Koniec przerabiania lektur
Poloniści zwracają uwagę, że w szkole lektur się nie przerabia, tylko je omawia. Skądś się jednak to określenie wzięło. Wydaje mi się, że dawniej, czyli za starej matury, można było sobie pozwolić na przerabianie dzieła, tj. jego swobodne interpretowanie, natomiast od czasu wprowadzenia nowych form egzaminowania należy teksty omawiać, czytać z tzw. zrozumieniem, inaczej nie trafi się w klucz. Sam kiedyś przerabiałem z uczniami wiele tekstów (zob. przykład), obecnie niczego nie przerabiam, tylko po bożemu omawiam.
Szkoła skończyła przerabiać lektury, natomiast na potęgę czyni to teatr czy film. Nie warto – z perspektywy nowej matury – zabierać uczniów do teatru, gdyż dzieło jest w nim tak przerobione (np. Szekspir jako manifest feministyczny), że uczniom może to poważnie zaszkodzić. Po obejrzeniu w teatrze dzieła nie trafią w klucz, chyba że polonista na lekcji wybije im teatralną wersję z głowy i naprowadzi na właściwy tor interpretacji, czyli omówi lekturę zgodnie z kluczem.
Do lamusa odeszło pytanie, co autor chciał powiedzieć, zastąpiło je bowiem oczekiwanie, co jest w kluczu. Starsi uczniowie, weterani edukacji, często chcą zaczynać omawianie lektur od zapoznania się z kluczem, czyli zbiorem twierdzeń odnoszących się do określonych fragmentów lektury, aby nie błądzić w poszukiwaniu sensów. Czasem to pragnienie młodzieży spełniam, dzięki czemu wszyscy natychmiast wiedzą, jaki jest sens tekstu, czyli są przygotowani do zdawania matury. Przez odpowiedni trening można ludzi nauczyć myśleć o literaturze wyłącznie kluczem, co właśnie robi się przez kilkanaście lat nauki. Klucz jest bowiem stosowany w czytaniu literatury już w klasie pierwszej szkoły podstawowej i trwa aż do matury.
Po takim szkoleniu absolwent nabiera przekonania, że literatura stanowi zbiór potwornych banałów i że więcej ożywczego tchnienia płynie ze starych skarpetek niż z jakiegokolwiek arcydzieła. Piszę o tym, ponieważ ze zdumieniem obserwuję, jak moja 7-letnia córka, której stopa jeszcze nie postała w szkole, pochłania książki. Zastanawiam się, ile trzeba lekcji, aby odrzuciła je ze wstrętem.
Komentarze
Dołujące, ale prawdziwe.
I tym sposobem nasz Gospodarz stał się klasykiem. Kto nie wierzy, niech przeczyta arkusz podstawy, język polski, „Biblia pierwszego kontaktu”, próbna matura 2010, czytanie ze zrozumieniem.Piszę z szacunkiem, bez ironii. Kazdy polonista, który chce nie być wytykany palcem przez dyrekcję, rodziców i uczniów musi uczyć pod klucz. Liczą się wyniki matur, a nie przygoda z literaturą,niestety.
Myślę również, że gdy córka Pana Dariusza zacznie szkolną edukację, Gospodarz pozna inne oblicze szkoły, nie te zza katedry. To jest wpisane w los nauczyciela, który, np. uczestniczy w zebraniu rodziców z klasy własnego dziecka. Wiem z własnego doswiadczenia.
Arkusz próbnej matury z 2010 roku jest ciekawy również ze względu na temat drugiego wypracowania. Autor „Lalki” przewidział, jak może się ustawić belfer na przykładzie pani Meliton.
A tak poważniej: Jaka lektura będzie przedmiotem tegorocznej matury poprawkowej? Stawiam na „Zbrodnię i karę”. A jakie sa Wasze typy, zwracam się do polonistów, szczególnie dorabiajacych w czasie wakacji korkami, ale nie tylko….
Czemu na polskim w 95% są tylko lektury, kanon lektur, omawianie, przerabianie. No i ciągle te same niezrozumiałe lektury. Jaki % uczniów jeszcze lubi ten przedmiot? Gdyby lekarze mogli, tak jak z WF pisać zwolnienia z tego przedmiotu, w liceum na polskim nie było by nawet 20% uczniów. No i współczuje polonistom, uczyć ciągle tego samego – można się istotnie szybko wypalić. Te urlopy zdrowotne to chyba spacjalnie dla nich.
„Zbrodnia i kara” odpada, bo nie napisał jej nasz rodak, chyba że analizujemy zabory. Ile lektur jest w kanonie? W całosci gora 5. Zatem z tym nauczaniem polskiego jest bardzo zle. Maturę pisemną a tym bardziej ustną z polskiego nalezy jak najszybciej zlikwidować. Nauka tego przedmiotu w takiej formie jak obecnie to strata czasu, a wynik matury prawie zadnej uczelni nie jest potrzebny.
Omawianie biblii musi odbywac sie po bozemu. POlonisci powinni pamietac o wyroku na Dodę i o procesach Nergala.
Literatura umiera, zwłaszcza w szkole. Swoją drogą wśród kolegów i koleżanek polonistek też. Obserwowałem ostatnio, co czytyli poloniści (zwłaszcza ci szkoleni w systemie (3+2) i zamarłem. Pasję do książek można próbować przekazać. Ja swoim uczniom w gimnazjum mówię wprost: to należy wiedzieć, rozumieć, a o „tym” ciekawie odnosili się… . Dzięki temu mam radochę, kiedy przed wakacjami proszą o ciekawe tytuły…
A system, że chory? Trudno. Skoro uczyczymy rozumieć czytać tekst, a nie rozumieć tekst, trzeba się z tym pogodzić. Ile młodzieży ma problem ze wskazaniem cytatu? odpowiedniego cytatu.
Ponadto popatrzmy na wydania lektur: marne Gregi i Zielone Sowy sic!
Kiedyś każdy belfer mógł przerabiać klucze do dziurki, jak mu na polonistyce w głowę wbili.
