Pełnym zdaniem, proszę!
Kupowałem dzisiaj w aptece tran. Sprzedawca wskazał na butelkę i powiedział „lodówka”. Ponieważ nie zrozumiałem, powtórzył: „Lodówka, po otwarciu do lodówki”. Podziękowałem pełnym zdaniem („Dziękuję za udzielenie informacji”), a wtedy go zamurowało. Czułem się, jakbym przybył z kosmosu. Czy dzisiaj jeszcze uczy się, aby mówić pełnymi zdaniami?
Piszę te słowa, a przez ramię zagląda mi 7-letnia córka. Jak zwykle dyskutuję z nią o tym, co napisałem. Córka twierdzi, że w jej szkole uczą, aby dzieci mówiły pełnymi zdaniami. W piątek na lekcji nauczyciel trzymał w jednej ręce dwa jabłka, a w drugiej trzy. Gdy zapytał, w której ręce ma więcej jabłek, jakieś dziecko odpowiedziało: „w prawej”. A na to nauczyciel: „Proszę, odpowiedz pełnym zdaniem”. Mam więc świadka, który twierdzi, że sztuka mówienia pełnymi zdaniami nie odeszła do lamusa.
Podejrzewam, iż sprzedawca w aptece ma tytuł magistra farmacji, czyli ukończył studia. Kogo obarczyć odpowiedzialnością za to, że mówi tak, jakby nie chodził do szkoły podstawowej? Czy nauczyciela podstawówki? Czy może nauczyciela gimnazjum albo liceum? A może winni są wykładowcy na studiach? A może klienci, którzy tolerują takie formy dialogu?
Uczę w liceum dwóch przedmiotów: języka polskiego i etyki. Uczniowie akceptują, że obniżam ocenę za usterki w pracach napisanych na polskim, natomiast sprzeciwiają się, gdy zwracam uwagę na błędy językowe bądź ortograficzne popełnione w pracach z etyki. Przecież to nie polski, mówią. Idąc tym tokiem rozumowania, należałoby stwierdzić, że zasady kultury języka obowiązują tylko na lekcjach języka. Skoro tak, to nie ma sensu w ogóle się ich uczyć. Poza salą lekcyjną żadne reguły nie obowiązują. Jak tylko człowiek opuści szkołę, może bełkotać do woli i żadnemu nauczycielowi nic do tego.
Komentarze
Warto więc wprowadzić nauczycielską inspekcję robotniczo-chłopską, ganiającą po straganach z warzywami i tropiącą sankcją karną błędy językowe?
A może lepiej, tak jak prof. Miodek (w publicystyce) czy prof. Bralczyk w…medialnej reklamie (o zgrozo!) inspirować i motywować przykładem aspiracyjnym?
Warto być nauczycielem czy windykatorem?
Tropić błędy czy budować motywacje?
O tym warto pomyśleć, wkraczając na drogę zawodu nauczyciela, bo to nie instruktor budowy cepa, ale przewodnik do kompetencji.
A kompetencji, czyli ochoty i sprawności w posługiwaniu się wiedzą, inspektorzy windykacji nie osiągną.
Chyba że jej karykaturę pod przymusem oświatowym, czego doświadczamy (ukłony dla branżowych komentatorów).
Warto więc najpierw myśleć całymi zdaniami o tym, co naprawdę się zawodowo robi, zanim się coś o tym wypowie równoważnikiem sensu.
PS. Za ladą w aptece już od dawna nie występują magistrzy ale technicy farmacji. To różnica, a nie równoważnik wykształcenia, moim niepełnie subiektywnym zdaniem. Tak czy siak, obie formy tytularne wymagają ukończenia szkoły powszechnej – może np. którejś, reprezentowanej przez komentatorów belferbloga?
Jak sobie pościelesz…
Nie chce mu się z nami gadać. Temu magistru.
Prosze dalej tak tzrymac!!!!!
