Starzy mistrzowie
Zatrudnianie emerytowanych nauczycieli opłaca się szkole. Emeryt dostaje często jedną klasę, przychodzi do pracy na godzinę lub dwie, więc po lekcjach nie jest zmęczony. Większość zostaje w szkole dłużej i pomaga uczniom albo młodszym nauczycielom. Emerytowany pracownik to dla społeczności szkolnej prawdziwy skarb.
Mimo ewidentnych korzyści coraz mniej szkół zatrudnia emerytów. Głównym powodem jest obowiązek zgłaszania organowi prowadzącemu wszystkich godzin ponad etat. Jeśli w szkole są godziny do wzięcia, które można by zaoferować emerytowanemu koledze, dyrektor musi wyrzucić je na tzw. wakat. Wydział edukacji zbiera te godziny i przydziela je nauczycielom z obcych szkół, którym brakuje do etatu. Inicjatywa niby dobra, ale też zła.
Dobra, ponieważ pomaga przetrwać nauczycielom, którzy nie mają pełnego etatu. Zła, ponieważ nie daje żadnej szansy emerytom. Można być mistrzem w swoim fachu, można być legendą szkoły, można mieć zasług co niemiara, a mimo to w chwili przejścia na emeryturę nie znaczy się nic. Dyrektor rozkłada ręce, odmawia emerytowi, gdyż musi przyjąć młodszego belfra na uzupełnienie etatu. Nie ma znaczenia, co sobą reprezentuje młodszy nauczyciel. Liczy się tylko to, że nie ma prawa do emerytury.
Czasem w środku roku szkolnego zdarzy się coś takiego, że na gwałt potrzebny jest dobry nauczyciel. Może ktoś z kadry zachorował, a może osoba uzupełniająca etat nie daje sobie rady i sama chce odejść. Powodów mogą być tysiące. W każdym razie chodzi o sytuację kryzysową. I wtedy dyrektor zwraca się do starego mistrza i prosi, aby przybył do szkoły, przejął klasę i zaprowadził porządek. I stary mistrz przybywa, ratuje wszystkim tyłki, a na koniec roku szkolnego dowiaduje się, że po wakacjach znowu nic dla niego nie ma. Emeryt zrobił swoje, emeryt może odejść.
Komentarze
I dodać należy, że często ci starzy belfrzy są o wiele lepiej przygotowani niż młodzi. Mnie w pracy uczył stary emerytowany NIKowiec. To była prawdziwa skarbnica wiedzy.
Ja myślę, że zupełnie inaczej by Pan mówił, gdyby był Pan nauczycielem przedmiotu, którego jest mało w szkole, a będzie jeszcze mniej (fizyk, chemik itp) i musiałby Pan latać po kilku szkołach, żeby uzbierać etat, bo z jednej klasy profilowej Pan etatu nie uciągnie. Jak ktoś musi uzupełniać etat w kilku szkołach, to nic nigdy go nie będzie wiązało z żadną z tych szkół i jest pewne, że żadnego pożytku z niego szkoła mieć nie będzie, bo go zwyczajnie nie będzie stać na przesiadywanie w szkole.
Albert 26 marca o godz. 10:16
„gdyby był Pan nauczycielem przedmiotu, którego jest mało w szkole, a będzie jeszcze mniej (fizyk, chemik)”
Narzekasz, bo widocznie masz słabe powołanie. Gdyby twoje powołanie było silniejsze to nauczałbyś religii. Kwalifikacje posiadasz, bo jako fizyk czy chemik i tak nie masz laboratorium i uczniowie twoje słowa muszą przyjmować na wiarę.
My tu panie profesorze gadu gadu, a dzięki prof. Balcerowiczowi i prof. Buzkowi, III RP grozi bankructwo.
