Dokonania – byli ministrowie o edukacji
W piątek 12 kwietnia byli ministrowie edukacji zbiorą się w Warszawie, aby debatować o stanie polskiej oświaty. Na konferencji głos zabiorą: Henryk Samsonowicz, Mirosław Handke, Mirosław Sawicki i Katarzyna Hall. Nie będzie więc wszystkich osób, którym edukacja w Polsce zawdzięcza swój obecny stan (zob. program konferencji).
Zastanawiam się, według jakiego klucza dobierano ministrów. Czy zapraszano najgorszych (Handke i Hall)? Czy najlepszych (podobno Giertych)? Czy przeciętnych (Samsonowicz, Sawicki)? Czy po prostu przypadkowe osoby? Skład jest jednak ewidentnie niepełny. Ministrów mieliśmy w III RP szesnastu.
Debata z udziałem byłych tuzów oświaty nosi tytuł: „Edukacja polska po 1989 – dokonania i wyzwania”. Co mogą powiedzieć na ten temat zaproszeni goście? Moim zdaniem, Handke powinien ograniczyć się do słów „Mea culpa”. Głośno i wyraźnie, aby wszyscy słyszeli. Hall powinna wytłumaczyć, dlaczego dopiero po odejściu z ministerstwa zaczęła rozumieć oświatę i sensownie o niej pisać. Zresztą do pozostałych osób też odnosi się powiedzenie, że mądry minister po dymisji. Jakoś nie mam ochoty słuchać ludzi, którzy gdy rządzili, to psuli, a gdy już nie rządzą, to wiedzą, jak naprawiać.
Komentarze
Biorąc jeszcze pod uwagę lewaka-teoretyka [swoich teoryjek do własnych pociech nie stosuje;-)] Pacewicza, byłego wicenaczelnego GW i głownego promotora pomysłów Handkego i Hall w tym medium – sami swoi. I oczywiście ogłoszą wielki sukces … 😉
Katarzyna Hall po prostu dopiero po odejści ze stanowiska zainteresowała się co właściwie podpisywała przez cztery lata, ot tak z czystej ciekawości. Jej postawową kwalifikacją do objęcia tego stanowiska było posiadanie męża Aleksandra Halla . Niestety mam wrażenie , że obrady tego panteonu mędrców będą nagłaśniane w mediach jako przykład troski władz o polską oświatę a wnioski : jest za dużo nauczycieli a w dodatku całymi dniami obcyndalają się w robocie i trzeba całe to towarzystwo trzymać krótko przy pysku i. Dzieci jakoś sobie poradzą, a rząd się sam wyżywi.
Ciekawe, nikt dzieci i młodzieży nie pyta do jakiej chcieliby szkoły chodzić, jak się uczyć, do czego nauczyciel potrzebny, jaki powinien być żeby się chciało uczyć.
Ja bym zrobił ankietę.
Ciekawe, czy gdyby spytać sześciolatki czy chcą do szkoły czy przedszkola, stawiam na szkołę.
Zadałbym pytanie czy wolą zadania indywidualne, czy grupowe.
Czy wolą uczyć się w szkole, a w domu mieć czas na swoje zajęcia, czy w domu a szkoła tylko do zadawania i sprawdzania.
Bo jakby nauczyciele zrezygnowali z pracy w domu, która jest oczywiście picem na wodę, dlatego tak się jej trzymają, na rzecz pracy w szkole to i uczniowie mogliby w szkole się uczyć, pod kierunkiem nauczyciela a w domu odpoczywać, tak jak nauczyciele.
Zapytałbym uczniów, co wolą, ciekawą lekcję, czy nieciekawą.
Zapytałbym jaka jest ciekawa, a jak nudna.
Wiele mogliby się ministrowie i nauczyciele od uczniów dowiedzieć, firmy robią badanie konsumenckie i dobrze na tym wychodzą.
Szkoła też by miała lepsze wyniki jakby z uczniami współpracowała.
Impreza organizowana przez fundację George’a Sorosa, znanego żydowskiego niestety grandziarza, który zaatakował niegdyś brytyjskiego funta, a więc społeczeństwo UK i chlubi się do dziś, że zarobił wtedy okrągły miliardzik w ciągu dnia (za pieniądze – jak piszą – okupujących UK Rotszyldów, a więc sabotaż wewnętrzny), w tej reprezentacji może być całkiem na miejscu, wszakże pod warunkiem, że odbędzie się pod hasłem: „Dlaczego zrujnowaliśmy polskie szkolnictwo i jak to możliwe, że tak łatwo osiągnęliśmy sukces?”
Wybieram się na studia w tym roku.
Czy jak zrobię licencjat z historii specjalność nauczycielska w zakresie historii i wiedzy o społeczeństwie a potem na studiach magisterskich zrobię historię specjalność nauczycielską w zakresie historii i wiedzy o społeczeństwie to będę miał przygotowanie pedagogiczne?Czy trzeba będzie robić kurs oddzielnie z przygotowania pedagogicznego?
Czy jak na studiach licencjackich skończę historię specjalność nauczycielską w zakresie historii i wiedzy o społeczeństwie a na magisterskich specjalność nauczycielską w zakresie historii i wiedzy o społeczeństwie to będę miał przygotowanie pedagogiczne,czy będzie trzeba robić oddzielny kurs z przygotowania pedagogicznego?
Mogliby jeszcze zaprosić Kudrycką:) viva system boloński:) Anonimie zgrywsz się? Czy w gimnazjum nie nauczono czytania? Będziesz miał, z tą różnica, że po licencjacie nie będziesz mógł uczyć we wszystkich typach szkół (chyba jeszcze tak jest).
@Gospodarz
Autorkami, wraz z Handkem, jego „reformy”byly niezyjace juz (kara boska?) panie Dziezgowska&Radziwill. Konferencja jest na czesc tej ostatniej!!! No wiec, korzystajac z okazji, mozna tylko chwalic te zbrodnie na polskiej edukacji … 😉
Całe to towarzystwo geriatryczne przyjedzie tylko dlatego aby się spotkać, poględzić o swoich „sukcesach” i pójść do kasy po honorarium. Oczywiście z wielkim zaangażowaniem mówić będą o trosce o stan oświaty. Tylko, że ci specjaliści pamięć już mają taką, że trudno im sobie przypomnieć czy zostali wystrychnięci na dudka czy wydutkani na strychu. Więc oczekiwanie, że zostaną wyciągnięte jakieś wnioski jest płonne. Organizowanie takich spędów jest zwykłym marnowaniem pieniędzy, tylko czy to ma jakieś znaczenie. Im się należy, bo styropian, bo wykształcenie historyczne, bo znany mąż, bo ciągle na klęczkach i takie zasługi wystarczą by zostać ministrem. Wstrętne to i obrzydliwe ale niestety jest to normą w nowej lepszej Polsce. Panie premierze, skąd bierze pan takie miernoty?!
„Czy jak na studiach licencjackich skończę historię specjalność nauczycielską w zakresie historii i wiedzy o społeczeństwie a na magisterskich specjalność nauczycielską w zakresie historii i wiedzy o społeczeństwie to będę miał przygotowanie pedagogiczne?”
Moim zdaniem, to nie będziesz miał żadnego.
A na jakim uniwersytecie, bo to od tego też trochę zależy?
Troche off topic, ale w reakcji na wpis:
Pani/Panie „z życiaszkoły”
ależ ja moge pracowac na terenie szkoły… (a nie w domu), i robic to wszystko, co robię poza prowadzeniem lekcji. Potrzebuję do tego: pokoiku, w którym będzie, powiedzmy, 3 nauczycieli , dostępu do komputera z internetem i drukarki, biureczka, kilku jakichś porządnych szafek. Przydałby się bufet w szkole i możliwość korzystania z telefonu . Wtedy robię wszystko w szkole, a po wyjściu z niej juz nie zajmuję sie pracą, ani nie wykorzystuję SWOJEGO komputera, papieru, drukarki i telefonu do celów służbowych.
Na razie (tzn. od 20 lat) posiadam: krzesło w pokoju nauczycielskim i 20 cm długosci stołu, i szafeczkę na 3 ksiązki.
Czy sądzi Pani/Pan, że moje wymagania sa wygórowane? Aha, i chciałbym jeszcze, żeby na ścianach nie było grzyba, na ławkach nie stały miednice na cieknącą z sufitu wodę, a w toaletach był papier. Pewnie już mi się całkiem w głowie przewraca, nieprawdaż?
Zawsze coś stoi na przeszkodzie. Biurko w klasie szafka i laptop nie wystarczą?
Myślisz, że władza by nie dała miejsca pracy?
Dziś nie daje, bo daje pensum.
z życia szkoły
Paplanie, że pensum jest złem są bzdurne. Szafka w klasie? ha a jak mam za każdym razem w innej sali? to co spacerki, czy pardon wpie… się innym na zajęcia? ja mam szafkę 30/30 sprawdziany i wypracowania wręcz wypadają. książki nosze swoje, laptopa też, bo office kosztuje, antywirusa szkoła nie kupi, programu do obróbki gazetki szkolnej też, programu do obróbki dźwięku (sory uczniowie chcą się bawić w dziennikarstwo też nie), na zajęcia teatralne mam korytarz, ha jest przestrzeń. Najlepsze, że o życiu szkoły wypowiada się dyletant. Mamy też jny pokój nauczycielski:) ok 20 m kwadratowych, no i jak rodzic przyjdzie, to albo ze wszystkimi w pokoju, albo korytaraz, albo wszyscy aut.
A propos kolejnych reform:
– miały być szafki dla uczniów.Są?
– miały być autobusy dowożące. Są?
– miało nie być zespołów szkół – podstawówka i gimnazjum. I co są?
– miało nie być fikcji matury ustnej z polskiego – i co?
– nauka ma się wydłużać – i co testy co raz wcześniej? Od tygodnia w podstawówkach głowią się, co teraz będa robić.
– kształcenie nauczycieli jest bezmyślne i bezsystemowe.
– praktyki idiotyczne.
– moda na cyfryzację przyniosła jedynie wzrost rachunków za prąd (w zależności od szkoły – od kilku do kilkunastu tysięcy na mies.)
– funkcja kuratorium oświaty – tylko opiniująca – to farsa
– idiotyczna moc poradni-pedagogicznej, np dyslektykowi w 6 klasie dodaje się 3 pkt do egzaminu,
– rozleniwianie dyslektyków – masz papier nie musisz.
no i najlepsze nowe podstawy programowe, który – hm przynajmniej polski w gimnazjum w ogóle sie nie zmieniły:)
Oj, jakieś słabe to twoje życie w/obok szkole/ły
@”z życia szkoły”
>Biurko w klasie szafka i laptop nie wystarczą?<
Tak się głupio składa, że klasy są zajęte na zajęcia od 8 do 15!!!Czasem przeze mnie, a czasem innych nauczycieli. Laptop nie drukuje, musi też mieć łączność z siecią, itp.itd….. 😉 Twoja wiedza o zyciu szkoły oraz umiejętność liczenia porażają…
polonus12 kwietnia o godz. 18:09
Życzliwie ostrzegam, że dyskutujesz ze skrzyżowaniem ideowego komunisty z praktycznym dyletantem. Taki dla SWOICH ułomności domaga się współczucia CAŁEGO ŚWIATA a dla innych jest bezwzgledny jak czekista. Torańska z taką swołoczą całą książkę przedyskutowała no ale ona poświęciła się abyś ty nie musiał.
No tak – każda pliszka swój ogonek chwali, prawda?
Proponowałbym im zacząć tę konferencję od odpowiedzi na pytanie: co ma zrobić Władek, który policzył godziny obowiązkowe w klasie I szkoły ponadgimnazjalnej i okazało się, że zabraknie mu trzech piątków, by zrealizować ten obowiązkowy wymiar godzin.