Chciałoby się tylko przytaknąć i spuścić głowę. Smutne jest to i prawdziwe, a smutne bo prawdziwe. Większość osób, z którymi wdaję się w rozmowy na temat języka polskiego, zupełnie nie dostrzega tego, że edukacja w tym zakresie jest szczególnie ważna, bo językiem posługujemy się całe życie w życiu codziennym i zawodowym, w kontaktach z innymi ludźmi. Tak jakby język polskich był tylko w książkach, których przecież nikt nie czyta i na klasówkach z polaka, a poza tymi okolicznościami nigdy nikt go nie słyszał, nie widział…
Dużo zależy od okoliczności. Ciężko jest mi sobie wyobrazić jak w opisanej sytuacji Gospodarz uniknął wrażenia, że kpi ze sprzedawcy w żywe oczy. Przypuszczam, że zamurowanie było efektem odczucia ironii a nie podziwu dla zdolności krasomówczych. Jeśli się mylę to na miejscu Gospodarza natychmiast doliczyłbym sobie niezłe zdolności aktorskie do CV.
Dużo też zależy od słuchaczy. Wiadomo nie od dziś, że popularność i wybieralność polityków nie wynika z ich doskonałości ale z możliwości identyfikacji z nimi przez przeciętnego wyborcę. Język Lecha Wałęsy, G.W. Busha czy Sary Palin z pewnoscią przysporzył im bardzo dużo zwolenników. Jak Adlai Stevenson czy pewien francuski polityk ostatnio zgodnie stwierdzili, kampanię wyborczą organizuje się dla idiotów, gdyż stanowią oni większość wyborców.
Po wygraniu prezydenckich wyborów w 2008 roku Barack Obama udzielił wywiadu dla popularnego programu „60 minut”:
http://www.youtube.com/watch?v=9XqwL1FSjUA
W rezultacie na portalu „Huffington Post” ukazał się ironiczny komentarz Andrzejka Borowicza:
http://www.huffingtonpost.com/andy-borowitz/obamas-use-of-complete-se_b_144642.html
który „wytknął” Obamie wysławianie się w „zbyt poprawny” sposób.
Dwa cytaty z tego komentarza:
Historyk Davis Logsdon z Uniwersytetu stanu Minnesota:
„W porząsiu, podmiot, orzeczenie, podmiot, orzeczenie – łapiemy to, przestań się popisywać.”
Kandydatka na wiceprezydenta Sara Palin:
„Mówienie z kompletnymi zdaniami i także zarówno mówienie w sposób, w który zwykły Janek Hydraulik czy Tito Budowlaniec nie potrafią, ja także myślę, że potrzeba robienia tego nie jest sięganiem do tego, czego Amerykanie potrzebują.”
Komentarz Borowitza był echem nieco przyciężkawych komplementów późniejszego wieceprezydenta a wtedy konkurenta do mianowania partii demokratycznej czyli J. Bidena. Który to Biden w 2007 roku zauważał „elokwentność, inteligencję” oraz „czysty i ładny wygląd” swojego konkurenta. W USA skierowanie takich słów pod adresem czarnego, a już szczególnie absolwenta Harvardu, profesora uniwersyteckiego i polityka zabrzmiało bardzo protekcyjnie i zapachniało spuścizną niewolnictwa.
Czekam więc na poradę polonisty jak na odmianę chwalić elokwentnego aptekarza wysławiającego się pełnymi zdaniami aby nie zabrzmiało to jak aprobata dla „awansu” radzącego sobie całkiem-całkiem w wielkim mieście…chyba się nie da.
Lwia część inżynierów klnie w pracy. Jak szewcy, gdybym tylko znał jakiegos szewca. Pisze niegramatyczne i pełne ortograficznych błędów emaile. A właściwie równoważniki emaili. Metamorfozę przechodzą w momencie, gdy zachodzi konieczność zaprezentowania czegoś przed większą grupą osób, a co najważniejsze – swoich zwierzchników. Wtedy wbijają się w garnitury, wciągają brzuchy, wypinają pierś, znajdują w domu nowe buty i panikują bo nienawidzą i nie umieją przemawiać do grupy osób. Język im się zmienia, znikają przekleństwa i slang ale w zamian zaczynają brzmieć jak Gomułka czy Gierek. Nabzdyczone słownictwo, napuszone, barokowe, tak jakby sobie kupili książkę „500 obcych słów i zwrotów, które powineneś znać aby brzmieć mądrze”
http://www.amazon.com/Foreign-Words-Phrases-Should-Sound/dp/1440540756
i całą swoja prezentację celowo napisali dookoła kilkudziesięciu obcych słówek z poradnika.
Wypisz wymaluj Gekko/Anonim/Atonim/Spam.
To jest choroba. Inżynier boi się, że bez obcych słówek i łacińskich cytatów jego sprawozdanie albo propozycja biznesowa nie wypadnie w uszach naczalstwa wystarczająco „poważnie” a prelegent wystarczająco „autorytatywnie”. I szansa na forsę na nowy projekt albo własna podwyżkę diabli wezmą. Co za stres!