Dzisiaj musi głowić się o co chodzi w kluczu i wykazać inteligencją, jakie to możliwe interpretacje (a nie jak dotąd jedną jedyną, Pimkosłuszną, osobiście belfrową) kryją w sobie …słowa, wyrażające standard intelektualny.
To boli, nie każda głowa w dziurkę rozumu i wiedzy się wpakować umie.
A co dopiero przekonać innych – i to zwykłe, pozbawione władzy dzieci! – że klucze otwierają jakieś drzwi a słowo może wiele znaczyć!
Tym bardziej, że końca przerabiania papierowych dyplomantów szkółek polonistycznych na nauczycieli nie widać, przeciwnie.
Ale takich omówień próżno szukać w belferskich refleksjach nad losem uciśnionego urzędnika oświaty publicznej, co do żadnej dziurki, oprócz swej kabzy trafić nie potrafi ani chcieć – nie chce.
I co zrobić, jak nie chce, profesorze Pimko?
🙂 🙂 🙂
PS
A propos intelektualnej zdolności interpretacji standardów zawodowych (np. słów-kluczy) przypomniała mi się anegdota o kandydacie na profesjonalistę aktorskiego in spe, czyli egzaminie na wydział aktorski.
Kandydat proszony jest o zagranie smutku.
Robi smutną minę na 63 sposoby, pokazując, że nie umie grać.
Komisja łagodnie zachęca (bo kandydat ma ustosunkowane rekomendacje), idzie coraz gorzej, gość jest sztywny i smutek kojarzy mu się tylko z opuszczeniem kącików ust i grymasem (jak słowo-klucz z ‚uczeniem pod’ – belfrom).
Przewodniczący rekrutacji nie wytrzymuje i wali:
– z Pana jest drętwa dupa a nie smutna postać, niech Pan gdzieś jeszcze szuka szczęścia i szansy – za rok!
Kandydat promienieje autentycznym błogostanem i wypala:
– to znaczy jak mogę pokazać szczęście już teraz to będę przyjęty?
Niestety, umiejętności zawodowe i talent to nie robienie swoich pimkowych min celem interpretacji intencji martwego autora (to ośmieszające profesjonalizm: ‚co chciał powiedzieć’) , o czym wie każdy, kto musiał czymś profesjonalnym się wykazać, aby dostać poważną robotę.
Nie tylko w zawodowym teatrze, ale i w cywilizowanej szkole, nie skażonej publicznymi apanażami wydawanymi ziomalom spod dużego palucha.
Gospodarz napisał:
„Po takim szkoleniu absolwent nabiera przekonania, że literatura stanowi zbiór potwornych banałów i że więcej ożywczego tchnienia płynie ze starych skarpetek niż z jakiegokolwiek arcydzieła. Piszę o tym, ponieważ ze zdumieniem obserwuję, jak moja 7-letnia córka, której stopa jeszcze nie postała w szkole, pochłania książki. Zastanawiam się, ile trzeba lekcji, aby odrzuciła je ze wstrętem.”
A czy wcześniej, przed tzw. nową maturą, absolwent nabierał inne przekonanie i szkoła nie obrzydzała mu książek?
Wybór mamy taki: albo uczniowie będą pisali pod jeden powszechny klucz, albo pod klucz konkretnego nauczyciela/egzaminatora. I proszę wybaczyć, ale wszelkie narzekanie belfrów na słynny klucz nie odbieram inaczej jak swego rodzaju tęsknotę za nauczaniem pod klucz własny. Klucz odmienny, może szerszy, może dopuszczający więcej możliwości, a może mniej, może oryginalny, niebanalny, może wymagający pomysłowości, a może pozwalający też na oczywiste skojarzenia, a może nawet podobny do maturalnego. W każdym razie klucz własny i w mniemaniu belfra lepszy i dla młodzieży jedynie słuszny. Może i dobrze, że sami belfrowie czują się tym maturalnym kluczem zniewoleni, bo tak samo czują się uczniowie i mogą się razem w tym bólu jednoczyć. Wspólny wróg łączy. Tylko, że uczniom wszystko jedno pod jaki klucz mają pisać. Może nawet lepiej, że pod taki, pod który można się wykuć na blachę. Bo czy to wiadomo czy samodzielne interpretacje ucznia zostaną przez nauczyciela/egzaminatora potraktowane jako pomysłowe czy jako infantylne? Jest ryzyko. Więc lepiej dla bezpieczeństwa napisać sztampowo. A mając taki powszechny klucz bezpieczeństwo jest większe. Moim zdaniem jest to rozwiązanie sprawiedliwsze, bo wszystkich uczniów dotyczy jeden identyczny klucz.
Panie Dariuszu 🙂 jeśli mogę się zwrócić tak nieformalnie, tym razem, mówiąc kolokwialnie, Pan przegiął. Nie wierzę, że uczy Pan „pod klucz”, gdyż pod „te klucze” uczyć się nie da. Jedyne co trzeba, i sądzę, że doskonale Pan o tym wie, to pokazać uczniom, jak właściwie czytać tematy maturalne i w jaki sposób konstruować tekst matury pisemnej.
Jestem wrogiem nowej formy matury z języka polskiego od jej samego początku, ale to nie powód, abym udawała, że wymaga ona uczenia pod klucz. Bo na litość, jaki ma być klucz, jeśli temat wymaga np. scharakteryzowania i porównania ze sobą dwóch bohaterów/ek. Tego nie da się napisać na kilka sposobów, chyba, że piszący zacznie fantazjować….
Kiedy zaczynam przyuczać uczniów do tej formy wypowiedzi pisemnej (inaczej nie da się tego określić) zawsze mówię, że jest to najłatwiejszy egzamin w ich życiu i że oblać go można tylko na własne życzenie. A poza tym uczę po staremu, „przerabiając” lektury 🙂
Czytam w Rzepie:
„w spółce etatowców było 2,38 tys.”
„W II kwartale wyniosły 7,82 tys. zł”
„2,38 tys.” to 8 znaków i jedna spacja.
„2380” to 4 znaki.
