Czas wolny czy pod kontrolą?
Jedni nauczyciele traktują swoją pracę jak wolny zawód. Nie chcą być rozliczani z czasu, ale z wyników. Jeśli są sukcesy, odczepcie się od liczenia godzin. Może się bowiem okazać, że pracujemy o wiele dłużej, niż myślicie. Inni nauczyciele patrzą na siebie jak na urzędników. Tak, chcemy pracować 8 godzin dziennie, bez ferii i wakacji, z normalnym urlopem, ale nie żądajcie wtedy cudów, żadnych kilkudniowych wycieczek i opieki po godzinach. Bądźcie realistami – tyle i ani minuty dłużej.
Są dwa sposoby zatrudniania. Pierwszy dotyczy tzw. należytej staranności. I wtedy obowiązuje ustalony czas pracy. Można wyliczyć, ile pracownik jest w stanie zrobić przez 8 godzin dziennie i tego właśnie od niego oczekujemy. Zrobi więcej, będzie podwyżka, nagroda, zrobi mniej, nie awansuje, nie otrzyma nagrody, a po jakimś czasie zwolni miejsce dla kogoś lepszego. Nie oczekujemy jednak cudów, lecz staranności. Tak właśnie pracują urzędnicy. Ich czas podlega ścisłej kontroli, im płaci się też za nadgodziny, za dodatkową robotę.
Drugi sposób zatrudniania dotyczy sukcesów, nie staranności. W tym przypadku nie kontrolujemy czasu pracy, lecz czekamy na efekt. Klienta nie obchodzi, czy pracownik pracuje 5 godzin dziennie, 12 czy 24. Liczy się sukces, nie godziny pracy. Nie liczymy czasu, bo praca nastawiona na sukces jest względna. Ona nigdy się nie zaczyna i nigdy się nie kończy, może trwać przez okrągłą dobę, także podczas jedzenia obiadu, gdy leży się w wannie albo słucha muzyki. Tak pracują ludzie w wolnych zawodach. Ich czas nie podlega ścisłej kontroli, im nie płaci się za nadgodziny, lecz za wyniki.
Mam wrażenie, że nauczycieli postawiono pod ścianą i zażądano jednego i drugiego, tj. zarówno 8-godzinnego dnia pracy, jak i sukcesów. Nauczyciele bardzo by chcieli spełnić te oczekiwania i bardzo będę się starali. Jednak gdyby musieli wybierać, to na co mają postawić przede wszystkim: na czas czy na wyniki? Na osiem godzin dziennie w pracy czy na dobrze zdane egzaminy swoich uczniów? Na wyrobienie swoich godzin czy na wychowanie, wiedzę i umiejętności dzieci?
Komentarze
O jakie sukcesy w edukacji Panu chodzi? Widział ktos jakieś sukcesy w edukacji??????
Sukcesem w edukacji jest choćby to, że ktoś ciebie pisać nauczył.
Acz oczywiście jest to sukces połowiczny, bo stosujesz prawacką interpunkcję (6 pytajników obok siebie)
Więc sukces i porażka w jednym na podstawie twojego dwuzdaniowego komentarza, widzisz, jak łatwo wskazać:)
Patrząc na wpis Gospodarza z punktu widzenia adresatów związkowych, przedstawiony dylemat, niespójność, opisuje oczywistą niesprawiedliwość.
A to już powód wyprowadzeni ludu pod sztandary i na ulice. Żąda się bowiem od uciśnionych niemożliwego – zarówno nakładu jak i jakości pracy. A to dla związkowca jest niemożliwe ex definitione.
Albo wolność i godność, albo nędza wyrobnika.
Z punktu widzenia ustawionego w świecie normalnym, nie związkowym – postawiona teza, będąca źródłem rzekomego konfliktu, jest absurdalna.
Nie ma bowiem możliwości logicznego przeciwstawienia płacy za czas, pracę i wynik.
Oczywiście w świecie posługującym się wiedzą i zarządzaniem, a nie demagogią i populizmem.
Na szczęście rzekomy, aby nie powiedzieć, manipulatywny (czy może tylko ignorancji) dylemat rozwiązują tzw. realia i porządek prawny.
A oznacza on, że podejmując pracę na etacie nauczycielskim, wynagrodzenie wynika ze świadczonych godzin pracy. Płaca za wynik i jakość jest w tym systemie możliwa wyłączne w dodatkach lub rozwiązaniach dyscyplinarnych.
Jeszcze prostsza jest sytuacja etatu karcianego. Płaci się tu za …godność nabycia drogą etatu publicznego ochrony przed konsekwencjami i jakością zarówno świadczenia pracy jak i w ogóle samego jej wykonania.
Czyli – za „wystarczy być” (albo „się załapać”).
Trudno się dziwić wygibasom związkowców, że tak społecznie niesprawiedliwych, demoralizujących, degradujących i oszukańczych (choć doraźnie intratnych) warunków zatrudnienia bronią poza granice przyzwoitości i właśnie… godności.
Ale tym trudniej zaakceptować tę toksyczną mentalność i prywatę właśnie w obszarze edukacji – istotnie te postawy kształtują (nolens volens) umysły młodych ludzi.
Cała reszta jest zbitką już tylko nieporozmień (?) i przekłamań (wolny zawód na etacie publicznym? ‚należyta staranność’ będąca pojęciem dyscyplinarnym, jako wymiar jakości?)
Wolne – ale żarty 🙂
Owszem, nauczyciel i każdy inny pracownik ma wolność.
Jest to wolność wyboru zawodu, warunków zatrudnienia i miejsca pracy, albo też jej nie podejmowania. Przyjąwszy warunki, nie można (bez utraty powagi i honoru a czasem też niekaralności) twierdzić, że dotyczą wybiórczo płacy a już nie świadczenia pracy.
Biorąc wpis na poważnie, mam wrażenie, że owszem, nauczyciele powinni wrócić do szkół z dzienniczkami i wypełniać je pracowicie.
Na zaaplikowanych im lekcjach wychowania obywatelskiego i etyki – gdyby te pojęcia znaczyły w publicznej szkole cokolwiek, do czego znalazłby się belfer – tak, wolny, ale od infantylizmu zgrywania ofiary, ale zaopatrzony za to w kompetencje zawodowe i społeczne.
I o take, wolne od sprawianych cywilizacji zawodów szkołe chodzi 😉
– – –
A propo zepsutych, młodocianych piwnych zbiegów od źródeł oświecenia, pod płaszczykiem rodziców na co zwracał uwagę Gospodarz we wpisie poprzednim, realia są jednak po stronie oburzenia rodziców na olewanie przez belfrów obowiązku świadczenia pracy.
Ku przestrodze manipulantom i oświeceniu błądzącym:
– – –
Nauczyciele przodują w absencji…
„Przeciętną absencję chorobową zawyżają pracownicy sektora publicznego. W niektórych jednostkach chorowało nawet trzy czwarte zatrudnionych. Podobna sytuacja jest wśród nauczycieli.
Chorobowe chętnie wykorzystują też nauczyciele, mimo że w ciągu roku mają kilka miesięcy wolnego i przysługuje im trzyletni urlop zdrowotny. W ub.r. w Bydgoszczy przebywało na nim 3,4 tys. nauczycieli z łącznej liczby 5,5 tys. wykonujących ten zawód (z tego 421 powyżej 30 dni). W Częstochowie ? 1,5 tys. takich zatrudnionych.
? To już prawdziwa plaga, z którą trudno walczyć, bo nauczyciele są chronieni przed zwolnieniem. W rezultacie uczniowie nie realizują podstawy programowej ? potwierdza Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta w Częstochowie.
Wskazuje, że zdarzają się przypadki, gdy nauczyciele korzystają ze zwolnień w szkołach, ale nadal udzielają odpłatnie korepetycji.
