Studniówka bez nauczycieli
Ceny studniówek poszybowały w kosmos. Nic więc dziwnego, że uczniowie oraz ich rodzice zastanawiają się, kogo zaprosić. Wszystkich pracowników szkoły? To dopiero by było! Panią sekretarkę, księgową, woźne? Też coś! Których nauczycieli – wszystkich czy tylko wychowawców? Całą dyrekcję czy jedynie główną? Po co na studniówce pierwszy i drugi wicedyrektor? Kto ma za to płacić?
Najtaniej byłoby nie zapraszać nikogo. Żadnego pracownika szkoły. Komuś może się wydawać dziwne, że studniówka byłaby bez nauczycieli. A czemu nie? Jak oszczędzać, to oszczędzać. Po co komu belfer na studniówce? Co miałby tam niby robić? Bezpieczeństwa pilnuje ochrona obiektu, nad jakością potraw i napojów czuwa grono rodziców, nad muzyką – uczniowie. Nauczyciele nie są niezbędni, aby bal się udał.
Moim zdaniem, zbyt pochopnie nie należy rezygnować z ich obecności. Mogliby wejść tylko na tzw. część wstępną (wtedy nie trzeba by za nich płacić). Dyrektor wygłosiłby przemówienie, wychowawcy stanęliby do wspólnego zdjęcia z klasami, otarli łzę wzruszenia podczas poloneza. Po tym wszystkim musieliby jednak wyjść z sali. I wtedy zacząłby się właściwy bal – bez nauczycieli. Wizja tak piękna, że aż trudno zrozumieć, dlaczego nie staje się faktem. Wcale nie żartuję. Jak kosmos, to kosmos.
Komentarze
O tempora! O mores!
Doskonały pomysł. nauczyciele niech sami zapłacą za siebie, jak chcą się napić i nażreć
Nie uczę w liceum, ale tak sobie myślę, że jakbym uczyła, to wolałabym w starym dresie przed własnym tv niż na imprezie, na którą zaproszono mnie tylko, bo tak wypada. Ubaw zapewne tak samo doskonały jak na wycieczce szkolnej, czyli wg części internautów jedzenie, zwiedzanie, spanie za darmo 😉 a tu same koszty: sukienka, fryzjer, makijaż; frustracja, bo uczennice wyglądają lepiej (zwłaszcza z przodu, bo z tyłu łatwiej dorównać liceum 🙂 , trzeba się pouśmiechać, pogawędzić uprzejmie z mamuśkami – aktywistkami, a wszystko to na trzeźwo 🙁 błeee
Jeśli studniówka odbywa się poza szkołą, to niech sobie młodzież robi, co chce i za co rodzice zapłacą… A w ogóle to, czy następne pokolenia musimy przyuczać do różnych obchodów, bo tak zawsze było? Szkoły nie chcą tego bałaganu, licealiści nie chcą poloneza, nie mogą sobie po prostu we własnym gronie iść na dyskotekę? Taniej, przyjemniej, nieoficjalnie… Uwielbiam nieoficjalne, spontaniczne spotkania, a nie szopki…
Moja studniówka była w szkole, dekoracje sami robiliśmy, część jedzenia przygotowywali rodzice, a wychowawczyni piła z nami potajemnie wino, ale to było dawno temu… Od małego byliśmy przyuczani, że o pewnych rzeczach się głośno nie mówi, aparaty fotograficzne były niepraktycznie duże, a o portalach społecznościowych nikt nie słyszał, więc błędy młodości trwają tylko w (ludzkiej) pamięci, a nie na jakimś nieśmiertelnym serwerze…
Piękne czasy…
U nas w tym roku dokonano rewolucyjnej innowacji – najpierw nauczyciele mieli się wpisać na listę jako chętni do wzięcia udziału w studniowce a dopiero takim osobom z listy wręczano zaproszenia… Oszczędność jak się patrzy.
Ogólnie współczuć należy głównie wychowawcom bo ci muszą siedzieć czy tego chcą czy nie do bardzo późna.
Droga pani Anno!
Nauczyciele mają gdzieś darmowe żarcie i picie fundowane im przez uczniów. Coraz mniej chętnie chodzą na takie studniówki, jeśli to robią to tylko wychowawcy, bo mają to w zakresie swoich obowiązków. To średnia przyjemność oglądać pijanych uczniów. Jestem dokładnie po takiej studniowce (skończyła się o 5 rano) i wiecie państwo jak udało się się uczniom wnieść alkohol? Kochani rodzice im dostarczyli! Tak mi powiedział jeden z rodziców odpowiedzialnych za porządek na zabawie. Ręce opadają.