Nauczyciela jakiego przedmiotu powinienem obwinić za tfórczość debila z Rzepy?
Gdyby wziąć tematy ze starej matury i formę sprawdzania z nowej byłoby super. Praca maturana na wolny temat, cos argumentującego, minirozprawa, esej lub przekrojówka oceniana przez osoby z zewnątrz to system idealny. Stary system promiował fantazjowanie, niestety nauczyciele często sprawdzali prace swoich lub obniżali oceny uczniów koleżanek lub podnosili średnią szkole… Teraz tego syfu nie ma. Pojawił się inny. Po co czytać problemowo jak mam schemat? w związku z tym uczniowie idą na łatwiznę…
Może kogoś tu zainteresuje przyszłość edukacji, a przynajmniej przyszłość jednej z gałęzi edukacji, czyli wykłady online:
https://www.coursera.org/
https://www.edx.org/
http://www.udacity.com/
http://www.khanacademy.org/
Michale,
sorry, ale moim skromnym zdaniem się mylisz.
Zdawałem tzw. starą maturę z polskiego i jej zaletą było to, że można było popłynąć i pisać de facto nie pod żaden klucz, tylko to co chciałem (oczywiście zgodnie z tematem) i wybieram książki, które chciałem.
Nie interesowało mnie, czego oczekuje nauczyciel.
Stara formuła matury z polskiego dawała wolność, nowa zniewala.
Może to wymóg nowoczesnych czasów, gdzie zniewolenie i zniewalanie jest w modzie (dress code, zakusy państwa i różnych prawaków i lewaków, by uszczęśliwiać grubych/palących/pijących/ itd)
A i jeszcze jedno, dlaczego z góry zakładasz, że każdy nauczyciel pragnie zniewalać młodym i wtłaczać im jedynie słuszne swoje postawy.
Ja np. zawsze studentom każę się kłócić ze mną, krytykować i wytykać błędy:)
Nauczanie pod testy.
W co drugiej firmie, a niedługo pewnie w każdej będzie wprowadzony jakiś system kontroli jakości. Taki system może zdziałać cuda. Zarówno jako narzędzie rzeczywiście poprawiające jakość wyrobów czy usług ale także jako zasłona dymna dla idiotów i pospolitych przestepców. Mogę przygotować każdy zakład do audytu w taki sposób, aby przedsiębiorstwo przeszło wszelkie testy i „zaliczyło” a więc uzyskało dowolny certyfikat w pierwszym, góra drugim podejściu. Zwykle organ certyfikująco-audytujacy chce tylko uzasadnienia swojego istnienia i jego podkładką jest wysmażenie listy uchybień „danej klasy”, na tyle nieznacznych, że nie bedą wymagały jakiejś strasznej inwestycji ani wielkiego nakładu pracy ale będą stanowiły „dowód” staranności audytu.
Pic na wodę na który wszyscy się godzą – do pierwszej większej wpadki. Przed którą żaden system kontroli jakości nie uchroni jak ludzie będą nieuczciwi. Etycznym pracownikom żadne ISO nie są do niczego potrzebne. Wystarczy podstawowa znajomość statystyki, osobista uczciwość i działający rynek pracy, na którym pracownik zmuszany przez kierownictwo do kantów zawsze znajdzie sobie innego pracodawcę.
Inna sprawa, gdy w danym zakładzie nie pracuje nikt, kto miał kiedykolwiek w ręce książki Deminga, Jurana czy Montgomeryego.
Wtedy najgłupszy audytor przyniesie do firmy jakąś formę kaganka oświaty.
Testy, tak jak nauczyciel i szkoła są potrzebne tylko tam, gdzie poziom oleju w głowie jest niższy od zawartości tegoż oleju w głowach układaczy testów, danego nauczyciela czy danej szkoły.
Szkoły, nauczyciele i testy są prawie zawsze dobre na najniższym poziomie, gdzie rodzice i ich dzieci mają niewielki kapitał społeczy. Ze zwiększaniem się tego kapitału pożytek z coraz większej liczby szkół będzie stawał się coraz bardziej problematyczny.
Weźmy poziom dobrego ucznia w dobrym liceum pochodzącego z rodziny dobrze wykształconych, dobrze zarabiających, ambitnych i kulturalnych rodziców. Szansa szkoły używającej testu wykalibrowanego pod średnią z 350 tysięcy uczniów maturzystów na intelektualne pobudzenie takiego ucznia jest niewielka.
Ale z drugiej strony taki uczeń, podobnie jak inteligentny inżynier w zakładzie, nie powinien mieć żadnych kłopotów z durnym systemem.
Gdybym był nauczycielem w dobrej szkole to robiąc oko do uczniów „przerobiłbym” z nimi jedną lekturę „pod audytora” i powiedział: „Jak chcecie przejść audyt/zdać maturę – róbcie tak samo w przypadku następnej lektury. A ja proponuję wam inteligentniejsze podejście, gdyż chyba ani wy ani ja nie mamy zamiaru sobie w czasie naszych spotkań peklować mózgów w wywarze dla średniaków.”
Wyobrażam sobie, że w „dobrej klasie” starczy czasu na oba warianty, ale oczywiście mogę się mylić. Religia über alles.
A więc uczyć „pod klucz” czy „nie pod klucz” zależy od względnego poziomu klucza i danego ucznia. Branego „z kopytami” czyli z jego warunkami rodzinnymi i dotychczasowymi doświadczeniami.