Odwrotna sytuacja jest w prywatnym sektorze…”
http://gospodarka.dziennik.pl/praca/artykuly/418968,dziwna-epidemia-w-urzedach-i-szkolach-co-drugi-na-zwolnieniu.html
Spam vel Gekko vel Eltoro nawet nie czai, że łatwiej złapać przeziębienie w szkole/przedszkolu, gdzie codziennie ma się kontakt z setkami osób niż w takiej 5-osobowej firmie np.
Nienawiść do nauczycieli cię zaślepia człowieku, w swych manipulacjach się zapętlasz, a powoływanie się na jakiś szmatławiec , który z nagonki na nauczycieli uczynił swój lajtmotiv to w ogóle słabe jest.
Acz oczywiście niech te głupie nieroby łażą chore do szkoły, wszystko by jakiegoś trolla i spamera uszczęśliwiać.
No w głowie się poprzewracalo:) niektórym.
Dla mnie to jednak zdecydowanie wolny zawód, chociaż nigdy nie myślałam o tym w takich kategoriach. Najciekawsze pomysły przychodzą mi do głowy właśnie nie w szkole a w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Szkoła jako taka zupełnie mnie nie inspiruje, konferencje i inne nasiadówy są katorgą (czytam jak małolat Politykę pod stołem). Ale przyjmuję do wiadomości, że innym lepiej pracuje się „od do” w konkretnym miejscu. Taka praca też przynosi dobre efekty, systematyczność itp.
Spamie, jak zwykle zapytam czy to jest do końca dobrze, że swojego miejsca pracy nie można zmieniać- przecież to nie jest jakaś świętość i łatwo można ją stracić ( o czym przekonałam się dziś). A Ty jakoś chcesz, żebyśmy my nauczyciele umierali za oświatę. Ja cenię sobie moje miejsce pracy i wstyd się przyznać; mam bzika na punkcie moich dzieciaków ale nie lubię o tym gadać w ekstazie i na kolankach. Czy do każdej pracy przystępujesz ze śpiewem na ustach i tak od a do z?
Ps Trochę mnie jednak smagnąłeś biczykiem za to piwko, nie wytrzymałeś co?
@ grześ,
pomijając Twoje personalne inwektywy i insynuacje, będące zapewne wzorem nauczycielskiej postawy osobistej i polemicznej (hm???…chwała Gospodarzowi za tę niewyczerpaną tolerancję pro domo sua, to dowodzi zdegradowanej kondycji etycznej środowiska lepiej, niż wzniosłe zaklęcia), fakty są, jakie są:
a/ to nieprawda, że infekcję łatwiej złapać będąc nauczycielem, niż kimkolwiek innym. Wystarczy być pustelnikiem dojeżdżającym do pracy tramwajem. Przemyśl to.
b/ nauczyciele na etacie publicznym (!) SĄ (w świetle faktów statystycznych) grupą zawodową przodującą w absencji chorobowej. Nie lekarze, pielęgniarki, konduktorzy czy urzędnicy – mający nie mniejszy kontakt z infekcjami, ale za to większy wymiar godzin pracy i narażenia. I jak dowodzą liczby, zjawisko ustaje wraz ze zmianą pracodawcy publicznego na rynkowego, czyli wejściem w cywilizację.
Zianie nienawiścią wobec faktów i je głoszących osób, ośmiesza i dyskwalifikuje dobitniej, niż jakikolwiek spam.
– – –
@ eb;
a/ …ale ‚wolność’ każdego zawodu kończy się z przyjęciem etatu. Przyjęcie etatu jest świadomym wyborem rezygnacji z ‚wolności’, rezygnacja z pensji jest świadomym wolności zawodowej wyborem. Tertium non datur. I nie jest to jedynie sytuacja nauczyciela na ten przykład.
b/ …a gdzie ja namawiam do posługiwania się zawodem w celach samobójczych? 😉 Przeciwnie, to właśnie trwanie w toksycznych układach nieuchronnie prowadzi do degeneracji moralnej i profesjonalnej oraz współodpowiedzialności za szkody społeczne systemu, o czym piszę bez ustanku.
c/ ani piwo ani biczyk to nie są moje preferencje, ale…jeśli tak lubisz czytać spamy – your choice 🙂 Wszystko dla klienta 🙂
d/ Ja nie wiem, tak w ogóle, co „jest dobrze”. Uważam, że każdy sam decyduje co lubi i co poświęca w zamian za co. Jeśli to przynosi także pożytek innym, układ jest zdrowy. Nie chcesz chyba na poważnie twierdzić (co typowe na blogu) że etat (! nie:zawód) nauczycielski jest przeznaczeniem losowym, od którego nie ma ucieczki – i jednocześnie żądać za ten los okrutny odszkodowania i pożałowania od innych. Byłaby to już symptoma ‚encefalomalationis professionale publicis’ a o to Cię ani z wieku ani z temperamentu nie podejrzewam 😉
No chyba, że to kwestia tego chłostania się w kąpielach piwnych – to wymagające finansowo hobby (ceny pszenicy, lateksu i skórki wężowej!) , zalecam wzmocnienie budżetu korkami 😉
Pozdrowienia.
PS Spróbuj pod stołem Hustlera. Będzie i emocjonująco i młodzieżowo, to odświeża intelektualnie w sąsiedztwie ciał gogicznych 😉
Co ma powiedzieć na te fakty medialne taki nauczyciel jak ja, który w tym roku szkolnym nie był ani razu na zwolnieniu lekarskim?
Pozdrawiam
Gospodarz
Tyle dyskusji na temat czasu pracy nauczyciela! Może też wprowadzić dzienniczek pracy w urzędach i innych firmach. Bo to że ktoś jest, to jeszcze nie znczy, że pracuje. Nauczyciele będą sprawdzani, ale czy też będą dostawać zapłatę za nadgodziny? A czy ktoś policzył, ile warta jest godzina pracy nauczyciela? Bo jak na razie media podają jej wartość dzieląc pensję przez liczbę godzin spędzonych przy tablicy.
Oto co szanowny użytkownikgrześ napisał do kasi:
„Sukcesem w edukacji jest choćby to, że ktoś ciebie [wyrażony z premedytacją brak szacunku do rozmówcy czy niewiedza?] pisać nauczył.
Acz oczywiście jest to sukces połowiczny, bo stosujesz prawacką [słowo nie ujęte w Słowniku Języka Polskiego PWN] interpunkcję (6 pytajników obok siebie) [brak kropki na końcu zdania]
Więc sukces i porażka w jednym na podstawie twojego dwuzdaniowego komentarza, widzisz, jak łatwo wskazać:) [zdanie niepoprawne gramatycznie]”
@Gospodarz
Robić coś w kierunku ( i „dokumentować’ to!) a zrobić(!!!) coś to zupełnie różne rzeczy!!!
Tam, gdzie nie ma rozliczenia z efektów, dominują pozory działania!!!
Fakty medialne to mogą dotyczyć absencji pracowników mediów.
Fakty o wiodącej absencji nauczycieli, wśród zatrudnionych na publicznych etatach, to dane statystyczne z ZUS. Nie ma bardziej wiarygodnego źródła, bo tam trafiają wszystkie zwolnienia, świadczące o tej absencji.
Jak się zdaje z zamieszczonych wcześniej wpisów, Gospodarz nie darzy mediów wiarygodnością, więc fakty medialne, gdyby takie dowodziły absencji pracowników mediów, powinny go cieszyć – więcej ciszy, a więc prawdy w eterze – no i miejsca dla uspołecznionych blogerów.
Bezradność natomiast wobec prawdy udokumentowanej faktami, jeśli się występuje w mediach, może prowadzić do utraty wiarygodności.
Albo do imperatywu kategorycznego zmiany medium dla samoekspozycji, na właściwe dla takiej pokory wobec faktów, toruńskie.
Przy tej okazji, każdemu pracownikowi, który nigdy nie użył zwolnienia lekarskiego, należy pogratulować zdrowia lub …nieodpowiedzialności, o ile będąc chorym, wykonywał pracę.