Kilka lat temu usłyszałem od absolwenta co uczniowie sądzą o „stawianiu” nauczycielom studniówek i komersów. Dałem sobie spokój. Zabawę wolę ze swoimi rówieśnikami a wyjście na studniówkę (presja dyrekcji) traktuję jako pracę.
Żadna przyjemność pracować do rana za darmo.
Przerażający jest bardziej fakt, że są szkoły, w których na studniówce jest więcej nauczycieli niż uczniów. Przykładem jest LO Uniwersytetu Łódzkiego – są tam dwie klasy, w każdej niespełna 20 osób. Uczniów będzie więc jakaś 40, nauczycieli z osobami towarzyszącymi prawdopodobnie dużo więcej. Do tego uważam, że na studniówce powinni być tylko wychowawcy klas.
Dziś rano wróciłam ze studniówki. Całą noc byłam w pracy – to żadna przyjemność pilnować grupy młodzieży, która ma raczej dość jednoznaczne pojęcie dobrej zabawy. Potwierdzam – 100 razy wolę swoją kanapę, dres, książkę czy TV niż „napić się i nażreć” na koszt uczniów, jak to ktoś wyżej ujął delikatnie. Ta impreza to dla mnie najgorsza część pracy wychowawcy. Powinna odejść w niebyt – czasy się zmieniły, to relikt przeszłości.
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2012/01/16/studniowka-w-kryzysie/
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2011/01/03/pierwsi-mamy-studniowke/
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2010/01/27/poloneza-czas-skonczyc/
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2009/01/12/studniowka-place-za-siebie-czy-za-innych/
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2008/01/04/zaczynaja-sie-studniowki/
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2007/01/30/moda-studniowkowa/
cholerka, może czas zacząć własny blog pisać? młyny czasu mielą powoli ale materiału jakby samo się namnażało…po kilku latach rach-ciach i jest książka! 😉
jeśli uczniowie chcą się nażreć, nachlać i najebać
niech sobie zorganizują imprezkę poza szkołą!
a jeśli ich rodzice chcą za to płacić, ich sprawa…
nie wiem tylko, czemu nauczyciele mają mieć
z tym coś wspólnego? olać studniówki!!
Nie musi wychowawca uczestniczyć w studniówce. Nie powinien być odpowiedzialny za zachowanie młodzieży, czyli pełnić rolę „najętego”/zaproszonego ochroniarza. Przecież to jest impreza organizowana przez rodziców i ich dzieci. Chociaż, nawiasem mówiąc, w mojej szkole są wychowawcy, którzy wszystko, łącznie z menu, rodzicom i młodzieży chcą narzucić i nie może do nich otrzeć, że decydować powinni ci, którzy płacą i pełnią rolę gospodrzy. U nas dyrekcja po raz pierwszy nie narzuciła wychowawcom obowiązku uczestniczenia w studniówce i to do ostatniego marudera. Wcześniej było: „To Państwo (właściwie to dyrekcja nie zwraca się do nas przez ‚P’, raczej przez ‚p’) są odpowiedzialni za bezpieczeństwo i zachowanie młodzieży, państwo odpowiadają także za wizerunek szkoły, a młodzieży ten wizerunek kształtuje” i tym podobne bzdety. A niechże rodzice odpowiadają za zachowanie swoich dzieci. Niech niektórym rodzicom otworzą się oczy i niech poznają swoje pociechy także w takiej sytuacji, jak stódniówka. Nie chcę przez to powiedzieć, że na tych studniówkach dzieją się niestworzone rzeczy, bo tak nie jest, przynajmniej u nas. Ale zdarzają się pojedyncze paskudne incydenty i zdarza się, że poinformowani o nich rodzice po prostu w relacje wychowawcy nie wierzą. I jeszcze coś do poczytania: „Obowiązki nauczyciela podczas balu studniówkowego” (eduinfo.pl)
Aplikacja na studia musiała być wysłana praktycznie do końca roku 2012-go. Technicznie do któregoś tam stycznia, czasami do 1-go, czasami do 5-go. W jeszcze innych uczelniach do 1-go lutego. Co uczelnia to inne reguły, ale terminy bardzo zbliżone. Najdalej do końca stycznia – twoje wyniki testów, twój esej i twoje listy rekomendacyjne muszą pójść do szkoły.
Tzw. „wczesna aplikacja” musiała być wysłana do 15-go listopada. W niektórych uczelniach do 1-go listopada. Taak, zeszłego roku.
Koniec roku poprzedzającego rok, w którym mamy zamiar rozpocząć studia to urwanie głowy dla „maturzystów”.
Oczywiście studniówkę też trzeba zaplanować i zorganizować. Zaczyna się to zwykle około 1 listopada, wydrukowaniem ulotek z planem przygotowań do „promu”. Zaproszeniem ludzi do komitetów organizujących różne aspekty „promu”. Trzeba np. rozpocząć zbieranie funduszy. Zastanowić się, jak młodzież zarobi na pokrycie kosztów „promu”.
Sama zabawa odbywa się gdzieś pod koniec maja. Na koniec nauki, na koniec szkoły.
W Polsce najpierw zabawa, potem długo nic, potem matura, potem długo nic, potem aplikujemy na studia. Potem długo nic i dostajemy dyplom. Idziemy do pracy – i potem długo nic.
Aby robić cos sensownego musimy z Polski wyjechać. Do krajów, gdzie NAJPIERW się martwią aplikacjami na studia, esejami, rekomendacjami, a POTEM balowaniem.
Durne jakieś.
P.S. Rodzic wnoszący alkohol ląduje w więzieniu.
@w czym problem
Aplikacje etc. na „Oxbridge” i kierunki medyczne w UK muszą trafić do UCAS (centralny komputerowy system rekrutacji) do 15 października(!) (na rok przed studiami!)…;-)
„w czym problem?” : Czy Ty może przypadkiem mówisz o kraju nad którym jeszcze niedawno Słońce nie zachodziło, a obecnie nawet do końca nad własną stolica nie potrafi zapanować ? Jeśli dobrze trafiłem, to bajki opowiadasz. Ostatnio całkiem sporo moich znajomych wysłało dzieciaki tam na studia korzystając z „późnej aplikacji”. Dzieciaki się dostały nawet ze stypendiami, mimo że to wcale nie byli prymusi. Ot druga liga. Fakt że elitarnego liceum w niewielkim miasteczku, ale jednak wcale nie najlepsi. Owszem nie trafili do dwójki najlepszych uczelni, ale poza nimi w zasadzie każdy dobry polski uczeń nie powinien mieć problemu. I nie tylko polski, skoro 2/3 Uniwersytetu w Durham to już Chińczycy.
Rekrutacje na studniówki powinny być składane przez uczniów w systemie ewuś (czyli na Berdyczów), nauczyciele powinni wystawiać swoją obecność na aukcjach – kto bardziej renomowany, tego obecność lepiej opłacana przez, oczywiście, komitet. Rodzicielski.
Najlepiej, jako „działalność usługowa w zakresie tańca”, PKW 40.523, na ryczałt, żeby w urzędzie Skarbowym nie wyszło korkiem od tyłu, gdyż korki się do przychodu nie liczą.
A korki (belferskie, w kolejce) do studniówki – tym bardziej.
Byłoby profesjonalnie jak na zachodzie, misyjnie i karmanoszczypatielno – jak na wschodzie, a taniec poloneza z szablami, czyli pląs małpy z brzytwą i tak przytnie wszystko – jak to w Polsce właśnie.
PS Dla edukowanych publicznie wyjaśniam, że studniówki bez nauczycieli to jak gospodarka planowa bez udziału inspekcji robotniczo – chłopskiej.
Do czego to dochodzi, w przedziwnym mieście Łodzi?
Belfrzy, zamiast na studniówce, pod jarzmem miazmatów i podważeni neoliberalyzmem wolnościwem!
Zgroza, panie, zgroza.
poirot 13 stycznia o godz. 23:39
„?w czym problem?? : Czy Ty może przypadkiem mówisz o kraju nad którym jeszcze niedawno Słońce nie zachodziło, a obecnie nawet do końca nad własną stolica nie potrafi zapanować ? Jeśli dobrze trafiłem, to bajki opowiadasz.”
Źle trafiłeś. Ostatnie rodzinne doświadczenia dotyczą uniwersytetów z pierwszej 10-20 rankingów, zależy które brać zestawienie.
„korzystając z „późnej aplikacji”.”
Niektóre uniwersytety, szczególnie te w okolicach 200 miejsca np. na liście szanghajskiej
http://www.shanghairanking.com/Institution.jsp?param=University%20of%20Durham
rzeczywiście stosują system ciagłego naboru („on a rolling basis”)
http://www.dur.ac.uk/international/prospectivestudents/faq/?faqno=1539
„I nie tylko polski, skoro 2/3 Uniwersytetu w Durham to już Chińczycy.
2/3 to jakieś 67%. Uniwersytet Durham twierdzi, że wszystkich zagranicznych studentów mają 21%:
http://www.dur.ac.uk/about/facts/
a samych Chińczyków jest tam 1930, czyli mniej niż 13%.
https://www.dur.ac.uk/international/countryinfo/?cid=31
Polaków ma być około 30, a wiec rzeczywiscie najazd „dobrych polskich uczniów z elitarnych liceów w niewielkich miasteczkach”. W zasadzie każdy.