A Władek winny nie jest, ponieważ tak jakoś ułożył się kalendarz, że są długie weekendy, trzeba było przeżyć rekolekcje (a jakże!) i przez pięć dni Władek siedział będzie na ustnym egz. maturalnym z polskiego w szkole swojej i sąsiedniej…
Czekam na odpowiedź…
W obliczu kryzysu demograficznego niemożność wygospodarowania gabinetu do pracy dla nauczycieli, wygląda na sabotaż dyrektora. W szkołach do których uczęszczają moje dzieci miejsca jest tyle, że udało się nawet wynająć gabinet dentyście.
Ciekawsza jest też sprawa wyposażenia technicznego. Po pierwsze znów dowodzi faktu, że nauczyciele są oderwani od rzeczywistości. Nikt kto miał nieszczęście korzystania ze służbowego komputera, nie będzie za nim tęsknił. Albowiem na służbowym komputerze jest tyle oprogramowania zabezpieczającego, że spokojnie pracować się na nim nie daje. Poczytajcie zresztą : http://leniuch.blox.pl/2013/04/Ucieczka-z-cyfrowego-gulagu.html
Normalny człowiek kupuje w takiej sytuacji używkę super laptopa za 1000zł (jak kumaty lub poprosi kumatego o pomoc to i za 300zł) plus za 300zł równie używaną laserową drukarkę z pełnym tonerem, wgrywa open office i na najbliższe trzy lata nie musi nikogo o nic prosić. Jak normalny człowiek potrafi się normalnie dogadać z kolegą z pracy, to te koszta jeszcze spadają znacznie.
I tak właśnie wygląda teraz praca w większości polskich firm. Jedynie rosnąca armia urzędników może we współczesnej Polsce liczyć na dopieszczanie darmową kawą czy papierem.
@poirot
Wynajmowanie gabinetu dentyście daje szkole kasę(!!!), której ona dramatycznie potrzebuje!!! Więc to nie z nadmiaru pomieszczeń akurat!!!
poirot
To tylko takie gadanie że nie ma gdzie w szkole pracować, chodzi o to, żeby zostało po staremu, żeby w domu, bo nikt nad tym kontroli nie ma.
Jak się wspomina o tym, żeby nauczyciele na 8 godzin do pracy przychodzili zawsze te same argumenty, że brak warunków do pracy.
Tak, nie ma kanapy, telewizora, dzieciarnia się kreci, piwa się nie można napić ani zapalić papierosa.
Sz.P. z życia szkoły.
ciekaw jestem, jak Pan może pracować 8 godzin, nie mając miejsca do siedzenia i sprzętu do pracy…..
inne komentarze wydają mi się pochodzić z jakiegoś innego świata: własna klasa???? własne biurko?????? A nie pracuję w buszu, tylko w sporym mieście koło Warszawy.
I dlaczego mam sam kupić laptop i drukarkę do pracy??????
Pewnie najlepiej byłoby, żebym też nie pobierał pensji. Jeśli zrobimy to wszyscy, to może znajdą się pieniądze na wyposażenie szkół?
PS. Aż dziw, że nikt nie dodał, że miski na wodę z sufitu zapewniają mi komfortową wilgotność powietrza.
belferxxx skoro w publicznej oświacie panuje ekonomia typu „spirit prodalim, dien’gi propilim” to trzeba ją jak najszybciej zaorać. Jeden uczeń to dla szkoły około 5kzł dotacji oświatowej. Gabinet dentystyczny najwyżej może przynieść tyle pieniędzy co dwóch uczniów. A z tego co zauważyłem, tylko jeden dobry, zaangażowany w robotę nauczyciel potrafi napędzić szkole i kilkudziesięciu uczniów. Dlatego dobre prywatne (tak wiem, że oprócz nich są i zwykłe geszefty) szkoły nie podnajmują gabinetów dentystom, tylko swoim nauczycielom.