Ciekawą ilustracją tego samego dylematu jest tocząca się właśnie w USA walka o zmiany w systemie opieki zdrowotnej. Argumentem przeciwko są osławione oskarżenia o „komitety wydające wyroki śmierci”. Takimi komitetami straszy się szczególnie emerytów wmawiając im, że „państwowa służba zdrowia będzie szukała oszczędności (bo inaczej się zawali) i w związku z tym będzie zastępowała decyzje lekarzy decyzjami niewykwalifikowanych urzędasów tworzących owe „komitety śmierci”. Urzędas będzie kierował się „durnym przepisem napisanym dla mas” zamiast „dobrem indywidualnego pacjenta”, tak jak teraz robi to podobno lekarz. Krytycy nigdy nie wspominają o tym, iż w starym systemie lekarz ma do dyspozycji swoje doświadczenie i medyczną wiedzę plus np. zdjęcie rentgenowskie tego jednego pacjenta. A w nowym systemie pracuje się nad ogromną bazą danych dającą lekarzowi dostęp do wniosków płynących z milionów podobnych przypadków w postaci wskazówek, a nie jakichś „wyroków na staruszków”. Co ma mu umożliwić rozważenie np. ryzyka spowodowanego jakimś testem czy badaniem w odniesieniu do potencjalnych korzyści z dodatkowej informacji.
Podobnie jak w przypadku szkoły uważam, że dla młodego lekarza bez doświadczenia, być może nie najzdolniejszego, taka ekspercka baza danych może okazać się pomocna. Tak jak szkolny test dla słabeusza. Mądry, z wielkim doświadczeniem lekarz być może nie będzie odnosił jakiegoś wielkiego pożytku z tej nowopowstającej bazy danych/systemu eksperckiego.
grześ
13 sierpnia o godz. 20:44
napisał:
„Zdawałem tzw. starą maturę z polskiego i jej zaletą było to, że można było popłynąć i pisać de facto nie pod żaden klucz, tylko to co chciałem (oczywiście zgodnie z tematem) i wybieram książki, które chciałem.
Nie interesowało mnie, czego oczekuje nauczyciel.
Stara formuła matury z polskiego dawała wolność, nowa zniewala.”
Ktoś kto rozwinął się twórczo, przedstawił wiele własnych przemyśleń i zdał dobrze starą maturę – nie dziwię się, że może ją chwalić i ganić nową. Być może trafił na egzaminatora, którego osobisty klucz nie był tak wąski jak obecny. Być może te osobiste klucze w przypadku bardzo wielu egzaminatorów sprowadzały się do kryterium, które określiłeś jako ‚pisanie zgodnie z tematem’. Nie wiem. Gorzej jeśli ktoś przedstawił myśl, która nie mieściła się w kluczu danego egzaminatora. Np. jako uczeń przedstawiłem na lekcji myśl, że Klaudiusz z Hamleta może nie być tak czarnym charakterem za jakiego się go uważa, bo motywem jego zbrodni mogło być zakończenie wojennej polityki brata a zapoczątkowanie pokojowej w trosce o ojczyznę. Usłyszałem, że można, ale tak się nie interpretuje. Dla kogoś może to być myśl oryginalna, dla innego infantylna za którą obniży ocenę. Nie wiem jak zostałoby to potraktowane na starej maturze i czy przez każdego egzaminatora tak samo. Na nowej wiem, że jak jest w kluczu to dobrze, a jak nie ma to źle. Prosta sprawa.
No właśnie. A wg czego, jeśli nie wg osobistych kluczy, wystawiane były oceny? To nie było przecież zdał/nie zdał, ale na ocenę, prawda? Czy były jakieś kryteria poza ‚pisaniem zgodnie z tematem’? Czy były ostrzej wyrażone niż klucz na nowej maturze?
„A i jeszcze jedno, dlaczego z góry zakładasz, że każdy nauczyciel pragnie zniewalać młodym i wtłaczać im jedynie słuszne swoje postawy.”
Taka jest natura szkoły. Nawet jeśli nauczyciel mówi uczniom inaczej i sam o sobie tak nie myśli. Nauczyciel i tak występuje w potrójnej roli: nauczając, wydając polecenia i oceniając. Nawet jeśli jest miłym i lubianym człowiekiem jako nauczyciel musi namierzyć wszelkie braki uczniów by je uzupełnić, a z drugiej strony musi wszelkie braki ukarać negatywną oceną. Współpracuje z uczniem i jednocześnie to on ocenia wyniki tej współpracy. Może się bardzo starać być obiektywnym, ale staje się sędzią we własnej sprawie. Stąd jest zrozumiałe, że podczas tej współpracy uczeń musi uważać by postępować tak, by ocena wypadła pomyślnie. Musi wyczuć na ile może sobie pozwolić. Czym zabłyśnie a czym się zbłaźni. Jedni nauczyciele pozwolą na więcej, a inni na mniej.
W czym problem napisał: „Gdybym był nauczycielem w dobrej szkole to robiąc oko do uczniów ?przerobiłbym? z nimi jedną lekturę ?pod audytora? i powiedział: ?Jak chcecie przejść audyt/zdać maturę ? róbcie tak samo w przypadku następnej lektury. A ja proponuję wam inteligentniejsze podejście, gdyż chyba ani wy ani ja nie mamy zamiaru sobie w czasie naszych spotkań peklować mózgów w wywarze dla średniaków.?
Wyobrażam sobie, że w ?dobrej klasie? starczy czasu na oba warianty, ale oczywiście mogę się mylić.”
Właśnie o tym pisałam i tak robię. I da się tak nawet w „słabej” klasie, pod warunkiem, że traktuje się uczniów poważnie, jak osoby dorosłe i wyjaśni im, od samego początku, zasady, które będą obowiązywały. 🙂
Jak trafne w dzisiejszych czasach jest przysłowie:
UCZ SIĘ, UCZ, BO NAUKA TO POTĘGI KLUCZ!
o ironio!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
W czym problem?
Polecam MIT- http://ocw.mit.edu/courses/.
Podobno khanacademy nasi już tłumaczą. Pokazałam kiedyś dzieciom (gimnazjum). Kiwali głowami, że bardzo fajne.
Dawniej maturę zdawał dużo mniejszy procent młodzieży, elita. Dla nich matura z kluczem byłaby całkiem bez sensu. Obecnie większość młodzież zdaje maturę i idzie na studia. Nic dziwnego, że jej poziom się obniżył. I obniżył się też ogólny poziom młodzieży studiującej. Ale w tej całej masie dalej jest jakiś procent tych najlepszych, tylko nie wiem czy na tej ogólnej bylejakości nie tracą.