Poza tym wszystko się zgadza.
@poirot
Durham to światowa i brytyjska III liga, ot taka Akademia Podlaska czy „uniwersytety” w Olsztynie i Baiłymstoku….;-)
Glupi czy o droge pyta?
Wszak uczniowie swietuja jednka 100 dni do matury a nie organizuja jakas tam sobie popijawke czy bal karnawalowy. A wiec skoro w temacie jest odniesienie do wydarzenia jka najbardziej zwiazanegoz e szkola obecnosc nauczycieli jest jka najbardziej przewidziana zeby nie powiedziec obowiazkowa.
Wszak jest to w jakis sposob rodzaj podziekowania im za trudy wlozone w edukacje tej swietujacej mlodziezy.
Propozycja zeby anuczyciele tracili zcas zeby przyjsc i wyglosis kolejne premowienie a pozniej pokaze im sie drzwi i o golym pyeslu wywali na mrozny wieczor jest idiotyczna, nawet jesli miala byc przesadzona ironia.
„w czym problem?”
A kiedy SATy?
Co do „Chińczyków”, to poirot zrobił pewnie skrót myślowy i chodziło mu o to, jak wygląda kampus („dwie trzecie to Chińczycy”). Czyż nie dokładnie tak jak w US of A?
No i thumbs crossed.. 🙂
azbest 15 stycznia o godz. 14:13
„A kiedy SATy?”
Szkoła średnia trwa 4 lata. Część uczniów zdaje SAT dwa razy, – raz na wiosnę 3 klasy (pod koniec trzeciej klasy) a drugi raz w okresie od października do grudnia, stycznia, czyli na początku klasy czwartej. Jak twoja uczelnia żąda aplikacji przed 1 stycznia to SATu na 20go stycznia raczej sobie nie ustawiaj…szczególnie, jeżeli miał to być twój pierwszy SAT i tego wcześniejszego w trzeciej klasie nie zdawałeś. 😉 Uczelnia weźmie pod uwagę najlepsze wyniki z każdego, zdawanego dwa razy przedmiotu. W przypadku uczelni z naborem ciągłym problem z terminami SATu jest oczywiście mniejszy.
Studniówka to jest konkretna impreza o pewnym charakterze i tradycji, jedyna(zwykle) w życiu. Można z niej zrezygnować, ale zwykły ochlaj z żarciem trudno nazwać studniówką…;-) Kiedyś były jeszcze bale maturalne, ale w stanie wojennym je zlikwidowano i się, o dziwo, nie odrodziły…;-)
w czym problem – dzięki.
Ciekawa jest koncepcja zdawania egzaminu kwalifikującego na studia nawet rok przed ukończeniem szkoły średniej. Czyli filozofia egzaminu musi być zupełnie inna – czy bardziej koncentruje się na umiejętności myślenia/pisania niż na sprawdzaniu wiedzy?
w mojej szkole Rada występuje z wnioskiem o skreślenie Studniówki z imprez szkolnych. Wiem, że poparcie będzie w 100%. I mi jako wychowawczyni też nie kazała siedzieć do ostatniego zataczającego się ucznia. Kpina i obłuda jak czytam, że młodzież nie pije. Daje w rurę i to na całego bez hamulca. A nauczyciele nawet wina się nie napije bo niby jest w pracy. Zdecydowanie wolę drzemkę na swojej kanapie albo wypić drinka bez wypominania, że jem na czyiś koszt.
Myślę, że nie wszyscy nauczyciele traktują studniówkę jako służbowy obowiązek wieżę iż są jeszcze tacy dla których ten wieczór znaczy coś więcej. Przecież studniówka to tylko i aż jeden wieczór i nie oszukujmy się nie dla wszystkich jest to męczarnia tylko na przykład próba oderwania się od szarej rzeczywistości wypełnionej codziennymi obowiązkami i ciężką harówką, na której całkiem dobrze się bawi i ma (niepowtarzalną?być może nie wszyscy) okazję po naśmiewać się ze swoich uczniów w dość niecodziennych sytuacjach.
Ponadto myślę, że bez nich (nauczycieli) studniówki straciły by część swojego dotychczasowego uroku i po prostu przemieniły w jedną wielką imprezę z alkoholem i narkotykami w roli głównej.(Powiedzmy sobie szczerze w dzisiejszych czasach tak właśnie wyglądają w dużej mierze imprezy). Musimy wziąć pod uwagę jeszcze fakt iż dzięki naszym kochanym nauczycielom zawdzięczamy najlepsze wspomnienia z potajemnego picia alkoholu w łazience czy innych niedozwolonych rzeczach a jeśli ceną tego wszystkiego jest kilka złotych więcej to cóż chyba warto ją zapłacić….