Miejmy nadzieję, że to nie jest postawa w szkole zakaźna, o czym świadczą zresztą wyniki absencji.
I tak koło się zamyka a dyskusja zjada samą siebie.
Na zdrowie 😉
„Czas wolny” został „rozwiązany” już przed wieloma laty Oto regulamin [odnośny]. – w 3/9 aktualny!!!:
http://absurdalia-tegoroczne.blogspot.com/2013/02/12-lutego-2013-roku.html#links
P.S.
Lubię, gdy w sposób kategoryczny wypowiadają się na nieznane sobie tematy ludzie także kategoryczni – takie tam Kasie czy ExSpamerzy… Obowiązuje wtedy b. praktyczna metoda – najpierw „przywalić”, potem zobaczyć komu się „przywaliło”…
ExSpam rezonuje: – ..podejmując pracę …, wynagrodzenie wynika…
P.T. ExSpamie… Niejaki Gustaw Jeleń – czołgista w Wehrmachcie i Ludowym Wojsku Polskim – rzekł był swego czasu do obergefrajtra Kugla. – Nie ucz drugiego czystości, kiej ci samemu ledwo uszy z dreku wyłażą.
Kto Ciebie, P.T. ExSpamie uczył „po polskiemu” – nie dociekam… Widocznie jednak wtedy „idąc do szkoły padał deszcz”.
Pozdrowiwszy miło – cofam się do tyłu…
@ Dariusz Chętkowski
12 lutego o godz. 22:42
„Co ma powiedzieć na te fakty medialne taki nauczyciel jak ja, który w tym roku szkolnym nie był ani razu na zwolnieniu lekarskim?
Pozdrawiam
Gospodarz”
Że wyjątki tylko potwierdzają regułę. Tylko tyle…
Jestem jak najbardziej „za”, ale z tego co się zorientowałem, MEN proponuje ewidencjonowanie czasu „oficjalnego” (czytaj: rady szkoleniowe, spotkania z rodzicami, szkolenia doskonalące itd. itp.). Niestety zabrakło odwagi i jakoś MEN zapomniał o tym, że specyfiką pracy niektórych nauczycieli jest wykonywanie „dodatkowych zadań” w domu (czytaj: sprawdzanie prac pisemnych). Pominięcie tego drobnego, ale jakże istotnego elementu sprawia, że czas pracy matematyka, polonisty, czy anglisty „równa się” czasowi pracy wuefisty (sic!).
Michale, oj, Michale:)
1)to nie list, tylko net, nie ma potrzeby pisać tu zaimków osobowych wielką literą
2) O neologizmach ześ słyszał, Leśmiana choćby czytał czy niekoniecznie?
3) Brak kropki jest zapomnieniem, 6 pytajników/kropek/wykrzykników obok siebie jest strasznie irytującym zwyczajem, który zazwyczaj stosują najbardziej niedouczeni komentatorzy na prawicowych portalach.
4) E tam:)
Pozdrawiam rozbawiony, no.
@grześ
To dobrze, że rozbawiły Cię sukcesy w Twojej edukacji. 😉
Dlaczego od razu ‚niedouczeni’? Może ludzi skurcz łapie i za długo klawisz przytrzymują? 😉
Czasami, po przeczytaniu waszych komentarzy zaczynam myśleć, że pracuję w jakiejś kosmicznej szkole. U nas też belfrzy chorują ale podstawa programowa musi być zrealizowana, jeśli nie na zastępstwach to podczas koleżeńskich. I jeśli zdarzyło się, że ktoś jakąś godzinę zgubił musiał do końca roku ją odrobić.
Zamiast wypełniania dzienniczków wypełniam dzienniki, piszę plany (dla każdego ucznia) i sprawozdania, podsumowania, zeszyty obserwacji itp. zebrało się już tego dwa grubaśne segregatory, tego co mam dodatkowo w komputerze i na stronie internet. szkoły nie liczę, a do końca roku szkolnego jeszcze ho-ho!
@ Henri
Niestety zabrakło odwagi i jakoś MEN zapomniał o tym, że specyfiką pracy niektórych nauczycieli jest wykonywanie ?dodatkowych zadań? w domu (czytaj: sprawdzanie prac pisemnych). Pominięcie tego drobnego, ale jakże istotnego elementu sprawia, że czas pracy matematyka, polonisty, czy anglisty ?równa się? czasowi pracy wuefisty.
Zapomniał Pan, że za sprawdzanie zeszytów jako polonista, dostaje dodatek do pensji (chyba z 50 złotych do miesięcznej wypłaty), za wychowawstwo, czyli wycieczki, wypełnianie dzienników, świadectw itp. również jakieś 30. Proszę nie liczyć na to, że będzie Pan mógł to sobie wpisać w dzienniczek. To są proszę pana obowiązki w ramach NADGODZIN, za które Panu społeczeństwo płaci. Podejrzewam, że za przygotowywanie diagnoz i sprawozdań niebawem dostanie Pan jakieś wynagrodzenie, np. 30 groszy do pensji; za dyżury na przerwach 2 PLN lub jakiś deputat – własne krzesło w pokoju nauczycielskim, prawo do korzystania z kredy i szkoleń kuratoryjnych lub ryzę papieru na kserówki (jak podatnik zechce przesadzić z rozrzutnością).
Za sprawdzanie zeszytów, prac domowych, sprawdzianów nie dostaję żadnego dodatku (takie dodatki były przyznawane w latach 80. i 90.). Pomysł MEN-u polega na tym, żeby dokładnie ewidencjonować czas „poza tablicą” – proszę zapoznać się z propozycjami ministerstwa. Mój wpis dotyczył tylko tego aspektu. Powtarzam – pomysł jest dobry, ale zdaje się, że jego mechanizm obmyślił jakiś sfrustrowany wuefista pracujący na etacie w ministerstwie, który chce pokazać, że wszyscy pracują tyle samo. A to bzdura.
@ Synu Boży, możesz liczyć na dalsze kategoryczne pouczenia.
Głos Boży albowiem flat ubi vult 🙂
Niezbadane są miejsca i formy, których Pan używa dla oświecenia stada… dlatego nie lekceważ głosów, które słyszysz, nawet, jeśli kategorie ci się mylą. Zwłaszcza, jeśli pochodzą z ZUS!
– – –
@ absurd zza kałuży
Oj, uważałbym na reakcje wobec rezonowania.
Rezonowanie odczuć może jedynie miękki, gumowy wibrator (coś jak ten Ser na początku absurdu).
Sprawdź sobie w podręczniku fizyki …klechistańskich ciał gogicznych 🙂
– – –
Jakiś rozumowy belfer-komentarz o przodującej absencji belferskiej udowodnionej przez ZUS?
To też byłby wyjątek potwierdzający regułę – trafne spostrzeżenie.
Witam,
Bardzo interesująca dyskusja, zabiorę głos ponieważ nikt z Państwa nie rozumie problemu. Na Oświatę brakuje pieniędzy – to oczywista oczywistość. Najwięcej kosztów przeznacza się na wynagrodzenia i ich pochodne, najmniejszą ( o ile w ogóle) na statutową działalność szkoły. Nie planuje się inwestycji i remontów – bo nie ma z czego zaplanować, natomiast wydatki bieżące uszczupla się z każdym rokiem, często przerzucając koszty na rodziców ( np. utrzymanie stołówek za pośrednictwem ajenta, opłaty wnoszone na świetlice, które „nie są obowiązkowe”, czekamy na płatne toalety i szatnie oraz sprywatyzowane biblioteki z „nieobowiązkową” składką.
Skoro więc nauczyciele kosztują tak dużo, ( a mimo wszystko i tak zbyt mało) należy to zmienić. Zmianie może ulec jedynie wydajność tych nauczycieli, którzy gotowi są podjąć kolejne obowiązki w ramach pełnoetatowego wymiaru czasu pracy, za wyższe wynagrodzenie i kosztem zwolnienia tych którzy nie osiągają sukcesów edukacyjnych i nie rokują na przyszłość.
Jeden nauczyciel, pracujący 40 godz tygodniowo będzie miał zapewne możliwość skorzystania z dowolnej sali w godzinach popołudniowych w celu przygotowania raportów, sprawdzenia prac i zeszytów czy uzupełnienia dokumentacji. Dostęp do komputera i internetu umożliwia przygotowanie dodatkowych materiałów edukacyjnych itp. Generalnie nie istnieje żadna czynność, którą trzeba wykonać w domu ( bo w szkole – miejscu pracy się nie da). Dyrektor również skorzysta: może uczestniczyć w przygotowaniach do zajęć, sprawdzić, doradzić, zapytać – po prostu posiąść wiedzę czego na tą chwilę brakuje wielu z nich. Co z urlopami w wakacje? Jak każdy człowiek, nauczyciel również ma zagwarantowane obowiązki, które wynikają z prowadzonych akcji „lato w mieście” , „lato na wsi” – ileż pieniędzy zostanie w budżetach miast i powiatów, które już przyznają, że nie będzie finansów na kolejne akcje bo są zbyt drogie. Podczas planowania urlopu można się spodziewać, że konieczny będzie plan i dogadanie się kolegów, by plany się nie pokrywały, ale szkoła mogłaby też zostać zamknięta na 2-3 tygodnie np. w celu przeprowadzenia renowacji itp.
Jest wiele oczywistych form oszczędzania publicznych pieniędzy, które w tej chwili pochłaniają wynagrodzenia nauczycieli nie dlatego że zbyt dużo zarabiają, tylko dlatego, że czas ich pracy jest źle zaplanowany i jest ich po prostu za dużo ( choć wszyscy boją się to głośno przyznać). Pikanterii dodaje fakt, że tych prawdziwych nauczycieli, z pasją którzy pracują 4 godziny przy tablicy , drugie tyle lub więcej poświęcają na pracę w domu i samodoskonalenie – jest bardzo niewielu. Będzie ich jeszcze mniej, jeśli natychmiast nie zostaną wprowadzone w systemie wynagradzania i premiowania tych najlepszych. Skąd jednak dyrektor ma wiedzieć kto jest najlepszy? Przecież nie ma czasu na sprawdzanie efektów pracy, przygotowań ( no chyba że lekcja pokazowa, która jest abstrakcją do rzeczywistości), wysiłków włożonych w codzienne obowiązki. To mogą stwierdzić tylko rodzice. To rodzice ( w porozumieniu z dyrektorem, na podstawie wyników w nauce uczniów, ilości własnych inicjatyw i kilku innych czynników) powinni mieć realny wpływ na premię nauczyciela.
W wielu szkołach wprowadzono system punktowania uczniów, który składa się na końcową ocenę z zachowania. Podobny system sprawdzi się w naliczaniu premii nauczyciela. Nawiąże się także ściślejsza współpraca z rodzicami, na których brak aktywności tak narzekają pracownicy szkół ( i przedszkoli).
Anonimie, to nie propozycje, tak po prostu będzie. Jeszcze czekam tylko czy będziemy dodatkowo kopać rowy albo też tańczyć na rurce?
Kiedy byłam „cywilem” też mi się wydawało,że panie nauczycielki przychodzą do pracy z torebeczkami coś tam naopowiadają i szybciutko wracają do domku. Sytuacja zmieniła się radykalnie gdy stanęłam „pod tablicą” (Spamie- jeszcze kulam się ze śmiechu, niezłe- prawie jak „pod latarnią’, to z tego artykułu, który podesłałeś).
Myślałam, że wystarczająco nas kontrolują ale nie, jeszcze cenzurki wystawiać będą rodzice. Anonimie daj żyć! Co do dłuższych urlopów…Cóż ja po prostu muszę odreagować, wrócić do „siebie”. Żadna praca tak nie daje po głowie jak nauczycielska a wierzcie mi mam porównanie.
Przepraszam, nie podpisałam się i wyszło, ze „Anonim”. Moim celem nie jest spamowanie czy nakłanianie by nauczyciele „kopali rowy”.
Trafiłam tu pierwszy raz i uważam, że warto dyskutować o tym co ewidentnie jest problemem oświaty, która nie jest w stanie utrzymać takiej jak dotychczas formy wynagradzania nauczycieli.
Do eb: nie twierdzę, że zawód jest łatwy lekki i przyjemny, wręcz przeciwnie; myślę jednak, że warto zastanowić się dlaczego nauczyciele tak się bronią przed 8 godzinnym czasem pracy? Jeśli tak dużo pracują poza „tablicą” to zmianę powinni postrzegać jako korzystną. Gwarancja wypłaty nadgodzin będzie wówczas dla takich nauczycieli korzystniejsza niż „goła pensja” za nienormowany czas pracy. Wycieczki szkolne zostaną zachowane (w formie delegacji) i również będą dla Was korzystniejsze godziny do rozliczenia.
Jedyny minus jaki może dostrzec laik ( taki jak ja) to obowiązek pozostawania ( i wykonywania swoich obowiązków) na terenie szkoły przez 8 godzin dziennie, zamiast wyjścia do domu, wstawienia ziemniaczków na obiad i zabranie się do np.: sprawdzenia klasówek, zanim wrócą pozostali domownicy. Jakie więc macie istotne argumenty, by nie rozliczać się z czasu pracy? Naprawdę chętnie się z nimi zapoznam, bo może macie racje i trzeba Was poprzeć?
Pragnę jeszcze dodać, że nie podoba mi się podejście w stylu ” muszę odreagować przez 2 miesiące wakacji”.
Fakt, praca bywa męcząca nie tylko w szkole. Jeszcze bardziej mogą narzekać wychowawczynie w przedszkolach i żłobkach, które jednak pracują w wakacje.
Mamy też do porównania grupę nauczycieli szkół niepublicznych, zatrudnionych na podstawie KP ( a nie KN), którzy potrafią odreagować w ciągu 2 tygodni , a efekty ich pracy są dużo bardziej zauważalne w ciągu roku, niż efekty pracy nauczycieli zatrudnionych w szkołach publicznych (oczywiście są wyjątki w obu grupach).
Formułowanie „muszę odreagować” powoduje ( szczególnie w środowisku rodziców) poczucie postrzegania ich dziecka, jako rozwścieczonego bachora, który przez 4 godziny dziennie daje nauczycielowi tak w kość, że ten drugi jest bliski rozpaczy, załamania nerwowego itp. To z kolei wprowadza nas w przekonanie, że takich nauczycieli nie chcemy, ponieważ nie wiemy jak bardzo dokuczają Wam nasze dzieci – my postrzegamy je często jako te najlepsze. Odreagowywanie przez 2 miesiące powodować powinno ( oddając sprawiedliwość), że np. wychowawcy świetlic, którzy spędzają z dziećmi jakieś 2 godziny rano i min. 4 godz. po południu ( jak Was już nie ma w szkole) powinni otrzymywać przynajmniej 3 mieisące wakacji, bo więcej pracują z dziećmi niż nauczyciele przedmiotowi. Co więcej, nie mają podstawy programowej i często sami układają program zajęć dla swoich wychowanków, wkładając w to sporo serca i czasu (co naprawdę widać, że jest to czas „nadprogramowy”).
Jest też wiele innych zawodów, porozmawiajcie z rodzicami.
Wychodzimy o 7 rano, żeby odprowadzić młodsze dzieciaki do szkoły), a wracamy do domu około 17.00 -18.00 bo też mamy dużo pracy. Przynosimy często raporty i sprawozdania do domu tylko dlatego, że musimy odebrać dziecko ze świetlicy, która jest czynna do 17.00. Szef „krzywo” na nas patrzy, a my obiecujemy, że to ostatni raz ( chociaż wiemy, ze jutro będzie tak samo). Obiecujemy, że wszystko będzie gotowe w terminie i zabieramy pracę do domu. Odbieramy dziecko, podajemy obiad ( około 18.00-18.30 a czasami rezygnujemy, wykupując dzieciom posiłek w stołówce – o ile w szkole jest stołówka, sami kupujemy fast foody). Lekcje odrabiamy o 19.00, kąpiel , kolacja ( jeśli nie było „obiadu”) krótkie czytanie i spać. Około 22.00 zabieramy się za zaległe obowiązki przyniesione z pracy. Pracujemy czasami godzinę, czasami dwie lub więcej ( mimo że jesteśmy zatrudnieni na etat), kobietom pracującym dochodzą jeszcze obowiązki domowe, mężowie podejmują dodatkowe zajęcia żeby wystarczyło do pierwszego i rosnące podatki, z których utrzymujemy m.in szkoły.
To taki obraz współczesnej 3, 4-osobowej rodziny. Proszę nie mówić nam, że musicie „odreagować” bo to nie jest fair.
Fenomen. Jak to jest, że piszący w komentarzach na blogu zazwyczaj mają w zwyczaju tworzyć fikcyjny „świat rodziców opiekujących się dziećmi i pracujących zawodowo” i odrębny „świat nauczycieli”?! Z takiej kategoryzacji wynika, że nauczyciele nie mają dzieci i nie są rodzicami… Zdrowy rozsądek podpowiada, że to rozpoznanie jest z gruntu błędne.
Ja chętnie popracuje od 8 do 16 Ale co z tego skoro w mojej szkole nie ma dla mnie miejsca do pracy. W pokoju nauczycielskim jest 1 (jeden!) komputer do pracy dla nauczycieli, a w klasach odbywają się lekcje. Jest również jedna kserokopiarka (razem z drukarką). W jaki sposób mam przygotować się do lekcji, jak mam przygotować pomoce do lekcji. Owszem w pokoju mogę sprawdzić zeszyty, klasówki, kartkówki. Ale karty pracy, zadania przygotowuję u siebie w domu, drukuję na właśnej drukarce, przy użyciu własnego tuszu. Nikt za to nie zwraca mi pieniędzy. Czy tak powinno być? Obawiam się więc, że przesiedzę w szkole od 8 do 16, a potem wrócę do domu i będę musiała przygotować się do lekcji. W takiej sytuacji nie widzę powodu do takiego rozwiązania. Obawiam się, że godziny mojej pracy drastycznie się przedłużą.
Bez tuszu, kopiarki i komputera nauczyciel w szkole publicznej nie ma co robić.
Dlatego, z braku kopiarki, nie ma godzin dla nauczycieli w szkole, nie ma też uczniów dosyć, aby takie niezatuszowane belferstwo opłacić.
Pozostaje dla ratunku SZKOŁY zatrudnić gońców i sekretarki i dokupić kąputer.
Będzie szkoła, jak ta lala i ethos nauczycielski nie zginie.
Nauczyciele zaś, uwolnieni od takiej szkoły, będą mogli pobierać karciane łupy nie wychodząc nawet z domu, bo kto by to sprawdzał, gdzie są i co robią, skoro „się należy”.
No i o czym tu pisać w dzienniczku Panny Służącej przy św. Kopiarce?
Orkiestra, Tusz…
🙂
„@rodzic”
Polskie szkoły były budowane pod założenie, że nauczyciel pracuje w domu (kiedyś nawet przysługiwał przy przydziałach mieszkań dodatkowy pokój!). Również przed wojną tak było. Więc w polskich szkołach nie ma warunków pracy dla nauczycieli poza lekcjami – nie ma biurek, komputerów(z dostępem do netu), podręcznych biblioteczek dydaktycznych itp.itd. Po prostu….;-)
Co więcej – na świecie coraz powszechniejsze(bo pracodawcy oszczędzają na powierzchni biurowej) wykonywanie wielu „papierowych” prac w domu i kontakt z pracodawcą przez Internet, a tylko w określonych czy umówionych dniach i godzinach kontakt osobisty!!!
Starczy???
belferxxx
16 lutego o godz. 11:25
„Więc w polskich szkołach nie ma warunków pracy dla nauczycieli poza lekcjami ? nie ma biurek, komputerów(z dostępem do netu), podręcznych biblioteczek dydaktycznych itp.itd.”
Ja to nawet czekam na oficjalne pismo i rozporządzenie w tej sprawie. Chciałabym pracować jedynie w szkole i nie przynosić „roboty” do domu. Pracować np. jedynie od 7 do 15. Oczywiście pracodawca musiałby zapewnić mi odpowiednie warunki pracy – odpowiednią przestrzeń, biurko, komputer, miejsce, w którym mogłabym trzymać swoje pomoce – jest tego z 10 grubych segregatorów, dosyć pokaźna biblioteczka złożona z podręczników, oraz dodatkowych pozycji, z których korzystam przygotowując się do lekcji.
W tej chwili mam w szkole do dyspozycji kawałek stołu w pokoju nauczycielskim, co jest i tak luksusem, bo niektórzy z ok. 50 zatrudnionych nauczycieli nawet i tego nie mają, oraz malutką szafkę, w której ledwo mieszczą się prace klasowe i sprawdziany.
Lekcje w mojej szkole trwają do ok. 15 – jest pełne obłożenie sal lekcyjnych, do tego stopnia, że nawet nauczanie indywidualne musi odbywać się w bibliotece – czasem nawet 2 uczniów jednocześnie – każdy w innym końcu sali. Po godzinie 15 pomieszczenia szkolne wynajmowane są szkole prywatnej.
Nie widzę zatem możliwości, przy obecnych warunkach lokalowych, jakimi dysponuje większość szkół publicznych, możliwości zapewnienia wszystkim pracującym nauczycielom warunków chociażby takich, jakie mają np. urzędnicy organów samorządowych.
Jeśli zatem pracodawca nie zapewni mi odpowiednich, zgodnych z normami warunków pracy, zwrócę się do PIP-u ze stosowną skargą.
Mam nadzieję, że przedstawiciele władz oświatowych, upierający się przy obowiązku przebywania nauczycieli w szkole przez 8 godzin dziennie zdają sobie sprawę z obowiązku pracodawcy zapewnienia pracownikom odpowiednich warunków pracy.
Jeśli chodzi o ewidencjonowanie czasu pracy w tzw. dzienniczkach – to moim zdaniem kolejny absurdalny pomysł, służący jedynie niepotrzebnemu przerostowi i tak już nieprawdopodobnej biurokracji ciążącej na polskich nauczycielach.
Typowy nieprzemyślany chwyt pod publiczkę.
Większość znanych mi nauczycieli już zaciera ręce, licząc, że pracodawca będzie musiał wypłacać pieniądze za wykazane w owych dzienniczkach nadgodziny.
@rodzić. Sorry , nie myśl, że uważam dzieci za potwory, absolllutnie nie. Ale traktowanie ich jako ósmy cud świata też mi nie pasi. Dla mnie są po prostu ludźmi. Mają lepsze i gorsze dni. Muszę na nich patrzeć z punktu widzenia belfra (wiem, tu powinna się rozpętać cała dyskusja).
Bardziej chodzi o ilość. Obserwowanie przez kilka godzin dziennie nawet 20 dzieciaków jest niezłą jazdą, jest też poczucie, że oni ciągle obserwują i oceniają ciebie. Jeśli chcesz to robić na pełny regulator i naprawdę dajesz z siebie wszystko, to wracasz do domu, zasuwasz rolety, włączasz sprzęt grająco-gadający i odp… się wszyscy. Wiesz, raczej chodzi tu i emocje i wydatek energii psychicznej niż fizycznej.
@belferxx. Z jednej strony chciałabym tak siedzieć w szkole (w mojej są warunki) i odwalić robotę, natomiast na zachodzie rzeczywiście- nauczyciel ma niejako biuro w domu i przysługuje mu na to ten dodatkowy pokój (cyrk, co nie?). Może to bardziej kuszące?
@Spamie, żeby to był tylko tusz! Wiecznie się zbiera te „środki dydaktyczne” po swoich dzieciach, znajomych, sponsorach. Za komuny było powiedzonko, że jedyny zawód, w którym się wnosi do pracy zamiast wynosić to nauczycielski. I tak pozostało do dziś. Wiem, że rodzice narzekają na ciągłe składki ale wierzcie mi, ja cały czas coś targam do budy, mnóstwo pomocy robię sama. I tak większość moich kolegów.Najgorsze jest to, że nasze władze bardzo polubiły taki stan. Gazetki muszą być wykonane, klasy kolorowe a na hospitacji to już istne szaleństwo. Spróbuj się zaprezentować z tym, co masz na wyposażeniu klasy czy gabinetu- polegniesz jak nic.
@Henri. Dzięki za ten tekst. Już pisałam- ja też jestem rodzicem. I pracowałam wcześniej nie tylko w szkole.
@ eb
„Za komuny było powiedzonko, że jedyny zawód, w którym się wnosi do pracy zamiast wynosić to nauczycielski.”
No owszem, tak prawdziwe, jak i cała ‚prawda’ niesiona przez komunę.
Tymczasem prawda jest taka, że chętnych do wnoszenia więcej niż wynoszenia, czyli etatu publicznego na belferstwie, jest ustawicznie, droga eb, więcej niż podatków na to.
Społeczeństwo misyjnych belfer-Chrystusów mamy? 🙂
To po co przymus podatkowy?
Coś jednak etat belferski ma w sobie hm… pociągającego 🙂
A tak na poważnie, to tym razem zgadzam się z @Hildą – oczywiście, egzekwować od pracodawcy należne warunki pracy!
Oczywiście, zanim się podpisze umowę o pracę i nie dopiero wtedy, gdy to pracodawca upomina się o świadczenie tego, za co płaci.
Naprawdę, komuna nie istnieje, a ludzie są wolnymi, również od etatów, co ich samych tak bardzo krzywdzą.
Ale wyzwolić muszą się sami, bo mają nawet ze szkół zaświadczenie o zdaniu egzaminu dojrzałości.
Pozdrawiam.
Oj Spamie, wiem, że zaczynam się użalać nad sobą. Ale taka permanentna krytyka jak ostatnio ze wszystkich stron miła nie jest, tym bardziej, że obrazek tzw. belfra pospolitego w niektórych punktach słabo ma się do rzeczywistości. Teraz my na tapecie, potem jakiś inny zawód w którym trzeba będzie pozwalniać dużo pracowników a wszystko po to, by ludziska mieli większy spokój sumienia- „byli beznadziejni, więc im się zwolnienie należało”
Na pocieszenie dzisiejszego wieczoru Weizenbier już się chłodzi (tym razem ciemne) a do tego chlebek ze smalcem i ogórki kiszone własnej roboty. Trochę to przaśne ale na taki marudny, zimowy wieczór się nada. Zazdrościsz?
@ eb
Tak, zazdroszczę!
Tych ogórków – mnie nigdy nie wychodzą 😉
Tak jak wielu tu zebranym – belferstwo na publicznem.
To, co się dzieje w belferstwie publicznym i jak to publicznie wygląda, to nie jest tapeta, ale konsekwencja.
Konsekwencja wyborów i postaw osobistych, składających się na to, jakim społeczeństwem jesteśmy. I gdzie z tym jesteśmy, pozwalając sobie na takich belfrów.
Można być tego świadomym, co oznacza możność wpływu na swój los, ale za cenę odpowiedzialności.
Belferblog, w przeciwieństwie, zachęca na melodię ‚krzywda w PeGeRze’, do użalania się i taktyki Piotrusia Pana na garnuszku społeczeństwa, skądinąd suzerena za to właśnie znienawidzonego w katakumbach gogicznych.
Tymczasem, realne problemy, będące jednocześnie wyzwaniami osobistymi dla postaw belferskich leżą zupełnie gdzie indziej.
Polonista, na ten przykład, może o tym pisać mądrze i inteligentnie, nie przyjmując kabotyńskich póz ukrzyżowanego Adasia (Miauczyńskiego, rzecz jasna), tu:
http://tinyurl.com/c8ga4av
To właśnie problem, na czym szkoła do likwidacji stoi i na czym solidnie upada. Jak u Lenina – kadry.
I to jest temat pod ogóreczka, i to wcale nie ukiszonego związkowym kwasem 🙂
PS Ja bym preferował jednak zmrożoną wódeczkę, jeśli już pod kukumbra.
Smacznego, pomimo to 🙂
Pozdrawiam słodko, dla kontrapunktu.
Henri, fenomenem być może będzie dla Ciebie fakt, że świat dzieci i ich rodziców pracujących jest naprawdę zupełnie innym niż świat dzieci i rodziców pracujących w szkole. Ta druga grupa nie ma bowiem problemu ze znalezieniem opieki w dniach „wolnych od zajęć dydaktycznych”. Mimo iż wówczas powinny działać świetlice, często stawia się rodziców „pod murem” informując, że „szkoła nie pracuje”. Podczas ferii i wakacji pojawia się natomiast zjawisko „podwórkowych dzieci”, które od rana do późnego popołudnia, włóczą się bez opieki po osiedlach, bo nie ma kto się nimi zając, ponieważ rodzicom przysługuje 26 dni urlopu w roku i nie ma mocnych, żeby wystarczyło to na zapewnienie opieki w dni wolne od szkoły. Tymczasem druga grupa spędza czas na wspólnym wypoczynku, bezstresowo i bezpiecznie, nie martwiąc się przez około 120 dni w roku, że dziecko wpadnie pod samochód, zostanie zaczepione przez pedofila lub wpadnie na jakiś idiotyczny pomysł. Jest też wiele innych różnic, z których każdy z nas zdaje sobie sprawę, chociaż się o tym nie mówi.
belferxxx
„Polskie szkoły były budowane pod założenie, że nauczyciel pracuje w domu…” – żenada! Polskie szkoły były budowane przede wszystkim przez rodziców dla ich dzieci, a nauczycielami zostawali wybierani przez nich zasłużeni i oddani idei kształcenia obywatele, którzy gotowi byli poświęcić całe swoje życie dla przyszłości ojczyzny. To rodzice, w geście wdzięczności doprowadzili do uhonorowania nauczycieli pewnymi przywilejami. Bo nauczyciel był wówczas dumą, fundamentem i przyszłością narodu.
Dodatkowe pokoje ( a później dodatek mieszkaniowy) miał na celu podnieść statut społeczny zawodów takich jak: policjant, lekarz i nauczyciel, a nie stwarzenie im samodzielnego miejsca pracy.
Oczywiście, zanim miałoby dojść do zmiany warunków zatrudnienia, pracodawcy muszą zapewnić Wam miejsce odpowiednie miejsce pracy, wyposażając pokój nauczycielski w stanowiska komputerowe, wstawiając biurka, uzupełniając zbiory biblioteki i urządzenia biurowe niezbędne do wydrukowania materiałów dydaktycznych, a to wszystko zgodne z BHP.
Niezrozumiałym jest dla mnie fakt, że ponosicie koszty związane z czynnościami, które powinny obciążać budżet dzielnic, gmin czy powiatów, a taką informację słyszę już z kolejnego źródła.
Natomiast jakiekolwiek zbieranie pieniędzy ( choćby po 1zł) od rodziców na toner, papier czy inne wyposażenie jest niezgodne z prawem i nie powinniście tego robić. Możecie natomiast wpłynąć na powołanie w szkole rady rodziców, która ma prawo zbierać dobrowolne składki od rodziców ( i tylko rada rodziców może to robić, a jeśli jej nie ma, to rada klasowa) i dysponować nimi, przeznaczając je na cele statutowe szkoły.
belferxxx „Co więcej ? na świecie coraz powszechniejsze(bo pracodawcy oszczędzają na powierzchni biurowej) wykonywanie wielu ?papierowych? prac w domu i kontakt z pracodawcą przez Internet, a tylko w określonych czy umówionych dniach i godzinach kontakt osobisty!!!” – zgoda, tak właśnie jest też w Polsce, trzeba założyć własną działalność gospodarczą i rozliczać się przez internet z wykonania określonej pracy w określonym czasie, wykazując osiągnięty cel.
W publicznych szkołach w Polsce nikt nie wymaga od Was raportowania w terminie przez Internet i stawienia się w „biurze” w określonym czasie, więc argument nie „Starczy” – rozumiesz?
eb – wierzę, że nie traktujesz uczniów jak rozwydrzonych bachorów, chociaż pewnie takich jest co raz więcej ( takie czasy, dzieciaki bywają męczące do bólu, dlatego podziwiam tych z Was, którzy nie dają się łatwo wyprowadzić z równowagi). Ale uwierz, że obserwacja dzieciaków ( szczerych do bólu) nie jest bardziej męcząca niż obserwacja przez przełożonych w firmach prywatnych, gdzie pracuje się po 12 godzin dziennie z czego przynajmniej przez połowę czasu „strzelają do ciebie zawistne, głodne krwi hieny ( nie szczere i nieprzewidywalne). Nie piszę tego by się „targować”, ale byście zrozumieli, że jest szereg zawodów, które zarówno pod względem fizycznym, psychicznym i czasowym są dużo bardziej uciążliwe, a dodatkowych zmartwień przysparzają nam np. dni wolne w szkole, które wymagają od nas wyboru: albo opieka nad własnym dzieckiem, albo pozostawienie miejsca pracy , gdzie na moje miejsce jest kolejka chętnych. Najgorszy okres jest w najmłodszych klasach, gdzie dzieciaki naprawdę wymagają obecności opiekuna i nie ma siły- stajemy przed trudnym wyborem, podczas gdy nauczyciele mają po prostu wolne i nie obchodzi ich, że to wolne opłacamy im z naszych podatków, na które ciężko pracujemy. Tymczasem gminy informują o zamykaniu kolejnej szkoły, likwidowaniu stołówek lub obowiązku utrzymywania świetlicy, bo subwencja oświatowa i dochód własny nie wystarcza na utrzymanie szkół, ponieważ 90% tych środków ( o ile nie więcej) przeznacza się na wynagrodzenia dla nauczycieli, którzy pracują ( bezpośrednio z dzieckiem, zapewniając mu jednocześnie opiekę) najwyżej 4 godziny dziennie.
Niestety wśród Was jest całkiem spora grupa, która w ciągu roku szkolnego udziela sobie prawa do wyjazdu do sanatorium, notorycznie chodzi na L4, albo „urywa się” z zajęć, nie wyjeżdża nigdy na wycieczki, nie przygotowuje się do zajęć, klasówki sprawdza na innych lekcjach podczas wykonywania przez dzieci ćwiczeń w książce, a kontakt z rodzicem umożliwia tylko na zebraniach ( 1 raz w miesiącu pomiędzy 17.00-18.00 i choćby miało się walić o 18.01 już go w szkole nie ma). Rozmowa telefoniczna nie jest możliwa, ponieważ w trakcie zajęć nie wolno przeszkadzać, a po 12.00 ma już wolne więc nie rozmawia na tematy służbowe, bo jest już PO PRACY.
Daję słowo, że nie pokolorowałam niczego. Takich nauczycieli jest dużo więcej niż tych prawdziwych, z powołania i niestety rzucają na Was cień, z którego trudno będzie się wydostać.
rodzic
„@rodzic”
Po prostu chrzanisz od rzeczy byle tylko wyszło na twoje – uzasadnieniem dodatkowego pokoju dla nauczyciela nie było żadne honorowanie tylko właśnie fakt, że w domu pracują. Są na to kwity – poczytaj, a potem pisz….
Szkoły były budowane z różnych powodów, ale ich architektura też to odzwierciedlała – polska szkoła (budynek) to same klasy. Dla porównania – warto obejrzeć (widziałem!) typowe szkoły w UE czy USA – tam jest masa pokoików, salek itd. poza(!) klasami…;-)
rodzic 16 lutego o godz. 22:40
Jak ma na nazwisko twój radny? Twój poseł? Kurator nadzorujący szkołę dziecka/dzieci? Posłowie zasiadajacy w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży i w jej podkomisjach?
Czy rodzic myśli, że ulżenie sobie na Belferblogu coś zmieni?
Tutaj tłucze się identyczne tematy cyklicznie od powstania tego blogu 6 lat temu. Rok w rok, nic się nie zmienia. W kółko macieju to samo.
Czytelnicy wypowiadają się jako wielogatunkowe zwierzątka:
Rodzice z dziećmi w szkole.
Dziadkowie z wnukami w szkole.
Tacy, co kiedyś sami byli w szkole.
Urzędniczka z dziećmi w szkole.
Była szkolna sekretarka z zadrą.
Młodzi nauczyciele z nadzieją.
Młodzi nauczyciele bez nadziei.
Głupi nauczyciele.
Mądrzy nauczyciele.
Ci, którym godzin starcza i ci, których zwolnili.
Belfry krajowe.
Belfry zagraniczne.
Krajowi z doświadczeniem zagranicą.
Po przejściach.
Wyjadacze znający system od podszewki.
Co uczą zdolnych, też leniwych ale warto, nawet chuliganów.
Hejterzy co płacą podatki w raju a nienawidzą w Polsce.
Ogniem dyszą na publiczne a wychwalają prywatne.
Korposzczury krajowe i zagraniczne.
Co fabrycznymi sekretami chcą szkołę w Polsce naprawić.
Stali bywalcy i ci, co przelotem.
Z miasta.
Ze wsi.
Z tablicą interaktywną.
Bez swojego krzesła.
Z wypłatą na czas.
Bez trzynastki.
Ci co dają korepetycje i ci co nie.
I wszystkie ich międzygatunkowe mieszańce.
Zupełnie jak za dawnych lat, kiedy byli:
Towarzysze.
Obywatele.
Klasa robotnicza i lud pracujący.
Chłopi.
Inteligencja.
Młodzież.
Masy pracujące miast i wsi.
Członkowie i aktywiści.
Chłoporobotnicy.
Kobiety i mężczyźni.
Żołnierze.
Milicjanci.
Wichrzyciele i warchoły.
Bez osobistego zaangażowania rodzica nic się nie zmieni. Wykonanie tych zadań wymagać będzie uporu, wymagać będzie zdwojonych wysiłków, a niekiedy nawet i wyrzeczeń. Stawiam, drodzy towarzysze, sprawę jasno, bez niedomówień, bo tylko w ten sposób można pozyskać miliony patriotów do myślenia i do działania w imię żywotnych interesów naszego państwa i naszego narodu.
Ale nie za pomocą katharsis na Belferblogu…
@rodzic To nie jest inny świat. Z mojej śmiesznej pensji nie starczyłoby na nic, więc tych zajęć pedagogicznych mam więcej (nie są to korki). Pomagałam rodzicom prowadzić firmę rodzinną i wiem na czym świat stoi. Jak pisałam wcześniej w mojej budzie w tzw. dni pracujące działa świetlica i jeśli nie ma kasy na opłacenie pani świetliczanki przychodzą nauczyciele na dyżur i nie ma zmiłuj się. Rodzice domagajcie się tego. W mojej budzie świetlica działa tylko do 16 ale na dłuższe działanie nie było zapotrzebowania. Za to wzięliśmy dzieciaki z rodzin rolniczych gdzie niby nie ma oficjalnego zatrudnienia ale jest cały dzień kupa roboty. Więc da się jak widać.
Co do raportów- wierz mi biurokracja nas zalewa. Ostatnio moja znajoma (nie nauczycielka) doszła do takiej konkluzji, że skoro w innych branżach wszystko odbywa się drogą elektroniczną, to zapotrzebowanie na papier spada, więc kto ma zużyć te tony produkowanego papieru? Nauczyciele- przecież oni i tak uwielbiają pisać!
Jestem jak najbardziej za tym, by dzieci spędzały w szkole czas stały np. codziennie od 8 do 16, odrabiały tam zadania, chodziły na kółka zainteresowań itp. a po powrocie miały czas wolny, już tylko na własne sprawy.
Wiem, że to marzenie w dzisiejszych czasach ale jestem przeciwna bardzo temu, by siedziały w szkole dłużej. Szkoła to jednak nie dom.
Życie rodzinne nam zupełnie pada. Mnie, jako rodzicowi było przykro, że moja córka pierwszy raz w życiu idzie do teatru nie ze mną tylko z klasą, że chodzi na basen ze szkoły, gdzie kijem popycha ją jakiś wrzeszczący trener, itd. Ja też na wiele rzeczy nie mam czasu i sama nie wiem czy to dobrze, że szkoła mnie wyręcza.
Nie jestem po drugiej stronie barykady, też mam dyrektora, wizytatorów, metodyków, którzy mnie ciągle oceniają i kolegów, z którymi tworzymy dość zgrany zespół ale sama wiesz, ludzie są ludźmi.
W mojej budzie n-le wiecznie dzwonią do rodziców, zapraszają na zebrania, łażą po domach ale często, gęsto bez odzewu, więc jest i druga strona medalu. W szkole mojej córki telefony od rodziców rozwiązano w ten sposób, że dzwoni się do sekretariatu, sekretarka notuje a nauczyciel oddzwania po pracy. Nie było też takie opcji, żeby któryś odmówił mi rozmowy czy spotkania i rozmawialiśmy tak długo jak było potrzeba ale trzeba było uzgodnić termin tej rozmowy. Nie ma raczej szansy, że masz nagle wolną godzinkę i możesz wpaść do budy i pogadać o swoim dziecku, ponieważ zgodnie z przepisami nam nie wolno zostawić dzieci ani na chwilę bez opieki. Ja też nie rozmawiam (i tobie radzę) nie rozmawiać z nauczycielem, gdy nie ma on przy sobie dokumentacji twojego dziecka. Mam nadzieje, że trochę ci pomogłam moimi wyjaśnieniami. Znam wszystkie zarzuty wobec mojej „branży”. Wiele z nich wynika z braku informacji. Szkoda. Inne są całkiem zasadne i tym bardziej szkoda. Każdy zawód ma swoje słabe strony, ale wolałabym żebyśmy sobie pomagali a nie wyrzucali. Trwają zwolnienia w szkołach i będzie ich o wiele więcej. Wolałabym też aby władze podawały rzeczywistą przyczynę tych zwolnień czyli spadek populacji a nie szczuły nas na siebie na wzajem. Ja też płacę podatki, moja pensja jest podwójnie ubruttowiona. No i nie wierz w to co podają szanowni dziennikarze na temat naszych zarobków a jeśli już to dziel te sumy przez dwa. Pozdrawiam.
Tzw. rodzice, ze swoimi żałosnymi zarzutami, opartymi o brak wiedzy i informacji, powinni zniknąć z belferbloga (najlepiej zapaść się pod ziemię).
Nie mają pojęcia, co opłacają swoimi podatkami, więc niech ze wstydu zamilkną.
To nieprzyzwoite zarzuty, w dobie likwidacji szkół, które programowo nie zawierają nawet pomieszczeń dla belfrów, tylko jakieś klasy.
Gdzie więc ma belfer w spokoju i skupieniu pracować nad swą misją i powołaniem, no gdzie?
Przecież nie w szkole, pełnej klas!
Belfer powinien mieć spokój od rodziców, chociaż na belferblogu.
Nie po to płaci on podatki, aby przeszkadzano mu w pracy domowej nad belferblogiem.
CZAS WOLNY, czyli praca nauczyciela…
A słowo ciałem się stało. To, co w poprzednim komentarzu przedstawiłem w zamiarze reductio ad absurdum, okazało się rzeczywistością!!! :(((
Nie mam siły tego stanu mentalności i moralności oraz intelektu …nauczycieli (sic!) komentować, to wykracza poza funkcje umysłowe.
Niewykluczone, że za czytanie tego mojego komentarza przez jakiegoś publicznego belfra, sam już zapłaciłem w swoich podatkach.
To by wyjaśniało, dlaczego Gospodarz czyta nawet spamy (a może i dlaczego pisze to, co pisze?) 😉 🙂 🙂
„Nauczyciele jako swój czas pracy traktują rozmowy na Facebooku, czy fotografowanie szkolnych imprez”
http://tinyurl.com/cdrseaj
@spamie, ty złośliwcu!
co do ogórków, to nie trzeba się certolić. Należy zalewać zwykłą kranówą plus łyżka soli na litrowy słoik. Szukaj soli z napisem „do przetworów”. Nie zapomnij też o nowych zakrętkach – a je to!
eb
17 lutego o godz. 20:10
@spamie, ty złośliwcu!
– – –
Oj tam, oj tam 😉
Złośliwie, to się tu na blogu belfrzy na siebie i społeczeństwo szczują, latając na widoku bez etyczno-deontologicznych spodni, zamienionych na związkowy sztandar – nie do wyprowadzenia (tow. M.F.Rakowski się w grobie przewraca!).
Piszesz, że władza szczuje – ależ przeciwnie, władza, czyli w demokracji – My, Naród, mówi jasno, że obywatelskich pieniędzy na karty belferskie do gry w durnia, skoro dzieci przy stoliku belferskim brak – nie da.
Jasno i zasadnie przyczyny faktyczne wyraża.
A belfrzy na to: to społeczeństwo, rodzice i władza (z Marsa pewnie) – wraża.
To kto tu szczuje i własny interes malutki wkręca w młyny edukacji i oświaty publicznej?
Ja tam wolę zakwas naturalny, demokratycznie warzony ale i neutralizowany prawem wyborczym, niż związkowe kliki, co sfabrykowane niskimi pobudkami i zgniłym związkowym sumptem puszki Pandory z własnym kwasem, w życie społeczne wlewają.
Nie brak tego kwasu, toksycznego obywatelsko, na belferblogu.
To i parę spamów neutralizujących te zgagi nie zaszkodzi i na pewno nie złośliwością, a przywróceniem pH dyskusji, ku pechowi manipulantów kwaśnych, się objawi.
Mają swoją poetykę ogórki, ma i podatnik do głosu o swych pieniądzach.
Inaczej, to byśmy skiężycówę, miast piwka, musieli słoninką zakąszać, jak w krainie Bat’ki Łukaszenki czy analogicznych mentalnie katakumbach szajki Broniarza.
Jak więc kwasić – to ogórki, w naturalny, rozumny sposób.
Smacznego, z nieustającą zazdrością 🙂
Widać, że temat jest mocno kontrowersyjny.
Chociaż czy faktyzcnie od nauczycieli wymaga się tego podejścia urzędniczego? Miałam okazję oglądać to z drugiej strony barykady, czyli ze strony ucznia, jednak odniosłem wrażenie, że nauczyciele pracują bardziej na zasadzie „wolnego zawodu” (jak to Pan określił, choć moim zdaniem tak ogólne określenie nijak nie ma tu zastosowania) mając tylko określone godziny, w których muszą pracować. To zupełnie jak w audycie czy consultingu z tą różnicą, że w tych zawodach pracuje się 2-3 czy nawet 4 razy dłużej…