Bardzo mało inżynierów umie mówić poprawnie. Pełnymi zdaniami, gramatycznie. Artykułować poprawnie podczas głośnego czytania czy mówienia. Komentować napisane przez siebie linijki kodu oprogramowania. Wielokrotnie, właśnie z powodu niechlujnie skomentowanego – pomijając jakość samego kodu – programu szybciej i łatwiej jest coś napisać od początku niż wgryzać się w czyjeś szczątkowe komentarze.
A zaczynać trzeba od dzieci:
http://www.difflearn.com/product/Talking_In_Sentences/talking_in_sentences
Gawęda o poprawnościowych aspektach języka amerykańskiego to zupełnie, jak kupowanie tranu przez inteligenta.
I poprawność językowa w USA (!) i tran mają tak samo intelektualno-poznawcze (czy jakiekolwiek inne, poza wciskaniem ciemnoty) znaczenie, jak potwór z Loch Ness.
Ale strażnicy norm i jedynych prawd łatwiej znajdują etat, niż przewodnicy – tyle, że takie kompetencje strażnika, w cywilizacji, są nieprzydatne dla celów edukacyjnych.
I nie w edukacji lądują takie wynurzenia.
Emigratio docet stultos, jak tran- jelita, w tym problem (jedynie zdrowotny).
Na szczęście nie ma możliwości nabycia rozumu drogą dyplomu inżynierskiego, nie trzeba też w tej smutnej kondycji, jak widać, rozumieć, co się czyta – i problem znika, można pleść odleciane za kałuże androny, ad libitum.
Ho ho ho! Ale „hiatus”, że tak obcołacinnie powiem. Tu „lodówka”, a tu „w czym problem” na bitą znormalizowaną stronę druku „dwunastką” i Times’em. Jak widać, ciągle jeszcze jęzor po polsku ma możliwości różne.
Zakląć po inżyniersku, gdy inaczej nie można, też można. Budowa to nie agora (przepraszam!), choć przestrzeń, jak to na gumnie – niemała.
A słowo „kurwa” swój urok ma. I bezpretensjonalność. Gdy dobrze podane.
Ja nie o tym jednak. Donoszę uprzejmie, iż byłem niedawno na szkoleniu maturalno-polonistycznym. Tendencje instruktażowe, doświadczyłem tego organoleptycznie przez małżowiny, a potem kawkę (niezłą), idą w kierunku „stylistycznego zwijania” możliwości różnych pisawczych adolescentów. Mamy uczyć pisać wypowiedzi konkretne, rzeczowe, składniowo wyraziste (bez zakrętasów, rozbudowanych fraz, omowni itp.) Niemile widziane będą poetyzmy i uleganie skłonnościom do ozdabiania tekstów autorskimi sygnaturami słownymi w rodzaju archaizowania, przestawni składniowej, zabawy słownej, gry w skojarzenia itd.
Zaczyna dominować jednostronne przekonanie, że krótko to dobrze, przeźroczyście to smakowicie, a konkretnie (bez wyrazu autorskiego stylistycznego nacechowania) to wyśmienicie.
A potem Gospodarz pisze, iż w aptece palą się świece.
” A niechaj narodowie wżdy postronni znaja, iż Polacy nie gęsi, iż swój język znają”
Aktualne ?
Wg mnie uczniowie mają rację. Mogłoby dojść do tego, że uczeń doskonale znający n.p. chemię, wręcz geniusz, dostaje bardzo zaniżoną ocenę z powodu interpunkcji, ortografii itd. Proponuję na etyce i innych przedmiotach sygnalizować błędy ‚polonistyczne’, ale oceniać nie biorąc ich pod uwagę, albo brać pod uwagę, ale jakoś proporcjonalnie.