@poirot (czyli „”z zycia szkoły”” bis)
>Jeden uczeń to dla szkoły około 5kzł dotacji oświatowej<
Twoja "wiedza" poraża … 😉
Taka dotacja (50 tys zł rocznie) jest na ucznia o maksymalnej niepełnosprawności. Na "normalnego" jest 10 razy mniejsza!!! Tak, że Twoja kalkulacja jest "nieco" chybiona … 😉
@poirot (czyli „”z życia szkoły”” bis)
1.W mojej szkole klasy liczą po 33 uczniów(W-wa, liceum). Nie mamy problemów z naborem, wręcz przeciwnie. To co – powiększyć klasy, po twojemu, do 43 uczniów …;-)
2.Subwencja oświatowa nie oznacza, że kasa trafia do szkoły. Znaczną część przchwytują urzędasy,bo ona trafia do JST, a one nią rządzą.. ;_
Wolałabym pracować w szkole osiem godzin, żeby żaden dyletant nie zarzucał mi, że moja praca w domu jest fikcją. Uczę j. polskiego i prawie każdy piątek, sobotę i niedzielę spędzam na sprawdzaniu prac domowych tj. przynoszę dwadzieścia zeszytów do sprawdzenia i dzielę odpowiednią ilość na każdy dzień. W tygodniu dochodzą sprawdziany, dyktanda, kartkówki, zajęcia dodatkowe oraz redagowanie szkolnej gazetki nie licząc przygotowania do lekcji. Uważam, że tak ministrowie jak i nasze społeczeństwo mylą się w ocenie pracy nauczycieli, uważając, że mamy aż tak dużo wolnego czasu, chyba że w wakacje…
@belferxxx z moją wiedza nie jest tak źle, jak z Twoją umiejętnością czytania – nie napisałem, że miesięcznie. I jakoś nie wierzę by nawet w Warszawie udało się z dentysty wycisnąć 10kzł na miesiąc.
Jest dostępny taki blog : http://azjaodkuchni.blogspot.com/ w którym Polka opisuje singapurską szkołę do której uczęszcza jej córka. Singapurskie szkoły słyną z osiąganych wyników na cały świat. I co ciekawe klasy tam liczą niekiedy po 40 osób. Tak, te elitarne klasy w elitarnych szkołach liczą po 40 dzieciaków. Czyli można jak się chce. Trzeba się tylko postarać by do szkoły nie trafiały dzieci z załatwionymi przez rodziców papierami dys… , bo im trzeba wbijać wiedzę do głów, a to faktycznie ciężka praca. No ale by sobie móc pozwolić na selekcje, to trzeba błyszczeć osiągnięciami.
Z tego co ja widziałem przeglądając budżet szkoły jako członek Rady Rodziców, to jednak nie urzędasy przechwytują zasadniczą część dotacji oświatowej. Tylko nauczyciele. Wtedy to było 90%.
@poirot (czyli””z życia szkoły”” bis )
Z Twoją wiedzą jest tragicznie – subwencja na „normalnego” ucznia wynosi ok. 5 tys. zł rocznie !!!
@Poirot
Z Tobą jest jeszcze gorzej niż myślałem – Ty myslisz wybiórczo i oddzielnie o każdej rzeczy. Chcesz przenieść szkolnictwo Sngapurskie do Polski – proszę bardzo!!! Ale z całą chińska kulturą, która rzadzi tym krajem, a więc
1.wręcz bałwochwalczy stosunek do nauczycieli i to do końca życia (ucznia!)
2.publiczna chłosta bądź drakońskie kary finansowe za drobne chuligaństwo
3.zasadę, że lepsza szkoła jest dla lepszych uczniów – im lepszy tym ma prawo do lepszej szkoły.Taki co się nie chce(lub nie potrafi!) uczyć – nikomu nie jest potrzebny, wcale nie musi do szkoły uczęszczać zbyt długo.
4.aazjatycką ambicję i pracowitość uczniów, którzy wierzą, że wszystkiego się można nauczyć byleby dostatecznie długo ćwiczyć, za co odpowiadają oni, a nie szkoła czy nauczyciel(podobnie myslą ich rodzice), bo to im w życiu wykształcenie się przyda.
Jak to wszystko (baaardzo niepoprawne politycznie!!!) wprowadzisz, to mogę mieć nawet 45 uczniów w klasie(o ile się zmieszczą;-)]
Basia, to nie ma sensu, te zeszyty, lepiej mailem.
W ogóle, lepiej uczyć niż cały czas zadawać i sprawdzać.
Uczeń po to chodzi do szkoły żeby się uczyć, do domu, odpoczywać, rozwijać swoje pasje, mało sześć czy siedem godzin nauki w szkole? Jak mało, znaczy gówno nie nauka, zadawanie i odpytywanie, trochę pieprzenia tego samego co w podręczniku.
Strata czasu na to wasze nauczanie.
O bałwochwalczy stosunek do nauczyciela jest najłatwiej. Ja do mojej polonistki z liceum taki miałem, podobnie jak i reszta klasy. Dalej mam, co roku przynajmniej raz ze zniczem dyrdam na jej grób. No ale nigdy nie narzekała, że ma za dużo roboty. W klasach 1-3 robiła nam jedno wypracowanie w tygodniu, w maturalnej już po dwa tygodniowo. I sprawdzała to z dnia na dzień. I jeszcze miała czas omówić. Przerabiała z nami lektury obowiązkowe, ale i jeszcze ciepłe z drukarni, pierwsze wydanie „Kamienia na kamieniu”. Pisaliśmy recenzje filmów i sztuk teatralnych. I nie raz zdarzała się mi dyskusja na całą godzinę, podczas której mogłem bronić swojego młodzieńczo ekscentrycznego stanowiska.
I to wszystko, wyobraź sobie, w klasie mat-fiz. Takiej bardzo „żywej” klasie, która jak się jej pewien nauczyciel nie podobał, potrafiła go związać i pokazać mu, jak daleko się można wychylić przez okno. Klasy z która dwóch dyrektorów walczyło nadaremno, również przy pomocy kar fizycznych. Przynajmniej ze współczesnego punktu widzenia były to kary fizyczne.
A na lekcji języka polskiego była dyscyplina jak w pruskiej armii i gigantyczna przyjemność spotkania z kimś kto jest kompetentny i komu na nas zależy.
Ale owego bałwochwalczego stosunku do nauczyciela nie da się zadekretować. Trudno mieć chociażby nawet tylko pozytywny stosunek do kogoś, kto ma problem ze sprawdzeniem 20 zeszytów w tydzień. Że już nawet o tobie, człowieku który prostego tekstu pisanego nie rozumie, próbuje używać chwytów erystycznych na poziomie piaskownicy, to ja już nie wspomnę.
@poirot
1.Kończyłeś szkołę dawno – od tego czasu Handke&Hall (oraz, w mniejszym stopniu, inne osoby) wiele w niej zepsuli. Twoja polonistka (nie uczyła w 40-osobowej klasie!), gdyby żyła, miałaby lekcji z wami tygodniowo i w sumie o wiele mniej (a przez to uczniów i prac do sprawdzania więcej!) i zajmowałaby się tresowaniem klasy do klucza egzaminacyjnego. Wtedy jej charyzma byłaby pewnie mniejsza … 😉 Nauczycieli jest jakieś pół miliona – liczenie na to, że będzie to pół miliona charyzmatycznych postaci jest, łagodnie mówiąc, mało realistyczne…;-)
2.Z czytaniem ze zrozumieniem oraz chwytami erystycznymi jest u ciebie jeszcze gorzej niż u mnie. W kulturze(!!!) Chin i okolic nauczyciel ma autorytet mistrza z automatu. Co można sprawdzić na mieszkajacych u nas Wietnamczykach o co łatwiej… Ja podałem jednak jeszcze parę cech kultury edukacyjnej Singapuru, o których się nie raczyłeś zająknąć. Za trudne???;-)
3.Nie wiesz co robię w szkole i poza ani z jakim skutkiem, więc daruj sobie argumenty ad personam …;-)
@z życia szkoły
>W ogóle, lepiej uczyć niż cały czas zadawać i sprawdzać.<
Tu się zgadzam, choć uczeń powinien jednak wyćwiczyć (!!!)pewne sprawności np.matematyczne czy językowe albo pomyśleć w spokoju nad zadaniem czy wypracowaniem. Dom jest do tego jednak miejscem lepszym…;-)
Natomiast musisz swoją teorię wytłumaczyć polskiej szkolnej biurokracji – jednym z (istotnych!!)elementów oceny nauczyciela jest dla niej tzw.rytmiczne wystawianie ocen oraz duża ich ilość(!!!), a nie to co uczeń umie…
Przede wszystkim dziękuję za podlinkowanie. To bardzo miłe, że moje opisy singapurskiego życia trafiają do tak wielu czytelników.
