18 października o godz. 17:28
Ja tam widzę tylko literówkę… Doceń przynajmniej to, że polską czcionkę zainstalowałem gdyż wielu innych ma to w poważaniu. Szkoda, że za każde korepetycje chcesz pieniędzy i na blogu, za darmochę robił nie będziesz. Pozostanę więc w ciemnościach.
@ Awal
Chodziło przecież o banalność zła (vide Hannah Arendt), nie banalność problemu.
@Gospodarz: „Po takim wykładzie o łacinie, którą lubił Hitler, może się okazać, że rozbudziło się zainteresowanie nie tym, na czym nam tak bardzo zależało.”
Alez Panie Profesorze, zalozenie ze uczniowie tylko z lekcji szkolnych dowiedza sie o tym czym jest faszyzm, ma rownie gleboki sens jak przypuszczenie ze o tym skad sie biora dzieci, uczniowie dowiedza sie z lekcji wychowania w rodzinie czy jak sie to tam nazywa.
Niestety, szkola nie ma juz monopolu na posiadanie informacji. Dawno przestala byc wzorcem czegokolwiek, rownie dawno pzrestala byc jakimkolwiek autorytetem.
Mysli Pan kategoriami z sprzed 50 lat
Zaiste dziwny wpis zawodowego belfra. Czyżby uważał , że w szkole obowiazywać powinny tematy tabu? Czyżby nie wiedział , że nauczyciel jest od tego właśnie, aby rozmowę z uczniami poprowadzić w kierunku przez siebie pożądanym? A przecież temat „Łacina w hitlerowskich Niemczech” jest wspaniałą okazją do tego, aby wywołać dyskusję o tym, jak w cywilizowanych Niemczech mogło dojść do barbarzyństwa na skalę niespotykaną w dziejach do 1945 r. I tyle. Pozdrawiam
Nie docenia Pan licealistów. Naprawdę myśli pan, że to taka ciemnota, która łeb zgoli i swastykę przyszyje jak usłyszy, że Adolf i do języka Imperium Rzymskiego miał sentyment, a nie tylko salutu rzymskiego i zapożyczonej symboliki? A może warto z młodzieżą dyskutować, a nie przemilczać niewygodne tematy, co tylko powoduje aurę tajemniczości, niezwykłości o wiele bardziej pociągającą niż prawda? Prawda, której szkoła przekazać nie potrafi albo nie może- o prymitywizmie nazistowskich wodzów, o płytkości „Mein Kampf” (bez trudu do znalezienia w PDFie w necie- powalający stek banałów i „ludowych mądrości” choć te o paleniu stały się obowiązującym w EU prawem) o mechanizmie zastraszenia porządnych ludzi przez bandę otumanionych życiowych nieudaczników, którym przynależność do nazistów dała sens życia, poczucie władzy.
Neonazizm karmi się nie wiedzą o swoim spadkodawcy, karmi się niewiedzą, która tworzy mit, legendę.
Hitler i jego akolici nie powinni być tematem „o którym dla dobra młodych duszyczek się nie mówi”. Powinni być tematem, o którym się mówi i analizuje. Bo szeregi zafascynowanych mitem, podbojami, zewnętrznym przepychem nazistowskiej symboliki, nie mających pojęcia o prawdzie prymitywnej i banalnej- rosną.
Dokładnie tak jak w to było w Niemczech lat 30tych.
Ale przecież nic tu dziwnego nie ma. Zamiłowanie do łaciny w prosty sposób można połączyć z imperialnymi ambicjami, mariaż z kościołem katolickim jest tu jak najbardziej czymś, co dopina całość. Licealiści mają chyba na tyle oleju w głowie, że potrafią to wszystko ogarnąć i ocenić.
a ja się w zupełności zgadzam „z głosami”ludzi, którzy piszą, że młodzież to … i tu chciałabym napisać brzydkie, ale odnoszące się do prawdy – słowa, ale nie wypada, ale jak patrzę na niektórych tych młodych w autobusie, czy na ulicy – to jestem za aborcją!
A skoro ten morderca Adolf był taki „oczytany”, to dlaczego był mordercą? Niczego mądrego z tych książek i dobrego się nie nauczył?…
echhh szkoda gadać – pisać…
” Licealiści mają chyba na tyle oleju w głowie, że potrafią to wszystko ogarnąć i ocenić”…. też tak myślałam – zanim poszłam do nich- do pracy…to na tym swoim etapie debile… w grupie są silni, ale każdy w pojedynkę – zakompleksiony bachor – mało znaczący w szkole….bo rodzice nie mają dla nich czasu… po co nam Hitler – rodzice świetnie jego zastępują….