Nauczycielka z USA mówiła mi, że u nich nauczyciel każdego przedmiotu czuwa /czy uwzględniając to w ocenie, nie wiem/ nad poprawnościami językowymi.
open 11 listopada o godz. 9:08
„Nauczycielka z Europy mówiła mi, że u nich nauczyciel każdego przedmiotu”
————————————————-
Wielkimi zwolennikami zwracania uwagi na językową poprawność było kilku bardzo znanych polskich matematyków okresu powojennego, między innymi profesorowie Bronisław Knaster i Hugo Steinhaus. Razem mieszkali w jednym domu i ciągle się spierali, w tym o odmianę nazwisk. Steinhaus twierdził, że nazwisko Knaster brzmi w dopełniaczu Knastra, a sam Knaster upierał się przy formie Knastera. Kiedyś, zdenerwowany ciągłymi uwagami Steinhausa, Knaster powiedział: Wybaczy pan, profesorze, ale każdy ma prawo do własnego nazwiska! Na co Steinhaus odpowiedział: Tak jest, ale tylko w pierwszym przypadku!
Wśród wrocławskich matematyków krążyła anegdota, że we wspólnym ogródku przed domem profesorów na jednej grządce rosną astry prof. Steinhausa, a na drugiej astery prof. Knastera.
Za: http://www.matematyka.wroc.pl/book/anegdoty-o-matematykach
Szczepan 11 listopada o godz. 7:57
„A słowo „kurwa” swój urok ma. I bezpretensjonalność. Gdy dobrze podane.”
Ach jak na obczyźnie urokliwie jest usłyszeć dobrze podaną mowę ojczystą bezpretensjonalnym „czendobrijakszemaszWalesakurwadupa” albo mijać świeżo wypisane paluszkiem swojskie „huj”.
Tu tympanony, kolumny i marmury trzęsącego światem banku a tuż przed nim na chodniku tężejący, betonowy huj.
W supermarkecie w kolejce do kasy stanąć za dwoma młodzieńcami głośno po polsku wymieniającymi uwagi o krągłościach czarnoskórej kasjerki oraz pomysły na to, co dany młodzieniec „by z nią zrobił”.
Być świadkiem jak owa kasjerka płynną polszczyzną ostrzega rodaków, że jak nie przestaną to ona zaraz wezwie policję i głośno dziwiącą się ich chamstwu. Zdać sobie sprawę, jak prymitywny był język „rodaków” w porównaniu z bardzo ładnym, literackim, choć niewątpliwie wyuczonym w sobotniej szkole językiem polskim kasjerki.
@w czym problem
Cofam, com był powiedział o słowie na „k”. Coraz trudniej o bezpretensjonalność, coraz łatwiej o bluzg znieważający i słuchacza, i wypowiadającego.
Powiem jeszcze – dowiedziałem się niedawno – że „huj”, pisany w taki sposób, poprawnym gramatycznie już jest, ozdabiać więc może bez sromoty ściany banków, uczelni i innych instytucji życia publicznego.
To wszystko jest po prostu straszne. Żadna drwina nie jest, jak widzę, w stanie tego unieść.
A technik farmacji?
Sprzedawca w aptece może mieć dyplom technika farmacji.
Dwie wizje… Pierwsza – język poprawny, piękny… Druga – język niechlujny, ale nadal komunikatywny…
Co do języka polskiego i matematyki – jeśli osoba układa polecenia lub zadania tekstowe niepoprawną polszczyzną, to współczuję uczniom, którzy muszą takie zadanie rozwiązać.
Tak, celem nabycia wprawy w budowie zdania uczniowie podstawowek (tylko podstawowek) powinni cwiczyc odpowiadanie pelnymi zdaniami. Ucziow starszych niz 13 lat ucze udzielania precyzyjnych odpowiedzi na pytanie, chocby jednym slowem. Karce za bezmyslne najczesciej cytowanie pelnych zdan. Ucze udzielac krotkich, konkretnych odpowiedzi. Zastanowmy sie, ze odpowiadanie pelnym zdaniem na czyjes pytanie (a zatem powtarzanie tresci tego pytania) ma najczesciej wydzwiek ironiczny, przesmiewczy, czasami obrazliwy. Jestem nauczycielem, egzaminatorem gimnazjalnym i maturalnym i ciesze sie, ze na zadnym egzaminie nie jest wymagane udzielanie odpowiedzi pelnym zdaniem.
Skuteczność i komunikatywność języka nie są w sprzeczności z normą, jeśli norma nie jest rozumiana jako sztywna reguła, ale jako zasada utylitarna.
Norma to język poprawny ale i komunikatywny kontekstualnie (w zależności od funkcji jaką ma spełnić wypowiedź).
Konieczność umiejętności składania zdań ‚pełnych’ ma funkcję treningową w rozwoju kompetencji, a nie bezwzględnej reguły w poprawnej komunikacji międzyludzkiej.
Traktowanie norm jako nominalnych reguł pozwala ukryć niekompetencję edukacyjną i brak autorytetu ‚strażników’, za to daje mylne wrażenie władzy nad innymi.
I tu jest cały pies pogrzebany, wraz z sensownym podejściem do edukacji, nie tylko językowej.
Szkoła i wiedza nie są więzieniem, ale gdy uczą klawisze …? Cóż im pozostaje…
Niezbyt grzecznie,ale byc moze preferuje styl lakoniczny ,albo mial zly dzien.
Tomek 11 listopada o godz. 21:58
„Ucziow starszych niz 13 lat ucze udzielania precyzyjnych odpowiedzi na pytanie, chocby jednym slowem. Karce za bezmyslne najczesciej cytowanie pelnych zdan. Ucze udzielac krotkich, konkretnych odpowiedzi.”
Mam nadzieję, że Tomek zgodzi się ze zdaniem, iż nauczanie każdego przedmiotu oddzielnie, czyli zamykanie się nauczycieli w prywatnych wieżach z kości słoniowej nie jest dobre dla ucznia. W 2012 roku maturę z języka polskiego na poziomie podstawowym zdawało w Polsce prawie 350 tys. uczniów a maturę z języka angielskiego prawie 300 tysięcy. A zatem około 86% polskich maturzystów chciało nauczyć się poprawnego komunikowania zarówno po polsku jak i po angielsku. Ogromna większość. Chciałbym przypomnieć Tomkowi, że w języku angielskim nie brzmi najlepiej odpowiadanie pojedynczymi wyrazami. O ile jeszcze Polak mówiący po polsku może wiele nadrobić czy uzupełnić intonacją głosu to po angielsku te zdolności drastycznie spadają. Odpowiadanie pojedynczymi wyrazami czy w przypadkach drastycznym „yes” albo „no” brzmi nieładnie i robi fatalne wrażenie. Nawet na zmywaku zostanie zauważone jako niegrzeczność.
Oczywiście Polak może w nieświadomości przeżyć życie do końca i niczego nie wyczuć ani o niczym się nie dowiedzieć. Tym bardziej, że takie wzorce wpoił mu nauczyciel w polskiej szkole. Kolejna kalka kulturowa przeniesiona na obcy jezyk i obce zwyczaje zaowocuje negatywnie. Uważam, że w tym sensie Tomek szkodzi swoim uczniom i pograsza ich szanse życiowe – tak jak pisałem – nawet na zmywaku.
http://www.polityka.pl/nauka/czlowiek/1527913,1,jak-sie-polak-nie-moze-dogadac-z-anglikiem.read
———————————————————
Znajomy po powrocie z Iraku zaczął kończyć albo zaczynać odpowiedzi na pytania zwierzchników słówkami „pan” i „pani”. Yes, Sir. No, Ma’am. Yes, Sir, I will. Wcześniej tak nie mówił. Było dużo śmichów-chichów, ale generalnie okazuje się, że kierownikom się to bardziej podoba niż przeszkadza.
„Traktowanie norm jako nominalnych reguł pozwala ukryć niekompetencję edukacyjną i brak autorytetu ?strażników?, za to daje mylne wrażenie władzy nad innymi.
I tu jest cały pies pogrzebany, wraz z sensownym podejściem do edukacji, nie tylko językowej.
Szkoła i wiedza nie są więzieniem, ale gdy uczą klawisze ?? Cóż im pozostaje?”
Pelna zgoda. Nauczycieli-klawiszy, oceniam najnizej.
Dlatego, ze czesto gesto, maja wlasnie „hopla” na punkcie posiadania wladzy. Chocby i nad 13-letnimi chloptasiami w szkole.
Zalosne.
Dobrym rozwiazaniem, jak ktos wyzej napisal, byloby upominanie, bez restrykcji.
W ogole polska szkola jest jakas zaborcza, policyjna i totalitarna. Cien historii?
Szanowny Gospodarzu, obawiam się, że to walka z wiatrakami. Gdziekolwiek jesteśmy słyszymy lub widzimy kwiatki mowy codziennej: na dzień dzisiejszy, sobota pracująca, akwen wodny, weszłem etc. płynące z ust osób wykształconych, legitymujących się zdaną maturą i ukończonymi studiami. Nie słyszą albo nie widzą błędów w mowie i piśmie. Trzeba im tłumaczyć dlaczego tak się nie mówi ani nie pisze. Najczęściej spotykana reakcja na pisemne zwrócenie uwagi dziennikarzowi np. GW albo DP jest milczenie. Na listy elektroniczne nagminnie się nie odpisuje, a tym bardziej gdy są one krytyczne, i o zgrozo, słuszne. Podczas rozmowy reakcją jest wzruszenie ramion, uśmiech politowania z wypisanym wyrazem twarzy: czepiasz się.
Tak ‚czepiam’ się i to mocno. To nie brak znajomości zasad, tylko lenistwo i bezmyślność dla których nie ma usprawiedliwienia.
W każdym społeczeństwie sposób posługiwania się mową i językiem daje świadectwo pozycji, wykształcenia, w ogóle – statusu.
Taka stygmatyzacja lub aspiracja to jest lepsze wykorzystanie norm „mowy języka”, niż strażnictwo, w mylnym (i rzekomym) celu kultywacji czystości (językowej, moralnej czy innej).
A co, jeśli świadectwo pisemne o wykształceniu osobnika kłóci się z tym, wystawianym poprzez jego zachowania językowe?
To już cenzurka dla wiarygodności wykształcenia i norm społecznych i kulturowych, które takie nieskuteczne (hm…) wykształcenie nominują i opłacają.
Może dlatego także trudniej znaleźć belfrów-przewodników i inspiratorów, niż strażników – ale tylko wstydliwych tajemnic własnej kompetencji i postawy zawodowej.
Higginsowie natomiast, zawsze potrafią skorzystać z efektu Pigmaliona; wbrew pozorom chętnych (lecz na rynku, a nie z łapanki) do elitarnie pozycjonującego celebryctwa językowego nie brakuje.
Polemizujac z wypowiedzia dotyczaca nauki jezyka angielskiego:
Prosze pamietac, ze wspominalem o odpowiedziach krotkich, zwiezlych, precyzyjnych. A te sa jak najbardziej poprawne w jezyku angielskim. A nawet wskazane. Nie wspomianalem o odpowiedziach zawierajacych jedno slowo (Yes!) i zgodze sie, ze sa one niewlasciwe. Ale niepoprawne jest odpowiedzenie „Yes, I was watching” na pytanie „Were you watching this movie last night when I called you?” z czym zapewne wszyscy sie rowniez zgodzimy. Zawsze uwazalem, ze jestesmy krajem hermetycznym, nie znamy zwyczajow obowiazujacych w innych krajach i wrecz uwazamy je za dziwne, krytykujemy, oceniajac je wlasna miarka. Dlatego tez staram sie (czasami nawet zbyt usilnie) uczulac uczniow na sprawy roznic kulturowych.
Nie naleze do osob komentujacych wpisy na forach i blogach. Wlasciwie umiescilem komentarz na blogu chyba pierwszy raz w zyciu. Bardzo cenie p. Chetkowskiego. Czytalem jego ksiazke, gdy bylem poczatkujacym nauczycielem; dodala mi odwagi i zachecila do traktowania uczniow tak, jak uwazalem za najbardziej wlasciwe, co poczatkowo nie cieszylo sie aprobata skostnialego srodowiska. Skomentowalem ten wpis polemizujac z autorem, ktorego lubie, cenie i szanuje. Uczynilem to wlasciwie tylko dlatego, ze tkwi mi w pamieci przesmiewczy komentarz pewnego redaktora pewnej gazety, ktory zacytowal fragment wywiadu z nauczycielka nauczania poczatkowego. Wywiadu nie pamietam, ale przebiegal mniej wiecej tak:
– Co macie zamiar odwiedzic podczas dzisiejszej wycieczki?
– Podczas dzisiejszej wycieczki mamy zamiar odwiedzic Muzem X.
– Czy uczniowie ciesza sie na mysl o planowanych atrakcjach?
– Tak, uczniowie ciesza sie na mysl o planowanych atrakcjach.
– Jak uczniowie zareagowali na wiadomosc o dzisiejszej wycieczce?
– Na wiadomosc o dzisiejszej wycieczce uczniowie zareagowali z radoscia.
– Czy spodziewa sie pani jakis problemow podczas wycieczki?
– Nie, nie spodziewam sie problemow podczas wycieczki.
Jak wspomnialem nadal tkwi w mojej pamieci przesmiewczy komentarz redaktora, na ktory wspomniana pani zupelnie nie zasluzyla (wierzcie mi na slowo, nie bede cytowal tych nieprzyjemnych slow), po prostu za bardzo sie starala, a moze otoczona byla gromadka uczniow i chciala dac dobry przyklad i uniknac pozniejszych tlumaczen, czemu sama nie odpowiada pelnymi zdaniami. Mimo wszystko przyznamy, ze sposob prowadzenia tej rozmowy razi i przykuwa uwage bardziej niz tresc jej wypowiedzi, co wlasciwie jest niewskazane w przypadku jakichkolwiek komunikatow.
Tomek 16 listopada o godz. 1:03
„Nie wspomianalem o odpowiedziach zawierajacych jedno slowo (Yes!) i zgodze sie, ze sa one niewlasciwe.”
Tomek 11 listopada o godz. 21:58
„Ucziow starszych niz 13 lat ucze udzielania precyzyjnych odpowiedzi na pytanie, chocby jednym slowem.”
Wyglada na to, że dwóch zupełnie różnych Tomków skomentowało nam ten odcinek blogu. Z jednym z nich całkowicie się zgadzam.
——————————————————————-
Pytanie „Were you watching this movie last night when I called you?”
z samej swojej (bardzo dziwnej) natury jest pytaniem w wysokim stopniu „śledczym”. I jako takie w bardzo wielu przypadkach i u bardzo wielu osób wywołało by silny odruch obronny.
I wtedy bardzo łatwo jest mi wyobrazić sobie odpowiedzenie za pomocą: „Yeees, I WAS watching IT!”, właśnie z taką naburmuszoną intonacją.
————————————————————–
Problem polega na tym, że młodzi ludzie tracą umiejętność poprawnego wysławiania się. If you don’t use it you’ll lose it. Jak będą kiedyś chcieli lub byli zmuszeni – nie będą potrafili. Narząd nieużywany zanika. SMSy i wszelkie skrótowce stosowane przy SMS-owaniu wyprą pełne zdania i całe słowa. Komunikatory i sieć wyprze konwersację twarzą w twarz. Chrząkanie, potrącanie się, ocieranie i machanie ogonem zastąpi mowę. Różne rodzaje kwiczenia język ludzki. Język polski – taki jaki jest, bez żadnego dalszego pogorszenia – nawet literacki – jest bardzo ubogi i koślawy w opisywaniu spraw seksu. Albo terminy medyczne albo rynsztok.
Po angielsku, nawet w wielkich i poważnych firmach, kilka razy widziałem na końcu zaproszeń formułki „RSVP please by”.
Spokojna głowa, młodzi i taki tak „skrócą i wyrzucą” 50% z podanego wzorca. Ostrzegam przed sytuają, gdy wzorzec będzie skłądał się z mniej niż dwóch słów, gdyz wtedy zostanie nam machanie ogonem i „ehm” za całą odopowiedź. Dobrze będzie, jak owo „ehm” będzie w pięciu tonacjach bo może być tylko w dwóch.
Mam to przećwiczone na bardzo wielu dzieciach.
„Lodówka.
Lodówka, po otwarciu lodówki.”
Zupełnie jak poezja współczesna. Może ktoś pokusi się o interpretację? Gdyby był to wiersz sprzed kilkudziesięciu lat, dopatrywałbym się w nim wizji opadnięcia Żelaznej Kurtyny.
„Idąc tym tokiem rozumowania, należałoby stwierdzić, że zasady kultury języka obowiązują tylko na lekcjach języka. Skoro tak, to nie ma sensu w ogóle się ich uczyć. Poza salą lekcyjną żadne reguły nie obowiązują. Jak tylko człowiek opuści szkołę, może bełkotać do woli i żadnemu nauczycielowi nic do tego.”
Racja. Przykładem współcześni poeci.
„Podejrzewam, iż sprzedawca w aptece ma tytuł magistra farmacji, czyli ukończył studia. Kogo obarczyć odpowiedzialnością za to, że mówi tak, jakby nie chodził do szkoły podstawowej?”
Poetów.
(Pardon: Odpowiedzialnością za to, że pan magister mówi jakby nie chodził do szkoły podstawowej, należy obwinić współczesnych poetów.)
Pan magister farmacji mówi jakby nie skończył podstawówki? A gdzież tam! On widać pojął cały mistycyzm współczesnej poezji przewyższając mierne umysły wyrażające myśli pełnymi (logicznymi i poprawnymi gramatycznie) zdaniami.