Jak to jest, że nie będąc nigdy uczonym pod klucz, byłem w stanie w się w niego „wstrzelić” na ponad 90% z matury rozszerzonej? Może ten mityczny klucz to tylko wymówka dla lenistwa uczniów, nauczycieli? Jak inaczej nazwać rozpoczynanie omawiania lektur od zapoznawania się z kluczem?
Oczywiście, że racje ma mash, nigdzie nie jest napisane, żeby uczyć pod klucz. Więcej, jest napisane wielokrotnie, żeby nie uczyć, i wszystkie autorytety mówią, uczenie pod klucz to zbrodnia.
Nasz pan profesor też jakby wiedział, że pod klucz to nie najlepiej, wspomina stare czasy, jak się pod klucz nie uczyło, ale cóż, coś we łbie każe mu pod klucz uczyć i się do tego publicznie przyznawać.
Co to może być, to coś, co go pcha do błędnego niezgodnego z celami nauczania działania.
Ja wiem co to jest, to jest, że wbiło mu się do łba, że celem nauki w szkole średniej jest zdanie matury z jak najlepszym wynikiem i że trzeba do tego celu dojść przy pomocy wkuwania na blachę a nie zrozumienia. Tak, można wkuwać na blachę polski i nasz wspaniały polonista jest mistrzem tej sztuki w renomowanym nie wiedzieć czemu liceum.
To dlatego, mimo że wie że źle robi, robi dalej, inaczej nie potrafi:(((((
Uważajcie rodzice, takich nauczycieli w szkołach publicznych jest więcej, może się waszemu dziecku przytrafić. Co ja mówię, przytrafi się na pewno statystycznie bo większość tak myśli można stwierdzić czytając tego bloga.
Apelujcie do władz o przekształcanie szkół w niepubliczne, będzie szansa na selekcję nauczycieli zamiast selekcjonować uczniów do takich szkół jak naszego gospodarza.
Mash
14 sierpnia o godz. 9:38
– – –
Strzał w dychę.
Właśnie tak to jest, jak piszesz.
Belferskie obłudne biadania nad gnębiącymi i krępującymi standardami są kopią taktyki sabotażu, jakie zna każdy kto prywatyzował jakikolwiek zakład z załogą upasioną latami na państwowym.
To typowa taktyka socjopatopsychologiczna (jedna z kilku i wszystkie są przewidywalne i zbadane do bólu w praktyce rynkowej) reakcji grup społecznych na zmiany wymagające starania o to , co było dotąd za darmo.
I typowy przedmiot zarządzania patologiami organizacyjnymi.
BTW, dyskusja z taką postawą jest jedynie przedłużaniem agonii lub eskalacją skali nieuchronnej katastrofy.
Rozwiązania w tej fazie są jedynie systemowe i chirurgiczne, a mówiąc prościej – nadejście Gajowego Maruchy wraz z jego instrumentami naprawczymi.
Oczywiście starsi belfrzy Gajowego znają, więc opóźniają tylko swe lądowanie za ladą warzywniaka.
Za pomocą nietrafiania na etacie żadnym kluczem do żadnej dziurki, dopóki ktoś słucha bzdur, że klucz powyginany.
Nie dajmy się zrobić w ten ambergold belferski…hihi.
Pozdrawiam.
Może dlatego, e poziom rozszerzony jest łatwiejszy niż podstawowy:P
Obawiam się, że określenie „przerabianie lektur” pochodzi nie od słowa „modyfikacja” ale od słowa „przerób” określającego wielkość produkcji seryjnej polegającej np. na bezrefleksyjnym pakowaniu czegoś w pudełka. Tak jest to też traktowane przez uczniów. Normalny cykl produkcyjny: wypożyczyć, przeczytać, omówić, oddać ….i następna.
‚ukarac oceną’ Piekne. I jakie polskie. I pedagogiczne.
A może niech te najlepsze uniwersytety i szkoły wyższe będą za darmo i niech przyjmują najlepszych absolwentów. A jak ktoś chce mieć dyplom z byle jakiej uczelni z Koziej Wólki, bo poziom reprezentuje mizerny to niech płaci.
W 2008 r postaniowiono faktycznie sprawdzić, czy nową maturę może zdać każdy i przeprowadzono eksperyment. Oto wyniki:
„Antoni Libera wprawdzie zdał egzamin, ale na tyle słabo, że z pewnością nie dostałby się na studia polonistyczne. Zgubiło go to, że w swojej pracy nie umieścił wymaganych przez klucz informacji, takich jak charakterystyka postaci oraz terminologia teoretyczno-literacka. Jego esej był zbyt oszczędny w słowach, a zarazem zbyt pełny znaczeń, by wyczerpać wszystkie informacje, jakich wymaga klucz. Pisarzowi nie pomogło nawet to, że udowodnił, iż doskonale zrozumiał znaczenie analizowanego tekstu. Otrzymał więc jedynie 26 na 40 możliwych punktów.
Drugi „maturzysta” DZIENNIKA – profesor Marcin Król sromotnie oblał egzamin. Jego praca miała jedną, ale całkowicie ją dyskwalifikującą wadę – była o 16 słów za krótka. Takiego eseju nawet się nie sprawdza.
Profesor Król dostał zaledwie 18 punktów na 50 możliwych. Nie zastosował się bowiem do klucza i nie zdefiniował, kto jest podmiotem lirycznym wiersza „.
Panowie pisali nie na temat, rozwlekle,nie wykorzystując sprawnośco czytania ze zrozumieniem. A taką sprawnosć miała w założeniach wykształcić nowa matura, gdy w badaniachz lat 90-tych wyszło, że owszem Polacy potrafią się wypowiadać, ale niekonkretnie i nie na temat, czyli większa część społeczenstwa nie „czyta ze zrozumieniem”. Lanie wody jest w sumie nikomu dziś niepotrzebne. Od większości wymaga się konkretów.
To tyle w kwestii obalania mitów, a propos kluczy i nowej matury. Mnie ten eksperyment przekonuje.