Ich „dziecko”, OFE zeżre w niedługim czasie nawet szczaw, który Niesiołowski nam łaskawie przeznaczył
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/koniec-ofe-rozmowa-prof-leokadia-oreziak
Starzy mistrzowie, szczególnie w liceach, to ci, którzy studiowali, kiedy po intensywnej selekcji, na studia trafiało 7 % populacji, a kończyło jeszcze mniej. Na dodatek, szczególnie w przedmiotach ścisłych, po baaardzo porządnych matfizach!!! Często ze 100 osób na pierwszym roku, na drugi trafiało 50… 😉 Trzeba było mieć głowę i w głowie…;-) Dziś wystarczy trochę kasy i (płatny) magister jak malowany!!! No ale ta kadra nie jest wieczna…:-(((
Półślepawy i niedosłyszący emerytowany nauczyciel to błogosławieństwo dla ucznia, który w spokoju może zająć się swoim smartfonem.
Dobry jest stary mistrz z alzheimerem – tolerancyjny i wybaczający, z parkinsonem – nie ucieka za szybko ze szkoły po wypracowaniu pensum, paranoidalny – wnikliwy i bezkompromisowy, obsesyjno-kompulsywny – wzorowo zarażający pasją swoich uczniów. Gdy zwoje mózgowe ulegną obkurczeniu, łatwiej zrozumieć psychikę dziecka, a ileż pożytku ze starczych urojeń mogą mieć poloniści kształcący twórczą wyobraźnię u swoich podopiecznych?!
Same superlatywy! Może by tak ogólnie zlikwidować emerytury w oświacie?
Mni! 27 marca godz.6:36
Masz jakiś problem? Tu nie jest onet ani wp.
@w czym problem
„Narzekasz, bo widocznie masz słabe powołanie. Gdyby twoje powołanie było silniejsze to nauczałbyś religii. Kwalifikacje posiadasz, bo jako fizyk czy chemik i tak nie masz laboratorium i uczniowie twoje słowa muszą przyjmować na wiarę.”
Skąd pomysł, że uczę w szkole? Moje dzieciaki za to mają fizykę i chemię w szkole i nawet mają laboratorium, ale co z tego, kiedy nauczyciel pracuje w dwóch szkołach, żeby wyrobić etat i nie ma czasu, żeby zorganizować np. koło czy po prostu być do dyspozycji uczniów, bo siedzi w tym czasie w drugiej szkole
Albert 27 marca o godz. 8:01
„Moje dzieciaki za to mają fizykę i chemię w szkole i nawet mają laboratorium”
Czyli baza jest. Tylko niewłaściwa. Laboratorium należy przerobić na kaplicę albo salkę katechetyczną i wtedy od razu znajdzie się etat albo dwa dla lokalnego i niebiegajacego pomiędzy szkołami nauczyciela.
Podziwiam Pana troskę , jako związkowca, czy zwolennika związków, o innych nauczycieli bez etatu. Rozumiem, że powoli zbliża się emerytura , stąd powiew troski o starych mistrzów.
Drogi Panie Gospodarzu! Od zawsze bredził Pan jak potłuczony w swoich wpisach, ale czasem osiąga Pan szczyt głupoty. Pomijając fakt, że jest Pan reprezentantem komunistycznego modelu „nauczycielstwa” i tubą ZNP, to należy sobie zdawać sprawę kogo Pan tak na prawdę broni. Niestety ZNP zadbało, żeby zgodnie z KN zwalniani byli najmłodsi nauczyciele, którzy często wcale nie są gorszymi belframi niż ich starsi koledzy (oczywiście nie we wszystkich przypadkach – to jasne), a już na pewno lepiej radzą sobie w obsłudze nowinek technicznych i ich wykorzystaniu na lekcjach czy w procesie dydaktycznym, co pobudza młodzież do pracy, zaciekawia i inspiruje.
Moim zdaniem w pracy nauczyciela powinien liczyć się tylko jego wynik z młodzieżą na egzaminach końcowych, ocena ucznia, rodzica, a dopiero na końcu dyrektora czy organu prowadzącego (ci jak wiadomo zatrudniają często-gęsto pociotków i kolegów z partii), a nie staż pracy. Pmijając fakt, że nauczyciel wf-u czy religii lub przedmiotów nie kończących się egzaminem – to nie nauczyciel!!!