Owszem ludzie są tu inni, ale inni są też nauczyciele. Urzekła mnie nauczycielka która w ulewę czekała na mnie rano by pochwalić moje dziecko. Dyrekcja, nauczyciele, personel szkoły oni są dla dzieci razem z dzieciakami czytają książki, jedzą śniadania i nigdy nie zamykają pokoju nauczycielskiego. ( tam nie ma nawet drzwi) Mimo tego, że szkoły są ogromne nikt nie jest anonimowy a nauczyciele mimo dużych wymagań szanują małych ludzi. Belferxxx gdyby tu było po chińsku to każdy byłby taki sam a tu każdy inny i nikomu to nie przeszkadza.
Singapurskim nauczycielom naprawdę chce się chcieć, a każda rozmowa nie zaczyna się od słów: ” chcę żeby pani zrobiła…”. tylko od informacji: „ja zrobiłam … osiągnęłam….a teraz będę pracować nad ……”
Pierwszy szok przeżyliśmy gdy nauczycielka naszego dziecka powiedziała, że ona zrezygnuje ze swojego odpoczynku by pomóc dziecku w nauce pisania wypracowań. Nasze dziecko miało wtedy ciut ponad 9 lat i pisało wypracowania na 1 stronę. Nie było najsłabsze w klasie tylko nauczycielka widziała, że może być jeszcze lepsze….Potem dziwiliśmy się tylko częściej. Ostatnio mało nie padliśmy gdy nasz dzieciak ( lat prawie 11 ) powiedział, że dziś było o wykrzyknikach w matematyce i o tym, że jak się rzuci na kostce 6 to w następnym rzucie może być 1,2,3,4,5,6 bo kostki są głupie i nie wiedzą co wypadło wcześniej. Ot rachunek prawdopodobieństwa i pojęcie silni w klasie 10 i 11 latków.
Singapurski nauczyciel to miód na moje matczyne serce. Nasze dziecko nigdy nie usłyszało, że jest gorsze, słabsze, inne chociaż pewnie tak było szczególnie na początku. I na koniec najciekawsze… tu nie oceny są najważniejsze, ale progres czyli to by uczeń szedł do przodu. Z progresu uczniów nauczyciele są rozliczani. Jeśli pani dostała 40 dzieciaków z najlepszymi wynikami na koniec roku a za rok te dzieciaki napiszą testy słabo to nikt się z panią pieścił nie będzie. Pani straci pracę i tyle, ale jeśli dzieciaki napiszą testy super, uda się wysłać jakieś dziecko do Gep ( specjalne klasy dla najzdolniejszych) ktoś osiągnie sukces w olimpiadzie to na nauczyciela czeka premia. Ucieszyliśmy się, że nauczycielka która zrezygnowała z przerwy za premię pojechała z całą rodziną do Europy ( odwiedziła też Polskę ) bo my zyskaliśmy dziecko które pisze wypracowania na 5 stron i wierzy, że kiedyś będzie pierwszym białym uczniem w najlepszym singapurskim gimnazjum.