Przecież to jest jasne jak drut i proste jak słońce. Rewolucjonistów w szkole, tak jak w każdej dużej organizacji, prawie się nie spotyka. Niekompatybilność DNA. Ogromna wiekszość pracowników korporacji to korpomrówki. A dla korpomrówek najważniejsze jest jak najlepsze wstrzelenie się w oczekiwania zwierzchika. Kierownik czy dyrektor to też taka sama korpomrówka i myśli tak samo. Inaczej założyłyby swoją firmę/szkołę i „robił na swoim”.
Tak więc kluczem są kryteria oceny nauczyciela/dyrektora/szkoły.
Może ktoś wypowie się:
1/ jak oceniane są szkoły
2/ kto ocenia szkoły
3/ jakie są kryteria oceny
4/ jakie są konsekwencje złej lub dobrej oceny szkoły
5/ czy i jak ocena szkoły łączy się z indywidualną oceną nauczyciela i/lub dyrektora
Ja szukam połączenia pomiędzy teorią a rzeczywistymi metodami, które mają motywować nauczycieli. Można sobie opowiadać dowolne bajki o uczeniu czy nie uczeniu pod klucz ale za co się faktycznie nagradza a za co karze?
W pracy dziesiątki razy miałem do czynienia z podejściem schizofrenika (przynajmniej w dawnym, popularnym rozumieniu tego słowa). Głośne i manifestowane poparcie dla wszelich naukowo uzasadnionych, statystycznych metod. Tak długo, jak nie prowadzą do zbyt dużych (oczywiście w/g pana kierownika) kosztów. Jakość tak, ale najlepiej za darmo. Uczciwość tak, ale najlepiej, aby na wykresie SPC nie było żadnych „podejrzanych punktów”. Panika i przerabianie albo ukrywanie dokumentacji przed i w celu „przejścia audytu”. Papierkologia mająca zastąpić i ukryć rzeczywiście konieczne zmiany. Ocenianie dokumentacji i „procesów” stanowiące 90% oceny zakładu a rozmowa z pracownikami i ocena ich zachowania i motywacji „jakościowych” relegowana do (może) 10% końcowej oceny. Itd., itp.
Cały koncept standaryzowanego testowania całej populacji maturzystów w Polsce według tego samego zbioru zadań musi mieć swoje konsekwencje. Oraz swoje powody.
Czyżby szkoła miała za zadanie wyposażyć młodego człowieka w kamizelkę kuloodporną chroniącą go przed „niebezpieczeństwami życia”? A matura miała być elementem takich „zbrojeń”? Bez matury nie da sobie rady a z maturą da?
W USA co stan to inne wymagania i stopień trudności egzaminu na prawo jazdy. A korelacji z liczbą śmiertelnych wypadków żadnej. Wiek i płeć kierowcy dużo ważniejsze.
Pracodawca chce mieć gwarancję, że jak kandydat ma maturę to co umie? MEN pytał się pracodawców jaki pracownika chcą otrzymać? MEN pytał się „społeczeństwa” jaki produkt chce dostać za swoje pieniądze?
Według mnie „system” w Polsce, ale nie tylko, gdyż w USA słyszę identyczne narzekania, produkuje takich a nie innych absolwentów w pewnym oderwaniu od wszystkiego. Potrzeb rynkowych, stanu wiedzy pedagogicznej, psychologicznej, przewidywań co do przyszłości, dotychczasowych doświadzczeń, etc. Jak zbiornikowiec, którym bardzo ciężko sterować, powoli zmienia kurs.
Jakość nauczyciela jest tylko jednym z czynników czy „problemów”.
Selekcja, ocena, motywacja nauczycieli … masa trudności.
Oczywiście, że najłatwiej byłoby rozbić „molocha” i zastąpić go tysiącami lokalnych, dobranych i dostrojonych do lokalnych preferencji szkół. Finansowanych lokalnie, bo niby dlaczego Janek-ateista ma płacić Kasi za lekcje religii jej dzieci. A Kasia nie ma powodu aby płacić dzieciom Janka za naukę o aborcji i siedmiu pozycjach seksualnych, (w tym dwóch na kolanach) w jakich Janek chciałby ale już nie może ze swoim kafelkarzem i trzema Ukrainkami.
Ciekaw jestem jak w takim systemie ma nie dojść do rozwarstwienia na amerykańską modłę na szkoły na bogatych i dla biedaków?
Lokalne finansowanie, lokalna odpowiedzialność, lokalne programy, lokalny system motywacyjny, lokalna organizacja, bardzo duża rola rodziców-płatników, bardzo dobre dopasowanie „produktu” do zapotrzebowania.
Wszystko to, co napisałem powyżej „globalne” i mamy przeciwieństwo.
Tylko ten podział na biednych-głupich i mądrych-zamożnych…
@ Baba, 14 sierpnia o godz. 15:04
Przykład świetny, tylko zupełnie na co innego.
Otóż dowodzi on tylko znanej nauce o ludzkich zachowaniach prawdy, że ani wiedza ani kompetencja nie pomogą, gdy nie jest określony jasno i jednoznacznie cel i zasady gry oraz kryteria motywacyjne sukcesu i porażki.
Niestety, współczesne narzędzia rozwojowe są nakierowane na cel i działają tylko w takich warunkach, inaczej – stają się brzytwą w rękach małpy.
Nawet najpiękniejszego cadillaca nie zarejestruje się w Polsce bez dokonania w nim zmian atestacyjnych, co nie przeszkadza, że jeździ się nim i nad Wisłą i w USA – wspaniale.
Dopóki wszyscy nie zaczną jeździć po drogach bez atestacji i widocznych, wzajemnie zrozumiałych migaczy, wtedy katastrofa pewna.
To, że Libera mając już przecież maturę nie napisał w normatywnym standardzie, nie znaczy że maturzysta niezdolny obecnie do spełnienia standardu, stanie się tym samym – nowym Liberą.
Pozdrawiam.
Gekko,
nie zgadzam się z Tobą. Podtrzymuję. Pozdrawiam 🙂
Chętkowski kluczy.
@ Baba_, 14 sierpnia o godz. 21:28
– – –
I co z tej niezgody wynika i w jakiej sprawie, że aż o tym uprzejmie donosisz?
Tak ogólnie się nie zgadzasz czy z czymś konkretnie?
Rozmowy ustalające stan zgody nie prowadzą do niczego.
I tak Libera_lizm nie boi się standardów.
Też pozdrawiam 😉
W czym problem.
Ocena nauczyciela: podstawa prawna i przykłady kryteriów oceny nauczyciela opracowane przez szkoły.
http://www.dbp.wroc.pl/linki/index.php?title=Ocena_pracy_nauczyciela
W czym problem
Ocena szkoły
http://www.nadzorpedagogiczny.edu.pl/action/download/2/1
Drugi PDF polecam.
I jeszcze
http://www.npseo.pl/action/externalevaluation. Przepraszam, że tak wyszło na trzy wpisy.
@Jola
Czy wiadomo ci aby ktoś próbował skorelować „oficjalne” rezultaty ocen z „głosowaniem nogami” przez rodziców/uczniów?
Mądrość ludowa mówi, że „ludzie swoje wiedzą” i wciskają swoje pociechy do pewnych szkół.
Czy ktoś próbował zweryfikować tę „mądrość”?
Czy ludziska są głupiutkie i lecą jak owce za modą/plotką?
Czy jednak ich „dotkliwe doświadczenia na swojej skórze plus nos w połączeniu z informacjami z magla i z zieleniaka” zawstydzają wszystkie te pięknie zredagowane, oficjalne kryteria ocen?
Czy prasowe rankingi szkół jakoś korelują z oficjalnymi?
Z „mądrością ludową”?
No i na koniec.
Jak się te wszystkie oceny przekładają na zwiekszanie/zmniejszanie liczby etatów nauczycielskich i dochodów samych nauczycieli?
Na ich satysfakcję z pracy? Na ich warunki pracy?
Bo jak tutaj ni ema żadnej korelacji to wszelkie piekne kryteria można sobie o kant rozbić.
Kiedy jest mowa o egzaminach z kluczem, przypomina mi sie nastepujaca dykteryjka, ktorej bohaterem byl Niels Bohr. Na jakims egzaminie z fizyki ogolnej padlo pytanie: Jak by pan zmierzyl wysokosc budynku w ktorym odbywa sie ten egzamin, uzywajac barometru. Bohr odpowiedzial: zmierzylbym barometr i uzywajac go jako miarki moglbym zmierzyc wysokosc budynku. Ktos mruknal dowcipas, i zapytal sie czy Bohr moglby podac inna metode. Oczywiscie. Wzialbym barometr, poszedlbym na dach, puscil barometr, zmierzyl czas swobodnego spadku i, znajac przyspieszenie ziemskie obliczylbym przebyta droge, czyli wysokosc budynku.. Moglbym tez uwiazac barometr na sznurku i zrobic z niego wahadlo. Poniewaz przyspieszenie ziemskie zmienia sie z wysokoscia moglbym znalezc okres wahan na ziemi i na dachu i z roznicy wydedukowac wysokosc budynku. Za ktoryms podejsciem, kiedy bylo jasne, ze Bohr nie chce odpowiedziec na pytanie w sposob oczekiwany, padlo pytanie, dlaczego. Na to Bohr odpowiedzial Dlaczego mam odpowiadac tak, jak CHCE komisja egzaminacyjna? Dlaczego inne, porawne odpowiedzi, nie moga byc uznane za dobre?
Jak mawiali starozytni Teutonowie Da liegt der Hund begraben.
Egzaminy z kluczem maja tylko jedna poprawna odpowiedz.
@Jola
Linki, które podałaś(i to co w nich) powstały żeby obecna wiceminister Berdzik i jej kumple mogli dostać swoją (wielką unijną!) kasę i tylko po to…;-) Podobnie jak inny zespół za tzw.EWD!!!
Co jest warta p.Berdzik(i jej protegowani oraz kumple) można znaleźć w dziale edukacji „Rzeczpospolitej” (www.rp.pl)!.Polecam!
Trzeba sprawiedliwie przyznać że tym razem:
„w czym problem?, 15 sierpnia o godz. 21:29”
trafnie ujął istotę syndromu małpy posługującej się brzytwą, na jakiej opiera się funkcjonowanie tego systemu i jego belferskich beneficjentów.
Narzędzia zmałpowano zręcznie, brakuje tylko „feasibility” rozumnego wdrożenia przez kompetentną i właściwie zarządzaną kadrę…który to brak jest cechą systemu immanentną.
xbelfer
15 sierpnia o godz. 22:11
– – –
Bynajmniej.
Pytanie do Bohra nie było pytaniem z kluczem, taka jest jedynie interpretacja postaw komisji – na użytek anegdoty 😉
Jak jednak widać właśnie z tej z anegdoty i bez formalnego klucza można, zgodnie z widzimisię woluntarystycznej postawy osobniczej „uwalić” kreatywnego kandydata, albo promować idiotę – i tak było dotąd i tego żałują belfrzy, bo ta władza była tylko w ich rękach i nie do rozliczenia.
Klucz natomiast, oficjalnie podany i jednolity, umożliwia t a k ż e obiektywną weryfikację kompetencji kadry.
Kompetencji do OTWIERANIA tym kluczem umysłów i ZAMYKANIA woluntaryzmu ocen.
Słowo-klucz, a jakże, otwiera możliwości interpretacji, ale jest to trudniejsze i wymagające RZETELNEJ pracy z uczniem oraz AUTENTYCZNYCH umiejętności intelektualnych i pedagogicznych.
Dla przykładu, proszę sobie zauważyć, jaką wymowę mają dywagacje prasowe o gościu z ambergoldu, jeśli (co nagminne) NIE padnie w tekście słowo-klucz: oszustwo.
Bez tego słowa interpretacja faktów i rzeczywistości nabiera zgoła odwrotnego do prawdy znaczenia.
Natomiast, gdy opisujemy to jako oszustwo, to nie zawęża interpretacji (kto głupszy: pospolity łomiarz-oszust finansowy, chciwi głupcy wpłacający mu kasę, czy
państwo, udające głupiego aby ukryć oczywistą korupcję urzędników odpowiedzialnych za bezczynne strzeżenie gwałconego prawa. Nie wyrokuje to słow-klucz, kto winien i co zrobić by zapobiegać, ale nie pozostawia wątpliwości że jest przestępstwo i konieczność działania.
Bez słowa klucza natomiast, sytuacja się rozmywa i zmierza do ulubionego przez manipulantów wniosku „Polacy, nic się nie stało”.
I to właśnie jest jedyna interpretacja, jaką wmanipulowuje się ludzi pozbawionych klucza.
Nic się nie stało, więc wszystko można, a skoro tak, to o wyniku decyduje widzimisię.
Na przykład widzimisię belfra w komisji na maturze, jak to było kiedyś, albo, w sprawach oszustw, prokuratora, co mu widzi się albo nie widzi, że postępowanie wymaga wdrożenia.
Dlatego, jak ktoś słusznie zauważył, belfrzy wolą kluczyć tak, aby łamać niewygodne klucze w dziurce i uniemożliwić podglądanie, jaką ta dziurka w głowie belferskiej próżnię kryje… co ma tym sposobem przełożyć się na zupełnie odwrotny stan belferskiej kieszeni, wypełnionej publiczną kasą.
Na tym właśnie gumniany, homosowietyczny system dojenia polega. Również w publicznej oświacie.
Salute.
xbelfer 15 sierpnia o godz. 22:11
Nie wiedziałem o związku tej „urban legend” z Bohrem. Ale jest mi przyjemnie zaraportować, że bezczelnie użyłem jej zmodyfikowanej wersji na moim pierwszym amerykańskim interview. Prezydent firmy w pewnym momencie obwieścił, że teraz przyszła pora na „pytania aplikanta”. Wiedząc jakim łebskim człowiekiem był mój rozmówca (i wtedy i teraz bardzo mi imponuje jego wiedza i powodzenie w biznesie, chociaż już tam nie pracuję) postanowiłem przetestować jego poczucie humoru i zapytałem się czy potrafiłby zmierzyć za pomocą mikroprocesora długość biurka, przy którym siedzimy…
@Zosia
Niestety, albo stety. Gdyby tylko chodziło o kasę dla pani minister to pal sześć. Ale ocena pracy szkoły dotyka mnie bezpośrednio. Chociaż jeszcze jej u nas nie było, ale już się do niej przygotowujemy.
@W czym problem
W moim mieście funkcjonuje świetny ekonomik. Opinie pań z zieleniaka, ranking szkół średnich (prasa) i ubiegłoroczna ocena szkoły są tu zgodne. Szkoła ma tak dobrą opinię, że rodzice wolą posłać dzieci tam, a nie do miejscowego ogólniaka, który stracił na opinii (magiel). Jednak dla powiatu nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ z braku kasy i tak tnie po oddziałach i co za tym idzie pensjach nauczycieli a nawet i całych etatach. To tyle, jeżeli chodzi o przekładanie się tych wszystkich ocen na dochody nauczycieli.
Re Gekko 23:34 Pytanie do Bohra nie było pytaniem z kluczem, taka jest jedynie interpretacja postaw komisji ? na użytek anegdoty
Alez Gekko – padlo pytanie ze strony komisji: dlaczego Bohr nie chcial udzielic „poprawnej” odpowiedzi! Wiadomo, ze cisnienie powietrza zmienia sie wykladniczo z wysokoscia i „oczekiwana” odpowiedzia byl wlasnie pomiar cisnienia u podstawy budynku i na dachu i stad znalezienie wysokosci budynku.
Inaczej angdota nie ma sensu.
PS Inna rzecz, czy cala historyjka jest apokryfem, czy nie. Se non ? vero, ? ben trovato 🙂
@ xbelfer
16 sierpnia o godz. 14:37
– – –
Zwróć uwagę, że pytanie „JAK by Pan zmierzył” jest pytaniem kompetencyjnie otwartym (czyli w założeniu implikuje badanie opinii a pośrednio – umiejętności – i jest to skądinąd założenie metodycznie błędne, że zadziała). Odpowiedź na takie pytanie można oceniać wyłącznie w kategoriach polemiki z opinią a nie zgodności z normą. A już na pewno nie świadczy ta odpowiedź o umiejętności mierzenia.
Nie jest to więc pytanie normatywnie oceniające typu „Jak NALEZY zmierzyć…”. Tak że – nie upoważnia do oceny wiedzy.
Ale to oczywiście analiza merytoryczna kompetencji komisji a nie Bohra i to jest dla belfra ciekawsze 🙂
Poważnej nieco mówiąc, zgadzam się rzecz jasna, że to anegdota-apokryf zapewne, mająca wykpić rzekomy absurd norm i standardów wobec mądrości i lotności nieskrępowanego umysłu naukowca.
Niestety, wykpiwa jedynie wynik powierzania małpie brzytwy, czyli komiczny efekt badania poziomu kompetencji przez niekompetentnych belfrów 🙂
Myślę, że taka nauka z tej opowiastki także wynika – i jest jednym ze sposobów „mierzenia wysokości budynku barometrem” o którym belfrzy nie wiedzą, że nie wiedzą.
Pozdrawiam 🙂
Dyskusja na temat klucza maturalnego jest nieporozumieniem, bo w mojej wieloletniej praktyce polonistycznej nigdy nie zwróciłem uwagi na to, żeby kogokolwiek on ograniczał. Jeśli którykolwiek polonista narzeka na „klucz”, znaczy, że zwyczajnie nie ma pojęcia, o co chodzi w „nowej” maturze. W swojej niechęci do „kluczy” „zbiorów odpowiedzi” itd. zapomina się często, że nad tekstem literackim umieszczony został temat, a ten precyzyjnie określa, o czym pisać… I jeszcze jedno – jakoś nigdy mi się nie zdarzyło, żebym przeczytał genialną interpretację tekstu, która jest „poza kluczem”.