Widziałem nie jednego dyplomowanego z wynikami egzaminów wołającymi o pomstę do nieba, który śmiał się wszystkim prosto w oczy, twierdząc, że g*wno mogą mu zrobić – i dyrektor, i rodzice, a tym bardziej uczniowie. Teraz, na domiar złego, bredzi Pan jeszcze o emerytach, którzy odbierają pracę młodym ludziom zmuszonym często do emigracji itd. Skoro tak, to mam nadzieję, że inaczej Pan zaśpiewa, kiedy okaże się, że za kilkanaście lat nie dostanie Pan emerytury, bo nie będzie miał na nią kto pracować, bo ci których Pan obecnie uczy, będą pracować na emerytury Niemca lub Anglika. Winszuję troski o emerytów!!! Broni Pan po prostu starych ZNP-nowskich komuchów „pokitranych” po szkołach, czyli instytucjach, które, jako jedne z nielicznych, nie uwolniły się z komunistycznych nawyków, zasad pracy i płacy, bo czy się stoi czy się leży… sam Pan rozumie 😉
Ptr 27 marca o godz. 18:25
„Moim zdaniem w pracy nauczyciela powinien liczyć się tylko jego wynik z młodzieżą na egzaminach końcowych”
A moim zdaniem nie ma pan zielonego pojęcia.
Po drugie zadaniem szkoły powinno być też coś, co nazywamy „wychowaniem”. Mądremu inaczej to całkowicie umyka.
A po pierwsze „wynik na egzaminach końcowych” jest absolutną miarą jakości nauczania tylko dla takiego, który szybciej pisze niż myśli. Z pustego i Salomon nie naleje, gdyż „wynik” zależy zarówno od ucznia jak też i od jego rodziców. Ja nie wiem, czy aktualna metodologia EWD jest najlepszym sposobem mierzenia tego zjawiska ale jest czymś przynajmniej próbującym je uwzględnić.
Czekam także na wyjaśnienie pojęcia „wynik bez młodzieży na egzaminach końcowych”.
Drogi problemie. Wynik końcowy egzaminów oraz EWD to jak do tej pory najbardziej obiektywna, moim zdaniem, ocena jakości pracy nauczyciela z uczniem – nie twierdzę, że jest doskonała, ale lepsza niż staż pracy.
Po drugie: kwestia wychowania – a jak chcesz ją zmierzyć? Tym, czy wychowawca ma zawsze na czas uzupełniony dziennik, czy uczniowie mają mało uwag odnośnie zachowania, czy tym, że wszystkim nauczycielom w mieście kłaniają się w pas, czy jedzą rybę widelcem, a schabowego nożem? A gdzie w tym wychowaniu rodzić i jego obowiązki?
Po trzecie: Salomonie od tego jesteś dyplomowanym, żebyś umiał radzić sobie i z takim uczniem, który nie potrafi lub mu się nie chce. Z gorszymi łatwiej poprawić EWD. Ale jak czytam takie wynurzenia typu: „z pustego…” to od razu wiem, jakim jesteś nauczycielem. Pewnie od początku roku szkolnego powtarzasz do protokołu, że z tym a tym uczniem nic się nie da zrobić, bo nie chce. A ja pytam, co zrobiłeś, żeby go zachęcić, zainteresować, zmotywować itd, itp. A może to, że mu się nie chce to kwestia nudy na lekcjach i anachronicznych metod?. Tu właśnie jak na dłoni mamy cechę starych nauczycieli: „nie da się” 😉
Po czwarte: ?wynik bez młodzieży na egzaminach końcowych?. Nie ma takiego zdania w moim poście. Naucz się czytać, bo chyba szybciej piszesz niż myślisz.
Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów.